Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 21-08-2016, 20:39   #33
Anonim
 
Reputacja: 1 Anonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputację
Colon doskonale wiedział co się działo. Klasyczna akcja z obławą. Od frontu wchodzi pierwszy atak, a od tyłu drugi. Biorą na dwa baty cwaniaczków, które nie dadzą się pierwszemu atakowi. O czym przeciętne cwaniaczki jednak nie wiedziały to to, że wyrwanie się któremuś z ataków sprawi, że wpadnie się prosto na okrążenie. Problem polegał na tym, że taka taktyka byłą stosowana wyłącznie przez organa państwowe, straż miejską, armię, czasami kultystów jak sprawy obierały naprawdę zły obrót. Ci tutaj wyglądały na mendy najęte do akcji o tak dużych rozmiarach. Obecność Dajmibletke wskazywał, że był angaż i straży miejskiej... i nie Colona i Durbeina. Tego wszystkiego po prostu było za dużo! W sensie wrogów. Dwa różne typy, a to oznaczało, że zwarto siły. Ale po co? Ilu strażników jeszcze przebywało w tym burdelu? Było tam kilku stałych bywalców... i był i kapitan... ale czy dziś? Czy dziś?! To na niego to wszystko?! Jeżeli tak to jego ścierwo będzie wyrzucone publice na trzy dni, żeby się nad nim znęcano. Powszechnie znienawidzony chujek, którego synowie byli znanymi, zdeprawowanymi skurwysynami.

Rozwiązywanie jednak tego śledztwo trzeba było jednak pozostawić na później. Na razie trzeba było zająć się walką, a potem ucieczką. Ale nie na powierzchnię, a właśnie głębiej. Tak głęboko w dupę, że nie będzie można dalej iść. I tam, gdzieś bardzo daleko odnalezienie wyjścia na powierzchnię, a najlepiej to do morza. Szanse były małe, ale jakieś były. Nie zamierzał umierać za nic i za nikogo. Był jeszcze młody i całe życie przed nim!

Walka straceńców była całkiem zacna i po chwili część szumowin leżała w gównie i krwawiła jak świnie. Martwa. Fred szturchnął wszystkich w swoim pobliżu (to znaczy tych, co to chwilowo razem z nim było uciekinierami), żeby uciekali za nim do głębszych podziemi! I sam pierwszy tam uciekł jak tylko uznał, że w zasięgu wzroku nie było wrogów w tamtym kierunku. Miał nadzieję, że ktokolwiek za nim pobiegnie z tych "przyjaciół", bo nie chciał mieć za plecami ewentualnych wrogów. Dajmibletke, gdzieś tam się czaił, a nie miał ochoty na pojedynek z nim.

Rzuty: 41, 17, 54
 
Anonim jest offline