- Miażdżyć wilki czy nie?! - spytała Piącha siląc się na szept, ale z jej zachrypniętym niskim głosem ledwie jej się to udało.
Zaczynało ją niezmiernie denerwować siedzenie w krzakach i czekanie na... właściwie nie wiedziała na co czekali. Orki nie należały do cierpliwych, a Piącha do tego była przypadkiem ewidentnie niecierpliwego orka.
Zaczęła przebierać z nogi na nogę, nerwowo poprawiając rękawicę na dłoni, raz po raz sięgając po swój dwuręczny topór, by się upewnić, że miała do niego swobodny dostęp.
- Joris wywabić wilki, Piącha miażdżyć za strumień? - zaproponowała, w skupieniu przysłuchując się całej wymianie zdań pomiędzy pozostałymi.
Rozumiała piąte przez dziesiąte, zaczynała się trochę wkurzać, ale widok małego sierściucha należącego do Aidyma jakoś ją uspokajał trochę.
Nawet pokusiła się o naprawdę uroczy uśmiech w stronę psa. Miała dziwną ochotę wziąć go i wytulić (pewnie łamiąc mu przy tym wszystkie kości - oczywiście niechcący), ale powstrzymała się.
- Miażdzyć?! - dopytała się jeszcze, by mieć pewność.
Coś jej mówiło, że gdyby kazali jej zostać w krzakach, to źle by się to skończyło dla któregoś z nich... |