Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 22-08-2016, 22:26   #11
Mi Raaz
 
Mi Raaz's Avatar
 
Reputacja: 1 Mi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputację
Przyjęcie u Księżnej

Następnego wieczoru zgodnie z informacją miało odbyć się przyjęcie u księżnej.
Carolina oraz Gerard czekali w salonie przed willą czekała biała limuzyna. Gdy David pojawił się w salonie, Carolina akurat poprawiała muszkę wysokiego ghula. Gerard, prawie dwu metrowy mężczyzna, pochylał się z krzywym, lekko drapieżnym uśmiechem do wampirzycy, sięgając dłonią do jej pośladka. Carolina strzepnęła jego dłoń:
- Zachowuj się przyzwoicie.
- O to pierwszy raz, gdy słyszę taki nakaz - zaśmiał się basowo Gerard. Gdy spostrzegł Davida natychmiast spoważniał i odsunął się od Caroliny.
Wampirzyca spojrzała przez prawę ramię i widząc Davida wyciągnęła obie dłonie w jego kierunku w geście powitania. Na twarzy gościł jej nieśmiały uśmiech.
- David… - podeszła kilka kroków, jej suknia miękko oblewała jej kształty.
- Carolino…- wampir pokłonił się lekko ujął jej dłoń i złożył na niej powitalny pocałunek godny dżentelmena.
- Gotowy na spotkanie z księżną? - nakryła jego dłoń swoją z uśmiechem nieschodzącym z jej twarzy.
- U Twego boku jestem gotów na wszystko - podsunął jej ramię, żeby mogli elegancko ruszyć do samochodu. Carolina wsunęła dłoń pod jego ramię i podążyli do limuzyny. Gerard był dzisiaj ich szoferem. Poprowadził samochód ku centrum wyspy i zatrzymał go przed ekskluzywny apartamentowcem. Wysiadł i otworzył drzwi, pomógł wysiąść Carolinie.
Wampirzyca poprowadziła Davida do hallu na parterze, gdzie recepcjonista bez słowa wcisnął przycisk. Otworzyły się drzwi do prywatnej windy. Carolina uśmiechnęła się i poprawiła muszkę Davida.
- Doskonale sobie poradzisz, mi… - zagryzła lekko wargę i dokończyła - amado.
Chwycił jej łokieć, gdy poprawiała muszkę. Chciał poczuć jej dotyk, ale winda mogła się zaraz otworzyć. Nie mógł sobie pozwolić na Faux pas w takim momencie. Już sobie wszystko poukładał w głowie. Nadal nie był pewien swoich uczuć, ale teraz już nie mogło to wpływać na jego postępowanie. Musiał być profesionalny. Przynajmniej tej nocy nie mógł pozwolić, żeby ból jego serca wpływał na jego działania. Dłoń od łokcia powędrowała na jej ramię.
- Wszystko dzięki twoim naukom, kochana - spojrzał na nią z uśmiechem.
Carolina ujęła jego dłoń i złożyła pocałunek w jej zagłębieniu, wpatrując się Davidowi w oczy. Gdy drzwi windy zaczęły się otwierać odsunęła dłoń od ust ale nie puściła jej. Wyszła z windy pierwsza, prowadząc go. Po dwóch krokach przesunęła dłoń na jego łokieć pozwalając Davidowi prowadzić ich przez ogromny, luksusowo urządzony salon, z którego prowadziło kilka wyjść na zewnętrzne patio, dyskretnie oświetlone.
W salonie było kilka osób, kręciła się również dwójka ghuli z tacami z kielichami z krwią. Te kilka obecnych osób jednak stanowiło ewidentne tło dla dość skromnie ubranej kobiety z długimi, prostymi włosami. Sama jej postawa, wyprostowana sylwetka w kształcie klepsydry przyciągała spojrzenia, sprawiała, że David poczuł się nagle bardzo, bardzo młody i bardzo, bardzo niedoświadczony. Jakby nagle znalazł się w zupełnie innej bajce. Kobieta przesunęła po Davidzie spojrzeniem. Jej wzrok spoczął na Carolinie.
