Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Horror i Świat Mroku > Archiwum sesji RPG z działu Horror i Świat Mroku
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 22-08-2016, 22:26   #11
 
Mi Raaz's Avatar
 
Reputacja: 1 Mi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputację
Przyjęcie u Księżnej

Następnego wieczoru zgodnie z informacją miało odbyć się przyjęcie u księżnej.
Carolina oraz Gerard czekali w salonie przed willą czekała biała limuzyna. Gdy David pojawił się w salonie, Carolina akurat poprawiała muszkę wysokiego ghula. Gerard, prawie dwu metrowy mężczyzna, pochylał się z krzywym, lekko drapieżnym uśmiechem do wampirzycy, sięgając dłonią do jej pośladka. Carolina strzepnęła jego dłoń:
- Zachowuj się przyzwoicie.
- O to pierwszy raz, gdy słyszę taki nakaz - zaśmiał się basowo Gerard. Gdy spostrzegł Davida natychmiast spoważniał i odsunął się od Caroliny.
Wampirzyca spojrzała przez prawę ramię i widząc Davida wyciągnęła obie dłonie w jego kierunku w geście powitania. Na twarzy gościł jej nieśmiały uśmiech.
- David… - podeszła kilka kroków, jej suknia miękko oblewała jej kształty.
- Carolino…- wampir pokłonił się lekko ujął jej dłoń i złożył na niej powitalny pocałunek godny dżentelmena.
- Gotowy na spotkanie z księżną? - nakryła jego dłoń swoją z uśmiechem nieschodzącym z jej twarzy.
- U Twego boku jestem gotów na wszystko - podsunął jej ramię, żeby mogli elegancko ruszyć do samochodu. Carolina wsunęła dłoń pod jego ramię i podążyli do limuzyny. Gerard był dzisiaj ich szoferem. Poprowadził samochód ku centrum wyspy i zatrzymał go przed ekskluzywny apartamentowcem. Wysiadł i otworzył drzwi, pomógł wysiąść Carolinie.
Wampirzyca poprowadziła Davida do hallu na parterze, gdzie recepcjonista bez słowa wcisnął przycisk. Otworzyły się drzwi do prywatnej windy. Carolina uśmiechnęła się i poprawiła muszkę Davida.
- Doskonale sobie poradzisz, mi… - zagryzła lekko wargę i dokończyła - amado.
Chwycił jej łokieć, gdy poprawiała muszkę. Chciał poczuć jej dotyk, ale winda mogła się zaraz otworzyć. Nie mógł sobie pozwolić na Faux pas w takim momencie. Już sobie wszystko poukładał w głowie. Nadal nie był pewien swoich uczuć, ale teraz już nie mogło to wpływać na jego postępowanie. Musiał być profesionalny. Przynajmniej tej nocy nie mógł pozwolić, żeby ból jego serca wpływał na jego działania. Dłoń od łokcia powędrowała na jej ramię.
- Wszystko dzięki twoim naukom, kochana - spojrzał na nią z uśmiechem.
Carolina ujęła jego dłoń i złożyła pocałunek w jej zagłębieniu, wpatrując się Davidowi w oczy. Gdy drzwi windy zaczęły się otwierać odsunęła dłoń od ust ale nie puściła jej. Wyszła z windy pierwsza, prowadząc go. Po dwóch krokach przesunęła dłoń na jego łokieć pozwalając Davidowi prowadzić ich przez ogromny, luksusowo urządzony salon, z którego prowadziło kilka wyjść na zewnętrzne patio, dyskretnie oświetlone.
W salonie było kilka osób, kręciła się również dwójka ghuli z tacami z kielichami z krwią. Te kilka obecnych osób jednak stanowiło ewidentne tło dla dość skromnie ubranej kobiety z długimi, prostymi włosami. Sama jej postawa, wyprostowana sylwetka w kształcie klepsydry przyciągała spojrzenia, sprawiała, że David poczuł się nagle bardzo, bardzo młody i bardzo, bardzo niedoświadczony. Jakby nagle znalazł się w zupełnie innej bajce. Kobieta przesunęła po Davidzie spojrzeniem. Jej wzrok spoczął na Carolinie.
Niedaleko kobiety stało jej całkowite przeciwieństwo: druga z najbrzydszych istot jakie David miał szansę spotkać. Nie trudno było domyślić się z jakiego klanu pochodzi ten ubrany w znoszony smoking wampir. Skinął Carolinie głową na powitanie. Oprócz tej dwójki było jeszcze dwóch mężczyzn: jeden czarny, średniego wzrostu ze smutnym spojrzeniem, drugi wyższy z gładko przystrzyżoną siwawą brodą, sztywno trzymający się. Obaj wykonali lekki ukłony Carolinie. Z patio wyszła również znajoma Davidowi kocica uśmiechając się szeroko i ukazując nowy detal, którego wcześniej David nie spostrzegł: rząd ostro zakończonych ząbków.
W przeciwległej części salonu stała jeszcze grupka 3 osób. Andrew, potomek księżnej i dwie kobiety.
Carolina podeszła do dominującej zebranych kobiety, wykonała lekki ukłon i ucałowała pierścień na wyciągniętej ku niej lewej dłoni.
- Księżno Trinidad i Tobago, dziękujęmy za Twe zaproszenie. Pozwól przedstawić sobie mojego potomka, Davida Wheatstone.
Davidzie, to księżna Doris Newton. -
przedstawiła Davidowi kobietę.
Księżna bez słowa wyciągneła dłoń do Davida we władczym geście.Podobnym jak uczyniła to przed chwilą w stronę Caroliny.
David delikatnie się pokłonił, po czym ucałował pierścień na wyciągniętej dłoni. Nieco żałował, że nie omówił szczegółów etykiety z Caroliną zanim weszli na salę. Cóż, teraz będzie musiał improwizować. Cóż, według codziennej etykiety, to kobieta powinna rozpocząć konwersację. Według biznesowej, to osoba o wyższej pozycji. Obie opcje wskazywały na księżną, więc po ucałowaniu pierścienia cofnął się i czekał.
Spojrzenie księżnej spoczęło na Davidzie.
-Dziękuję, Carolino, możesz odejść. - odprawiła Harpię. Sama zaś ruszyła na patio.
Oczywistym było, że oczekuje, aby młody wampir ruszył za nią.
Carolina puściła ramię Davida i usunęła się z drogi. David czuł jej spojrzenie na plecach.
Powolnym krokiem ruszył za księżną. Czuł, że jest to kobieta mocno przywiązana do tradycji. Wcale to nie poprawiło jego pewności siebie, choć dzięki doświadczeniom korporacyjnym wiedział jak ukryć stres pod skorupą kamiennej twarzy. Nadal czekał, aż to księżna przemówi do niego.
Księżna wyszła na patio i oparła się o balustradę przypatrując się miastu w dole.
- Ciekawa jestem, czy jesteś wart tych przysług, które Harpia rozdała wyciągając cię. Musi bardzo w ciebie wierzyć. Jak znajdujesz dotychczasowe istnienie? - spytała miękkim, przyjemnym głosem.
- Dużo się uczę. Staram się łączyć moje nowe doświadczenia z doświadczeniami sprzed spokrewnienia. Co dzień odnajduję nowe możliwości - powiedział pewnym siebie, niskim głosem. Zastanawiał się, czy powinien dodać “pani” na końcu zdania, jednak się przed tym powstrzymał.
- I czego do tej pory się nauczyłeś?
- Nauczyłem się, że każdego dnia staję się silniejszy. Wiem, że nieskończona egzystencja może dać mi nieskończoną moc. Ale wiem też, że jestem podatny na moc innych. Równych mi, lub potężniejszych. Nawet na chwilę nie mogę opuścić gardy.
Księżna roześmiała się krótko.
- Czego ta Carolina cię uczy? - zapytała retorycznie mierząc Davida wzrokiem.
- Rozumiem, że uzyskałeś swoją domenę?
- Tak - odpowiedział jednym słowem. Nie wiedział, czy odpowiedzieć o Gangrelach, czy opisać lokalizacje Point Lisas. W końcu dotarło do niego, że księżna pewnie wie o wszystkim co ją interesuje. Dlatego skończył na krótkim “tak”.
- Jakie plany na przyszłość? Jak możesz wspierać nasze księstwo? - David miał usłyszeć dokładnie to co usłyszał. Nasze oznaczało moje.
David splótł dłonie za plecami. Nie miał nic do ukrycia.
- Będę zajmował się tym czym za życia. Będę rozwijał przemysł. Handel środkami chemicznymi. Pomnażał fortunę. Moja mentorka nauczyła mnie też, że jeśli moja fortuna rośnie, to rośnie fortuna księstwa. - Powiedziała dokładnie, że księżna będzie musiała mieć udział w ich interesach. Była to zdaje się forma wampirzego podatku, z którą David musiał się pogodzić. Cóż, niby świat nieśmiertelnych istot żywiących się krwią, a jednak i tutaj podatki były powszechne.
Księżna odwróciła się do Davida przodem. Była piękną, pewną siebie Kainitką. Brakowało w niej jednak tego poczucia ciepła, ludzkości jakie można wyczuć w Carolinie. Była piękna i nieosiągalna jak posąg na postumencie.
- Dlaczego zasługujesz na przyjęcie do społeczności nieumarłych? - spojrzała Davidowi w oczy intensywnie.
- Bo jestem wybitny w tym co robię. - Wziął wdech i kontynuował - Jest szereg badań, które mogą okazać się przełomowe. Przez przełomowe rozumiem: “dochodowe”. Teraz, gdy mój umysł nie jest skrępowany śmiertelnym ciałem będę mógł je prowadzić przez wiele lat. Do tego posiadam swoisty dryg do biznesu. Ilu spośród nowych wampirów przychodziło po uznanie już z własną domeną? - David nie miał pojęcia, ale miał cichą nadzieję, że niewielu - Poza tym jak każdy z klanu Toreador mogę być świetnym dyplomatą reprezentującym naszą społeczność.
Księżna skinęła głową:
- Oczekuję pełnej lojalności mój drogi. Jej brak jest niemile widziany.
Wyciągnęła dłoń po raz kolejny.
- Tak, pani - pochylił się w ukłonie delikatnie i ucałował pierścień.
Księżna przyjęła hołd i obydwoje wrócili do głównej części salonu.
- David Wheatstone, z klanu Toreador, zasili szeregi naszych obywateli. - powiedziała księżna po prostu i to było wszystko… Zebrani kiwnęli głowami na znak zrozumienia.
Carolina przedstawiła Davidowi obecnych: starszego Nosferatu, prowadzącego między innymi archiwa księstwa, starszego Brujah, Cassandrę pierwszą po Tailisie, który nie mógł przybyć, drugą po starszym Malkavian, starszą kobietę. Znanego mu już Andrew, potomka księżnej, Starszego Ventrue, tutejszego Szeryfa, który pogratulował Davidowi domeny i dwójkę jego potomków.
Z każdym z nich David mógł zamienić parę słów. Carolina, która wpatrywała się w Davida z dumą, trzymała się nieco na uboczu pozwalając wampirowi samemu stawiać pierwsze, oficjalne kroki w kainickiej rodzinie. David obyty z podobnymi spotkaniami ze wszystkimi wymieniał uprzejmości. Starał się nie podejmować zobowiązujących tematów, za to dyskretnie wypytywał o obszary zainteresowania kolejnych klanów. Pytał o ewentualne powiązania z przemysłem chemicznym, ponieważ liczył na nawiązanie szeroko zakrojonej współpracy na wielu polach. Ot setki oklepanych formułek, które u ludzi zazwyczaj wiążą się z wymianą wizytówek.
Wampir subtelnie ocierał się o temat lokalnego przemysłu chemicznego, gdyż był to główny obszar jego zainteresowania. Zdecydowanie okazało się, że te tematy stanowiły raczej omijaną niszę, co w zasadzie ucieszyło Davida. Do momentu rozmowy z Lennim Morganem, który wprost i bez ogródek powiedział, że ropa to jego działka. Nie było w tym stwierdzeniu groźby, z resztą Brujah nie wygląda tak strasznie jak malowała ten klan Carolina. David zaczął szybko kreślić możliwości współpracy nowo poznanemu wampirowi. Mając na jednej wyspie dostęp do ropy, azotu i melaminy mogli zacząć produkować w skali przemysłowej poliamidy. W kilku słowach David roztoczył wizję Trinidadu jako przyszłej potęgi w produkcji Nylonu i Kevlaru.
Morgan zaśmiał się gardłowo i kiwnął głową:
- Widzę, że Carolina wybrała niezłą sztukę - podał Davidowi swoją wizytówkę - Umówmy się na oddzielne spotkanie - klepnął Davida lekko w ramię. Mimo to, klepnięcie wybiło Davida z równowagi, niosło ze sobą sporo siły.
- Cześć, kaczko. Już znosisz złote jajeczka? - usłyszał za sobą cichy pomruk, gdy Morgan się oddalił.Odwrócił się z uśmiechem.
- Oo, moja ulubiona kotka. Wydaje mi się, że to nie jest miejsce na dyskusje o moich jajeczkach. A cóż sprowadza cię na salony? Ciepła kanapa? Kłębek wełny?
- Tailis nie mógł się stawić, ktoś musiał zastąpić go na tak ważnej uroczystości, jak przyjęcie Cię do stada - powąchała Davida bliżej. - Zmieniasz właściciela? - wymruczała wprost do jego ucha.
Wampir odruchowo zerknął na Carolinę.
- Skąd pomysł, że coś zmieniam? Nie lubię częstych zmian.
Cassandra wzruszyła ramionami:
-Nie pachniesz nią już tak intensywnie. - uśmiechnęła się drapieżnie, ponownie ukazując ostre kiełki.
- Ostatnio odkryłem takie dziwne urządzenie z którego chlapie woda. Ludzie mówią na to prysznic. Później zapach jest mniej intensywny. Kiedyś może ci pokażę.
- To obietnica?
- O ile kotki nie boją się wody. Nie wiadomo jak na to zareaguje reszta twojego stada. Bez zapachu mogą cię już nie poznać - wyraźnie bawiła go ta rozmowa.
- Boisz się? - rzuciła tonem pełnym wyzwania.
Przysunął się bliżej wysokiej kobiety i spojrzał wyzywająco w jej oczy.
- Czego miałbym się bać kiciu? - praktycznie wyszeptał tuż przed jej twarzą. - Wody? Nie, nie boję się.
Cassandra na te słowa kłapnęła zębami tuż przy ustach Davida - jak dziki kot odganiający muchę lub też… zjadający przekąskę.
Wampir cofnął najpierw twarz, a później zrobił krok do tyłu.
- No cóż. Jednak bez tresury się nie obejdzie. Wybacz muszę porozmawiac też z innymi gośćmi - skłamał bez mrugnięcia okiem - Jeśli będziesz chciała skorzystać z tego prysznica, to zadzwoń - podał jej wizytówkę - pomyślimy o jakimś kagańcu i może coś z tego będzie. - Mrugnął okiem po czym ruszył w stronę Caroliny.
- I pozdrów Tailisa - rzucił już przez ramię.
Zza pleców usłyszał lekki chichot. Zaś sama Carolina rozmawiała z Harriet, drugą w klanie Malkavian. Uśmiechnęła się, gdy zobaczyła zbliżającego się Davida i przeprosiła starszą kobietę.
Podeszła do potomka:
- I jak?
- Cóż, księżna mi uświadomiła wiele rzeczy. Teraz już nie będziesz miała mnie na smyczy jak jakiegoś szczeniaczka. Widzisz, teraz to będę bezpośrednio pod starszą klanu Toreador. Podobno strasznie wymagająca z niej su… Eh znasz ją może? - Sięgnął po dwa kieliszki z krwią, które przenosił jakiś ghul. Jeden podał Carolinie.
Toreadorka odebrała kieliszek i popatrzyła na Davida. Na jej twarzy nie widać jednak rozbawienia. Jej oczy powiodły po twarzy mężczyzny gdy spokojnie uniosła kieliszek do ust.
- Chcesz wracać?
Wampir zawiesił wzrok na Cassandrze, po czym spojrzał w oczy Carolinie.
- Jeżeli nie chcesz, żebym do listy moich zboczeń dopisał zoofilię, to bardzo chętnie opuszczę lokal. No i nie wiem, czy wypada wyjść tak po angielsku z imprezy u księżnej. Wypada? - Był w wyraźnie w dobrym humorze. Od dawna nie czuł się tak dobrze. Czuł że wchodzi na salony. Wszystko teraz miało być łatwiejsze.
- Wypada, pożegnajmy się i chodźmy.
Ruszyła ku księżnej i po wymianie kilku pożegnalnych formułek, ucałowania pierścienia, mogli wejść do przywołanej przez ghula windy. Carolina wyglądała na lekko zasmuconą.
Dopiero gdy zostali sami zauważył, że w kobiecie coś się zmieniło.
- Co cię trapi, kochana? - powiedział bez ogródek podnosząc palcem wskazującym jej podbródek.
- Dojrzewasz, dorastasz, zdałam sobie sprawę, że… z resztą nieważne - uśmiechnęła się dzielnie. - Mam coś dla Ciebie w domu - dodała weselszym tonem.
- Z czego zdałaś sobie sprawę? Wiesz, że nie zasnę jeśli nie odpowiesz! - kciukiem gładził jej policzek.
Carolina przysunęła się nieco do Davida:
- Że wyjedziesz, może nie dzisiaj, czy jutro, ale niedługo - ucałowała jego kciuk.
- Carolino, kochana moja domena jest czterdzieści minut drogi od twojej willi. Przecież nie wylatuję z Trinidadu - objął ją i przyciągnął do siebie - zresztą póki nie kupię rozsądnego mieszkania to będę pomieszkiwał kątem u ciebie.
- Och nie traktuj mnie protekcjonalnie - fuknęła ale wtuliła się w wampira i objęła ramionami w pasie - Cassandra cię lubi. Nie będzie ci się nudzić - dodała zupełnie niezobowiązująco.
Poczochrał jej gęste włosy.
- Skąd pomysł, że się nudzę? Mam w pokoju ładną, dużą tablicę. Sobie na niej rysuje cząsteczki i jest fajnie. Nie wiem czemu mi do tego Cassandra? Kto później ogarnie kuwetę?
Drzwi windy otworzyły się i Carolina ruszyła do limuzyny przy której oczekiwał Gerard.
- Zobaczymy, Cassandra lubi łowy. A Ty wydaje się znalazłeś się na jej liście zdobyczy - dodała kwaśno.
- Nie daję się zdobywać byle komu.
Ruszyli do domu.
 
