Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 19-08-2016, 22:15   #32
merill
 
merill's Avatar
 
Reputacja: 1 merill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputację
Siedział niedaleko rodzinny panny młodej, przepijając co chwila z Cleverlymi, zdrowie ich córki i nowego zięcia. Zaspokoił już głód, zawsze tak miał na uczcie. Pierwsze nasycenie pokarmem mu wystarczało, potem można było oddać się dysputą czy innym rozrywką. Dyskretnie oglądał zebranych na sali zaproszonych rycerzy, samych, bądź ze swoimi wybrankami. To mu przypomniało wieczne napomnienia Garetha, że powinien się wreszcie ustatkować, znaleźć żonę i spłodzić potomka, by przedłużyć ród Caldwellów. Miał czas… tak przynajmniej sobie to tłumaczył.

Siedzący nieopodal rycerz, z ogorzałą od słońca twarzą wzniósł kielich i przepił ku niemu. Craig nie kojarzył ani jego barw ani samej twarzy, ale nie mając póki co nic innego do roboty, ruszył ku gościowi z kielichem w ręku.

- Przepijasz do mnie Ser, czy my się znamy? - spojrzał w twarz zbrojnego. - Jeśli tak, bądź łaskaw przypomnieć mi skąd, bo nie kojarzę waszej twarzy - zaczął rozmowę.

-Ohh nie Ser, nie znamy się. Zauważyłem jednak twój wzrok, więc podniosłem kielich, w geście pozdrowienia. Wszakże jesteśmy tutaj wszyscy na weselu. Więc możemy się cieszyć - jego akcent nie zdradzał pochodzenia. Był z pewnością z Westeros, ale dało się wyczuć przyzwyczajenie do innego języka, może Valyriańskiego, może Bravoosi? W każdym razie ten człowiek musiał spędzić wiele czasu w Essos -Ser, czy zechcesz usiąść! , ze mną i napić się wina? Nie znam tu zbyt wielu osób - przy tych słowach wskazał ręką wolny stołek naprzeciwko siebie.

- Skoro się nie znamy, to przedstawię się - Ser Craig Caldwell, zaprzysiężony miecz rodu. A Ty Panie? Twój akcent jest nietutejszy. Pochodzisz Panie z Essos? Przybyłeś na turniej, czy jesteś z którymś ze znaczniejszych rodów? - odpowiedział przywołując gestem sługę z gąsiorkiem wina.

- Czy ktokolwiek pochodzi z Essos? - odpowiedział pytaniem na pytanie opalony rycerz - Ser Craigu, ja pochodzę od zachodzącego słońca a udaje się w stronę wschodzącego słońca - po tych słowach tajemniczy rycerz uśmiechnął się lekko, a Caldwellu narastało przekonanie, że gdzieś wcześniej słyszał już podobne słowa. Nie mógł sobie jednak przypomnieć gdzie -Nazywam się Cordin Daorun. Miło mi ciebie poznać Ser - człowiek ten wyciągnął swoją prawicę w kierunku rycerza z zachodu.

Caldwell uścisnął dłoń Corina pytając: - Startujesz w turnieju Panie, czy przybyłeś którymś ze znaczniejszych gości?

-Gdy tak stawiasz pytanie panie, muszę stwierdzić, że przybyłem na turniej. Aczkolwiek wolę takie miłe okoliczności przyrody - mówiąc to zakreślił ręką wokół siebie krąg - Niźli krew i piach. A jednak Valar Doehirs nieprawdaż panie?

Skinął głową zgadzają się z rozmówca. Ten człowiek albo naprawdę pochodził zza Wąskiego Morza, albo chciał za takiego uchodzić. Wzmogło to ostrożność Ser Caldwell’a: - Taki już jednak nasz żywot, prócz wesel także krew i piach. To w takim razie, być może spotkamy się jutro w szrankach. Ja też postanowiłem uczestniczyć w tych zmaganiach - odpowiedział mu Craig.

-Być może Ser, być może. Aczkolwiek preferuję melee. To sztuka, która bardziej mi odpowiada - gdy mężczyzna sięgnął po butelkę wina Caldwell zauważył, iż przy jego pasie wiszą dwa lekko zakrzywione miecze. -Niestety. Raz jesteśmy na fali, a raz idziemy na dno. Nie miałem ostatnio zbyt wiele szczęścia - wyznał spokojnie opalony rycerz ponownie zajmując swoje miejsce. -Ale wydaje się, że ty Ser sobie całkiem nieźle radzisz. Nie obawiasz się porażki w turnieju?