Niedaleko kobiety stało jej całkowite przeciwieństwo: druga z najbrzydszych istot jakie David miał szansę spotkać. Nie trudno było domyślić się z jakiego klanu pochodzi ten ubrany w znoszony smoking wampir. Skinął Carolinie głową na powitanie. Oprócz tej dwójki było jeszcze dwóch mężczyzn: jeden czarny, średniego wzrostu ze smutnym spojrzeniem, drugi wyższy z gładko przystrzyżoną siwawą brodą, sztywno trzymający się. Obaj wykonali lekki ukłony Carolinie. Z patio wyszła również znajoma Davidowi kocica uśmiechając się szeroko i ukazując nowy detal, którego wcześniej David nie spostrzegł: rząd ostro zakończonych ząbków.
W przeciwległej części salonu stała jeszcze grupka 3 osób. Andrew, potomek księżnej i dwie kobiety.
Carolina podeszła do dominującej zebranych kobiety, wykonała lekki ukłon i ucałowała pierścień na wyciągniętej ku niej lewej dłoni.
- Księżno Trinidad i Tobago, dziękujęmy za Twe zaproszenie. Pozwól przedstawić sobie mojego potomka, Davida Wheatstone.
Davidzie, to księżna Doris Newton. -
przedstawiła Davidowi kobietę.
Księżna bez słowa wyciągneła dłoń do Davida we władczym geście.Podobnym jak uczyniła to przed chwilą w stronę Caroliny.
David delikatnie się pokłonił, po czym ucałował pierścień na wyciągniętej dłoni. Nieco żałował, że nie omówił szczegółów etykiety z Caroliną zanim weszli na salę. Cóż, teraz będzie musiał improwizować. Cóż, według codziennej etykiety, to kobieta powinna rozpocząć konwersację. Według biznesowej, to osoba o wyższej pozycji. Obie opcje wskazywały na księżną, więc po ucałowaniu pierścienia cofnął się i czekał.
Spojrzenie księżnej spoczęło na Davidzie.
-Dziękuję, Carolino, możesz odejść. - odprawiła Harpię. Sama zaś ruszyła na patio.
Oczywistym było, że oczekuje, aby młody wampir ruszył za nią.
Carolina puściła ramię Davida i usunęła się z drogi. David czuł jej spojrzenie na plecach.
Powolnym krokiem ruszył za księżną. Czuł, że jest to kobieta mocno przywiązana do tradycji. Wcale to nie poprawiło jego pewności siebie, choć dzięki doświadczeniom korporacyjnym wiedział jak ukryć stres pod skorupą kamiennej twarzy. Nadal czekał, aż to księżna przemówi do niego.
Księżna wyszła na patio i oparła się o balustradę przypatrując się miastu w dole.
- Ciekawa jestem, czy jesteś wart tych przysług, które Harpia rozdała wyciągając cię. Musi bardzo w ciebie wierzyć. Jak znajdujesz dotychczasowe istnienie? - spytała miękkim, przyjemnym głosem.
- Dużo się uczę. Staram się łączyć moje nowe doświadczenia z doświadczeniami sprzed spokrewnienia. Co dzień odnajduję nowe możliwości - powiedział pewnym siebie, niskim głosem. Zastanawiał się, czy powinien dodać “pani” na końcu zdania, jednak się przed tym powstrzymał.
- I czego do tej pory się nauczyłeś?
- Nauczyłem się, że każdego dnia staję się silniejszy. Wiem, że nieskończona egzystencja może dać mi nieskończoną moc. Ale wiem też, że jestem podatny na moc innych. Równych mi, lub potężniejszych. Nawet na chwilę nie mogę opuścić gardy.
