Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 17-08-2016, 22:05   #18
Sirion
 
Sirion's Avatar
 
Reputacja: 1 Sirion ma wspaniałą reputacjęSirion ma wspaniałą reputacjęSirion ma wspaniałą reputacjęSirion ma wspaniałą reputacjęSirion ma wspaniałą reputacjęSirion ma wspaniałą reputacjęSirion ma wspaniałą reputacjęSirion ma wspaniałą reputacjęSirion ma wspaniałą reputacjęSirion ma wspaniałą reputacjęSirion ma wspaniałą reputację
Sarian prawie godzinę tego poranka spędził w balii, pragnąc zrelaksować się i pozbyć trudów minionej nocy. Dlaczego właśnie teraz? Czy ten sen był po prostu produktem jego podświadomości czy może rzeczywiście coś strasznego działo się w Tethyrze? W każdym razie musiał wziąć się w garść, teraz i tak nie mógł z tym nic zrobić. Trzeba był skończyć aktualne zadanie i dopiero wtedy będzie mógł zająć się sprawami w swojej ojczyźnie. Postanowił nie dzielić się swoimi lękami z pozostałymi - to mogło jedynie nadszarpnąć jego pozycję chwilowego przywódcy.

Kiedy w końcu skończył kąpiel, przebrał się podobnie jak poprzedniego dnia, pozostawił karczmarzowi informację dla pozostałych, iż pragnie wypytać miejscowego sołtysa o wszystko i udał się do domu Lisy. Dziewczyna jako jedna z nielicznych nie była negatywnie nastawiona do niego i być może uda jej się skłonić mieszkańców, aby pomogli im uzyskać jakieś odpowiedzi.

W gospodarstwie nie zastał jednak nikogo. Długo stał przed drzwiami, jednak nikt nie odpowiadał na jego pukanie w drzwi. Na samym podwórku również nie zastał nikogo, co było dziwne, gdyż żaden gospodarz z rana nie pozostawiłby swojego gospodarstwa bez opieki, gdyż to właśnie rano było z reguły najwięcej roboty przy wszystkich zwierzętach.

Sarian wykorzystując umiejętności tropiciela postanowił zbadać ślady pozostawione przez osoby, które ostatnio odwiedziły rodzinę. Być może uda mu się odnaleźć, gdzie dokładnie udała się dziewczyna.
Idąc za jej śladami, a raczej bardziej za informacjami otrzymywanymi od przechodniów, w końcu trafił do posiadłości z ładnym dwupiętrowym budynkiem, który wyróżniał się zdecydowanie wśród innych niższych budynków w miejscowości. Zadbany ogródek świadczył o tym, iż właścicielom powodzi się dość dobrze. Powoli uchylił furtkę i udał się w stronę budynku.

Apteka, zorientował się w końcu kiedy minął szyld i uspokoił się. Jego sny i cała sytuacja sprawiała, że był wyraźnie przewrażliwiony ostatnimi czasy. Zapukał do bogato zdobionych drzwi i wszedł do środka w poszukiwaniu towarzyszki. Pierwsza rzecz, jaką dostrzegł, a właściwie poczuł, to mocny aromat ziół i reagentów alchemicznych rozciągający się prawdopodobnie na cały dom biorąc pod uwagę ich intensywność. Oglądając główne pomieszczenie Sarian zdał sobie sprawę, że to chyba najlepiej zagospodarowana przestrzeń, z jaką się kiedykolwiek spotkał. Było w nim mnóstwo szafek z lekami i innymi bzdurami, półki ze słoikami z jakimiś potwornościami i maściami, wiszące na ścianach haczyki z pękami suszonej zieleniny. Po kątach stały stoliczki z aparaturami alchemicznymi mieszczącymi w sobie jakieś kotłujące się ciecze, a największa z nich, jak i również najbardziej skomplikowana, znajdowała się na podłużnej ladzie naprzeciw drzwi. Obok wstawionych w boczną ścianę drzwi ciągnęły się schody na wyższe piętro.

Zdawało się, że nikogo tu nie było, choć słychać było ludzkie kroki.

W końcu postanowił zebrać się w sobie i przerwać ciszę.
- Dzień dobry! - Powiedział donośnie, czekając na jakąkolwiek reakcję.

