Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 20-08-2016, 19:29   #8
Flamedancer
Konto usunięte
 
Flamedancer's Avatar
 
Reputacja: 1 Flamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputację
Mesmir szedł zaraz przy Piranii rozglądając się dookoła swymi bystrymi, zdradzającymi nadzwyczajną inteligencję złotymi oczami w poszukiwaniu wszelkich podejrzanych oznak czyjejś bytności, szczególnie zielonoskórych, w okolicznym terenie. Zajęcie to zaczynało go jednak powoli nużyć, przez co począł przyłapywać się na bezcelowym podziwianiu krajobrazu bez jakiejkolwiek rejestracji widoków, ponieważ, jak on to raczył określać, nie było czego podziwiać. Wysokie drzewka, szare kamyczki i głazy, zielona trawka, trawka i jeszcze trochę trawki. Aasimar posiadał pewne zamiłowanie do miejskiej dżungli, przez co długie podróże go zwyczajnie nudziły. Zajmował więc czas luźnymi rozmowami z Piranią. Co ciekawe - pozostali mogli usłyszeć, że większość z nich nie była czczą gadaniną, a dość rzeczowymi dyskusjami. Wyglądało na to, że dogadywali się świetnie pomimo tego, iż poznali się tak na dobrą sprawę dopiero niedawno.

Ano właśnie. Był aasimarem. Podkreślała to jego jasna, bez żadnych skaz, nie licząc oczywiście kilku blizn, skóra utrzymująca przyjemne ciepło nawet w najchłodniejsze dni, wspomniane już wcześniej złote oczy, białe włosy zdające się odbijać światło słoneczne na czerwono oraz ogólna prezencja - był cholernie przystojny dzięki swej atletycznej budowie wyrobionej przez aktywne życie w okolicy Riddleport. Jego cechami charakterystycznymi były lekko spiczaste uszy jak u półelfa i biegnący przez lewą część twarzy dziwny tatuaż składający się z dwóch linii niemających dla przeciętnego obserwatora jakiegokolwiek znaczenia.
Na sobie miał długi, wykonany z czarnej skóry płaszcz z wieloma kieszeniami i uchwytami do przytrzymywania takich broni jak noże do rzucania. Prezentował się on nie tyle co praktycznie, ale i nawet stylowo. Kroczył po ziemi pewnie w swych podróżnych butach z twardą podeszwą. U pasa nosił całkiem nieźle wykonany rapier, kaburę z pistoletem - widoczną, by wrogowi przypadkiem nie przyszła do głowy tak durna rzecz jak zaatakowanie go oraz dodatkowy pasek z miksturami alchemicznymi i amunicją do jego broni. Z boku wisiał mu żelazny symbol Calistrii - jednej z dwóch głównych wiar Riddleportu. Każdy, kto choć na moment był w tamtym mieście znał tą boginię i wiedział, że z jej wyznawcami lepiej nie żyć w niezgodzie.
Aż do momentu wyruszenia w stronę Przełęczy Głupców zdawał się zachowywać dobry humor, co okazywał przez zawadiacki uśmiech i cięty język. Wraz z wejściem na szlak tracił go jednak. Zamiast niego pojawiał się stopniowy niepokój, a następnie irytacja potęgowana żałosną zapłatą za to zlecenie. Przemilczał jednak to oraz wszelkie możliwe komplikacje związane ze skróconą podróżą z Colinem. Patrzył po prostu na swoich u towarzyszy i pozwalał sobie na zgrabną ocenę ich działań. Cheliański czarodziej, poeta-barbarzyńca, roślinka, nierzucający się w oczy człowiek w poszarpanych ubraniach… no i Pirania.
Propozycja właśnie tego dzikusa spotkała się z grymasem. Czasami pracował jako zwiadowca, ale nim nie był. Wzruszył ramionami i oparł dłoń na rękojeści swojego rapiera przeszywając go swym wzrokiem na wylot tak, że aż mimowolnie poczuł ciarki na plecach.
- Matka ci nóżek i oczu nie dała, byś sam nie mógł się rozejrzeć? - odpowiedział mu jadowicie, po czym westchnął spoglądając kolejny raz na kobietę idącą obok niego. Wcale nie zależało mu na bezpieczeństwie idących z nim osób. Liczyły się jedynie wampirzy lord, którego pragnął zniszczyć bez względu na koszta oraz ciężar jego własnej sakiewki.
I to, by Piranii się nic nie stało.
Zmełł w ustach przekleństwo i ruszył nieco szybciej przed siebie w celu wykonania tego cholernego zwiadu. Wysunął się daleko naprzód aż do miejsca, gdzie znajdowała się wspomniany przez Colina fragment trasy. Obserwował go przez chwilę szukając jakichkolwiek oznak niebezpieczeństwa. Po dłuższej chwili wrócił do swoich i poinformował ich co i jak.
- Droga na razie jest czysta, ale to nie znaczy, że później będzie - oznajmił im tą oczywistą oczywistość zaraz po powrocie, po czym znów podjął marsz u boku Piranii uprzednio odbierając od niej lejce wierzchowca.
 
__________________
[FONT="Verdana"][I][SIZE="1"]W planach: [Starfinder RPG] ASF Vanguard: Tam gdzie oczy poniosą.[/SIZE][/I][/FONT]
Flamedancer jest offline