Wątek: Cienie [+18]
Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 18-08-2016, 14:54   #12
Wila
 
Wila's Avatar
 
Reputacja: 1 Wila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputację
Maya leżała z uniesioną głową wpatrzona w drzwi za którymi przed chwilą znikła brązowowłosa dziewczyna. Gdyby ktoś obserwował ją teraz z boku, mógłby uznać, że jest posągiem, czy raczej człowiekiem - posągiem, starającym się jak najdłużej wytrzymać w jednej pozycji. Gdyby ktoś później zapytał Mayę jak długo tak leżała, ta z całą pewnością nie potrafiłaby odpowiedzieć na to pytanie.

W końcu jednak jej głowa opadła z powrotem na poduszkę. Dziewczyna przymknęła oczy dokładnie w tym momencie kiedy z jednego i drugiego pociekły delikatną stróżką dwie małe łzy.

Śniła piękny sen…

Nie pierwszy i pewnie nie ostatni raz. Chociaż, ten teraz był wyjątkowo realny. Mogłaby przysiąc, że czuje zapach pokoju w którym się znajdowała. Była wręcz pewna, że czuje też dotyk pościeli, która z całą pewnością nie jest jej pościelą ani Lei. Tak bardzo teraz nie chciała otwierać oczu by przekonać się, że to wszystko nie jest prawdą. Odwlekała więc ten moment tak długo jak tylko mogła pogrążając się w rozmyślaniach.
W tym śnie jej młodsza siostra… jej mała Misia… była taka piękna i dorosła. Właśnie taką ją sobie zwykła wyobrażać, idealnie taką. Zupełnie nagle Mayę naszła chęć by jeszcze raz znaleźć się w tym śnie, dogonić siostrę, przytulić ją najmocniej jak potrafi i patrząc jej prosto w oczy by delektować się jej spojrzeniem powiedzieć jak bardzo ją kocha.
Poderwała się zupełnie nagle do pozycji siedzącej otwierając przy tym oczy. Widok, który miała przed sobą był identyczny jak kilka chwil temu. Maya z niedowierzaniem przetarła oczy, przy okazji wycierając łzy które nagromadziły się na jej policzkach.
A więc, ten sen nadal trwał…
Powoli rozglądając się dokładnie po pomieszczeniu w którym była, zaczęła wychodzić z łóżka.
Zza drzwi dobiegł Mayę huk oraz coś, co można był zinterpretować, jako przekleństwo wypowiedziane damskim głosem. Po krótkiej chwili ciszy huk się powtórzył, a przekleństwo było jakby głośniejsze.
Maya nim pomyślała, odruchowo doskoczyła do drzwi pokoju w którym się znajdowała pośpiesznie je otwierając i podążając w stronę z której słyszała huk.
Oczom Mai ukazał się ogromny oraz gustownie urządzony salon.

[media][/media]

Oraz, wyglądająca w tej przestrzeni na bardzo drobną, sylwetka jej siostry, która uparcie odstawiała na stojak gitarę klasyczną.
- Tak, tak, wiem, nie mam przeklinać, bo jestem za młoda. Ale potrąciłam ją nogą i się przewraca! A i tak jestem już spóźniona! - powiedziała postać, szamocząc się dalej z opornym instrumentem, który wyraźnie przechylał się za mocno w przód na swoim stojaku.
Maya stanęła u progu salonu. Z całą pewnością był to piękny salon, ale teraz nie to ją obchodziło. Jej wzrok w całości pochłaniała sylwetka siostry. Wpatrywała się w nią po prostu tak oniemiała i zaczarowana jej widokiem, że nie potrafiła wykrzesać z siebie ruchu, a co dopiero słowa.
Charlotte podniosła wzrok, kiedy z satysfakcjonującym “tak!” udało jej się odstawić gitarę na stojak. Brwi podjechały jej do góry i spojrzała zdziwiona na siostrę.
- Co się tak gapisz? - zapytała podejrzliwie.
Maya zaś zamiast odpowiedzieć, czy dalej chwytać piękną chwilę… po prostu nagle wybuchnęła gromkim płaczem. Nie wyglądało to najlepiej, przynajmniej nie z perspektywy osoby, która nie miała pojęcia jaki huragan szaleje teraz w jej głowie.
