Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Science-Fiction > Archiwum sesji z działu Science-Fiction
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 27-07-2016, 19:12   #61
 
Astrarius's Avatar
 
Reputacja: 1 Astrarius ma z czego być dumnyAstrarius ma z czego być dumnyAstrarius ma z czego być dumnyAstrarius ma z czego być dumnyAstrarius ma z czego być dumnyAstrarius ma z czego być dumnyAstrarius ma z czego być dumnyAstrarius ma z czego być dumnyAstrarius ma z czego być dumnyAstrarius ma z czego być dumnyAstrarius ma z czego być dumny
Nieustanny pęd, uniki i natarcia. Piękna poezja walki wręcz. Valeria napierała na Nitzkowskiego, czując każdym mięśniem, że oto trafiła na godnego przeciwnika. Każdy jej atak spotykał się kontrą, przepatrywali nawzajem swoje fortele. Flavii się zrobiło szkoda, że sytuacja postawiła ich po obu stronach barykady. Ten pojedynek mógł jeszcze potrwać naprawdę długo, a zakończyć? W okamgnieniu. Wystarczył najdrobniejszy błąd.
Nigdy nie dane im było się dowiedzieć, jakby się skończyło równe starcie dwóch wyspecjalizowanych morderców. Matuzalem posłał pocisk, który zakończył starcie. Zabójczyni przez chwilę nie rozumiała, o co chodzi, kiedy wymykające się postrzeganiu promienie wyminęły ją i uderzyły w zdrajcę. Natychmiast zrozumiała, że ktoś jej pomógł i pomimo tego, że była wdzięczna, westchnęła z rozczarowaniem. Obserwowała przez sekundy straszliwą agonię snajpera i kiedy uznała, że już wystarczy, przebiła mu serce, posyłając resztki zdewastowanej duszy przed oblicze Najwyższego. Zaraz potem salwowała się ucieczką, zmuszając poranione ciało do jeszcze jednego wysiłku, uciekając przed eksplozją uszkodzonych sprzętów.

To nie koniec.

Zwróciła się w stronę kompanów, w stronę gorzejącej walki, wybuchów pocisków i bitewnego chaosu. Czuła straszliwy nacisk na umyśle, ale odpychała otępienie, modląc się żarliwie w duchu i w mowie. Spoglądała na mechanizm. Plugawe cholerstwo.

Zniszczyć.

I fascynujący zbieg okoliczności sprawił, że wraz z tą myślą pomknęły pociski i granaty Mordaxa. Na oczach Valerii wszystko spowiło się w płomieniach, a złowroga siła dusząca ich umysły zelżała. Zwycięstwo było wyczuwalne, odświeżające. Miłe. To przerażające, jak szybko się wszystko odmieniło. Flavia próbowała odskoczyć. Zawsze tak robiła. Tylko, ze tym razem równie dobrze mogła próbować przeskoczyć ocean. Fala dosięgła jej. Zniszczyła.

Co się stało?

Ból. Czym właściwie jest ból? To tylko komunikat od ciała, że coś się dzieje. Jęk zdradliwej i kłamliwej organicznej powłoki, której coś się nie akurat w tej chwili nie podoba. Flavia nic sobie nie robiła z bólu. Zawsze w końcu znikał, dał się ignorować, a w określonych granicach był nawet przyjemny. Nawet kiedy była raniona i to nawet poważnie, nie zdobyła się na nic poza syknięcie i nieprzyjemny grymas.
To cierpienia należało się obawiać. Uczucia, stanu, którego nie da się opisać słowami. Nie da się tego opisać rozumnie. Nikt, kto nie doświadczył cierpienia tego nie zrozumie. Valeria tak naprawdę cierpiała dwa razy. Raz w samym przedwiośniu życia, raz w środku lata. Pierwszy raz ją zepchnął w niebezpieczne opary sennego szaleństwa. Drugi ją obudził i zwrócił ku Imperatorowi.
Co będzie z trzecim?
Bo Flavia teraz cierpiała. Cierpiała niewyobrażalnie, tytanicznie. Tu nie chodziło o ciało, te już przestało dawno przestało przesyłać swoje durne sygnały. Nie działało. Było zepsute, zdewastowane.
Dusza doświadczała męczarni. Bez końca. Nikt tego nie mógł wytrzymać. Ani święty, ani demon. Ni mutant, ni Xeno, ni człowiek. A już z pewnością nie ona.
Właśnie wtedy, w najmroczniejszym eonie wewnętrznej apokalipsy kobiety dojrzał ją ON.
Widziała go w całej okazałości. Stał przy niej, jaśniał niepojętą bielą. Tuż za nim był Tron, z najczystszego złota, wypełniony szczęśliwymi duszami wiernych Imperium. Czuła ich radość, nawet z tak daleka. Najważniejszy był ON. Niewytłumaczalny, jedyny i cudowny. Boski.
Imperator patrzył na nią. Na tego żałosnego żuczka, topiącego się w toni udręki. Pomimo swego ogromu, dostrzegał nawet ją. I kochał. Tak wtedy zrozumiała. On ją kochał.
Miłością tak piękną i czystą, że paliła na popiół.
Flavia była na to gotowa. Pragnęła unicestwienia, żeby tylko znaleźć się u Jego boku.
I w tej ostatniej sekundzie istnienia, wróciła.
Zawrócono jej duszę brutalnie i bez żadnego ostrzeżenia. Valeria była gotowa zrobić wszystko, żeby tam powrócić. Wtedy jednak ktoś włamał się do jej pałacu pamięci i pozamykał część drzwi na klucz. Nagle nie pamiętała tak dobrze cierpienia, umykały jej szczegóły objawienia. Pozostała słodka obietnica, że kiedyś tam wróci.
Wkrótce zorientowała się, że faktycznie wróciła. Wróciła do świata bólu i łez. Trudu. Niekończącej się wojny. Jeśli jednak to się stało… to znaczy, że Pan tak chciał. Flavia, jego ulubione narzędzie, jest potrzebna.

Jestem potrzebna.

Ta myśl przebiła się przez wszystkie kręgi szaleństwa i wybudziła zabójczynię ze śpiączki. Kiedy otworzyła oczy, a do jej mózgu zaczął docierać obraz rzeczywistego świata, zaraz usłyszała głos.
-Jak się czujesz?- Flavii odpowiedź trochę zajęła.
-Jak? Czuję się… Gotowa. Pokażcie mi cel.

***
Na to jednak musiała długo zaczekać. Kiedy w końcu doprosiła się, żeby mogła opuścić swoje łóżko i stanąć przed obliczem inkwizytora, ten z grubsza zbył ją z jedną instrukcją.
“Dojdź do siebie”
I to pochłaniało jej kolejne dni. I trzeba było przyznać, mnóstwo się zmieniło.
Fakt, że większość jej ciała nadawała się już jedynie do kremacji niezbyt ją zaszokował. A mimo to, kiedy pierwszy raz zobaczyła się w lustrze… uroniła parę łez. Nigdy nie przywiązała aż takiej uwagi do fizycznej powłoki, jednak to, w co się zmieniła? Wyćwiczone ku maksymalnej sprawności, a przy tym zgrabne nogi? Urokliwa, nie dająca się postępującemu wiekowi twarz, o którą tak dbała? Nawet nie miała jakiejś wielkiej, speczącej blizny… wszystko zniknęło. Umarło. Zostało pół twarzy, częściowo odtworzone ręce, tułów od barku do ud ocalał. Cała reszta była niepojętą mieszanką zakończeń neurocyfrowych, metalu, bioniki. Gdyby Flavia była młodsza, pewnie by się załamała. Minął już jednak ten wiek, kiedy codziennie się wgapiała w lustro, wypatrując najmniejszych skaz.
Powłoka, mająca wykonać zadanie i dusza czekająca na zbawienie.. Jestem narzędziem, nie wystawną laleczką. Nie muszę być ładna.
Kiedy ubrała się w zbroję, wyglądała lepiej. Prawie tak, jak zawsze.
Rozpoczęła się rehabilitacja… chociaż to niefortunny dobór słów. W swojej definicji oznacza odnowę. Zabójczyni musiała się nauczyć od nowa obsługiwać swoje ciało i to w takim stopniu, żeby znów się stała zagrożeniem godnym wojownika Inkwizycji.
Niektóre rzeczy, nawet najprostsze przychodziły jej z trudem. Inne z przerażającą łatwością. Bionika miała swoje zalety. W końcu zabójczyni zlikwidowała wszelkie mankamenty nowego ciała, ulepszyła te nowo odkryte.
Po długim czasie wreszcie była gotowa.
Trenowała ze swoimi kompanami. Tymi, którzy ocaleli. Razem uczyli się przezwyciężać ograniczenia ciała, zaczynać ufać chłodnym, bezmyślnym maszynom, które wtopili im w ciało. Flavia widziała, że Wybrańcami, bo jak inaczej mogliby się nazwać? Dotkniętymi przez Najwyższego, żeby sprostać zadaniu.
Pytanie pozostało, jakiemu?
 

Ostatnio edytowane przez Astrarius : 27-07-2016 o 19:15.
Astrarius jest offline  
Stary 28-07-2016, 10:43   #62
 
Cranmer's Avatar
 
Reputacja: 1 Cranmer jest po prostu świetnyCranmer jest po prostu świetnyCranmer jest po prostu świetnyCranmer jest po prostu świetnyCranmer jest po prostu świetnyCranmer jest po prostu świetnyCranmer jest po prostu świetnyCranmer jest po prostu świetnyCranmer jest po prostu świetnyCranmer jest po prostu świetnyCranmer jest po prostu świetny
Są miejsca do których nie chcesz wracać, są miejsca których nie chcesz pamiętać, są walki które chcesz zapomnieć... i jest Ból który trwa. Poświeć był pewien, że kiedy ból zaczął znikać to znak, że umiera, słyszał o tym, że chwila śmierci to Ból rozciągnięty w czasie. Osoby które widział przez zamglone oko mogły być majakami, na pewno nimi były. Mogły coś mówić ale on nie słyszał, czekał na to co nadchodzi po śmierci. Próbował do nich mówić, ale nie slyszał swojego głosu, a postacie nie reagowały na słowa.

– Jak się czujesz ?

Pytanie padło niczym grom z jasnego nieba choć zadane było łagodnie. Poświeć zamrugał oczami, widziało stało się o wiele wyraźniejsze. Kobieta które je zadała uśmiechała się ciepło i uprzejmie niczym matka.

– Żyje... - wychrypiał szturmowiec – pytanie tylko kiedy i gdzie ?

Kącik ust kobiety zadrgał w lekkim rozbawieniu.

- Tam gdzie zawsze żołnierzu, w pełnym wojny Imperium. Zostałeś wezwany z przedsionka śmierci aby służyć.

Kelvar nie rozumiał jeszcze po co, za wiele myśli kłębiło się w głowie.

– A co zresztą ? Co z Jethro... znaczy się inkwizytorem i resztą która była przy..

Słowo wybuch byłoby dobre, ale nie była normalna eksplozja, to co widzieli nie było normalne, może lepiej o tym zapomnieć ?

[i] – Większość przeżyła i rozpoczęła rehabilitację. Jesteście strasznym śpiochem żołnierzu.

***


Faktycznie był śpiochem, kiedy większość kadry była w połowie rehabilitacji i snuli plany Poświeć leżał na swoim łóżku lub siedział rozmawiając z personelem medycznym. Dopytywał się o to co ciekawego wszczepili mu w bebechy, pytał co jeszcze mogą dodać. Pytał o to co zostało z jego rzeczy i bardzo źle przyjął informacje o stracie ekwipunku.

Kiedy zaczął chodzić spędzał długie godziny na samotnych spacerach. Można było odnieść wrażenie, że śmieszkowatość Poświecia zniknęła zmieniając się w to co czekało każdego weterana – chłód i profesjonalizm. Czy to tylko chwilowa przerwa czy może trwała zmiana ?

Dwa bioniczne okulary zamiast oczu czujnie strzelały na lewo i prawo, każdy ruch zadawał się wydawać nieznaczne skrzypienie metalu. Przez długie tygodnie nie odzywał się praktycznie do nikogo kursując pomiędzy salą rehabilitacyjną, zbrojownią a zacięta mina nie wróżyła nic dobrego na przyszłość.
 
Cranmer jest offline  
Stary 06-08-2016, 00:23   #63
 
Arvelus's Avatar
 
Reputacja: 1 Arvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputację

- Jak mu idzie?- Pytanie Håkona było grzecznościowe
- A jak ma mu iść? Paskudnie. Jak nam wszystkim szło.
I mieli rację. Durran się męczył. Ból przeszywał jego jestestwo. Nie ciało. Ciało już przewyższyło tę niedogodność. Ale teraz Morgenstern miał zostać wystawiony na zupełnie nowe wyzwania. Jego dusza miała być kuszona mocą chaosu. Trzeba było go nauczyć, by rozróżniał. Trzeba było go zahartować, by miał siłe sie oprzeć. Trzeba było go sprawdzić, czy na pewno da radę. I nie był to przyjemny proces.
Ale jednak konieczny. A Durran widział już wiele. Jego wola była testowana. Durran nie traktował tego jako nauki. On tutaj miał tylko coś udowodnić. Więc zagryzał zęby. Więc zaciskał pięści. Przywoływał swe wszelkie obrony by podołać.

