Wątek: Cienie [+18]
Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 22-08-2016, 18:39   #13
Kerm
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Ożesz ty...
Will uszczypnął się.
Powiadano, że to sposób na sprawdzenie, czy człowiek śpi.
Zabolało, czyli to nie był sen... A jeśli to nie był sen, to co się, do cholery, działo? Natalie była snem?

Pokój wydał mu się znajomy... Trochę.
Jaaasne, wszak mieszkał tutaj od urodzenia. Tylko meble były nie takie. I ściany miały inny kolor. Zmieniła się lampa. Komputer jakby zmienił kształt. No i dywan wcięło.
Jeszcze dwa miesiące temu był w domu i jakoś nikt nie wspominał choćby o malowaniu ścian, a co dopiero mówić o remoncie.

"Spóźnisz się do szkoły..."
Głos matki wwiercił mu się w uszy, sprawiając, że Will, znajdujący się w połowie drogi do komórki, cofnął się i ciężko usiadł na łóżku.
Czyżby mu się przydarzył koszmar, który dręczył go parę razy tuż po podjęciu pracy? Że on, dorosły facet, musi wrócić do szkoły i usiąść w ławce?
Prędzej ucieknie. Okno było, na szczęście, na parterze.
Tylko jak? W bokserkach?
Wstał i otworzył szafę.
Wszystko w środku było obce, tyle tylko, że w rozmiarach, tak na oko, Willa. Tylko, na niebiosa, po co mu cztery garnitury?
Miał wypadek? Zaćmienie umysłu? Zanik pamięci? Czy może po prostu oszalał?

Ubrał się w coś, co zdało mu się strojem odpowiednim na śniadanie, po czym podszedł do okna.
Widok był znajomy. Mniej więcej. Drzewa zostały te same, podobnie jak i wzgórza na horyzoncie. Ale poprzednio za oknem, obok trawiastego padoku, znajdowała się drewniana stajnia, którą teraz ktoś najwyraźniej przebudował.
Ale kiedy...? Budynek wyglądał jakby miał dziesięć co najmniej lat.
Co, na wszystkie demony, tu się stało?
Co, na wszystkie demony, z nim się stało?

Komórka, spokojna i obojętna, wyświetliła dzień i godzinę.


Sobota, osiemnasty kwietnia. Rok? Też się zgadzał.
Wczoraj był piątek, siedemnasty. Wczoraj przyleciała Natalie. A dzisiaj...
Sobota. I ani Natalie, ani Nowego Jorku.

Na biurku leżały rozrzucone niedbale papiery. Prace pisemne. Z jego adnotacjami. I czerwone oceny z jego podpisem.
Co tu się, na demony, działo? - Po raz kolejny zadał sobie to pytanie.
Portfel uprzejmie podsunął mu odpowiedź w postaci legitymacji służbowej.
Belfer?
Will poczuł, że zaczyna brakować mu powietrza i szeroko otworzył okno. Oszalał. Ani chybi oszalał. Albo ktoś mu wyprał pamięć i podrzucił fałszywe wspomnienia. Ale to było możliwe tylko na filmach i w książkach.
Zatem oszalał.

