Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 17-08-2016, 04:41   #67
Pipboy79
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Kaarel Cotant - krótko ścięty brunet


Rehabilitacja; rozmowa z Mordaxem



- No. Myślę, że by się ucieszyła. Fajnie mieć kogoś. - kiwnął głową Cotant słysząc o pomyśle starego drucha by adoptować poległą dziewczynę. Faktycznie ze względu na różnicę wieku pasowało to jak najbardziej. - Spoko jest ten nasz Sejan jak ci pomógł i tego nie zlał. - kiwnął głową ponownie na wieść, że ich inkwizytor też miał udział w tej sprawie. Zyskał kolejny punkt w prywatnej hierarchii Cadiańczyka. Cenił dowódców którzy dbali o swój oddział nie tylko na polu walki czy koszarach. Bo w sumie chodziło o sprawę prywatną, mógł się wypiąć i powiedzieć, że go to nie obchodzi. Ładny gest z jego strony.

W dłoniach przewalał medale, krzyże, baretki i ordery poległej gwardzistki. Znał je wszystkie. Przecież też był gwardzistą. Odznaki za rany, za udział w bitwach, za ukończone kampanie i operacje, za akty męstwa i odwagi na polu bitwy. Kolorowe wstążki i blaszki dla zwykłego oka nie związanego walką dla nich stanowiły powód do dumy i uznania. Młoda gwardzistka zebrała całkiem sporą kolekcję podczas swojej służby z czego spora część razem z Mordax'em. - Dzięki Mord. - mruknął patrząc na trzymane akurat w dłoni odznaczenie. Czerwona wstęga z napisem CHUPA MARI. Pamiętał. Też tam był. Wszyscy z 412-go tam byli.

Planeta o w miarę normalnej grawitacji i rytmie dobowym. Jaki był roczny to już nie pamiętał i niewiele go to obchodziło bo nie byli tam tak długo. Ale pamiętał desant i walki. Pierwsza fala i kolejne miała dość niewielkie straty od obrony orbitalnej i kontynentalnej. Ale okazało się to zwodnicze łatwe. Właściwie walki zaczęły się już na ziemi. Kolejne przyczółki były bombardowane przez artylerię i szturmowane przez piechotę wspartą siłami pancernymi. Ciężko było. Zwłaszcza na kosmodromie który był kluczowy dla obu stron. Odcięty 412-ty musiał wycofać siły z mniej ważnych już opanowanych obiektów. Odwrót przez wrogi teren przerodził się w wyrąbywanie drogi do kosmodromu. Ale byli z 412-go. Więc wyrąbali sobie drogę. Lasgunami, bolterami, plazmą, granatmi i miotaczami ognia. Ale wyrąbali. Tyle, że siły które miały wesprzeć obrońców kosmodromu same zostały znacznie przesiane. Pierwsza doba była krytyczna. Wówczas ważyły się losy całej kampanii na Chupa Mari. Sprawa wyglądała poważnie. Obrońcy planety odbili już większość magazynów, hangarów i właściwie większość kosmoportu. Cadiańczycy trzymali się już tylko w głównym terminalu i wieży. Siły pancerne wsparte nieustającym ogniem artylerii i piechotą szykowały się do szturmu by zgnieść resztki desantników. Ruszyli i odbili się. 412-ty przemienił sale odpraw, poczekalnie, sklepy, korytarze w twierdze i bunkry. Potem od popołudnia, po zapadnieciu zmierzchu aż do świtu nastąpiły kolejne fale. Czasem nawet wdzierały się łamiąc linie obrońców i zmuszając ich do wycofania się do piwnic i najwyższych pięter. A mimo to 412-ty ostatecznie każdą taką falę odbił. Kolbami, bagnetami, pięściami, zębami jeśli było trzeba. Ale za każdym razem tubylcze siły musiały wrócić na zewnątrz i szykować się do następnej fali. A sztandar regimentu zatknięty na głównej wieży kontrolnej kosmodromu zaraz po wylądowaniu i zajeciu obiektu nie przestał łopotać ani na chwilę.