Księżna roześmiała się krótko.
- Czego ta Carolina cię uczy? - zapytała retorycznie mierząc Davida wzrokiem.
- Rozumiem, że uzyskałeś swoją domenę?
- Tak - odpowiedział jednym słowem. Nie wiedział, czy odpowiedzieć o Gangrelach, czy opisać lokalizacje Point Lisas. W końcu dotarło do niego, że księżna pewnie wie o wszystkim co ją interesuje. Dlatego skończył na krótkim “tak”.
- Jakie plany na przyszłość? Jak możesz wspierać nasze księstwo? - David miał usłyszeć dokładnie to co usłyszał. Nasze oznaczało moje.
David splótł dłonie za plecami. Nie miał nic do ukrycia.
- Będę zajmował się tym czym za życia. Będę rozwijał przemysł. Handel środkami chemicznymi. Pomnażał fortunę. Moja mentorka nauczyła mnie też, że jeśli moja fortuna rośnie, to rośnie fortuna księstwa. - Powiedziała dokładnie, że księżna będzie musiała mieć udział w ich interesach. Była to zdaje się forma wampirzego podatku, z którą David musiał się pogodzić. Cóż, niby świat nieśmiertelnych istot żywiących się krwią, a jednak i tutaj podatki były powszechne.
Księżna odwróciła się do Davida przodem. Była piękną, pewną siebie Kainitką. Brakowało w niej jednak tego poczucia ciepła, ludzkości jakie można wyczuć w Carolinie. Była piękna i nieosiągalna jak posąg na postumencie.
- Dlaczego zasługujesz na przyjęcie do społeczności nieumarłych? - spojrzała Davidowi w oczy intensywnie.
- Bo jestem wybitny w tym co robię. - Wziął wdech i kontynuował - Jest szereg badań, które mogą okazać się przełomowe. Przez przełomowe rozumiem: “dochodowe”. Teraz, gdy mój umysł nie jest skrępowany śmiertelnym ciałem będę mógł je prowadzić przez wiele lat. Do tego posiadam swoisty dryg do biznesu. Ilu spośród nowych wampirów przychodziło po uznanie już z własną domeną? - David nie miał pojęcia, ale miał cichą nadzieję, że niewielu - Poza tym jak każdy z klanu Toreador mogę być świetnym dyplomatą reprezentującym naszą społeczność.
Księżna skinęła głową:
- Oczekuję pełnej lojalności mój drogi. Jej brak jest niemile widziany.
Wyciągnęła dłoń po raz kolejny.
- Tak, pani - pochylił się w ukłonie delikatnie i ucałował pierścień.
Księżna przyjęła hołd i obydwoje wrócili do głównej części salonu.
- David Wheatstone, z klanu Toreador, zasili szeregi naszych obywateli. - powiedziała księżna po prostu i to było wszystko… Zebrani kiwnęli głowami na znak zrozumienia.
Carolina przedstawiła Davidowi obecnych: starszego Nosferatu, prowadzącego między innymi archiwa księstwa, starszego Brujah, Cassandrę pierwszą po Tailisie, który nie mógł przybyć, drugą po starszym Malkavian, starszą kobietę. Znanego mu już Andrew, potomka księżnej, Starszego Ventrue, tutejszego Szeryfa, który pogratulował Davidowi domeny i dwójkę jego potomków.
Z każdym z nich David mógł zamienić parę słów. Carolina, która wpatrywała się w Davida z dumą, trzymała się nieco na uboczu pozwalając wampirowi samemu stawiać pierwsze, oficjalne kroki w kainickiej rodzinie. David obyty z podobnymi spotkaniami ze wszystkimi wymieniał uprzejmości. Starał się nie podejmować zobowiązujących tematów, za to dyskretnie wypytywał o obszary zainteresowania kolejnych klanów. Pytał o ewentualne powiązania z przemysłem chemicznym, ponieważ liczył na nawiązanie szeroko zakrojonej współpracy na wielu polach. Ot setki oklepanych formułek, które u ludzi zazwyczaj wiążą się z wymianą wizytówek.
