Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 21-08-2016, 22:43   #11
Proxy
 
Reputacja: 1 Proxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputację
Aurora weszła w magiczną ciemność razem z innymi, trzymając za rękę Duaglotha oraz Filfriię. Jednak w pewnym momencie ręka Patrona wyrwała się jej, a chwilę potem ktoś wyrwał z jej uścisku dłoń Drugiej siostry. Aurora otworzyła usta w geście sprzeciwu lecz z jej ust nie wydostał się żaden dźwięk. W koło niej nie tylko panowała magiczna ciemność, ale i cisza. Kambionka pozostała zupełnie sama. Gdy macała przestrzeń przed sobą nie wyczuwała niczego. Mierzenie upływającego czasu było niemal niemożliwe, jedynym punktem odniesienia mógł być jej własny oddech. Stała więc w kompletnych ciemnościach wyczekując akcji ze strony maga. Jego metody działania różniły się od metod Aurory. Demonica wkraczała do akcji mając pełne rozpoznanie a podwładni mieli taką samą świadomość. To pozwalało na przewidywalną i ścisłą grę zespołową. W podejściu maga, wiedziała tyle ile jej łaskawie przekazał. Westchnęła głęboko zajmując głowę przydatniejszymi myślami.

Po jakimś nieokreślonym czasie (jeśli wierzyć obliczeniom we własnej głowie raczej krótkim) silna dłoń zacisnęła się na jej przegubie i pociągnęła przed siebie. Chwilę potem Pierwsza córka wynurzyła się z ciemności. Obok niej stał Duagloth, który właśnie puścił jej dłoń i skłonił lekko głowę.
- Mówiłaś coś o zabieraniu rzeczy z mojego laboratorium… oto jesteśmy - wyjaśnił słodkim głosem.

Kryjówka Duaglotha

Pomieszczenie nie wyglądało na laboratorium, było raczej czymś w rodzaju salonu, czy innego pomieszczenia w którym można by zaznawać relaksu. Komnata na planie koła o przekątnej około ośmiu metrów. Ze ścian, wychodziły krzyżowo czworo drzwi. Aurora i Duagloth stali właśnie przy jednych z nich. Na środku pomieszczenia znajdowała się ogromna kanapa obita czerwoną skórą, obok niej stał mały stolik. Na stoliku stała butelka powierzchniowego wina, oraz kilka kieliszków różnego kształtu i koloru. Ściany okrągłego pomieszczenia wyłożone były lustrami. Aurora zauważyła jednak, że nie widać w nich odbicia jej czy mężczyzny. Duagloth wskazał na centralnie położony mebel.
- Czy znajdziesz czas na chwilę relaksu, czy też chcesz rozpocząć buszowanie bo moich zbiorach natychmiast, Pierwsza córko? - zapytał Patron.

- Laboratorium... - powtórzyła do siebie opacznie zaznaczając rozbieżność nazwy z widokiem. - Powiedz mi, Duaglothcie, to też było częścią twojego planu, czy wymyśliłeś to na poczekaniu? - wtrąciła w zamian za słowa komentujące wystrój. Nie pozwoliła sobie, by to samiec prowadził rozmowę. Za dużo kontrolował, a Pierwsza Córka była zbyt dumna, by pozwolić sobie być zależną aż do tego stopnia. Plugawiec podszedł do stolika, napełnił kieliszek winem, uniósł go w dłoń i trzymając nisko przy biodrze odwrócił się do kambionki.
- A jaki ja miałbym mieć plan Pierwsza córko? Poza udzieleniem ci pomocy w twoim zadaniu?
- Udzieleniem pomocy... - powtórzyła w podobny sposób. - Naturalnie... - Sama powolnym krokiem zbliżała się do centralnego stolika, lecz po łuku oglądając przy okazji dookolne lustra. - Wystarczająco długo żyję, by wiedzieć, że każdy twój ruch musi zbliżać ciebie do twoich własnych celów - zaznaczyła nie mając ochoty na gierki. Przez obmyślanie planu łowów w jej głowie krążyły same konkrety, toteż i w tej rozmowie naleciałość ta była obecna. - Aż "strach" zapytać, czym dla ciebie jest relaks. Postarałeś się o to, by nie było widać twojego odbicia. Co chowasz za tymi lustrami? Rozkładające się ciała? Czterogłowe drowki z przyszytymi kutasami? Czy może ołtarzyk Filfrii przed którym upuszczasz emocją?
Duagloth stanął całkiem blisko kambionki, cały czas jedynie trzymając pełne naczynie w dłoni.
- Może nawet wszystkie te rzeczy razem wzięte? Jakie by to miało znaczenie? - uśmiechnął się nie oczekując odpowiedzi - Żadne z wymienionych raczej nie pomoże ci w łowach, oczywiście mówi to laik, to ty księżniczko, jesteś tutaj łowcą. Chyba, że w istocie mówisz o relaksie, wtedy oczywiście można by zorganizować to o czym powiedziałaś - skłonił głowę pozostając w dość dobrym humorze.
- Czy podjęłaś już dedycję co do doboru popleczników? Mogę pomóc w sposobie ich szybkiej likwidacji we właściwym momencie.
- Wiem kogo wezmę - odpowiedziała patrząc się na maga pochylając głowę w dół. - Do zamknięcia planu będę musiała zobaczyć, co mam do dyspozycji. Nie przejmowałabym się zbytnio usunięciem ich a rozprawieniem się z czterema wysokimi kapłankami i ich świtą. Nie będzie to jedna bitewka. Tylko ich dobiję.
Duagloth rozłożył lekko ręce.
- Oczywiście księżniczko, jakiej pomocy oczekujesz ode mnie?
- Pola antymagii i niewidzialności - rzuciła z marszu jakby było to przemyślane już zawczasu. - Z wyciszeniem sobie poradzę. Z wytropieniem również. Parę mikstur, na różne okazję... Skuteczną truciznę do kontaktu ze skórą, ale o małym stężeniu... Wprawdzie wszystko, co mogłoby być przydatne, a znajduje się w twoim... laboratorium. Z pewnością masz też coś specjalnego przygotowanego właśnie na tą okazję - podsumowała krzyżując ręce pod piersiami pokrytymi łuskami wciąż spoglądając na niego z góry.
Plugawiec krążył opuszkiem palca po brzegu trzymanego pucharu przywołując przy tym pulsacyjny dźwięk.
- Tak w istocie jest, Pierwsza córko, mikstury, trucizny, taa… - obszedł powoli kambionkę oglądając ją sobie. - Mam też pewien… hm... “przedmiot” który mógłbym ci wypożyczyć, musiał bym go jednak później odzyskać, w jakimkolwiek stanie by nie był… Owa rzecz, zapewniła by ci możliwość niewidzialności oraz rozpraszania wrogiej magii, oczywiście w rozsądnych ilościach… Czy to zaspokaja twoje zapotrzebowanie?
- Brzmi jak coś, co wyrżnąłeś tępym nożem żywej istocie na oczach jej całej rodziny... - skomentowała nie podążając wzrokiem za jego osobą. - Czy działanie tego pozwoliłoby na objęcie niewidzialnością drugą osobę?
Głos patrona dochodził z za pleców kambionki:
- Jeśli miała byś przedmiot przy sobie…
Przeciągnięcie zdania przez plugawca skłoniło ją w końcu do odwrócenia się.
