Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 19-08-2016, 15:06   #31
Icarius
 
Icarius's Avatar
 
Reputacja: 1 Icarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputację
Seathan i Vaenor

Seathan postanowił rozprostować nogi. Mimo obecności w zamku jak cienie towarzyszyło mu kilku zbrojnych. Trzymali się na dystans pozwalający dziedzicowi swobodnie rozmawiać. Jednocześnie gotowi zareagować na zagrożenie lub gest młodego Seathana. Gdy przechadzał się dostrzegł w oddali barda. Posłał po niego jednego ze swoich ludzi sam udał się na zewnątrz na blanki zamku. Stojąc na murze wpatrywał się w morze i włości rodowe. Był zamyślony i oczekiwał barda.

Kiedy byli dziećmi, Vaenor lubił przebywać w towarzystwie Seathana. Był starszy, bardziej doświadczony i budził ogólny szacunek. On stał zawsze na tyłach i podziwiał. Lata mijały. Seathan opuścił zamek, a teraz tutaj powrócił. Nie wiedział, jak ma zareagować, dlatego unikał go, tym razem jednak nie miał wyjścia. Kiedy przybył jeden ze strażników, ten bez słowa udał się do dziedzica.
- Mój Panie…- pochylił głowę
- Kiedy jesteśmy sami, mów mi Seathanie. -zwrócił się przyjacielsko do barda. On również pamiętał młodzieńca z lat młodości. Lubił go choć Vaenor często był przedmiotem żartów ze względu na swój odmienny wygląd. Dzieci mu tego zazdrościły i często dokuczały. Nigdy jednak w obecności Seathana. Bronił on młodego Vaenora, dostrzegając w nim utalentowanego chłopca w ciężkiej sytuacji. Delikatnego w wielu względach, jednak obdarzonego zdolnościami wyjątkowymi. Nie każdy urodził się wojownikiem. Jednak każdego należało doceniać jeśli był w czymś naprawdę dobry.
- Minęło tak wiele czasu, wszystko jest niby takie samo a jednak tak bardzo inne. Powiedz mi co słychać u ciebie i twego ojca. Nie mieliśmy jeszcze okazji porozmawiać od mojego powrotu.
W momencie, kiedy usłyszał propozycje, Seathana. Poczuł się dziwnie, jak kilka lat temu, być może nie zmienił się tak bardzo, jak mówili inni?
- Naprawdę… Cieszę się, że wróciłeś… Brakowało mi...Nam Ciebie. Kiedy, opuszczałeś zamek, bałem się, że nigdy już nie wrócisz… Wiem, nie powinienem tego mówić, nie wypada do dziedzica, ale… - Miał minę, jakby miał się rozpłakać, skrzywił się na myśl, jak żałośnie musi teraz wyglądać. - Mury się nie zmieniają, Seathanie. Nadal są zimne i samotne, kiedy bliscy opuszczają nas. Teraz, jednak mam nadzieje. Że wreszcie, ognisko które rozpalisz wraz ze swoim powrotem, nie ugaśnie. Chciałem Cię przeprosić, za… przedstawienie, ale. Wydaje mi się, wydaje mi się… Że trzeba było tak zrobić. - był wyraźnie zakłopotany, czuł się źle z tego powodu. - Ojciec? Siedzi w swojej wieży, dba o kruki oraz męczy twojego Ojca. Pewnie, teraz przejdzie czas na Ciebie - dokończył z uśmiechem
- Nic się nie stało z tym przedstawieniem. Po prostu jestem wojownikiem nie aktorem i byłem mocno zdziwiony. Trochę zirytowany. Tym bardziej nicponiu że nic mi nie powiedziałeś - uśmiechał się od ucha do ucha. - Również się cieszę, że wróciłem. Żalezne wyspy to ciekawe miejsce jednak nie można go nazwać ciepłym i przyjaznym. Tym bardziej jeśli jedzie się tam, wbrew swojej woli. - tym razem się skrzywił. - Wiele jednak się tam nauczyłem i pobytu nie żałuje. Patrząc na sytuację jaka panuje w domu i na zachodzie nie spodziewałbym się ogniska radości. - westchnął- Choć bardzo bym chciał by naszym poddanym i domownikom żyło się spokojnie i dostatnio. Obawiam się - tu na chwilę przerwał jakby chciał powiedzieć coś innego- kłopotów. Wszelakiej maści zapewne. Twój Ojciec nawet na wyspach nie dawał mi spokoju- lekki uśmiech znów zawitał na jego twarzy.- Na pewno ucieszy się z mojego ślubu i nowej choć trudnej roli obrońcy rodu. Czuję się lekko wyobcowany. To niby to samo miejsce prawie, ci sami ludzie. Wyczuwam jednak napięcie na zamku.
Bard rozejrzał się dookoła.
- Wypadłeś doskonale. Jednak, chciałem pokazać, że teraz Ty będziesz w centrum wydarzeń, znacznie lepiej, kiedy ludzie przyzwyczają się do dziedzica, jeszcze za panowania poprzedniego lorda. W ten sposób, mają większe zaufanie, więcej mogą sobie pozwolić. Nowy Pan, zazwyczaj bywa wielką niewiadomą. Kiedy jednak widzą, mają z nim styczność, wówczas pozycja startowa jest inna. - Mówił, raczej do siebie, lubił sam siebie tłumaczyć - Jesteś w domu, Seathanie. Nie ważne jak i z kim byś wrócił, to tutaj jest twoje miejsce. Po prostu, zmieniła się twoja rola. Raz dwa, przywykniesz i będziesz wspaniałym Panem tych ziem. - po tych słowach, wykonał teatralny ukłon - Naturalnie, wszyscy z chęcią Cię wesprą. Mój ojciec, twoje siostry, ser Horton, nawet ja, jeśli będę w stanie i znajdziesz wyjątkowo mało ambitne zadanie! - naglę zmienił się jego wyraz twarzy
- Na-napięcie? Tak...Wydaje mi się, że to po prostu sytuacja, kiedy mamy zbyt wiele osób o odmiennych poglądach pod jednym dachem. Za kilka dni, powinno się uspokoić
- Być może za kila a może za kilkadziesiąt. Pewnie masz jednak rację muszę przywyknąć- zgodził się z bardem. - Rozmawiałem dziś z dziadkiem. Niech to zostanie między nami ale dochodzą nas słuchy, że możemy mieć problemy nie tylko z żelaznymi ludźmi. Są pewne rody które również mogą chcieć zyskać naszym kosztem. Co oznacza, że będą w okół nas węszyć. Przekupywać naszych ludzi, złotem czy obietnicami. Chciałbym byś został moim cichym doradcą i pomocnikiem. Sam rozumiesz, każdy postrzega świat przez jakiś pryzmat. Siebie swoich doświadczeń i charakteru. Ja patrzę na niego inaczej, dziadek również. Twój Ojciec potrafi dostrzec wielkie i małe rzeczy które mają znaczenie. Nikt z nas nie jest jednak znawcą ludzi. Tobie najbliżej do tego miana. Przebywasz między nimi, dajesz im radość swoją muzyką. Nie osłaniają swojej natury tak bardzo przed bardem. Jak czynią to przed Lordem i możnymi. Jesteś wrażliwy i choć nie jeden uznałby to za słabość…. To empatia jest twoją siłą. Możesz jej użyć dla dobra naszego domu. I jest to niestety zadanie trudne i ambitne -uśmiechnął do barda - jak również niewdzięczne na swój sposób. Myślę, że jednak mu podołasz.
Vaenor wysłuchał dziedzica z uwagą. Nie wiedział czemu, ale czuje z nim silną więź, tak jak kiedyś. Tylko tym razem, czy to przez ładne słowa, czy też szczerość, wreszcie On może pomóc.
- Przebywanie z ludźmi to dla mnie przyjemność. Jeśli jednak, mogę coś dla Ciebie zrobić, poświęcę się temu zadaniu. Będę obserwował i słuchał. Wszystko czego się dowiem, niezwłocznie przekażę. - naglę urwał - Czy wśród twoich ludzi, znajduje się Chaas...Cook? - miał problem z spamiętaniem. - Poprosił mnie o występ, a monety dał przed występem, nawet nie oczekując odpowiedzi. Może to tylko, zaufanie - ale nie szkodzi zapytać.
- Każdego z którymi przypłynąłem znam z imienia i nie tylko. Taki człowiek nie znajduje się pośród nich. Mówisz, że dał ci monetę przed występem. I nie czekał na odpowiedź. Chciał cię w ten sposób zobowiązać. Gdybyś nie przyszedł, mógłby mieć pretekst do urazu. Może to jeden z ludzi którzy szukają tu uszu. Możliwości jest wiele. Groźne i nie groźne czy wręcz śmieszne. Spotkaj się z nim. Usłysz jego słowa i powiedz to co chce usłyszeć. Jeśli da ci za słowa monety weź je. Jeśli obawiasz się tego spotkania mogę z tobą kogoś posłać. Będzie obserwował dyskretnie z daleka a w razie kłopotów przyjdzie ci z pomocą.
Vaenor nie był co do tego pewny, jednak obiecał, nie mógł. Nie, nie chciał się wycofać
- Rozumiem, dać im wszystko czego potrzebują, przyjąć pieniądze… Rozumiem, po prostu udawać… Lubię przedstawienia, to po prostu kolejna rola, prawda? - Powiedział znów do siebie, widać było, że szybko się denerwuje
- Ludzi? Nie, nie! Mam już, jednego towarzysza, który z chęcią uda się ze mną. Nie potrzeba więcej, mogliby coś podejrzewać. Zrobię jak rozkażesz! - zebrał się w sobie
- Zaraz po występach muzycznych, udam się do nich. Oczekuj wieści. I raz jeszcze, Cieszę się, że Cię widzę. Seathanie. - Ostanie słowa, obdarzył miłym uśmiechem
- Twoje wrodzone talenta z pewnością się przydadzą. Jest to kolejna rola, choć to co będziesz robił dla naszego rodu... Sprawi, że to właśnie ta rola będzie najważniejsza. Ojciec będzie z ciebie dumny, ja także bo rola łatwą i przyjemną nie będzie. Ostatnia sprawa, dziś rozprawialiśmy na podwyższeniu w pewnej dyskrecji nad koniecznością zaciągu nowych wojsk. Czasy są niespokojne a nasze siły choć wcale nie małe, muszą ulec powiększeniu. Sir Aden i jego ludzie to rozważane przez nas kandydatura. Lord Simon, Mildrith, ja i twój ojciec jesteśmy pełni podziwu dla jego honoru i umiejętności. To jednak przyszły członek gwardii królewskiej, człowiek światowy można by rzec. By związać jego losy z naszą rodziną musimy wiedzieć o nim więcej. By z jednej strony utwierdzić się czy słusznie wybieramy. Z drugiej tu złoto nie wystarczy… Chcemy wiedzieć o czym marzy i czego pragnie. Wtedy możemy mu się odpowiednio odwdzięczyć. Sprawić, że jego pomoc dla rodu i domu byłaby odpowiednio odpłacona. Chcemy to jednak zrobić dyskretnie. To twoje główne zadanie. Jako dziedzic mógłbym ci powiedzieć czego oczekuję. I zrobiłbyś to ze względu na ród, twojego ojca czy szacunek do mnie. Oferuję ci jednak znacznie więcej Vaenorze. Szczerzę mówię ci o sytuacji czy powodach moich decyzji. Będą to robił tak często jak będę mógł. Nie zawsze będę mógł, to też musisz wiedzieć. Chciałbym jednak naszą relację oprzeć, na dobru wspólnym naszego domu i szczerości. - wyjaśnił - Wracaj do gości, mam jeszcze kilka spraw.
************************************************** ******

Seathan i Gerold Lannister
Po powrocie z krótkiego spaceru wzrok Seathana i Gerolda skrzyżował się. Uśmiech młodego dziedzica i gest ręki zaprosił brata Namiestnika Zachodu na bok na prywatną rozmowę. O ile ten był taką zainteresowany.*

Gerold Lannister powstał ze swojego miejsca zabierając swój kieliszek. Spokojnym krokiem podszedł do Seathana i usmiechnął się.

- Witaj Seathanie. Dobrze cię znowu widzieć. Gratuluję powrotu … i wesela - mówił swoim zwyczajowym spokojnym tonem
- Dziękuję, otrzymałem też oręż i nową rolę. -uśmiechnął się do rozmówcy - Całkiem udany powrót.- skwitował sytuację. Która tylko pozornie była taka radosna.
- Cieszy mnie niezwykle obecność tak znamienitych gości z rodu Lannisterów. - nie spojrzał nawet Namiestnika tylko wprost w oczy Gerolda. - Moment powrotu zdaje się odpowiedni, trudna sytuacja przed nami. Cały zachód boryka się z atakami żelaznych ludzi.

Gerold nie dał po sobie poznać, aby zachowanie młodego Seavera zrobiło na nim jakiekolwiek wrażenie, dalej obserwował go z tą samą miną, którą wcześniej.
- Westeros czekają ciężkie chwile. Udało się pojmać kolejnego Blackfyre’a, ale obawiam się, że to nie koniec. Chociaż przynajmniej dopóki żyje powinno być spokojniej. To również szansa dla nas, aby uzyskać pomoc Króla w walce z ludźmi Greyjoya - Lannister podszedł bliżej Seavera, aby móc mówić ciszej - Seathanie, droga przed nami będzie wyboista. Będzie nam potrzebna pomóc. Czy będziesz gotowy pomóc mi?

