-Cicho!- syknęła Yarla, gdy usłyszała gdzieś w głębi gęstych krzaków czyjeś kroki -Ktoś się tu czai...- dodała ciszej, po czym solidnie złapała za drzewiec swego topora. Ognistowłosa pewnie wkroczyła w gęstwinę nie przejmując się gałązkami chłoszczącymi bez litości jej twarz. Wojowniczka wyskoczyła w końcu na świeże powietrze i pierwsze co ujrzała to Joris z wyraźnym niezadowoleniem na twarzy.
-Dzień dobry, trza tu komu morde obić?- spytała jakby chcąc nieco rozluźnić sytuację. Tropiciel jeno przewrócił oczami a Yarla wzruszyła w odpowiedzi ramionami -Do rzeczy.- syknęła, ruszając za mężczyzną do jaskini. Gdy Joris wszystko jej opowiedział, krasnoludka wydęła lekko usta i splunęła gdzieś w bok.
-Wchodzim i na szybko trzeba przetrzepać jaskinię. Wywabiliście ich z ich leża, to bardzo sprytne posunięcie.- pochwaliła kompana. Niedługo potem dołączyli do reszty. Yarla nie czuła się szczególnie źle z faktem pobytu w goblińskiej jamie. Nigdy nie żyła w krasnoludzkiej twierdzy, ale była z pochodzenia krasnoludem i swoboda w niektórych otoczeniach była dla niej zwyczajnie oczywista i normalna.
-To worgi?- spytała ogół, by się upewnić, gdy tylko ujrzała niezbyt przyjaźnie nastawione czworonogi -Pewnikiem głodne jak jasna cholera he?- dodała po chwili kładąc się po głowie.
-Można by spróbować ich zaatakować, ale szkoda by było żeby nas skurwiele pokąsały. Proponuję wyznaczyć najszybszego na wabik, co by i ich wywabił na zewnątrz, a my pójdziem dalej szukać naszych zaginionych chlebodawców?- zaproponowała szeptem.
__________________ A na sektorach, śląski koran, spora sfora fanów śląskiej dumy, znów wszyscy na Ruch katować głosowe struny! |