Wampir subtelnie ocierał się o temat lokalnego przemysłu chemicznego, gdyż był to główny obszar jego zainteresowania. Zdecydowanie okazało się, że te tematy stanowiły raczej omijaną niszę, co w zasadzie ucieszyło Davida. Do momentu rozmowy z Lennim Morganem, który wprost i bez ogródek powiedział, że ropa to jego działka. Nie było w tym stwierdzeniu groźby, z resztą Brujah nie wygląda tak strasznie jak malowała ten klan Carolina. David zaczął szybko kreślić możliwości współpracy nowo poznanemu wampirowi. Mając na jednej wyspie dostęp do ropy, azotu i melaminy mogli zacząć produkować w skali przemysłowej poliamidy. W kilku słowach David roztoczył wizję Trinidadu jako przyszłej potęgi w produkcji Nylonu i Kevlaru.
Morgan zaśmiał się gardłowo i kiwnął głową:
- Widzę, że Carolina wybrała niezłą sztukę - podał Davidowi swoją wizytówkę - Umówmy się na oddzielne spotkanie - klepnął Davida lekko w ramię. Mimo to, klepnięcie wybiło Davida z równowagi, niosło ze sobą sporo siły.
- Cześć, kaczko. Już znosisz złote jajeczka? - usłyszał za sobą cichy pomruk, gdy Morgan się oddalił.Odwrócił się z uśmiechem.
- Oo, moja ulubiona kotka. Wydaje mi się, że to nie jest miejsce na dyskusje o moich jajeczkach. A cóż sprowadza cię na salony? Ciepła kanapa? Kłębek wełny?
- Tailis nie mógł się stawić, ktoś musiał zastąpić go na tak ważnej uroczystości, jak przyjęcie Cię do stada - powąchała Davida bliżej. - Zmieniasz właściciela? - wymruczała wprost do jego ucha.
Wampir odruchowo zerknął na Carolinę.
- Skąd pomysł, że coś zmieniam? Nie lubię częstych zmian.
Cassandra wzruszyła ramionami:
-Nie pachniesz nią już tak intensywnie. - uśmiechnęła się drapieżnie, ponownie ukazując ostre kiełki.
- Ostatnio odkryłem takie dziwne urządzenie z którego chlapie woda. Ludzie mówią na to prysznic. Później zapach jest mniej intensywny. Kiedyś może ci pokażę.
- To obietnica?
- O ile kotki nie boją się wody. Nie wiadomo jak na to zareaguje reszta twojego stada. Bez zapachu mogą cię już nie poznać - wyraźnie bawiła go ta rozmowa.
- Boisz się? - rzuciła tonem pełnym wyzwania.
Przysunął się bliżej wysokiej kobiety i spojrzał wyzywająco w jej oczy.
- Czego miałbym się bać kiciu? - praktycznie wyszeptał tuż przed jej twarzą. - Wody? Nie, nie boję się.
Cassandra na te słowa kłapnęła zębami tuż przy ustach Davida - jak dziki kot odganiający muchę lub też… zjadający przekąskę.
Wampir cofnął najpierw twarz, a później zrobił krok do tyłu.
- No cóż. Jednak bez tresury się nie obejdzie. Wybacz muszę porozmawiac też z innymi gośćmi - skłamał bez mrugnięcia okiem - Jeśli będziesz chciała skorzystać z tego prysznica, to zadzwoń - podał jej wizytówkę - pomyślimy o jakimś kagańcu i może coś z tego będzie. - Mrugnął okiem po czym ruszył w stronę Caroliny.
- I pozdrów Tailisa - rzucił już przez ramię.
