Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 22-08-2016, 13:26   #47
Caleb
 
Caleb's Avatar
 
Reputacja: 1 Caleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputację
Red znacząco spojrzał w stronę korytarza do swojej celi. Choć dotychczas skutecznie to skrywał, dało się ujrzeć dźwigane przez niego jarzmo. Być może istniały pewne koszta za zdobycie zbyt szerokiej wiedzy.
- To niemal wszystko co mi wiadomo w temacie tej rodziny. Jeśli macie ostatnie pytania, zadawajcie je teraz. W przeciwnym razie zechcę udać się na spoczynek.
Lurker uważnie słuchał słów, które padały, starając się złożyć w myślach układankę, mnogość elementów sprawiała, iż nie było to łatwe zadanie. Jedno nie dawało mu spokoju.
- Czy to Walker posłał Enzo na ekspedycję i kazał nagłośnić owo wydarzenie w prasie? Castellari żyje?
- Nie sądzę aby żył. Dzięki rekordom udało mu się zdobyć sławę. Lecz tak nagłe zniknięcie daje jednoznaczne przypuszczenia. Enzo teoretycznie zabrał swoje tajemnice do grobu. Wiedział jednak na ile ważną sprawę chciał nagłośnić. Istnieje możliwość że zabezpieczył swoją wiedzę.
Nadzieja na zobaczenie starego przyjaciela właściwie zniknęła. Wciąż jednak można było coś dla niego zrobić.
- Czyli gdzieś znajduje się “testament Castellariego”?
Świat powinien się dowiedzieć o jego poświęceniu - pomyślał Denis. Poczucie misji, ponownie dało o sobie znać. Był to winien swemu przyjacielowi z dzieciństwa. Nieważne, że ich drogi się rozeszły. Z szacunku do jego osiągnięć i odwagi, nie mógł pozwolić na złożenie go w wiecznym grobie.
- Świadczy o tym jego zaangażowanie w propagowanie sprawy. Black Cross najpierw wysłało sygnały, aby zaprzestał swojej działalności. Był lurkerem rodziny, stanowił cenną wartość. W pewnym momencie miały skończyć się groźby, a zacząć działania. Zapewne wiedział jaki koniec go czeka, stąd prawdopodobieństwo istnienia jego spuścizny.
Mimo wszystko w głowie młodziana zakiełkowała nadzieja, że Enzo znalazł jakiś cudowny sposób na ocalenie. Fantastyczna wizja kazała pomyśleć o zatopionym Yarvis. W każdej legendzie kryje się ziarno prawdy...
Tymczasem głos ponowne zabrał Jacob.
- Podejmę podobny temat. Castellari wybrał się na Qard, jednakże powierzchnia morza jest dość rozległa. Interesowałaby mnie konkretna lokalizacja zarówno ostatniej wyprawy Enzo, jak również miejsca wspólnych podróży z Barnesem. Ewentualne z nich zapisy.
- Po raz ostatni widziano go w drodze do ruin miasta Myth.
Młody Arcon poczuł dziwne ukłucie. Był tam przecież, jeszcze z Louisem. Znalazł naszyjnik kobiety. Czyżby minął się z Enzo? A może już wtedy spoczywał gdzieś na dnie?
Perspektywa że mógł przechadzać się tuż obok zwłok kompana była dojmująca.
- Jeśli cenisz sobie swoje życie, nikomu o tym nie mów. Myth prawdopodobnie stało się jego grobem. Co do drugiego zagadnienia. Walker stronił na co dzień od swojej rodziny. Choć Wolne Miasta sponsorowały rodowi wiele rezydencji, on odcinał się od strumienia finansów. Miał tylko jeden dom. Dajcie mi proszę mapę - zawołał do pomocników.
Ogoleni młodzianie przynieśli pomięty papirus. Red chwilę spoglądał na północne tereny, wreszcie zaznaczył na nich coś ołówkiem.