Gniew. Dumę. Pogardę.
- Brakuje mu pokory - zmartwił się Håkon.
- To fakt. Czeka go ciężki proces sankcjonowania.
- Może go nie przeżyć.
- Wiesz dobrze, że to oznaczałoby podatność na pokusę…
- A lepiej zginąć niż się jej poddać. Wiem.
Reprojektowanie umysłu. Tym właśnie jest proces sankcjonowania. Rytualna indoktrynacja mająca postawić bariery których myśli nie mają przekraczać. Zaprogramować reakcje na konkretne bodźce. Nauczyć jak radzić sobie będąc permanentnym portalem do osnowy. Łącznikiem. Mostem, którym demony mogą przemaszerować granicę między immaterium i materium.
Gniew w tym pomagał. Gniew i pogarda. Pokora także by pomogła, ale jej próżno było szukać w sercu Durrana. Walczył po stronie Imperatora. Nic nie mogło się go imać, bo jego dusza niewątpliwie miała podążyć do niego. A póki żył… ciało jest słabe. Ale jego ciała nie zostało już wiele. Zastąpione stalą, ceramiką, przewodami i płynami które nie były krwią.


Ostatnia sesja została zakończona. Terapie psycho-chemiczne wyniszczyły resztki jego ciała. Durran powstał. Na jego ciele nie gościł już żaden, nawet pojedynczy włos. To się zdarzało. Co nie zmienia faktu, że nie podobał mu się ten wygląd i już planował osobiście sobie wszczepić w skórę małe druciki by udawały brwi i jakieś syntetyczne włosy w czaszkę.
- Pokaż - zażądał Håkon.
Durran wruszył ramionami i wystawił język prezentując czterokrotną pieczęć uniemożliwiającą mu wspominanie imion Niszczycielskich potęg
- Nie rozumiem celowości - odpowiedział Durran, nowym syntezatorem mowy, wciąż z wystawionym językiem - ta runa nie wpływa na moje implanty, a struny głosowe od lat mam wymontowane.
- Ale imperialny tarot zadecydował, że Twój język zostanie nią spętany. Tradycji stało się zadość. Więc… mocą kolegiów i Tronu i blah blah blah, ogłaszam, że jesteś chujowym psykerem, ale stabilnym psykerem. Bam - zaimitował ruch jakby przybijał Durranowi wielką pieczątkę na czoło- Idź mordować tych co ci będą kazać na chwałę Imperium i nie daj się skurwysynom.
Durran uniósł brew rozbawiony na aż takie pogwałcenie formalności.
- Azaliż na pohybel niedojebcom.

 
Arvelus jest offline  
Stary 09-08-2016, 00:51   #64
 
Micas's Avatar
 
Reputacja: 1 Micas ma wyłączoną reputację
Every day survived is one day closer to the day of your final rest.

Godziny, dziesiątki godzin, przeradzały się w dni. Dni, dziesiątki dni, przeradzały się w miesiące. Te zaś płynęły. Kiedy patrzyli w kalendarz, wydawały się być odległe, nierealne, acz zaplanowane "na kiedyś". Kiedy znów nań patrzyli, te już trwały bądź były dawno minione.

Septembris, Octobris, Novembris, Decembris... Wreszcie nowy rok, 833 milenium 41, a w nim Ianuarius... wreszcie zaś najkrótszy w terrańskim kalendarzu archaicznym, Februarius.

Wiele się w tym czasie działo, tak w Pałacu Tricorn, jak i w szerszym Sektorze Calixis... chociaż Agenci Tronu z pewnością by tak tego nie ujęli. Dla nich rekonwalescencja i treningi przebiegały zdecydowanie zbyt wolno. Obiektywnie czynili niesamowite postępy - na powrót opanowali swe ciała, nauczyli się obsługiwać nadludzkie zdolności swej nowej bioniki, wyleczyli przewlekłe rany, sprowadzili swą psychikę do stabilnego stanu, oswoili się z konsekwencjami swego sponiewierania przez wybuch Hyadesa i przyswoili sobie fakt, że takowi - albo nawet bardziej scybernetyzowani - pozostaną do końca życia.
Co najmniej jeden z nich otrzymał "awans duszy" (choć według niego i wielu innych: "przekleństwo") i stał się psionikiem, wobec którego podjęto rzadką, stosowaną ostrożnie i z umiarem decyzję o przyspieszonej procedurze sankcjonowania na miejscu, w Tricorn. Durran Morgenstern przeszedł przez umysłowe i duchowe piekło, które odbiło się także na jego ciele i wielokrotnie zaburzało jego bionikę. Wreszcie jednak opanował swój talent - czy też raczej został do niego przymuszony, a opanowali go sankcjonerzy.
Jeden zaś nie przetrwał próby umysłu, budząc się ze śpiączki farmakologicznej w stanie rozczarowania, gniewu i buntu. Uriel Hinner odebrał sobie życie, jednocześnie pokazując, iż już po przebudzeniu miał zadziwiającą kontrolę nad swoim nowym, cybernetycznym ciałem. Fakt ten zadziwił Magosów Cybernetica, tym bardziej, iż Catachanin nie posiadał wcześniej żadnego implantu. Chcieli to zbadać dokładniej, toteż nie pozwolili Hinnerowi ot tak zbuntować się i popełnić samobójstwo. Uzyskując niechętne przyzwolenie od przedstawicieli Eklezji w Tricorn (wszak to Imperator decydował o miejscu i czasie śmierci a samobójstwo w wielu przypadkach - w tym Hinnera - było w ich oczach czymś na wzór tchórzostwa), wezwali na pomoc braci - Magosów Biologis, którzy skorzystali z antycznej wiedzy i rewifikowali kadawera, którego następnie wspólnymi siłami przerobili na zaawansowanego, bojowego serwitora (uprzednio upewniając się, że konstruktowi w pełni wymazano dawną osobowość i pamięć dzięki lobotomii i prymatowi cogitatora nad mózgiem). Następnie zabrali go do badań, jako część zapłaty od Organizacji.
A siostrę szpitalniczkę i inkwizycyjnego stróża, którzy dopuścili się zaniedbania obowiązków i pozwolili na samobójstwo Hinnera, Organizacja dorzuciła gratis. Jako serwitorów. Tak mieli odpokutować swoje grzechy.
Działania Dela Zero Pierwszego z AdMechu przeszły bez echa. Wydawało się to podejrzane - plotki zostały zduszone w zarodku, a protokoły z rzekomego sabotażu na terapii Morgensterna i z rozmów oraz apelacji Inkwizytora Sejana i Przesłuchującego Matuzalema znikły w meandrach pałacowej biurokracji. Czy Panoptykon miał większą władzę nad Inkwizycją, niż można się tego było spodziewać? Czy też Inkwizycja doskonale wiedziała o całej sprawie?



Sytuacja na Scintilli się uspokoiła. Pucz Istvaanian został całkiem zduszony. Znacząca większość kadr i sił Rathbone i Amaros (w tym ona sama) została wyeliminowana. Puczyści z organizacji poza-inkwizycyjnych zostali wyeliminowani. Przeprowadzono gruntowne czystki. Niestety, Rathbone udało się uciec, wraz z resztką jej adiutantów oraz ostatnim ocalałym z Kadry Amaros - elektrokapłanowi Teslohmowi (jakim cudem uniknął śmierci z rąk Kadry Sejana i eksplozji Hyadesa, tego nikt nie wiedział). Zdrajcom udało się zbiec z Tricorn, Sibellus, Scintilli i całego Obrębu Golgenna, po czym zapadli się pod ziemię... czy też między gwiazdy.

W sektorze zaś trwała w najlepsze obława przeciwko pozostałym elementom Istvaanian. Po miesiącu szturmów, włamów, skrytobójstw, ucieczek, pościgów, denuncjacji i osądów, pozostałości frakcji zostały zwabione do starej, zapomnianej (przynajmniej przez zwyczajnych ludzi), ufortyfikowanej rezydencji na zrujnowanym świecie-kopcu Protasia. Tamże, wpadli w zasadzkę ze strony innych frakcji (w szczególności Monodominacji oraz Libricarów) i, mimo sporych strat wśród zasadzkowiczów, eksterminowani razem z zamczyskiem.
Na Malfi, obecnej stolicy Calixis, również działy się nieprzyjemne sprawy, związane z próbami sabotowania działalności Rekongregacji, innej radykalnej frakcji Świętego Officjum. Władza planetarna i sektorowa, reprezentowana przez Dom Belasco i wspierana przez Rekongregację, winowajcą okrzyknęła pozostałości byłego rządzącego Domu Maken (oczyszczonego podczas Wojny z Chaosem ze wpływów kultu Zamaskowanych) i paru innych (w tym starego Domu Noventu), ostatnich politycznych rywali nowego ładu. Nie mając wyjścia, szlachecka konfederacja Maken-Noventu uczyniła rokosz, posyłając swe osłabione kadry rodowych armsmenów, tanich najmitów i wszelakich głupców do walki z Planetarnym Gubernatorem i armiami PDF. Wynik mógł być tylko jeden. Resztki po zamiecionych rodach zostały wspaniałomyślnie rozdane sojusznikom Belasco, zaś ich szlacheckie linie wymazane z aktów prawnych. Ataki na Rekongregację po rokoszu osłabły bądź zanikły, sugerując, iż za Maken-Noventu mogli stać Amalathianie... bądź Libricarzy, którzy testowali siłę nowego porządku za pomocą tanich, przeznaczonych na straty pionków.
Na Farcast, ostatniej planecie w Calixis uznawanej za świat wojny, lokalny konflikt zaostrzał się. Co raz to nowe grupy dołączały do sił władzy planetarnej i lokalnych rebeliantów, znikały w terenie celem prowadzenia własnych szemranych interesów pod osłoną wojny i odległości bądź wręcz przeciwnie, podgryzały obydwie strony konfliktu oraz siebie nawzajem. Z rangi zapadłej dziury, godnej odnotowania jedynie ze względu na spore zasoby surowców naturalnych, planeta urosła do rangi jednej z najważniejszych w sektorze (według osób skrytych w cieniu) z dwóch powodów - pogłosek o odnalezieniu kolejnego Mechanizmu Hyades oraz donosów o obecności ostatnich Istvaanian pod wodzą Rathbone.
W Inkwizycji zaś panował bardzo niespokojny czas. Po stratach poniesionych na Wojnie z Chaosem, Malice i Scintilli, Organizacja stała na skraju załamania. Rekongregacja twardo trzymała się swoich nowych zdobyczy, Amalathianie starali się odnaleźć w powojennej rzeczywistości, Seculos Attendous aktywnie działali przeciwko bardzo osłabionej pozycji Eklezjarchii w sektorze, Thorianie i ich pochodne praktycznie przestali istnieć, mniejsze i radykalne grupy wycofywały poparcie dla Konklawe Ordos Calixis i grały w swoje gierki na własną rękę. Jedyne, w czym wszystkie frakcje się zgadzały, to obława na Istvaanian. Jednak zarzewie największego problemu stanowiło pomnożenie potęgi dwóch agresywnych, fanatycznych grup - Monodominacji i Libricarów, którzy mimo swych różnic praktycznych (Purytanie i Radykałowie), zawiązali coś na kształt porozumienia. Na czele owej koterii stanął przybyły z sąsiadującego Sektora Ixaniad Lord Inkwizytor von Unlicht, potężny, antyczny i nieubłagany tępiciel herezji, ultra-Purytanin, mianowany Rogue Trader i czołowy przedstawiciel Monodominacji pośród tamtejszych przestrzeni. Razem z nim był jego protegowany - świeżo mianowany Lordem Inkwizytor Zale Torins, również dzierżący Upoważnienie Handlowe, egzemplar nowej fali Libricarów. Uzyskawszy poklask ze strony niezadowolonych przedstawicieli swych frakcji z Calixjańskiego Konklawe, dzierżący rodowe flotylle potężnych okrętów wraz z załogami i armsmenami, prywatne armie lądowe, olbrzymie zasoby finansowe, pełne zbrojownie i składy, prawną moc połączonych statusów Lorda Inkwizytora i Rogue Tradera, a nawet pewną ilość broni klasy Exterminatus, stanowili przerażającą nową siłę w Calixis. Tym bardziej straszliwą, iż negatywnie usposobioną tak do populacji i władz sektora, jak i Ordos Calixis. Jak na razie, tylko dzięki zręcznej dyplomacji Lorda Inkwizytora Caidina udało się uniknąć samosądów (a może nawet Inkwizycyjnej Wojny), kierunkując zapał purystów przeciwko herezji Istvaanian. Ale co dalej?
Do tego dochodziły złe wieści ze Światów Lathes. Pośród osłabionej, przetrzebionej kadry tech-kapłanów Calixjańskiego Mechanicum doszło do serii kłótni, osądów i incydentów. Pomruki burzy słychać już było po Wiecu Potępionych, kiedy to Adeptus Mechanicus i Inkwizycja wywabiła szereg techno-heretyków, tak spośród swoich szeregów jak i spoza, po czym zgniotła w jednej zasadzce. Wykorzystane metody wzbudziły sprzeciw, konsternację, odrazę pośród wielu radykalnych frakcji, obawiających się rządów twardej ręki, paranoi po Wojnie z Chaosem (która objawiła mnóstwo uśpionych agentów z Mrocznego Mechanicum w szeregach AdMechu). Od Aprilisa 832.M41 sytuacja powoli zaczynała się gotować. Lathjańscy i inni technokraci brali kler Omnissiaha za mordę i próbowali ponownie narzucić sztywne status quo w ramach tak zwanej Starej Gwardii lub Konserwacji. Awangardowe grupy zrzeszały się w buntowniczy Ruch Postępu, zaś omnizjańscy i admechowi fanatycy zbierali siły w Akumulacji. Wciąż jednak było sporo niezrzeszonych grup, które wahały się przed rzuceniem swych Opus Machina na szalę losu.
W obydwu przypadkach, sytuacja wisiała na włosku. Calixis mogło pogrążyć się w kolejnych, tym razem stricte bratobójczych wojnach. Pograniczny sektor Imperium z ledwością przetrwał wielkie rebelie tubylców i najazdy Chaosytów oraz Xenos. Tym razem mógł nie przetrwać rozłamu wewnątrz najpotężniejszych organizacji.