__________________
Wszelkie podobieństwo do prawdziwych osób lub zdarzeń jest całkowicie przypadkowe.

”Ludzie nie chcą słyszeć twojej opinii. Oni chcą słyszeć swoją własną opinię wychodzącą z twoich ust” - zasłyszane od znajomej.
Mi Raaz jest offline  
Stary 28-08-2016, 15:05   #12
Krucza
 
corax's Avatar
 
Reputacja: 1 corax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputację
Po przyjeździe, Carolina zaprowadziła Davida do swojego gabinetu i podała mu niewielką podłużną paczuszkę. Młody Kainita z uwagą obejrzał zawiniątko.
- Cóż to?
- Otwórz.
- powiedziała z uśmiechem opierając się o biurko.
Delikatnie rozpakował zawiniątko.
W środku zajdowały się dwie spinki do mankietów. Białe złoto 18 karatów, dwa piękne kanarkowe diamenty. Na wewnętrznej stronie, miały niewielki grawerunek róży.
- Dziękuję. Są piękne. - wampir wyjął jedną z nich i zaczął oglądać uważnie. - Naprawdę piękne. - wstał i bez wahania pocałował Carolinę w usta.
- Cieszę…. - tyle udało się jej powiedzieć zanim poczuła jego usta na swoich.
Otoczyła natychmiast jego szyję ramionami i odpowiedziała namiętnym pocałunkiem. Jej dłonie pieściły kark i szyję wampira, gdy oderwała się w końcu od jego ust.
- Idź do siebie, mi amado - dodała tajemniczo.
- Jeśli taka jest twa wola. - pokłonił sie delikatnie, zabrał spinki i ruszył do swojego pokoju.
U siebie zaczął przymierzać nowe spinki. Założone wyglądały jeszcze lepiej, ale musiał zmienić zegarek. Otworzył szufladę. Brzdęknęła obrączka, której nie nosił odkąd zamieszkał z Caroliną. Włożył ją na palec, żeby zobaczyć jak pasuje do spinek. Pasowała idealnie...

****

W niedługi czas po tym, poczuł dziwne uczucie. Coś w środku jego jestestwa ciągnęło go do Caroliny. Czuł jakby ktoś zarzucił wędkę i powoli skracał linkę, nawiając kołowrotek. Chęć znalezienia się przy niej wypełniła jego myśli. Powolnym krokiem wyszedł z pokoju, kierując się w stronę jej sypialni. Drzwi do pomieszczenia okazały się na wpół uchylone, pozwalając przyjemnej melodii przesączać się na korytarza. Z sypialni biło przytłumione światło.
Delikatnie popchnął drzwi, tak by uchyliły się jedynie na tyle by mógł się wsunąć do środka pomieszczenia.
Pierwszą rzeczą ją zobaczył był niewielki parawan rozstawiony pod skosem w stosunku do pomieszczenia, zastawiający drogę do łóżka. Tuż obok niego stał wygodny fotel, ustawiony na wprost łóżka. Pomieszczenie roświetlało kilkadziesiąt świec rozstawionych w różnych punktach sypialni. Przez otwory w parawanie, David mógł zobaczyć Gerarda siedzącego na łóżku, a przed nim bokiem stojącą Carolinę, która powolnymi ruchami właśnie pozbywała się resztek ubrania
Był pewien, że przedstawienie zostało przygotowane specjalnie dla niego. Wpatrzony w rozgrywający się w pełgającym świetle świec spektakl, zajął miejsce w fotelu...


****

David obudził się tuż po zachodzie słońca. Z pierwszym oddechem jego cera się zaróżowiła. Carolina była zimna niczym głaz. Delikatnie odsunął się w nadziei, że jej nie obudzi. Kobieta nie poruszyła się. Podziwiał jej zamiłowanie do snu. Zresztą nie tylko zamiłowanie do snu podziwiał gdy patrzył na jej nagie ciało lekko wypięte w jego stronę. Wstał i podszedł do fotela. Nadal leżała na nim pozostawiona poprzedniego wieczoru obrączka. Wziął ją między palce. Relikt z przeszłości. Symbol tego czego już nie ma w jego życiu. W sumie nie ma już jego życia. To co go czekało było istnieniem. Egzystencją. Pamiętał jak go zdziwiło to słowo gdy je pierwszy raz usłyszał w czasie spokrewnienia. Siedział teraz w fotelu ubrany w swój wygnieciony elegancki strój. Przez obrączkę obserwował ciało Caroliny. Nieskalane teraz żadnym śladem życia. Dwa symbole w tym samym ujęciu. Życie i istnienie. Nie mógł tkwić ciągle między nimi. Wsunął obrączkę do kieszeni. Poprawił swoje nowe spinki. Nowy symbol. Prezent od jego stwórczyni. Manipulatorki. Wybrała go spośród wielu. Jednak to Devonowi dała pić swoją krew. To Leon dostał nawięcej wolnej ręki w Konfesjonale. A cóż dostał David? Jemu namieszała w głowie. Myślał, że ją kocha. Później nie wiedział co myśleć. Wczoraj, gdy postanowił o wszystkim zapomnieć ona zdawała się naprawdę żałować. W dodatku robiła wszystko żeby nie mógł o niej zapomnieć. Teraz spinki będą mu o niej przypominać. Przy każdej wyjątkowej okazji.
Wspominała o Cassandrze i o tym, że ona lubi zdobywać. Tyle, że Carolina też lubiła zdobywać. Zdobyła ich. Zdobyła ghule. Doszła do pozycji starszej klanu. I jej apetyt się nie kończył. Jej wpływy sięgały Wenezueli, skąd już raz wróciła z kołkiem w sercu. Chociaż byli ze sobą tak blisko, to wampirzyca pozostawała dla niego zagadką.
Czas biegł nieubłaganie. W końcu jej ciało poruszyło się. David nie czekając aż do końca oprzytomnieje rzucił:
- Potrzebuję dobrego adwokata. Muszę się w końcu rozwieść, bo w moim - zawahał się - istnieniu jest o jedną kobietę za dużo.
- Amado?
- Carolina podniosła się, usiadła na łóżku, zamrugała i poprawiła rozczochrane,
splątane włosy. Nie przejmując się swoją nagością, zeskoczyła z łóżka i podeszła do lodówki po krew. Upiła duszkiem większą jej część i po chwili odetchnęła głęboko gdy jej ciało się ociepliło a twarz nabrała ludzkiego wyglądu. - Dam Ci namiary. Do tego wystarczy ludzki adwokat. - Przeszła obok fotela i przesunęła dłonią po policzku Davida, jego szyi i karku. Stanęła za fotelem i pochyliła się ponad jego oparciem. Pocałowała zagłębienie szyi Davida, traciła jego płatek ucha.
- Dzisiaj jedziesz do firmy? - dłoń przytulonej Toreadorki zsunęła się na pierś Davida.
- Nie ma takiej potrzeby. Uroki bycia kadrą zarządzającą. Większość załatwiam mailowo. Planowo dopiero za tydzień podpiszemy umowę z tą Piranią - uśmiechnął się, położył dłoń na szyi kobiety i dosłownie musnął ustami jej usta. Posmak krwi po raz kolejny kazał mu podejrzewać, że Toreadorka usunęła z lodówek krew czarnoskórych mężczyzn. - To znaczy, ze zwycięzcą przetargu. Nie wiedziałem, że są wampirzy adwokaci. To muszą być najgroźniejsi z krwiopijców! - żartował.
Carolina zaśmiała się i oderwała od Davida.
- Nie chcesz ich spotkać - zrobiła przerażoną minkę - Zleciłam zajęcie się listą, którą mi przesłałeś. Dostałam też informację, że mamy opcję na lokalizację magazynu. - dodała zostawiając na policzku Davida pocałunek. Podeszła powolnym krokiem do szafy by wybrać strój.- Jeśli chcesz, możemy pojechać go sprawdzić. Dostałam też namiary na hakera, więc to kwestia dogrania czasu kiedy możemy zacząć w przyszłym tygodniu.
Przez chwilę milczała, po czym dodała nie patrząc na wampira, wciąż stojąc nago z dłońmi wspartymi na odrzwiach szafy:
- Za 2 dni jadę do Wenezueli. Chesz jechać ze mną?
Mężczyzna wstał i położył dłonie na jej ramionach. Uwielbiał patrzeć na jej nagie ciało.
- Będę zaszczycony mogąc z tobą jechać, kochana. - Odsunął jej włosy z prawej strony i odsłoniętą szyję pocałował. Tym razem powoli, delektując się jej zapachem i ciepłem skóry - Czy powinienem zabrać kołek?
Carolina wtuliła się lekko w stojącego za nią Davida i odgięła lekko głowę nadstawiając szyję do pieszczot. Ramion nie opuściła, tylko nieco mocniej zacisnęła na drzwiach dłonie. To było interesujące, on ubrany, ona całkiem naga, bez skrępowania wtulająca się niego.
- Miejmy nadzieję, że nie będzie tym razem potrzebny - skrzywiła się i nadstawiła policzek do pocałunków.
Wampir powiódł lewą dłonią po jej biodrze, później powolutku przesuwał dłoń wyżej, delikatnie muskając palcami jej brzuch.
- Szkoda byłoby uszkodzić tak piękne ciało - dłonią nakreślił X na środku jej klatki piersiowej.
Wampirzyca odwróciła lekko głowę by móc spojrzeć na Davida, uniosła lekko wargi by pokazać kły, przesunęła po nich czubkiem języka.
- Obronisz mnie?
Przycisnął się do niej mocno.
- Będę ich straszył z całych sił, aż pozabijają się uciekając przede mną. A jeśli nie zdążą uciec to ich rozjadę samochodem.
Znowu pocałował jej szyję, tym razem wodząc po niej językiem, jak przy zalizywaniu rany. Po czym odsunął się o kilka kroków.
- I nic się nie martw. Nie będę pił twojej krwi jeśli sobie tego nie życzysz.
Stał wyprostowany z rękoma w kieszeniach. Patrzył na nią bez żadnych zahamowań. W głowie miał jeszcze świeże wspomnienie “prezentu” na jej krągłościach. Czuł, że jeżeli natychmiast nie przerwą niewinnej zabawy, to zaraz splotą się w kolejnym miłosnym uścisku.

****

Przeszli do gabinetu, by omówić kwestię wyjazdu.
- Co muszę ze sobą zabrać? Broń? I z kim się będziemy tam spotykać? Ludzie czy wampiry? - Zadawał bardzo konkretne pytania. Ponieważ spodziewał się dłuższej rozmowy usiadł na krześle umiejscowionym naprzeciw biurka.
- Spotykamy się z kilkoma wampirami, aby omówić dostawy broni. Jeśli to nie wypali, broń będziemy rozprowadzać ludzkimi kanałami. Spotkamy się z kilkoma osobami.
Na chwilę zamilkła i popatrzyła na Davida:
- Jedna z nich jest szczególnie niebezpieczna, zbieram na jej temat informacje. Powinnam wiedzieć nieco więcej przed wyjazdem. W każdym bądź razie chcę abyś miał ją na uwadze i używał swej mocy sprawdzania aur. Powiesz mi później co zobaczyłeś. Dobrze? Umiesz korzystać z broni wogóle? - spytała na koniec z lekkim zdziwieniem.
Twarz wampirzycy ściągnęła się lekko w zamyśleniu. Popatrzyła ponownie na Davida jakby pochłonięta myślami.
- Mniej więcej tak, jak grać w golfa. Jak się ma znajomych w ministerstwie obrony i kacuje
się po kilkudniowej imprezie, to trafia się w różne miejsca. Jednym z nich była strzelnica w San Fernando.

David zaczął grzebać w portfelu i wyjął czarno czerwoną kartę członkowską uprawniającą do zniżek na wejście do strzelnicy i zakup ćwiczebnej amunicji.
- Generalnie wiem, z której strony trzymać gnata, żeby nie odstrzelić sobie głowy. Jedyny cel, w który trafiłem w ruchu to papierowa tarcza na szynach. Choć uważam, że moja kiepska forma wynikała z faktu, że nigdy nie byłem na strzelnicy trzeźwy.
- Porozmawiaj zatem z Gerardem. Załatwi Ci broń i podszkoli.

