Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 19-08-2016, 20:57   #39
Asuryan
 
Reputacja: 1 Asuryan ma wspaniałą reputacjęAsuryan ma wspaniałą reputacjęAsuryan ma wspaniałą reputacjęAsuryan ma wspaniałą reputacjęAsuryan ma wspaniałą reputacjęAsuryan ma wspaniałą reputacjęAsuryan ma wspaniałą reputacjęAsuryan ma wspaniałą reputacjęAsuryan ma wspaniałą reputacjęAsuryan ma wspaniałą reputacjęAsuryan ma wspaniałą reputację
Wampir zarzucił kaptur i opuścił budynek. Skierował się w stronę pałacu, ale zamiast podchodzić pod sama bramę, obszedł go dookoła, by mu się przyjżeć.
Pałac mienił się złotymi wykończeniami kopułami i zajmował spory obszar szczytu “Mglistego wzgórza.”
Teren otoczony przez pałacowe ogrodzenie, poza samym pałacem zawierał także część ogrodową i dziedzińcową.
Dodatkowo przed tym terenem kończyła się infrastruktura miejsca. Tak jakby układ budowli mówił “Na końcu jest pałac, i nic więcej”. Granicę stanowiło ogrodzenie.
Na teren prowadziły 2 drogi.
Pierwszą była główna brama prowadząca do pałacu i strzeżona przez Lykan. Wielkie futrzaki to spały na słońcu to znów siedziały w cieniu. Zapewne ich zdolności powodowały że nie musieli neiustannie krążyć po terenie.
Drugą wejście to wspomniane ogrody. Tamtejsza furtka była otwarta za dnia i mieli do niej dostęp mieszkancy. Z tym że ogrody oddzielone były dodatkowym ogrodzeniem od części terenu pałacowego.
Jak widać wszystkie przejścia prowadzące bezpośrednio do pałacu były zamknięte w czasie dnia.
Wszedł do pobliskiej, nieco zacienionej alejki. Upewniwszy się że nikt go nie obserwuje, zniknął w obłoku czarnego dymu. W postaci niematerialnej, wniknął w ziemię, a następnie skierował się w stronę murów. Zmetreializował się dopiero się wewnątrz jakiegoś pomieszczenia w pałacu.
Przechodząc przez mur odczuł jakby przekraczał jakąś granicę lub barierę.
W oknach mleczne szkło, dzięki któremu wewnątrz panowała jasność, ale bez szkodliwego działania słońca, efekt potęgowały też ściany pokryte złotem.
W pałacu słychać było roznoszące się echem odgłosy ruchu i krzątania. Ktoś o tej porze nie spał.
Przez jeden z korytarzy przebiegło dziewczę.

Soren znajdował się właśnie, jak mógł przypuszczać w pomieszczeniach gospodarczych, czyli raczej tych do których wampiry raczej z własnych chęci nie zaglądali. Było tu spore palenisko, piec i trochę beczek. W tym jedna oznaczona symbolem skarabeusza.

Raz jeszcze rozpłynął się w powietrzu, by przenieść się głębiej, w rejony bez obecności służby. Ostrożnie obszedł okolicę, unikając towarzystwa. Szukał schodów, lub tuneli prowadzących w dół. (jakieś portrety się znajdą?)
Kolejny kilka poziomów w dół. Tym razem poziomy “mieszkalne”, pojedyncze pokoje z trumnami i dodatkowym asortymentem indywidualnym. Złoto pomieszczeń tym razem zostało zastąpione krwistą jedwabna czerwienią. Gdzie niegadzie w korytarzach wysiały portrety różnych wampirów. Większości dość stara ale pewnością odpowiedniki wizerunków wciąż żyją.
Ostatnie piętro. Stosunkowo nieużywane, nawet schody były w bocznej wnęce korytarza. Jeden korytarz biegnący prosto z jedną odnogą. Odnoga zaryglowana kratami. Cele lub więzienie.
Na końcu głównego korytarza wielkie drzwi, zapewne prowadzą dalej w głąb, ale te mają strażnika.

