Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 22-08-2016, 00:05   #210
Turin Turambar
 
Turin Turambar's Avatar
 
Reputacja: 1 Turin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputację
Olbrzymia arena była przyozdobiona wieloma czerwonymi szerokimi wstęgami zbiegającymi się na jej środku. Majestatycznie powiewały na lekkim wietrze wdzierającym się na scenę. Bogate zdobienia i wystawna oprawa wskazywały, że turniej, który właśnie się odbywał w jej centrum musiał być ważnym wydarzeniem. Trybuny zapełnione były po ostatnie miejsce głośno wiwatującym tłumem. Najlepsze miejsca oczywiście zajmowały najważniejsze persony dodające jeszcze większego blichtru imprezie tu się rozgrywającej.
Atmosfera rywalizacji była wręcz namacalna. Na środku Areny na przeciw siebie, stały dwie sylwetki. Mniejsze i większe telebimy, rozmieszczone w różnych punktach wyświetlały ich twarze, by wiwatujący mogli dokładnie się im przyjrzeć.
Obie sylwetki miały teraz na sobie szerokie płaszcze, ciągnące się za nimi niczym treny, a obszerne kaptury zakrywały ich twarze. Jeden z nich ubrany był w czerń z trudnymi do opisania czerwonymi znakami, drugi w błękit i złoto.
Głos komentatora przebił się przez gwar. Nastała cisza.
Płaszcze opadły w jednym momencie ukazując w pełnej krasie dwie istoty, na których spoczęła cała uwaga zebranych na trybunach. Zajaśniały miecze świetlne, gdy postacie z niezwykłą szybkością rzuciły się ku sobie.
Na jednym z balkonów, oparta o poręcz kobieta przyglądała się swym zimnym spojrzeniem na walczących. O dziwo mimo tych wszystkich emocji buzujących na Arenie, to na jej twarzy wymalowane było znużenie. Było w niej coś znajomego...
Kobieta zacisnęła pięści, gdy kątem oka dostrzegła skrytego w cieniu mężczyznę. Zaczął zbliżać się do niej mówiąc coś cicho. Zbyt cicho, żeby zrozumieć.
Próbował wsłuchać się w te słowa, ale obraz zawirował i kiedy kobieta podniosła rękę w górę, jego własna zapiekła żywym ogniem.
Jon zerwał się z krzykiem. Środki przeciwbólowe musiały przestać działać. Oddychał chrapliwie, a zimny pot spływał mu po plecach. Nie był pewny czy to z powodu wizji czy odczuwanego bólu po poparzeniach.
Nad Jygat świtało, a on sam nie wiedział nawet ile zdążył przespać.

Coruscant, Akademia Jedi, kwatery prywatne
Minuty płynęły i wolno, ale konsekwentnie zmieniając się w godzinę. Pierwszą, drugą, trzecią… Sen nadal nie przychodził, chociaż od dłuższej chwili Laurienn spoglądała na jedną i tą samą stronę extranetu. Złapała się na tym, że chociaż ją przeczytała to nie pamiętała o czym traktował tekst.
Coruscant nigdy tak naprawdę nie zasypiało. Było największym ekumenopolis w Galaktyce, było jej stolicą. Choć oświetlajaca ją gwiazda skryła się za horyzontem to nadal było jasno. Jednak były pewne plusy mieszkania w samym centrum, tuż przy budynku Senatu. Ten w przeciwieństwie do wielu prywatnych wieżowców miał określone godziny urzędowania i nocą światła były przygaszane. Z tego powodu nie trzeba było nawet zbytnio przyciemniać okien by móc w spokoju zasnąć.
Dzięki temu każdy przelatujący w pobliżu statek musiał być oświetlony i wyraźnie odcinał się na wielkiej kopuły Senatu. Hayes zauważyła elegancki, kilkuosobowy śmigacz zbliżający się do jednego z lądowisk. Zaciekawiona podeszła bliżej. Była pewna, wyczuwała wracającego Micala.
I rzeczywiście chwilę po tym jak pojazd osiadł na płozach, to z środka wyszedł Mistrz Jedi. Tuż za nim pojawiła się kobieta w eleganckiej sukience.
Laurienn przez moment była mocno zaskoczona, bo ona wyglądała z tej odległości zupełnie tak samo jak Mistrzyni Surik. To było tak szokujące, że dopiero po bliższym spojrzeniu Hayes zauważyła, ze ta była niższa od rzeczonej mistrzyni.
Ta kobieta tutaj była wpatrzona w Micala jak w obrazek. O czymś przez chwilę rozmawiali. W pewnym momencie mężczyzna skinął głową, jakby na coś się zgadzając, a ona rzuciła mu się na szyję. Gdy go wreszcie puściła, zmienili jeszcze kilka słów i wsiadła z powrotem do śmigacza. Jedi obserwował przez chwile odlatujący pojazd i wreszcie skierował swe kroki do budynku Akademii.
Kilkanaście minut później wszedł powoli do ich pokoju.
- Och Laurie, nie śpisz jeszcze? - czuć od niego było nawet z odległości kilku metrów woń alkoholu.