Brązowowłosa dziewczyna podeszła szybko do siostry i otoczyła ją ramionami, przytulając do siebie.
- Dobraaa wiem, Pedro był kretynem, ale na pewno znajdziesz sobie innego. - Ręka młodszej z dziewczyn dotknęła włosów starszej i pogładziła po głowie. - Myślałam, że już zapiłaś to rozstanie. - Westchnęła nieco rozdzierająco.
Czarnowłosa przytuliła do siebie młodszą siostrę, nie chciała jej sprawić tym bólu, ale zaiste było w tym przytuleniu coś takiego… jakby robiła to pierwszy, albo ostatni raz w życiu. Po tym sięgnęła dłońmi do jej twarzy, odgarniając z niej włosy przyglądała się załzawionymi oczami jej oczom. Były takie… inne. Było w nich tyle życia. Słowa o Pedro dochodziły do niej jakby w spowolnionym tempie…
- Prze - prze - cież… - wyjąkała zaryczana Maya - on… on… nie żyje. - I wyglądało na to, że zaraz znów wybuchnie płaczem, chociaż powstrzymywała się jak mogła, bo patrzenie i bliskość siostry były dla niej teraz tak ważne.
Młodsza odsunęła się od starszej na wyciągnięcie ręki, a jej brwi podjechały wysoko do góry.
- Ok.. okeeej. Zasadniczo skoro tak uważasz, że będzie łatwiej.
Charlotte z niepokojem spoglądała na starszą siostrę po czym wzięła za rękę i objęła w talii i spokojnie podprowadziła do kanapy, na którą posadziła Mayę.
- To ja może powiem mamie, żeby wpadła, tu, okej? Tak będzie dobrze? - zapytała z troską i nie czekając na odpowiedź wyjęła z kieszeni telefon i wykonała połączenie.
- Tak, wiem, że się spóźniłam, mhm. Nie. No bo Maya wstała. Mhm. Tak. Ale no… jest jakaś dziwna. Mało gada i dużo ryczy. I zaraz mi wlezie na głowę. Mhm. Weź po prostu może jakąś tartę, tę z łososiem i kawy i przyjedź. Mhm. Za ile? Okej. Tak. Czekamy. - piknięciem wyłączyła telefon i odłożyła go na stolik. Maya zauważyła, że najnowszy model Iphona schowany był w pokrowiec przypominający króliczka.
Wciąż przyglądając się siostrze jakby widziała ją co najmniej pierwszy raz w życiu, Maya pociągnęła nosem. W głowie powtarzała sobie wciąż, że musi przestać ryczeć. Miałaby przecież wyrzuty sumienia gdyby cały piękny sen przeryczała, miast wykorzystać. Chociaż… nadal czuła się tak dziwnie realnie. Tyle, że jak inaczej to wytłumaczyć?
- Misia… - zwróciła się do młodszej siostry - … powiedz mi, jestem taka ciekawa… czym się zajmujesz? - zapytała wyciągając dłoń w stronę siostry i próbując pogładzić ją po policzku.
Charlotte przyjęła dotyk siostry z uśmiechem, nie odsuwając się, mimo, że wyraźnie było widać, że wpatruje się w Mayę intensywnie i nieco podejrzliwie.
- Eee… teraz? Czekam z tobą na mamę... Sis, co się stało? Martwię się trochę, jesteś blada.
- Co się stało? Śnię piękny sen… - odparła Maya nieco tajemniczo z błogim uśmiechem na ustach - w którym moja młodsza siostra siedzi tu ze mną i rozmawia. Czym się zajmujesz? - ponowiła pytanie. - Uczysz się - odpowiedziała sama sobie. - Czego, musiałaś wybrać jakiś kierunek, prawda?
- Chyba walnęłaś się w głowę - zawyrokowała Misia. - Sama mi doradzałaś w kwestii tego, co chcę dalej robić… - brązowowłosa zawiesiła głos i położyła otwartą dłoń na czole siostry. - Ale nie masz gorączki. Dobrze się czujesz? Coś ci się śniło?