Zza pleców usłyszał lekki chichot. Zaś sama Carolina rozmawiała z Harriet, drugą w klanie Malkavian. Uśmiechnęła się, gdy zobaczyła zbliżającego się Davida i przeprosiła starszą kobietę.
Podeszła do potomka:
- I jak?
- Cóż, księżna mi uświadomiła wiele rzeczy. Teraz już nie będziesz miała mnie na smyczy jak jakiegoś szczeniaczka. Widzisz, teraz to będę bezpośrednio pod starszą klanu Toreador. Podobno strasznie wymagająca z niej su… Eh znasz ją może? - Sięgnął po dwa kieliszki z krwią, które przenosił jakiś ghul. Jeden podał Carolinie.
Toreadorka odebrała kieliszek i popatrzyła na Davida. Na jej twarzy nie widać jednak rozbawienia. Jej oczy powiodły po twarzy mężczyzny gdy spokojnie uniosła kieliszek do ust.
- Chcesz wracać?
Wampir zawiesił wzrok na Cassandrze, po czym spojrzał w oczy Carolinie.
- Jeżeli nie chcesz, żebym do listy moich zboczeń dopisał zoofilię, to bardzo chętnie opuszczę lokal. No i nie wiem, czy wypada wyjść tak po angielsku z imprezy u księżnej. Wypada? - Był w wyraźnie w dobrym humorze. Od dawna nie czuł się tak dobrze. Czuł że wchodzi na salony. Wszystko teraz miało być łatwiejsze.
- Wypada, pożegnajmy się i chodźmy.
Ruszyła ku księżnej i po wymianie kilku pożegnalnych formułek, ucałowania pierścienia, mogli wejść do przywołanej przez ghula windy. Carolina wyglądała na lekko zasmuconą.
Dopiero gdy zostali sami zauważył, że w kobiecie coś się zmieniło.
- Co cię trapi, kochana? - powiedział bez ogródek podnosząc palcem wskazującym jej podbródek.
- Dojrzewasz, dorastasz, zdałam sobie sprawę, że… z resztą nieważne - uśmiechnęła się dzielnie. - Mam coś dla Ciebie w domu - dodała weselszym tonem.
- Z czego zdałaś sobie sprawę? Wiesz, że nie zasnę jeśli nie odpowiesz! - kciukiem gładził jej policzek.
Carolina przysunęła się nieco do Davida:
- Że wyjedziesz, może nie dzisiaj, czy jutro, ale niedługo - ucałowała jego kciuk.
- Carolino, kochana moja domena jest czterdzieści minut drogi od twojej willi. Przecież nie wylatuję z Trinidadu - objął ją i przyciągnął do siebie - zresztą póki nie kupię rozsądnego mieszkania to będę pomieszkiwał kątem u ciebie.
- Och nie traktuj mnie protekcjonalnie - fuknęła ale wtuliła się w wampira i objęła ramionami w pasie - Cassandra cię lubi. Nie będzie ci się nudzić - dodała zupełnie niezobowiązująco.
Poczochrał jej gęste włosy.
- Skąd pomysł, że się nudzę? Mam w pokoju ładną, dużą tablicę. Sobie na niej rysuje cząsteczki i jest fajnie. Nie wiem czemu mi do tego Cassandra? Kto później ogarnie kuwetę?
Drzwi windy otworzyły się i Carolina ruszyła do limuzyny przy której oczekiwał Gerard.
- Zobaczymy, Cassandra lubi łowy. A Ty wydaje się znalazłeś się na jej liście zdobyczy - dodała kwaśno.
- Nie daję się zdobywać byle komu.
Ruszyli do domu.
 
__________________
Wszelkie podobieństwo do prawdziwych osób lub zdarzeń jest całkowicie przypadkowe.

”Ludzie nie chcą słyszeć twojej opinii. Oni chcą słyszeć swoją własną opinię wychodzącą z twoich ust” - zasłyszane od znajomej.
Mi Raaz jest offline