Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 17-08-2016, 23:57   #102
Aisu
 
Aisu's Avatar
 
Reputacja: 1 Aisu jest jak klejnot wśród skałAisu jest jak klejnot wśród skałAisu jest jak klejnot wśród skałAisu jest jak klejnot wśród skałAisu jest jak klejnot wśród skałAisu jest jak klejnot wśród skałAisu jest jak klejnot wśród skałAisu jest jak klejnot wśród skałAisu jest jak klejnot wśród skałAisu jest jak klejnot wśród skałAisu jest jak klejnot wśród skał
– Pani Honorato, nie musi Pani!
Dopiero jak jej primogena zaczęła się targować, Zosia zdała sobie nagle sprawę jak bardzo ich przyjazd musiał ją obciążać finansowo. Nie znała się na pieniądzach, ale zaopiekowanie się wszystkimi ich ludźmi, nią samą, przygotowanie przyjęcia… Wszystko to musiało kosztować krocie. I wszystko to robiła bez słowa wyrzutu.
– N-naprawdę… Suknie które mi Pani dała są bardzo piękne, j-jestem pewna że jedna z nich nada się na przyjęcie… – ciągnęła dalej, szczerze majac nadzieje że uda jej się odwieść Jasnorzewską od tego pomysłu.
-Bój się Boga dziewczyno, co ty mówisz?- odparła z udawaną zgrozą Honorata.-W chłopskiej spódnicy? Na przyjęcie?! Dyć wszystkie babiszony z okolicy będą się śmiać za moimi plecami, jeśli moja bratanica będzie wyglądała jak byle włościanka.-
– Eeee, naprawdę? – Zosia wydawała się autentycznie skołowana. - … Ja tam myślałam że wszystkie są bardzo ładne…
… Po za tym, jeżeli faktycznie nie byłyby odpowiednie, to czy głównie nie śmialiby się z niej, a nie z Honoraty? Tym jej primogenka nie wydawała się być zmartwiona.
-Ładne, ale dobre na co dzień, a to wielka okazja jest.- wyjaśniła wprost primogenka.
Halszka tymczasem bez skrupułów i wahania furknęła spódnicami i już w materiach przebierała, barwy i desenie z Ormianinem omawiając. Oczy jej lśniły jako u sroki, co i rusz tkaninę jakowąś do góry unosiła, do sylwetek Zosi i Honoraty z oddali ją przykładając. Wydawała przy tym okrzyki świadczące o wielkim zachwycie i równie wielkim braku obycia. Skoczyła wreszcie ku wampirzycom z naręczem tkanin na ramieniu przewieszonym i rozwijać je przed nimi zaczęła i zachwalać, jakby u Ormianina pracowała.
- Marta to nie wie, że się odziewać pięknie trzeba - wyrwało się jej.
Zosia posłała jej krótkie, pochmurne spojrzenie, po czym wróciła do rozmowy z Honoratą.
- … To może weźmiemy coś prostego? Nie chciałabym… Nie wydaje mi się, żeby do twarzy było mi w ekstrawagancji… – broniła się dalej.
- Ty też się ładnie odziej… mam ochotę na skandal, ino nie chcę być jego bohaterką, jak zazwyczaj.- zaśmiała się Honorata odzywając do Haszki.-A znasz ty światowe trendy mody?
- Na zimę to ja zawsze w jakim mieście wielkim przytulam się - odparła rezolutnie markietanka. - To i wtedy napatrzę się, pani, ale...
– Um… Pani Honorato? – Zosia przerwała im rozmowę, kładąc rękę na ramieniu primogenki. – Czy mogłaby…. Prosić cię na chwilkę? – zapytała, spoglądając w kierunku drzwi, z dala od szewca i Halszki.
- Tak?- wampirzyca wróciła z Olimpu swych intryg i planów na padół ziemski i dała się zaciągnąć Zosi w kierunku drzwi.