Próba zejścia przez podłogę... nieudana. Niższe pomieszczenia zdają się być magicznie chronione.
Drzwi wyglądają na ciężkie, a zamek na niezwykle zawiły i możliwe że dodatkowo magiczny. Bez dobrego złodzieja się nie obejdzie.
Odgłos kroków na schodach. Ktoś się zbliża.
Przemieniwszy się w cień, wniknął w sufit na tyle by stać się niewidocznym, ale być w stanie obserwować straż.
Strażnik szczęknął trzymaną włócznią.

- Kogo niesie?
- Spokojnie Ceered. - rzekła drobna wampirzyca o zdumiewających skrzydłach z motywem pajęczyny

Za nią w szeregu podążały 4 olbrzymie ostrza, dorównujące jej wielkością. Ale miała w okolicach, a nawet mniej niż 150 centymetrów wzrostu.
- Lady Ramila. Co panią tu sprowadza? To przejście...
- Już mówiłam uspokój się. Olivier mnie przysłał. Mam zająć twoje miejsce.
- Ach... wizyta Tych ludzi?
- Tak. Masz się nimi zająć, takie pierdoły nie są warte by sam się tym zajmował. Ale kazał ci się dowiedzieć kogo szukają. To wydało mu się interesujące.
- Dobrze. Udam się czym prędzej.
- Nie śpiesz się i rozejrzyj się po pałacu.
- Znaczy?
- Całun wykrył przejście. Mamy szkodnika wewnątrz.
- To nie powinien być problem? Puls krwi powinien powinien go od razu odnaleźć.
- No właśnie... z tym jest problem.
- Dobrze będę się miał na baczności. Obudzę też Azama. A wrota...
- Przyrzekłam Oliverowi wierność. Dobrze wiem, że nikogo nie wolno przepuścić.
Castell jeszcze przez chwilę pozostał na miejscu przyglądając się strażniczce, po czym utrzymując niematerialą postać, zaczął ostrożnie podążać za Ceeredem.
Mężczyzna zwinnie lawirował przez korytarze z powrotem ku powierzchni. Zatrzymał się dopiero gdy dotarł do złotych wrót prowadzących zapewne do sali tronowej. Po chwili namysłu udał się dalej.
Kolejnym korytarzem i schodami zawędrował do jakiejś pracowni.
- Sisuwan.

- Aaaaach. - potężne ziewnięcie - Jestem jestem. Wampirzy tryb życia jest dla nas męczący prawda?
- Nie przesadzaj. Powinieneś się już przyzwyczaić. Słyszałeś o intruzie?
- Tak. Wypuścić kilka pupilków Wladymira?
- Dobrze by było, zanim lordowie się zbudzą.
- Do wieczora jeszcze sporo czasu. Mortres na tronie?
- Nie zaglądałem. Ostatnio myśli Lorda są jakieś odległe. Coś się szykuje?
- Może to przez tego człowieka co zabijał naszych, albo tego kogo szukał.
- Mów dalej...
- Dolawauki. Ten zamknięty w celi. Pytał o niego po całym mieście. Ale wiesz... On już to wiedział. Ciekawe dlaczego tak usilnie starał się zwrócić uwagę Mortresa.
- Zapytam się - uśmiech - Ale wpierw mam spotkanie z “ubranymi na czarno”. Bywaj więc.
- Do wieczora.
Niematerialny Soren sunący wciąż za strażnikiem, łapał każdy szczegół otoczenia, tworząc w głowie mapę pałacu. Miał zamiar ponownie zejść w podziemia i poszukać innych przejść, ale postanowił śledzić Ceereda jeszcze chwilę, zaciekawiły go postacie “ubrane na czaro”.
Do spotkania doszło w jednej z bocznych sal pałacu. Stosunkowo niewielka i raczej nie służąca oficjalnie za salę reprezentacyjną. Oczywiście wpierw trzeba było uprzedzić Lykan by przepuścili gości.