Wreszcie nadszedł Ten Dzień. Czas Odprawy.

[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=MgSqztsuyLM[/MEDIA]



Był to trzeci Februarius. Dostawszy pozytywne raporty ze strony wszystkich kierowników zaangażowanych w Terapię, Lord Caidin zakończył ją - szybko, potajemnie i bez zbędnych ceremoniałów, odsyłając pracowników z zapłatą. Dla jednych była to dalsza służba w Inkwizycji bądź szerszym Imperium. Dla innych był to powrót do światów-kuźni z nowymi doświadczeniami i archeotechnologią. Dla niektórych była to fałszywa radość, kiedy w mrocznych alejkach Sibellus bądź na płytach kosmoportów dosięgła ich śmierć z rąk skrytobójców z Ordo Sicarius.

Oficjalnie bowiem, Kadra Agentów Tronu Inkwizytora Jethro Sejana zginęła podczas Incydentu w Tricorn. Nikt niepowołany nie miał prawa wiedzieć o ich dokonaniach, o Terapii... i o Operacji Starscream.

Wszyscy zostali oderwani od swoich zajęć. Zdążyli ukończyć rekonwalescencję, rehabilitację, treningi oraz, w przypadku Morgensterna, sankcjonwanie. Skompletowali także nowy ekwipunek (bądź odtworzyli stary), korzystając z przepastnych zbrojowni, specjalistycznego manufactorum, możliwości produkcyjnych planety oraz statusu Inkwizycji przy rekwizycji. Miał się im wreszcie przydać, razem z nowymi ciałami.

Zebrali się na poziomie czterdziestym, w Sali Odpraw nr 13, z rozkazu samego Lorda Caidina. Mieli im przydzielić zadanie, ściśle tajne, opatrzone klauzulą tajności Fiolet. Drugą najwyższą według Inkwizycji.



Byli pacjenci Terapii wkroczyli do sali. Fotokomórki zadziałały, stopniowo rozświetlając ją mrugającymi, bzyczącymi halogenami. Zasiedli wokół stołu, który uaktywnił się z głośnym wirowaniem wentylacji i trzaskaniem cogitatorów. Duchy Maszyny przebudziły się, otwierając przed nimi wbudowane wyświetlacze z gniazdami, do których można było podpiąć data-slates... bądź ich nowe, cerebralne wtyczki i zgrać oferowane dane. Wnętrze rozsunęło się nieznacznie, ukazując świetlistą półkulę, która - łącząc siły z podobną na suficie - wygenerowała holograficzny obraz. Niska rozdzielczość, fluktuacje przekazu i mechaniczna wymowa były typowe dla późnego Imperialtechu. Sala była relatywnie nową konstrukcją - może nawet zreperowaną po puczu.

Przy stole siedziało już dwóch Stróżów w pełnych uniformach, acz bez hełmów. Przedstawili się jako Zak Eres i Bruno Falker, przydzieleni do "nowej Kadry Agentów Tronu od Inkwizytora Sejana" z rozkazu samego Lorda Caidina.

Holo przedstawiało bliżej nieokreśloną, rozmytą twarz.

Szybko okazało się, że był to Duch Maszyny na poziomie zaawansowanego serwitora. Niebezpiecznie zaawansowanego, co przykuło uwagę drużynowego Malateka. Bliskiego Szkaradnej Inteligencji, acz rygorystycznie ograniczonego i upośledzonego, wyrosłego z malateckich eksperymentów nad imperialtechem. Coś jak rzadki, horrendalnie drogi i prawie całkiem mechaniczny Janus Simulacra.
Podał właściwe kody identyfikacyjne i poprosił o wpięcie się do systemu za pomocą kabli celem zgrania danych. Kiedy to zrobili, ich umysły zalała błyskawiczna, wielka i bolesna dawka informacji. Kiedy już się oderwali od maszyny, ogarnęli rozszalałe myśli i uspokoili wzburzone trzewia, zebrane informacje klarowały się. Znali swoje nowe zadanie.

Korzystając z przykrywki jako Drużyna Specjalna "Jaguar", konsultanci z elitarnej kompanii najemnej "Brutal Deluxe", mieli udać się na pograniczny świat wojny Farcast w celu badania rynku, konsultacji w sprawach bezpieczeństwa oraz ochrony osób i mienia z domu sektorowego Dynastii Machenko. Ich prawdziwym zadaniem jednak było wytropienie i eksterminowanie wszystkich pozostałych Istvaanian na planecie (i w systemie gwiezdnym, jeśli taki byłby rozwój wypadków), w tym (a może przede wszystkim) Lady Olianthe Rathbone, ich siatek oraz zasobów, a także odnalezienie i zabezpieczenie Mechanizmu Hyades, rzekomo istniejącego na tej zapadłej skale.
Planeta i jej bogactwa naturalne oraz metody ich pozyskiwania i transportowania miały pozostać nienaruszone, jednakże reszta infrastruktury i populacji mogła zostać wpisana w akceptowalne straty w uzasadnionym przypadku.
Do celu całej Operacji, kryptonim Starscream, zaangażowano dodatkowe zasoby, pozostające do dyspozycji Kadry Sejana - lądowy bojowy wóz piechoty oraz powietrzny bądź kosmiczny transporter, obydwa uzbrojone i zmodyfikowane o wytyczne Kadry, a także zestaw sprzętu niezbędnego do stworzenia mobilnej instalacji typu FOB, o niskim profilu. Korzystając z wykupionych biletów (i przychylności kapitana statku), mieli przedostać się ze Scintilli na Farcast korzystając ze statku Rogue Tradera Kobala Aizdara "Pax Behemoth". Drogę powrotną, transport wewnątrzsystemowy bądź inne środki transportu Kadra miała pozyskiwać na własną rękę. Wsparcie ze strony Inkwizycji miało być znikome (jeśli Kadra utrzymywała by stan incognito) bądź ograniczone (w innym przypadku, biorąc pod uwagę odległości, stan zasobów i napiętą sytuację). Brutal Deluxe i Pax Behemoth natomiast, jakkolwiek przyjaźnie nastawione do Inkwizycji, nie mogły nadmiernie mieszać się do Operacji - klauzula tajności Fiolet oraz skromne możliwości ograniczały ich wykorzystanie poza niezbędnym minimum.
Otrzymali też szereg danych wywiadowczych - od planetarnego datafaxu dotyczącego Farcast, poprzez dossier poszukiwanych, aż po ocenę poszczególnych sił zbrojnych, które mogli napotkać.

W nawałnicy danych prawie umknął im fakt, że wszyscy otrzymali status pełnoprawnych Akolitów (lub Agentów Tronu, w niektórych przypadkach), członków Kadry Inkwizytora Sejana... członków Ordo Sicarius.

Duch Maszyny przemówił zaburzonym, mechanicznym tonem, wyrywając ich z post-informacyjnego otępienia:

- Jednostka 13 oczekuje pytań. Jednostka jest przygotowana do udzielenia odpowiedzi na temat Operacji Starscream.
 
__________________
Dorosłość to ściema dla dzieci.

Ostatnio edytowane przez Micas : 09-08-2016 o 00:54. Powód: Justowanie
Micas jest offline  
Stary 14-08-2016, 23:00   #65
 
Azrael1022's Avatar
 
Reputacja: 1 Azrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputację
Chris sprawdził baterie, pancerz i broń. Wszystko działało bez zarzutu. Modyfikowana, modułowa, personalizowana rusznica laserowa, hellpistol, wyrzutnia. Przesmarowane, przestrzelone, z wyregulowanymi celownikami. Gwardzista w służbie Inkwizycji wziął do ręki pierwszą z przygotowanych puszek z farbą i mocno potrząsnął. Nowy kamuflaż był niezbędny, jeżeli miał utrzymać przykrywkę. Niby Chameleoline zapewniał maskowanie, jednak nie wszyscy musieli wiedzieć, że go posiada. Lepiej było zaistnieć poniżej radaru i postawić na oldschool. Chris położył na hellgunie kable, wtyczki, kawałki połamanej piły i strzępki utytłanej w smarach i śmierdzącej paliwem lotniczym ścierki a następnie prysnął farbą. Improwizowane przybory zapewniły nieregularne wzory na karabinie.

Następnie Blackhole założył uprząż taktyczną i kamizelkę oporządzeniową. Uważnie obejrzał niewielkie dziurki wycięte w dnie każdej kieszeni. Były dobrze obszyte, ale przed wyruszeniem na misję warto było sprawdzić, czy żadna się nie rozerwała. Otwory były za małe, żeby wypadł z nich jakikolwiek drobny przedmiot, jednak wystarczająco duże, aby swobodnie wylewała się z nich woda i błoto, co niekiedy przydawało się podczas akcji w mokrym środowisku.

Podczas testowania płyt balistycznych i mechanizmów hełm do pokoju weszła Iva.
- Podobno wyruszacie na akcję?
- Jak zwykle wyjątkowo dobrze poinformowana jak na instruktorkę sportową.
- Daj spokój, Blackhole, chyba już się domyśliłeś, że ludzi waszego kalibru nie nadzorują i nie leczą jacyś pierwsi z brzegu nieudacznicy, tylko fachowcy najwyższej klasy. Rozumiesz?
- Znaczy się wywiad. Jak podejrzewałem. Wiesz coś więcej o misji?
- Nie. Zbyt wysoki poziom tajności.
- Sam znam tylko nazwę planety, jednak niedługo odprawa.
 
Azrael1022 jest offline  
Stary 15-08-2016, 20:32   #66
 
Stalowy's Avatar
 
Reputacja: 1 Stalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputację
Burza informacji, jaka przemknęła przez umysł Astropaty trochę nim wstrząsnęła, ale wytrzymał i starał się wiadomości przyswoić. Jego stan poważnego scybernetyzowania zmienił pewne rzeczy, ale najważniejsze było dla Matuzalema, aby nad tym wszystkim panować. Zastanawiał się nad pytaniami, które mógłbym przestawić Jednostce 13 - Duchowi Maszyny, który mieszkał w tej komnacie. Pierwszy jednak sformułował swoje zapytania Inkwizytor Sejan.

- Raport dotyczący sytuacji politycznej na planecie. Wykaz, choćby w przybliżeniu, pokazujący która frakcja jest najsilniejsza na danym terytorium.

Mechaniczny głos milczał chwilę analizując słowa Inkwizytora po czym odparł.

“W początkowym rejonie operacyjnym drużyny, zwanym Okręgiem Centralnym, najsilniejszą frakcją są siły rządowe. Reszta znanych informacji została przekazana kadrze w bazie danych.”

- Informacje na temat poszczególnych frakcji, przywódców oraz ich lokalizacji?

“Informacje znajdują się w przekazanej bazie danych” - odpowiedziała Jednostka 13.
Inkwizytor zastanowił się moment i zadał kolejne pytanie.

- Jakie są możliwe kryjówki Olianthe Rathbone - proszę o analizę i stosunek prawdopodobieństwa.

“Obliczam... wyniki przybliżonej ogólnej ekstrapolacji: 67% na przebywanie obiektu "Olianthe Rathbone" w Okręgu Centralnym. 32% na przebywanie obiektu poza Okręgiem Centralnym. 1% na przebywanie obiektu poza planetą Farcast. Wyniki przybliżonej szczegółowej ekstrapolacji dla Okręgu Centralnego: 20% na przebywanie obiektu na wyżynie "Paramos de Vaquero" i/lub okolicznych lokalizacjach. 25% na przebywanie obiektu w dżunglach. 35% na przebywanie obiektu w "Imperialnym Mieście" i/lub w rejonie "Jeziora Kolonialnego". 17% na przebywanie obiektu na wyspach "Morza Lazurytowego". 3% na przebywanie obiektu w innych lokalizacjach Okręgu Centralnego.
Analiza lokalizacji: Imperialne Miasto i Jezioro Kolonialne stanowi centrum aktywności Adeptus Terra i lokalnej władzy. Wykryto obecność syndykatu Kasballica. Brak obecności innych frakcji. Obiekt może wykorzystywać prawdopodobne koneksje i/lub przykrywki w terenie miejskim. Paramos de Vaquero, jako teren wyżynno-górzysty o częściowym zagospodarowaniu rolnym/wiejskim stanowi miejsce tarć między populacją, EP i MP-F. Możliwa aktywność Istvaanian w celu podsycania konfliktu. Wykryto obecność frakcji: Brutal Deluxe, Kasballica, Amarantynowy Syndykat. Dżungle: domena tubylców i EP. Niewielka, ofensywna działalność MP-F. Wykryto obecność frakcji: Postrzępione Zapytanie, Amarantynowy Syndykat. Wyspy: relatywnie spokojny region pozostający pod kontrolą władz lokalnych. Wykryto obecność frakcji: Kasballica.”

- Jakie są najważniejsze persony wynajęte przez Dynastię Machenko stacjonujące na planecie?