Schował portfel. Strzelnica była częścią jego przeszłości. Maleńką, ale jednak jedną z tych, do których już nie wróci. Karta członkowska leżała na biurku.
- Co to za kobieta? Dlaczego jest niebezpieczna?
- Do tej pory nie udało mi się znaleźć dostatecznie dużo informacji. Nie wiem z jakiego jest klanu. Mój kontakt twierdzi, że jest czysta i że wszystko powie na miejscu. Zobaczymy. Na razie mam jakieś strzępki informacji a i to niewiele dające. Ktoś, kto potrafi tak się zakamuflować, nie jest byle płotką. Normalnie nie pcham się w takie układy, ale mój kontakt nalega. Kto nie ryzykuje, ten nie ma.
- wzruszyła ramionami.
Dalsza rozmowa nie miała sensu. Wszystkiego mieli dowiedzieć się już na spotkaniu. Młody wampir wyszedł do garażu. Ze schowka w swoim samochodzie wyjął stary rewolwer i poszukał Gerarda. Jak się okazało ghul był w kuchni. David bez zastanowienia położył broń na blacie przed mężczyzną.
- Możesz mi załatwić coś lepszego? Jeżeli znajdziesz czas to chciałbym też trochę postrzelać.
 
corax jest offline  
Stary 28-08-2016, 19:05   #13
 
Mi Raaz's Avatar
 
Reputacja: 1 Mi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputację
Caracas


Wyprawa do Caracas pod względem logistycznym była prosta: lot Z T&T trwał niecałe półtora godziny. Niewielki prywatny samolot wynajęty na fikcyjne nazwisko Angelo Nunez, zapewnił transport dla Caroliny, Davida i Gerarda. Podróżowali z niewielkim bagażem. Po jednej walizeczce dla każdego.
W trakcie lotu, Carolina zupełnie casual jak na siebie, włosami upiętymi wysoko, wdrożyła Davida w szczegóły:
- W Wenezueli, no cóż jej większej części, rządzi Camarilla, pod wodzą klanu Toreador -
uśmiechnęła się z dumą. - Inne klany oczywiście istnieją ale są w mniejszości trzymani mocno pod butem tamtejszego księcia, Juliena Luny. Nasze spotkanie odbędzie się ZANIM oficjalnie zaanonsujemy nasz pobyt w Caracas. Jego prawą ręką jest Manon Jimenez. Seneszal. Uważaj na nią, ma dość mocne powiązania z Tremere. Nasz kontakt to Will Lee z klanu Brujah. - rzuciła spojrzenie na Gerarda. - To o jego kontakcie wspominałam w domu. Nie udało się wiele zebrać, bo wszystkie sznurki z poziomu ludzkiego zostały równo przycięte. Z poziomu wampirzego, drzwi również zostały pozamykane.
Carolina podsunęła Davidowi pod nos komórkę ze starym zdjęciem wyciętym z gazety
- Ada Shonno, zaginęła około 50 lat temu, podobno rzuciła wszystko i uciekła z kochankiem, ostatnia znana lokacja: Miami. Miami jest w rękach Sabbatu. - dodała znacząco jakby to miało coś Davidowi mówić - Podobnie jak niektóre obszary Wenezueli, szczególnie jej południe. Dowiemy się więcej na miejscu. Obserwuj i bierz udział w dyskusji, jedziesz jako pełnoprawny członek, ale nie wywalaj wszystkiego kawa na ławę. Na miejscu ustalimy punkt spotkania, na wypadek gdyby coś poszło nie tak. Pytania?
David siedział spokojnie. Założył lekki płaszcz Ostatnio często padało, co było dość oczywiste w porze deszczowej. Na szczęście nie padało gdy startowali. Płaszcz miał jeszcze jedną zaletę. Dużo łatwiej było ukryć zorganizowaną przez Gerarda broń w kaburze. Gdy lecieli Wheatstone zerkał na GPS w telefonie. Drugi raz w życiu miał być w Wenezueli. W zasadzie pierwszy raz w swoim istnieniu. Dopiero po chwili dotarło do niego, że Carolina czeka na odpowiedź. Czuł, że kwestia Sabbatu jest zbyt skomplikowana na ten moment. Zapyta o to kiedy indziej. Kobieta powiedziała mu wszystko co wiedziała. Ostatnio naprawdę odczuwał w jej zachowaniu troskę. Większą niż na początku. Może to przez fakt, że Leon zawiódł jej oczekiwania? A może brakowało jej kontaktu z Devonem, który teraz więcej czasu spędzał z potomkami Malkava? A może chciała tylko Davidowi wynagrodzić wpływanie na jego umysł? Za dużo domysłów. To nie czas i miejsce, żeby się rozpraszać. Całą poprzednią noc trenował rozpoznawanie aur na mieszkańcach willi. Nie chciał w kluczowym momencie zawalić sprawy. Kusiło go, żeby w tym momencie sprawdzić aurę Harpi. Wolał jednak się oszczędzać..
- Tym razem nie mam pytań, kochana.
Z kieszeni wyjął słuchawki, które podłączył do telefonu i uruchomił sobie uspokajającą muzykę.
Po wylądowaniu, przeszli przez lotnisko, które ewidentnie jednym z tych pomniejszych. Jeden niewielki terminal, brak potężnie rozwiniętej infrastruktury, jedna droga dojazdowa, wokół bujna roślinność. Davidowi jawiło się to jak w filmach gangsterskich. Gerard ruszył pierwszy nie bojąc się tworzącego miejscami błocka ani braku wyasfaltowanej drogi. Przyprowadził z niewielkiego parkingu jeepa , który wyglądał jakby przeszedł już nie jedno. David z zaciekawieniem zauważył kilka niewielkich otwórków na karoserii. Pięknie się prezentowały i wampir aż przystanął z obserwując je z ciekawieniem. Ich wzór zaczął w jego oczach wizualizować się we wzór jakiejś cząsteczki. Stał tak dłuższą chwilę aż poczuł mocne walnięcie między łopatkami. To Gerard przyjaznym gestem zaprosił do go środka.
Załadowali się do auta. Gerard prowadził pewnie i spokojnie.
- Z tyłu w skrzyni są kamizelki. Załóżcie je - odezwał się barytonem.
- Co?! - spytała Carolina zaskoczona, patrząc z niedowierzaniem - Na co kamizelki? Przecież….
- Załóż kamizelkę - powtórzył Gerard nawet nie patrząc na wampirzycę.
- Przecież nawet nie mam jak jej schować pod ubraniem - kobieta próbowała się targować.
- To załóż na ubranie.
Gerard spojrzał szybko na Davida w lusterku wstecznym, sprawdzając czy posłuchał.
David wziął w ręce kamizelkę. Sprawdził materiał z którego była wykonana. Kewlar. Lekki. Wytrzymały. Powszechny. Założył kamizelkę bez słowa. Na kamizelce zapiął kaburę. Sprawdził broń, tak jak mu to pokazywał dwa dni wcześniej Gerard. W końcu założył na wszystko swój lekki płaszcz. Wampir w końcu wyjął słuchawki z uszu i zwinął je do kieszeni.
- Gerard ma rację. Załóż kamizelkę. Nie jesteś nieśmiertelna.
Carolina mamrocząc pod nosem o męskiej solidarności założyła kamizelkę:
- Wyglądam jak ludzik Michelina - zamarudziła ponownie.
- Ale za to będziesz mieć brzuch w całości. I chłopaki nie ocipieją.
- Dobrze, tato - Carola pokazała Gerardowi język przekomarzając się z mężczyzną.
- Nie lubisz bezpieczeństwa, prawda? Kasku w Ferrostaal też nie chciałaś.
Carolina rzuciła Davidowi zabójcze spojrzenie:
- W Ferrostaal w końcu nigdzie nie poszliśmy.

Jechali przez około 30-40 minut omijając konglomeracje miejskie, trzymając pomniejszych dróg, gdzie jeep okazał się nieodzowny. David zerkał przez okno widząc na przemian drzewa, krzaki i błoto. Nic szczególnego.
- To co z tym miejscem spotkania jakby coś poszło nie tak?
- Spotkamy się w Academia Militar de Venezuela - powiedział Gerard, podając namiary. - Powołać się na nazwisko Miguel Tondo. To nie jest placówka wampirza, ale Miguel jest wtajemniczony. Zapewni schronienie i krew. Potem skontaktujecie się z chłopakami w sprawie powrotu. No chyba, że obydwoje wspólnie się przedostaniecie do Caracas, to wtedy Carolina może …
- Nie, Carolina woli nie… - przerwała mu wampirzyca. - Trzymajmy się planu.
Wampir odnalazł omawiane miejsce na mapie w telefonie. Oznaczył je jako ulubione i wpisał jego nazwę jako “Miguel Tondo”. Nie specjalnie miał zamiar polegać na swojej znajomości gwiazd w przypadku gdyby coś nie poszło zgodnie z planem.
- Wszystko pójdzie zgodnie z planem. Jeśli nie pójdzie, to mamy plan B. Nie ma sensu dalsze czarnowidztwo.
Radosna pogaducha skończyła się wkrótce, bo GPS oznajmił, że ich wybrany cel podróży był 100 metrów dalej. Gerard zatrzymał samochód i upewnił się, że kamizelka Caroliny jest poprawnie zapięta. Carolina poddawała się zabiegom z miną mówiącą wyraźnie co o tym myśli:
- Już nie matkuj mi tyle.
Gerard zignorował jej słowa i postąpił z Davidem dokładnie tak samo.
- Ok - powiedział, gdy był w pełni usatysfakcjonowany.

Ruszyli wzdłuż drogi, która z prawej strony zamieniła się w niewielki przecinek wśród roślinności.
Na ich powitanie wyszedł Will i uścisnął im dłonie.
- Witajcie, mamy jeszcze chwilę zanim klient przyjedzie.
 
__________________
Wszelkie podobieństwo do prawdziwych osób lub zdarzeń jest całkowicie przypadkowe.

”Ludzie nie chcą słyszeć twojej opinii. Oni chcą słyszeć swoją własną opinię wychodzącą z twoich ust” - zasłyszane od znajomej.

Ostatnio edytowane przez Mi Raaz : 30-08-2016 o 20:36.
Mi Raaz jest offline  
Stary 29-08-2016, 00:34   #14
Krucza
 
corax's Avatar
 
Reputacja: 1 corax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputację
Zanim Will dokończył mówić te słowa, David usłyszał leciutki szelest za plecami.
- Klient już tu jest. - David powoli odwrócił się w stronę z której dochodziły dźwięki.
Był zdziwiony, gdyż jego mentorka i Gerard odwrócili się dopiero po nim.
Z ciemności wyszła para: wysoki mężczyzna i niziutka kobieta

Oboje pojawili się nagle, jakby wyszli z cieni. Carolina i Gerard odruchowo sięgnęli po broń i wycelowali. Carolina syknęła lekko pokazując kły.
Czarnoskóra robiła niesamowite wrażenie. Pomimo obcasów była niska, sięgała swojemu towarzyszowi zaledwie do pachy. Ale to nawet nie wygląd sprawił, że David nie mógł oderwać od niej spojrzenia. To jej postawa: dumna, nakazująca ugięcie się i okazanie szacunku, wykonanie jej poleceń bez szemrania. Co dziwnego, David nie wyczuwał użycia mocy. Jego uczucia nie robiły wrażenia wymuszonych.
Mężczyzna idący obok czarnoskórej, robił za to wrażenie niesamowicie spokojnego, zaś jego rysy były idealnie regularne, dopieszczone, nieruchome. On nie udawał żywego. Obnosił się ze swym nieżyciem nonszalancko. Trzymał się nieco z tyłu, lecz coś w jego spojrzeniu mówiło Davidowi, aby go nie ignorować.
Wampir poczuł się dziwnie. Mimo młodego wieku wielokrotnie brał udział w negocjacjach, ale nigdy jeszcze na powitanie nikt nie wyjmował broni. Z jednej storny zachowanie ghula i Caroliny dało do zrozumienia, że to nie przelewki. Z drugiej strony oboje stracili w jego oczach. On miał konkretne zadanie zlecone przez mentorkę. Miał obserwować aurę czarnoskórej kobiety. Wyglądała inaczej niż na zdjęciu w telefonie, ale była dość podobna. David włożył ręce w kieszeń. Wybadał aurę kobiety na tyle na ile potrafił.
Rozpoznał z łatwością, że to wampir, do tego nie potrzeba było mu nawet sprawdzać aury. Kolory jednak jakie rozpoznał przede wszystkim to jasno niebieski i niebieski. Uśmiechnął się na myśł o tym, że nie tylko on jest spokojny w tym towarzystwie. Trzymał się na lewo od Caroliny, tak że mógł uchodzić za jej drugiego ochroniarza.

Murzynka skłoniła głową zebranym, to samo uczynił jej towarzysz:
- Witajcie, Ada a to Wiktor.
Carolina schowała broń ale nadal jej twarz wyrażała zaniepokojenie.
- Carolina, Gerard, David - wskazywała kolejno. Gdy padło jego imię David delikatnie skinął głową.
- Will, mogłeś uprzedzić.
- Nie chciałem niszczyć niespodzianki
- Azjata błysnął uśmiechem.
- Nie powiedziałeś im? - Ada powiodła zdziwionym spojrzeniem po Willu i Carolinie.
- Ano nie.
Młody wampir nadal nie widział powodu dla którego miałby się odezwać. Obserwował z zaciekawieniem sytuację, cały czas spoglądając na aurę Ady.
Kolory aury nie zmieniały się, jedynie cała aura nabrała nieco innego wymiaru, jakby pojawiły się w niej wyładowania elektryczne.
-Możecie wyjaśnić nieco sytuację? - spytała Carolina.
Odezwał się Wiktor:
- Carolino, moja droga. - niski, wibrujący głos - Nie masz się czego obawiać z naszej strony.
- Gdzie reszta waszej watahy?
- Carolina rozglądała się niepewnie.
- Nie mamy watahy. - odrzekła smutno Ada.
- Chcesz mi powiedzieć, że przeszliście na drugą stronę?
Ada spojrzała krótko na Wiktora:
- Można tak powiedzieć.
- Co to znaczy „można tak powiedzieć”?
- Carolina dociekała agresywnie.
- Współpracujemy z Camarillą, jako … niezależni konsultanci. Ale nie przyszliśmy
tu na osobiste pogduszki. Chcemy ustalić, czy będziemy mogli prowadzić wspólne interesy, a na tym chyba obu stronom zależy. Z naszej strony nie grozi Wam nic, póki nie zostaniemy zaatakowani pierwsi.

David szybko zaczął składać w głowie kolejne fakty. Camarilla była największą i najlepiej zorganizowaną wampirzą społecznością. Ich przeciwnikami, tudzież konkurencją był Sabbat. Czyżby mieli przed sobą Sabbatników? Nie pozwoli sobie zapytać wprost, bo to zrujnuje całą wizję profesionalizmu i spali go w negocjacjach. Z drugiej strony jakiekolwiek negocjacje z potencjalnym wrogiem na temat dostaw broni były jeszcze bardziej niedorzeczne. Cóż… Zostawała jeszcze kwestia tego, że w świecie korporacji, z którego Davida do końca nie udało się urwać “niezależni konsultanci” sprzedaliby własną matkę za pieniądze.
Stał w zadumie spoglądając raz na mężczyznę, raz na kobietę i jej kolorową aurę.
- Will, do cholery możesz to nam wyjaśnić? - spytała poddenerwowana Carolina.
- Carolino, Ada i Wiktor są naszym kontaktem w Sabbacie. Współpracujemy od 2 lat. Oni też sporo ryzykują stawiając się tutaj.
- Potrzebujemy dostawy broni do Syrii i Iraku.
- dodał Wiktor.
- Mamy dostarczać broń Sabbatowi? - spytała niedowierzająco Carolina.
- Nie Sabbatowi. Odbiorcą jesteśmy my - Ada wskazała gestem na siebie i Wiktora. - Potrzebujemy dostawców do wyposażenia własnych agentów.
- Agentów nie pracujących dla Sabbatu…
- z ironią stwierdziła Carolina.
David nawet przez chwilę nie poczuł dumy z bezbłędnej identyfikacji sabbaników. Sprawy skomplikowały się bardzo mocno. W dodatku chodziło o bliski wschód. Zagryzł na chwilę zęby oceniając bierzącą sytuację polityczną. USA chciało za wszelką cenę przeprowadzić gazociąg do Europy. Gazociąg z Kataru. Tylko po to, żeby zmniejszyć finansowanie Rosji. Cała sprawa była o tyle rewelacyjna, że zamiast nazw Rosja, Katar, USA w wiadomościach przewijały się tylko Irak i Syria. Żadne z tych państw nie miało znaczenia w konflikcie, który rozgrywał się na ich terenie. Paradoks współczesnych wojen. Cóż. Wszędzie gdzie były wojny, byli też ci, którzy na nich zarabiają. Jeżeli nie kupią broni od nich, to będą szukać gdzie indziej. W końcu znajdą. Otwarta wojna zapewniała większe zapotrzebowanie na ładunki wybuchowe niż jakieśtam wojny gangów. To był czas w którym David wreszcie postanowił zabrać głos.
- Jakie macie zapotrzebowanie i jakie ceny proponujecie?
Ada spojrzała po raz pierwszy bezpośrednio na niego. Coś w jej spojrzeniu kusiło i mamiło Davida. Może to ten widoczny w nich mrok i poczucie władzy, kontroli? A może to ten spokój wynikający z bezbrzeżnego poczucia wyższości?
- Po pierwsze, jaki rodzaj broni macie w ofercie? Strzelecka? Rakietowa? Jak wygląda wasz proces dostaw? Jakie ilości jesteście w stanie zaoferować?
Ada wprawnie uniknęła kwestii cen. A David przypomniał sobie, że w negocjacjach cena jest zazwyczaj najniżej na skali priorytetowych pytań. Przystąpił więc do ofensywy. Musiał ustawić siebie w roli mędrca, tak żeby reszta rozmówców się właśnie jemu podporządkowała. Albo jeśli nie podporządkowywała, to chociaż wyraźnie liczyła się z jego zdaniem.
- Mówi wam coś nazwa CL-20? Pewnie nie. Pewnie jeszcze mniej wam powie
heksanitro-heksaazaizowurcytan. Materiał wybuchowy o sile burzącej 20% większej niż RDX stosowany w C4. Możecie dostać surowiec, lub gotowe bomby. Kilogramowy ładunek unieruchomi M1A1 Abramsa bez żadnych problemów. Możemy je dostarczać wam tutaj, albo możecie odbierać je z Trinidadu. Środek nie jest powszechnie produkowany, więc USA nie szuka go równie skutecznie co C4 czy Semtexu. W dodatku jest wolny od znaczników. Nie do namierzenia. Możemy zapewnić stałe dostawy rzędu stu pięcdziesięciu kilogramów tygodniowo
.- Rozwijał się oratorsko niczym wtedy gdy pierwszy raz w Kanadzie opisywał przełożonym metody skutecznej syntezy CL-20. Jednak wtedy nie był jeszcze wampirem. Tym razem mógł się wspomóc swoimi zdolnościami.