Maya zmarszczyła brwi. Przecież teraz jej się śni. Dlaczego jej sen pyta ją o sen… ta zagmatwana filozofia przyprawiła dziewczynę o lekkie zawroty głowy. Nie mogła się przecież w nią uderzyć, nic jej nie bolało!
- Odpowiedz tylko… - poprosiła. Maya rozejrzała się po pomieszczeniu w którym były, teraz zainteresowało ją ono po raz pierwszy odkąd zobaczyła Misię. Wielki bogaty salon robił wrażenie, ale wzrok dziewczyny zatrzymał się za ścianie pełnej zdjęć. Zerwała się nagle, niezwłocznie skierowała się w jej stronę. Zdjęć było sporo. Maya, Charlotte, ich rodzice - tu pod wieżą Eiffla, tu na tle piramid, tu gdzieś nad morzem, tam gdzieś z dziadkami,... jedno zdjęcie pomazane na czerwono i czarno markerami z całą pewnością przedstawiało Mayę z Pedro. Czarnowłosa wzięła głęboki oddech.
- No poszłam do tego prywatnego liceum, które mi wciskali rodzice, bo stwierdziłyśmy, że jak chcą płacić, to niech płacą, a jak się buli, to można wymagać… - odpowiedziała, stając obok siostry.
W tym momencie obie dziewczyny usłyszały przekręcające się w zamkach klucze i usłyszały ciche:
- Dziewczynki! Pomogłybyście matce!
- Zaraz zwymiotuję - oznajmiła Maya, która po tych słowach podparła się dłonią o ścianę. - Gdzie tu jest toaleta? - Zapytała lekko rozpaczliwym tonem. Sen, który wydawał się jej coraz mniej snem… w którym jej życie było zupełnie inne, a ona nawet nie wiedziała, gdzie jest u licha toaleta.
- Maaaaamo! Zostaw i chodź, bo May jest chyba chooora - pisnęła młodsza z dziewczyn, złapała siostrę pod ramię i zaczęła targać za sobą, w stronę długiego korytarza, nie wnikając skąd wziął się jej nagły zanik pamięci, pchnęła pierwsze drzwi po lewej i puściła starszą siostrę przodem.

[media][/media]

Maya została w łazience na chwilę sama. Dopiero gdy zawartość jej żołądka opuściła ciało spojrzała w lustro. Potwierdziło to, że ona to ona. Co prawda nie miała jeszcze makijażu, a koszulę nocną w której stała widziała po raz pierwszy w życiu. Zostanie samemu w czterech ścianach z zimną wodą pod ręką pozwoliło jej jako tako i chwilowo doprowadzić się do porządku. Zresztą, zwolnienie zawartości żołądka też było poniekąd kojące.
Wyszła po kilku minutach, od razu kierując się w stronę salonu, gdzie jak podejrzewała znajdzie swoją (?) mamę i siostrę.
Charlotta i matka siedziały w kuchni z już pokrojoną tartą. Szeptały o czymś, a gdy w zasięgu ich wzroku pojawiła się Maya przestały, oby dwie kierując na nią spojrzenie. Maya przez chwilę wpatrywała się we własną matkę, która wyglądała niecodziennie… pięknie. Zupełnie jakby odmłodniała, poszła - Maya sama nie wiedziała - do stylistki, makijażystki…
Mimo to po kilku uderzeniach serca dziewczyna podreptała pośpiesznie w jej stronę, po drodze już rozchylając ręce gotowa paść w jej ramiona.
- Mamo… nie wiem co się dzieje… Mamo… gdzie jest Emma?
- Emma? Um, kochanie. O jaką Emmę ci chodzi? - elegancka kobieta, które rzeczywiście i niewątpliwie była matką obu dziewczyn, popatrzyła uważnie na córkę, odkładając widelec obok talerza i zakrzątnęła się przy nakładaniu kawałka dla Mayi. - Jedyna Emma jaką kojarzę, to Emma Hoffman, z którą chodziłaś do przedszkola… jej tata był senatorem.
- Mamo… powiedz mi lepiej, GDZIE DO JASNEJ CHOLERY JEST MOJA CÓRKA… - Maya każde słowo cedziła głośno przez zęby. Wyglądało na to, że wcześniejszy łzawy napad zmieniał się właśnie w napad złości. Dlaczego matka musiała pogrywać z nią w takim momencie! Maya zacisnęła pięści i wpatrywała się w nią dokładnie tak, jakby sobie nie żartowała i nie chciała by dalej sobie żartowano z niej.
