Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Inne > Archiwum sesji z działu Inne
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 04-08-2016, 13:17   #41
Markiz de Szatie
 
Deszatie's Avatar
 
Reputacja: 1 Deszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputację
Resztki murów wywołały w lurkerze posępne uczucia. Przypomniał sobie pobyt na Serpens i widok tamtejszej świątyni nieznanego kultu, która nie oparła się niszczycielskiej sile natury. Tutaj było podobnie. Roślinność oraz cieknąca woda jeszcze bardziej utwierdzały go w tym wrażeniu. Bluszcz tworzył oryginalne kreacje dla wyrzeźbionych posągów kobiet. Wlewał nieco ożywczego ducha w zimny i popękany kamień.

Pociechą dla poławiacza było to, iż nie był sam. Chociaż milczący Richard i skupiony Cooper nie dawali wyraźniejszych śladów obecności.

Z wolna wyłaniały się obce postacie, które pasowały do atmosfery tego miejsca. Arcon dostrzegł je, ale zachowywał stoicki spokój, tak naturalny dla ich otoczenia. Posłusznie podążył za przewodnikami, w żaden sposób werbalnie nie zakłócając harmonii tego, swoistego ceremoniału. Wreszcie dotarli do skromnego pomieszczenia, które mogło być wyłącznie domem dla ascety lub pustelnika… świętego albo szaleńca…

Ich informator z „bractwa wygnańców” - jak określił je w myślach Arcon. - był niczym zwiastun bliskiej śmierci. Samotnia sprawiała przygnębiające wrażenie. Jednak jakieś podskórne przeczucie sprawiało, że Denis nie lękał się tego człowieka. Obawiał się jedynie, że sami mogą stać się na zawsze uciekinierami i skończyć jak on w odosobnieniu, na jakiejś odległej wyspie. Nie była to perspektywa miła sercu. Miał świadomość, że każde usłyszane i wypowiedziane tutaj słowo, może zaważyć na ich przyszłym losie…
Zebrani wykazywali pewną nerwowość. I słusznie. Red uchodził za najlepiej poinformowanego człowieka na Antigui. Kto wiedział jaki był realny zasięg jego wpływów.
Mężczyzna w habicie rozłożył ręce, ukazując wnętrza dłoń.
- Bastion to miejsce, gdzie każdy potrzebujący odnajdzie bezpieczny azyl. Wszyscy są w nim równi. Nie ma podziału na hanzytów, wolnych czy dzikusów. Przyjmuję was jako swoich braci i odpowiem na pytania zgodnie z moją wiedzą. Musicie jednak wiedzieć, że żyję z informacji tak jak dobry rzemieślnik ze swojego rękodzieła. Są tematy które poruszę pod warunkiem że posiadacie adekwatnie istotne wieści.
 
Deszatie jest offline  
Stary 04-08-2016, 16:11   #42
 
Alaron Elessedil's Avatar
 
Reputacja: 1 Alaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputację
- Prawdopodobnie czeka nas długa rozmowa. Pytanie tylko, czy cokolwiek z naszych informacji uznasz za istotne - szlachcic rozejrzał się za miejscem żeby spokojnie usiąść.

Red jakby wnet zrozumiał jego potrzebę. Wskazał dłonią z powrotem na wyjście z celi. Razem przeszli wąskim korytarzem do niewielkiej kaplicy. Składała się z ołtarza oraz kilku siedzisk ustawionych wokół niego.
Dopiero kiedy Starr ujrzał kolejne wyobrażenie bogini w ostrym blasku świec, rozpoznał kim w istocie była. To Ophelia, opiekunka prześladowanych oraz uciekinierów. Jej kult sięgał wiele lat wstecz, ona sama zaś występowała pod wieloma postaciami. Zawsze jednak łączył ją wątek matki lub pocieszycielki. Cooper nie sądził że gdzieś jeszcze kultywuje się tę religię, obecnie kompletnie zdominowaną przez Noasa.

Jacob uśmiechnął się promiennie.
- Mogę się mylić, ale moim zdaniem jednak ważne jest kim jesteśmy. Nie trzeba być specjalnie bystrym, by dostrzec kilka istotnych szczegółów. Zostaliśmy przyprowadzeni do lidera Bastionu, czyli osoby za niego odpowiedzialnej. Wiemy już zatem kim jesteś. Kim są wszystkie osoby tutaj? - zapytał i z rozłożonymi rękami obrócił się dookoła własnej osi.

- To są osoby, które dawno nie jadły lub jadły mało, potrzebują wody oraz odpoczynku. Jesteście uciekinierami z ograniczoną możliwością zdobycia artykułów pierwszej potrzeby. To natomiast jest właściciel łodzi - powiedział Starr stając za Richardem, a następnie odszedł kawałek i wskazał na wszystkich, patrząc na Reda.

- Oni mogą przywieźć jedzenie i picie. A ja? Ja mam kilka pomysłów. Oczywiście, również informacjami możemy się wymieniać, ale zacznijmy od części najważniejszych, czyli twoich ludzi. Braci i sióstr. To chyba jest priorytet w takiej sytuacji - uśmiechnął się Cooper.

Richard nie dał po sobie poznać zdenerwowania. Genialny Cooper zareklamował ich małą szalupę jako “statek”. Ba, z tonu głosu szło prawie wywnioskować, że chodzi o “okręt” lub chociażby ciężką barkę transportową. Oto rozwiązał ich problemy z zaopatrzeniem. W zamian prosząc jedynie o maleńką przysługę. Cokolwiek jednak, co planował Jacob mogło w tym momencie zostać spalone przez krzywe spojrzenie lub minę szlachcica. Toteż la Croix stał bez ruchu, a mimo całych targających nim wątpliwości nie drgnął żaden nawet najmniejszy mięsień jego twarzy.

Red wydął usta w dziwnej parodii uśmiechu.
- To szczodra propozycja, ale wiemy że nie wynika z potrzeby serca. Nasi protektorzy z Xanou dbają o to miejsce i dostarczają tu żywność. Nie jest tego dużo, ale jesteśmy w stanie przeżyć i ufam im. Czego jeszcze, z całym szacunkiem, nie mogę powiedzieć o was.