Powoli zamknął okno i chwycił za komórkę.
Przebrzmiał pierwszy sygnał, drugi, trzeci, czwarty... I nim dało się słyszeć kolejny, pojawiło się połączenie.
- Część Will - dał się słyszeć głos jego młodszej siostry. Brakowało w nim typowej pewności siebie, która cechowała Melissę. Ewidentnie starała się to skryć pod niby wesołym tonem.
- Lisa? Gdzie jesteś? - spytał Will. Śmiało można by rzec, że w głosie trudno można było znaleźć spokój i opanowanie.
- Eh... - Lisa dłuższą chwilę się wahała co powiedzieć. - W Bostonie...? - westchnęła. - A ty? - wypaliła od razu swoje pytanie. - Spotkałeś się z Natalie...? - dodała niepewnie.
- Gdzie? W Bostonie? - Will odsunął krzesło i ciężko usiadł. - Dlaczego jesteś w jakimś cholernym Bostonie, skoro jesteś mi potrzebna? - spytał, pomijając pytanie Lisy. Trudno było nie wyczuć, że jest niezadowolony i niemile zaskoczony. - Przepraszam - dodał po sekundzie.
- Eeeee... Nie wiem? - odparła zaskoczona jego reakcją. - Znaczy... Mieszkam tu... - dodała niepewnym głosem.
- Mieszkasz? W Bostonie? Naprawdę? Od kiedy? - Głos Willa był odrobinę podejrzliwy. - Miałem wrażenie...
- No... Ten... Nie wiesz? - odparła ze zdziwieniem
- Czy jeśli mnie zamkną, to postarasz się mnie wyciągnąć? - Will zmienił temat. - Zawsze mogłem na ciebie liczyć.
- Co!? - wyraźnie ją wystraszył. - Will, co się stało!? Gdzie jesteś!? - zarzuciła go tyradą pytań.
- Na razie na farmie, ale albo śnię, albo oszalałem - odparł. - W tym drugim przypadku mnie zamkną i pewnie zaczną leczyć. Elektrowstrząsy, bicze wodne... i takie tam.
Głos zdecydowanie pozbawiony był humoru.
Choć nie odezwała się, to nawet przez telefon wyczuł konsternację w jaką ją wpędził.
- Ale jak na farmie... W Teksasie? - Nie dowierzała mu. - Nie jesteś w Nowym Jorku? - ciągnęła dalej chcąc się upewnić, czy dobrze rozumie co do niej mówi.
- W Texasie, jeśli ktoś nie przeniósł farmy do innego stanu. - Will był dosyć ponury. - A powinienem być w Nowym Jorku? Bo wspomniałaś coś o Natalie...
- No... Tak mi się wydawało, że... - Urwała swoją wypowiedź i zamilkła. - Jesteś u rodziców...? - zapytała niepewnie. - Rozmawiałeś już dziś z kimś poza mną? - dodała prędko.
- Tak... Mama mnie obudziła. I nie, tylko z tobą - odparł. - Dlaczego pytasz?
- Byłeś w salonie? - zapytała jakby bez związku. - Przeglądałeś może rodzinne zdjęcia?
- Nie ruszyłem się jeszcze z miejsca. Dlaczego pytasz? - powtórzył pytanie. - Chcesz sprawdzić, jak daleko odszedłem od normy? - spytał nieco złośliwym tonem.
- Bardziej chciałam żebyś sprawdził czy... - Szukała odpowiedniego słowa. - Will, tu dzieje się coś dziwnego... Proszę sprawdź. Muszę się upewnić...
- Czy ty się dobrze czujesz? Dobra, zaraz oddzwonię. - Rozłączył się, nie czekając na odpowiedź.

Salon był tam, gdzie powinien. I tak jak w 'poprzednim' życiu nad wielkim kominkiem była prawdziwa galeria rodzinnych zdjęć.
Wbrew oporom niektórych członków rodziny matka kolekcjonowała zdjęcia i co ciekawsze (jej zdaniem) lub ważniejsze (również według jej opinii) dołączała do tej kolekcji. Niekiedy niektóre znikały, natychmiast zastępowane przez nowsze wersje.
Na pierwszy rzut oka wyglądało to tak, jak przed miesiącem, ale... Ale z pewnością przed miesiącem nie było tutaj fotki młodej pary. Ba... dwóch młodych par.
Austin z jakąś panną, której twarz zdała się Willowi znajoma. Jakaś dziewczyna z okolicy?
I drugie zdjęcie. Lisa? I Jay? Chłopak, z którym Lisa niby się tylko przyjaźni? Jakim cudem?
W rogu była data.
2012.
Trzy lata temu Lisa wzięła ślub, a on tego nie pamiętał? A Austin?
2011, rok wcześniej.
Na dodatek na obu był dziadek i zdecydowanie nie wyglądał na powalonego śmiertelnym zawałem, który go dopadł w 2010 roku..
Duch?
I kolejne ciekawe zdjęcia...
Lisa i Jay, wraz z Megan i Justinem, a za nimi dziadkowy, niebieski mustang, zawinięty w kokardki, niczym prezent pod choinkę. Dostali w prezencie ślubnym? A to się dziadek poświęcił...
Lisa nad upolowanym jeleniem, objęta w pasie przez dziadka - w jednym ręku trzyma strzelbę (czyli jeleń to jej trofeum) a w drugim podtrzymuje 2-3 letnią blondwłosą uśmiechniętą dziewczynkę, która tuli się do jej szyi. Zabierać taką maludę na polowanie? Ktoś miał źle w głowie... Zrobione rok temu.
O jakie słodkie, pomyślał, widząc Lisę, z niemowlakiem przy piersi. Datowane na rok 2013.
- Szybko ci poszło, siostrzyczko - pokręcił głową.

Nie zauważony przez nikogo wrócił do swego pokoju.

