Pomysł Rubusa jakoś nie wzbudził entuzjazmu. „Nie to nie. Pomyślał, niemniej nie zamierzał z nich rezygnować.”
Odnalazł gliniany gąsiorek nalał do niego mocnego samogonu i zatkał kawałkiem szmaty.
„Jak to nie zadziała zawsze zostanie mi magia. W sytuacji My, Oni. Chyba nie spalą mnie na stosie wraz z ścierwem skavenów.”
Gotowy do walki ustawił się z niewielką płonącą drzazgą się na uboczu. Wolał nie rzucać się ludziom w oczy. No i przede wszystkim wolał nie stać na wprost wroga. Miał plan. Przeczekać aż miną linię domów czy barykady i jak znajdzie przynajmniej dwóch będących w niewielkiej odległości cisnąć w nich zapaloną butelką. A potem podłączyć się do którejś walczącej grupki.
Plan był dobry i jak każdy sprawdzał się do chwili w której zaczyna się walka. Skaveni okazali się wcale nie tacy głupi a i w zanadrzu mieli kilka sztuczek i to jakich. Rozbili obronę i natarli na umocnienia.
Na swojej flance Rubus dostrzegł kilki uzbrojonych chłopów którzy zaczęli ustawiać się w cztero- może pięcio- osobowy oddział. Nieco chaotycznie ale udało im się ustawić jako taką akurat w sam raz aby nadstawić włócznie na atakujące potwory.
O taką sytuację właśnie mu chodziło. Podpalił knot który już zdążył „napić się” alkoholu podbiegł na kilka kroków i cisną butelką w plecy przerośniętego szczura.
__________________ Jak ludzie gadają za twoimi plecami, to puść im bąka. |