– Um… Musze zapytać… – ściszyła głos. – Chyba nie ma Pani zamiaru zapraszać Halszke na przyjęcie? Wie Pani czym ona się… Jaki ma zawód, prawda?
-Jest ghulem Marty, ma taki zawód jaki mu jej pani zleci i takoż się będzie zachowywać…- odparła z pewnością w głosie Honorata.-Przypuszczam też, że jakiegoś młodzika zbałamuci… ale cóż… przynajmniej będą mieli o czym opowiadać sąsiedzi.-
Pogłaskała Zosię po głowie.- Chyba nie chcesz nudnego i sztywnego jak trzydniowy wisielec przyjęcia?-
– Ale to nie oznacza, że chce na nim kurwę! – syknęła poirytowana i natychmiast pożałowała swojego wybuchu, uciekając wzrokiem i czerwieniąc się z zażenowania. – Przepraszam. Ale… Pani Halszka nie prowadzi się właściwie. Nie uważam żeby to było rozsądne by była obecna.
- To nie po krześcijańsku tak ludzi osądzać. Zresztą zawsze będzie okazja ją wżenić w jakiś zaściankowy rodek i na właściwą drogę nawrócić, nie?- odparła niezrażonym tonem Honorata i pogłaskała po głowie Zosię.-No… mamy czas, pogadam z Martą, by Halszce wytłumaczyła co może robić, a czego nie.-
- … To nie mój interes przed kim, przed czym i za co Pani Halszka rozkłada nogi. – odburknęła Zosia. – Ale jeżeli tak ma zamiar prowadzić się w Smoleńsku, to nie chcę żeby była na przyjęciu.
- Pomyślimy nad tym… no… ale wracając do twojej sukni. W jakim kolorze ci do twarzy?- stwierdziła w końcu nieco skonfundowana primogenka.
– Eeeeeeeeeeeeee, Zielonym? – zaryzykowała. Nie miała najmniejszego pojęcia.
-Więc niech będzie zielonym. A o Halszę się nie martw. Murwy jak wilcy, mają swoje rewiry. A w Smoleńsku rządzą panienki Salomei i nie pozwolą się szarogęsić obecej na swym terytorium.- odparła z ironicznym uśmiechem Honorata.
– U-huh. – Zosia przytaknęła powoli. - … Myślę że warto zapytać eee, Pana Howika… Co on myśli… W sprawie koloru, znaczy się...
- Ciekawe co tam z Halszką ugadali.- odrzekła z łobuzerskim uśmiechem Jasnorzewska.
Markietanka nie dość, że tkanin im do wyboru już zdążyła ponawyciągać, to rozścieliła je po komnacie jak barwne kobierce. Przy Howiku siedziała z główką wdzięcznie przechyloną i rączką cokolwiek już umuraną węglem na pergaminie sylwetki kobiece w suknie spowite kreśliła z wielką uwagą, cały czas cicho coś do krawca szepcąc. Do wampirzyc docierały tylko skrawki, iż Zosieńce panience suknię na biodrach i w piersiach udrapować należy, a dekolt śnieżnobiałą obszyć koronką, aby lat jej zbyt śmiałym strojem nie dodawać.
Zosia stanowczo unikała spojrzenia Halszce w oczy, i zamiast tego skupiła się na strojach. Nie zaoferowała jednak żadnego komentarza, zdając się na chyba na kreatywną inwencje ormianina i markietanki.
Zaś Honorata pozwalała jej na to, sama mając zdrowe podejście do swego gustu w kwestiach, obecnie znajdującego się z czterdzieści lat za resztą cywilizowanego świata. Zdała się więc na fantazję Halszki. Może i chłopka była murwą, ale to czyniło ją idealnym wyborem w tej kwestii. Wszak musiała wiedzieć jak kusić strojem męskie oko.