“Główne osobistości Dynastii Machenko na Farcast: Armando Le Paz - agent i audytor Dynastii. Głowa operacji na Farcast. Harnold Terrence - komandor armsmenów i szef ochrony interesów Dynastii na Farcast. Aquila Tomaso - urzędnik Departamento Munitorum. Łącznik między stronami: Dynastia Machenko, Departamento Munitorium, inne organizacje Adeptus Terra, władza lokalna. Audytor kontraktu z Dynastią.”
Skinąwszy głową Jethro dał znak pozostałym, że mogą przedstawić swoje pytania. Natychmiast Contant przejął inicjatywę.

- Jak wygląda, jak można wykryć ten mechanizm Hades czy jak mu tam. W sensie jak złapać namiar, jakie to duże, czy to coś jak było w hangarze czy inne, wydziela jakiś sygnał, promieniowanie czy co.

"Mechanizmy, typ Hyades w stanie nieaktywnym nie wydzielają żadnego promieniowania i są wyposażone w bierny system "stealth" nieznanego typu. Potwierdzona niemożność wykrycia za pomocą psionicznych mocy, typ wróżba. Ergo: wykrycie nieaktywnego mechanizmu, typ Hyades metodą auspexową i metodą auguryjną jest niemożliwe. Szacowane prawdpodobieństwo wystąpienia mechanizmu, typ Hyades na Farcast: 50%. Ewentualne szacowane prawdopodobieństwo wystąpienia mechanizmu, typ Hyades w Okręgu Centralnym: 50%. Wszystkie odkryte mechanizmy, typ Hyades, wyróżniają się prostopadłościenną konstrukcją i są wytworzone z czarnego, litego materiału nieznanego pochodzenia, z wnętrzem wypełnionym mechanizmami o wysokim podobieństwie do mechanizmów zegarowych. Szczegóły wykonania różnią się między konkretnymi znanymi egzemplarzami. Uwaga: mechanizmy, typ Hyades, nie funkcjonują według założeń logicznych i praw fizyki. Brak danych."

- Czy możemy jakoś zaprząc do pracy systemy planety do przeszukania. Podpiąć się jakoś pod cogitatory Administratum albo Arbites. Bo jakbyśmy mieli jakiś rysopis celu i jej świty może po odpowiedniej obróbce by szło gdzieś złapać jej ślad chociaż gdzie była.

“Błąd. Brak na planecie znanych systemów przeszukujących. Sugestia: możliwość manualnego kontrolowania systemów bezpieczeństwa i/lub księgowych w obiektach weń wyposażonych. Sugestia: możliwość manualnego sprawdzenia baz danych Adeptus Terra / władz lokalnych."

- Czy wiadomo jak Olianthe Rathbone dotarła na ten świat? Jakim transportem, gdzie jest obecnie ten transport?

"Błąd. Brak danych. Ekstrapolacja: ewentualny pojazd międzygwiezdny obiektu "Olianthe Rathbone" prawdopodobnie jest w typie gwiezdnego kuriera lub korwety lub niszczyciela lub podobnej jednostki. Ekstrapolacja: ewentualny pojazd międzygwiezdny obiektu jest w typie transportowca dowolnego typu, pozostającego na usługach osoby innej niż obiekt. Ergo: obiekt wynajął transport pasażerski dla siebie i swojej kadry. Ekstrapolacja: ewentualny pojazd międzygwiezdny obiektu jest w typie łodzi, przetransportowanej pojazdem miedzygwiezdnym w typie ekstrapolacji pierwszej lub ekstrapolacji drugiej."

Następne pytanie padło ze strony Mordaxa.
- Na jakiej podstawie stwierdzono, że jest na planecie. Kto ją widział, kiedy i gdzie. Lista wszystkich takich zgłoszeń. Kto jej towarzyszył. Kto zalicza się na planecie do jej popleczników. Znanych lub potencjalnych.

"Obiekt "Olianthe Rathbone" zauważony przez: Adalberto Mascona, majster budowlany, Imperialne Miasto; O-775, serwitor dokerski, Imperialne Miasto; Patricia Destri, chłopka pańszczyźniana, wieś Meguila, Paramos de Vaquero. W obserwacji numer 2 zaobserwowano również członków kadry obiektu plus obiekt Teslohm-4127. Obecność popleczników / kontaktów obiektu/obiektów na Farcast nieznana. Ekstrapolacja: prawdopodobieństwo, iż obiekt/obiekty posiadają popleczników / kontakty wynosi 99%."

- Teslohm… - wymamrotał Matuzalem z ostrą kąśliwością w głosie.
Po chwili Psyker z Imperialnej Gwardii poruszył jeszcze jedną kwestię
- Mapy planety. Będziemy ich potrzebować.

“Baza danych posiada szczegółową mapę Okręgu Centralnego wraz z zaznaczonym podziałem administracyjnym oraz obszarami graniczącymi. Brak innych materiałów danego typu. Baza danych zawiera również zdjęcia satelitarne. Jakość - słaba. Brak innych materiałów danego typu.”

Mordax skinął głową. Po nim odezwał się Blackhole, zainteresowany konkretami.
- Jak wygląda produkcja, handel i przemyt narkotyków na planecie? Co to za rośliny, jak są wyposażone laboratoria? Jakie kanały przerzutowe są wykorzystywane? Czy robi się je tylko na lokalny rynek, czy też ktoś ma możliwość transportów do najbliższego hive worlda? - szturmowiec sypnął pytaniami niczym serią z karabinu laserowego.

"Narkotyki produkowane są przez frakcje: EP, Kasballica, Amarantynowy Syndykat. Niepotwierdzone doniesienia o produkcji nadzorowanej przez osoby powiązane z: władza lokalna, Adeptus Terra, Dynastia Machenko. Narkotyki tworzone są z..."
Jednostka 13 wyświetliła ścianę tekstu opatrzoną odpowiednimi pict-rekordami roślin. Zaraz potem podjęła dalsze wyjaśnienia.
"Wytwarzane produkty: Obscura, Spur, Halo, inne/lokalne (typ: rekreacyjne). Brak danych na temat wyposażenia laboratoriów. Kanały przerzutowe: dzicz - Okręg Centralny. Morze Lazurytowe / dżungla - Paramos de Vaquero - Jezioro Kolonialne / Imperialne Miasto - orbita Farcast. Farcast - Kinog. Farcast - Lind. Farcast - Festus. Farcast - Świat Zweihana. Niepotwierdzone doniesienia o kanałach: Farcast - Alactra. Farcast - Nahme. Podejrzani o przerzut narkotyków: Kasballica, Amarantynowy Syndykat oraz..."
Picty wzięte żywcem z encyklopedii zostały zastąpione długą listą nazwisk i nazw. Lista potencjalnych interesantów była długa, od Wolnych Handlarzy, całych rodów Rogue Traders, po skorumpowanych członków Adeptus Terra, recydywistów, a nawet agentów Inkwizycji

- Czy na obszarze, na którym będziemy działali jest dużo min? Jakieś pozostałości po poprzednich konfliktach/wojnie partyzanckiej? Jakiego rodzaju one są?

"Prawdopodobieństwo wystąpienia min w rejonie Okręgu Centralnego: 43%. Ewentualne prawdopodobieństwo wystąpienia min w regionach: Imperialne Miasto - 0%, Jezioro Kolonialne - 2%, Morze Lazurytowe - 0%, Paramos de Vaquero - 47%, dżungla / inne - brak danych; ekstrapolacja - 70%. Typ ładunków: fugas - 60%, wojskowy - 15%, IED - 25%."

- Czy partyzantka ma jakieś cele polityczne, czy walczą "za wyższą sprawę", bo ktoś ich omamił i dał broń?

"Celem partyzantki EP jest pozbawienie władzy obecnego Imperialnego Gubernatora oraz: reforma systemu prawnego, zniesienie pańszczyzny, renegocjowanie umów międzyplanetarnych, modernizacja rolnictwa + uniezależnienie się od pozaplanetarnych dostaw żywności, wprowadzenie gospodarki społecznej."

- Jak wygląda dozbrajanie partyzantki? Kto i jakimi kanałami?

"Partyzantka dokonuje zakupu broni w ramach handlu narkotykami. Główni dostawcy: Kasballica oraz..."
Wyświetlona została kolejna lista nazwisk. W większości pokrywała się z wcześniejszą listą handlarzy nielegalnym towarem.

- Czy wiadomo czy partyzanci korzystają z sieci tuneli?

"Brak danych. Prawdopodobieństwo wystąpienia sieci tuneli: 70%. Sugestia: Paramos de Vaquero, rejony lasów deszczowych."

- Czy na planecie brakuje jakiegoś towaru? Czy są towary, które są wyjątkowo na Farcast pożądane?

"Brak znaczących deficytów. Odnotowywany okresowy deficyt produktów żywnościowych oraz zapotrzebowanie na pozaplanetarne płaciwo wysokiej wartości / łatwe do upłynnienia towary barterowe. Ilość broni i amunicji w obiegu lokalnym dodatnio przekracza sektorową medianę o 17%. Ilość leków / typ leków / rodzaje chorób: brak danych."

Blane nie miał już więcej pytań. Rozejrzał się wyczekująco, czy ktoś jeszcze je zada. Nie było jednak chętnych na dalszą rozmowę z Duchem Maszyny. Odezwał się za to Matuzalem. Jego stara twarz miała surowy wyraz.

- Postaram się zdobyć dodatkowe informacje odnośnie sytuacji na Farcast i zorganizować małe wsparcie wywiadowcze. Jeżeli ktoś ma kontakty które można wykorzystać… przydałby się nam języki i załatwiacze. Póki co proponowałbym wykonywać robotę jaką nam przydzielono jako przykrywkę, w pierwszych dniach robiąc rekonesans. Dopiero kiedy będziemy zorientowani co się dzieje… będziemy mogli lawirować w tym całym bałaganie.
 
Stalowy jest offline  
Stary 17-08-2016, 04:41   #67
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Kaarel Cotant - krótko ścięty brunet


Rehabilitacja; rozmowa z Mordaxem



- No. Myślę, że by się ucieszyła. Fajnie mieć kogoś. - kiwnął głową Cotant słysząc o pomyśle starego drucha by adoptować poległą dziewczynę. Faktycznie ze względu na różnicę wieku pasowało to jak najbardziej. - Spoko jest ten nasz Sejan jak ci pomógł i tego nie zlał. - kiwnął głową ponownie na wieść, że ich inkwizytor też miał udział w tej sprawie. Zyskał kolejny punkt w prywatnej hierarchii Cadiańczyka. Cenił dowódców którzy dbali o swój oddział nie tylko na polu walki czy koszarach. Bo w sumie chodziło o sprawę prywatną, mógł się wypiąć i powiedzieć, że go to nie obchodzi. Ładny gest z jego strony.

W dłoniach przewalał medale, krzyże, baretki i ordery poległej gwardzistki. Znał je wszystkie. Przecież też był gwardzistą. Odznaki za rany, za udział w bitwach, za ukończone kampanie i operacje, za akty męstwa i odwagi na polu bitwy. Kolorowe wstążki i blaszki dla zwykłego oka nie związanego walką dla nich stanowiły powód do dumy i uznania. Młoda gwardzistka zebrała całkiem sporą kolekcję podczas swojej służby z czego spora część razem z Mordax'em. - Dzięki Mord. - mruknął patrząc na trzymane akurat w dłoni odznaczenie. Czerwona wstęga z napisem CHUPA MARI. Pamiętał. Też tam był. Wszyscy z 412-go tam byli.

Planeta o w miarę normalnej grawitacji i rytmie dobowym. Jaki był roczny to już nie pamiętał i niewiele go to obchodziło bo nie byli tam tak długo. Ale pamiętał desant i walki. Pierwsza fala i kolejne miała dość niewielkie straty od obrony orbitalnej i kontynentalnej. Ale okazało się to zwodnicze łatwe. Właściwie walki zaczęły się już na ziemi. Kolejne przyczółki były bombardowane przez artylerię i szturmowane przez piechotę wspartą siłami pancernymi. Ciężko było. Zwłaszcza na kosmodromie który był kluczowy dla obu stron. Odcięty 412-ty musiał wycofać siły z mniej ważnych już opanowanych obiektów. Odwrót przez wrogi teren przerodził się w wyrąbywanie drogi do kosmodromu. Ale byli z 412-go. Więc wyrąbali sobie drogę. Lasgunami, bolterami, plazmą, granatmi i miotaczami ognia. Ale wyrąbali. Tyle, że siły które miały wesprzeć obrońców kosmodromu same zostały znacznie przesiane. Pierwsza doba była krytyczna. Wówczas ważyły się losy całej kampanii na Chupa Mari. Sprawa wyglądała poważnie. Obrońcy planety odbili już większość magazynów, hangarów i właściwie większość kosmoportu. Cadiańczycy trzymali się już tylko w głównym terminalu i wieży. Siły pancerne wsparte nieustającym ogniem artylerii i piechotą szykowały się do szturmu by zgnieść resztki desantników. Ruszyli i odbili się. 412-ty przemienił sale odpraw, poczekalnie, sklepy, korytarze w twierdze i bunkry. Potem od popołudnia, po zapadnieciu zmierzchu aż do świtu nastąpiły kolejne fale. Czasem nawet wdzierały się łamiąc linie obrońców i zmuszając ich do wycofania się do piwnic i najwyższych pięter. A mimo to 412-ty ostatecznie każdą taką falę odbił. Kolbami, bagnetami, pięściami, zębami jeśli było trzeba. Ale za każdym razem tubylcze siły musiały wrócić na zewnątrz i szykować się do następnej fali. A sztandar regimentu zatknięty na głównej wieży kontrolnej kosmodromu zaraz po wylądowaniu i zajeciu obiektu nie przestał łopotać ani na chwilę.