Nastąpiła chwila milczenia, po której zza drzwi wyłoniła się zatroskana Lisa. Miała na sobie biały poplamiony fartuch, zapewne strój roboczy.
- O, cześć - rzekła nieco zaspana - Znaczy… dzień dobry - poprawiła się i wykonała lekki niezgrabny ukłon.

- Cóż cię sprowadza? - zapytała po chwili próbując skupić na nim wzrok.

Sarian uśmiechnął się uspokojony.
- Szukam cię od rana. Potrzebuję twojej pomocy… Po wczorajszej sytuacji, ludzie są… Bardziej podejrzliwi wobec nas, a potrzebujemy kilku informacji, aby wam pomóc. To wszystko nie wygląda na nieszczęśliwy wypadek. Ty natomiast jesteś osobą stąd, więc może łatwiej się otworzą na Ciebie…

Dziewczyna wyglądała tak, jakby chciała coś powiedzieć, ale zamilkła słysząc kroki od strony schodów.
- Do apteki mają wstęp tylko ranni, rodziny rannych oraz kapłani. Poszukiwacze przygód są tu niemile widziani - oznajmił szorstki kobiecy głos, nim jego właścicielka pojawiła się przed nim ze skrzącą się elektrycznością alchemiczną bombą trzymaną w mechanicznej ręce. Kasztanowowłosa smukła kobieta zmierzyła go od stóp do głów swymi piwnymi oczami, po czym jej twarz przybrała złośliwy wyraz twarzy.


- Ale skoro Lisa cię zna, to cię nie wyrzucę od razu - przekręciła skomplikowaną magiczną kulę, która nagle przestała wydzielać łuki elektryczności na wszystkie strony. Schowała ją gdzieś w poły swojego czerwono-czarnego płaszcza z wysokim kołnierzem, po czym przeniosła ciężar ciała na jedną nogę i ręce splotła na piersi - Czego chcesz?

Lisa aż nieco się cofnęła do wnętrza sąsiedniego pomieszczenia.

Mężczyzna postanowił stłumić zmieszanie i zdziwienie.
- Sarian Thann, do usług - Skłonił się lekko - Wraz z moimi towarzy…

- Nie pytałam o twoje imię. Czego chcesz? - przerwała mu ostro.

Westchnął głośno.
- Jestem tu w sprawie wczorajszego incydentu - Powiedzial krótko.

- W osadzie huczy o tym, że to ty ciężko raniłeś Evenwoodów, choć zeznania dzieciaka mówią co innego. Idioci nawet nie uwierzą młodemu, kiedy nafaszeruję go miksturami gwarantującymi, że będzie mówić prawdę - wzruszyła ramionami i podeszła do znajdującej się na ladzie aparatury obserwując znajdujące się w niej ciecze.

- Jakoś nie wierzę, że to ty ich skrzywdziłeś. Wtedy byś nie wychodził głównymi drzwiami - prychnęła schylona nad jakimś alembikiem. Oparła ręce na biodrach gdy się wyprostowała i spojrzała prosto na Sariana - Wyjdą z tego.

Thann kiwnął głową.
- Dobrze to słyszeć. Czy może odzyskali już przytomność? Mówili coś o tym co się stało i czy coś pamiętają? Poza tym w środku natknąłem się jeszcze na pokój dziecinny…

- Chyba jesteś idiotą. Przecież już mówiłam, że młody się odnalazł - uderzyła się dłonią w czoło na znak rezygnacji - A oni nie odzyskali przytomności. Błeh, już tamci poszukiwacze przygód byli lepsi.

- Tamci...? - Zapytał po prostu.

- Parę tygodni temu tutaj byli. Jakieś mikstury leczenia chcieli. Poszli do lasu i już nie wrócili. Szukać jakichś ruin czy coś - wzruszyła mechanicznym ramieniem. Dając przywołanej przez nią Lisie jakiś słoik z maścią odprawiła ją z powrotem do pokoju bez zbędnych ceregieli.

Zwiadowca zamyślił się.
- Ruiny? Czy wspominali może dokładnie czego to były pozostałości? - Założył ręce - Jeśli mamy wam pomóc potrzebujemy jakichkolwiek informacji, bo jak na razie to widzę, że wszystkim mieszkańcom nie zależy i są przygotowani na śmierć swoją i swoich bliskich - Powiedział rzeczowo.