***


Kolejna była wizyta w zamtuzie. Trzy kobiety okryte płaszczami i z kapturami na głowie zmierzały w kierunku wyznaczanym przez stanowcze kroki Honoraty.
- Dziś będziemy tam spały, bowiem… do domu już nie zdążymy. Jutro zostaniesz tu sama, bo pojutrze niedziela. Ostawię ci kolaskę, co byś mogła nią wrócić.- tłumaczyła Jasnorzewska.- Ona… to jest kolaska już tam jest.-
– Ah, nie, nie będzie potrzebna. – odparła zakłopotana Zofia. – Znaczy… Poprosiłam już Pana Czajkowskiego by się wszystkimi zajął… Przygotuje konie na mój powrót… I z panem Felińskim będą pełnić straż za dnia… No i nie mogę wracać Pani wozem z… Domu wątpliwej reputacji. – spłonęła rumieńcem. - … Co by sobie ludzie pomyśleli…
- Brujah nie przejmują się tym co myślą śmiertelnicy. Brujah są ponad to… i ponad inne klany.- ostatnie słowa Jasnorzewska dodała ciszej coby Halszka ich nie posłyszała. Po czym zastukała w w drzwi i weszła od razu, do zamtuzu. Po sali kręciło sie kilka ladacznic, niektóre obłapiane przez pijanych klientów. Jasnorzewska jednak nie zwróciła na nich uwagi kierując się do otworu drzwiowego obwieszonych paskami koralików.
– Sama masz w tej chwili kaptur na głowie! – sapnęła z niedowierzeniem Zosia, ale zaraz popędziła za swoją priomogenką.
- Detal.- stwierdziła krótko i ze śmiechem primogenka.
W burdelu jak tylko przekroczyli próg Zosia poczuła jak płomienieją jej policzki, i natychmiast zaciągnęła poły kaptura na oczy. Gdyby miała wybór, jej stopa nigdy nie postawiłaby miejsca w tym siedlisku grzechu. Ale skoro już musiała tu być, to przynajmniej mogła nie patrzeć na rozpustę jaka miała miejsce dookoła niej.
Tajemnicza Salome zajęta była akurat rachowaniem na pergaminie i przeliczaniu czegoś na liczydle.
-Rajcy miejscy znów chcą cię wycyckać z interesu?- zapytała na wstępie Honorata z uśmiechem, a Salome wstała


i rzekła.-Ano… popi jątrzą, podesłałabyś tu swego ghula, by zrobił mały raban, przy okazji?-
-Zobaczę co da się zrobić, a tymczasem poznają moją ślicznotkę.- i wypchnęła Zosię do przodu. Zosia pisnęła i obrzuciła Honoratę urażonym spojrzeniem. Nie musiała jej dosłownie popychać…
Młoda Brujah ściągnęła kaptur i grzecznie pokłoniła się przed właścicielką zamtuza. Niezależnie od tego co myślała o praktyce jaką tu prowadziła, Salome oferowała im gościnę, i musiała to uszanować.
– Zofia J-Jasnorzewska, miło mi. – zająknęła się ze zdenerwowania. Wciąż była czerwona na twarzy od widoków jakich doświadczyła, i od odgłosów jakie panowały w zamtuzie. Do tego jak każdy dom uciech przybytek Salome miał ten… Charakterystyczny zapach…
Musiała się cały czas powstrzymywać, by nie marszczyć nosa z obrzydzenia.
- Urocza, ale bardzo młoda. Ufam że to nie twoje dzieło?- Salome zwróciła się do Honoraty, a ta zaprzeczyła.-Nie. Przybyła z Krakowa.-
-Więc witaj w moim przybytku Zofio. Ufam że spodoba ci się tutaj. Mamy różne smako…-rzekła z uśmiechem Salome.
-Zwierzęta…- wtrąciła mimochodem Honorata.
-Ach… naturalnie je też mamy.- rzekła Torreadorka nie tracąc rezonu.
Zofia zrobiła oczy jak spodki. Burdel Salome oferował ZWIERZĘTA?
-Jak nie ludzie i zwierzęta, to czym się pożywiasz?- zdziwiona miną Zofii Salome zapytała wprost nie wiedząc co myśleć.
Stojąca tuż za zasłoną z koralików Halszka uznać musiała z typowym dla dziwek wyczuciem, że rozmowa zaczyna iść w kierunku, w którym uczestniczyć nie powinna, bo będzie miała z tego same kłopoty. Dygnęła wdzięcznie, po czym oznajmiła, że panience Zofii pójdzie komnatkę wedle jej potrzeb wyrychtować.
– Ah, nie, ahaha. – dziewczyna zaśmiała się nerwowo na pytanie Salome, uciekając wzrokiem. – Myślałam że te… – nie dokończyła. Nie, z pewnością Salome nie trzymała zwierząt dla ludzkich klientów, prawda? Nikt nie był aż tak zdeprawowany.
– Zwierzęta byłyby dobre, ale nie będzie potrzeby… Zalety życia w domostwie rolnym, ahaha…
Od kiedy mieszkała z Honoratą, co wieczór nadpijała trochę krwi z jednego z większych zwierząt, lub któryś z tych które słudzy przygotowywali na obiad następnego dnia.
- Czy masz jeszcze jakieś życzenia, które mój przybytek mógłby spełnić?- zapytała z uśmiechem Salome.
-Ja muszę z Abrahamem pomówić. Wiesz, gdzie dziś być może?- zapytała Honorota, wywołując zamyślenie u Torreadorki.
Zofia tylko pokręciła stanowczo głową.
- Ostatnio próbował się fraternizować z contessą, ale bez skutku. Pewnikiem onanie lubi starców, albo obrzezańców, albo co… ja osobiście obstawiam, kastratów duchowych.- stwierdziła z kwaśną miną Salome.-Pewnikiem więc wrócił do odwiedzania wyszynków dla starozakonnych, ale tam ty z kolei mile widziana nie jesteś. Poślę Rachelę po niego. Gdzie chcesz go spotkać?-
- Może w “Carskim Siole”? A nuż Primogen Torreadorów doceni dowcip?-zapytała retorycznie Honorata szczerząc ząbki w uśmiechu.
-Prędzej go żółć zaleje.-odparła z uśmiechem Salome.
- …. To ja wam nie będę przeszkadzać. – mruknęła pod nosem, chyłkiem wycofując się z pokoju.