2X
Ceered jako osoba upoważniona i prowadząca spotkanie wyszedł ich przywitać. Nie miał problemu z zalewajacym gorącem i słońcem.
- Jestem Ceered. Zostałem wyznaczony jako mediator w waszej sprawie.
- Dawid. A to moja ochrona.
- Rozumiem. Wody?
- Poproszę. Nie przywykłem do tego gorąca. W moim świecie wszystko zdawało się mniej intensywne.
- Interesujące. Nie przeczę, że Lordom także to przeszkadza, ale to ich ojczyzna.
- Przywiązanie do ziemi bywa dziwne.
- Prawda? - uśmiechnął się Ceered. - Ale może przejdźmy do waszej sprawy. - zaproponował podsuwając złoty dzban.
Zaciekawiony Castell pozostał w cieniu, przypatrując się robotom, oraz człowiekowi podobnemu do Jenny. Nie mieszał się jednak w rozmowę. Wspomniana “Sprawa” mogła okazać się ciekawą lub przydatną informacją.
- Już wspominałem gdy prosiłem o audiencję. Poszukujemy pewnej kobiety. Czerwonowłosa, dość krzykliwy wygląd, choć nie na wasze standardy... lubi występować, więc pewnie może zawitać do którejś z tawern. Posiada pewne zdolności, choć nie jestem w stanie określić jak wiele i jakie. Ale raczej poza pewien ludzki poziom nie wykroczy.
- Yhym. Dość... nudna sprawa. Co też wyróżnia tą kobietę. Bo w końcu gdybyście się postarali mogli byście po prostu wyznaczyć list gończy.
- Nie ufam tutejszym, a tym bardziej takim jak ja... przybyszom. Rzecz biorąc kobieta sama w sobie nie jest ważna. Raczej może być w posiadaniu czegoś co jest dla nas ważne. Może być w stanie tego używać, a to już problem.
- Mówisz zagadkami człecze. Powiedzmy że pojmuję ideę. Chcecie to “coś”, niezależnie czy z nią czy bez niej.
- Exacly. Yhym... Dokładnie. Mogę dodać, że jej śmierć była by nam na rękę. Choć nie jest to wymóg.
- Rozumiem. Ale wciąż nie wiem, dlaczego zwracacie się z tą prośbą bezpośrednio do Nas.
- Różne źródła podają różne informacje. Ale jak to zwykło bywać... władza ma najwięcej informacji. W sumie nie interesuje mnie nic poza Nią.
- Raczej tym “czymś”. Co to jest? Co jest tak wartościowego, że tego chcecie.
- Nie musicie tego wiedzieć....
- Doprawdy?! - atmosfera stała się jakby cięższa.
- Echem. Wybacz. Nie jestem w pozycji by tak mówić. Chodzi o pewien materiał. Nie jestem w stanie powiedzieć o nim wiele, ale może być wykorzystany jako potężna broń lub coś co potrafiło by wpływać na rozwój wydarzeń. Przypuszczam że mogło by to być dla was dzieci nocy, szkodliwe dla zdrowia. A nie chciał bym by przez coś takiego nasza znajomość uległa zmianie...
- Hę hę. Umiesz negocjować i prawić właściwe słowa.
- Tego ode mnie wymagano.
- A gdybyśmy chcieli przywłaszczyć sobie ten materiał?