- Jeśli pozostawił jakieś notatki, to właśnie tam.
Cooper zwinął mapę i schował ją za pazuchę.
- Wspominałeś ponadto o pewnej informacji, którą chciałeś nam przekazać. Nie mogę ręczyć za pannę Eloizę i jej podarek, ale przypuszczam, że znam przybliżone miejsce usytuowania laboratorium, w którym lek został wyprodukowany. Myślę, że to dobra cena - uśmiechnął się lekko Cooper.
- Zechcę więc się o tym dowiedzieć.
Starr zastanowił się chwilę.
- Zarażeni, którzy przekazali Denisowi lek, dali również znak rozpoznawczy zawierający, dla wprawnego oka historyka i mitologa, kilka ciekawych informacji. Zarażeni mają bazę w jednej ze starożytnych świątyń na Serpens. To tam musi być ich laboratorium. To doskonałe miejsce na kryjówkę. Nieuczęszczana, opuszczona budowla z rozległymi przestrzeniami naziemnymi i podziemnymi. Jest miejsce na rozstawienie sprzętu - odparł pewnie.
Gospodarz potarł podbródek w zamyśleniu. Choć nie okazywał tego jawnie, Jacob czuł że odpowiedź go zadowala.
- To słuszny ruch. Nawet wielu uczonych wierzy że ruiny na Serpens są przeklęte i nie zbliżają się do nich.
Odwrócił się przez ramię. Spojrzał po wszystkich zebranych.
- Rzecz o której chciałem wam powiedzieć dotyczy Yarvis. Krzyżowcy nie pomagaliby bezinteresownie Barnesom. Ich celem jest ochrona lokalizacji miasta. To potężna, prastara organizacja. Od zawsze trzymali pieczę nad sekretem, który kryje to miejsce. Niektórzy twierdzą iż są bezpośrednimi potomkami tych, którzy dopuścili do zagłady Starego Świata.
Były to tylko słowa, lecz poczuli się nieswojo. Aby rozwiać ponurą atmosferę, w słowo wszedł La Croix.
- Trzeba pomyśleć o kolejnych krokach. Potrzebujemy finansowania. Sponsora dalszych działań, albo pożyczki. Póki co wrogowie mogą myśleć, że jesteśmy martwi. Podjęcie przeze mnie gotówki w banku centralnym Betelgezy nie tylko spali nasz wizerunek jako trupów, ale też utrudni nam dalsze działania. Szalupa, którą mamy też nie jest okrętem liniowym mogącym nas ponieść na swych żaglach dookoła świata. Kto i gdzie mógłby nam przyjść z pomocą, tak, żeby uniknąć spojrzeń Czarnokrzyżowców? - Richard nie znosił żebrać, ale trzeba było przyznać, że nawet to robił z klasą godną dyplomaty.
- Moja pozycja jest podobna. Każdy ruch związany z finansami byłby starannie odnotowany. Z tego co mówicie wynika, że przynajmniej na chwilę obecną macie zarażonych po swojej stronie. Proponowałbym to wykorzystać. Pracują dla nich różni ludzie. Jak ich znajdziecie? To już nie moje zmartwienie.
Richard spodziewał się takiej odpowiedzi. Cóż, nie zaszkodziło spróbować.

Audiencja zakończyła się. Red zgodnie z planami wrócił do siebie. Słudzy przekazali drużynie trochę prowiantu i wskazali drogę powrotną. Równocześnie nie chcieli nawet słuchać, aby goście zostali chwilę dłużej. Zdobyli dostatecznie dużo nowej wiedzy i teraz musieli postanowić jak ją konkretnie spożytkują.
Gdy wyszli na zewnątrz, ciemny firmament nieba spowił całą okolicę w nieprzebranym mroku. Na wyspie było cicho. Jedynie czasem doszedł odgłos stada ptaków lub zwierza ukrytego w dzikich laskach. Trójka ostrożnie zeszła ścieżką z powrotem na plażę. Pozostała część załogi ani myślała udać się na spoczynek. Czekali na nich pod rozłożystą palmą, kończąc resztki zapasów z łodzi. Gdzieś znalazła się nawet ostatnia butelka rumu, jaką teraz otworzyli. Wkrótce siedzieli wspólnie koło ogniska. Alkohol pokrzepił i rozwiązał języki.


Gdy usłyszeli relację ze spotkania, mieli co najmniej odmienne opinie.
Ferat zabrał głos jako pierwszy. Na niego rum zadziałał najsilniej, przez co oczy świeciły mu się żywymi ognikami. Był pewny siebie, jak nigdy dotąd.
- Gdyby to ode mnie zależało, wziąłbym kurs na dom Walkera Barnesa. Wiemy już gdzie mieszka. Po drodze mamy Myth, więc można spróbować odnaleźć jego ciało. Myślę że te dwa elementy dadzą nam ostatnie elementy układanki. No, a przynajmniej te najważniejsze.
Manuel pokiwała głową. Wyraźnie sądziła inaczej.
- Nie mamy podstawowych środków do życia. Poza tym podróż małą łodzią w tyle osób… mocno ryzykowne. Niedaleko znajduje się to całe K’tshi. Zróbmy tam zapasy, posiedźmy chwilę w cywilizacji i na chłodno podejmiemy decyzję.
Znowuż inżynier chrząknął znacząco. Również miał coś na myśli.
- Jestem za fortecą, ale z innego powodu. Red powiedział wam, że ma tam miejsce kontrabanda Black Cross. Odetnijmy im zaopatrzenie.
Eloiza trochę się uspokoiła. Siedziała przykryta kocem pod drzewem. Patrzyła na Richarda smutno. Widział w jej obliczu przestrach, ale również aprobatę wobec przyszłej decyzji, jakakolwiek by nie była. Czasem spojrzała również na Jacoba. I było w tym coś dziwnego. Napięcie którego szlachcic nie potrafił, a może nie chciał zdefiniować.
Załoga rzuciła tylko kilka luźnych propozycji. Opcji było bowiem wiele. Szukać zarażonych lub członków Kamiennego Herbu, spotkać się z piratami, a może rzucić ślepo w świat licząc na łut szczęścia. Cokolwiek zamierzali, musieli rychło podjąć decyzję. Pozostało im mniej czasu niż sądzili.

Powoli wstawał świt. Morze pozostawało spokojnie.
Mimo to nadchodził sztorm.
 

Ostatnio edytowane przez Caleb : 23-08-2016 o 12:56.
Caleb jest offline