Ada i Wiktor słuchali uważnie przemowy Davida. Murzynka kiwnęła głową.
- Jak wyglądają kwestie zabezpieczeń transportowych?
- To nie nitrogliceryna. Nie wybucha od kichnięcia. Nie wybucha przy podpaleniu.
Produkt jest stabilny kinetycznie i termicznie. Zapalniki są pakowane oddzielnie. Bez impulsu elektrycznego ładunek nie wybuchnie. Chyba, ze w paczkę trafi piorun.
- David odpowiedział bez wahania ponownie stawiając się w roli specjalisty.
- Jak z próbkami?
- Dostępne w cenie 200 dolarów za kilogram środka wybuchowego. Przy stałych dostawach proponujemy 150 dolarów za materiał wybuchowy i jakiś dodatek w zależności od rodzaju montowanych zapalników
- Dostępne opcje zapalników?

David splótł dłonie za plecami.
- Najtańsze zegarowe. Zdalne radiowe lub zdalne na częstotliwości telefonii komórkowej. Radiowe mają około 100-150 metrów zasięgu. Komórkowe nie mają ograniczenia, o ile jest zasięg jakiegoś operatora.
- Komórkowe nie wchodzą w rachubę. Cena z radiowymi?

Wampir pierwszy raz od początku rozmowy spojrzał na Carolinę. Nie do końca był pewien, na ile może sobie pozwolić. To ona miała zorganizować elektronikę.
- 40 dolarów dodatkowo. Bomby w wersjach 0,45; 1;2;3;5 kilogramów. Ceny według powyższych stawek.
Ponownie spojrzał na kobietę tym razem zwracając uwagę na jej aurę.
Carolina podeszła aby stanąć koło Davida, gdy ten skończył swój wywód i skoncentrował się na sprawdzaniu aury. Słyszał, że Carolina coś mówiła ale kątem oka zobaczył, że coś porusza się w niedalekich zaroślach. Coś zbliżało się powoli, wyglądało jak zarys ludzkiej sylwetki bez wyraźnych rysów. Skradało się. Carolina zająknęła się jakby na chwilę ale powróciła do swojej wypowiedzi, podając cennik i warunki odbioru. David podszedł bliżej Caroliny, w taki sposób, żeby jego ciało znalazło się między kobietą, a potencjalnym źródłem zagrożenia. Przyłożył palec wskazujący do ust wyraźnie zaznaczając zaniepokojenie. Spoglądał w las, w kierunku gdzie zauważył coś podejrzanego. Bez wahania jego dłoń powędrowała pod płaszcz, żeby wyjąć pistolet z kabury.
Następne wydarzenia rozegrały się tak błyskawicznie, że David z trudem nadążał.
Nagle Carolina, Gerard i David zostali spowici cieniami. Cienie, ciemność zaczęły wypełzać z ciemnych odbić rzucanych przez nich samych! Wkrótce ich trzy sylwetki zatonęły w mroku, który oblepiał ich jak coś oślizgłego, przenikliwie zimnego i gorącego jednocześnie.

Carolina szarpnęła gwałtownie Davida do tyłu, obnażając kły i sycząc przeraźliwie, wymierzyła broń… gdzieś przed siebie. Gerard zrobił to samo.
David wyjął broń z kabury. Tylko szybkim spojrzeniem ocenił, czy jego pistolet na pewno nie jest zabezpieczony. Gdy był już pewien swojej gotowości przysunął się do Caroliny.

Jednocześnie otaczająca ich ciemność pozwalała im spoglądać na otaczającą ich okolicę jak przez ciemną zasłonę, która czasem odsłaniała się by za chwilę ponownie całkowicie zasłonić im widoczność. Z miejsca, które poprzednio przykuło uwagę Davida, wyskoczył dość niski mężczyzna i rzucił się na Adę sycząc:
- Nie zasługujesz na istnienie! - rzucił się na Murzynkę z długimi, kostnymi
pazurami.
Twarz Ady wygięła się w w przeraźliwym grymasie. O włos uniknęła groźnie wyglądający cios i … z jej ciała nagle wyprysnęły 4 grube wijące się przerażająco macki. Z zadziwiającą prędkością pochwyciły atakującego. Ada wyglądała obrzydliwie i pięknie za razem ale to nie było to co przeraziło Davida. To wrażenie i odczucie na widok wypełzających z jej ciała smoliście czarnych, niematerialnych a jednak namacalnych macek. Sprawiały wrażenie inteligentnych i…. absolutenie posłusznych jej woli. Usłyszał zszokowane westchnienie Caroliny i…. osłupiały wrzask Gerarda. Sam David stracił kontrolę nad sobą i rzucił się na oślep do ucieczki.

****

Zatrzymał się raptownie i oprzytomniał. Był …. gdzieś w głuszy…. wokół niego cisza… dzika cisza, przerywana dźwiękami nocnych zwierząt, owadów.
W pierwszym odruchu spojrzał w niebo. Gęste korony drzew jednak zasłaniały gwiazdy. Zaczał się uważnie rozglądać i nasłuchiwać. Nie słyszał strzałów, ani odgłosów walki. Schował broń. Wyjął telefon i uruchomił mapy. Przy okazji sprawdzajać ile czasu zostało do świtu.
Do świtu zostało mu około 1.5 godziny, może nawet 2. Do safehouse’u miał około 40 minut, przez las. Zasięg łapał jedynie idąc z wyciągniętym w górę ramieniem. Każdy cień nasuwał mu nieprzyjemne wspomnienia Ady.
Martwił się o Carolinę i Gerarda, jednak dreszcze przebiegały po jego plecach na samą myśl o cienistych mackach. Ruszył w stronę schronienia co kilka minut podnosząc telefon, żeby kropka wskazująca jego położenie na mapie miała czas złapać aktualne położenie.
Za sobą wyczuł czyjąś obecność.
Odwrócił się gwałtownie sięgając po broń. Za sobą w niedalekiej odległości zobaczył Adę. Stała spokojnie, nie robiąc gwałtownych ruchów.
- Jesteś cały? - spytała, powoli podchodząc lekkim krokiem.
- Tak, chyba tak - puścił pistolet, po który sięgał do kabury - kto to był i gdzie reszta? - starał się zachować spokój, choć nadal czuł niepokój w jej obecności.
- To ktoś kto miał inne przekonania niż ja, nie przejmuj się nim - uśmiechnęła się
co sprawiło dziwne wrażenie w jej twarzy nieroświetlanej ludzkim wyglądem. Wygladała na to czym była: nieumarłą. I nie przejmowała się tym. Jej ciało otaczały cienie, które płynęły za nią niczym dym aby za chwilę się rozmyć lub zagęścić - Reszta? Nie wiem, gdzie są Twoi. Wiktor czeka przy naszym transporcie. Podwieźć Cię gdzieś? - spytała lekkim tonem a David zdał sobie sprawę, że jest sam na sam z nią w środku nigdziebądź.
- Podwieźć? - rozejrzał się w poszukiwaniu środka transportu, którym przybyła. - Raczej nie, poradzę sobie. Kiedy przyjmujecie pierwszą dostawę? - David nie czuł się pewnie w jej obecności. Do tego martwił się teraz o Carolinę i Gerarda. Właśnie, żeby zamaskować swoją niepewność wszedł na tematy stricte biznesowe.
Ada zrobiła zapraszający gest wskazując kierunek nieco w tył i prawo od tego, w którym się posuwał.
- Kiedy możecie ją zorganizować? Od 1 marca? - Ada stanęła obok Davida patrząc w górę. Jednak w przeciwieństwie do Caroliny, wampir nie czuł się przy niej wyższy lub dominujący. Mimo niskiego wzrostu, nie było w niej nic, co wskazywałoby na słabość. - To jak? Idziesz czy zostajesz tutaj?
- Pierwszy marca to dobry termin. Wtedy będziemy mieli już komplet zapalników. Co do wielkosci dostaw, to możemy dostarczać więcej w razie potrzeby. Podając ilości nie wiedziałem na co was stać. Natomiast co do transportu, to zostanę tutaj. Może znajdę kogoś ze swoich.
- Niemal czuł cień gęstniejący wokół kobiety. Czuł też, że to ostatnia szansa, na zwiększenie obrotów ewentualnej wymiany handlowej.
- Zacznijmy od oryginalnie ustalonej wielkości. - Ada stanęła twarzą w twarz z Davidem, cienie zaczęły otaczać również jego stopy wijąc się jak węże - Przerażam Cię? - spytała z nieludzką ciekawością.
Mięśnie Davida napięły się odruchowo. Wzruszył ramionami.
- A czy twoją intencją jest mnie przerazić? - wbrew zasadom kultury odpowiedział pytaniem na pytanie.
- Oboje wiemy, że gdyby taka była moja intencja, nie rozmawialibyśmy tak …
przyjaźnie. A skoro Cię nie przerażam
- dodała z uśmiechem - to czemu odmawiasz pomocy?
- Powód jest prozaiczny. Nadal ci nie ufam. Nie chcę doprowadzić cię do miejsca w którym mam się spotkać z resztą towarzyszy.
- Odpowiedział zaskakująco szczerze, kończąc zdanie uśmiechem.
- Kto powiedział, że zabrałabym Cię do reszty? - spytała prosto z mostu.
- Zapytałaś, czy podwieźć mnie gdzieś. Założyłem, jak widać błędnie, że to ja wskażę miejsce. W takim razie dokąd chcesz mnie zabrać?
- Nieco bliżej cywilizacji
- rozejrzała się dokoła z obrzydzeniem na twarzy.
- Jaką więc formę podróży proponujesz? Bo nie przywykłem wchodzić na plecy nowopoznanym damom.
- O to doskonale się składa, bo ja nie zwykłam dźwigać nowopoznanych ….
- zawiesiła głos - mężczyzn - dodała z nieodgadnionym tonem w głosie. - Samochód mam w pewnej odległości.
Zrobiła zapraszający gest i odwróciła się na pięcie ruszając przed siebie. Po krótkim przedzieraniu się przez lasek, dotarli do samochodu, przy którym stał oparty Wiktor.

Zapach jaki się roznosił wokół samochodu nie był do pomylenia. Krew…mocny zapach w powietrzu. Ada nie zwróciła na niego uwagi. Wiktor skinął jej tylko głową. David zdał sobie sprawę, że facet nie odezwał się jeszcze słowem.
David rozejrzał się w nadziei, że zauważy gdzieś Carolinę lub Gerarda. W końcu gdy nic nie wskazało na ich obecność zbliżył się do samochodu i zapytał:
- Kto nas zaatakował?
Wiktor wskazał kciukiem na tył samochodu bez słowa. Z tego samego kierunku dobiegał zapach krwi. David powoli podszedł do samochodu. Nie czuł głodu. Ale przyjemny zapach krwi kusił. Młody wampir stał się kopalnią mieszanych uczuć. Z jednej strony kusił go zapach. Z drugiej strony bał się tego co zobaczy. Był sam. Z obcymi wampirami. Z przerażającą Adą.
- Możemy już jechać? - powiedział sięgając do klamki tylnych drzwi.
- Jasne - odpowiedziała i wsiadła do auta. Wiktor usiadł za kierownicą. Ruszył ale
to nie był poziom prowadzenia jak u Caroliny. Prowadził sztywno, i bez większej wprawy. Żadnemu z nich to nie przeszkadzało. Po jakieś pół godzinie wyjechał na obrzeża lasu, z których widać było już najbliższe zabudowania. Przez całą drogę żadne się nie odezwało ani słowem.
W końcu wjechali do miasta i Wiktor zatrzymał samochód nie wyłączając silnika.
- Gdzieś konkretnie chcesz pojechać? - spytała Ada.
- A gdzie jesteśmy?
- W La Urbina. Mamy tutaj lokal. Możesz przenocować.

David wyjął telefon, zerknął na mapę z punktem zbornym.
- A moglibyście mnie podrzucić do Plaza Bolivar? Taki park po drugiej stronie miasta.
Z tamtego miejsca David był w stanie dotrzeć do akademii wojskowej i jednocześnie nie naprowadzić sabbatników zbytnio na ich bezpieczną placówkę.
Ada skrzywiła się:
- Nie bardzo, nie zdążymy wrócić, ale jeśli obawiasz się ataku… to jaki mielibyśmy w tym zysk? Jesteś użyteczny i potrzebny. - wzruszyła ramionami.
Uśmiechnął się wręcz drwiąco.
- Wiem o tym. Martwię się o innych. Możemy jechać do tego waszego lokalu. Drzemka nie zaszkodzi.
Na telefonie szybko wystukał wiadomość:

Cytat:
“Jestem z kontrahentem, do zobaczenia jutro w nocy.”
i wysłał do Caroliny. Otrzymał natychmiast zwrotkę:

Cytat:
“Dobrze, trzymaj się. Bądź ostrożny.”
Wiktor w między czasie zrobił coś przedziwnego. Położył dłonie na twarzy Ady. Jej twarz zaczęła się jakby rozmywać, rysy zmieniać i po chwili kobieta wyglądała zupełnie inaczej. Przed Davidem siedziała mulatka. Wiktor przez chwilę koncentrował się i jego twarz również uległa zmianie.

David nawet się nie zdziwił. W ciągu ostatniego miesiąca doświadczył tylu dziwnych rzeczy, że zmiana twarzy go w ogóle nie ruszyła. Wcześniej wkońcu widział jak otaczają ją macki z cienia. To przynajmniej nie był przerażające. Zerknął na mężczyznę, ale żeby nie wyglądać na zanadto ciekawskiego spoglądał w lusterko wsteczne.
Nowe doznania i obserwacje zapchały częściowio twardy dysk jakim był mózg Davida. Z mieszanką ulgi i ciekawości powitał jednak fakt, że Wiktor podjechał pod jeden z bardziej luksusowych hoteli w Caracas. Jakoś zupełnie nie przejmując się faktem, że znajdują się w środku miasta opanowanego przez Camarillę.
Zachekował całą trójkę i wyjechali windą na 12 piętro. Drzwi windy otworzyły się i Ada skinęła na Davida ręką zapraszając go do penthouse’u:
- Czuj się jak u siebie. Napijesz się czegoś?
David rozejrzał się po apartamencie.
- Dziękuję, ale nie. Gdzie mogę się zdrzemnąć?
- W głębi korytarza jest gościnny pokój.
- skierowała się do lodówki i…. wyciągnęła
paczkę krwi. Nalała do kieliszka i dopełniła odrobiną burbonu. - Jesteś pewien, że nie chcesz? - podeszła do Wiktora, objęła go w pasie i podała kieliszek. Po czym spojrzała na Davida.
Choć organy młodego wampira były od dawna martwe, to poczuł dziwny skurcz w żołądku. A może mu się tylko zdawało?
- No może jednego wypiję.
Ada spokojnie przygotowała dwa podobne kieliszki i jeden z nich podała Davidowi.
- Usiądź, nie musisz stać jak na przesłuchaniu. - uśmiechnęła się nieswoją twarzą.
Wziął kieliszek w dłoń i usiadł na kanapie.
- Zatem wypijmy za pomyślność interesów. - David uniósł kieliszek w górę.
- Za interesy - Ada i Wiktor unieśli swoje i zamoczyli usta. Ada usiadła na fotelu, Wiktor usiadł na przeciwko niej. - Jak długo zajmujesz się przemytem bronią?
- Przemytem nigdy się nie zajmowałem. Ja tu jestem od dbania o wysoką jakość produktu. Przemyt to nie moja działka.
- Praktycznie jednym łykiem wypił pół kieliszka krwi.
- Rozumiem. A oprócz jakości, od czego jeszcze jesteś? - Ada przyglądała się Davidowi z lekkim, przyjacielskim uśmiechem. Wiktor nie wykazywał zmian w mimice.
- A jakość to mało? - Przy Adzie David nabral bardzo nieprzyjemnego nawyku
odpowiadania pytaniem na pytanie. - Wiktor zawsze taki wylewny, czy tylko jak mu humor dopisuje? - Wskazał na mężczyznę przechyleniem głowy. Jakoś wątpił, że to sam zainteresowany odpowie.
- Nie powiedziałam, że mało. Po prostu, cała wieczność skoncentrowana na
“jakości”
- zrobiła palcami cudzysłow w powietrzu - nie brzmi jakoś specjalnie…- zawiesiła głos - ...apetycznie.
- A co do Wiktora, nie jest gadułą. Jakie masz powiązania z Caroliną?