- Jak wspomniałem jest szkodliwy dla zdrowia, a także wymaga pewnych unikatowych cech do jego “aktywacji”. Jeśli chcecie się narażać... Nie będę w stanie wam przeszkodzić. Ale bez cech jest nie wiele więcej wart niż kamień. A waszą walutą są w końcu kamienie szlachetne. Więc zwykły kamień nie wart jest choćby tego. - położył na stole złoty diament.
Ceered chwilę się nad czymś zastanawiał.
- Porozmawiajmy więc o zapłacie.
- Proszę wybaczyć, ale nie posiadam za wiele. W porównaniu do waszego onieśmielającego pałacu i bogactwa... raczej nic nie było by w stanie być godziwą zapłatą. Posiadam jednak pewien zasób wiedzy i zdolności ktore mogły by wam się przydać.
- Chociażby?
- Słyszałem że macie problem z pewną organizacją... a ja jestem człowiekiem uzdolnionym w infiltracji i inwigilacji takich przeszkód. Poza tym mogę pozostać we wspólnej pomocy przez jakiś przyzwoity okres czasu.
- Rozumiem. Jako mediator przekażę zdobytą tu wiedzę i wasze oczekiwania do właściwych uszu.
- Będę wdzięczny. Zawitam wieczorem do waszego baru. A i jeszcze jedno... Jenny Scarletstar. Tak przy najmniej się zwała. Nie wiem jak teraz.
- Odprowadzić was.
- Nie musisz się trudzić. O ile wasze... psy strażnicze... nas nie zaatakują.
- Nie powinny. Jeśli już raz was wprowadzono, raczej was wypuszczą. Chyba że wydać im inne polecenie.
Chwila ciszy.
- Taka powinna być straż. Ciekawe czy dobili byśmy jeszcze targu na zakup takich kilku.
- O tym może przy kolejnej okazji. Ale nie sądzę by był z tym większy problem. Mamy ich całą watahę. - udali się ku wyjściu prowadzą raczej luźniejsze rozmowy. Spotkanie można było uznać za zakończone.
Soren ponownie zagłębił się wewnątrz pałacu kierując się w dół. Gdy zatrzymała go bariera, zaczął krążyć po obrzeżach budowli, szukając korytarzy, lub tajnych przejść prowadzących chociaż do punktu, do którego udało mu się dotrzeć.
Bariera ochraniała pewną konstelację korytarzy i pomieszczeń. A broniła przed najprostszą dla Sorena metodą przemieszczania się, ale... nie była idealna. Korytarze odchodzące od bariery nie były chronione. Ale prowadziły do nikąd. Byłą to sieć dawnych pomieszczeń i labirynt mający na celu chronić to coś co jest pod barierą.
To był najniższy punkt zlotego pałacu i najmniej chroniony więc stanowił by idealne przejście dla podziemia. Trzeba tylko się do niego dokopać i przebić.
Co z barierą? Poza widzianym wejściem nie było innej ścieżki. A magia chroniąca stanowiła nie lada wyzwanie. Potrzebna była by pomoc albo uzdolnionego maga, albo czegoś zdolnego znosić zabezpieczenia.
- A kogo tu mamy? - zapytał głos gdy coś mocno zacisnęło się na niematerialnym ciele Sorena.
W kolejnej chwili wampir została wyrwany ze swojej cienistej formy i uderzył plecami o podłoże.