- No i? - Lisa odebrała od razu.
- Ślicznie wyglądasz, jak karmisz takie małe bobo - odpalił Will. - W tej białej sukience też pięknie wyglądasz. Tworzycie całkiem niezłą parę - dodał.
- Ja... - zająknęła się. - No... Tak... Ech... Szok, nie? - stwierdziła nieśmiało. - Ja i dziecko... - dodała z niedowierzaniem w głosie ale wciąż ostrożnie dobierając słowa.
- Tak. Szok. Jest tylko jeden problem... Ja tego nie pamiętam - przyznał się. - Nie pamiętam znacznej części z tego, co jest na zdjęciach.
Melissa westchnęła ciężko. Milczała przez chwilę.
- Ja też... - odparła w końcu szeptem i z wielkimi trudem. - Jay reż... Ale... Ale Maddy... Znaczy to dziecko, jest tu naprawdę, ono nas zna i... - Z trudem panowała nad głosem by się jej nie załamał.
- Ty nie pamiętasz, ja nie pamiętam... To jest nas już dwoje. - Will ciężko westchnął. - Ale i tak nie wiem, co mam zrobić. Ponoć jestem nauczycielem... W Vernon High School...
- Troje - poprawiła go Lisa. - My mieszkamy sami... Ale ty mógłbyś wypytać innych... Czy też się nie odnajdują w tej... Rzeczywistości. Ale błagam bądź ostrożny! A najlepiej przyleć do mnie, do Bostonu. Razem na pewno coś wymyślimy!
- Do Bostonu? W środku roku szkolnego? Nie da rady wyrwać się na wagary... - Will jakoś nie widział perspektyw dla poczynań, jakie przedstawiła Lisa.
- Eee, tak racja, nauczyciel urlopu nie ma... Załatw sobie zwolnienie lekarskie... - zaproponowała. - Ja dla odmiany studiuję medycynę na prywatnej uczelni... Dziennie... Więc to chyba Jay nas utrzymuje...
- A... spóźnione gratulacje z okazji ślubu i urodzin dziecka - powiedział (z lekką ironią) Will.
- Ha ha ha - sarknęła w odpowiedzi. - Też tak miałeś, że to się zaczęło dziś rano? Po przebudzeniu?
- Niestety - mruknął Will. - Wczoraj byłem jeszcze w Nowym Jorku, a rano wszystko stanęło na głowie. Całkiem jakbyśmy trafili do alternatywnej rzeczywistości. Może warto by sprawdzić, kiedy te rzeczywistości się rozeszły?
- Dokładnie to samo pomyślałam! - ucieszyła się Melissa. Ulga w jej głosie była bardzo wyraźna. - My wróciliśmy wczoraj po filmie do Jaya... Było chyba po 22... Pogadaliśmy jeszcze chwilę i poszliśmy spać... Oczywiście osobno! - dodała na koniec gorączkowo się tłumacząc.
Milczenie Willa było bardzo wymowne.
- No wiesz co! - oburzyła się niezmiernie na to co sugerowało jego milczenie. - Ja naprawdę trzymam się swojego postanowienia, że czekam z TYM do ślubu! - zirytowała się.
Najwyraźniej słowo seks nie przeszło jej przez usta.
- Wiem, wiem... Niepotrzebnie się denerwujesz... Ale to musiało się rozejść dużo wcześniej, skoro masz dziecko. Jedno? - upewnił się Will.
Lisa fuknęła.
- No jedno... Ja nie mam pojęcia... Jakim cudem jestem po ślubie... i w ogóle... Przecież ja go poznałam raptem pół roku temu... Nawet nie jestem w jego typie! - Stłumiła jęk zawodu. - Trzy lata temu to nawet nie wiedziałam o jego istnieniu... I jaki wstyd... na ślubie byłam już w ciąży! - powiedziała z oburzeniem.
- TY? - W głosie Willa brzmiało autentyczne zaskoczenie. - Z nim?
- No przyjrzyj się zdjęciom ze ślubu... Mi... - burknęła. - jeszcze przeszperam tu dokumenty żeby sprawdzić datę urodzin dziecka i porównać z datą ślubu...
- Widziałem, z kim wzięłaś ślub. - Will pokręcił głową, czego Lisa nie mogła zobaczyć. Żelazna Dziewica w ciąży przed ślubem... Nie do wiary... - Może znajdziesz swoje pierwsze z nim zdjęcie? - zasugerował. - Ale to i tak nie będzie ta chwila, gdy rzeczywistości się rozeszły. O ile, oczywiście, nie ogarnęło nas jakieś szaleństwo i ty nie jesteś wytworem mojej wyobraźni.