Valentina Moore spojrzała naprawdę przerażona na swoją starszą córkę, aby po chwili przenieść wzrok na młodszą.
- Misia, dzwoń po pogotowie - wyszeptała i podeszła do Mayi. - Kochanie… kochanie nie wiem co się dzieje, ale nie martw się, wszystko będzie dobrze. - Wyciągnęła ręce do przodu, chcąc objąć starszą córkę, jednak ta odepchnęła ją i odeszła kilka kroków.
W tym czasie brązowowłosa młodsza dziewczyna odeszła nieco w głąb salonu, biorąc ze stoliczka komórkę i wybierając jakiś numer na ekranie. Po chwili wyszeptała jakieś słowa, które były poza zasięgiem słyszalności Mayi i rozłączyła się.
- May, kochanie… - zaczęła ponownie Valentina - Córciu. Nie jest mi wiadome, abym posiadała jakąś wnuczkę… Nie sądzisz, że jestem na to za młoda - uśmiechnęła się, próbując rozładować sytuację.
Maya wskazała palcem swoją siostrę.
- Mamo! Ona mówi i chodzi! I w dodatku mówi, jakby Pedro nie zginął siedem lat temu w wypadku! Ty mówisz, jakby moja córka nigdy się nie urodziła! I gdzie jest nasz ojciec? Gdzie my u licha jesteśmy! Chcę do domu! Gdzie są moje rzeczy… jadę do domu! - Dziewczyna okręciła się w około siebie, jakby spodziewała się znaleźć swoje rzeczy gdzieś tu obok siebie. - Chcę się już obudzić. Chcę się już obudzić… - Ruszyła w stronę pokoju w którym, no właśnie… obudziła się jakiś czas temu.
Charlotte wybuchnęła śmiechem. Nieco udawanym i lekko wpadającym w histerię, ale naprawdę starała się trzymać. Ruszyła za starszą siostrą, równocześnie mówiąc do niej.
- Nie, dobra, robisz sobie jaja. Okej, wszystko rozumiem - sapnęła z satysfakcją. - Mówię i chodzę! Co za odkrycie... Robię obie te rzeczy już jakieś piętnaście lat! Pedro… bardzo zabawne. Rozumiem, że wolałabyś go nie poznać, bo cię chu… drań zdradził i to tuż po zaręczynach, ale żeby mu życzyć śmierci? Tata jest w domu rodziców albo w pracy, jedno z dwóch. - Charlotte stanęła za Mayą i uniosła dłonie, odginając kolejne palce, jakby odliczając kolejne odpowiedzi na absurdalne i niezrozumiałe dla niej pytania siostry.
- Zasadniczo mieszkamy tu obie już pół roku, więc tu są i moje i twoje rzeczy - brązowowłosa zrobiła przy tym gest ręką, jakby ogarniając przestrzeń wokół siebie - Tak, ty tu mieszkasz dłużej, więc twoich gratów jest pewnie więcej. Na szczęście wywaliłyśmy wszystkie popedrowe. Nie masz dzieci - wróciła do wyliczania na palcach - i wątpię, że byłabyś w stanie ukryć przed nami taki hm… niedrobiazg. A! I nie śpisz ty głąbie, bo przed czterdziestoma minutami sama osobiście cię obudziłam! - oznajmiła triumfalnie, klapiąc na łóżko Mayi i prychając ni to śmiechem, ni dezaprobatą.
Za Mayą i Charlotte do pokoju weszła ich matka, która teraz oparła się o framugę drzwi i z lekkim, nieśmiałym uśmiechem odetchnęła, kiwając do tego z aprobatą głową.
Maya gdzieś w połowie tej tyrady siostry, próbowała zasłonić uszy. Każdy, kto próbował kiedyś zasłonić uszy by nie słyszeć czegoś, co mówi osoba tuż koło niego, wie że nie ma to najmniejszego sensu. Nie patrząc teraz ani na siostrę, ani na matkę zaczęła pośpiesznie otwierać różne szafki i półki znajdujące się w pokoju. Wyglądało jakby czegoś szukała. No i faktycznie, szukała swoich rzeczy. Zamiast nich zaś znajdowała rzeczy, które owszem mogłyby być jej, rozmiar się zgadzał… tyle, że żadnej z nich nie poznawała. Po trzaśnięciu kilkoma drzwiczkami i półeczkami a następnie dojściu do wniosku, że nie ma to najmniejszego sensu Maya zaczęła wpakowywać się na powrót do łóżka.
- Muszę się obudzić… - powtórzyła maniakalnie ignorując obecność kobiet.
Kładąc się w łóżku pociągnęła mocno kołdrę, próbując przy tym nieco wyciągnąć ją spod tyłka Charoltty i przykryć się nią po samą brodę. Maya zamknęła oczy, zrobiła kilka głośnych oddechów i otworzyła szybko. Rozejrzała się jakby spodziewając się, że zamknięcie i otworzenie oczu w czymś pomoże. Nie pomogło. Maya zamknęła jeszcze raz oczy.
- Obudzić się… - mruknęła. Uczyniła kilka uspokajających oddechów i znów je otworzyła.
Podczas rozgorączkowanych i chaotycznych czynności Mayi, dało się słyszeć dzwonek do drzwi, a Valentina zniknęła. Charlotta tymczasem wstała, siadając na kanapie na przeciwko łóżka siostry i oparła czoło o swoją rękę, kręcąc głową.
- Tak, psycholog podobno ma swoje problemy - powiedziała z dezaprobatą bardziej do siebie.
W tym momencie do pokoju Mayi wparowała zdecydowanym krokiem Valentina a za nią dwóch mężczyzn w strojach ratowników medycznych.
- To chyba jakieś załamanie nerwowe - oznajmiła pani Moore, wykrzywiając usta w podkówkę.
Jeden z mężczyzn tymczasem podszedł energicznie do łóżka Mayi i przysiadł na jego brzeszku.
- Cześć, jestem Mike. Pozwolisz, że ci poświecę trochę po oczach? - zapytał miło, szczerząc idealnie równe i białe zęby w uśmiechu.
Maya wpatrywała się w niego kurczowo trzymając kołdrę obiema rękami tuż przy swojej brodzie. Mogła faktycznie wyglądać jak przestraszone zwierzątko śledzące wzrokiem swojego napastnika. Ostatnim jednak, czego Maya pragnęła… to by ci mili panowie zabrali ją do pokoju z materacami zamiast ścian… w związku z tym powoli skinęła głową obiecując sobie w duchu, że będzie miła i posłuszna dla pana o białych zębach.
Mężczyzna poświecił jej prosto w oczy, po czym poprosił o podążanie za swoim palcem, co Maya zrobiła, zgodnie ze swoimi założeniami. Następnie założył gumowe rękawiczki i zaczął dotykać jej głowę.
- Twoja mama powiedziała, że trochę mieszasz fakty ze swojego życia… Co ty mi na to powiesz? - głos ratownika był miły i uspokajający.
Maya milczała wpatrzona w mężczyznę. Myślała. Nie miała pojęcia co zrobić. Przed oczami stała jej wizja pokoju z materacami zamiast ścian. A z drugiej strony przecież musiało być jakieś wytłumaczenie… ale, badania? Może to wino które piła wczoraj z Leą… kto wie. Przez myśl przeszło jej by zapytać się o dziewczynę, ale sądząc po reakcji matki na Emmę, szybko zaklasyfikowała to do kategorii “złych pomysłów”. Tymczasem milczenie May przedłużało się.
- Coś cię boli? Uderzyłaś się? - zaniepokoił się “Mike”.
- Nie pamiętam - mruknęła w odpowiedzi Maya. - Piłam wczoraj wino z Leą, może ktoś mi coś dosypał? - zapytała badawczo patrząc na ratownika.
- Dobrze, to ja proponuję, że weźmiemy cię do szpitala, lekarz pewnie zleci badania toksykologiczne, a ja teraz podam ci na uspokojenie coś niewielkiego, dobrze? Zgadzasz się? - mężczyzna z troską poklepał dziewczynę po ręce.
Valentine i Charlotte popatrzyły po sobie z ulgą. Maya wreszcie zaczynała brzmieć rozsądnie, a i ten szpitalny plan nie był pozbawiony sensu.
Dziewczyna pokiwała tylko głową na zgodę. Mężczyzna wyglądał na zadowolonego z tego faktu. Nim Maya w ogóle zdążyła przemyśleć plusy czy minusy tego rozwiązania już trzymał w dłoni strzykawkę z nową igłą i zaciągał do niej jakiś płyn. Ponownie uśmiechnął się uspakajająco do dziewczyny, która teraz była już pewna, że jego białe zęby będą jej nowym koszmarem sennym, gdy tylko ten obecny dobiegnie końca.

Zastrzyk sprawił, że Maya poczuła się błogo… właściwie jakby lekko przysnęła. Nie pamiętała bowiem, co działo się dalej. Jakimś cudem znalazła się w szpitalu, w którym też odzyskała na powrót świadomość. Pierwszym co ujrzała była siedząca nad nią matka.
- Mamo… - wyszeptała Maya - … miałam taki dziwny sen - dodała nim uświadomiła sobie, że mama, która obok niej siedzi to “ta mama” a nie “tamta mama”. Czy raczej, jej mama w wersji bardziej zadbanej.
Pani Moore oderwała się od rozłożonej na kolanach książki i poderwała się z fotela.
- Wszystko będzie dobrze kochanie, nie martw się. - Oznajmiła zdecydowanie, podchodząc do córki i kładąc jej rękę na policzku. - Nie wiem co się dzieje w twojej pięknej główce, ale wszystko się wyjaśni.
Mniej więcej w połowie zdania weszła do pokoju sympatycznie wyglądająca kobieta w wysokiej ciąży okrytej białym lekarskim kitlem.
- Dzień dobry Mayu… mogę po imieniu prawda? - nie czekając jednak na odpowiedź, kontynuowała - Badania toksykologiczne nie wykazały żadnych nieprawidłowości, dlatego chciałabym zrobić tomografię, a potem ewentualnie poproszę o konsultację jeszcze jednego lekarza - oznajmiła, klikając coś na trzymanym w ręku tablecie.
- Jasne… - odparła Maya potwierdzając, że nie przeszkadza jej mówienie do niej po imieniu. W milczeniu przyglądała się pani doktor czekając na… sama nie wiedziała na co. Utkwiła więc w niej bezmyślnie spojrzenie.
Lekarka odpowiedziała uśmiechem na spojrzenie Mayi.
- Masz jakieś pytania? Pielęgniarki zaraz się tobą zajmą, ale mamy jeszcze chwilę.
Maya miała ochotę zapytać czy mogłaby się widzieć z Emmą… ale jakoś wolała chwilowo nie dokładać ognia do pieca… Chociaż z drugiej strony…
- Który mamy rok? - wypaliła i nic nie wskazywało na to, że sobie żartuje.
- Dwa tysiące piętnasty - oznajmiła spokojnie lekarka, pykając palcami w tablet.
Czarnowłosa wzruszyła ramionami, rok się zgadzał. Zresztą… jej siostra wyglądała jakby była w tym wieku co powinna być… tylko co z Em?
- To dobrze - powiedziała Maya opadając na poduszki.
Do pokoju weszła pielęgniarka, pchająca wózek i uśmiechnęła się do zgromadzonych.
- Usiądź tu kochana, pojedziemy na tomografię, bo to inne piętro - wyjaśniła, jak małemu dziecku i zrobiła zachęcający gest.
Maya nie zamierzała protestować. Wyczołgała się z łóżka i spokojnie usiadła na wózek by zaraz wraz z panią pielęgniarką oddalić się na tomografię. Nie była to jej pierwsza tomografia w życiu. Doskonale pamiętała ten moment, kiedy jeżdżąc z ojcem na łyżwach porządnie wyrżnęła o lód. Ale, ile wtedy mogła mieć lat?

Gdy miła pielęgniarka odwiozła ją do jej szpitalnego pokoju wewnątrz czekała na nią lekarka w ciąży. Matka gdzieś zniknęła. Maya chciała być miła i chociaż nie miała teraz ochoty na uśmiechanie się, starała się lekko unieść kąciki ust na jej widok.
