Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 17-08-2016, 21:45   #33
Marrrt
 
Marrrt's Avatar
 
Reputacja: 1 Marrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputację
Taaak… To niewątpliwa sztuka nie zauważyć wykopanego przez gobliny wykrotu. Tak samo jak zagłuszyć wartki strumień, którego szum rozchodzi się na dobry rzut kamieniem. I jeszcze większa sztuka wychwycić w tym szumie odgłos skradających się intruzów. Trudno było powiedzieć dlaczego, ale któryś z bogów spoglądał dziś na ich kompanię wyjątkowo nieprzychylnym wzrokiem.
- Strzelasz czy nie? - Aidym, wrzasnął zza drzewa za którym się schował. Sytuacja była kiepska, ale trzymając się planu wciąż dało się ją odratować…
Gdy strzały zabrzęczały, Joris uznał, że nie ma już co kombinować. Przygotowaną zawczasu strzałę z nadzianym nań skrawkiem materiału założył na łuk i wypuścił w kierunku tego bardziej wystającego z krzaków, goblińskiego łba…
Piącha warknęła ze złości, przyglądając się lekkim draśnięciom na ramieniu i nodze. Zacisnęła mocno piąchę okutą w nabijaną rękawicę i zaszarżowała na najbliższego goblina, jakiego zauważyła.
- Zginiesz marnie, ty zielony padalcu! - krzyknęła w orkowym, nacierając na przeciwnika. Trzaśnięcie okutą rękawicą odrzuciło goblina o dobre dwa metry, lecz nie zabiło. Potrząsając głową zebrał się w sobie i z mieczem skoczył na półorczycę, bezskutecznie próbując wbić go w nogę Piąchy. Łucznik również nie miał tym razem szczęścia - zaskoczony szarżą wypuścił niecelną strzałę w krzaki.
- Piącha! Piącha wracać! - zawołał Joris.

Kusza kapłana zabrzęczała, posyłając celny bełt w stronę goblinów. W pośpiechu schował się z powrotem za drzewo.
- Prowadź naokoło - Aidym szarpnął za rękaw Jorisa - Byle ukradkiem! - wskazał na kierunek gdzie miał znajdować się obóz goblinów.
Joris wywrócił oczami widząc jak jego strzała wdzięcznym lotem przelatuje między goblinami i znika gdzieś w gęstwinach.
- Jak nie urok to sraczka... - mruknął po czym wrzasnął w stronę zielonych - Ej! Wy oddać nam żywy ludź! My oddać wam wóz z towarem! My czekać do zmroku! Piącha! Wracamy do reszty Aidym…
Co rzekłszy zaczął się wycofywać baczny jednak by być po osłoną na wypadek kolejnych strzał. Zakradać się do jaskini nie zamierzał w swoim stanie. Tak jak i walczyć. Miał za to nadzieję, że brodate księżniczki i Aneczka faktycznie przygotowały już jakąś zasadzkę. No i że gobliństwo skusi się na wóz i nie zeżre biednego Sildara. No i że szczęście w końcu spojrzy na nich łaskawszym okiem.
Piąsze nie po drodze było jednak wracać. Przynajmniej nie tak szybko - a już na pewno nie dopóki nie zmiażdży goblińskiego ścierwa. Tym bardziej, że ten parszywiec próbował wbić w nogę Piąchy swoją wykałaczkę.
Półorczyca zawarczała groźnie i sięgnęła po swój ciężki buzdygan, którym zamierzała zmasakrować małą pokrakę. W końcu Piącha miała okazję wyładował całą swoją frustrację, która w niej narastała od paplaniny Jorisa i głupkowatych włosów Anki - to też całkowicie zamknęła się na nawoływania towarzyszy. Goblin odskoczył przed ciosem buzdyganu, niezdarnie machając mieczem. Łucznik - z którego nogi wystawał bełt - szybko strzelił w stronę Aidyma. Jęknęła pękajaca cieciwa; goblin zaburczał coś i sięgnął po miecz, zamierzając wspomóc pobratymca w walce z Piąchą.

Przez chwilę wydawało się że kapłan faktycznie zawrócił w stronę zasadzki - w pospiechu cofnął się razem z Jorisem wzdłuż strumienia, niepewnie zerkając na podejrzany, płaski teren po drugiej stronie strumienia. Wszystko niby było w porządku… przynajmniej do momentu kiedy zaczął się przymierzać do przeskoczenia przez strumień. To również nie nastręczyło trudności. Pułapek nie było, a pod krzakami można było się przyczaić, choć nie była do idealna kryjówka dla dorosłego mężczyzny.