- Will, czy ty zarejestrowałeś? Nie tylko to się różni. Ja studiuje medycynę... JA! Przecież nawet nie składałam swoich papierów na żadną uczelnię... A Jay... - milczała chwilę. - Albo naprawdę dobrze zarabia albo jesteśmy na garnuszku rodziców - fuknęła to ostatnie ze złością typową dla kogoś kto robił wszystko żeby się usamodzielnić. Will nie musiał pytać i których rodzicach mówi siostra, bo dla rodzeństwa było to oczywiste.
- Wiem przecież. Aż tak nie zgłupiałem. Widziałem dziadka na twoim ślubie. Na zdjęciu, znaczy. No i jakieś mniej więcej współczesne, twoje, też z dziadkiem. Wiesz co to znaczy? - spytał.
- To zdjęcie z jeleniem? - dodała dla pewności. - Tak, znaczy to, że dziadek albo odpuścił to feralne polowanie, albo otrzymał pomoc na czas...
- Ale na zdjęciach mamy kogoś kogo ani ja ani Jay nie rozpoznajemy - stwierdziła, przypominając sobie nagle o tym. - Taka niska, nieco otyła kobieta w krótkich czarnych włosach... Zwykle jest z ojcem Jaya... Jeśli to jest jego matka to... Boże... Jay wpadnie w furię jeśli to prawda... - jęknęła. - Bo ona go zostawiła... Znaczy jak się urodził to odeszła od jego ojca... - pośpieszyła z wyjaśnieniem.
- To by mogło znaczyć, że w tej wersji historii go nie zostawiła - powiedział Will. - I wszystko się zaczęło nie od dziadka i polowania, a od dzieciństwa Jaya...
- Masz jakieś świadectwa szkolne? Zdjęcia z dzieciństwa? Listy od koleżanek? Pamiętnik? - spytał.
- Może... - Zastanowiła się nad słowami brata. - Eh... Dopiero śniadanie robię, więc... Wiesz mam trzylatkę... - Chciała powiedzieć to żartobliwym tonem, ale do śmiechu jej nie było. - Zanim zadzwoniłeś, to w necie szukałam info o tym, co jedzą dzieci w tym wieku... Ale mam zamiar sprawdzić papiery w ciągu dnia...
- Kończę zatem, zanim mama wpadnie i zrobi mi awanturę - powiedział Will. - Postaram się... postaram się złapać lot do Bostonu. Jak się uda, to się zobaczymy koło północy - obiecał.
- Wyślę ci adres SMS-em. Weź taksówkę z lotniska, tak będzie szybciej - poradziła mu.
- Bo wiesz, nie zostawimy dziecka samego w domu a o tej porze pewnie pójdzie już spać...
- Wiem. To znaczy domyślam się. Uciekam. trzymaj się, siostrzyczko.
- Will proszę uważaj na siebie - odparła mu z troską w głosie. - Jakbyś wpadł w jakieś problemy... Dzwoń natychmiast!
- Jasne! Ty też dbaj o siebie - powiedział, po czym rozłączył się.

Przeszukanie szuflad biurka przyniosło kolejne odkrycie w postaci uzyskania dostępu do konta - numer konta, kody do karty...
Nawet trochę pieniędzy na koncie było.
- Najwyraźniej nauczyciele nie zarabiają tak mało - mruknął z ironią.
Sięgnął po telefon.
1 9 7 2 9 7 3 3 1 1 2 - wystukał po kolei cyfry.
- Lotnisko Dallas-Fort Worth - usłyszał.
- Bilet do Bostonu, na dziś, koło osiemnastej - poprosił. - Waggoner. William Waggoner.


Rzut oka na stronę szkoły wystarczył, by mieć pewne pojęcie o tym, z kim się spotka. Przynajmniej jeśli chodziło o nauczycieli. A co z uczniami? To będzie koszmar... Ani chybi wyjdzie na idiotę.


Przebrawszy się w coś, co (jak pamiętał z lat szkolnych) nadawało się idealnie na udział w festiwalu nauki (po przeciwnej tym razem stronie barykady) zgarnął potrzebne dokumenty i kluczyki do samochodu, po czym ruszył na śniadanie, nastawiając się duchowo na kazanie na temat wychodzenia na ostatnią chwilę, na dodatek bez śniadania..
 
Kerm jest offline