Cotanta wówczas na kosmodromie nie było wtedy. Ale pamiętał. Pamiętał ten widok sztandaru powiewającego poprzez dymy i płomienie, smugi laserów i plazmy nad i wewnątrz zbuntowanej stolicy. Sztandar powiewał nawet gdy były przerwy w łączności. Nawet gdy na sąsiednich budynkach łopotały flagi zdrajców i renegatów. Skoro nie zdjęli ich sztandaru Cotant wiedział, że reszta 412-go wciąż walczy. Więc też walczył. Inaczej i gdzie indziej. Przecież był kasrkinem więc miał inne zadania niż "regulare". Wylądowali jeszcze przed pierwszą falą desantu. A potem też działali ponad dobę w odosobnieniu bez kontaktu z głównymi siłami. Sytuacja była wówczas tak dramatyczna, że zostali chyba jednym z niewielu możliwych wsparć dla reszty regimentu działającym na głębokich tyłach wroga. Pokazywali im, że nie umieszczenie stanowiska dowodzenia pułku kilkanaście kilometrów od głównej linii walk wcale nie jest bezpieczne. Albo podobnie z baterią artylerii. Tak. Walczyli inaczej i gdzie indziej. Ale z tym samym wrogiem i z tym samym celem. Byli zdesperowani tak samo jak obrońcy kosmoportu. Czuli presję by wspomóc ich nawet jeśli byli od nich odcięci przez wrogie bataliony. Byli kasrkinami. Mieli swobodę manewru nieporównywalną z regularnymi jednostkami. Mogli uderzyć, zniszczyć i zniknąć. Ci w kosmoporcie nie mieli takiego wyboru. Musieli tkwić na pozycjach zalewani falą stali, ołowiu i plazmy z ziemi i nieba. Dziesiątkowani przez boltery, lasguny, pożary, wybuchy, walące się ściany, ogień snajperów i kolby renegatów. A mimo to wytrwali. Przetrwali tak całą dobę póki o świcie nacisk na kosmodrom nie zelżał w wyniku rozwoju sytuacji na innych odcinkach. Potem jeszcze dwie doby nim odzyskano połączenie z innymi regimentami Gwardii i ich zluzowano. Wytrwali. Byli z 412-go więc wytrwali. I za to właśnie dostali te medale z czerwoną wstęgą. I Natasza też tam wtedy była. Była w regularach więc w samym ogniu walk o kosmodrom. I właśnie za to dostała ten medal.

Cotant'a podczas walk nie było na kosmodromie. Ale był tam gdy luzowano ich regiment. Widział wówczas z bliska efekt trzydniowych walk. Potrzaskane ściany, zawalone odłamkami i ciałami błyszczące jeszcze parę dni temu podłogi. Barykady zrobione z-czego-się-da. Całe jak i przepołowione wybuchami ciężkiego wsparcia piechoty szturmanów przeciwnika. Przepołowione razem z obrońcami z 412-go. Albo wypalone miotaczami ludzkie skorupy. Poszatkowane odłamkami ciała. I Imperialnych i renegatów. Spalony czołg razem z Chimerą który wdarły się do wnętrza hali odlotów i siały spustoszenie wśród obrońców póki nie zostały zniszczone. Zapach spalenizny, zgnilizny i kurzu drażniący nozdrza. Czasem medykamentów polowych, czasem ta specyficzna woń świadcząca o użyciu broni energetycznej. Tak. Widział to. Z bliska. Szedł tamtymi korytarzami i widział, że było tak ciężko jak to i wyglądało z innych części miasta gdzie operowali kasrkini. Uznawał więc, że słusznie otrzymali tę małą blaszkę z czerwoną wstęgą z napisem CHUPA MARI. Taka walka i ofiara krwi i życia jaką złożył ich regiment zasługiwała na pamięć.

- Kochała się we mnie? Nie, nie wiedziałem... - spytał dość zaskoczonym głosem. Tego się nie spodziewał. Niezbyt wiedział co powiedzieć. - No teraz chyba za wiele tego ciała do kochania mi nie zostało. - uśmiechnął się kwaśno nieco machając swoją nowym, cybernetycznym ramieniem. Próbował jakoś zamaskować swoją konsternację. Niezbyt wiedział jak na to zareagować inaczej. Ale to szczere wyznanie jakoś dodatkowo go przygnębiło i żal mu było śmierci młodej gwardzistki z rodzimego pułku.


Odprawa



Cotant przyszedł na odprawę z nowym karabinem. Właściwie był to ten sam model który naprawdę przypadł mu do gustu podczas walk na tym cholernym Kapitolu. Uznał, że skoro sprawdził się w tak ciężkiej kampani to nie ma co wymieniać sprawdzonego modelu. Więc znowu łaził z kolejnym Taurusem. Broń była celna, szybka, do tego zdublowane magi dawały jej całkiem długą autonomiczność prowadzenia intensywnego ognia co w walkach w ruchu i bliski lub bardzo bliski dystans miało dla komandosa ogromne znaczenie. Do tego jeszcze podwieszany granatnik dawał mu możliwość cięższego wsparcia swoich czy swojego oddziału działań a jeśli trzeba było był jeszcze wyciszony co przy pełnieniu funkcji zwiadowcy też było bardzo pożądane.