David wodził palcem po obwódce kieliszka. W końcu wypił jego zawartość i odstawił na ławę stojacą przy kanapie.
- Jakość - wykonał identyczny gest jak wcześniej jego rozmówczyni - to stałe
dążenie do perfekcji. Czyż można lepiej spożytkować wieczność niż na dążeniu do perfekcji? Czyż mając nieskończenie wiele czasu nie możnaby stworzyć materiałów wybuchowych 40, albo 90% silniejszych niż C4? Skoro nie muszę się martwić o to, że nie zdąże czegoś poprawić, to czy nie osiągnę w końcu sukcesu? A wtedy, czy nie będzie można czegoś jeszcze poprawić? Żeby sprzedać to drożej? Co do Caroliny, to jest moim partnerem handlowym. Tym, który dba o resztę poza jakościa.

Ada słuchała uważnie wypowiedzi Davida, kiwając lekko głową.
- Jeśli definiujesz doskonałość w oparciu o ludzkie definicje. A co z wampirzymi?
- Wampiry mają inną definicję jakości? Czy doskonałości?
- Ciężko mówić o doskonałości w przypadku istot ludzkich przemienionych w
nieśmiertelne. Czyż nie?
- Mówimy o dążeniu do doskonałości. Większość nie osiąga doskonałości.
- Większość nawet nie zdaje sobie sprawy jak daleko im do klasy średniej, nie
mówiąc o doskonałości. A jak Ty osobiście planujesz osiągać wyższą jakość? Wyglądasz i mówisz na takiego, który nie zadowala się byle czym, więc?
- w tonie słychać ciekawość.
- Obserwuję. Wyciągam wnioski. Uczę się. Co to za krew? - wskazał na
opróżniony kieliszek.
- Czyli nie jesteś zainteresowany aktywnym działaniem? - popatrzyła nieco
zdziwiona na kieliszek jakby zupełnie nie miało to znaczenia - To krew kogoś, kto okazał się niegodzien daru. Był słaby i nieudolny. Jedynym pożytkiem z niego jest jego krew. Jeszcze?
Zasłonił kieliszek dłonią.
- Tym razem podziękuję. Nie lubię opijać się przed snem. Kiedyś pewien szuler
powiedział mi, że warto grać tylko w te gry, w których jest się pewnym zwycięstwa. Dlatego aktywnie działam wtedy, gdy wiem, że osiągnę sukces. Dlatego to ja z wami rozmawiałem o produkcie. Bo byłem w stanie przekonać was do tego, że jest wart swojej ceny. I uwierz, że obserwacje i wyciąganie wniosków mogą dać ogromną przewagę. Zwłaszcza w konfrontacji z kimś, kto działa bez odpowiedniego planowania.

Dawid wyprostował się i oparł wygodnie na kanapie. Ada zaśmiała się lekko:
- Wierzę, mój młody przyjacielu, wierzę. Lecz sama obserwacja i zbieranie
informacji bez wykorzystywania ich w… odpowiedni sposób, który przynosi wymierne korzyści Tobie, nie innym, Tobie, to strata czasu. I nuda. Co do porady szulera, grać trzeba tak, żeby zawsze wygrywać, niezależnie od kart. Inaczej gdzie ten smak ryzyka i poczucie, że coś faktycznie osiągasz? Gdyby Carolina grała według zasad szulera, nie byłoby nas tutaj.
- wypiła resztę napoju i oblizała pełne wargi czubkiem języka patrząc na Davida spokojnie.
Zaśmiał się gardłowo. Gdy tak rozmawiali na kanapie gdzieś uleciał cały strach jaki czuł wobec tej dwójki.
- Przecież Carolina zagrała według tej zasady. Ona z każdej pozycji była wygrana.
W sumie nadal jest. Kupujecie ładunki, więc dopieła swego. W dodatku zasłoniła się mną, tak, żeby w razie niepowodzenia transakcji zrzucić winę na mnie. Cóż, z jej pozycji pewne zwycięstwo. Jedynym ryzykiem dla niej są kontakty z Sabbatem, które przy odrobinie perswazji w całości zrzuci na mnie. No bo kto pojechał do waszej siedziby na dzień? Carolina jest graczem, którego uważnie obserwuję
- jego oczy zwęziły się - żeby ograć ją w odpowiednim czasie.
Ada ponownie roześmiała się i spojrzała na Wiktora, który kiwnął głową.
Wstała i podeszła do miejsca, w którym siedział David. Stanęła nad młodym wampirem… i wyciągnęła dłoń po szklankę. Im bliżej była tym mniej ludzka się wydawała. W jej oczach dostrzegał mrok, coś co było jednocześenie fascynujące i odpychające.
David podał jej opróżnione naczynie i gdy była blisko spojrzał nagle na Wiktora.
- A ty? Jak odnajdujesz się w wieczności? Bo domyślam się, nie aspirujesz na
zawodowego kierowcę, prawda?
- Doskonaleniem swoich wampirzych umiejętności i natury.
- zagrzmiał Wiktor - to
kim albo czym byłem za życia nie ma znaczenia. Poznać naturę bestii jaką jesteś, to cel, którego nieliczni są świadomi.

David pokiwał głową ze zrozumieniem, choć nie rozumiał za grosz. Jego bestia przemówiła dotychczas raz i prawie przypłacił to życiem. Innym razem, gdy była blisko prawie zabił kilka osób. Natura jego bestii przerażała Davida bardziej niż widmowe macki Ady.
- I ponownie jesteśmy przy kwestii doskonalenia - zaakcentował ostatnie słowo.
- Żeby coś udoskonalać musisz wyjść z jakiegoś przyzwoitego poziomu. Jeśli nie ma poziomu, marnujesz czas i swój i otoczenia, które może znaleźć inne zastosowania dla twojego podrzędnego poziomu. - powiedział Wiktor.
- Tak, tak, ja też jestem skrajnie prawicowy. Oczywiście, żadnego socjalu dla
nierobów. Prawo ewolucji i przeżywania najlepszych gatunków. Znam to aż za dobrze
- machnał ręką. - Też uważam, że każdy jest w jakiśtam sposób pożyteczny, tylko ktoś inny, mądrzejszy lub bardziej zaradny, musi zaprzędzić go do pracy dla swoich korzyści. Dlatego wchodzicie w ten cały handel z wampirami z Camarili, prawda? - tym razem spojrzał na Adę.
- Zarówno Camarilla jak i Sabbat to bzdura. - Wiktor lekko zmarszczył nos na
słowa Ady. Kobieta zauważyła to i podeszła do niego. Usiadła na oparciu jego fotela a on ucałował jej dłoń. Oboje wpatrywali się nieruchomo w Davida. - Z tą różnicą, że Sabbat jest bliższy założeniom Kaina i się z tym nie kryje. Starszyzna Camarilli zdaje sobie z tego sprawę i dlatego traktuje młode wampiry, jak pionki, do własnych celów. Żadna ze stron nie przyzna się do słabości. A to sprawia, że…. - zawiesiła głos i uśmiechnęła się lekko oczekując odpowiedzi Davida.
Jeszcze jako człowiek najbardziej chyba nie znosił testu niedokończonych zdań. Był oceniany. Na każdym kroku. Każdy jego gest. Każde słowo. Miał tego świadomość. Tak samo jak miał świadomosć, że wypada nadzwyczaj dobrze. Inaczej już by było po nim. Teraz Ada oczekiwała aż dokończy zdanie. Może był to finałowy test. Grała w grę, w której była pewna zwycięstwa. Trudno, jemu zostało obserwować i wyczekać moment.
- Oświeć proszę młodego pionka Camarilli.
- Zawsze się poddajesz tak łatwo? Że żadna z nich nie ma potencjału na doskonałość. Skoro tak, szkoda mi na nie czasu.
- wzruszyła ramionami.
- Tylko, gdy mam w tym jakiś cel. - szeroki uśmiech na jego twarzy mógł sugerować, że bawi go sytuacja - W szachach to się nazywa gambit. Widzisz, niektórzy są na tym etapie, że muszą się posiłkować Camariilą, zanim będą gotowi na własne dążenie do doskonałości. Albo Sabbatem.
- Nie muszą, nie daje się im wyboru. Jak dawno po przemianie jesteś?
- Nie dawno. W końcu czym są lata w obliczu nieśmiertelności?
- Nie chodzi o lata ale o to co w okresie czasu od przemiany do teraz zdołałeś
odkryć o swojej Bestii, i do jakiego stopnia okiełznać, oswoić się z nią. Sabbat daje więcej możliwości w tym względzie, ale ceną jaką się płaci jest gwałt na przemienionym, przeżyjesz albo nie. Camarilla daje większą stabilność i siatkę bezpieczeństwa, lecz możliwości nauki, podążąnia własnymi wyborami są z góry skreślone. Niech zgadnę, Carolina jest twoim mentorem.
- Ada zaczęła przechadzać się po pokoju wyliczając wspomniane kwestie na palcach.
David pogładził się po brodzie.
- Dlaczego akurat Carolina? I dlaczego interesuje cię mój mentor, a nie na
przykład stwórca?
- Stwórca?
- Ada zatrzymała się w półkroku - Jeżeli jest to ta sama osoba i jeśli
Carolina jest Twoją stwórczynią to tylko nadaje jedynie większego znaczenia temu co mówię. Jeśli nie, to krew, która w tobie płynie, nie będzie mieć przewagi. Przewagę będzie mieć to co usłyszysz od mentora. Mentora wybierasz świadomie, Stwórcę? Nie.
- Dobrze, my tu sobie gadu gadu, tam już praktycznie świta a ja nadal nie wiem co
chcecie mi zaproponować. Szereg dobrych rad na nie-życie. Na rozwój. I to wszystko tak za darmo? Prawda jest taka, że czegoś ode mnie oczekujecie. I rozmowa idzie w kierunku, w którym odsłonicie karty. Pokażecie co mogę zyskać, a później będziecie oczekiwać czegoś z mojej strony. W swoim życiu przeszedłem przez miliony negocjacji. Przejdźmy do konkretów, bo jestem już zmęczony, a nie uwierzę w wylewność dobrych rad.
- David pochylił się. Oparł łokcie na kolanach. Splótł dłonie i położył na nich podbródek.
- Jeśli jesteś zmęczony, pokój czeka. Miłego odpoczynku. - Ada skończyła raptownie.
David w pierwszej sekundzie nie mógł zrozumieć co poszło źle. Przecież ją rozgryzł. Czyżby się mylił? W końcu się tego dowie, ale już na pewno nie przy tym spotkaniu. Wstał i ruszył do wskazanego pokoju.
 

Ostatnio edytowane przez corax : 29-08-2016 o 19:09.
corax jest offline  
Stary 29-08-2016, 21:39   #15
 
Mi Raaz's Avatar
 
Reputacja: 1 Mi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputację
Caracas, Noc druga.

Następnego wieczoru po obudzeniu zobaczył smsa:
Cytat:
Czekamy w safehouse, kiedy będziesz? G.
David po raz pierwszy od dawna nie wykorzystał krwi, żeby dopalić swój wygląd. Wstał. Blady niczym trup i wyszedł z pokoju gościnnego w apartamencie Ady.
Siedział tam już Wiktor, który skinął mu w milczeniu głową. Ady nie było.
- Dobry wieczór. Dziękuję, że mogłem przenocować. Będę się zbierał. - powiedział powoli zmierzając do wyjścia.
- Nie ma problemu. - Wiktor odprowadził Davida do windy.

Wyszedł z hotelu i ruszył ku umówionemu miejscu spotkania. Po drodze odpisując na SMS krótkim “już jadę”.
Nie napotkał problemów po drodze i dotarł bezpiecznie do budynku. Na zewnątrz kręcił się Gerard, paląc papierosa.
- No jesteś. Wszystko w porządku?
- Nie pal tego gówna, wiesz ile w tym jest substancji rakotwórczych? Gdzie
Carolina? Ze mną w porządku. A z wami?

- Carolina jest w środku. Chodź zaprowadzę Cię - rzucił niedopałek i przygniótł go buciorem.
Poprowadził Davida do niewielkiego pokoju. Przez drzwi dobiegał głos Caroliny rozmawiającej z kimś przez telefon.
Gerard otworzył drzwi i wpuścił Davida do środka. Carolina widząc potomka, przerwała połączenie i podeszła do niego. Przytuliła się i przyciągnęła jego twarz do pocałunku. Dłońmi zaczęła przesuwać po jego ramionach i ciele:
- Cały jesteś? - spytała - Jak było?
Gdy jej ciepłe dłonie wodziły po jego martwym i zimnym ciele czuł się nieswojo. Wiedział już dlaczego przy niej tak starał się udawać człowieka.
- Zaprosili mnie do siebie na imprezę. Wiesz, body shoty z wampirzej krwi spijane z cienistych macek. Wiktor opowiadał dowcipy. Ekstra. Naprawdę - Jak zwykle gdy David był zdenerwowany ironizował.
- Co to jest ten Sabbat? I jak nasza szacowna księżna zapatrywałaby się na naszą współpracę z nimi?
- Sabbat?- Carolina zmarszczyła brwi - To konkurencja Camarilli. Księżna i książę Caracas raczej nie patrzą pozytywnie. Ale Ada i Wiktor … - Carolina odsunęła się od Davida i założyła ręce na piersiach - odeszli z Sabbatu. Są poszukiwani przez Sabbat. Will w końcu wykrztusił informację, gdy go ...przycisnęliśmy.
Wampir miał wrażenie, że tym eufemizmem jego mentorka zasłoniła stwierdzenie: “zrobiliśmy mu wodę z mózgu”. Nie chciał jednak komentować jej metod. I tak była mu dużo bliższa, niż poznani zeszłej nocy uciekinierzy z Sabbatu.
- Możemy już wracać? Czy mamy tu jeszcze jakichś kupców na ładunki?
- Możemy, ale możemy też umówić się na spotkanie z Julienem. Możemy od razu załatwić kwestię przerzutów i miałbyś szansę na poznanie kontaktów tutaj. Co wolisz?
David usiadł. Musiał przed sobą przyznać, że bardzo cieszy się z tego, że jego mentorka jest cała i zdrowa. Wampiry z którymi spędził ranek były co najmniej dziwne. Dość jednoznacznie sugerowały mu, że w Camarilli nie ma przyszłości. Z tym, że on ledwo pół roku nie żył.
- Przepraszam - zasłonił twarz, wziął kilka głębokich wdechów, krew zaczęła krążyć w jego ciele. Powoli jego kolory zbliżały się do ludzkich.
- Nawet nie wiesz jak się cieszę, że jesteście cali. Co tam się wczoraj stało? I
owszem, chciałbym poszerzyć moje kontakty.

