Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 18-08-2016, 17:38   #31
Bielon
 
Bielon's Avatar
 
Reputacja: 1 Bielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputację
Altrecht skulony za dwoma szczurkami krył przedramionami swoje dwa ostrza. Przyjaciele na śmierć i życie towarzyszyli mu nie raz i nie dwa. Wiedział, że go nie zawiodą, ale te dwie pizdy, który mu towarzyszyły zupełnie nie znały się na robocie. Gdyby to od niego zależało Altrecht krył by się tu sam czekając w mroku na dokończenie tego, co „”Mackowata Mira” robiła ze swoimi ludźmi na powierzchni. Ale jak zwykle, jego nie słuchał nikt. Dla tego kulił się w mroku do chwili, gdy z pietyzmem wydrążony w skale przez krasnoludy korytarz, rozjarzył się buchającymi z rozbitej lampy płomieniami. Na ich, czyhającą w mroku na stosowną chwilę do ataku, trójkę szarżowali uciekinierzy. I choć stanowili nie lepszą zbieraninę niż jego dwóch kompanów Altrecht musiał im to przyznać, zależało im …

***

Karl zaszarżował pierwszy, wysunął się do przodu i tnąc, siekąc i rozdając kopniaki próbował przedrzeć się przez zagradzającą drogę ucieczki trójkę. Jego miecz wywołał popłoch. Przeciwnicy zagradzający przejście nie zamierzali umierać za sprawę i rozpierzchli się na boki. Karl dostrzegł w tym swą szansę.

Sylwia rzuciła się za Karlem, ale jego przeciwnicy odpadli pod ściany puszczając zdawało by się uciekinierów środkiem. Okazja, w którą Sylwia nie uwierzyła. „Nie po to się tu zaczaili by teraz nas puszczać bez ofiar” pomyślała, choć uczciwie przyznać musiała przed sobą, że ten któremu jej obcas zmiażdżył nochal do ofiar można było zaliczyć. Nie mniej jednak skoczyła z mieczem ku ścianie i swojemu przeciwnikowi. On o dziwo jednak również, uznając że ja ma umierać to w zwarciu z nią. Nikt raczej mu się dziwić nie powinien…

Fred chciał być gdzie indziej. Był jednak gdzie był i w miejscu tym krzyk „Straż Miejska! Stać!” byłby zupełnie nie na miejscu. Niewiele by dał, po prostu. Fred postanowił więc skorzystać z jednego z najszlachetniejszych ataków, najskuteczniejszych i najwdzięczniejszych, dających też największą szansę powodzenia. Chciał zaatakować z tyłu! Okazja szybko nadarzyła się sama bo Sylwię, która zaatakowała mieczem jednego z oprychów, śmierdzący łachmaniarz próbował złapać i zewrzeć się z nią. Udało się jej uchylić o tyle, że śmierdziel chybił nożem przechodząc skulony pod jej mieczem i gdy wyskoczył za jej plecy, by przeciąć ją w biegu Colon uderzył nań wprost trafiając w pierś. Sylwia odwróciła się w tym samym momencie i wycięła oprycha głowicą w łeb posyłając go w bezwładzie ku ziemi. „Jeden mniej!” pomyślała z satysfakcją upewniając się o tym solidnym kopem wymierzonym w jego potylicę.

Rysio Włóczykij miał zwykle szczęście. Szczęście w wyborze, bowiem potrafił intuicyjnie wybrać właściwie. Pewnie dla tego uciekając z palarni wpierw stłoczył się w środku grupy ucieczkowej, a gdy tę zaatakowano od przodu, pozwolił innym wyrwać się do walki, by zaraz potem samemu ująwszy w dłoń toporek pognać ich śladem. I wtedy buchnął ogień z rozbitej lampy. Ale i teraz miał szczęście. Tak mu się przynajmniej zdawało do chwili, kiedy spostrzegł, że powłoki jego ulubionego plecaka płoną!