Piąsze zdecydowanie słowo “zasadzka” było obce. Czym coraz mniej kojarzyła się Jorisowi z orkiem a coraz bardziej z ogrem. Nie żeby miał jej za złe tę część jej natury. Niektóre zwierzęta też cechowała niczym nie hamowana chęć zmasakrowania przeciwnika. Taka locha na ten przykład gdy jej się do matecznika zbliżyć. Albo sowoniedźwiedź. A Joris nigdy by zwierza nie winił za jego naturę.
Niemniej postanowił na wszelki wypadek zapamiętać by na przyszłość nie zabierać Piąchy na przeszpiegi. Ostatecznie też gdy okazało się, że był ostatnim który zamierzał tylko wywabić gobliny z kryjówki, bo Aidym ni z tego ni z owego zapragnął zażyć kąpieli, uznał że nie ma się co kopać z koniem i wypada chociaż asekurować kompanów w czymkolwiek co im do łbów strzeliło. Przykucnął więc w cieniu zarośli z łukiem gotowym do czegokolwiek co mogłoby wyjść z jaskini zwabione odgłosami walki. I czekał aż Piącha zrobi sobie dostatecznie dobrze.

Kilka ciosów i przekleństw potem gobliny zostały usieczone, a niezbyt poważnie ranna Piącha wyraźnie się uspokoiła. Odgłosy walki nie wywabiły z jaskini innych goblinów, choć Aidymowi wydawało się, że słyszy coś jakby szczekanie psów. Za to Joris zaklął - nie było komu zanieść bugbearowi informacji o wymianie… Wychodząc na przeciw pozostałej dwójce, bezsilnie wzruszył ramionami.
- Wynika na to, że ostatecznie pozostaje nam już plan “miażdżyć”. Wrócę po resztę, a Wy… powiedziałbym poczekajcie, ale chyba sobie daruję.
Aidym leżąc w krzakach z napiętą kuszą, przecząco pokręcił głową. Pomachał przez chwilę wyjętym z plecaka zwojem, położył go na kuszy i zakończył pantomimę kręceniem ręką w kółko. I miał sporą nadzieję że łowca zrozumie komunikat. ”Strzel wiadomością jeszcze raz”.
Te szczekanie psów było niepokojące...
Piącha, która najwidoczniej już ochłonęła po ferworze walki, podeszła do pozostałej dwójki widocznie uradowana - choć to ciężko było stwierdzić po ekspresji na jej twarzy, równie dobrze mogła cierpieć na niestrawność.
- My miażdżyć czy my stać jak głupki?! - rzuciła do Jorisa i Aidyma, oczekując prostej odpowiedzi, bo skończyły jej się gobliny do maltretowania. A że zielonych już nie było, to przystała na propozycję pozostałych, bo chęć miażdżenia przeszła jej wraz ze zniknięciem obu goblinów - przynajmniej do pewnego momentu.
To była gorączka. Wdawała się od rany. Musiała być. Jak inaczej wytłumaczyć to co się działo? Z lewej podeszła do niego Piącha z buźką tak wykrzywioną jakby tam nie jatkę miała, a ruchańsko jakie. A z prawej z krzaków gestykulował do niego Aidym pokazując jakieś sekretne znaki. Joris wielkim umysłem nigdy nie był i nigdy się za takiego nie miał. Toteż dla pewności podszedł do krzaków by upewnić się co do treści przekazu. Po czym skinął Aidymowi głową.

Jaskinia była naturalną grotą. Wiało od środka typowym podziemnym chłodem. Źrenice łowcy niechętnie przystosowywały się do panującego w niej mroku. Nie wypatrzył jednak niczego co by wykraczało poza jaskiniową normę. Ale za to usłyszał. Ciche. W tle szumu strumienia, ale wyraźnie słyszalne. Ujadanie.
- Wilki… - powiedział do Piąchy i Aidyma po czym splunął - Goblińskie. Ołgał nas ten mały pokurcz.
A to niespodzianka. Opuścił łuk nie wypuściwszy strzały.
- Idę po resztę. Schowaj się gdzieś Piącha.
 
__________________
"Beer is proof that God loves us and wants us to be happy"
Benjamin Franklin
Marrrt jest offline