Cotanta wówczas na kosmodromie nie było wtedy. Ale pamiętał. Pamiętał ten widok sztandaru powiewającego poprzez dymy i płomienie, smugi laserów i plazmy nad i wewnątrz zbuntowanej stolicy. Sztandar powiewał nawet gdy były przerwy w łączności. Nawet gdy na sąsiednich budynkach łopotały flagi zdrajców i renegatów. Skoro nie zdjęli ich sztandaru Cotant wiedział, że reszta 412-go wciąż walczy. Więc też walczył. Inaczej i gdzie indziej. Przecież był kasrkinem więc miał inne zadania niż "regulare". Wylądowali jeszcze przed pierwszą falą desantu. A potem też działali ponad dobę w odosobnieniu bez kontaktu z głównymi siłami. Sytuacja była wówczas tak dramatyczna, że zostali chyba jednym z niewielu możliwych wsparć dla reszty regimentu działającym na głębokich tyłach wroga. Pokazywali im, że nie umieszczenie stanowiska dowodzenia pułku kilkanaście kilometrów od głównej linii walk wcale nie jest bezpieczne. Albo podobnie z baterią artylerii. Tak. Walczyli inaczej i gdzie indziej. Ale z tym samym wrogiem i z tym samym celem. Byli zdesperowani tak samo jak obrońcy kosmoportu. Czuli presję by wspomóc ich nawet jeśli byli od nich odcięci przez wrogie bataliony. Byli kasrkinami. Mieli swobodę manewru nieporównywalną z regularnymi jednostkami. Mogli uderzyć, zniszczyć i zniknąć. Ci w kosmoporcie nie mieli takiego wyboru. Musieli tkwić na pozycjach zalewani falą stali, ołowiu i plazmy z ziemi i nieba. Dziesiątkowani przez boltery, lasguny, pożary, wybuchy, walące się ściany, ogień snajperów i kolby renegatów. A mimo to wytrwali. Przetrwali tak całą dobę póki o świcie nacisk na kosmodrom nie zelżał w wyniku rozwoju sytuacji na innych odcinkach. Potem jeszcze dwie doby nim odzyskano połączenie z innymi regimentami Gwardii i ich zluzowano. Wytrwali. Byli z 412-go więc wytrwali. I za to właśnie dostali te medale z czerwoną wstęgą. I Natasza też tam wtedy była. Była w regularach więc w samym ogniu walk o kosmodrom. I właśnie za to dostała ten medal.

Cotant'a podczas walk nie było na kosmodromie. Ale był tam gdy luzowano ich regiment. Widział wówczas z bliska efekt trzydniowych walk. Potrzaskane ściany, zawalone odłamkami i ciałami błyszczące jeszcze parę dni temu podłogi. Barykady zrobione z-czego-się-da. Całe jak i przepołowione wybuchami ciężkiego wsparcia piechoty szturmanów przeciwnika. Przepołowione razem z obrońcami z 412-go. Albo wypalone miotaczami ludzkie skorupy. Poszatkowane odłamkami ciała. I Imperialnych i renegatów. Spalony czołg razem z Chimerą który wdarły się do wnętrza hali odlotów i siały spustoszenie wśród obrońców póki nie zostały zniszczone. Zapach spalenizny, zgnilizny i kurzu drażniący nozdrza. Czasem medykamentów polowych, czasem ta specyficzna woń świadcząca o użyciu broni energetycznej. Tak. Widział to. Z bliska. Szedł tamtymi korytarzami i widział, że było tak ciężko jak to i wyglądało z innych części miasta gdzie operowali kasrkini. Uznawał więc, że słusznie otrzymali tę małą blaszkę z czerwoną wstęgą z napisem CHUPA MARI. Taka walka i ofiara krwi i życia jaką złożył ich regiment zasługiwała na pamięć.

- Kochała się we mnie? Nie, nie wiedziałem... - spytał dość zaskoczonym głosem. Tego się nie spodziewał. Niezbyt wiedział co powiedzieć. - No teraz chyba za wiele tego ciała do kochania mi nie zostało. - uśmiechnął się kwaśno nieco machając swoją nowym, cybernetycznym ramieniem. Próbował jakoś zamaskować swoją konsternację. Niezbyt wiedział jak na to zareagować inaczej. Ale to szczere wyznanie jakoś dodatkowo go przygnębiło i żal mu było śmierci młodej gwardzistki z rodzimego pułku.


Odprawa



Cotant przyszedł na odprawę z nowym karabinem. Właściwie był to ten sam model który naprawdę przypadł mu do gustu podczas walk na tym cholernym Kapitolu. Uznał, że skoro sprawdził się w tak ciężkiej kampani to nie ma co wymieniać sprawdzonego modelu. Więc znowu łaził z kolejnym Taurusem. Broń była celna, szybka, do tego zdublowane magi dawały jej całkiem długą autonomiczność prowadzenia intensywnego ognia co w walkach w ruchu i bliski lub bardzo bliski dystans miało dla komandosa ogromne znaczenie. Do tego jeszcze podwieszany granatnik dawał mu możliwość cięższego wsparcia swoich czy swojego oddziału działań a jeśli trzeba było był jeszcze wyciszony co przy pełnieniu funkcji zwiadowcy też było bardzo pożądane.

Ten Taurus Cotanta został jednak odpowiednio dodatkowo zmodyfikowany. Choć tym razem nie było to celem zwiększenia jego wartości bojowej a objawem sentymentu i szacunku dla poległej w hangarze Inkwizycji gwardzistce. Na jednym z boków broni miał wygrawerowane gotykiem jej imię "NATASZA". Litery były wytrawione więc nawet na dotyk i po ciemku dało się je wyczuć. Druga strona karabinu zaś została wykorzystana do zaprezentowania odznaczeń poległej dziewczyny. Kaarel nie był pewny jak to zostało zrobione choć zgadywał, że pewnie poległy na Malice Heyron by mu wyłuszczył co i jak w kumaty sposób. Ale w sumie aż tak go to nie intersowało. Jak poszedł "do tych kumatych" powiedział co chce i gdy skończyli faktycznie było jak chciał. A czy te baretki i medale Nataszy zostały wtopione czy zalakierowane jakoś nie miał pojęcia ale teraz ta strona karabinku prezentowała te odznaczenia poległej gwardzistki.

Na razie odprawa przebiegała dość sprawnie. Każdy kto chciał pogadał z tą gadającą holotwarzą. Jednak gdy tak pogłówkował pod kopułką to co i kto mówi wyszło mu, że wypada się podpytać czy ustalić jeszcze parę rzeczy.

- Czyli poza głównymi ulicami to całkiem sporo tych min. - zauważył z dość nieciekawą miną. Temat min i pułapek jako potencjalnemu zwiadowcy oddziału wydawał mu się z natury dość bliski i bardzo interesujący. Dobrze, że Chris go poruszył. - Jak ich tam tyle to pewnie prędzej czy później na jakieś trafimy. - mruknął drapiąc się po policzku. Jak znał swoje wojenne szczęście to pewnie się na nie wjebią. Zostawało mieć nadzieję, że dzięki łasce Imperatora wykryją je na czas. Choć wiedział, że na przykład wykrycie na czas miny przy czy pod drogą gdy się jechało pojazdem było skrajnie trudne. A rzadko się zdarzało by można było sprawdzić każdy zakręt i prostą drogi po której mieli jechać. - Jakieś drobne latadełko by się przydało. Tak by leciało przed nami i sprawdzało trasę. - rzucił pomysłem patrząc na zebranych, zwłaszcza tych dowódczych czyli władnych i technicznych czyli specowych. Taki, mały latacz może nie mógł wykryć wszystkiego no ale mógł wykryć już całkiem sporo. Choć teren miejski czy dżungli był dość kurewsko trudny do jakiegokolwiek przepatrywania za to cholernie sprzyjał ukrywaniu.

- I ten... Jak tam taka dżungla albo miasto... Przydałby nam się jakiś moździerz albo automatyczny granatnik na pojeździe. - zauważył kolejny detal który wydał mu się potrzebny na takiej wyprawie. Dżungla czy miasto raczej nie sprzyjały otwartym terenom które sprzyjały prowadzeniu ognia po umownych prostych. Za to właśnie przydałoby się coś do rąbania palantów za przeszkodami czy to w głębi dżungli czy skrytych za jakimis barykadami czy innymi przeszkodami o które w objętym mniej lub bardziej regularną i intyensywną wojną dzżungli i mieście chyba było nietrudno.

- Aha. Jeszcze jedno. Dostaniemy mapę z głównymi ogniskami walk? Zwłaszcza gdzie są które frakcje porozmieszczane. No chociaż z otatnich paru tygodni czy miesięcy. Myślę, że niegłupie by wiedzieć, że własnie zmieniamy jakieś podwórko w tej dżungli a jak tam miejscowi będą nam ściemniać to nie wiadomo. - spytał o mapę aktualnych działań tych wszystkich frakcji, armii, band, grup i tego wojennego miszmaszu. Zapowiadał się chaos bez jasnej sytuacji, że tam jest linia frontu i po jednej stronie są niebiescy a po drugiej czerwoni. Raczej, że będą się poruszać wśród punktów i plam mniejszyczh czy większych opanowanych przez różne frakcje o dowolnych korelacjach między sobą i ich oficjalną przykrywką. Nawet jeśli otrzymane teraz dane byłyby niepełne to już jakiś obraz orientacyjny powinien się z tego wyłonić.

- I dżungla tak? To spakowaliście nam moskitery, hamaki i maść przeciw insektom co? - spytał trochę dla odmiany żartobliwym tonem. W końcu dżungla. Dżungla mogła dopiec nawet jak się żadnych działań wojennych nie toczyło. Więc nie wypadało się tam zapuszczać bez dżunglowego abc.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline  
Stary 19-08-2016, 20:27   #68
 