Ten Taurus Cotanta został jednak odpowiednio dodatkowo zmodyfikowany. Choć tym razem nie było to celem zwiększenia jego wartości bojowej a objawem sentymentu i szacunku dla poległej w hangarze Inkwizycji gwardzistce. Na jednym z boków broni miał wygrawerowane gotykiem jej imię "NATASZA". Litery były wytrawione więc nawet na dotyk i po ciemku dało się je wyczuć. Druga strona karabinu zaś została wykorzystana do zaprezentowania odznaczeń poległej dziewczyny. Kaarel nie był pewny jak to zostało zrobione choć zgadywał, że pewnie poległy na Malice Heyron by mu wyłuszczył co i jak w kumaty sposób. Ale w sumie aż tak go to nie intersowało. Jak poszedł "do tych kumatych" powiedział co chce i gdy skończyli faktycznie było jak chciał. A czy te baretki i medale Nataszy zostały wtopione czy zalakierowane jakoś nie miał pojęcia ale teraz ta strona karabinku prezentowała te odznaczenia poległej gwardzistki.

Na razie odprawa przebiegała dość sprawnie. Każdy kto chciał pogadał z tą gadającą holotwarzą. Jednak gdy tak pogłówkował pod kopułką to co i kto mówi wyszło mu, że wypada się podpytać czy ustalić jeszcze parę rzeczy.

- Czyli poza głównymi ulicami to całkiem sporo tych min. - zauważył z dość nieciekawą miną. Temat min i pułapek jako potencjalnemu zwiadowcy oddziału wydawał mu się z natury dość bliski i bardzo interesujący. Dobrze, że Chris go poruszył. - Jak ich tam tyle to pewnie prędzej czy później na jakieś trafimy. - mruknął drapiąc się po policzku. Jak znał swoje wojenne szczęście to pewnie się na nie wjebią. Zostawało mieć nadzieję, że dzięki łasce Imperatora wykryją je na czas. Choć wiedział, że na przykład wykrycie na czas miny przy czy pod drogą gdy się jechało pojazdem było skrajnie trudne. A rzadko się zdarzało by można było sprawdzić każdy zakręt i prostą drogi po której mieli jechać. - Jakieś drobne latadełko by się przydało. Tak by leciało przed nami i sprawdzało trasę. - rzucił pomysłem patrząc na zebranych, zwłaszcza tych dowódczych czyli władnych i technicznych czyli specowych. Taki, mały latacz może nie mógł wykryć wszystkiego no ale mógł wykryć już całkiem sporo. Choć teren miejski czy dżungli był dość kurewsko trudny do jakiegokolwiek przepatrywania za to cholernie sprzyjał ukrywaniu.

- I ten... Jak tam taka dżungla albo miasto... Przydałby nam się jakiś moździerz albo automatyczny granatnik na pojeździe. - zauważył kolejny detal który wydał mu się potrzebny na takiej wyprawie. Dżungla czy miasto raczej nie sprzyjały otwartym terenom które sprzyjały prowadzeniu ognia po umownych prostych. Za to właśnie przydałoby się coś do rąbania palantów za przeszkodami czy to w głębi dżungli czy skrytych za jakimis barykadami czy innymi przeszkodami o które w objętym mniej lub bardziej regularną i intyensywną wojną dzżungli i mieście chyba było nietrudno.

- Aha. Jeszcze jedno. Dostaniemy mapę z głównymi ogniskami walk? Zwłaszcza gdzie są które frakcje porozmieszczane. No chociaż z otatnich paru tygodni czy miesięcy. Myślę, że niegłupie by wiedzieć, że własnie zmieniamy jakieś podwórko w tej dżungli a jak tam miejscowi będą nam ściemniać to nie wiadomo. - spytał o mapę aktualnych działań tych wszystkich frakcji, armii, band, grup i tego wojennego miszmaszu. Zapowiadał się chaos bez jasnej sytuacji, że tam jest linia frontu i po jednej stronie są niebiescy a po drugiej czerwoni. Raczej, że będą się poruszać wśród punktów i plam mniejszyczh czy większych opanowanych przez różne frakcje o dowolnych korelacjach między sobą i ich oficjalną przykrywką. Nawet jeśli otrzymane teraz dane byłyby niepełne to już jakiś obraz orientacyjny powinien się z tego wyłonić.

- I dżungla tak? To spakowaliście nam moskitery, hamaki i maść przeciw insektom co? - spytał trochę dla odmiany żartobliwym tonem. W końcu dżungla. Dżungla mogła dopiec nawet jak się żadnych działań wojennych nie toczyło. Więc nie wypadało się tam zapuszczać bez dżunglowego abc.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline