Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 19-08-2016, 19:29   #103
liliel
 
liliel's Avatar
 
Reputacja: 1 liliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputację
- Pani Honorato - Zach odszukał ich gospodynię, kołpaka uprzejmie uchylił. - Chciałbym pomówić chwilę.
- Więc mów waść…- rzekła Honorata nie zatrzymując się w ogóle, acz gestem dając znać by podążał za nią.- Kolejne gęby do wyżywienia się zjawiły. Ktoś im pokoje musi wyszykować.-
- Ja po prawdzie w tej sprawie. Nie chcemy z Martą nadużywać twojej gościnności. Czas by znaleźć sobie tu, na Smoleńsku, jakieś miejsce. Ty znasz okoliczną szlachtę. Mogłabyś doradzić kto najlepiej mi się nada by się wprosić pod jego dach.
- Nikt. Najpierw musisz u Miszki wyprosić pozwolenie… on strasznie czuły na szarogęszenie się na” jego ziemiach”. Potem… można by gadać na temat tego, u kogo można tyłek usadzić.- odparła stanowczo Honorata.- Taki z niego miejscowy mały tyran.-
- Niemniej chciałbym wybadać grunt nim będę przedkładał sprawę kniaziowi. Najlepszy byłby szlachcic z majątkiem. Bezdzietny. Sędziwy. Nikt lubiany?
- Tu szlachta z dziada pradziada, każdy tam z kimś powiązany. Nawet ci nielubiani mają swoich krewnych czekających na ziemię. - zamyśliła się Honorata.- No i Miszka i tak sam ci wybierze u kogo możesz się usadzić i na jakich warunkach.-
- Aż tak tu wszystkim życie układa? - Węgier się skrzywił. - Nagle mnie naszły obawy czy ja się z tym Gangrelem dogadam.
- I jeden i drugi taki. Żadna różnica. Ino Kościej bardziej subtelny.- wyjaśniła z kwaśnym uśmiechem wampirzyca i zaczęła poganiać parobków, by robili porządek w kolejnej izbie.- A ta Lasombra jakie zrobiła na tobie wrażenie?-
- Na razie jest wielką niewiadomą. Może być wartościowym sojusznikiem. Albo niebezpiecznym wrogiem. A ty co myślisz?
- Jeszcze nie miałam okazji spotkać Lasombra... żadnego Lasombra. Słyszałam że próbowali intrygować w Krakowie lata temu, ale zostali wygryzieni. Acz nie wiem czy to prawda.- stwierdził z kwaśnym uśmiechem.- I nie lubię niewiadomych.-
- Są po to by je rozwikłać - zamyślił się Zach. - Jeszcze wszystko może się zdarzyć. Nic nie jest przesądzone.
Gestem wskazał na komnatę, którą zajmowała Zosia.
- A o niej co sądzisz?
- Słodziutka i naiwna. Dobre serduszko. Kiepski materiał na Spokrewnioną. Ja bym jej nie przemieniła. Ale skoro już jest pod moją opieką…- wzruszyła ramionami Honorata.-... ja poważnie podchodzę do obowiązków Primogena.-
- Cieszę się - ciągnął Zach. - Lubię tę małą. Gdyby wpadła w jakieś kłopoty nie wahaj się pani by prosić mnie o pomoc.
- W jakie kłopoty? No chyba że zacznie wierzyć w te brednie o stalowych krzyżackich ptakach zrzucających wybuchające jaja.- parsknęła sarkastycznie Jasnorzewska.- Albo inne bzdury jakie ten Malklav wygaduje.-
- Mam nadzieję, że do niczego podobnego nie dojdzie. Ale Zosia w całej swojej dobroci jest też dość naiwna. Niektórzy mogą zechcieć to wykorzystać. Jako jej opiekun powinnaś mieć na nią wyjątkowo oko.
- Jest tu bezpieczna, bardziej niż gdziekolwiek indziej w Smoleńsku i okolicach.- odparła z pewnością w głosie wampirzyca.
Pokiwał głową rad ze stanowczości jej postawy.
- A tak pomijając kniazia, jaki ty byś mi pani poleciła dwór okoliczny do mych zaniarów? Nowa tożsamość nałoży na mnie nowe obowiązki. Będziemy się z Martą podawać za małżonków. Jan Michał Dragicz - skłonił się sztywno jakby miała go pierwszy raz na oczy widzieć. - Marta zostanie przy imieniu. Muszę wobec powyższego żonie zapewnić stosowne miejsce do życia. A ona lasy kocha, wilki tresuje. Majątek może być skromny, podupadły, z dala od miasta i ludzkiej uwagi.
- Cóż… na twe szczęście jest płonące pogranicze. Ziemie raz polskie, raz ruskie. Oficjalnie należą do martwych rodów, nieoficjalnie przejęli je sąsiedzi. Z pomocą Miszki łatwo taki mająteczek przejąć, tyle że to w sumie to samo wasz Wilhelm dostał. Ziemie które trzeba na nowo ucywilizować.-zamyśliła się Honorata i potarła podbródek.- Hmm… Jesteś pewien że chcesz się bawić w wygryzanie kogoś?-
- Z Kainitą nie chcę w konflikt wchodzić jak nie mam po temu ważnych przyczyn. Człowiek to co innego. Poza tym jaka inna opcja? Budować się od zera? - oczy zmrużył w zamyśleniu. - Jakeś ty weszłaś w posiadanie swojego dworu?
- Miszka zezwolił mi na przejęcie dworku po mężu. To jest moje dziedzictwo z rodu.- wyjaśniła wampirzyca.
- Czyli mąż był prawdziwy, z czasów ludzkich?
- Z dawnych czasów… czasów, gdy nie wiedziałam o tym wszystkim.- wyjaśniła Honorata krótko.
- Ale majątek pusty nie stał? Gdy się zdecydowałaś do swojej ziemi wrócić.
- Nie chcę o tym mówić.- odparła nagle zimnym tonem Honorata.
- Nie chcę się wtrącać ni cię obrazić - wyjaśnił ze spokojem Węgier. - Po prostu szukam rady jak się tu zadomowić ale nic na siłę. Pomówię z Miszką.
- I to jest najmądrzejsze rozwiązanie. Ostatecznie póki co trzeba będzie osiąść tam gdzie wskaże.- stwierdziła już cieplejszym tonem i wyraźnie rozluźniona Brujah.

*

Kiedy Zach przyszedł odwiedzić Zofie, Feliński wpuścił go jak tylko dostał potwierdzenie od kogoś w środku. Wyglądało na to, że nie była sama.
Ventrue miał okazję zjawić się w sam czas by zobaczyć pierwszy trening Zosi ze swoimi ludźmi. Dziewczyna stała na środku pokoju z półtorakiem w dłoniach, niespokojnie obserwując okrążającego ją wolnym krokiem Górkę. Z boku całość obserwował mości Czajkowski.
Wprawne oko Węgra od razu dostrzegło, choć minę Zosia miała nietęgą, to miecz trzymała pewnie, a nogi mocno osadziła na ziemi. Ktoś musiał szkolić ją w przeszłości, i całkiem sprawnie wpoił jej podstawy.
Widząc gościa wampirzyca odwróciła się w stronę drzwi, i posłała mu nerwowy uśmiech.
– Ah, Pan Milos. Gdyby –
Zanim dokończyła głowica Górki przywaliła jej prosto w twarz, posyłając w powietrze zęby i krew. Dziewczyna zatoczyła się do tyłu.
– Nigdy nie zabieraj oczu z przeciwnika. – skomentował beznamiętnie Czajkowski, posyłając w stronę Zacha grzeczne powitalne skinięcie.
- Skończcie, poczekam - Zach posłał człowiekowi dosyć wrogie spojrzenie ale nie skomentował jego ciosu. Oparł się o ścianę i zaplótł ramiona na piersi obserwując zosine szkolenie.
– Tzimicse nie będą łagodniejsi. – odparł spokojnie Czajkowski na niewypowiedziany zarzut Zacha, ale podniósł dłoń, sygnalizując Górce by zaprzestał.
– Jak se Pan tsyma, Pane Sach?
Lekko sepleniąc, dziewczyna próbowała podtrzymać dyskusję, odwracając się jednak od wampira. Trzymając rękę przy twarzy, dało się usłyszeć lekkie chrupnięcie i stłumiony pisk, gdy wampirzyca nastawiała sobie złamany nos.
- Niezgorzej - odparł z lekkim uśmiechem. - A jak u ciebie? Co się tu działo podczas mojej nieobecności, która nieoczekiwanie się przeciągnęła.
Kucając przy ziemi, Zosia pozbierała powybijane zęby. Umieściła je z wielką uwagą w ustach –
I po chwili jedynym śladem po ciosie były plamy krwi na twarzy dziewczyny. Zosia odwróciła się do gościa i raz jeszcze posłała mu nerwowy uśmiech.
– A-ah, n-niedużo. Ah! – w ostatniej chwili zablokowała pionowe cięcie Górki. Wyprowadziła niemrawy zamach w odpowiedzi, ale mężczyzna z łatwością zablokował jej żałosną próbę kontrataku.
– W-widziałam się z Panem Haszko… Było z-zebranie, r-rozmawialiśmy o zbliżającym się przyjęciu. – kucnęła przed kolejnym atakiem. – P-pani Sarnai gdzieś przepadła…
- Jak się zaprezentował lokalny szaleniec? - zapytał o odczucia dziewczyny po wizycie u Haszki. - Nie przestraszył cię?
– O-oh… Pan H-haszko nie jest aż TAK s-straszny… Ani szalony… – wyminęła się od odpowiedzi, wyprowadzając niemrawe cięcie z boku, które Górka z łatwością przyjął na tarczę.
– M-myśli że nad Smoleńskiem jest k-klątwa… I że m-my jesteśmy jej częścią.
- To ciekawe. Wspominał coś o źródle tej klątwy? I jak się objawia?
– N-niespecjalnie. Tylko że. – uniknęła kolejnego ciosu. - T-tylko że… Ziemia Smoleńska łaknie krwi… I ją otrzyma.
- To jakaś jego przepowiednia? Mam nadzieję, ze nie sprecyzował iż chodzi o naszą krew w szczególności.
– N-naszą… I naszych ludzi. – kolejny unik. – P-podobno nawet jeżeli uda nam się ją z-znieść.
Węgier podrapał się po szorstkim policzku.
- W takim razie będziemy trzymać się wersji, że to szaleniec i nie wie co mówi. Nikt nie zamierza tu umierać Zosiu. A już ty na pewno.
– M-mam nadzieje że nikomu nie stanie się krzywda-
Zagapiła się - być może temat wyprowadził ją z równowagi – i stanęła oko w oko ze sztychem miecza, będącego sekundę od wydłubania jej, cóż, oka.
Zamachnęła się odruchowo – rozmazaną ręką uderzyła w bok ostrza, wytrącając je z dłoni Górki.
… Przez chwilę stali tak w milczeniu.
-… Przepraszam. – uciekła wzrokiem zażenowana, a zrezygnowany Czajkowski pokręcił głową.
– Myślę że starczy już na dzisiaj. Zostawimy was w spokoju, może Panienka będzie w stanie się z skupić przynajmniej na jednej rzeczy. – skinął na Górkę i skierował się do wyjścia. –Wrócimy do tego jutro. I proszę pamiętać, nie mamy dużo czasu. Niech panienka próbuje potraktować te treningi poważnie.
– … Obiecuje się poprawić. - odparła pokornie, unikając jego spojrzenia.
- Widziałem jak walczyłaś z lupinami. Gołymi rękami jesteś na tyle skuteczna, że szermierki nie musisz się uczyć, chyba, że chcesz wrażenie zrobić na Tyrolczyku.
– Wilkołaki były ogarniętymi szałem bestiami, bez rozumu i bez strategii. – skomentował sucho Czajkowski, przepuszczając w drzwiach pochmurnego Górkę, chowającego miecz i mamroczącego coś pod nosem o „pierdolonych wampirach”. Zosia dalej wpatrywała się w podłogę. – Niech Pan nie niańczy kogoś, od kogo zależeć będzie Pana życie, Panie Zach.