Wiadro, jako ostatni, chcąc podążać śladem swego topora, musiał skoczyć przez ścianę ognia. Był jednak krasnoludem a te z racji rasowych tradycji i wiekowych kuźni z natury lepiej od ludzi znosiły żar. No z wyjątkiem ich bród i włosów, ale Wiadro i w tym był wyjątkiem. Uzbroiwszy się niekonwencjonalnie skoczył do przodu gotów wygolić każdego, który zajdzie mu drogę…

Sigi uzbrojony w sztylet skoczył do przodu mając tylko nadzieję, że ciasnych tunelach sztylet bardziej się nada do walki niż miecz. W sumie jednak na walce zależało mu średnio. Jak przystało rozsądnym intelektualistom, do których Sigi podświadomie się zaliczał, wolał wybrać strategicznie mądrzejszą decyzję. Krótko mówiąc Sigi chciał spierdalać co sił. Tyle, że wciąż ktoś mu tkwił na drodze. Tym razem jednak Sigi czuł, że się przebije. I na tę okoliczność wymierzał w każdego oportunistę grodzącego mu drogę cios. Tyle, że pierwszą przeszkodą jaką napotkał był miotający się od ściany do ściany Rysiu próbujący zgasić palący się plecak i Fred z Sylwią którzy dorzynali jednego z obszczymurków. Sigi wyhamował w ostatniej chwili i z grzecznym „Oppp! Pardon!” z bretońska chciał wyminąć tłoczącą się parę. I wtedy poczuł ostrze, które bezlitośnie wesz łomu w bok wyrywając mu z ust nieartykułowany ryk. Ostrze należące do drugiego z łajdaków torujących mu drogę do wolności. I który, tak jak i on, chyba wybrał drogę ucieczki!

Durbein do walki palił się chyba jeszcze mniej niż Sigi. Dobył co prawda ostrza, ale już złość swą całą wyładował na zwłokach kusznika. Teraz był stu procentowo pewien, że tamten nie żył! W końcu zerwał się, ale zauważył iż drogę dalszej ucieczki przegradza mu kotłowisko Colona, Sylwii – ”Co za pierdolony szczęściarz!” przemknęło mu przez myśl – podpalonego Rysia i Sigiego. I kogoś jeszcze. Skurwiela, który chciał ich zarżnąć wcześniej a teraz próbował uciekać dostał z najlepszej, bo tylnej strony. I kiedy ten skoczył do boku Sigiego Durbien miał otwartą drogę na plecy napastnika. Lub na ucieczkę, bo szczelina była wyraźna…

Mackie wyrwał się z bitewnego zgiełku zaraz za Karlem. Widział, że Karl komuś już „podziękował” za przygodę. Sam nie pozostawał w tyle, bo też wyciął kogoś w bok i zaraz poprawił cięciem odwrotnym rzucając przy tym spojrzenie w tył. Fred i Sylwia z kimś się szarpali, dalej był reszta, ale już chyba nikt poza buchającymi płomieniami, nie stanowił dla grupy zagrożenia. Macki odwrócił się i ruszył w te pędy ku obiecującemu ratunek światełku w tunelu. Wiedział, że dalej będzie rozdęta krata, chyba nawet widział starą sieć rybacką kryjącą wyjście z tunelu. Tam był port, rybackie łodzie, szkuty kupców, barki, łódki i łódeczki. Tam była wolność…

Mackie pognał za Karlem nie wiedząc nawet, że z mroku obserwują go oczy kogoś, kto w porę wycofał się z walki. Kogoś, kto uznał, że lepiej obserwować…

***

Altrecht uznał, że wobec tylu przeciwników, chyba lepiej się schować. Wtopił się w mrok zanurzając w kanale i biorąc na siebie część truchła ledwie co zabitego kompana. Wiedział, że nie zatrzyma swoich przeciwników sam. Ale wiedział też, że na zewnątrz jest kilku pomagierów, wiedział i słyszał nadbiegający pościg a nade wszystko wiedział, że wiedza kto zacz i gdzie on może być więcej warte niż szybki wypad z dwoma ostrzami w garści. Na pewno więcej dla niego warte było coś innego. Jego życie…



[Jak zwykle proszę o 3 k100]
 
__________________
Bielon "Bielon" Bielon
Bielon jest offline