- To fakt powszechnie znany w Eveningstar, a przynajmniej plotki są znane. Jakieś elfie cholerstwo czy bogowie wiedzą co. Niby żadnych ruin w Królewskim Lesie nie było, ale czy ktokolwiek natrudził się, by zbadać ten las dokładnie? - wzruszyła ramionami i oparła się o ścianę - Nie żebym się specjalnie interesowała, ale tutejsi ludzie po prostu się boją. Chcą żyć w spokoju. W dodatku ta wieszczka jakaś dziwna jest. Napędza spiralę strachu w zwykłych ludziach, ale coś mówiła, że to ich miasteczko dosięgnie jakaś tragedia - Sarian dostrzegł jej obojętność i chłód wobec Eveningstar. Nawet się nie utożsamiała z tymi ludźmi. Być może uważała się za osobę z zewnątrz?

Sarian wolał, jednak nie zagłębiać się w przeszłość kobiety, aby nie zrazić jej i nie wyjść na osobę wścibską, zanotował jednak ten fakt w pamięci.
- Żyć w spokoju to jedno, ale zachować jakiekolwiek środki bezpieczeństwa to drugie… - Podrapał się po brodzie - Kto jest myśliwym w wiosce? Jeśli ktokolwiek będzie wiedział coś o tych ruinach to na pewno on albo któryś z miejscowych drwali. Potrzebuję kogoś, kto dobrze zna ten las - Powiedział stanowczo.

- W chatce tego bzdurnego stowarzyszenia łowców na pewno kogoś znajdziesz. A jeśli nie, to pewnie stary Windstrike z chęcią będzie chciał zarobić parę monet - westchnęła cicho - Ech, chciwy skurwiel. Pewnie własną matkę by sprzedał dla kilku srebrników tak jak to zrobił z własną córką.

Sarian wzruszył jedynie ramionami.
- Każdy musi dbać o siebie, ja na jego miejscu również nie pogardziłbym możliwością szybkiego zarobku - Powiedział jak gdyby nigdy nic - Te stowarzyszenie łowców… Co to za jedni? To jakaś zorganizowana gildia czy raczej wolne zrzeszenie amatorów łowiectwa?

- Amatorzy. Nie wiem czego się spodziewałeś w tej dziurze - odpowiedziała z podobną obojętnością jak poprzednio.

Tropiciel westchnął.
- No tak… Ale jest wśród nich ktokolwiek kto zna las trochę lepiej, niż ‘potrafi wejść i wyjść’?

- Nie sądzę. Wszyscy są tak samo głupi jak Windstrike - puściła jakąś wiązankę pod nosem, z której Sarian zdołał usłyszeć mnóstwo niepochlebnych uwag między innymi na temat jego męskości - Jeśli cię wkurwi, to utnij mu łeb. Na pewno część osób odetchnie z ulgą - na ułamek sekundy zwróciła swój wzrok na drzwi, gdzie rannymi zajmowała się Lisa… a może mu się wydawało?

- Moje bomby narobiły by za dużo zamieszania. Niestety - wzruszyła ramionami bez emocji - A mogłabym go jeszcze otruć, ale wina była by zbyt oczywista.

Sarian podniósł zdziwiony brew i założył ręce.
- Nie wyglądasz na osobę, którą powinno się denerwować… Czy mogę pożyczyć na chwilę Lisę? - Zapytał wprost - Mieszkańcy niezbyt chcą z nami rozmawiać, może skłoni Windstrike’a do pomocy, jeśli nie pomoże błysk monet…

- Nie, nie możesz. Radź sobie sam, a teraz wynocha - odparła mu ostro jak cięcie adamantytowego miecza i na podkreślenie swych słów sięgnęła po bombę, którą tam wcześniej ukryła. Chyba nie zamierzała się bawić w negocjacje.

Mężczyzna westchnął.
- Nie ma to jak typowa Cormyrska gościnność… - Skłonił się lekko - W każdym razie dziękuję za pomoc - Machnął jeszcze na pożegnanie Lisie, chociaż nie był pewny czy go dostrzegła i ruszył w stronę farmy Windstrike’a.
 
__________________
"Przybywamy tu na rzeź,
Tu grabieży wiedzie droga.
I nim Dzień dopełni się,
W oczach będziem mieli Boga."

Ostatnio edytowane przez Sirion : 17-08-2016 o 22:18.
Sirion jest offline