Arvelus's Avatar
 
Reputacja: 1 Arvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputację

Terapia Durrana się przedłużała znacznie bardziej niż pozostałych członków komórki, ale za to jego rekonwalescencja była bardzo krótka. Niewielka ilość organicznego ciała. Ale z kolei trwające polowe sanknjonowanie sprawiało, że nie miał dość czasu na nic. Prawie.
W pewnym momencie udało mu się tak zorganizować dzień by mógł spotkać się z jakąś znajomą mordą. Wyszło, że była to morda Mordaxa.
- Hej, przyjacielu. Mam nadzieję, że nie jesteś zajęty bo zamierzam narzucić ci swoje towarzystwo - zagadał do towarzysza przyjaznym tonem nowego syntezatora mowy.
Mordax klęczał medytując na zimnej metalowej podłodze. Przed nim w powietrzu unosiła się pojedyncza świeczka, w której żółty płomień wpatrywał się swymi nie mrugającymi sztucznymi oczyma.
- Co stało się z twoim głosem? - rzekł Mordax, również syntetyczną reprodukcją ludzkiego głosu.
- Poprzedni podobał mi się bardziej - rzekł odrywając oczy od płomyka. Mechanizm w jego oczodołach ustawił, lekko wibrując, soczewki na stojącego Durrana.
Mężczyzna wstał, już z wprawą panując nad swymi bionicznymi kończynami i podał dłoń gościowi.
- Miło cię znów widzieć. - rzekł ściskając nadgarstek towarzysza w typowym dla wojowników uścisku. Durran go odwzajemnił.
- Inwizytor uznał, że go wkurza. Chciał wymienić, ale AKTUALNIE MAM ZAMONTOWANE DWA RÓŻNE vox-castery… Jakby bractwo marsjańskie nie miało już do mnie dość wątów - westchnął zmęczony, mimo, że jego płuca już nie działały w ten sposób - Nie miałem okazji ci podziękować. To ty zerwałeś tamte kajdany, którymi nierozważnie się przykułem. Uratowałeś wtedy moje życie i duszę. Jestem ci za to wdzięczny.
Mordax machnął zbywając ręką.
- Nim imperator wezwie nas do siebie, jeszcze zdążysz zrobić to samo. Widziałem to w płomieniach. - rzekł Mordax spokojnie.
- Można by wręcz powiedzieć, że to ja się odwdzięczyłem za to, że ty uratujesz mnie w przyszłości. - Może i była to nieco pokrętna logika, lecz dla kogoś, kto spoglądał w mnogie potoki przeznaczenia, nie było znów niczym tak nadzwyczajnym.
- Wybacz dość spartańskie warunki. - rzekł spoglądając na praktycznie pustą komnatę lekko strapiony. Nawet łóżko usunął. Jego bioniczne ciało wydawało się go przygniatać, gdy leżał. Często budził się nocą, ledwo łapiąc powietrze, mając poczucie, że na klatce piersiowej leży ciężkie kowadło miażdżące jego płuca. "Psychosomatyczne" - tak powiedział magos biologis po kolejnej wizycie na przegląd wszystkich wszczepów. Od tego czasu Mordax spał na stojąco. Pomagało... choć nie zupełnie.
Wyrwawszy się z zamyślenia, Mordax podszedł do schowanej w ścianie szafki. Wyciągnął z niej butelkę złocistego trunku.
- Nie spodziewałem się gości... nie mam za wiele do zaoferowania. Wolisz to - Mordax wskazał na oszronioną butelkę. - Czy papkę proteinową? - siwiutki mężczyzna nie zrobił nawet gestu, by wskazać na pozostałe na półce paczuszki polowego żarcia.
Usiedli w medytatywnym kręgu, pojedyńcza wisząca w powietrzu świeczka nadal służyła jako jedyne źródło światła, choć akurat raczej rzaden z mężczyzn jej nie potrzebował by przeniknąć mrok.
Mordax nalał gęsty złoty płyn do rytych w krysztale kieliszków. Mała ekstrawagancja, z racji wieku, jak psyker zwykle tłumaczył.
- Nie przepadasz za bardzo za marsjańskim bractwem, co? - Mordax nawiązał do ostatniej, przed podziękowaniami, wypowiedzi Durrana.
- Ale tylko kieliszek. Mam słaby łeb - przystał Morgenstern na propozycję napicia się -[i] To bardziej bractwo nie lubi mnie. Mam z nimi... historie. Chcesz ją poznać? Jakoś tak jestem w nastroju na pewne wywnętrznianie się, a to nie zdarza się często - [i] zaśmiał się Durran
- Nigdzie mi się nie śpieszy, a tym trunkiem najlepiej delektuje się przy dobrej opowieści. - rzekł Mordax spokojnie.
- Więc… wbrew temu co, całkiem zasadnie, większość ludzi którzy mnie widzą zakłada, ja wcale nie jestem tech-kapłanem. Miałem kilka wewnętrznych święceń, ale jedynie bardzo podstawowe. Dawno temu, kiedy byłem jeszcze Vertikordem Haalem służłem w skitari. Auxylia Myrmidon, siedemnasta kompania pancerna i tak dalej i tak dalej. Potem wielokrotnie mnie przenoszono.
- Skitari? - Mordax uniusł brew w zdumieniu. Tego się nie spodziewał. Nie przeszkadzał jednak koledze dając mu znak, by kontynuował.
- Tak. Zbrojne ramię mechnicusów. Miałem czas dla siebie który poświęcałem na naukę. Wiesz… to, że byłem w skitari było błędem. Powinienem zostać tech-kapłanem. Dawno temu już byłbym na poziomie magosa i to wysoko w ich wewntrznej hierarchii. Ale Imperator sprawił, że przydzielono mnie do ich gwardii. “Zmarnowany talent” myślałem. Sam, bez pomocy kapłanów i całego systemu szkolnictwa bractwa, osiągnąłem poziom wiedzy i umiejętności który osiąga bardzo niewielki ułamek tech-kapłanów. Ale odmawiali nadania mi pełnych święceń, bo nie przeszedłem oficjalnego szkolenia, które trwało by wiele lat, a mieli dla mnie zbyt wiele zastosowań na polach bitwy.
Wiele lat później byłem na Sztylecie. Małej fregacie Sióstr Bitwy. Byłem tam pierwszym asystentem kapłana maszyn który potrafił może połowę tego co ja. Opuściliśmy osnowę a zaraz za nami wyskoczyła barka orków. Rozpadająca się krypa obrażała logikę samym faktem, że wciąż trzymała się w kupie. No nic. Wystrzelaliśmy ich, ale zrobili nam dziurę w pokładzie ładowniczym. Wielką na dwóch mężczyzn. Byłem tam. Widziałem jak mój przełożony i dziesiątki innych zostają wyrwani przez próżnię kosmosu. Mnie też. I widziałem siostrę Anais. Imperatorze… jaka ona była piękna… kroczyła, powoli, w stronę wyrwy. Wzniesione ręce, zamknięte oczy i modlitwa wypływająca z jej ust. A do tego złoty poblask bijący od niej… tak nierealny jakby to dusza go widziała. Powstrzymała kosmos. Widziałem wyrwę. Widziałem ludzi którzy dusili się w próżni. Dopiero Lezzel, trzeci asystent, ten po mnie, ogarnął mnie. Wstałem z kolan, a nawet nie pamiętam abym klękał i dwie godziny łataliśmy wyrwę. Nawet sięgnąłem ręką przez nią i poczułem to przeraźliwe zimno pustki. Wyrwa załatana, okręt uratowany, kontynuowaliśmy podróż a wraz z innymi członami bractwa odmawiałem dyskusji na ten temat.
- A co stało się z siostrą? - zainteresował się Mordax.
-[i] Nie wiem. Przeżyła i gdy opuściłem pokład, po powrocie, nigdy więcej o niej nie słyszałem.
Niedługo potem skontaktowałem się z Diakonem Jackobusem. Spędziłem wiele godzin na rozmowach o Imperatorze i imperialnym kredo. Bardzo pomógł mi w zrozumieniu dogmatów. Po kolejnych trzech latach zdecydowałem się odejść z bractwa. Przygotowałem pozorowaną śmierć. Ale diakon miał mnie owiniętego wokół palca i zależało mu aby wymierzyć Bractwu Marsjańskiemu pstryczka w nos. Więc zrobiliśmy to z wielką pompą. Prawie przypłaciłem to życiem. I wtedy diakon stracił mną zainteresowanie.
Może i nie jestem pierwszym członkiem Bractwa który przeszedł na Imperialne Kredo. Nawet nie jestem tech-kapłanem, choć w czasie procesu tak zaczęli mnie tytułować, Jednak oni zawsze robili to po cichu. Nie oficjalnie. A o mnie wciąż się mówi w kręgach i Eklezrachatu i Bractwa. Wciąż jestem jątrzącą się raną w ich honorze i dumie. To jest historia za którą większość bractwa najchętniej zamnęłą by mnie w ciemnicy jako prostego lexmechanik. Czyli bym dokończył swój żywot jako niewiele więcej niż serwitor. Pozostali by mnie widzieli martwym. Ale nie żałuję tego. Poznałem chwałę Imperatora. Ostatnio nawet ujrzałem z osnowy światło Astronomicanu.
- Więc oficjalnie i tak otwarcie opuściłeś marsjańskie bractwo? - zdziwił się nieco Mordax. To rzeczywiście był bardzo zuhwały ruch.
- I o jakim procesie mówisz? - dopytał po chwili.
- Gdy rzuciliśmy bractwu w twarz i oświadczyliśmy, że odchodzę na łono Imperialnego Kredo rozpetali małą wojenkę, w której skład wchodziło oskarżenie mnie o techherezję, sprzeniewierzenie się Omnissiahowi i przełożonym, o złamane przysięgi posłuszeństwa które składałem jako niedorostek i wiele innych. Co tylko się dało. Na moje szczęście Eklezjarhatowi w równym stopniu zależało na wybronieniu mnie od ich gniewu jak im na ukaraniu mnie. Ostatecznie zostałem obdarty ze wszystkiego co miałem. Moja cewka potentia została uszodzona w stopniu którego pełna naprawa wymagałaby podróży na jeden ze światów Lathe a z nich jestem wygnany. Na szczęście dałem radę obejść większość problemów przy użyciu własnej wiedzy i odrobiny xenotechu który badałem w swoim czasie. Ale mechadendryt nigdy nie będę w stanie używać.
- Xenotechu? Już widzę, dlaczego bractwo aż tak za tobą tęskni i wysyła "przyjaciół" po ciebie. Przykro mi też z powodu twojego uszkodzenia... to dla ciebie z pewnością ciężki cios... - Mordax dolał jeszcze do kieliszków, wbrew wstępnej deklaracji Durrana. Trunek jednak nie był jakoś szczególnie mocny, dlatego psyker nie spodziewał się, a przynajmniej nie miał zamiaru upijać kumpla.
- Na mojej rodzinnej planecie miałem dużo do czynienia z adeptus mechanicus, w naszym regimencie też zawsze ich wielu było. Wiem, jak ważne dla nich były ich wszczepy... - dodał po chwili słowem wyjaśnienia.
- Ciało jest słabe - skomentował Durran patrząc na wlewający się trunek -Niektórzy, jak choćby ja, podchodzą do tego znacznie poważniej niż należy. Cewka Potentia, gdy się już przyzwyczai do jej obecności, staje się dla nas kolejnym organem. Bardzo ważnym, dającym wiele możliwości. Bez niej czułem się kaleki i nie chciałem się pogodzić z jej stratą. I sugestia od towarzysza który już to raz przechodził. Uważaj teraz z alkoholem i wszelkimi używkami. Po solidnej implantacji trzeba na nowo uczyć się pić. Ja aktualnie posiadam koło piątej części oryginalnej biomasy, toteż muszę wszelki alkohol powielać przez pięć, bo rozchodzi się po pięciokrotnie mniejszym obszarze. Więc jak się skuszę i wypiję ten drugi kieliszek to godność będzie odde mnie wymagać bym na resztę dnia zaszył się w swojej kwaterze i unikał jaichkolwiek interakcji międzyludzkich - zaśmiał się Durran nieco sztywno, ale ciężko oczekiwać czegoś więcej od kogoś takiego jak on -Potem zostałem członkiem komórki pod dowództwem Hermana Aufwiega. Przesłuchującego inkwizytora którego imienia nigdy nie poznałem. Zostałem wcielony właśnie za moją wiedzę na temat xeno-techu. Potem Aufwieg zginął, a ja byłem kilkukrotnie przemieszczany, a teraz jestem z wami. A jaka jest twoja historia?
- Moja historia... - Mordax wziął łyka złocistego trunku, przez chwilę rozkoszując się bukietem aromatów na podniebieniu.
- Słyszałeś o krucjacie o światy Sabatu? Dla ciebie to pewnie historia... ale ja tam byłem. Jeszcze na długo nim imperium wygrało. Esperia. Planeta na której się urodziłem była pod butem chaosu. Walczyliśmy w podziemiu. Szło nam całkiem nieźle... choć było bardzo ciężko. Byłem światkiem strasznych rzeczy, ale nie straciliśmy wiary. Wiesz, mieliśmy relikwię, może to nas trzymało na duchu.
Ja należałem do 13th Esperia Spectres, to był mój regiment. Walczyliśmy tak długo... Gdy tylko mogliśmy wspieraliśmy regularne siły krucjaty, to jest jak już ruszyła, ale nasze miejsce było głównie na tyłach wroga.
Nie chcę cię zanudzać szczegółami. Starczy powiedzieć, że nam nie bardzo ufano. No ale zdecydowano przeprowadzić próbę wyzwolenia mej ojczyzny. Też tam byłem. Stałem na pokładzie obserwacyjnym, miałem widok na imperialną flotę i na moją ojczyznę... Me serce się radowało, pierwszy raz od dekad.
W stalowym brzuchu okrętu rozchodził się głos pół miliona mych rodaków gotowych walczyć o swoją ojczyznę. - wolność! - wołaliśmy. Jaki to dźwięk, gdy krzyczy tyle gardeł na raz.
- starzec aż się wzruszył.
- Tylko... gdy rozpoczęliśmy desant, skądś pojawiła się flota Blood Pact. Ten tchórz! - Mordax zacisnął pięści. - kazał się wycofać. Rozumiesz? Wycofać... ale my wiedzieliśmy co stanie się z naszymi rodzinami na powierzchni, gdy oni zaczną mścić się za powstanie. Nie wycofaliśmy się zatem.
- Przejęliśmy kontrolę... my Upiory Esperii przejęliśmy kontrolę nad naszym transportowcem. To był okręt klasy Uniwersum, wielkie bydle. Skierowaliśmy go na okręt flagowy wrogiej floty. Wyobrażasz sobie ich miny gdy się zbliżaliśmy?
Coś poszło nie do końca z zgodnie z planem. Ktoś włączył Warp napęd i oba statki, zaklinowane razem, przeskoczyły do imaterium.
O, mieliśmy tam potem sporo zabawy. My i oni, walczyliśmy na roztrzaskanych pokładach obu statków tak długo, aż została nas tylko garstka.
Ale myśleliśmy, że się nam udało. Tylko... gdy już wróciliśmy. Cóż... okazało się, że minęło kilkadziesiąt lat więcej niż powinno... a do tego ten cholerny tchórz! Wyobraź sobie, że on mimo naszego poświęcenia się wycofał z nad Esperii. Oddał pola... A cenę płaciły nasze rodziny... Podobno Blood Pact urządził sobie prawdziwą orgię u nas w domu...
- Mordax wyciągnął swój data slate. Na ekranie pojawiła się młoda kobieta z córeczką na rajskiej plaży.
- To moja żona i córka... - rzekł Mordax trzęsącym się lekko głosem. - Nie wiem... nie wiem co z nimi się stało. Czasem piszę listy, ale nikt nie odpisuje... wiem... że nie mają prawa już żyć... mam tylko nadzieję, że zginęli nie cierpiąc za bardzo...
- To była by moja historia... no... po pojawieniu się tutaj, nie dość, że spóźnieni o kilkadziesiąt lat to jeszcze przeskoczyliśmy spory kawałek galaktyki... powitali nas mili panowie z inkwizycji. Nie wiem, co stało się z pozostałymi... mnie zatrudnił, że tak to ujmę, jeden inkwizytor z ordo malleus. nawet był w porządku. No... a teraz jestem tutaj. - Mordax wzruszył ramionami, najwidoczniej było mu to obojętne dla kogo pracował i gdzie.
Durran uśmiechnął się smutno na tę historię. Wzniósł swój kieliszek.
- Więc za twoich towarzyszy. Twoją rodzinę i braci Upiorów. I za moich towarzyszy którzy odeszli. Za Hermana Aufwiega, który był mi jedyną rodziną jaką kiedykolwiek miałem.
 