Czajkowski obrzucił Zacha pozbawionym zainteresowania spojrzeniem. Był to zmęczony wzrok człowieka który widział w swoim życiu zbyt dużo, i już dawno przestał się przejmować tym gdzie zaprowadzi go los. Wzrok człowieka który nie znał strachu, gdyż nie miał nic do stracenia.
- … Czy też nieżycie.
- Czasem życie to najmniej co można nam zabrać - odparł Zach filozoficznie co chyba mu się nie spodobało bo podrapał się po podgolonym łbie i sam się wykrzywił do swoich słów. - Z Wilhelmem, stosunki ci się dobrze układają? Jego dzieci zadbane są?
Czajkowskiemu ewidentnie nie zależało na filozoficznych rozważaniach Zacha, i zostawił ich w spokoju. Za to słysząc pytanie o dzieci Zofia ożywiła się natychmiast.
– O tak! – przytaknęła energicznie. – Wyglądają dużo lepiej… Choć miałam czas odwiedzić je tylko raz, jak już spały… Nie wydaje mi się żeby w ogóle zdawały sobie sprawy z naszego istnienia… Ahaha, ha…
- Słyszałem, że pani Jasnorzewska do rodziny cię dołącza. Bal ci wyprawia. To miłe z jej strony - pogładził dziewczynkę po włosach jak robi się to z krnąbrnymi dziećmi. - Myślisz, że ma dobre intencje? Ufać jej możesz?
Zofia zmarszczyła brwi, łypiąc na Ventrue nieprzyjaźnie.
- … To sojuszniczka Pana Szafrańca… Dał nam wszystkich dach, pod którym możemy spokojnie spać… I lazaret, w którym kurować się mogą bożogrobowcy… Nie wydaje mi się, żeby podejrzewanie jej o złe zamiary było właściwe, Panie Zach.
- Pewnie masz racje - pokiwał smętnie głową. - Jestem względem ciebie nadopiekuńczy, co przynosi zawsze odwrotny efekt. Wybacz mi. Postaram się mniej wtrącać w twoje życie choć to bywa silniejsze ode mnie. Widzisz, miałem kiedyś córkę.
Wbił wzrok w czubki butów.
- Sriebrienicz czy Janikowski?
– E? – dziewczyna zmrużyła oczy, wybita z rytmu nagłą zmianą temu. Przez chwilę wahała się czy nie pociągnąć wątku córki, ale ostatecznie musiała uznać że nie wypada rozdrapywać starych ran.
- … Co ma Pan na myśli?
- Z kim sojusz lepiej nam będzie zawrzeć?
- … Nie wiem? – zawahała się. Odstąpiła od Zacha i podeszła do misy z wodą, by zmyć zasychającą krew, pozostałość po jej sparingu.
- … Tzimicse to diabły, prawda? … Torturują ludzi… Eksperymentują na nich… Jeżeli ci tutaj są tacy sami… To nie może być mowy o współpracy. – zaczęła cicho, ale pod koniec w jej głos wkradła się stal. - … I Pan Haszko nazwał Kościeja wężem… Nie można mu ufać… Znaczy, chyba niego. Miszka miał być niedźwiedziem, Koenitz czarnym orłem… Eeee… Nieważne…
- Jakieś jego przepowiednie? - wąż wyraźnie Węgra zainteresował. - A powiedz ty, wąpierzom on też przepowiada? Przyszłość? Przeszłość?
- … Chyba? Znaczy… Myślał że przyszłam po przepowiednie w sprawach miłosnych… Ahaha… – zaśmiała się niezręcznie, i natychmiast pożałowała że o tym wspominała. – Myślę że tak… Z pewnością widzi wiele… Ale Panie Honorata myśli że to bzdury… Nie wiem, tak po prawdzie. – wzruszyła żałośnie ramionami.
- Wróżby Malkavianów należałoby przez sito przesiać wpierw. Lecz niewykluczone, że sporo prawdy może być w tym co zostanie. Stary ten Haszko? Na twoje oko?