- Chyba nie myślisz o~ - zasugerowała z mizernym zaangażowaniem.
Odwracając się, Aurora zastała Duaglotha obserwującego ją wnikliwie. Trudno było powiedzieć czy było to pożądanie, żądza mordu, czy zwykła ciekawość. A może wszystko na raz?
- O różnych rzeczach? - wyszczerzył kły w płytkim uśmiechu. - Możliwe Pierwsza córko, zależy o czym uważasz że myślę. - Znów kręcił palcem po krawędzi pucharu. - Tak jak powiedziałem, przedmiotem trzeba roztropnie rozporządzać dla uzyskania najlepszych efektów. Podobnie jak ze sługami, podkomendnymi czy innymi niewolnikami, co oczywiście doskonale wiesz księżniczko - podszedł całkiem blisko.
- Robisz się strasznie przewidywalny... Jeśli sukces twojego planu spoczywa na innych... - odpowiedziała ze znużeniem na jego wyknuty plan. Prawda była taka, że jej pamięć dobrze utrwaliła ostatni raz. Wątpiła, że paskuda byłaby w stanie dociągnąć do takiego poziomu. Chwilę milczała, by następnie teatralnie powrócić do słów, których oczekiwał. - Nie trzymaj mnie w takiej niepewności...
Duagloth uniósł brew.
- Wybacz jeśli nie lubisz być trzymana, księżniczko, oczywiście już cię puszczam - przejechał językiem po zębach nie otwierając warg. Następnie mężczyzna wycelował palcem w zachodnie drzwi i powiedział ściszonym szeptem:
- Przynieś rózgę - rozkaz nie był oczywiście skierowany do Aurory. Duagloth opuścił rękę i znów spojrzał na mocarną kambionkę.
- Jesteś pewna, że nie chcesz się napić, księżniczko? Podobno cenisz specyfiki zwiększające doznania… - powiedział wciąż trzymając nietkniętą szklankę.
Po chwili przez drzwi weszła do pomieszczenia smętnie powłócząca nogami postać. Bosa drowka z opuszczoną głową. Jej postrzępione długie włosy opadały jej na twarz. Kobieta okryta była całkiem gustowną, jednoczęściową tuniką z białego aksamitu, założoną jednak dość niechlujnie, o czym świadczyło zapięcie jej tylko na kilka guzików. Drowka zmierzała powoli w kierunku Duaglotha trzęsąc się coraz bardziej z każdym krokiem, ostatecznie było wręcz słychać jej przyśpieszony oddech. Jej dłonie zaciskały się na stalowej rózdze. Duagloth patrzył na kobietę z satysfakcją.
- Podaj - powiedział tylko, drowka niepewnie wyciągnęła dłoń przed siebie zupełnie jakby ktoś kazał jej ją włożyć w płomienie. Mimo wszystko podała mężczyźnie przedmiot dysząc ciężko. Duagloth sięgnął po rózgę nieśpiesznie, pozwalając wcześniej swoim szponom ostrożnie muskać hebanowe ramie kobiety. Drowka z wbitą w podłogę twarzą kręciła przy tym energicznie głową na boki. Ostatecznie Plugawiec ujął przedmiot.
- Puść - powiedział, uwalniając kobietę od przedmiotu. Duagloth uniósł rózgę na wysokość oczu Aurory.
- Bierz księżniczko, ale chcę to z powrotem, przeboleje uszkodzenia, nawet jeśli oznacza to powrót w częściach - powiedział rzeczowo.

Scenka zaintrygowała demonicę a znudzenie zamieniło się miejscami z uwagą.
- Zgadza się, interesuje mnie ich działanie - przyznała odbierając puchar od paskudy. Jej wielka ręka okrywała niemal cały trzymany od dołu kielich. Przyglądała się przez chwilę mu jak i magowi a następnie napiła się. Rózgę odebrała z namaszczeniem, jednak nie spełniała jej oczekiwań. - Możliwe, że ten kawałeczek dostarcza atrakcji tobie, Duaglothcie. W mojej dłoni niestety staje się mizerny. Jeśli chcesz mnie ugościć... relaksem... Podaj mi moją rózgę - oznajmiła już bardziej zdeterminowana, co bardziej miało zabrzmieć jak oczekiwanie, które należało spełnić.
Płyn początkowo smakował nad wyraz przyjemnie. Dopiero po chwili okazał się niby lodowym sztyletem który brutalnie penetrował ją głęboko w dół gardła, by zadać kłucie w żołądek. Stamtąd zimno rozlewało się po jej ciele. A kiedy ogarnęło ją już totalnie, obraz przed oczyma zastygł. Obraz stojącego nad nią Plugawca.
 
Proxy jest offline