- Znalazłem!!! - zakrzyknął Azam.
- Wampir, obcy. - dopowiedział mężczyzna z czarnymi skrzydłami.

- Powinniśmy go zabrać do... Lorda? - wojownik zdawał się być połowicznie skażony demonem.
- To zależy... szpiega możemy wziąć.
- Możemy. Ale nie musimy, prawda?
- Takie były rozkazy, Azam.
Soren po mimo nadludzkiego refleksu nie zdążył uniknąć schwytania, ale zdołał choć zmienić wygląd.
-Ehh… tak tutaj witacie gości?- zapytał kobiecy głos, gdy pochwycona gramoliła się z ziemi. Kaptur pozornie niechcący zsunął się z głowy, ukazując urodziwą, ciemnowłosą kobietę, o rubinowych oczach- i nie szpiega, wypraszam sobie- dodała naburmuszonym tonem.
- Hmmm? - zamruczeli obaj zaskoczeni tym widokiem. - Gości? A nie myszkowałaś tu czasem? - zapytał Black.
- Po co więc się ukrywała? - zapytał podwójnym głosem Azam.
-Z cienia widać więcej… Powinniście to wiedzieć jako dzieci nocy...- skomentowała butnie- Szukam tego samego szpiega co wy. Podczas gdy was o pomoc miał poprosić Ceered, ja działam w tajemnicy dla samego Lorda. Moi informatorzy twierdzą, że to ktoś z podziemia, możliwe że związany z tym Dolawaukim niebezpiecznie blisko wrót i tym który mordował naszych- przy wspomnieniu o wrotach ściszyła głos- Temu ja wkroczyłam do akcji. Więc z łaski swojej nie przeszkadzać mi w pracy, chyba że chcecie żeby zabrał się za was Lord Mortres..-Skończyła stanowczym tonem i pozornie od niechcenia odwróciła się na pięcie, by udać się w swoją stronę.
- Co za jedna?
- Nowa? Konkubina albo przybyszka?
- Lord wspominał, że nowy ma przybyć.
- Jak widać “nowa”. Musiał mieć powód, by o niej nie wspominać... Może to mieć coś wspólnego ze szlachetnymi. Ej! Twoje imie?
-Valeera- rzuciła od niechcenia przez ramię.
- Zgłoś się do Ortiza. Każdy nowy ma taki obowiązek, by uniknąć tego typu problemów.
Nie odpowiedziała, machnęła tylko ręką na pożegnanie nie odwracając się nawet. Zniknąwszy za zakrętem rozpłynęła się w powietrzu.
Soren zmaterializował się za murami. Znalazł to czego szukał, i choć ciekawiła go postać Mortrensa, było zbyt blisko by dalej szwędać się po pałacu. Pobłąkał się po okolicy, poznając nowe tereny. Był głodny, a zaczynało zmierzchać. Kilka godzin później, gdy ludzie zniknęli z ulic, a w bramach pałacu pojawiły się sylwetki, Valeera przebudziła się z letargu i z zamiarem wmieszania się w tłum ruszyła przed siebie, ubrana w strój będący mieszanką tego co zobaczyła na portretach w pałacu.
Wampiry choć różne w swej naturze emanowały dostojeństwem. W końcu to klasa panująca w tym kraju, najbogatsza i przerażająca. Wampiry rozchodziły się po mieście kierując swe kroki do tawerny lub po prostu błąkając się po zaułkach. Otwierały się nowe stragany dostępne tylko nocą, a całośc miasta zaczęła spowijać delikatna mgła.
Nie zwracając na siebie większej uwagi przechadzała się pomiędzy nimi by wyłowić potencjalne ofiary, a gdy do tego doszło, zastawiła pułapkę...

Młoda para wampirów przechadzała się pomiędzy uliczkami. Dziwnym trafem, usłyszeli płacz dziecka dochodzący z bocznej uliczki, akurat gdy nie było nikogo w okolicy. Zaciekawieni postanowili zajrzeć. Nieopodal zobaczyli ludzką dziewczynkę, skuloną w płaczu.

Będąc w okresie niejako buntu, od pewnego już czasu chcieli spróbować prawdziwej, ludzkiej krwi.
-Co się stało dziewczynko?- spytała jedna z postaci, która okazała się być wampirzycą, powoli podchodząc do ofiary.
-Z..zgubiłam się…a jest już ciemno...- powiedziała przez łzy. Podniosła głowę i na widok swoich rozmówców pisnęła, a następnie zerwała się do panicznej ucieczki w prostopadłą uliczkę.
-Łap zanim ucieknie!- krzyknął drugi z pary, stojący nieco dalej wampir.
Jego towarzyszka zniknęła mu z oczu za zakrętem, doganiając przerażone dziecko w kilku krótkich susach. Wyciągnęła dłoń by pochwycić ofiarę, i gdy złapała za jej ramie poczuła żelazny uścisk na nadgarstku. Dziecko odwróciło się gwałtownie, a błysk zębów był ostatnią rzeczą jaką zobaczyła.
-Masz ją?- rozbrzmiał po chwili głos, a do zaułka wszedł mężczyzna. Podniósł wzrok z ziemi i skamieniał- c..c..coo do jasnej cholery?!

-Mało smaczni jesteście- wycharczało dziecko, nieludzko zmienionym głosem.
-Cz.czym ty jesteś?- wybełkotał w odpowiedzi cofając się nieświadomie.
Dziewczynka nie odpowiedziała, miast tego powolnym krokiem ruszyła w stronę wampira, nucąc swobodnie jakąś melodię. Przerażony mężczyzna rzucił się do ucieczki, ale drogę zagrodziła mu czarna ściana.

Odwrócił się w ostatniej chwili, by zobaczyć...