Arvelus jest offline  
Stary 25-08-2016, 01:24   #69
 
Micas's Avatar
 
Reputacja: 1 Micas ma wyłączoną reputację
Lightbulb Faith in the Emperor begins with faith in His servants.

Usłyszawszy pytania Kaarela Cotanta, Jednostka 13 zamigotała, po czym znów przemówiła tym samym, mechanicznym tonem:

- Ad jeden: kwestie logistyczne i zbrojeniowe pozostają otwarte do momentu opuszczenia Pałacu Tricorn przez Drużynę Specjalną "Jaguar". Poziom sześćdziesiąty, krypta zbrojna dwa. Kwatermistrz Aaron Teges został powiadomiony i otrzymał rekomendowane specyfikacje. Ad dwa: mapa polityczna Farcast, w tym Okręgu Centralnego, jest w tej chwili niedostępna. Powód jeden: brak aktualizacji od momentu zasiedlenia planety przez imperialnych kolonistów. Powód dwa: nieprzekroczony próg wartości informacji. Wyszukiwane addenda i/lub odnośniki... Wykryto błąd. Skorumpowane data-źródło "Farcast-447". Odnośnik zawierał dodatkowe informacje na temat "planeta Farcast / Subsektor Malfiański", datowane na 815.M41. Ostatni akces: Septembris zeszłego roku, dzień zamachu. Ostatni użytkownik: Obiekt "Olianthe Rathbone". Spekulacja: Obiekt uszkodził bazę danych celem utrudnienia poszukiwań i/lub operacji na Farcast.

Duch Maszyny przez moment zaczął intensywnie pracować, uruchamiając wszystkie, głośne wiatraki chłodzące i zgrzytając igłami po twardych dyskach.

- Nowe informacje plus aktualizacja analizy sytuacyjnej plus aktualizacja dossier Drużyny Specjalnej "Jaguar" skutkują komputacją decyzji strategicznej. Decyzja przedłożona Lordowi Caidinowi. Decyzja zaakceptowana. Jednostka 13 zostanie powielona i sprezentowana Drużynie Specjalnej "Jaguar" jako wersja polowa. Sposób transportu i komunikacji: cogitator osobisty. Miejsce odebrania urządzenia: poziom sześćdziesiąty, krypta zbrojna dwa. Kryptonim Ducha Maszyny: Zordon.

Jednostka 13 uspokoiła się, czekając parę chwil w milczeniu.

- Drużyna Specjalna "Jaguar" proszona do krypty zbrojnej dwa na poziomie sześćdziesiątym. Kontakt: Kwatermistrz Aaron Teges. Kontakt: Zordon.

Przez moment twarz jakby zamarła w bezruchu. Zebranym wydawało się, że zmierzyła ich wzrokiem.

- Odprawa zakończona. - powiedziała to głębokim, jakby złowieszczym tonem, po czym zgasła.



Mieli wszystko, czego potrzebowali. Sprzęt obozowy. Broń i amunicję. Materiały wybuchowe. Opancerzenie. Zapasy. Dwa wojskowe pojazdy. Dokumentację, dowody i umundurowanie pod przykrywkę. Bionikę wysokiej jakości, skalibrowaną i podkręconą do profesjonalnych wartości. Spowiedź i błogosławieństwa u zasłużonych kleryków. Informacje na temat planety, celów, stałych i zmiennych. Wygodny i dyskretny transport międzygwiezdny. Równie wygodny i szybki przelot lądownikiem typu Aquila prosto z Pałacu Tricorn w Kopcu Sibellus do czekającego już na orbicie transportowca o nazwie "Pax Behemoth" - statku należącego do pomniejszego Rogue Tradera, Kobala Aizdara, stronnika Inkwizycji.

Aizdar wiedział, kogo przewoził. Ich nowy towarzysz, zajmujący cały personalny cogitator, okrojony klon Jednostki 13, powiedział im to. Powiedział też, że wszyscy winni jednak trzymać się przykrywki bezwzględnie od tegoż momentu - do chwili, kiedy Inkwizytor Sejan zadecyduje inaczej. Zordon rzekł także, że zamówiony sprzęt czekał już w jednym z segmentów ładowni Pax Behemoth, odpowiednio zamaskowany i oznakowany.

Lądownik opuszczał potężną, mierzącą dziesiątki kilometrów wszerz i wzdłuż, a kilka wzwyż, aglomerację sibellańską. Pasażerowie widzieli, jak powoli oddalają się od ziemi, zostawiając w tyle niknące pośród smogu i chmur zabudowania na wpół zrujnowanego megamiasta. Wszędzie wokół strzaskane góry, wyschnięte jeziora i rzeki, smagane wichrami postindustrialne pustkowia, wreszcie czarna toń skwaśniałego, zanieczyszczonego oceanu. Wszędzie wciąż widoczne były ślady po Bladej Krucjacie i Wojnie z Chaosem. Zniszczenia, których nigdy nie będzie można całkiem zreperować bądź choćby posprzątać. Zrujnowane zewnętrzne dzielnice, kompleksy i kopce-satelity. Przerwane trakty. Leje po bombardowaniach, eksplozjach, ostrzale z orbity i makrobroni. Ciągnące się po horyzont linie okopów, transzej i bunkrów, opuszczone i zszabrowane, zasypywane przez piach i żwir.

Wreszcie, Aquila przebija cienką warstwę żółtawych chmur okalających gdzieniegdzie mieszaninę szarości, żółci i ciemnego błękitu, jaką była planeta zwana Scintillą. W dole błyskały światła wielkich miast. Sibellus. Tricorn. Gunmetal. Ambulon. Planeta wciąż żyła, mimo dwóch wojen i rzeszy mniejszych konfliktów oraz katastrof. Jednakże odniosła krytyczne rany. Wojenne zniszczenia. Depopulacja. Załamanie gospodarcze. Bankructwo. Problemy społeczne. Utrata statusu lidera Calixis.

Wielu jednak wciąż patrzyło w przyszłość z nadzieją. A to był błąd. Jak głosiła imperialna maksyma: "Nadzieja pierwszym krokiem ku rozczarowaniu." Mądrzy ludzie mówili, by zastąpić nadzieję wiarą w Boga-Imperatora. Jednak tym razem nawet wiara mogła nie wystarczyć. Incydent w Tricorn miał głęboko idące konsekwencje, co do których Inkwizycja mogła się jedynie domyślać.

Wiadomo było jedno. Ani Scintilla, ani Calixis nigdy nie będą takie same.

Zadaniem Operacji Starscream nie było powstrzymanie nieuniknionego. Na to było za późno. Brakowało też sił i środków.

Nie. Zadaniem Operacji Starscream było wymierzenie kary... i kontrola uszkodzeń.

Wyrok. Audyt.


[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=MSrT6Z1ksQ8[/MEDIA]



+++ Koniec Rozdziału Pierwszego +++



Rozdział II

Amat Victoria Curam

26 Februarius, rok 833.M41
Pax Behemoth, kupiecki rajder klasy Havoc, flagowiec Rodu RT Aizdar
9:12 czasu okrętowego, Wachta Przedpołudniowa
Głęboka próżnia międzysystemowa, Subsektor Malfiański
Sektor Calixis, Segmentum Obscurus


Dźwięki i muza: Tabletop Audio - Ambiences and Music for Tabletop Role Playing Games - "Kaltoran Craft FE"

Luty tego roku chylił się już ku końcowi. A może dopiero? Podróż Pax Behemothem zaczynała się dłużyć. Według plotki puszczonej przez dzisiejszego oficera wachty przedpołudniowej, podróż miała trwać jeszcze przez tydzień. W takim razie, Pax Behemoth czekał tylko jeden krótki skok przez Osnowę i kilkudniowy lot przez w większości opustoszały system Farcast, aż po planetę. Podobno o tej porze tamtejszego roku planetarnego, ta skała była daleko od punktu bezpiecznego wyjścia z Immaterium, z którego miał skorzystać transporter.

Pax Behemoth był dobrym statkiem. Bardzo dobrym. Jego kapitan, mimo upływu lat i straszności, jakie opadły Calixis za niedawnych czasów, a nawet dzisiejszych, niepewnych dni, gdzie międzygwiezdne trakty przepełnione były piractwem i uchodźcami, utrzymywał bardzo wysoki poziom efektywności. Załoga była pełna, dobrze wyszkolona, doświadczona i zdyscyplinowana. Zbrojownie były zaopatrzone adekwatnie do zagrożeń. Morale było wysokie - RT Kobal Aizdar zapewniał jej godziwe warunki życia, dobry zarobek i regularne przepustki podczas wizyt w zamieszkałych systemach. Handel gwałtownie rozkwitał, mimo wiążących się z nim wielkich zagrożeń. Odosobnione światy aż drżały od popytu i podaży. Ich potrzeby należało zaspokoić, przyjmując w zamian towary i brzęczącą monetę.

Jaguary miały okazję wypracować między sobą lepsze zgranie, przyswoić przykrywkę, zapoznać się z informacjami o zadaniu i planecie, a także wielokrotnie sprawdzić przydzielony i dobrany sprzęt. Mieli również okazję nieco się rozerwać - tutejsi nie stronili przesadnie od pasażerów, a kapitan (jak to na cywilnym statku) zezwalał na obecność i działalność "załogi" niezwiązanej z funkcjonowaniem okrętu - za to związanej z dostarczaniem towarów, usług i rozrywek. Nie raz jeden czy drugi członek Kadry Sejana wizytował kramy, kuźnie, alkowy, palarnie, tawerny i domy hazardu (gdzie prócz kości i kart organizowano zawody prania po pyskach, tak dla cyborgów jak i ludzi zwyczajnych).

Sam Aizdar kilkukrotnie zapraszał swoich gości na obiady, w których brali udział także członkowie jego entourage. Zaufani oficerowie i agenci Rodu Aizdar, równie doświadczeni i zaprawieni co ich lider.




Kapitan był potężnej postury, basowego głosu, tubalnego śmiechu i otwartej osobowości. Można było po nim poznać szczerego voidsmena, który nie stronił od trudów ani wygód życia pośród gwiazd. Prawdziwą dumą napawał go jego okręt, szybki rajder klasy Havoc. Antyczna krypa, acz wciąż jara, wielokrotnie restaurowana i rekonfigurowana. Podobno miała już ponad tysiąc lat, tak samo jak Upoważnienie Handlowe Rodu RT Aizdar, którym kapitan Kobal zdążył się już pochwalić.

Jaguary miały czas na wiele. Na rozrywkę, na odprawy, na kreowanie planów, na treningi, na zbieranie informacji i plotek, na naukę rzeczy tyczących się Pustki i imperialnych statków, na drużynową integrację, a także czas na zastanowienie się. Na przemyślenia. Na refleksje i na rozmowy. Na modlitwę do jedynego boga Ludzkości.

Wiele się zmieniło. Wielu z nich los bezlitośnie gniótł w swych trybach już kilkukrotnie, wypluwając ich na chwilę spoczynku - taką, jak ta podróż - by potem znów ich mielić. Inni zastanawiali się: dlaczego oni? Dlaczego tu? Dlaczego w ten sposób?

Niezbadane były koleje losu i wyroki boskie. Przedwczoraj byli sługami, żołnierzami, agentami, funkcjonariuszami różnorodnych instytucji Adeptus Terra. Wczoraj byli obrońcami Inkwizycji, poszkodowanymi, kalekami, ofiarami wątpliwych karesów Osnowy. Dziś byli wskrzeszonymi cyborgami, katami Organizacji, mścicielami Imperium i Calixis, najemnikami, podróżnikami, pasażerami, gośćmi, agentami incognito. Ludźmi. Cała ta bionika, blizny po walkach i dotyku Immaterium... To nie zmieniało postaci rzeczy. Byli wciąż Ludźmi.

Tu i teraz. A co miało być jutro? Pojutrze? Walka? Śmierć? A może... coś innego?

Tu i teraz.
 
__________________
Dorosłość to ściema dla dzieci.

Ostatnio edytowane przez Micas : 25-08-2016 o 01:30. Powód: Zabawa czcionką
Micas jest offline  
Stary 12-09-2016, 18:28   #70
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Kaarel Cotant - żywiołowy beszczelniak




Po odprawie w pałacu



- To sucz której szukamy też grzebała w tych plikach i jeszcze na dowidzenia skasowała co wypatrzała? No ładnie. A da się to jakoś odzyskać? Może jakieś inne maszyny w innych systemach czy co? - Kaarel główkował nad tym co powiedziała elektroniczna holograficzna twarz. Mówił po wyjściu z sali odpraw do swoich towarzyszy. Był ciekawe czy oni poradzą coś na tą dywersję ze strony Rathbone. Teraz nie dość, że miała przewagę czasu to jeszcze i danych których ich pozbawiła kasując pliki. Był ciekaw czy jest jakieś inne źródło na innym statku czy systemie o tej planecie by uzupenić dany. A właściwie wydawało mu się, że powinno ale nie znał się na tym czy można to pozyskać w opdowiednim czasie. Dlatego zezował na bystrzaków z oddziału czy któryś z nich czegoś na tą okazję nie wymyśli. Bo przydałoby się. Sucza mogła działać profilaktycznie z tym kasowaniem by zwiększyć swoją przewagę nad pościgiem którego się pewnie spodziewała. Ale może było tam coś specjalnego, co chciała ukryć, zataić i mieć tylko dla siebie?

