Szkoła przywitała Willa znajomym widokiem. Lew z mozołem acz uparcie przeciskał się przez literkę V jak Vernon.
Will zaparkował na jednym z miejsc przeznaczonych dla nauczycielskiej kadry Vernon High School. Miał tylko nadzieję, że nie zajął czyjegoś miejsca. Ale nawet jeśli...
Nad drzwiami wejściowymi wisiał (jak co roku zresztą) plakat, informujący o tym, że młode umysły uczniów z Vernon są prężne i pełne pomysłów.
Podobnie jak i w poprzednich latach na stołach, pod stołami i nad stołami można było znaleźć wszystko - od
wybuchających wulkanów przez zdalnie
sterowane roboty po własnoręcznie przez uczniów zbudowanego
drona. Oczywiście można było również wysłuchać
interesującego wykładu lub poobserwować przebieg
doświadczeń chemicznych.
Na szczęście Will musiał jedynie być i dobrze wyglądać. Tudzież pilnować porządku.
Trudno równocześnie było nie zauważyć, że Will-nauczyciel cieszy się sympatią uczniów, w czym łatwo można było się zorientować po sposobie, w jaki witali nauczyciela informatyki.
Niestety w drugą stronę to nie działało i Will dość szybko odkrył, że praca w szkole i uczenie cudzych dzieci nie należy do jego ulubionych zajęć.
By oderwać się od wszechobecnego hałasu i nieco odetchnąć (tudzież zorientować się, jakie zmiany zaszły w szkole w ciągu paru lat jego nieobecności), wybrał się na mały spacer, znikając w pustych w tym momencie korytarzach.
Nagle zza zakrętu wypadła dziewczyna w stroju cheerleaderki.
Nie zwolniła jednak zauważywszy Willa, a wręcz przeciwnie z całym impetem swojego zgrabnego ciała wpadła wprost na niego, a po kilku sekundach doszło do niego, że bezpardonowo położyła mu dłonie na pośladkach, obejmując go.
Zaskoczony Will odruchowo ją przytrzymał, równocześnie cofając się o krok.
Nie sądził, że od jego czasów w szkole zaszły takie zmiany, by nauczycieli, nawet najbardziej ulubionych, witano w taki sposób... Miły co prawda (uwzględniając kształty witającej), ale - zdaniem Willa przynajmniej, zdecydowanie niestosownym. Na szczęście dziewczyna wyglądała na więcej niż szesnaście lat, więc nie groził mu sąd i więzienie za molestowanie nieletniej. Ale wywalą go z pracy, co by nie było mile widziane...
- Co ty wyprawiasz! - Will szarpnięciem wyrwał się z objęć dziewczyny i odsunął ją na odległość wyciągniętej ręki. - Co to za zachowanie? Nazwisko, klasa?!
Brwi dziewczyny podjechały prawie do połowy jej czoła w niemym wyraźnie zdziwienia. Ładne i wypielęgnowane brwi, na niewątpliwie ładnej buzi.
- Wiiiill… - zaczęła dziewczyna, uśmiechając się - to znaczy panie Waggoner. No wie pan co... - Mrugnęła i trzepnęła go lekko dłonią w pierś. Spodziewała się chyba, że “Wiiiill” zdecydowanie wie, kim jest.
Will, odkąd pamiętał, był wrażliwy na kobiece wdzięki, ale zawsze starał się oddzielać obowiązki od przyjemności.
Gdyby był w tej chwili ostatniej klasie, to by było co innego... Ale nie był.
- Nie, nie wiem. I nie pamiętam. - Spojrzał na dziewczynę bez cienia uśmiechu. Od rana miał kłopoty, kolejne nie były mu do niczego potrzebne. - Piłaś coś, czy popalałaś?
Dziewczyna prychnęła początkowo, układając usta w podkówkę, ale po chwili znów stała przed nim uśmiechnięta.
- Wygłupy? - zapytała, wystawiając lekko koniuszek języka, jednak nie na tyle, aby mogła być posądzona o pokazywanie go Willowi. - Clara Guajardo nie pije, nie ćpa i nie pali! - Wygładziła nieistniejące zagięcie na obcisłym stroju cheerleaderki, wypinając przy tym lekko biodro w kierunku Willa.
- Widzę wszystkie twoje... zalety - wycedził Will - ale lepiej trzymaj je z dala od mnie. Nie zachowuj się jak mała dzicia. Poza tym... Chyba już powinnaś wracać do pozostałych, prawda? - Rzucił okiem na zegarek.
Teraz dziewczyna wyglądała na naprawdę oburzoną.
- Jeszcze pożałujesz, wiesz? Flirty po lekcjach, ale tylko, kiedy tobie odpowiada? - wysyczała w stronę Willa, podchodząc jeszcze krok bliżej, choć wydawało się to już niemożliwe. Sytuacja mogła wydawać się nieco komiczna, bo czubek głowy Clary znajdował się na wysokości brody Williama, ale w tej chwili dziewczyna mrużyła oczy i zadzierając głowę zaglądała prosto w jego oczy. - Jeszcze będziesz pisał, przepraszając! - prawie krzyknęła, odwróciła się na pięcie i zniknęła dokładnie za tym samym rogiem, zza którego wypadła kilkanaście chwil wcześniej.
Will zbyt gorliwym chrześcijaninem nie był, lecz przeżegnał się odruchowo, gdy Clara zniknęła mu z oczu.
- Co tu się dzieje...
Dziewczyna warta była grzechu. Nie powiedziałby, że nie w jego typie, ale flirty z uczennicą? To już była przesada.
Poczuł, że boli go głowa.
Obrócił się na pięcie i ruszył w stronę przeciwną do tej, w którą pobiegła Clara. Miał nadzieję, że w tłumie nie spotka go żadna taka niespodzianka.
* * *
Ledwo jego dyżur na festynie się skończył, Will ruszył do samochodu. Co prawda miał jeszcze nieco czasu, by dojechać na lotnisko i zdążyć na samolot, ale wolał unikać nieznanych sobie osób, które teoretycznie powinien znać, tudzież osób, które mogłyby wymyślić coś, co mogłoby opóźnić jego wyjazd.
* * *
* * *
Ponad połowę trzygodzinnego lotu Will spędził na poszukiwaniu różnic między jednym a drugim światem... i zdało się to psu na budę. Prezydenci w ciągu ostatnich lat byli ci sami, te same drużyny zdobywały Super Bowl, te same filmy leciały w kinach.
Pozostałą godzinę poświęcił na zastanawianie się, co robić dalej. Zdecydowanie nie chciał uchodzić za szaleńca, a dość trudno mu było uwierzyć w to, że zdoła odgrywać bez potknięć tego drugiego Willa, co dobitnie uświadomiła mu sytuacja z Clarą.
No i jeszcze doszła pałająca chęcią zemsty dziewczyna... czyż może być coś gorszego?
Na szczęście American Airlines spisały się jak należy i z zaledwie parominutowym opóźnieniem Will wylądował na lotnisku w Bostonie. Na szczęście z terminalu B na postój taksówek było blisko.
- Jestem na lotnisku w BOS - głosiła treść wysłanego do Lisy SMS-a.
- ...bry wieczór... - powitał taksówkarza, po czym podał przysłany przez siostrę adres.
- Za pół godziny będziemy.
Will rozsiadł się wygodnie, oparł głowę... i sam nawet nie wiedział, kiedy zasnął.