Valeera opuściła zaułek niedługo potem, nie pozostawiając za sobą nic, poza kałużą krwi wsiąkniętej w piach.
“Mało smaczni” pomyślała jeszcze.
Z pochłoniętych żyć wypłynęło kilka informacji.
Pomimo ich strasznego rodowodu, rozpusty i innych mało ciekawych, znalazły się perełki.
Primo: substytut krwi spożywany przez wampiry na prawdę działa. Ma posmak krwi i łagodzi głód. Ma formę kapsułek które po rozpuszczeniu w wodzie dają czerwony roztwór.
Secundo: substytut produkowany jest w tym mieście. Choć lokalizacja wskazuje na pałac nigdzie nie było tak takowej pracowni.
Terceto: większość wampirów nie potrafi zmieniać formy. Pewne kręgi mają skrzydła inne większe zdolności magiczne. Prawie połowa potrafi przybierać formę rozproszoną, ale prawie nikt nie ma metamorfizmu.
Quatro: zjedzony mężczyzna był jednym z wampirów chodzących za dnia. Jako podkomendny badał sytuację w mieście. Wie że więzienie umiejscowione w mieście jest dobrym punktem na pułapkę dla ruchu oporu. Informacja została już przekazana dalej.
Zmieniwszy się w mężczyznę którego dopiero co pożarł, postanowił przejść się do jednego z miejsc, gdzie można było dostać owy substytut krwi. Chciał wiedzieć jak to wygląda, a i tak nie spodziewał się znaleźć swoich towarzyszy w środku nocy.
Owy preparat dostępny był praktycznie w każdym miejscu w którym można było coś zjeść. Czyli nocne kramy, karczmy czy bary.
Biała tabletka ok. 1 cm średnicy. Oznakowana symbolem robaka... skarabeusza.

Po wrzuceniu do wody zamieniała ja w czerwony roztwór o posmaku krwi i wina.
I choć zdawać by się mogło, że nie jest niczym specjalnym łagodziła głód i co najważniejsze... smakowała.
Rodziło się więc pytanie. Jak uzyskano coś takiego?
Delektowanie się tym przedziwnym tworem zostało nagle przerwane.
- Emm. Ehem. - chrząkniecie - Wybacz że przerywam w posiłku. Nie widziałem gdzieś takiego - ręką uniesiona nad głowę, stanęła na palcach - ok. 180-190 cm - Z roztrzepanymi włosami i w czarnym płaszczu. Elfie spiczaste uszy

Za dziewczynką, zapewne dorosła wampirzycą o młodym wyglądzie, stała jeszcze gorąca... wilczyca.