- Gerardzie, możesz załatwić spotkanie?
- Jasne - Gerard wyszedł wybierając numer zaś Carolina usiadła Davidowi na kolanach i uniosła jego twarz do góry.
- Przepraszasz za co, mi amado? - spytała spoglądając mu w oczy - nic złego nie zrobiłeś.
David odsłonił twarz.
- Za to, że tak wyglądałem. Za to, że się przestraszyłem tych dziwnych macek. Zostawiłem was. Mogło wam się coś stać.
Objął kobietę w pasie i przycisnął do siebie. Twarz położył na jej piersiach.
Carolina pogłaskała Davida po karku i głowie:
- Nie masz za co przepraszać. Martwiłam się o Ciebie, dobrze, że nic ci się nie
stało. Dobrze cię potraktowali? -
dopytywała się Carolina trącając nosem ucho mężczyzny.
Zaśmiał się cicho czując jej dotyk na uchu.
- Tak, nie zrobili mi nic. Napoili krwią jakiegoś “niegodnego” wampira i zadawali wiele pytań.
Jego uścisk wokół jej talii stał się mocniejszy.
- Hmmm? - Carolina odsunęła nieco twarz na słowa o krwi wampira - jakiego
niegodnego? Piłeś z innego wampira? Dużo? Unicestwili go przy Tobie? -
zadawała gwałtownie pytania.
- Piłem z paczki. O tyle - pokazał kciuk i palec wskazujący rozstawione na około cztery centymetry - jeden kieliszek. Mam chuchnąć? Wiktor powiedział, że nie zasłużył na przemienienie i teraz jedyny pożytek jaki z niego został to krew.
- David, to nie jest śmieszne - ofuknęła go gniewnie - Sam wiesz co znaczy pić z innego wampira. Wczoraj podobno zaatakował ich były członek watahy, który według Wiktora miał coś w rodzaju bonda do Ady. To nie jest dokładnie to samo co więzy krwi, nie znam się na tych sabbackich kwestiach. - wyjaśniała ze zmarszczonymi brwiami - Podobno różnica wynikała z innych światopoglądów. Jak jest naprawdę, muszę poszperać ale to zajmie trochę. Nic Ci nie powiedzieli na ten temat?
- Jakoś tak nie pytałem - David uniósł brwi - chcieli czegoś ode mnie. Jestem pewien. Sprawdzali mnie. Zadawali pytania i w większości wypadków moje odpowiedzi ich satysfakcjonowały. W końcu powiedziałem, że mają przejść do rzeczy. No i wtedy Ada przerwała przedstawienie. Zresztą już świtało.
- Sprawdzali? O co pytali?
- Czym się zajmuję w tym naszym układzie. Od jak dawna siedzę w przemycie. Kiedy mnie przemieniono. Czy jesteś moim mentorem. Czego oczekuję od wiecznego życia i jaki mam na nie plan. Gdzie widzę się w ich Watasze za 10 lat. - David pozwolił sobie wpleść ostatnie pytanie żeby rozbawić mentorkę.
Zamiast tego, Carolina zmierzyła go ostrym spojrzeniem.
- To nie jest zabawne - zamyśliła się - Trzeba się dowiedzieć, czego chcą. Rekrutować? Ale do czego? Skoro odeszli z Sabbatu, to co chcą od Ciebie? Nie mów nikomu o tym. - machnęła dłonią - sam z resztą wiesz. Za samo posądzenie o kontakty z Sabbatem, możesz zginąć.
- Domyśliłem się, że to nie zabawa. Tej kobiecie wyrastała ciemność z pleców.
Taka… -
szukał słowa - namacalna! tak gęsta, że można ją bylo dotknąć. Wolałbym ich wiecej nie spotkać. Zresztą tobie też nie jest na rękę ta wymiana, prawda? Widziałem jak reagowałaś na naszego łącznika gdy dowiedziałaś się z kim będziemy handlować.
- Nie jest - mruknęła Carolina wtulając twarz w szyję Davida - to mi dziwnie pachnie. Dlatego pogadajmy jeszcze z Julienem. Może on będzie chciał skupować. Wolałabym tę opcję. Co za dużo to niezdrowo.
David głaskał ją delikatnie po bujnej fryzurze.
- Z punktu widzenia samego interesu ważna jest dywersyfikacja klientów. Jeżeli będziemy sprzedawać tylko w jedno miejsce, to łatwo możemy stracić dochody.
Druga ręka Davida wsunęła się pod koszulkę Caroliny i zaczęła gładzić ją po brzuchu.
- Jakby nie było, potrzebujemy Ady i Wiktora przynajmniej na początku.
Jeśli Julien będzie zainteresowany to będziemy mieć jego oraz kartel. Nie wiem czy tak bardzo potrzebujemy Ady i Wiktora. Chyba, że puścimy te transakcje przez kartel. Ale tak czy siak powiązania będą bliskie. Na tyle bliskie, żeby dotrzeć do Ciebie i do mnie. Muszę to przemyśleć.

- Sądzę, że ta para to dla nas troche za duże ryzyko. I dziwi mnie fakt, że zaakceptowali bez wahania cenę blisko ośmiokrotnie wyższą od rynkowej. Ten towar jest wart trzy, może pięć razy więcej niż C4. Ale nie osiem. I chyba to mnie zaniepokoiło. Przecież nie jestem tak dobrym negocjatorem, prawda?
Carolina dmuchnęła mu w ucho ciepłym powietrzem, gdy parsknęła śmiechem:
- No wiesz… powinnam się teraz obruszyć?
- Nie wiem. To ty pokazałaś mi jak negocjują wampiry - dłoń przeszła na plecy gładząc jej ciało tylko opuszkami palców.
Carolina uśmiechnęła się jakby na wspomnienie:
- Co robisz? - spytała ciekawie czując lekką pieszczotę
- Ja? - palec wskazujący wędrował wzdłuż kręgosłupa ku dołowi - Rozmawiam z moją partnerką… biznesową, na temat rozwoju naszej działalności - opuszek drażnił delikatne włoski na ciele dziewczyny. Na chwilkę powędrował nawet za pasek kobiety. Po czym ślad dotyku zniknął równie nagle jak się pojawił.
- Mhmmmm - powiedziała z lekkim, żartobliwym przekąsem na twarzy - O! Już koniec rozmów?
- No, czeka nas spotkanie z tym Julienem, tak? Nie powinniśmy się jakoś przygotować?
Carolina westchnęła i wstała z kolan Davida.
- Oczywiście, że tak. Jedziesz spotkać swego dziadka w końcu - mówiąc to odwróciła się plecami do mężczyzny i pochyliła nad walizką. Zaczęła grzebać w ciuchach.
David przełknął ślinę.
- Tak tylko pozwolę sobie zapytać, - przysunął się blisko pochylającej się wampirzycy - czy on też uczył swoją potomkinię jak negocjują wampiry?
Carolina zacisnęła usta.
- Jego nauki były … - zamrugała szybko - … bardziej rygorystyczne. Dlatego nie był moim mentorem zbyt długo.*
Drobna dwuznaczność odbiła się ukłuciem zazdrości gdzieś głęboko w głowie Davida.
- A ty nie jesteś wobec mnie rygorystyczna? Czyli będziesz długo mym mentorem. To chyba dobrze?
Carolina popatrzyła na potomka z nieodgadnionym wyrazem twarzy:
- Jeśli nie jesteś zadowolony, mogę poszukać kogoś innego.
Zagryzł zęby. Nie znosił gdy się bawiła tą swoją władczością.
- Przecież to ty mnie wybrałaś. Jeśli zechcesz się odwrócić, to przyjmę to na klatę
- prawie przycisnął się do niej prężąc swoją klatkę piersiową, po czym ją objął.
- Ale jeśli mogę, to wolę zostać - mrugnął okiem.
Carolina złapała go za wyprężoną klatę i wtuliła się w niego mocno. Aż wypchnęło mu to powietrze z płuc. Zacisnęła ramiona wokół jego pasa.
- Dobra odpowiedź - mruknęła mu w splot słoneczny - i tak bym Cię nie puściła. - ugryzła go przez materiał koszuli i skrzywiła się - Idź, weź prysznic.
- Taa, przyda mi się. Wczoraj biegałem po lesie. Nie chcesz mi umyć pleców? -
Odwrócił się i zdał sobie sprawę, że nawet nie wie gdzie jest prysznic.
- A zdążysz skończyć w 20 minut? - spytała niewinnie.
- Nie bardzo wiem jak jestem brudny. - Zdjął płaszcz i koszulkę. Już z nagą klatką piersiową stanął przy wampirzycy i zapytał:
- A jak szybko umyjesz moje plecy?
- Hmmmm…. 10 minut powinno starczyć, żeby odszorować ten brud -
uśmiechnęła się nieco bardziej rozluźniona.
- Prowadź do prysznica, a ja pomyślę jak zagospodarować pozostałe 10 minut. Może Tobie też trzeba coś wymyć?
- Tak, brzuszek - powiedziała z minką małej dziewczynki - bo niedobry pan mi go upaćkał brudną łapką - i pociągnęła Davida do łazienki po drodze pomagając mu się pozbyć spodni i bielizny.
 
__________________
Wszelkie podobieństwo do prawdziwych osób lub zdarzeń jest całkowicie przypadkowe.

”Ludzie nie chcą słyszeć twojej opinii. Oni chcą słyszeć swoją własną opinię wychodzącą z twoich ust” - zasłyszane od znajomej.

Ostatnio edytowane przez Mi Raaz : 30-08-2016 o 20:36.
Mi Raaz jest offline  
Stary 30-08-2016, 12:00   #16
 
Mi Raaz's Avatar
 
Reputacja: 1 Mi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputację
Julian Luna


Po doprowadzeniu się do porządku Carolina i David oraz Gerrard ruszyli ku posiadłości księcia miasta. Carolina ewidentnie przez większość drogi była skupiona i poddenerwowana. Jak zwykle objawiało się to lodowatą uprzejmością i małomównością. Po niezbyt długiej jeździe samochodem, tym razem wynajętym Mercedesem, podjechali na stojącej na wzgórzu przepięknej willi w stylu rustykalnym. Okratowana brama, pośrodku wysokiego, białego muru, broniła wstępu do posiadłości.

Gerard zaanonsował ich przybycie przez domofon. Brama się otworzyła po chwili i przywitał ich niewielki oddziałek ochrony. Dobre garnitury, elegancja, nie wskazywały na to, by panowie mieli na sobie jakiekolwiek uzbrojenie.
Jeden z ochroniarzy wskazał miejsce do zaparkowania.
- Gerard, zostań w samochodzie. To nie powinno zbyt długo zająć - powiedziała Carolina i wysiadła z samochodu poprawiając sukienkę i rozpuszczone luźno długie włosy. Wsunęła dłoń pod ramię Davida, uśmiechając się lekko jakby starała sobie i jemu dodać animuszu. Wampir założył na spotkanie jedyny garnitur jaki zabrał do Wenezueli. Chcąc się przypodobać Carolinie zabrał również spinki, które mu sprezentowała.

Po drodze, wspinając się po stopniach, David mógł zobaczyć przepięknie utrzymane ogrody a w dali panoramę miasta. Weszli razem do willi i gdy ghule zamykały za nimi drzwi, usłyszeli męski głos.

- I kogóż tu mamy… Córka ma utracona wraz…. - wysoki mężczyzna stanął na ostatnich
schodach w aroganckiej pozie taksując spojrzeniem najpierw Carolinę, a potem wpijając się wzrokiem w Davida.
Carolina odsunęła się od Davida i poruszając się kusząco w swojej niewinnie wyglądającej kreacji podeszła do wampira.
- Witaj, Sire - ujmując dłoń mężczyzny, złożyła na niej pocałunek. - Wybacz, że zakłócamy Ci spokój, ale…
Julian nie pozwolił jej skończyć. W pół zdania wymierzył jej siarczysty policzek otwartą dłonią. Głowa kobiety została odrzucona na bok, w powietrzu zapachniało krwią. Carolina zachwiała się i zrobiła odruchowy krok do tyłu. Zasyczała złowieszczo wystawiając kły. Oczy Juliana błysnęły złowrogo.
Davida ukłuł niemal fizyczny ból, gdy zobaczył z jaką siłą otrzymała cios jego mentorka. Zrobił krok przed siebie zbliżając się do księcia i swej mentorki, jednak nadal pozostając w odległości uniemożliwiającej mu ingerencję fizyczną w całe zdarzenie.
- Jestem David Whetstone z klanu Toreador, z Trinidadu i Tobago. - Swą wypowiedź zakończył delikatnym ukłonem i ułożeniem prawej dłoni na piersi. Spinka z symbolem klanu rozbłysnęła świetlnym refleksem.
Autorytet jego mentorki został zmiażdżony na jego oczach. Nie mógł jej jednak inaczej pomóc niż odwracając od niej uwagę księcia. Wszystko inne mógł potraktować za obrazę, a to zamykało im możliwości handlu.
- Wiem kim jesteś, szczeniaku - warknął Julian i złapał gwałtownie Carolinę za ramię, zaciskając gwałtownie palce wokół niego. Szarpnięciem pociągnął ją jak szmacianą lalkę ku schodom. - Zaczekaj tu, ktoś się Tobą zajmie - rzucił Davidowi.
- Ty, idziesz ze mną - warknął do Caroliny. Wampirzyca nie spojrzała na Davida ani przez chwilę.
Pokornie ponownie pochylił głowę. Zaplótł dłonie za plecami i czekał bez ruchu.
Po kilku minutach z głębi willi wyszła kobieta z burzą kręconych włosów. Była średniego wzrostu lecz wyższa od Caroliny, zbudowana delikatnie, jej twarz miała również wyraz lekkiego zadumania, nieobecności. Co przykuło uwagę Davida to jej przepiękne oczy.
Podeszła lekkim krokiem do mężczyzny. Nie miała na sobie butów, więc i jej kroki nie wywoływały dźwięków. Ubrana w lekką białą sukienkę bez żadnych ozdób.
- Witam, jestem Manon - stanęła na przeciwko i przesunęła dłonią odsuwając pasmo włosów.
David patrzył jej wprost w oczy zastanawiając się, czy kobieta się speszy.
- Dobry wieczór. Jestem David Whetstone z klanu Toreador. Przybyłem w interesach do Księcia, ale jak widzę nie znalazł dla mnie czasu.
David ze zdumieniem zauważył, że spojrzenie kobiety nie podąża za jego wzrokiem. Jej oczy były piękne lecz … nieruchome, martwe.
- Książę jest niezwykle zajętym kainitą ale być może ja będę w stanie pomóc. Jakież to interesy? - zrobiła zapraszający gest dłonią w kierunku, z którego przyszła. Nie wyglądała jakby się przejęła oczywistą wymówką.
Wampir ruszył we wskazanym kierunku.
- Chodzi o broń. Konkretnie materiały wybuchowe. Zastanawia mnie czy lokalna społeczność wampirów byłaby nimi zainteresowana.
Manon poprowadziła mężczyznę do przyjemnie choć prosto urządzonego salonu i podeszła do barku oferując Davidowi napitek.
- Materiały wybuchowe? - powtórzyła marszcząc brwi - Skąd przypuszczenie, że tego rodzaju transakcje byłyby w kręgu zainteresowań Juliana?
- Krążą pogłoski o lokalnie działających członkach Sabbatu. Zawsze warto się zbroić, gdy wróg jest blisko. - David ujął kielich z krwią i podszedł do prostej kanapy. Czekał, aż jego rozmówczyni pierwsza zajmie miejsce.
- Sabbatu? - Manon usiadła niedaleko, na tej samej kanapie, lekko wyciągając przed siebie dłoń, macając jej oparcie - Skąd takie wiadomości?
David powoli usiadł, zaraz po kobiecie.
- Wenezuela nie jest spokojnym państwem. Kartele, gangi. I nie mówię tu o samym Caracas, ale na południu z pewnością przestępczość jest dużo większa. A tam gdzie dzieją się takie rzeczy zazwyczaj miesza się Sabbat. Nawet gdyby takie wiadomości nie docierały do Trinidadu, to i tak można wyciągnąć takie wnioski czytając gazety.
Upił nieco krwi, którą mu podano.
- Oczywiście, moje wnioskowanie może być złe, a pogłoski mogą być nieprawdziwe. Zapomnijmy więc o jakiejkolwiek broni. Napijmy się i cieszmy się ciepłem tej nocy.
Manon przez chwilę nic nie mówiła.
- Davidzie, pozwolisz mi się zobaczyć? - spytała.
- Zobaczyć? Nie rozumiem - odpowiedzial zupełnie szczerze.
Manon podsunęła się bliżej Davida i wyciągnęła dłonie. Szczupłe, o długich, delikatnych palcach. Po omacku zaczęła szukać nimi przed sobą, aż trafiła na twarz Davida. Powolnymi ruchami zaczęła przesuwać palcami po czole, brwiach, nosie, policzkach, ustach i szczęce mężczyzny. “Patrzenie” trwało przez jakiś czas.
- Ciekawa reakcja. - uśmiechnęła się delikatnie Manon. Uśmiech rozświetlił jej delikatne rysy.
- Byłaś niewidoma zanim cię przemieniono. Prawda? - David nie miał w swoim życiu doświadczenia w postępowaniu z niewidomymi. - I cóż “zobaczyłaś” na mojej twarzy?
- Owszem - przyznała wampirzyca odsuwając się od Davida spokojnie, jakby nie chciała go spłoszyć. - Co zobaczyłam? - uśmiechnęła się kącikiem ust - Powód, dla którego moja siostra Cię przemieniła. Pasję skrytą pod powłoką spokoju.
- Cóż, to chyba cecha typowa dla naszego klanu. Śmiem wątpić, że jest to wypisane na mojej twarzy. Też jesteś potomkinią księcia? - Jeśli kobieta siedząca na przeciw Davida była siostrą Caroliny, to być może miał przed sobą prawdziwą studnię wiedzy o swojej mentorce. Nie chciał stracić tej okazji.
- Cóż, nie byłbyś pierwszym z niedowiarków - zaśmiała się perliście. - Owszem - ujęła krańce sukni w palce i siedząc wykonała parodię ukłonu.
- Czy wszystkie was tak traktuje? Tak jak Carolinę?
- To znaczy jak? - Manon przekrzywiła lekko głowę.
- Widzisz, zanim mnie przemieniono to żyłem z ludźmi. Tam raczej na powitanie nie biło się swojego dziecka po twarzy. Zwłaszcza w obecności gościa. - Wziął kolejny łyk z kielicha.
- Cóż, Julian jest specyficzny - powiedziała niezobowiązująco Manon. - To wszak jego domena.
- Czyli traktuje was jak swoją własność - powiedział podsumowując. - A jego córki też są specyficzne pod tym względem?
- Każde childe jest do pewnego stopnia własnością Stwórcy. - Manon wyglądała na pogodzoną z losem - Pytasz mnie czy stosuję siłę fizyczną? - spytała zdziwiona.
- Pytam jak bardzo różnisz się od Caroliny. Pytam też co was Łączy.
Manon przez chwilę próbowała zrozumieć o co dokładnie chodzi mężczyźnie i odparła z wahaniem:
- Łączy nas nasz Stwórca i nasze wychowanie - zmarszczyła brwi, odpowiadając nieco z wahaniem jak na egzaminie czy teście - a co nas różni? Carolina woli intensywne istnienie.
-Rozumiem.- powiedział z zawahaniem po czym dodał - wybacz proszę, że jestem tak dociekliwy. Nie chcialem cię urazić. Tylko ciekawi mnie egzystencja mojej stwórczyni.
- Nie uraziłeś mnie - machnęła dłonią. Wampirzyca faktycznie robiła wrażenie dużo bardziej delikatnej niż sama Carolina. Dłonie, twarz, postura - wszystko to było zupełnie inne od dynamicznej i jakby ciągle manipulujacej Caroliny.
- Chciałbyś się przejść po ogrodzie?