Przez chwilę przeniósł wzrok na szlachcica. Richard ujrzał w jego źrenicach zimną pustkę. Dopiero kiedy tamten odwrócił głowę, La Croix wzdrygnął się.
Starr roześmiał się.
- Prawda to, propozycja nie wynika wyłącznie z dobroci serca - podkreślił słowo “wyłącznie”.

- To propozycja handlowa. Nie jesteśmy z Black Cross i mam wrażenie, że o tym wiesz. Antigua - dodał gwoli wyjaśnienia.

- Wiem. Gdybyście byli z Black Cross, nie trafilibyście tutaj. Ale to wciąż za mało. Nie jestem skromny - na moją pomoc trzeba sobie zasłużyć. Przy czym cenę wyznaczam ja. Znacie już jej formę.

- Oczywiście - skłonił się krótko historyk z uprzejmym uśmiechem.

- W końcu pomoc na siłę to żadna pomoc. Nawet wtedy, gdyby od tego pańscy ludzie mieli napełnić żołądki i nieco wypocząć pierwszy raz od jakiegoś czasu - dodał i usiadł wygodnie.

- Przejdźmy zatem do rzeczy. Dlithium? - zapytał Jacob chcąc dowiedzieć się czy tą tematyką jego rozmówca będzie zainteresowany.

Mężczyzna przekrzywił lekko głowę.
- To ciekawe zagadnienie. Minerał na tyle rzadki, aby wielu nie wierzyło w jego istnienie. Inni są zdania że obróbką zajmuje się hermetyczna nacja z północy. Powiem tak. Dilithium widziałem, tych ludzi nie.

- Ja natomiast wiem, że na sekstans z dlithium poluje James Kidd, który najprawdopodobniej nie ma najmniejszego pojęcia o tym, jak bardzo cenny to metal. To pozwala przypuszczać, iż niedługo trafi na rynek. Jeśli znajdzie ten sekstans, a jest on gdzieś w okolicach Antigui - zrewanżował się Jacob.
 
__________________
Drogi Współgraczu, zawsze traktuję Ciebie i Twoją postać jako dwie odrębne osoby. Proszę o rewanż. Wszystko, co powstało w sesji, w niej również zostaje.
Nie jestem moją postacią i vice versa.
Alaron Elessedil jest offline  
Stary 04-08-2016, 20:02   #43
 
Mi Raaz's Avatar
 
Reputacja: 1 Mi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputację
Szlachcic zdecydował się zaś nie być zainteresowany szczegółami ustaleń. Powoli rozejrzał się po otoczeniu. Szukał śladów rzeczy osobistych Reda.
Nieopodal, na kołkach wbitych w ścinę wisiało jeszcze parę habitów. Na ostatnim spoczywał też miedziany talizman. Trzymał się na cienkim łańcuszku, mocno kontrastującym wagą z pozostałą częścią ozdoby. Richard nie spodziewał się znaleźć tutaj wielu rzeczy. Kaplica, jak wszystkie inne pomieszczenia była utrzymana w sterylnych, ale surowych warunkach. Niemniej zauważył coś jeszcze. Uchyloną, inkrustowaną skrzynię, około pięć metrów od siebie. Posiadała półtorej metra szerokości i prawdopodobnie była zbita z jasnej gruszy. Znajdowała się ona za plecami Reda, który w tym momencie zajęty był rozmową z Jacobem. Przeglądanie rzeczy gospodarza byłoby niegrzeczne… choć La Croix miał wrażenie, że znalazłby tam najwięcej informacji na jego temat. Szlachcic nie podejmował ryzyka. Dopiero co trafili do człowieka, który miał pokierować ich dalszymi działaniami. Wyjątkowo niepoważne byłoby gdyby zaprzepaścili szansę, przez jego ciekawość. Obserwował rozmówców.

Nastąpiła krótka pauza. Rozmówca wysunął koniuszek języka i powoli oblizał spierzchnięte wargi. Kiwnął na zebranych. Jacob dostrzegł w jego gestach aprobatę. Prawidłowo odgadł zasady gry.
- Kidd nie jest głupcem, lecz wartość pieniądza przyćmiła mu spojrzenie na świat. Minerał może posiadać potencjał cenniejszy niż mnogość karatów.
Przeniósł wzrok na pozostałych.
- Chcę abyście wszyscy czuli się moimi gośćmi. To jednak implikuje rozmowę ze mną. Nie możemy zbudować zaufania, tak ważnego dla newralgicznych tematów, jeśli będę rozprawiać tylko z jedną osobą.
Szlachcic spojrzał w oczy Redowi. W jego oczach znajdowała odbicie desperacja oraz smutek po ostatnich wydarzeniach.
- Wiesz kim jestem. Kamienny Herb przy pomocy Czarnokrzyżowców próbował zabić moją siostrę. Później próbował zabić nas wszystkich. Cudem wyszliśmy z bitwy powietrznej, w której straciłem wielu przyjaciół. Straciłem tam też sporo dobytku. Reszta mojego dobytku jest w Rigel, zamknięta w kleszczach Doktorów, którzy zarządzili kwarantannę. Nie mam pojęcia co miałbym ci dać w zamian za informacje o tym gdzie uderzyć Black Cross, tak żeby zabolało ich najbardziej. Ale wiem, że za taką informację będę bardzo wdzięczny. Z jednej strony wiesz, że ród la Croix potrafi być baaardzo wdzięczny wobec tych, którzy im pomagają. Z drugiej strony w obecnej sytuacji nie istnieją żadne przesłanki, które mogą zapewnić, że ród la Croix następnej zimy będzie czymś więcej niż wersem w książce historycznej.
Szlachcic wziął głęboki wdech
- Potraktuj to jak inwestycje na wyścigach. Odpowiednio pokierowani możemy wygrać bardzo wiele, a twoja inwestycja się zwróci. [Test Obycia]

Zapanowała krótka cisza. Gospodarz przeszedł się wzdłuż kaplicy. Założył ręce za siebie i utkwił spojrzenie w pomniku Matki Ophelii.
- Czuję, że twoje słowa są szczere. Ponadto mamy wspólnego wroga. Black Cross to zagrożenie dla posiadających mniej oczywiste informacje. Ale. Przyznajesz, że wkrótce La Croix może być tylko cieniem historii. I że twój wkład będzie nikły. Nie zgodzę się. Pracujesz dla Delegatury. Istnieją rzeczy, które nie opuszczają jej murów. Takie, których wspomnienie na odległej wyspie w zapomnianym klasztorze nie zaszkodziłoby niczyim interesom.
Richard chyba zaczynał rozumieć. Facet naprawdę traktował informacje jak towar. Bez względu na to skąd pochodziły i czego dotyczyły, zawsze stanowiły jakąś wartość. Którą można było wymienić. Jak teraz.
Red podniósł kościsty palec.
- Niech jednak będzie. Tym razem zacznę ja. Tej wiedzy nie musisz spłacać.
Stanął ze szlachcicem twarzą w twarz. Jego oblicze stężało, choć już wcześniej przypominało kamienny posąg.
- Duża część ich sprzętu idzie przez K’ tshi w Xanou. Mają znaczone balony z purpurowymi wstęgami przy koszach.
Wszyscy spojrzeli po sobie i pokiwali głowami. Słyszeli o tym miejscu. Latająca forteca była ogromną jednostką, unoszącą się w powietrzu dzięki zaawansowanym turbinom oraz rakietowemu paliwu. Można było się tam wyposażyć w najlepsze zdobycze techniki. Podobno posiadając dostateczne fundusze, szło w K’ tshi kupić każdy wynalazek, implant.
- Gdyby odciąć to źródło, Black Cross straciłoby ważny fundament zbrojenia. Nie jest to jednak proste. Więcej nie rzeknę. Przynajmniej na razie.
Szlachcic stał w skupieniu. Osiągnął wiele. Oto wiedział gdzie jest zaplecze logistyczne Black Cross. Nie miał pojęcia jak się tam dostać bez sterowca. W głowie składał plan jak dostać się do banku w Betelgezie i podjąć pieniądze. Może wtedy kupią jakiś tani statek latający. Mogliby też kupić zwykłą krypę i popłynąć pod latającą twierdzę. Ale to stawiałoby ich w pozycji żebraków. Do tego wyposażeni w lepszy sprzęt Black Cross mogą ich statek po prostu zatopić. Sterowiec też można zestrzelić, ale jest on szybszy. Mogliby dotrzeć do celu zanim szpiedzy się zorientują. Wszak jak zauważył Starr ich przeciwnicy mieli ich za martwych.
Z drugiej strony K’tshi było stolicą Xanou. Nie musieli wdawać się w otwartą walkę, ale użyć podstępu albo wydać zabójców tamtejszej władzy. Szkopuł w tym, że dla wszystkich miejsce to było kompletnie obce. W dużej mierze znali tamtejsze zwyczaje oraz hierarchię tylko z opowieści. Tak zwane “żółtki” odnosili się do obcych co najmniej z rezerwą.
Zagryzł zęby. Podjęcie gotówki w banku z pewnością zostanie zauważone. Tu pojawiał się słaby punkt jego planu. Drugim słabym punktem było doprecyzowanie: “co potem?”. Faktycznie gdy dostaną się do twierdzy to powstawało pytanie jak pozbyć się sojuszników Black Cross.
 
__________________
Wszelkie podobieństwo do prawdziwych osób lub zdarzeń jest całkowicie przypadkowe.

”Ludzie nie chcą słyszeć twojej opinii. Oni chcą słyszeć swoją własną opinię wychodzącą z twoich ust” - zasłyszane od znajomej.
Mi Raaz jest offline  
Stary 04-08-2016, 21:07   #44
Markiz de Szatie
 
Deszatie's Avatar
 
Reputacja: 1 Deszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputację
Kiedy Richard analizował swoją sytuację, Denis poczuł się zobowiązany aby przemówić. Wystąpił o krok do przodu.
- Syn Renauda Arcona i wychowanek Louisa Arcona... - pamięć o ojcu i wuju, nakazywała wspomnieć ich imiona. - Prywatny lurker rodziny La Croix, oddany również wyższej sprawie. Wierzę, że ten świat może być lepszy bez Black Cross albo chociaż z powszechnym ujawnieniem ich niegodziwości. Poszukuję również swojego przyjaciela Enzo, który natrafił na ślad Yarvis... - wymawiając te słowa uświadomił sobie, że tego nie może być ostatecznie pewny. - Odczułem zarazę na własnym ciele i umyśle... - nadal był to temat, który powodował mimowolne drżenie głosu młodzieńca. - Cudownie ocalony czuję więź ze wszystkimi cierpiącymi w każdej zonie…
- Na Qard wyłowiłem naszyjnik, który nosi siostra mojego patrona. Spotkałem się z opinią, że może on być wskazówką jak trafić do mitycznego miasta... - brzmiało to zaiste fantazyjnie, lecz z całą pewnością nie można było posądzić Denisa o brak szczerości.
- Przeżyłeś chorobę. Chcę żebyś powiedział coś o tym więcej - Red nie zamierzał tego zdradzać, lecz przez jego twarz przebiegł cień ciekawości - Poszukujecie Yarvis. Nic dziwnego że Black Cross wzięło was za swój cel. Nie dopuszczą byście odnaleźli to miejsce. To ich obowiązek.
Zbliżali się do czegoś. Czuli to w powietrzu.
- Jeśli pokażesz mi naszyjnik, zdradzę ci pewną rzecz.
- Przekleństwo Andromedy dotknęło mnie w czasie pobytu wśród grupy zarażonych na Serpens. – nie był to temat do którego chciał wracać, ale prośby Reda nie mógł zignorować. – Czułem... – lurker niechętnie powrócił myślami do samotni w maszynowni sterowca. - bezradność i cierpienie, przy którym wszelkie znane mi słowa i uczucia wydają się miałkie.
To było pierwsze stadium choroby, lecz większych katuszy nie zaznałem w swoim życiu. Rozrywany bólem nieomal popadłem w obłęd. Widziałem miniaturowe archipelagi układające się w mapę na moim ciele, w krwawym odbiciu znanego nam świata. Rzeczywistość rozmywała się i tworzyła nierealną mozaikę. Nie wiedziałem, co jest jawą, a co snem. Czas przestał mieć znaczenie, byłem wędrowcem po głębinach nieświadomości. Zajrzałem w zasnute bielmem oko Noasa… pana naszego losu. Wróciłem do świata żywych odmieniony i uzdrowiony z cierpienia, choć nie w pełni to pojmuję nawet teraz, kiedy stoję przed tobą. Myślę jednak, że to był czytelny znak od Boga, świadectwo, by przenigdy nie tracić nadziei, nawet w obliczu zarazy… - zamilkł, dając sobie i innym chwilę na własne refleksje.
- Naszyjnik nie jest już moją własnością. Dysponuje nim teraz siostra mojego mecenasa i od jej zgody zależy, czy udostępni go do oględzin. – Arcon spojrzał pytająco w stronę Richarda.
Ten jednak wydawał się pochłonięty czym innym. Trudno było mu zarzucać chwilowy brak uwagi. Po wszystkim co przeszedł, miał prawo wykazywać dozę roztargnienia.
- Pozostawmy zatem tę kwestię na później - odrzekł Red - Musiałeś więc posiadać antidotum. A to oznacza, że druga strona konfliktu obdarzyła was pewnym zaufaniem. Powiedziałeś mi tym samym nawet więcej niż zamierzałeś. A zatem ja nie pozostanę ci dłużny.
Do pomieszczenia wszedł gładko ogolony młodzianin. Na tacy trzymał kromki ciemnego pieczywa oraz wodę. Nie było to wiele, ale zebranym coś mówiło że otrzymali znaczącą część zapasów klasztoru.
- Stworzenie antidotum wymaga zbyt wielu nakładów, aby na stale wypleniło chorobę. Ponadto działa tylko w pierwszym stadium zarażenia. Pozostają również względy polityczne. Azyle są bardzo skutecznymi więzieniami. Zarażeni chcą mieć po swojej stronie również zwykłych obywateli. Dlatego potrzebują tego środka. Podarowali ci go, więc spodziewają się rewanżu. A skoro jesteś lurkerem, chodzi o wyłowienie czegoś ważnego dla ich społeczności. Lub kogoś.
Pożywili się. Choć jadło było drugiej jakości, to poczuli przypływ sił.
- Enzo pracował dla jednego z nich - powiedział mężczyzna strzepując okruszki z szaty - Działają tu również względy osobiste. Zarażeni rzecz jasna posiadają pewien kodeks etyczny. Jakkolwiek tę etykę rozumieć. Nie upominaliby się jednak o zwykłego współpracownika w takim stopniu.
Denis zaobserwował krótki, ale charakterystyczny błysk w oczach rozmówcy. Czuł, iż wiedział on o kim była mowa i jakie relacje łączyły zarażonego z Castellarim.
 
Deszatie jest offline  
Stary 20-08-2016, 18:11   #45
 
Alaron Elessedil's Avatar
 
Reputacja: 1 Alaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputację
- Czas na mnie - rzekł Starr przekrzywiając głowę z wesołymi iskierkami.

- Mam coś cennego politycznie. Wieści o Samanthcie Kidd, córce Jamesa Kidda, a za to poproszę informację o operacji sto dziesięć. Otóż Samantha Kidd zginęła z ręki zabójców z Black Cross. Z całą pewnością wiesz co się stanie, gdy James dowie się o śmierci córki oraz o tym, co stanie się, gdy dowie się kto za tym stoi. Powiem więcej. Black Cross to nasz wspólny wróg, więc mogę uprzejmie poinformować pana kapitana Kidda o sprawcach jego nieszczęścia - rzekł Cooper.

- Jedna informacja w ciemno ode mnie i prośba o jedną od ciebie. Rachunek się zamknie. Interesuje mnie wiedza o Barnesach i Shagreenie. W zamian powiem jak unieszkodliwić zabójców Black Cross. Nie muszę chyba zdradzać jak przyszłościowa to wiedza i jaką cenę może osiągnąć? A to dowód na to, że wiem jak - rzekł, po czym wyciągnął z kieszeni wisior Krzyżowców.

Na twarzy szlachcica pojawił się delikatny uśmiech. Faktycznie dysponowali pewnymi informacjami, które gdy je usystematyzować mogły być wiele warte. Pierwszy raz ucieszył się, że miał na swoim pokładzie Jacoba.

Istotnie, Red ujął egzotyczną biżuterię i pokiwał głową. Oddał przedmiot z powrotem, założył ręce za siebie.
- Nie wiem czy Kidd zechce z tobą rozmawiać. Córka była oczkiem w jego głowie, aczkolwiek różnie zwykł to okazywać. Zemści się, choćby dla samego faktu zachowania twarzy. Jednak nawet on wie, że pójście na wojnę z tak znaczącą siłą to poważna decyzja. Myślę że może dojść do ciekawego zjawiska. Jeśli moje przewidywania się ziszczą, sami zrozumiecie o co chodzi. Teraz, operacja sto dziesięć. Prosisz mnie o wiele, pytając o to zagadnienie. Acz zgadzam się. Wasze dotychczasowe informacje były cenne.

Po raz pierwszy Red wykazał jakąkolwiek emocje, a może nawet cień zdenerwowania. Świadczyły o tym mikro-ekspresje jak ściągnięte brwi czy zmrużone oczy. Rzecz ledwie uchwytna. W przypadku tak stonowanego człowieka niemało intrygująca.

- Operacja została wykonana nieoficjalnym protokołem na zlecenie Wolnych Miast. Jej ramieniem byli Barnesowie. W zamian władza miała roztoczyć protektorat nad całym rodem. Wiem że zaproszono około setki wysokich urzędników i kupców z Hanzy na pertraktacje do ich domu. Miały obejmować sprzedaż kilkudziesięciu tysięcy karatów na dogodnych warunkach. Taka aluzja wyciągniętej ręki. Cokolwiek się tam zdarzyło, sprawiło że żaden z nich nie wrócił z tego spotkania żywy. Betelgeza przez wiele lat zacierała ślady tego wydarzenia tak, aby nie Hanza nie mogła niczego udowodnić. Rzecz jasna do dziś istnieje wiele przecieków i dzięki jednemu z nich słyszycie o tej sprawie.

Z daleka dochodził zapach kadzidła. Wonności wisiały ciężko w powietrzu, sprawiając że to zauważalnie gęstniało.
- Jest jeszcze jedna rzecz. Po tym wydarzeniu jeden z członków rodziny prowadził długą, wewnętrzną walkę. Chciał wyjawić światu prawdę. Nazywał się Walker Barnes i był tylko luźno związany z familią. Sam wolał zajmować się inną niż oni profesją. Postawił Kamienny Herb w trudnej sytuacji. Kodeks szlachecki nie pozwalał im zabić własnej rodziny. Lecz rodzeństwo wymyśliło inny sposób, by zamknąć mu usta na zawsze. Trafił do miejsca, z którego się nie wraca. Przynajmniej tak wtedy sądzili.

- Z Kiddem to będzie świetna zabawa! A Shagreen? - zapytał Jacob z uśmiechem numer jeden modela Wolnych Miast, lecz nim ktokolwiek zabrał głos, poinformował:
- Implanty zabójców są instalowane w udzie.

- Zatem w mięśniu czterogłowym. Ten jest najsilniejszy.

Red znów podniósł wzrok na Jacoba.
- Shagreen. Właśnie ci o nim powiedziałem.
 
__________________
Drogi Współgraczu, zawsze traktuję Ciebie i Twoją postać jako dwie odrębne osoby. Proszę o rewanż. Wszystko, co powstało w sesji, w niej również zostaje.
Nie jestem moją postacią i vice versa.
Alaron Elessedil jest offline  
Stary 21-08-2016, 12:09   #46
 
Mi Raaz's Avatar
 
Reputacja: 1 Mi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputację
Richard był zaskoczony, że Jacob nie skojarzył od razu faktu, że to Walker Barens przewodził ucieczce. Jego brew uniosła się do góry, ale po chwili opadła, bo dotarło do niego, że Starr misternie buduje wizerunek siebie jako inteligentnego, ale nie nazbyt inteligentnego. Być może nie chciał zrazić rozmówcy.
- Ten Walker… nie miał sojuszników wśród rodziny. Zatem kto z zewnątrz go wspierał? Jakie rody? Bo o instytucji, która im pomogła już wiemy - uważnie obserwował Reda. Nie chciał wprost mówić o Doktorach. Wszak ta informacja mogła mieć wartość i okazać się kartą przetargową.
- Poparcie zyskał przede wszystkim u zarażonych. Wśród nich było wielu innych więźniów politycznych. Sprecyzowanie jego socjotechnik jest problematyczne. Ściany azylów nie przepuszczają morowego powietrza ani niczego innego.
- Skoro wiele wpływowych rodzin miało w swoim gronie osadzonych, to dlaczego dopiero Barens coś zmienił w układzie sił? Co ich zebrało do kupy? - mimo wszystko drążył szlachcic.
- Niech najpierw usłyszę coś od ciebie. Ufam że twój zawód jest zajmujący.
- Nie wiem czy taki zajmujący. Delegatura jest w rękach Barensów, albo pod ich bardzo dużym wpływem. W zamian za moją współpracę z nimi proponowali mi zajęcie miejsca Lionela Ubertona. Nie wiem na ile rozdają karty, bo przecież Wolne Miasta współpracują z korsarzami i gnębią Hanzę. Może więc mają interes w utrzymywaniu stanu zimnej wojny? - Szlachcic chwilę się nad tym zastanowił. Wszędzie gdzie były walki, była też duża gotówka. Może to tutaj był pies pogrzebany? Zastanawiał się też na ile informacja o wpływach Kamiennego Herbu jest ważna dla Reda.
Zakonnik skinął głową na znak, że wypowiedź go zadowala.
- W polityce nic nie jest jednostronne. Na interes twoich pracodawców może składać się wiele pomniejszych - odchrząknął delikatnie - Mówisz zatem, chcieli poświęcić Ubertona. To dobry pracownik.
Istotnie, Lionel zawsze świetnie oceniał sytuację, wyczuwając z której strony wieje wiatr. Lata na swoim stanowisku nauczyły Richarda, że odwołanie naczelnego delegata wcale nie oznaczało pochopnej decyzji. Gdyby Barnesowi wystawili kandydaturę La Croixa, taki ruch stworzyłby iluzję ich neutralności. On, który nigdy nie umoczył się w rozgrywki lokalnych watażków. I sławna rodzina przedstawiająca go jako swoją propozycję. Gładki, wizerunkowy ruch.
- Powiedz, jak sądzisz. Czym zajmuje się Blazon Stone
- Zarabianiem pieniędzy. Najlepiej zarabia się na wojnie, więc mogą mieć interes w wywołaniu wojny między Hanzą a wolnymi miastami. Choć to tylko moje domysły - rzekł szlachcic.
- Można tak rzec. Mówimy o zbrojeniu. Przy czym broń posiada niejedno imię. Na papierze Barnesowie to przykładowi jubilerzy, jednak w kuluarach mówi się inaczej. Zaś informacja jest jak kropla drążąca skałę. Prędzej czy później przeniknie tam gdzie trzeba. Wróćmy do azylu. Na Southand trafia człowiek z familii szlacheckiej. Co najmniej część więźniów wie co oznacza jego nazwisko. Umie skonstruować bombę. Wiedza wpisana w rodzinny interes. Obiecuje wolność skazańcom którzy nie mają nic do stracenia. Pójdą za nim, będą kolaborować i załatwiać materiały u bardziej przekupnych doktorów przy bramach. Lub tych, którzy nie wierzą że trafiają tu tylko chorzy. Kiedy ładunek jest gotowy i następuje eksplozja, ów człowiek ma przy boku wielu zaufanych sojuszników. Dał im słowo i dotrzymał obietnicy. A kiedy ludzie w kogoś wierzą, potrafią stworzyć machinę pod której koła lepiej nie wchodzić.
Szlachcic ze zrozumieniem pokiwał głową.
 
__________________
Wszelkie podobieństwo do prawdziwych osób lub zdarzeń jest całkowicie przypadkowe.

”Ludzie nie chcą słyszeć twojej opinii. Oni chcą słyszeć swoją własną opinię wychodzącą z twoich ust” - zasłyszane od znajomej.
Mi Raaz jest offline  
Stary 22-08-2016, 13:26   #47
 
Caleb's Avatar
 
Reputacja: 1 Caleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputację
Red znacząco spojrzał w stronę korytarza do swojej celi. Choć dotychczas skutecznie to skrywał, dało się ujrzeć dźwigane przez niego jarzmo. Być może istniały pewne koszta za zdobycie zbyt szerokiej wiedzy.
- To niemal wszystko co mi wiadomo w temacie tej rodziny. Jeśli macie ostatnie pytania, zadawajcie je teraz. W przeciwnym razie zechcę udać się na spoczynek.
Lurker uważnie słuchał słów, które padały, starając się złożyć w myślach układankę, mnogość elementów sprawiała, iż nie było to łatwe zadanie. Jedno nie dawało mu spokoju.
- Czy to Walker posłał Enzo na ekspedycję i kazał nagłośnić owo wydarzenie w prasie? Castellari żyje?
- Nie sądzę aby żył. Dzięki rekordom udało mu się zdobyć sławę. Lecz tak nagłe zniknięcie daje jednoznaczne przypuszczenia. Enzo teoretycznie zabrał swoje tajemnice do grobu. Wiedział jednak na ile ważną sprawę chciał nagłośnić. Istnieje możliwość że zabezpieczył swoją wiedzę.
Nadzieja na zobaczenie starego przyjaciela właściwie zniknęła. Wciąż jednak można było coś dla niego zrobić.
- Czyli gdzieś znajduje się “testament Castellariego”?
Świat powinien się dowiedzieć o jego poświęceniu - pomyślał Denis. Poczucie misji, ponownie dało o sobie znać. Był to winien swemu przyjacielowi z dzieciństwa. Nieważne, że ich drogi się rozeszły. Z szacunku do jego osiągnięć i odwagi, nie mógł pozwolić na złożenie go w wiecznym grobie.
- Świadczy o tym jego zaangażowanie w propagowanie sprawy. Black Cross najpierw wysłało sygnały, aby zaprzestał swojej działalności. Był lurkerem rodziny, stanowił cenną wartość. W pewnym momencie miały skończyć się groźby, a zacząć działania. Zapewne wiedział jaki koniec go czeka, stąd prawdopodobieństwo istnienia jego spuścizny.
Mimo wszystko w głowie młodziana zakiełkowała nadzieja, że Enzo znalazł jakiś cudowny sposób na ocalenie. Fantastyczna wizja kazała pomyśleć o zatopionym Yarvis. W każdej legendzie kryje się ziarno prawdy...
Tymczasem głos ponowne zabrał Jacob.
- Podejmę podobny temat. Castellari wybrał się na Qard, jednakże powierzchnia morza jest dość rozległa. Interesowałaby mnie konkretna lokalizacja zarówno ostatniej wyprawy Enzo, jak również miejsca wspólnych podróży z Barnesem. Ewentualne z nich zapisy.
- Po raz ostatni widziano go w drodze do ruin miasta Myth.
Młody Arcon poczuł dziwne ukłucie. Był tam przecież, jeszcze z Louisem. Znalazł naszyjnik kobiety. Czyżby minął się z Enzo? A może już wtedy spoczywał gdzieś na dnie?
Perspektywa że mógł przechadzać się tuż obok zwłok kompana była dojmująca.
- Jeśli cenisz sobie swoje życie, nikomu o tym nie mów. Myth prawdopodobnie stało się jego grobem. Co do drugiego zagadnienia. Walker stronił na co dzień od swojej rodziny. Choć Wolne Miasta sponsorowały rodowi wiele rezydencji, on odcinał się od strumienia finansów. Miał tylko jeden dom. Dajcie mi proszę mapę - zawołał do pomocników.
Ogoleni młodzianie przynieśli pomięty papirus. Red chwilę spoglądał na północne tereny, wreszcie zaznaczył na nich coś ołówkiem.


- Jeśli pozostawił jakieś notatki, to właśnie tam.
Cooper zwinął mapę i schował ją za pazuchę.
- Wspominałeś ponadto o pewnej informacji, którą chciałeś nam przekazać. Nie mogę ręczyć za pannę Eloizę i jej podarek, ale przypuszczam, że znam przybliżone miejsce usytuowania laboratorium, w którym lek został wyprodukowany. Myślę, że to dobra cena - uśmiechnął się lekko Cooper.
- Zechcę więc się o tym dowiedzieć.
Starr zastanowił się chwilę.
- Zarażeni, którzy przekazali Denisowi lek, dali również znak rozpoznawczy zawierający, dla wprawnego oka historyka i mitologa, kilka ciekawych informacji. Zarażeni mają bazę w jednej ze starożytnych świątyń na Serpens. To tam musi być ich laboratorium. To doskonałe miejsce na kryjówkę. Nieuczęszczana, opuszczona budowla z rozległymi przestrzeniami naziemnymi i podziemnymi. Jest miejsce na rozstawienie sprzętu - odparł pewnie.
Gospodarz potarł podbródek w zamyśleniu. Choć nie okazywał tego jawnie, Jacob czuł że odpowiedź go zadowala.
- To słuszny ruch. Nawet wielu uczonych wierzy że ruiny na Serpens są przeklęte i nie zbliżają się do nich.
Odwrócił się przez ramię. Spojrzał po wszystkich zebranych.
- Rzecz o której chciałem wam powiedzieć dotyczy Yarvis. Krzyżowcy nie pomagaliby bezinteresownie Barnesom. Ich celem jest ochrona lokalizacji miasta. To potężna, prastara organizacja. Od zawsze trzymali pieczę nad sekretem, który kryje to miejsce. Niektórzy twierdzą iż są bezpośrednimi potomkami tych, którzy dopuścili do zagłady Starego Świata.
Były to tylko słowa, lecz poczuli się nieswojo. Aby rozwiać ponurą atmosferę, w słowo wszedł La Croix.
- Trzeba pomyśleć o kolejnych krokach. Potrzebujemy finansowania. Sponsora dalszych działań, albo pożyczki. Póki co wrogowie mogą myśleć, że jesteśmy martwi. Podjęcie przeze mnie gotówki w banku centralnym Betelgezy nie tylko spali nasz wizerunek jako trupów, ale też utrudni nam dalsze działania. Szalupa, którą mamy też nie jest okrętem liniowym mogącym nas ponieść na swych żaglach dookoła świata. Kto i gdzie mógłby nam przyjść z pomocą, tak, żeby uniknąć spojrzeń Czarnokrzyżowców? - Richard nie znosił żebrać, ale trzeba było przyznać, że nawet to robił z klasą godną dyplomaty.
- Moja pozycja jest podobna. Każdy ruch związany z finansami byłby starannie odnotowany. Z tego co mówicie wynika, że przynajmniej na chwilę obecną macie zarażonych po swojej stronie. Proponowałbym to wykorzystać. Pracują dla nich różni ludzie. Jak ich znajdziecie? To już nie moje zmartwienie.
Richard spodziewał się takiej odpowiedzi. Cóż, nie zaszkodziło spróbować.

Audiencja zakończyła się. Red zgodnie z planami wrócił do siebie. Słudzy przekazali drużynie trochę prowiantu i wskazali drogę powrotną. Równocześnie nie chcieli nawet słuchać, aby goście zostali chwilę dłużej. Zdobyli dostatecznie dużo nowej wiedzy i teraz musieli postanowić jak ją konkretnie spożytkują.
Gdy wyszli na zewnątrz, ciemny firmament nieba spowił całą okolicę w nieprzebranym mroku. Na wyspie było cicho. Jedynie czasem doszedł odgłos stada ptaków lub zwierza ukrytego w dzikich laskach. Trójka ostrożnie zeszła ścieżką z powrotem na plażę. Pozostała część załogi ani myślała udać się na spoczynek. Czekali na nich pod rozłożystą palmą, kończąc resztki zapasów z łodzi. Gdzieś znalazła się nawet ostatnia butelka rumu, jaką teraz otworzyli. Wkrótce siedzieli wspólnie koło ogniska. Alkohol pokrzepił i rozwiązał języki.


Gdy usłyszeli relację ze spotkania, mieli co najmniej odmienne opinie.
Ferat zabrał głos jako pierwszy. Na niego rum zadziałał najsilniej, przez co oczy świeciły mu się żywymi ognikami. Był pewny siebie, jak nigdy dotąd.
- Gdyby to ode mnie zależało, wziąłbym kurs na dom Walkera Barnesa. Wiemy już gdzie mieszka. Po drodze mamy Myth, więc można spróbować odnaleźć jego ciało. Myślę że te dwa elementy dadzą nam ostatnie elementy układanki. No, a przynajmniej te najważniejsze.
Manuel pokiwała głową. Wyraźnie sądziła inaczej.
- Nie mamy podstawowych środków do życia. Poza tym podróż małą łodzią w tyle osób… mocno ryzykowne. Niedaleko znajduje się to całe K’tshi. Zróbmy tam zapasy, posiedźmy chwilę w cywilizacji i na chłodno podejmiemy decyzję.
Znowuż inżynier chrząknął znacząco. Również miał coś na myśli.
- Jestem za fortecą, ale z innego powodu. Red powiedział wam, że ma tam miejsce kontrabanda Black Cross. Odetnijmy im zaopatrzenie.
Eloiza trochę się uspokoiła. Siedziała przykryta kocem pod drzewem. Patrzyła na Richarda smutno. Widział w jej obliczu przestrach, ale również aprobatę wobec przyszłej decyzji, jakakolwiek by nie była. Czasem spojrzała również na Jacoba. I było w tym coś dziwnego. Napięcie którego szlachcic nie potrafił, a może nie chciał zdefiniować.
Załoga rzuciła tylko kilka luźnych propozycji. Opcji było bowiem wiele. Szukać zarażonych lub członków Kamiennego Herbu, spotkać się z piratami, a może rzucić ślepo w świat licząc na łut szczęścia. Cokolwiek zamierzali, musieli rychło podjąć decyzję. Pozostało im mniej czasu niż sądzili.

Powoli wstawał świt. Morze pozostawało spokojnie.
Mimo to nadchodził sztorm.
 

Ostatnio edytowane przez Caleb : 23-08-2016 o 12:56.
Caleb jest offline  
Stary 23-08-2016, 13:41   #48
 
Caleb's Avatar
 
Reputacja: 1 Caleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputację
Suplement do sesji #2


Jakie domy na terenie Oriona są najbardziej znaczące? To zagadnienie od lat nastręcza wiele problemów. Możemy przyjąć teorię, że są to grupy trzymające władzę w danej dziedzinie lub branży. Znowuż pojawią się tu głosy za zwyczajnie majętniejszymi obywatelami wysp. Wszakże dysponowanie aktywnym kapitałem daje realny potencjał na rynku. Hanzyta stwierdzi, jakoby to familie wspierające spółkę były godne wzmianki. Wolne Miasta naturalnie uznają mentalność własnej szlachty. Dla dobra obiektywnej oceny należy zaznaczyć, że poniższy zbiór nakreśla autorską ocenę sytuacji. Nie winno traktować się go w ramach obiektywnej prawdy o współczesnej arystokracji.


Ród: Barnes
Herb: “Blazon Stone”
Przynależność: Wolne Miasta
Status: jubilerstwo
Dewiza: Audi, vide, sile (Słuchaj, patrz i zachowaj milczenie)
Silne korzenie z wielopokoleniową tradycją sprawiły że Barnesów można spotkać w znacznej części Wolnych Miast. Uznaje się ich jako objętych bardzo silnym patronatem Delegatury. Reprezentanci Kamiennego Herbu zajmują się głównie prowadzeniem manufaktur jubilerskich. Kręgi ekonomistów podnoszą często postulat niezgodności zysków ze sprzedażą drogich kamieni. Sugerują że jest to biznesowa zasłona dymna. Bez względu na fakty, pozostają oni znaczącym głosem w całym Orionie.


Ród: Cronox
Herb: jaskółka niosąca orchideę
Przynależność: Hanza
Status: Rada
Dewiza: Experto credite (Ufajcie doświadczonemu)
W przeciwieństwie do Wolnych Miast, gdzie władza to zbiór różnych familii, filar organizacyjny Hanzy skupia się wokół jednej rodziny. Cronoxowie trzymają pieczę nad finansami spółki. Stanowią również trzon centralnego organu jakim jest Rada. Seniorzy domu to małżeństwo sir Olafa oraz lady Hessy. Posiadają tuzin dzieci oraz przynajmniej dwa razy tyle wnuków (nie licząc bękartów). Dawniej ród dążył do zaognienia konfliktu z opozycją, a nawet zbrojnego wystąpienia. Obecnie metodyka jest bardziej wysublimowana, lecz nie należy sądzić iż twarde charaktery stępiły się choć trochę.


Ród: La Croix
Herb: przebita mieczem czaszka
Przynależność: Wolne Miasta
Status: Mięsni Lordowie
Dewiza: Semper recte progreditur via (Zawsze postępuj właściwą drogą)
Znacząca część Mięsnych Lordów na wyspie Rigel; mocno opowiadająca się przeciwko ingerencji Hanzy. Prawdopodobnie z tego właśnie powodu głowa rodziny, Felix La Croix stał się ofiarą zagadkowego morderstwa. Dokładnych okoliczności zajścia do dziś nie wyjaśniono. Choć od tego czasu dom znacznie podupadł i stracił wpływy, nadal posiada wielu popleczników. Dzieje się tak, gdyż działalność owego uchodzi za wiarygodną i przejrzystą. Na przestrzeni lat dynastia wykazywała się dużą lojalnością wobec sojuszników. Jest to dobitny przykład budowania statusu ponad materialne wartości.


Ród: Uberton
Herb: jednorożec w zębatym kole
Przynależność: Wolne Miasta
Status: Delegatura
Dewiza: Pereat mundus, fiat iustitia (Niech zginie świat, byle było sprawiedliwie)
Znajdujący się w herbie jednorożec pochodzi z pary takowych na insygniach Delegatury. Symbolizuje pozbawiony emocji, obiektywny sąd. Familia zawsze była związana z władzą Betelgezy, część przeniosła się również do Rigel oraz mniejszych miast. Ubertonowie prowadzili przez lata konsekwentną i zachowawczą politykę, mającą na celu podkreślanie niezależności wyzwolonych wysp. Z czasem zaczęto im zarzucać zmienność w poglądach oraz uleganie naciskom.


Ród: Von Tier
Herb: wilk
Przynależność: Hanza
Status: Kompania Wilka
Dewiza: Macte animo (Bądź mężny)
Sławetna, zbrojna dywizja prowadzona pod arystokratycznym skrzydłem. Kompania nie kryje iż karanie wyjętych spod prawa uczyniła rodzinną tradycją. Za cel postawiła sobie ściganie korsarzy oraz ich popleczników. Stali się znani także ze skandalu z udziałem sir Patricka. Według medialnych informacji miał on prowadzić eksperymenty medyczne na niewolnikach w koloniach Serpens. Pozwoliłoby mu to stworzyć armię modyfikowanych wojowników, walczących w szeregach Kompanii. Von Tierowie konsekwentnie zaprzeczają podobnym praktykom.


Ród: Vogues
Herb: dwa lwy i wąż
Przynależność: Hanza
Status: Agentura
Dewiza: Pulvis et umbra sumus (Prochem i cieniem jesteśmy)
Rodzina o silnie sfeminizowanej strukturze. Mężczyźni pełnią w niej rolę poślednich doradców oraz księgowych. Siła głównych decyzji spoczywa na barkach lady Kathelyn i jej trzech córek. Wszystkie ocenia się jako sprawne manipulatorki oraz figury polityczne o bardzo złożonych ambicjach. Krąg powiązany z hanzycką agenturą. Posiada liczne wpływy z obrotu papierami wartościowymi.

Mark Goldstein Dzieło cudownej kreacji
 

Ostatnio edytowane przez Caleb : 23-08-2016 o 16:03.
Caleb jest offline  
Stary 01-09-2016, 14:17   #49
 
Mi Raaz's Avatar
 
Reputacja: 1 Mi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputację
Richard siedział w ciszy słuchając swoich ludzi. W końcu zabrał głos.
- Malfloy podsunął mi ciekawą myśl. Może gdyby udało nam się przeprowadzić sabotaż w podniebnej twierdzy, to poza odcięciem Black Cross udałoby się nam zdobyć jakiś sterowiec?
Wspomniany podniósł głowę. Perspektywa doglądania nowej maszyny była rzecz jasna pociągająca dla inżyniera.
- Nawet gdybyśmy użyli twoich finansów Richardzie, wyciąg z konta na takim końcu świata będzie mniej zauważalny. Tutaj banki działają zgoła inaczej.
- Tak naprawdę nie myślałem, żeby go kupić. Skoro można by go spróbować uprowadzić z zasobów czarnokrzyżowców. Jakby nie patrząc, to są mi jeden winni.
- Bardziej ich już nie wkurwimy - zaśmiał się Malfoy.
- W każdym razie później już nie będziemy mieć elementu zaskoczenia. Musimy to przemyśleć, bo nasza “śmierć” jest nasza największą zaletą - podsumował szlachcic
 
__________________
Wszelkie podobieństwo do prawdziwych osób lub zdarzeń jest całkowicie przypadkowe.

”Ludzie nie chcą słyszeć twojej opinii. Oni chcą słyszeć swoją własną opinię wychodzącą z twoich ust” - zasłyszane od znajomej.
Mi Raaz jest offline  
Stary 01-09-2016, 15:14   #50
Markiz de Szatie
 
Deszatie's Avatar
 
Reputacja: 1 Deszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputację
Lurker nie miał pojęcia, jak sir Richard wyobraża sobie "uprowadzenie sterowca" z bazy Black Cross. Tak szalony pomysł nosił znamiona samobójstwa. Chociaż fakt, iż uważano ich za martwych mógł być pewnym atutem, przeprowadzenie tak ryzykownego manewru nadal uważał za karkołomne i ostateczne wyjście. Nie wierzył, że pozbawieni są innych opcji. Wolał płynąć przez Quard do siedziby renegata Barnesów. Popatrzył na pannę La Croix i przypomniał sobie o naszyjniku. Może krył on rozwiązanie lub nawet najmniejszy trop? Czy to możliwe, by ta kobieta z portretu powiązana była z kamiennym herbem?
- Panno Eloizo - zwrócił się w stronę szlachcianki. - Pamięta pani podarek, który złożyłem? Mam uzasadnione przypuszczenie, że stanowi jakiś klucz do rozwiązania zagadki Yarvis i mógłby nam pomóc w obecnej sytuacji.
- Co pan o tym myśli, panie Cooper? - Denis nawet nie zauważył, że dał tym samym okazję Jacobowi, aby ten zbliżył się do siostry Richarda…
 
Deszatie jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 13:30.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172