Nieznanej rasy, choć mogło by się zdawać że pochodna zwierzęca, ale na pewno wampirzyca. Emanowała od niej ponętność na całą salę. Ale... nikt nie wykonywał ku niej żadnych ruchów, widocznie coś się za tym kryło.
- Ej. Ja pytam. - przypomniała o sobie mniejsza.
-Z takimi dziwnymi pustymi oczami i z kosturem?- zapytał zaciekawiony zwracając ponownie uwagę na dziewczynę.
- W sumie mógł być zamyślony... - przytaknęła po chwili namysłu - To możliwe. - dodała utwierdzając siebie w przekonaniu. - O lasce też coś wspominał. - przytaknęła dwa razy główką. - Widziałeś więc?
-Mam nieodparte wrażenie że nie myślimy o tej samej osobie, chodź pewne podobieństwa są -odparł popijając z naczynia- czemu szukasz tego kogoś jeśli wolno mi zapytać?
- Mam do niego sprawę. Z resztą powinien być Zawsze przy moim boku.
- Choć spotkałaś go dopiero w sali tronowej Mortresa. Zbyt wielkie od niego oczekujesz. - skomentowała czerwona.
Wampir spojrzał pytająco na starszą kobietę, licząc że ta wyjaśni zaistniałą sytuację.
- Chodzi o pewnego elfa. A raczej już Alfwuki. Przybył niedawno do Ishi’val i zawitał u Lorda Mortresa. Powiedział że niezrozumiałe intencje sprowadziły go tutaj, w nieznanym mu celu. Prosił by móc zbadać tą sprawę. Lord zgodził się w zamian za 2 warunki. Pierwszym była szlachetna krew (wampiryzm) drugim była ochrona tej oto panienki. Panienka bardzo się do niego przywiązała, a ten lubi znikać od tak.
- Cicho Mertrit! Nie mów tego tak głośno.
-Hmm, to raczej nie ten sam elf. Przykro mi, ale nie widziałem Twej zguby.
- A jakiegokolwiek elfa widziałeś? Ciągnie swój do swego. - dodała niezadowolona, szukając jakiejkolwiek poszlaki. |
-Widziałem jak po zmierzchu kręcił się przy centrum, ale to nic nie znaczący trop. Równie dobrze może mieszkać w zupełnie innym miejscu- odparł, dochodząc do wniosku, że nie warto wydawać eldara dla zaspokojenia własnej ciekawości.
- Zawsze coś. Dziękuję. Jestem Eleine córka rodu krwi, a to jak pewnie już zauważyłeś Mertrit, konkubina Lorda Mortresa.
-Lord pozwala Paniom chadzać nocą bez ochrony? Mimo ciemności podziemie dawało się ostatnio we znaki- pociągnął temat, czerpiąc informację z niedawno zjedzonych wampirów.
- Nikt nie ruszy Mertrit. Wszyscy boją się pana Mortresa.
- Nie przeczę. - dodała z uśmiechem czerwonowłosa - A tą zgrają łobuziaków bym się nie przejmowała. W nocy się nie pojawią... boją się Lykanów i bestii.
Informacje o bestiach szybko zostały odnalezione wewnątrz zebranych żyć. Określenie to tyczyło się tych którzy:
popadli w “głód” i zdziczeli, zostali zamienieni w wampiry ale przemiana nie przeszła kompletnie (tzn. nie stali się wampirami a raczej bezmózgimi nietoperzami), oraz nie w pełni przemienionych którzy stanowią źródło eksperymentów Jacobsona. Ogólnie cała ta gromada trzymana jest na smyczy, a wyglądem przypominają gargulce.
- A ten zabójca?
- Już go schwytali. - odpowiedziała na pytanie dziewczęcia. - O właśnie. Może doszły cię plotki, czego szukał i dlaczego?
-Niestety nie- odparł wpierając się osobowością pożartych- miałem ostatnio sporo na głowie po tym jak został schwytany. Zwierzchnikom zależy by dokładnie wybadać sytuację w mieście, szczególnie jeśli chodzi o ruchy podziemia. A co mówią owe plotki?
- Są dość rozbieżne. Pewne są jednak fakty że szukał Dolawuki który siedzi w pałacowym lochu i wspominał o Venitas. Rozbieżność dotyczą tego dlaczego zabijał po zdobyciu informacji. W każdym razie w drugą noc będzie jego egzekucja.
- skoro nie znane są jego motywy, dlaczego nikt nie wyciągnie z niego informacji?
- Normalne tortury nie dały większego wyniku. Pozostało więc pochłonąć jego życie, by się przekonać o jego zamiarach. Dobrą opcją było by też jego spotkanie ze wspomnianym dolawuki, ale Lord Mortres tego zabronił.
-Tortury nie pomogły? Śmiem stwierdzić, iż mamy marnego kata- skomentował popijając kolejny łyk- Może choć po egzekucji czegoś się dowiemy.
- Podobno sam lord ma ją przeprowadzić. Więc śmiem wątpić czy czegoś się dowiemy. A przy manjmniej czegoś nei oficjalnego.
-To musi być coś ważnego skoro lord zaprząta sobie tym głowę. No cóż, zobaczymy jak to się wszystko potoczy. Tymczasem muszę Panie przeprosić, obowiązki wzywają.

Castell po opuszczeniu budynku rozpłynął się w powietrzu, by pojawić się dopiero na obrzeżach miasta. Tam znalawszy spokojne miejsce wezwał swą trumnę by przespać się do świtu. Nadchodzące dni zapowiadały się ciekawie.
 
__________________
Once the choice is made, the rest is mere consequence
Asuryan jest offline