David wstał i podsunął ramię kobiecie, na tyle blisko by je poczuła.
- Z przyjemnością. Tylko mów dokąd mam iść.
- Poprowadzę - położyła dłoń na jego ramieniu - Krępuję Cię? - powiedziała bardziej niż zapytała cicho. Ruszyła również przez salon do rozsuwanych drzwi prowadzących na zewnątrz. Sięgnęła macając powietrze by je rozsunąć.
Wampir pomógł jej samemu rozsuwając drzwi.
- Skrępowanie nie jest dobrym określeniem tego jak się czuję. W zasadzie moje zakłopotanie wynika z tego, że nigdy nie byłem na spacerze z niewidomym.
- Zasada nr 1 nie traktuj niewidomego jak upośledzonego - zaśmiała się ciepło. Robiła naprawdę przyjemne wrażenie. - Jesteśmy w południowej części ogrodu. Kwitną tutaj moje ulubione kwiaty - sięgnęła dłonią by przesunąć po krzewach różanych, pachnących upojnie. - Nuit de young - powiedziała marzycielsko, zrywając jeden kwiat i podsuwając Davidowi do powąchania. - Co czujesz? - spytała nagle stając przed nim.
Wampir wciągnął powietrze.
- Zapach podobny do słodyczy zmieszanej z cytrusami. - Tym razem to on czuł się jak na egzaminie.
Manon zaśmiała się:
Ciekawe, ja nie wyczuwam cytrusów, lecz samą słodycz. - zaczęła wsuwać sobie kwiat we włosy. Zaś sam ogród, cóż, faktycznie robił wrażenie. Uporządkowany w stylu brytyjskim, z niewielkimi alejkami ciągnącymi się po sporej przestrzeni. - Byłeś kiedyś w Caracas?
- To mój pie… Czekaj. Byłem tutaj jeszcze zanim zostałem spokrewniony. Ale nie długo. Jedną noc w hotelu przy lotnisku. Nie miałem okazji zwiedzić miasta jeśli o to pytasz.
- Ciekawa byłam, czy miałeś okazję wcześniej zwiedzić miasto. A skoro byłeś to przed przemianą to… coś się zmieniło? - znowu ruszyła przytrzymując się ramienia mężczyzny.
- Tak. Wtedy był bardzo słoneczny dzień. Miasto wyglądało ciekawie z okien małego samolotu, którym odlatywałem na Trinidad. Tym razem z okien samolotu widziałem już tylko sztuczne światło.
David dawał się prowadzić, choć nadal był zaniepokojony niepełnosprawnością kobiety.
- Zawsze tak reagujesz? - spytała spokojnie.
- Nie. Są dni, gdy nie pamiętam jak to było żyć. Dni kiedy się realizuję w klanie. Ale czasami, gdy mam chwilę wytchnienia… Gdy ktoś zachęca mnie do wspomnień… Albo gdy miesza w mojej głowie… Wtedy tak reaguję. - Odpowiedział ze szczerością dużo większą niż zazwyczaj.
- Miesza w głowie? Nie rozumiem? Nie czujesz się szczęśliwy jako kainita? - spytała i nagle nieco posmutniała.*
- Bardzo mocno upraszczasz. - Musiał się chwilkę zastanowić jak wyjaśnić kobiecie co ma na myśli - To tak nie jest, że jestem nieszczęśliwy. Zyskałem wieczność. Zyskałem moc wpływania na innych. Wyczulone zmysły. Ale część straciłem. Życie. To jak z mężczyzną, który poznaje kobietę. Zdobywa ją, bo uwielbia zdobywać. Flirtują. W końcu biorą ślub. Oboje są szczęśliwi. Mają dzieci. Żyje im się cudownie. A jednak gdzieś tam, głęboko, ten mężczyzna będzie chciał kogoś zdobywać. A kobieta będzie chciała być zdobywana przez kogoś. To wcale nie znaczy, że są nieszczęśliwi. Tylko brakuje im czegoś, co mieli kiedyś - skończył wywód i wciągnął powietrze przesycone zapachem kwiatów.
- A czego Tobie brakuje? Myślę, że nie zdobywania, prawda? Więc czego? Usiądziemy? - spytała - powinna tu być ławka po prawej.
Rozejrzał się za ławką i pociągnął delikatnie dziewczynę w jej stronę.
- Mi brakuje życia.
Manon przez chwilę milczała:
- Dlatego nasz klan zawsze szuka jak wypełnić tę lukę. Co jest Twoją pasją? - spytała raptownie
- Z przyjemnego spaceru robi nam się przesłuchanie. Moją pasją są materiały
wybuchowe. A czego tobie brakuje? Co jest twoją pasją? -
usiadł na ławce
- Reagujesz jak Carolina - wymacała jego dłoń i po przyjacielsku ją poklepała delikatnym ruchem. - To nie przesłuchanie, lecz rozmowa. Jeśli nie chcesz o tym mówić, to zaproponuj inny temat. - powiedziała spokojnie - Ja? Ja jestem niestety tym typowym rodzajem - zrobiła cudzysłów w powietrzu - Toreadora. Muzyka jest moją pasją, skrzypce.
- Skrzypce to wspaniały instrument. Uwielbiam go słuchać w samochodzie. Temat mi nie przeszkadza, chodzi raczej o to że rozmawiamy o mnie, a nie o tobie. Od dawna jesteś wampirem?
- A Ty czujesz się niepewnie, gdy jesteś w świetle jupiterów - pokiwała głową Manon - Zostałam przemieniona 170 lat temu. - David mógł przyglądać się jej profilowi, bo “patrzyła” przed siebie siedząc wyprostowana na ławce.
- Uwielbiam światło jupiterów. Uwielbiam skupiać uwagę na tym co mówię. Ale nie lubię mówić o sobie. To chyba nic dziwnego. Cóż, wychodzi na to że jestem jakieś sto siedemdziesiąt lat młodszy od ciebie. - Zaśmiał się.
- Nie o tym mówiłam. - uśmiechnęła się słodko Manon - To, że jesteś w świetle jupiterów
...a z resztą dość tego mędrkowania.
- zaśmiała się wesoło. - Więc co jeszcze chciałbyś wiedzieć, mój drogi?
David wzruszył ramionami. Jak zwykle chciał wiedzieć wszystko, ale nie wiedział jak zadawać pytania.
- Jak Carolina odeszła od swojego Sire? - Powtórzył zasłyszany zwrot nie będąc pewien wymowy.
- Znalazła innego mentora, którego udało się jej przekonać by ją wziął pod swoje skrzydła. - Manon zdecydowanie nie widziała nic złego w dzieleniu się tą informacją.
- Innego mentora? - powtórzył zdziwiony. - Kogo takiego?
- Oh… Carolina nie wspominała? - zdziwiła się Manon - Cóż, jednego z przeciwników Juliana, harpię Paryża.
- Przecież Paryż to drugi koniec świata. Myślałem, że wampiry działają bardziej lokalnie -
chwili ciszy dodał - Może boi się, że pójdę w jej ślady i poszukam innego mentora?
- Cóż, chciała być tak daleko. Może boi się tego… pytałeś ją o to?
- Nie. Mi nie przyszłoby do głowy szukanie nowego mentora. Aż do teraz. Nawet nie myślałem, że tak można. To dlatego Julien tak ją traktuje?
- To nie jest standardowe rozwiązanie - Manon obróciła się lekko w stronę, z której dobiegał ją głos Davida - Ale i Carolina nie jest standardową przedstawicielką swego klanu. Złamała serce Julianowi, postrzega to jako osobistą zdradę.
- Hmm, ciekawa historia. A jak ty w tym się odnajdujesz? Jesteś jej przyjaciółką? Czy raczej żywisz do niej urazę, bo was opuściła? - David ciągnął swoje prywatne śledztwo.
- Zależy Ci na niej? - Manon zaatakowała z nienacka.
Davida zaskoczyła nagła ofensywa. Nie był gotów na taki zwrot.
- Eee - rzekł elokwentnie - chyba tak. Nie wiem.
Manon zamilkła jakby dając mu czas na rozważenie odpowiedzi.
Widząc, że kobieta nie ma zamiaru ciągnąć tematu bez konkretów z jego strony David westchnął głośno.
- Pewnego wieczoru budzisz się martwym. Nagle okazuje się, że świat wygląda inaczej niż myślisz, a wszyscy którzy są przy tobie w tym momencie są twoją rodzina. Nagle nieznane ci osoby stają się bliskie. Najbliższe. Carolina wprowadziła mnie w ten świat. Przez pewien czas była dla mnie wszystkim. Później - zaczął ruszać ręką przy skroni, ale zdał sobie sprawę, że kobieta go nie widzi i ponownie splótł swoje dłonie - zrobiła mi coś. W głowie. Wtedy myślałem, że ją kocham. To w końcu minęło. Ale nadal się o nią boję. Tak jak teraz na przykład.
Po wypowiedzi ponownie wzruszył ramionami.
- Czy Julien może jej coś zrobić? To znaczy, wiem że może, bo jest księciem i pewnie ma super moce, ale pytam raczej na ile prawdopodobne jest, że ją skrzywdzi?
- To zależy od niej. - pokręciła głową Manon - Zazwyczaj ich kontakty ograniczają się jedynie do kurtuazyjnych telefonów czy maili. Ostatnia wizyta skończyła się awanturą. Poważną awanturą. Ale to jego domena. - David pamiętał jak Carolina wyzwała go i jak bardzo go to zdenerwowało.
Zazgrzytał zębami gdy zacisnął szczękę. Tak jak przypuszczał miał związane ręce.
- Zatem jaką byłaś siostrą?
- Odległą. Zanim Julian pozwolił mi na kontakt z Caroliną i zanim na dobre się poznałyśmy, ona wyjechała. Co Cię tak zdenerwowało?
- Bezradność - odpowiedział szczerze. - Lubię mieć wszystko pod kontrolą.
- Typowy biznesman. - zachichotała czarująco Manon - Co się dzieje gdy tracisz kontrolę?
- A co się dzieje gdy człowiek tonie? Chwyta się czegokolwiek się da, żeby się ratować. Tak jest ze mną. Robię różne rzeczy, żeby odzyskać kontrolę.
- Na przykład jakie? - spytała z ciekawską miną Manon.
- Wszystko zależy od sytuacji. Improwizuję. Gdy widzę kogoś, kto chce mi zrobić krzywdę, to próbuję go rozjechać i takie tam. Nie mogę ci wszystkiego zdradzać, prawda? - spojrzał na nią niby podejrzliwie, ale po chwili dotarło do niego, że przecież nie widzi jego mimiki.
- Czemu nie? Do tej pory przepytywałeś mnie na wylot o Carolinę - zaśmiała się Manon - jesteś mi coś dłużny.
Jak powiedziałem, wszystko zależy od sytuacji.
Manon westchnęła:
- To nie fair - mruknęła niczym mała dziewczynka szukająca sprawiedliwości w świecie dokoła.
- No to jeszcze dodam, że odkąd jestem wampirem to dość często straszę innych moim wampirzym wzrokiem. - Złapał ją za podbródek i odwrócił jej twarz w swoją stronę - czy ktoś ci mówił, że masz śliczne oczy?
- Muszę Cię rozczarować, ale na mnie ta moc nie podziała - mruknęła, drgnąwszy lekko zaskoczona. Sięgnęła do trzymającej ją dłoni Davida, lekko przesuwając po niej swymi palcami. Jej palce zahaczyły o spinki w mankietach - Zazwyczaj się mnie boją… - mruknęła. Druga dłoń przeszukiwała po omacku powietrze próbując namierzyć twarz Davida.
Przysunął swoją twarz do jej dłoni, tak, żeby nie musiała już szukać.
- Ja jeszcze się ciebie nie boję.
- Jeszcze? - spytała unosząc brwi - a oczekujesz, że zaczniesz się bać wkrótce? - delikatne palce musnęły nos i brwi Davida.
- Zazwyczaj się ciebie boją - sparafrazował kobietę. - Jesteś wampirem, więc jeśli to ty oczekujesz, że będę się bać, to pewnie wkrótce będę się bać. Choć mam dziwne przypuszczenie, że gdybyś chciała, żebym się bał, to już bym się bał. Prawda? - tym razem nieświadomie parafrazował słowa Ady z poprzedniej nocy.
Manon delikatnie odsunęła się uwalniając twarz z uścisku Davida i podniosła się z ławki:
- Chyba dość tej rozmowy - powiedziała cicho i powoli ruszyła w stronę willi.
- Skoro tak uważasz - wstał i ukłonił się delikatnie. Choć ona tego nie widziała, to jednak wyrobione latami maniery nie pozwalały mu postąpić inaczej. Podążył za nią do willi.
Manon poprowadziła go, tym razem w ciszy przerywanej jedynie krótkimi informacjami, w prawy czy w lewo. Minę miała niezbyt wesołą, a nawet zasmuconą.
Gdy dochodzili do willi nagle gwałtownie sięgnęła dłonią w stronę mężczyzny:
- Nie, nieprawda. - stwierdziła krnąbrnym tonem i zwróciła twarz ku Davidowi ale nie “patrzyła” mu prosto w twarz, raczej lekko w bok.
Wampir w pierwszej chwili nie zorientował się na jakie pytanie odpowiada Manon. Dopiero po czasie zorientował się, że nawiązała do jego pytania z ławki.
- Jak mam to rozumieć? Chcesz, żebym się ciebie bał? - pochylił się lekko i powiedział jej to na ucho. Stwierdził, że to lepsze rozwiązanie niż odwracać jej twarz, żeby spojrzała mu w oczy.
Jej włosy pachniały kokosem - w zasadzie dopiero teraz to wyczuł. Na policzku ponownie poczuł dotyk jej długich palców.
-Nie oczekuję, że będą się mnie bać. Ale i tak się boją. Nie mówię o śmiertelnikach. - poruszyła się lekko jakby chcąc się odsunąć, jej policzek otarł się o policzek Davida. Dłoń delikatnie badała “wyraz twarzy” wampira. Męzczyzna się uśmiechał. Zapach kokosów, ciepło jej skóry. Delikatna nocna bryza. To wszystko wprawiało go w pozytywny nastrój. Z drugiej strony gdzieś w willi coś mogło się dziać z jego mentorką. Coś bardzo nieprzyjemnego.
- Wszystko ma jakąś przyczynę. To przez Juliena? A może masz jakieś niebezpieczne tajemnice?
- Chcesz załatwić dwie siostry w jedną noc? - spytała kpiąco Manon, na jej ustach błądził uśmieszek - Nie dając wiele w zamian? - wydęła kapryśnie usta … i westchnęła - Rozczaruję Cię… nasz Sire ma tutaj zdecydowanie większy wpływ.
- Masz rację. Powinniśmy już wracać - odsunął się. Nie chcąc uchodzić za gbura ponownie podsunął ramię Manon.