Powiedział mi… nie Namiestnikowi, nie rodowi Lannisterów, tylko jemu osobiście. Nie uszło to uwadze dziedzica.

- Oczywiście. -odpowiedział bez cienia zawahania. - Ta wyboista, droga stwarza możliwości. - dodał powoli. Wiedział że jeśli Gerold chce czegoś już teraz to przejdzie do sedna. Jeśli potrzebował tylko zapewnień na przyszłość. Otrzymał je. - Czy plan ataku na żelaznych ludzi nabrał już konkretniejszych kształtów?
-Nie - odpowiedział powoli młodszy z braci Lannister. -Mój brat zwleka. Po tym co zdarzyło się na Północy obawia się porażki. Zwłaszcza, iż pomoc z tamtego kierunku jest na ten moment stracona. Mają zbyt wiele sporów wewnętrznych. Obawiam się, że na razie pozostanie to w sferze planów. Chyba, że udałoby się namówić Namiestnika do przysłania pomocy - Gerold wzruszył ramionami, co mogło oznaczać, że na ten moment mają związane ręce.
- Powiedz mi, byłeś na Żelaznych Wyspach. Czy pozostał tam ktoś, kto ma u ciebie jakiś dług? Lub zechciałby tobie pomóc?
- Mam tam znajomości. Żelazne wyspy to nie monolit, to ludzie interesu jak wszyscy. Pomogą nam, jeśli uderzyły w odpowiednie struny. Tworząc dla nich pieśń. Czego oczekujesz Panie?
- Przede wszystkim informacji. Wiedza o kolejnym rajdzie, mogłaby uratować parę osób.
- A parę zabić. Porozmawiam z nimi. To jednak nie będą łatwe rozmowy. Mogą chcieć rzeczy wykraczających poza moje możliwości. Czy mam swobodę negocjacji? Wiedzą o moim słowie, ile jest warte. Jak przystało na Seavera i giermka Robba Rayne jest z żelaza. Wiedzą też, że Lannisterowie płacą swoje długi. To powinno zadziałać na naszą korzyść. Jednak trzeba przypomnieć na wyspach, że dług krwi na zachodzie również jest spłacany. Urządzić pokaz siły. Spalić jakiś zamek na wyspach. Nagły atak, nie jest tam spodziewany. Uważają że zachód nie ma zębów. Lew jest słaby a zachód podzielony. Gdybyś namówił Panie swego brata by pod jego sztandarem a twoim patronatem uderzyć. Zyskalibyśmy na wielu polach.
- Jest to jakiś pomysł drogi Seathanie. Nie wiem czy uda mi się namówić brata, który potrafi być uprarty … ale … Miałbym pewien pomysł. Jednak nie jest to rozmowa na dziś, ani na najbliższy czas.
- To oczywiście długofalowy plan. Najpierw musimy zyskać sprzymierzeńców na wyspach. Potwierdzić ich intencje, zyskać zabezpieczenia. Zresztą sam wiesz najlepiej panie. - skinął głową z uznaniem. - Jestem do dyspozycji, wykonam pierwsze ruchy.
- Doskonale, doskonale. Spotkajmy się za mniej więcej dwa miesiące, tydzień po święcie Wojownika … Jakieś 25 mil, na północny wschód od Lannisportu znajduje się mała wioska z pół opuszczonym Donżonem. Wioska nosi nazwę Odpoczynek Jeźdźca … nie pytaj skąd ta wymyślna nazwa - Gerold wzruszył ramionami - Muszę przygotować pewne plany, ruszyć kilku sojuszników. Będę wtedy miał dla ciebie pewną konkretniejszą propozycję, która powinna się tobie spodobać. Tymczasem proszę, abyś nie rozpowiadał nikomu. Zbyt szeroka wiedza, mogłaby nam zaszkodzić. Mam nadzieję, że mogę liczyć na twoją dyskrecję? Co do funduszy, porozmawiaj z moim sekretarzem i powiedz co będzie tobie potrzebne
- Dobrze panie. Jeśli przyjdzie mi obiecać coś innego niż złoto, w granicach rozsądku ma się rozumieć. Czy mam twoją zgodę i gwarancje dla nich jakie za tym idą?
- Oczywiście w ramach rozsądku. - Gerold uśmiechnął się szeroko do dziedzica - Seathanie myślę, że to początek pięknej przyjaźni.
- I ja mam taką nadzieję.- odpowiedział uśmiechnięty dziedzic.

 
Icarius jest offline