- Przynajmniej zabawek możemy zabrać ile damy radę. - uśmiechnął się za to do nich jak zwykle próbując znaleźć optymistyczniejszy punkt programu. Było fajne, że mieli aż tak wysoki priorytet zadania, że nikt im nie robił problemów i nie stukał w regulamin na etatowy sprzęt i niezgodność z tym co niby mieli. Mieli więc szansę zaopatrzyć się co niemiara. I musieli bo po wylądowaniu pewnie będą zdani na siebie i własny spryt.

- Wiecie co? Tak myślę, że jak mamy być takimi najemnikami i w ogóle a tam większość planety to jakieś cholerne porno w dżungli to by nam się jakaś kasa przydała. No coś by obkupić się w to co nam potrzeba na miejscu. Bo jak taka wylęgarnia łachmytów a insygniami i odznakami machać nie możemy to do takich szumowin przemawia najczęściej pięść albo piniądz. Ja pięścią przywalić mogę jak trzeba no ale nie zawsze się da albo nie musi być najkorzystniejsze. Kieszeń komuś stanie się trochę cięższa to może zdziałać cuda. - Cadiańczyk podzielił się z resztą zespołu swoją uwagą. Mieli działać intognito. To nie było dla niego problemem. Podkładka najemnika była dość zbliżona do tego co robił całe życie więc wydawało mu się to dość łatwe do odgrywania. Ale z tymi najemnikami i innymi takimi to jak się znał to albo trzeba było im przylać by dowieść swoich racji, albo jakoś zaimponować by znaleźć mir no albo zapłacić. Z dwiema pierwszymi rzeczami też chyba nie miałby problemów albo poradziłby sobie chociaż przyzwoicie. Jednak przecież nie srał kasą. A zasada z najemników mogła być spokojnie przeniesiona na urzędników, barmanów, kolesi od sprzętu czy informatorów. Czasem był potrzebny ten rodzaj dyskrecji nie objawiający się znikaniem w cieniu i podrzynaniem gardeł z Nienacka z czym akurat sobie radził też nie najgorzej. A w takiej dziczy jaką widział oczami po odprawie środki wymiany na dobra i usługi mogłyby im się przydać jak złoto właśnie.


---



Lot lądownikiem na statek



Kaarel opuszczał powierzchnię planety zamyślony. Zastanawiał się nad tym co było i co ich dopiero czeka. Widział rany na ciele imperialnej metropolii jakie zadała jej wojna. Wojna z tym samym wrogiem z jakim i on tyle razy walczył. Zmieniały się pola bitew i poszczególni żołnierze, broń, warunki czy dowódcy ale właściwie wciąż ścierali się z tym samym wrogiem tylko w innej scenerii. Teraz też tak było. Myśl, że jakiś inkwizytor, ba! cała koteria tak pobłądziła i sprzeniewierzyła się ludziom których przysięgała chronić i służyć mierziła i jątrzyła w nim jad złości niepomiernie. Przecież to nie były jakieś dzikusy, ludy pogrążone z dala od światła i dotyku Imperatora tylko ci, uznawani za wąskie, elitarne grono strażników i obrońców ludzkości. ~ Jak oni tam mogli?! ~ żałował tego i nie rozumiał. Zaś ich zachowanie budziło w nim gniew i odrazę. Właściwie więc cieszył się, że został przydział do tej zaszczytnej misji odnalezienia i ukarania jednej z głównych figur tej zdradliwej koterii.

Tu jednak nachodziły go bardziej stonowane i chmurne myśli. Laska może była jakąś, heretycką suczą ale jednak poziom wykształcenia i wyszkolenia w połączeniu z desperacką determinacją i pomysłowością sprawiały, że była bardzo nieuchwytnym i niebezpiecznym przeciwnikiem. Miała tą samą wiedzę i wyszkolenie jak i oni. Gdzieniegdzie pewnie większą lub mniejszą w zależności kogo by akurat porównywać. Ale nie była jakimś łachmytą, najemnym zbirem czy otumanionym duperelami czy dragami kultystą. Nie, nie była. Była profesjonalistą. Miała czas przygotować sobie ucieczkę i zdobyc dane o terenie na którym miała działać. Do tego zatrzeć za sobą większość tropów by zyskać na czasie nim ją namierzą. Teren czyli ogarnięta nieregularnym konfliktem dzicz też jej sprzyjał. Tu akurat im też. Po prostu kolejna najemnicza banda roztapiała się w morzu innych podobnych band.

- Hej, znacie tę grę, "Co bym zrobił gdybym był złym lordem?"? - siedząc w fotelu lądownika uśmiechnął się półgębkiem do reszty współpasażerów gdy odezwał się właściwie po raz pierwszy odkąd wsiedli do lądownika i ruszyli na statek który miał ich czmychnąć na miejsce.

- No to ja swój zestaw bym widział tak. - złożył dłonie w piramidkę, opierając łokcie wygodnie na poręczach fotela i spojrzał gdzieś na swoje kolana. - Wiedziałbym, że sprawa się rypnie. Wiedziałbym, że będą mnie szukać. Skasowałbym więc dane o terenie na jakim miałbym zamiar przebywać. - zaczął od raczej oczywistych oczywistości jakie już wiedzieli o tej zdradliwej szmacie i jej poczynaniach. - Następnie fiknąłbym do danego systemu. Ale nie byłbym głupi więc wiedziałbym, że w końcu ktoś tu za mną przyleci. Dlatego zostawiłbym coś lub kogoś by miał oko na przylatujących. Skoro jest ograniczona liczba kosmoportów więc miałbym ułatwione zadanie. - zaczął od postawienia się w skórę zbiegłej inkwizytor która musiała na tym Farcast się znaleźć trochę przed nimi.

- Podpiąłbym się pod kamery albo opłacił jakiegoś pacana by miał dla mnie info. Problem jest taki, że nie wiadomo kto by po mnie przyleciał. A przylatujących jest sporo codziennie. Zwłaszcza, że wątpliwe by przylecieli na dzielnie machając odznakami na lewo i prawo. Więc przydałby mi się jakiś program z rejestru podróżnych by wyłapywał kto i jak przyleciał. Wiedziałbym, że nie wyślą byle matołów. I pewnie przynajmniej paru na mnie więc i paru w rezerwie i na moją obstawę. Przylecieliby pod przykrywką ale musiałaby być dość elastyczna by im nie krępowała ruchów. W ten sposób powstałby filtr który by mi odcedził większość patałachów od tych co mogą mi narobić koło pióra. - Kaarel spojrzał na siedzących obok i kiwnął głową w nieco żartobliwym geście. Mówił też lekkim tonem jakby naprawdę grali w jakąś dziecinną grę dla odprężenia a nie analizowali ruchów przeciwnika z którym przyjdzie im się zmierzyć.

- To jednak nie zagwarantowałoby mi zbyt dużej skuteczności takiego filtra chyba, że tamci mieliby pecha albo się czymś zdradzili. Dlatego na wszelki wypadek bym go założył. A dalej jest dzicz. Ja szukam swojego skarbusia a oni mnie. Mamy spore szanse nie stykać się ze sobą na planszy całkiem długo. Więc następny filtr bym założył już blisko swojej bazy. Jakby się tu pojawili kolesie z pierwszego filtru no to jest już żółte światło. Że mogą węszyć akurat za mną albo moim skarbem. Zapewne bym się przyczaił by sobie poszli w cholerę i szukali dalej. No chyba, żeby dorwali mój skarbuś. tedy skoro tak mi na tym zależy pewnie próbowałbym go im odbić. - tu zgodził się łaskawie z tym co sam mówił. Właściwie nie mając właściwie prawie żadnych danych o tym co się aktualnie dzieje na planecie ani o ich zbiegach jakich szukali, sprawa naprawdę była czystą zabawą i ćwiczeniem intelektualnym dla gimnastyki umysłu. Ale i tak czekali aż dolecą do statku. A miał nadzieję, że reszta towarzyszy albo wyłowi błąd w jego rozumowaniu albo dopowie jakiś realistyczny wariant. W końcu było to próbą postawienia się w rolę drugiej strony a więc znalezienia przeciwśrodków na jej środki przeciw nim.

- Zaś jak tak czy owak zdołbym już mój skarbuś to niech oni się tam dymają i ganiają po tej dziczy a ja stąd spadam. Pakuję więc manatki i mój skarbuś na statek i spadam stąd. - zakończył optymistycznym akcentem jakby cała akcja pt. "Szukam Maszyny Zagłady Planet" zakończyła się sukcesem. Czyli przegraną sił Imperium czyli tych osób co właśnie siedziały tu w lądowniku i sprawie jakiej służyli.

- No więc tak. Myślę, że tak by to wyglądało biorąc pod uwagę jak "wiele" wiemy o całej tej scenie na którą właśnie mamy zamiar wskoczyć. Nie wiemy wiele. - wzruszył ramionami w geście bezradności. Ciężko było coś planować nie znając nawet podstawowych danych jakie można by było znaleźć i w miejscowych podręcznikach do szkół. - Można by się rozejrzeć na miejscu, na kosmoporcie. Nie mówię, że zaraz po wylądowaniu. I może byśmy coś czy kogoś znaleźli. Kto wie... - zamyślił się na chwilę ale chyba sam nie napalał się zbytnio na ten wariant. Mogli jednak trafić na jakiś trop który jak nie doprowadzi ich do Rathbone to może jakoś zagęści sieć poszukiwań jaką zarzucą.

- I tam sobie dumam, że może być niełatwo ją namierzyć na tej planecie. Sporo zależy od tego jak prędko ona albo my znajdziemy ten cholerne mechanizmy. Na razie optymistycznie zakładam, że nie znalazła ich do tej pory i nie zwiała nimi z tego zadupia. - znów się uśmiechnął i mówił wesoło o wariancie który byłby dla nich katastrofą. Wierzył jednak, że fortuna i łaska Imperatora będą dla nich bardziej łaskawe.

- Ale teren jest dziki i rozległy. Można się na nim ganiać i mijać bardzo długo. Na tyle długo, że ona może znaleźć te cholerstwo i dać dyla a my wciąż będziemy tam ganiać za swoim ogonem. Dlatego by nam się przydało szukać tego mechanizmu. Jest jeden i unikat. Ona będzie tam gdze ten syf. Albo przybędzie po niego by go odbić. Więc może nie tyle szukajmy ją co tego cholerstwa? - sprzedał im swój pomysł. Szkoda, że nie szło tego gówna namierzyć. Bo by się zrobiło jakiś skan z orbity czy z powietrza z drona czy Valkirii albo nawet jak bliżej to jakimś ręcznym detektorem no i by łatwiej było. Ale jak nie może szukać plot czy fotek jakichś dziwnych, podejrzanych ustrojstw? Tamci przecież też chyba musieli jakoś podobnie szukać.

- Tak sobie myślę... Myślicie, że ten statek co ma nasz kospnąć można by użyć jako orbitalny skan? Chociaż pod względem transmisji radiowych i radarowych. Mówiłoby nam to gdzie kto jest na tej planecie. Może by się coś wyłapało z takiej mapki... - nie był pewny czy mają takie uprawnienia by w ten sposób użyć krypy jaka miała ich dowieźć na miejsce. Pomysł był pochodny od tego ze skanowaniem. Jakąkolwiek cywilizację dało się wykryć poprzez transmisję nowoczesnych urządzeń. Czy to GPS, czy radio, czy radar emitowało sygnały które można było namierzyć. Pomysł Cadiańczyka opierał się na założeniu, że Rathbone musiałaby się jakoś komunikować ze światem i swoimi ludźmi. Co prawda jej radio czy co tam by używała zlewałoby się z radiem i radarem każdego innego rodzaju na planecie. Tyle, że każda taka transmisja była unikalna dla siebie, nawet jeśli nie mogła być rozkodowana na bieżąco przez podsłuchującego. A to nadawała na jakimś paśmie, w konkretnym czasie czy używała czegośtam czego to dokładnie Kaarel nie wiedział ale wiedział, że nie na darmo w woju pilnuje się reżimu radiowego i ciszy radiowej jeśli potrzeba. Wątpił więc by samo w sobie takie skanowanie pozwoliło bezpośrednio namierzyć zbiegów. Ale dałoby niezły obraz strategiczny planety z takich sygnałów co w sporej mierze przełożone na mapę świata, dałoby obraz gorących punktów. Zwłaszcza jakby sygnał pochodził z jakieś dziczy na której niby nic nie ma. Mając zaś daną sygnaturę takiego namiaru można było namierzyć na podstawie wcześniejszych skanów jego marszrutę. I tu była szansa, że jeśli namierzą jakieś radio u podejrzanych typów i sprawdzą to z takimi radiowo - radarowymi mapami świata a jeszcze się okaże, że taki sygnał pęta się często przy nich czy podejrzanych miejscach no to już może być konkretna poszlaka, że to są ci kolesie co się z nimi tak nie lubią.

- I kwestia skali uprawnień. Dobrze by było zaizolować pole walki. Może jakaś blokada czy kwarantanna? To by laska nawet jak zyska te cholerstwo przed nami nie mogła tak łatwo zwiać z systemu mijając nas. - spojrzał na koniec swoich rozwarzań na szefa ich oddziału. Gdyby odcieli zbiegom możliwość ucieczki z planety a więc teren stałby się duży ale ograniczony, wówczas szanse na namierzenie ich znacznie by wzrosły. Choć nie wiedział czy Sejan i ich zwierzchnicy mają takie uprawnienia by zasymulować czy zarządzić blokadę całej planety.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 23:59.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172