- Też wolę buhurt, niestety jak mówi Zarządca, na weselu nie wypada, a szkoda - odpowiedział z widocznym zawodem. - Co do porażki? Czyż nie jest wpisana w to ryzyko? Będzie co ma być - odpowiedział i zaraz dodał swoje pytanie: - Nie miałeś szczęścia? W turnieju? Czy w jakimś innym zdarzeniu losowym, jeśli wolno zapytać?
-Ohh, różne rzeczy. Różne, które niestety nie były dla mnie zbyt szczęśliwe. Ser, wie jak to bywa z rodziną? - jego pytanie wydało się trochę dziwne. Na ten moment Craig nie miał rodizny, Caldwellowie zniknęli -Jak to mówią, z rodziną najlepiej wychodzi się na obrazku.

- W sumie nie wiem - odpowiedział. - Jestem ostatni z rodu, ale chętnie posłucham jak sie wychodzi z rodziną, od kogoś kto ma praktyczną widzę w tym temacie. Szukasz Panie zarobku? Protekcji? Czy zwyczajnie pracy albo sławy? Może udałoby się wspólnie coś wymyślić Corinie, tylko musiałbyś przestać odpowiadać pytaniem na pytania i być mniej tajemniczy - zażartował, ale tylko jego usta się śmiały. Oczy pozostały zimne jak stal.

Horton zostawił barda na murach i ruszył z powrotem do głównej sali. W głowie kołatały mu się dziesiątki myśli. Niedługo miano wnieść pasztet, rozejrzał się więc dookoła, szukając znajomych twarzy. Ominąwszy bez skupiania na sobie uwagi podwyższenie, zszedł do szczytu jednego z niższych stołów.
- Appleton - Skinął głową podkomendnemu. Tamten podsunął mu krzesło. - Dziękuję. - Siedzący naprzeciwko Caldwell przyglądał się temu w spokoju. - Znajdź Merrita, powiedz mu, żeby poszedł do barda i przypilnował go. Zrozumiane?

- Nie jestem z tego powodu zachwycony - odpowiedział rycerz i dostawił kielich z winem. - Zrobię, jak mówiłeś.

- Dobrze - obrócił się do obrońcy panny młodej. - Jak wesele, Craig?

Rycerz popił resztki pieczeni czerwonym winem i otarł usta kawałkiem płótna, jakie miał do dyspozycji każdy z gości. - Znośnie - odpowiedział z uśmiechem - choć nie brakuje niespodzianek. Adden widzę zainteresował swoją osobą twoją szwagierkę - wskazał delikatnym ruchem głowy rozmawiającego na podwyższeniu Snowa i siostrę Seathana.

- Trudno się dziwić - Horton nalał sobie wina. - Jest pasjonującym rozmówcą nawet wtedy, kiedy nie zestawia się go z tymi wszystkimi nudnymi ludźmi w tej sali. Zaraz przyniosą weselny pasztet. Nie przesadzaj z winem, jutro turniej.

- Niech Cię o to głowa nie boli - uśmiechnął się znad pucharu. - Wiem na ile mogę sobie pozwolić - odparł z pewnością siebie. - Taki Snow, pomijając fakt, że jest bękartem byłby niezłą partią dla Eleanor. Pomijając oczywiście to, że przebranie się w białe blachy, wiąże się z wyrzeczeniami, podobnymi do tych jakie biorą na siebie Nocni Strażnicy - zauważył przytomnie. - Wygląda na to, że rodzina zyskała nowego Lorda Obrońcę.

- Lord mógłby z tym trochę poczekać, ale chciał dodać uroczystości więcej symboliki. - Napił się z pucharu. - Obawiam się, że raczej będzie wolał Gwardię Królewską, a nie żonę. Nie działo się nic podejrzanego?

- A miało? - zapytał Caldwell - Nie póki co spokój. Wiadomo, że paniątka krzywo na siebie patrzą, bo za Blackfyra, wszyscy byli podzieleni, nawet wewnątrz rodzin. Myślę jednak, że pod bokiem Lannistera, nikt nie odważy się na jakieś awantury. Zresztą pasowany czy nie, w łeb wziąć zawsze może jak narobi rabanu. Muszę Cię uspokoić, moi ludzie nie meldowali nic dziwnego. Takiś pewny Snowa? Białogłowy już niejednego na gorsze manowce zwiodły, Zarządco.

- Nie miało, ale jaka by głowa nie była, pasowana lub nie, na takie same głupie pomysły od wina wpaść może - skwitował. - Nie jestem nikogo pewien, bo ludzie bez skazy żyją tylko w świecie ballad i baści Vaenora, ale powiedziałbym, że w jakimś tam stopniu wierzę, że ser Adden, na jakiego wygląda, to ten, którym jest naprawdę. - Poklepał palcami smukłą szyjkę butelki i po chwili zadumania dolał do kielicha to, co jeszcze w niej zostało. Uniósł kielich w toaście. - Wypijmy za to, żeby szczęśliwie poszło ci w turnieju.

Craig uniósł puchar, skinieniem głowy dziękując za toast.