***

Burdel Salome śmierdział, pełen był rozpustnych roznegliżowanych kobiet, a ściany w nim były tak cienkie, że Zofii czerwieniały uszy od pełnych uniesienia odgłosów dochodzących z pokoju obok. Nawet stojący nieopodal Feliński sprawiał wrażenie roztargnionego – chociaż Czajkowskiego jak zwykle nic nie ruszało.
– Na Boga, przysięgam, nie ścierpię w tym miejscu kolejnej minuty. – burknęła pochmurnie wampirzyca. – Idę spać… Niedobrze mi się robi na samą myśl o tym że musze tu jutro wrócić, ale msza dopiero w niedziele… - zwróciła się do swoich ludzi. – Odpocznijcie następnej nocy… Skorzystam z okazji i zwiedzę Smoleńsk, wrócę nad ranem.
- … Sama? – Feliński zmarszczył z niezadowolenia brwi. – Kobiety nie powinny się same szwendać po mieście w nocy… – zamarł, po czym dokończył uparcie. – Wampiryzm czy nie.
- … Pewnie nie. – przyznała niechętnie Zofia. – Ale jeżeli zostanę całą noc tutaj, to potem do świtu nie wyjdę z konfesjonału.
Fakt, nie godziło się żeby dama sama chadzała ciemnymi uliczkami… Noc kryła wielu niegodziwców, którzy polowali samotnych i bezbronnych… O czym zdążyła już się przekonać. Nie bez powodu pod płaszczem trzymała buzdygan.
Ale tak między Bogiem a prawdą, to szukała wymówki żeby się na chwilę urwać od wszystkiego, i pobyć chwilę z własnymi myślami. Poznać miasto, zwiedzić obrzeża, może spędzić godzinkę w lesie albo na polanie, obserwując niebo.

Może nic złego się nie wydarzy.
 
__________________
"I may not have gone where I intended to go, but I think I have ended up where I needed to be."

Ostatnio edytowane przez Aisu : 04-09-2016 o 21:01.
Aisu jest offline