- I zamiast z orkami, zatańczyć czardasza z piratami? - jak zwykle, pół żartem a pół serio kędzierzawy Mitabu dołączył się do rozmowy. Oderwał się od wozu i sprężystym krokiem dogonił czołówkę. Tak jak Darriel wcześniej zauważył - na zboczu były miejsca gdzie warto było pomóc koniom. Właśnie przepchnęli razem wóz przez jeden z takich kłopotliwych odcinków - i dysząc mógł już wrócić do pogawędki. Mięśnie miał mocne - tak jak głos - ale jak każdemu zdarzało mu się złapać zadyszkę.
- Valerand, jak uczcisz wspomnienie piratów Riddleportu? I ich "Małą Syrenkę", tą rdzawobrodą krasnoludzicę-wykidajłę? Była gorsza od orka? - ciemnoskóry półelf wyszarpnął z pochwy zdobyczną piracką szablę i stuknął nią w zakręcony róg hełmu - Rzucie no gładkim słówkiem, wspomócie nowy rym! - ciemnoskóry mężczyzna dał już wszystkim poznać swoje ciągoty do rymów i rytmu. I, wbrew obiegowej opinii o wierszokletach, nie krzywdził poczucia estetyki pozostałych. Swoje dzieła składał w względnej ciszy, co najwyżej mrucząc pod nosem po elfiemu. A dziś najwyraźniej składał coś o grozie Wzgórz Duskmoon, bo brakowało marszy którymi odciągał myśli od trudów podróży.
- Mesmirze, nie zechcesz podkłusować na szczyt? Przydałoby się ocenić sytuację na przełęczy. - pomimo wiecznego dobrego humoru i żartów z każdego zagrożenia jakie ich spotykało, Zenji nie zapomniał tuzina historyjek o Przełęczy Głupców których się nasłuchał jeszcze przed opowieścią Colina. W końcu w czym przeszkadzała w rozmowie szabla w dłoni?