Dxun, obóz mandalorian, arena walki
Działo mecha rozkręciło się i sekundę później pociski rozpruły ziemię. Ta sekunda to było tyle ile potrzebował Sol. Odskoczył w bok i pomknął po okręgu by szybko znaleźć się za plecami mecha.
Mandalorianin po chwili zawahania odwrócił się ciągle trzymając palec na spuście swego obrotowego działka. Seria wzbudziła fontanny piasku zmierzając w kierunku Zhar-kana. Ten jednak nie zamierzał na nią czekać. Ruszył na odsłonięte plecy przeciwnika i wybił się z obu nóg. Jednak w tym momencie mech się odwrócił i machnął na oślep lewą ręką, uzbrojoną w ostrze. Sol zdołał się zasłonić wibroostrzem, ale siła ciosu była tak duża, że wyrzuciło go na kilka metrów w powietrze. Szarpnięcie wybilo mu broń z ręki, przyczyniając się do zwichnięcia prawego nadgarstka.
Jego przeciwnik również popełnił błąd. Za zamachem prawą ręką nie podążyło przeniesienie środka ciężkości i wielki mech po prostu się przewrócił. Przestał też strzelać, tylko szybko podparł się, by ponownie wstać.

Seswenna, Sorto, dzielnica kosmoportu
- Jeszcze chwila - odezwała się Photsu. - Zaraz wrócę do działania - mówiła przez nos. Łzy pewnie zalewały jej twarz w tej chwili, podobnie jak Quest.
- Idę po ciebie liderze - odpowiedź Angusa była za to krótka.
Wokół rozlegały się buczenia przelatujących boltów. Droid za którym się skryła, przesunął się jeszcze o kilkanaście centymetrów i się zatrzymał. Towarzyszyło temu kilka trzasków - po prostu oberwał na tyle, że się wyłączył.
- Jestem na pozycji, trzymam ich pod ogniem. Zostało dwóch. - usłyszała w komunikatorze ponownie Rama.
Otwarła oczy. Nadal piekło, łzy nadal ciekły, ale widziała. Co prawda jak przez mgłę, ale widziała. I z każdą sekundą robiło się coraz lepiej. Angus był rzeczywiście raptem dziesięć metrów od niej. Schował się za filarem i co chwilę strzelał w kierunku przeciwników. Zauważyła na jego pancerzu smugę po trafieniu. Tarcze musiały mu paść całkowicie.
- Jestem z powrotem - odezwała się również Muriel. - Potwierdzam, została dwójka, ale siedzą skryci. Myślę, że czekają na posiłki. Jeśli zadziałamy szybko, to damy radę załatwić zarówno ich jak i lisy pięć i sześć. Szefowo?