– Bardzo… Tak myślę. – odparła niepewnie. - … Panie Honorata mówi żeby nie dawać jego słowom dużo wiary. Nie wiem.
Temat najwyraźniej ciążył jej niepomiernie… Tylko o tym rozmawiali od wczoraj, i zaczynała mieć wrażenie że rozpętała dużo zamieszenia o głupoty.
- … A Panu jak minęły ostatnie dni? – zmieniła temat, niezręcznie.
- Intensywnie - nie wydawał się tą intensywnością zachwycony. - Poznałem Salome z Rzemieślników. Ghula Miszki i syna Kościeja. Ciężko jednak kniaziów oceniać po ich pomagierach. Trzeba doczekać do momentu aż ich zapoznamy. To będzie kluczowy czas aby obrać strony, tak myślę.
– Poznał Pan syna Pana Siebrienicz? – zapytała szczerze zaskoczona tą nowiną. – I jaki on był?
- Zapatrzony w ojca. Jak i reszta małych Siebrieniczów. Ponoć dwóch sióstr, bliźniaczek, lepiej się wystrzegać. Złe są.
- … Zdaniem ich braci? To… Um, musza być naprawdę straszne…
Ktoś kto nawet zdaniem diabłów był zły, musiał być naprawdę zły.
- … To młody Sierbrienicz odwiedził Pana w Smoleńsku? Myślałam że nie są tam mile widziani…
- Jego ghul odszukał nad w domu uciech. Mnie, Matrę i Giaccomo. Myślałem, że złożyli z tego raport. Zaproszenia nie wypadało odrzucić a i nie chciałem byśmy całą trójką pchali się nie wiadomo gdzie, w pułapkę może. Ich odesłałem do Koenitza, sam dałem się powieść do pobliskiego monastyru. Pomówiliśmy z Griegorijem. Bal Siebriienicz dla nas będzie szykował. Tam okazja poznać Diabły w komplecie.
– Eee?! Panie Zach, nie może Pan robić! – zaprotestowała głośno zmartwiona dziewczyna. – Samemu w pułapkę się pchać… Co by było gdyby coś się Panu stało? Rany… I teraz jeszcze ten Bal… Czy to w ogóle bezpieczne do nich jechać?
- Pewnie nie będzie - przyznał niechętnie Węgier. - Dlatego szczególną pieczę wtedy trzeba na ciebie mieć. Ale po to tu jesteśmy. Aby poznać obie strony konfliktu.
- Jesteśmy tu po to, by dopilnować przestrzegania tradycji Camarilli. – przypomniała mu, sprawiając wrażenie dość poirytowanej uwagą o pilnowaniu jej… Ale potem przypomniała sobie że Zach miał wątpliwą przyjemność obserwować jej trening, i złość ustąpiła zażenowaniu. - … Ale nie zaszkodzi poznać wszystkich… Myślałam o tym czy nie zaprosić Pana Janikowskiego na swoje powitalne przyjęcie…
- Może lepiej żadnego z kniaziów nie faworyzować nim wyrobimy sobie o nich osąd? - zasugerował. - Ale to decyzja Jasnorzewskiej. I twoja.
- … Pana Siebrienicza też bym zaprosiła, ale nie wiem czy byłoby to dla niego bezpieczne…
- Zapewne nie.
– Pewnie nie…
Zapadła między nimi niezręczna cisza. Wampirzyca zaczęła przestępować z nogi na nogę, desperacko poszukując jakiegoś zastępczego tematu.
– Toooo… Miał Pan córkę, Panie Milos?
To utrafiła… Pewnie nie chciał o tym rozmawiać…
Cisza z niezręcznej zmieniła się w grobową. Węgier zastygł jak zamieniony w kamień i uparcie milczał. Zosi w istocie udało się wkroczyć na grunt wyjątkowo grząski.
Spanikowana Zosia zaczęła strzelać na boki oczami. Jak zawsze, znikąd ratunku.
– Eeeeee, przepraszam, ja… Nie powinnam była poruszać tego tematu… – pochyliła potulnie głowę, wycofując się okrakiem z pokoju. - Pójde już…
 
liliel jest offline