- Mam już twoje wyniki na tablecie, widzisz, taka nowość w naszym szpitalu, a jaka przydatna - zaczęła tonem luźnej konwersacji kobieta. - I na szczęście wszystko jest w porządku również i tutaj. Ale to skłania mnie do wyciągnięcia innych wniosków. - Ton lekarki był teraz nieco inny, zmienił się wyraźnie na nieco ostrożniejszy, jednak wciąż brzmiały w nim iskierki wesołości. - Może nie miałaś ochoty rozmawiać przy swojej mamie, ale wyglądasz, jakby coś cię poważnie męczyło?
- Jaaaa… - zaczęła Maya niepewnie - eeee… czuję się eeee… trochę nie na miejscu - no, może przesadziła z tym “trochę”, czuła się absolutnie nie na miejscu, ale wizja tych czterech materacy zamiast czterech ścian podkusiła ją by lekko nagiąć swoje odczucia - i eeee… jakbym coś straciła - na przykład do cholery jasnej dziecko! Maya oczywiście nie powiedziała tego na głos. - I bardzo chciała to eeee… odzyskać. I eeee… chyba nie czuję się do końca eeee… sobą. - Dziewczyna wypuściła powietrze urywając swoją wypowiedź. Może lepiej powinna milczeć, nim wkopie się jeszcze bardziej.
Lekarka kiwnęła głową, jakby znakomicie rozumiała o co chodzi jej pacjentce.
- Rozumiem. W takim razie może zrobimy tak… sytuacja nie wygląda mi na tak dramatyczną, jak opisała to twoja mama, kiedy spałaś… Ale obie na pewno wiemy jakie są matki - kobieta roześmiała się, poklepując delikatnie po swoim ciążowym brzuchu - przewrażliwione i te sprawy. Zatem podam Ci teraz jeszcze coś co pozwoli ci spokojnie pospać do rana i zostaniesz jeszcze tutaj na noc, a jutro, jak będziesz wychodzić, dostaniesz wizytówkę mojego kolegi, baaardzo dobrego specjalisty od rozmawiania o problemach - lekarka mrugnęła porozumiewawczo do Mayi - i zgłosisz się do niego, jak będziesz miała ochotę na taką rozmowę. Czy takie rozwiązanie ci odpowiada? Mogę liczyć na twoją współpracę?
Maya podczas całej tej wypowiedzi pani doktor czuła tyle sprzecznych ze sobą emocji. Najpierw była to ulga, kobieta założyła, że jej matka nadmiernie panikuje. Później była to ogromna złość, tak doskonale wiedziała jakie są matki! W końcu była matką! A później znów była to ulga… słowo “wyjdziesz” i pytanie czy odpowiada jej takie rozwiązanie po prostu przynosiły ulgę. Dziewczyna pokiwała potakująco głową.
- Tak - odparła, nie mając zamiaru dyskutować dalej.
- Świetnie - odpowiedziała tylko lekarka, podchodząc do Mayi i podała jej zastrzyk, wyciągniętą z kitla strzykawką. - No to dobranoc - znowu mrugnęła, cofając się do drzwi i cicho zasuwając je za sobą.
Maya zaczęła odpływać w świat… no właśnie, powinna założyć, że snu, ale przecież to wszytko było jak jeden wielki sen. Ale nim zasnęła na dobre usłyszała jeszcze dwa głosy przy niedomkniętych drzwiach swojego pokoju:
- Tak, teraz wszystko powinno być dobrze. To lekkie załamanie nerwowe. Mówiła pani, że córka bardzo poważnie przeszła rozstanie z narzeczonym, to by nam pasowało - powiedział jeden.
- To prawda, bardzo się o nią martwiłam… a dziś było chyba ziszczeniem moich najgorszych obaw… - odpowiedział drugi, w którym wyraźnie było słychać łzy.
- Proszę ją monitorować, obserwować. Jeśli coś będzie nie tak, podziały dalej. Dostanie też wizytówkę znakomitego psychiatry, jeśli będzie coś o tym wspominać, proszę ją wspierać, gdyby…
Głosy zaniknęły, a Maya na dobre odpłynęła.
 
__________________
To nie ja, to moja postać.
Wila jest offline