Tatooine, Anchorhead, okolice południowej bramy
Budynek nie wyglądał na najbardziej okazały, ale Parker wiedział, że większy kompleks znajduje się pod ziemią. Ten tutaj miał po prostu nie przyciągać większej uwagi. Hutt Motta nigdy nie chciał przyciągać zbyt dużej uwagi. W jego stylu było działanie w cieniu i udawanie nic nieznacznącego gracza, który miał zbyt dużego hopla na punkcie wyścigów. Choć prawda wyglądała zupełnie inaczej i Cyrus był tego świadom.
Dlatego choć Hutt na pewno przebywał w tej chwili na torze wyścigowym, to interesy musiały się kręcić dalej. On sam nie był w stanie kontrolować wszystkiego. Miał od tego swoich ludzi.
- Czego? - po uderzeniu pięścią w boczne wejście, które nie było znane wszystkim, powitało go głośne warknięcie i nienawistne spojrzenie weequay’owskich źrenic.
To było oczywiste, że pewna rotacja musiała się w szeregach ludzi Hutta odbywać i miał prawo nie znać każdego nowego odźwiernego. Tym bardziej, że był tutaj pierwszy raz od siedmiu lat. Jednak niektóre stanowiska powinny być niezmienne. I on wiedział o kogo należy się zapytać.

Budynek przy torze wyścigowym, tymczasowy gabinet dr Martella
- Co kurwa?! Co ty odpierdalasz?! - niski Bith o imieniu Thalkins S’Chor rozszerzył szeroko powieki swoich wielkich oczu. Jego niski, piskliwy głos sprawiał, że aż drżały wszelkie szklane naczynia w pomieszczeniu. - Jakie sterydy?! Jakie zwiększanie zdolności percepcji?! To moje naturalne talenty, skoro kurwa Morseerian może używać czterech rąk, to ja sobie nie będę zatykał uszu czy coś!
Goel zerknął na Martella, czekając na pozwolenie na wkroczenie do akcji. Choć to było rozwiązanie ostateczne.
Nie było łatwo. S’Chor był jednym z najlepszych pilotów z racji na to, że w pełni wykorzystywał rozwinięty wzrok i słuch, tak charakterystyczny dla jego rasy. I dlatego Motta nie chciał go w wyścigu. Wielu postawiło na niego sporą kasę i jego brak miał się okazać sporym zyskiem dla Hutta. Jednak jak się okazało, Bith nie był typowym, tępym i ciamajdowatym przedstawicielem zawodu pilota. Zazwyczaj tacy oprócz umiejętności sterowania jakimś statkiem nie potrafili nic innego. Ledwo sobie w życiu radzili. Jakże popularny był dowcip o pilocie, który nie mógł polecieć, bo zamknął sobie kokpit a zapasowy klucz miał w swoim domu. Problem był jednak taki, że klucze do domu zostały w kieszeniu kurtki zostawionej w… kokpicie.
Tymczasem Thalkins był dosyć wykształcony i ewidentnie nie zamierzał dać się tak łatwo spławić jak pozostali z listy, którą dał mu Hutt.

Mirial, dom rodziny Morlan, lazaret
Kobieta skinęła lekko głową, a na jej twarzy, tej nie zabandażowanej, pojawił się rumieniec. Jego słowa musiały mieć dla niej duże znaczenie.
- Cieszę… że nic… ci nie jest - wyszeptała z trudem. Przymknęła na chwilę oczy by odpocząć. Gdy znów je otwarła, poruszyła się pod kocem. Z dużym trudem manewrowała, ale zdołała wyswobodzić spod koca prawą rękę. Miała ją dalej całą we krwi, ale kolor sugerował krew bestii. Trzymała w niej jego własny miecz świetlny. Skierowała go ku niemu ze słowami.
- Oddaję… do rąk własnych… Jedi.
W ten sposób dotrzymała jednej z tradycji Mirialu. Rohen dopiero teraz sobie o niej przypomniał. Przekazanie komuś swojej prywatnej broni było okazaniem wielkiego przywiązania, szacunku, zaufania i nieskończonej przyjaźni. W przypadku gdy mężczyzna obdarowywał kobietę, oznaczało to nic innego zaręczyny.
Co prawda odbyło się to wszystko w warunkach bojowych i sporym chaosie i porucznik Ward na pewno to zrozumiała. Dlatego chciała mu broń zwrócić, co oznaczało nic innego jak odrzucenie zaręczyn.
Choć upartość z jaką miała zaciśnietą dłoń na rękojeści jego broni mogła sugerować, że tak naprawdę chciała czegoś zupełnie innego.
 
Turin Turambar jest offline