- Piękny oręż Lordzie - odezwał się do nowego obrońcy rodu, a małżonka jego podopiecznej. - Nie tak wiele rodów może się pochwalić valyriańską stalą, Panie. Dwuręczny miecz to poważna broń, tak jak poważna jest twoja rola, Panie. - dodał patrząc w oczy męża Mildreth. - Choć z tego co słyszałem na Żelaznych Wyspach wolą topory i pałasze. Niemniej przyjmij moje szczere gratulacje.

- Prawdą jest, każe z tych twierdzeń Sir Craigu - dziedzic odpowiedział uśmiechem patrząc na rozmówce. - Piękny miecz, piękna i mądra pani żona. Tylko czas i okoliczności sprawiają, ze nowa rola z pewnością będzie niosła poważne wyzwania. Dziękuję szczerze, ja z kolei życzę powodzenia w turnieju. Sir Aden i Lordowie z pewnością nie wiedzą na jak godnego przeciwnika trafią. -uśmiech dziedzica przeszedł w szelmowski.

-Dołożę wszelkich starań, aby nie przynieść wstydu temu domowi. Będę godnie stawał, resztę zweryfikuje piach areny. - odpowiedział kurtuazyjnie. - Gdybyś Panie szukał partnera do ćwiczeń - wskazał na potężne ostrze w ozdobnej pochwie - oferuję swoją skromną osobę do dyspozycji.

- Preferuję długie miecze. Trzeba jednak nabrać wprawy i w tym orężu. - przyglądał się mieczowi- Gdy te uroczystości się skończą. Skorzystam być może z propozycji. Dobrych partnerów na dziedzińcu nigdy dość. Opowiedz mi o swoim doświadczeniu bitewnym. Tylko bez pomijania niewygodnych szczegółów. Nie mnie oceniać uczynki ludzi, nie jestem Septonem. A ostatnie lata na Żelaznych Wyspach, cóż sporo tam widziałem. Chciałbym jednak wiedzieć jako Obrońca Rodu jakimi ludźmi dysponujemy. Widziałem cię na ćwiczeniach na dziedzińcu kilka razy, walczysz wyśmienicie. A wiem co mówię.

- Ot trafiło się kilka potyczek, nic szczególnego. W służbie u Cleverlych, okazja do bitki bywała swego czasu często i gęsto. Parę razy i z żelaznym ludem walczyłem i choć twardzi są, to jednak zbyt zapalczywi w natarciu, przez co można złapać ich na głupich błędach. Bez obrazy, Lordzie. - zerkał na oczy i twarz Seathana, obserwując jego reakcję. - Nie jestem nieskalanym rycerzem, który walczy czysto jak na ubitej ziemi. W starciu powinno się wykorzystywać wszystkie dostępne przewagi i chwyty, co robię bez skrupułów. Wszystko po to by Ci po niewłaściwej stronie klingi wyzionęli ducha, a nie ja. Preferuję długie i ciężkie ostrza, ale topory czy włócznia też nie są dla mnie obce. I walkę pieszą, jeśli mogę wybierać. Co do pochwały dziękuję, obym jutro mógł to udowodnić.

Seathan na słowa ser Creiga zareagował uśmiechem, oznaczającym najwyraźniej zrozumienie. Bo chwilę później rzekł.
- W życiu rycerza jest wiele miejsca na honor i zasady ser. Walka jednak, nie powinna być jednym z nich. - skwitował po czym przeszedł do innego tematu - Potrzebujemy zaciągnąć nowych ludzi. Poza klasycznymi metodami, myślałem by poprosić o pomoc ojca i dziadka mojej Pani żony. Co uczynię za jej pośrednictwem. Przyszedł mi do głowy pomysł na walkę zbiorową…. po turnieju i uroczystościach związanych z weselem. Wtedy zbrojni w służbie innych rodów, rozjadą się ze swoimi panami. Ci którzy zostaną i się wykażą, mogliby zostać zwerbowani. Może przychodzi Ci do głowy jeszcze inny pomysł na werbunek ser?

-Buhurt? Świetny pomysł - pogratulował Seathanowi - sam, jeśli pozwolisz Panie, chciałbym wziąć udział. Warto byłoby by w porcie ustanowić punkt werbunkowy, w końcu wiele osób się tam przewija. Wiadomo, że chętnych poddałoby się sprawdzeniu uprzednio, ale mogłoby to być źródło nowych ludzi. - dał swoją propozycję.

- Zlecę to ser Duncanowi. Punkt werbunkowy w porcie, to faktycznie dobry pomysł. Dziękuję za rozmowę ser, obaj wracajmy do swoich obowiązków.- zakończył rozmowę dziedzic.
 
__________________
Czekamy ciebie, ty odwieczny wrogu, morderco krwawy tłumu naszych braci, Czekamy ciebie, nie żeby zapłacić, lecz chlebem witać na rodzinnym progu. Żebyś ty wiedział nienawistny zbawco, jakiej ci śmierci życzymy w podzięce i jak bezsilnie zaciskamy ręce pomocy prosząc, podstępny oprawco. GG:11844451
merill jest offline