Gdy weszli do willi, pierwsze co dobiegły ich krzyki. Podniesiony głos męski i kobiecy przenikały się nawzajem.
- Nie będę się opalać! - krzyczała Carolina.
- Jeśli będzie pogoda to będziesz. Nie dyskutuj ze mną! - ton Juliena niebezpiecznie się uciszył.
- Nie będę, nie możesz mnie zmusić. Jeśli nie chcesz rozmawiać na temat zasłon to idę się napić. A Ty nie możesz rzucać mi kłód pod nogi.

Po czym nastąpił lekki raban, jakby przestawianych mebli, szuranie, stłumiony krzyk protestu. David poczuł zdecydowany uchwyt na łokciu. Manon pociągnęła go w głąb willi. Wampir zatrzymał się wpół kroku.
- Idę do nich. Jeżeli książe nie jest zainteresowany naszą propozycją, to powinniśmy już iść. Nie ma sensu nadużywać jego “gościnności” - ostatnie słowo David niemal wysyczał.
Cała głośna wymiana zdań nie miała jakiegoś większego sensu i miała się nijak do zaistniałej sytuacji. Przez chwilę wyglądało jakby Manon chciała go powstrzymywać ale w końcu ustąpiła mu z drogi i zwolniła chwyt na ręce. Davidowi zadzwonił telefon.
Niemal bez udziału świadomości sięgnął do wewnętrznej kieszeni marynarki. Wyjął aparat telefoniczny i sprawdził kto dzwoni.
Numer Gerarda pojawiał się na wyświetlaczu. David odebrał ruchem palca, przyłożył słuchawkę do ucha i powiedział:
- Tak?
-Co się tam dzieje? Potrzeba pomocy? - głos Gerrarda był zdenerwowany. - Nie wpuszczają mnie do środka - dodał, zawieszając głos jakby chciał przekląć ale się powstrzymał.
- Czekaj, zaraz oddzwonię.- rozłączył się i rzucił w stronę Manon:
- Dlaczego nie chcecie wpuścić Gerarda? - zatrzymał się w pół kroku.
- Kogo? - Manon nie wyglądała jakby wiedziała o kim David mówi, albo była dobrą aktorką, albo faktycznie nie kojarzyła.
- Nasz kierowca, wpuście go - powiedział to zimnym i obojętnym tonem, po czym odwrócił się i ruszył w stronę, z której wydawało mu się, że słyszał ostatni raz głos Caroliny.
Szybko pokonał stopnie wijących się w górę długich schodów. Dotarł na piętro willi i natychmiast wyczuł mocny zapach krwi. Młody wampir kierował się za zapachem. Coś mu mówiło, że tam gdzie jest krew, tam znajdzie też swoją stwórczynię i księcia.
Zapach krwi stawał się silniejszy im dalej David zapuszczał się w korytarz. Z głębi, którego widać było pięcioro drzwi. Najsilniejsza nuta prowadziła do drzwi na wprost. Podszedł do drzwi i tuż przed naciśnięciem klamki zatrzymał się, żeby sprawdzić, czy gdzieś słychać Carolinę.
Zza drzwi słychać było odgłosy cichych kroków, ale ciężko było rozpoznać czy męskich czy damskich. David zapukał do drzwi. Jakby nie patrzeć na całą tę dziwna sytuacje, to był nadal w domenie lokalnego księcia.
Nie usłyszał odpowiedzi na swoje pukanie.
Nacisnął klamkę i delikatnie pchnął drzwi.
David otworzył drzwi pokoju i zobaczył Juliana stojącego przed Caroliną obróconą do niego tyłem. Julien natomiast wydał się Davidowi najpiękniejszym stworzeniem, najwspanialszym mężczyzną jakiego kiedykolwiek widział. Sprawiał wrażenie bóstwa… oszalałego bóstwa, co prawda, ale takiego, którego szaleństwo jest najwyższym zaszczytem jakiego David mógł doświadczyć. Zapach jego krwi otumaniał zmysły i wprawiał Davida w drżenie. Miał przed sobą ideał. Posągowa niemal postać przywodziła na myśl największe dzieła starożytności. Doskonała fryzura i nienagannie ogolony zarost ukazywał naturę perfekcjonisty. Całym swoim sposobem bycia Julien wpływał na Davida. To kimś tak postrzeganym chciał być Whetstone. Garnitur idealnie skrojony. Całą tę czarę zachwytu zakłócała tylko kropelka zazdrości. “Chcę być nim!” - podpowiadała w głowie ostatnia nie dążąca do absolutnego podporządkowania myśl. Młody wampir jedyne niesamowitym wysiłkiem woli nie padł na kolana.
Carolina siedziała przed Julianem na piętach na wpół zgięta. Julien właśnie odginał jej głowę by przyłożyć jej usta do swego nadgarstka.
Zapach krwi był tak intensywny, że Davidowi niemal szumiało w głowie. Pragnął skosztować chodź kropelki. Chodź cienia smaku z ust Caroliny. Zamarzył o piciu z tej boskiej istoty. Coś gdzieś głęboko biło na alarm. W głowie pojawiały się obrazy ghuli zwijających się na podłodze w kuchni. Krzyk Devona. I on sam wpatrzony jak w obrazek w swoją stwórczynię, wtedy gdy ostrzegała go przed mityczną więzią krwi. Ale czy mógłby odmówić sobie tej ambrozji? I to z tak wspanialej istoty? Tyle, że dla ksiecia był niezauważalnym pyłem. Musiał to zmienić. Musiał zwrócić na siebie uwagę. Ale po co tu przyszedł? Mroki pamięci zdawały się rozświetlać jedynie osobą Juliena… Tak, mial się pożegnać. Pożegnać i zabrać Carolinę. A może zostaną dłużej?

David postąpił krok do przodu, odchrząkną i ukłonił się z gracją.
- Panie, na nas już pora. Wybacz, że tak długi czas zajęliśmy ci naszą obecnością.
Tak, to był ten moment. Odrobina kurtuazji, ton glosu, właściwa postawa i dobrze dobrane słowa. To mogło zachwycić. Tak! Chciał zachwycić Księcia. I Carolinę! Niech będzie dumna ze swego potomka!
Doskonałość Juliena była przytłaczająca tak samo jak chęć zadowolenia go. David przemawiał z całą namiętnością i chęcią zadowolenia Juliena.
Książę gwałtownie podniósł głowę słysząc słowa Davida. Jego oczy były dzikie i fascynujące jednocześnie. Nie przerwał przymuszania Caroliny do przytknięcia ust do swego nadgarstka. Wampirzyca ze stęknięciem jakby zmieszanym ze szlochem zaczęła pić a twarz Juliena na oczach Davida zmieniła się w maskę przyjemności i zwycięstwa. Julien nie spuszczał z Davida wzroku. Obserwował młodego wampira z napięciem dzikiego zwierza i czymś … co sprawiło, że Davidowi przeszły ciarki po kręgosłupie.
W pewnym momencie rozległy się dźwięki dochodzące gdzieś z dołu. Nagłośnione przez system dźwiękowy roznosiły się po całej okolicy. Natrętna presja mocy opadła pozostawiając niemalże ogłuszającą pustkę. Z oczu Juliena, który spojrzał w dół, zaczęły płynąc krwawe łzy. Oderwał gwałtownie Carolinę od siebie z jękiem bólu zmieszanego z rozkoszą i niemalże wybiegł z pomieszczenia.
Carola padła na podłogę.
David na moment poczuł przeszywającą tęsknotę za opuszczającym pomieszczenie księciem. Jednak otrząsnął się w ułamku sekundy. Podbiegł do Caroliny. Dopiero w tym momencie zaczęł dobiegać do niego sens sytuacji. Uklęknął przed nią na podłodze i złapał za ramiona. Delikatnie wstrząsnął ciałem kobiety.
- Carolina, idziemy stąd!
Carolina wyglądała jakby sens słów do niej nie docierał. Puste spojrzenie spoglądało przed siebie. Zupełnie jakby straciła wolę życia. Na schodach zadudniły ciężkie kroki.
- Chodź - nie czekając na jej reakcję wziął ją na ręce - obejmij mnie tylko, żebym nie musiał cię taszczyć jak worek kartofli.
Ruszył w stronę drzwi którymi wszedł zwiększając jednocześnie swoją siłę.
Carolina nie zareagowała. David biorąc ją na ręce miał wrażenie, że bierze szmacianą lalkę. Wychodząc z pokoju niemalże zderzył się z Gerardem.
- Co jest kurwa? - powiedział ciężko wkurzony ghoul. Rzucił okiem na Davida i na Carolinę.
- Jedziemy stąd. Nigdy nie powinniśmy trafić do Caracas. Prowadź do auta. W samochodzie ci wszystko wyjaśnię.
Gerard skinął głową i ruszył osłaniając dwójkę wampirów. U dołu schodów stało kilku ochroniarzy Juliena i Manon ze skrzypcami w dłoni.
- Co się stało? - spytała zaniepokojona - Czułam krew...
- Cóż - zawahał się z odpowiedzią próbując przejść między ochroniarzami - w czasie naszej uroczej pogawędki w ogrodzie Książe zaoferował najwyższej klasy napitek. Jak widać mnie ominęła zabawa.
Gerard torował przejście ale ochroniarze księcia nie stawiali większego oporu. Przytrzymał otwarte drzwi wejściowe.
Manon ruszyła za dźwiękiem głosu Davida:
- Carolina? Coś z nią nie tak? - w głosie Torreadorki brzmiał niepokój.
Teraz dotarł do Davida sens jego słów. Nie ma to jak do niewidomej powiedzieć “jak widać”.
- Nie wiem. Ale wiem, że wychodzimy. Prześlemy list z podziękowaniem za gościnę i przeprosinami dla Księcia. Gerard idź po samochód proszę.
Gdy byli już przed budynkiem postawi kobietę na nogach trzymając ją pewnym ruchem, żeby przypadkiem się nie osunęła.
Gerard ruszył i po chwili podprowadził samochód pod wejście willi.
Manon zaś szła wolno za Davidem, stanęła na progu posiadłości jakby stanowił on barierę nie do przebycia:
- Jesteś pewien? Mogę jakoś pomóc? - jej drżący głos wyrażał smutek - Carolina? - zawołała po raz kolejny.
Carolina jednak stała tak jak postawił ją David. Nie wykonała żadnego gestu: nie przytuliła się, nie odsunęła się, stała.
- Czemu ona się nie odzywa? Coś jej fizycznie dolega? - dopytywała się Manon a Gerard właśnie wysiadł by otworzyć tylne drzwi.
David kiwa głową. Nie wiedział jak pomóc Carolinie. Nie był pewny co się teraz stanie. Praktycznie niczego nie wiedział. Nikt go nie przygotował na taki obrót sytuacji. Spojrzał jeszcze raz w twarz swojej stwórczyni.
- Nie wiem czy jej coś dolega fizycznie. Nie wiem jak normalnie wampiry wyglądają po piciu z innego wampira. Naprawdę myślę, że na nas już pora.
Złapał delikatnie Carolinę i uważając na jej głowę usadził ją z tyłu. Potem delikatnie zamknął drzwi i obszedł samochód.
- Żegnaj - rzucił głośno do stojącej w progu wampirzycy, po czym wsiadł do samochodu
obok Caroliny i zamknął drzwi. - Jedziemy do bezpiecznego miejsca, rzucił do Gerarda.
- David… - usłyszał jeszcze wołanie Manon zanim zatrzasnął drzwi. Gerard ruszył ostro i wyjechał z posiadłości.
- Co tam się działo? - spytał ponownie Gerard po chwili milczenia.
- Zdaje się, że dość skomplikowane relacje rodzinne. Książe czuje potrzebę wymuszania posłuszeństwa na swoich potomkach. Jak to jest, że w mniejszym stopniu niż pozostałe ghule odczuwasz jej krzywdy? Wtedy gdy ją kołkowałeś?
- To wiem, ale nigdy do tej pory nie posunął się tak daleko. Co konkretnie się stało? - Gerard zmarszczył brwi - Piłem tylko raz - dodał.
- Co konkretnego? Odprawił swoje wampirze czary mary i dał jej do picia swoją krew. Carolina? - spojrzał na nią i delikatnie poklepał ją po policzku. - Carolina, słyszysz mnie kochana?
- Nigdy nie widziałem jej w takim stanie… - Gerard zaklął pod nosem - Ale nigdy nie …. - pokręcił głową - nie wiem to jakoś nie pasuje całkiem do Juliena.
Carolina zaś zamrugała jedynie gdy David poklepywał jej policzek.
Davida przepełniała masa uczuć. Żal do siebie za to, że ją zostawił. Złość na księcia. Jednocześnie chciał krzyczeć i płakać. W jednej chwili wszystko się spieprzyło. Objął ją, przycisnął do siebie i szepnął do ucha:
- Carolino, wracaj do mnie! - po jego policzku spłynęła krwawa łza.
- David - Gerard dyskretnie nie patrzył na wampira w lusterku - słuchaj… - podrapał się po brodzie - może spróbuj użyć waszych mocy? Nie wiem czego Carolina Cię uczyła, ale może wydaj jej rozkaz? Może to pomoże? Cholera - walnął kierownicę - sam nie wiem.
Carolina siedziała sztywno wtulona w Davida, który w pewnym momencie poczuł wilgoć moczącą mu koszulę.
Wampir odsunął się, spojrzał najpierw na koszulę, później na twarz kobiety.
Broda i wargi Caroliny umorusane były wypływającą posoką. Podobnie koszula Davida.
- Wypluj to! - do Davida dotarło to co się stało. Pociągnął delikatnie jej podbródek. Z jakiegoś powodu nie miało znaczenia to, że zaraz będą cali ochlapani krwią księcia. Tapicerka samochodu też nie miała znaczenia.
Gdy David otworzył usta Caroliny szerzej, wypłynęła z niej spora ilość krwi. Miał wrażenie, że Carolina ostatkiem buntu nie przełykała wszystkiego. Krew zalała jej sukienkę i jego garnitur. Zapachniało upojnie. David nie do końca rozumiał jak można się było oprzeć… zaraz… oprzeć? Pachniało wybornie. Zapach przywodził na myśl sytuację, którą widział. Tego idealnego mężczyznę. Anioła, czy bóstwo. Znowu zapach uderzył do głowy. Musiał się skupić na czymś innym.
- Carolina? Słyszysz mnie? - spojrzał w jej twarz.
- Do… domu.. - ledwie słyszalny szept wydobył się z otwartych ust wampirzycy. Poza tym nic się w jej pozie czy mimice nie zmieniło.
David poczuł ogromną ulgę. I właśnie ta radość w połączeniu z zapachem krwi wywołał w nim euforię. Pocałował Carolinę.
Gerard nieco zdziwiony spojrzał we wsteczne lusterko. Raczej nie usłyszał szeptu Caroliny.
- Co się stało?
- Jedź, musimy jak najszybciej opuścić Caracas - powiedział tuląc swą stwórczynię.
Gerard przyspieszył i wkrótce znaleźli się w bezpiecznym domu.
Carolina przez resztę nocy nie przejawiła więcej objawów życia mimo prób Davida i Gerarda, który napoił ją własną krwią. Następnego wieczora wrócili na Trinidad. Młody wampir zauważył jednak niewielką poprawę w zachowaniu Caroliny: zaczęła wodzić oczami za nim oraz swym ghoulem.
 
__________________
Wszelkie podobieństwo do prawdziwych osób lub zdarzeń jest całkowicie przypadkowe.

”Ludzie nie chcą słyszeć twojej opinii. Oni chcą słyszeć swoją własną opinię wychodzącą z twoich ust” - zasłyszane od znajomej.

Ostatnio edytowane przez Mi Raaz : 30-08-2016 o 20:35.
Mi Raaz jest offline  
Stary 30-08-2016, 15:29   #17
 
Mi Raaz's Avatar
 
Reputacja: 1 Mi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputację
Powrót


Carolina zaczęła wracać do siebie dopiero po kilku długich nocach. Przez ten czas nie używała krwi na podtrzymywanie ludzkiego wyglądu. Większość nocy spędziła leżąc nieruchomo w łóżku. Jej stan ulegał poprawie boleśnie powoli. Około tygodnia po powrocie, Carolina wstała po raz pierwszy. W ciągu tego tygodnia, David otrzymał informację o włamaniu do Ferrostaal, krótka notka stanowiła część standardowego raportu.

Codziennie zaglądał do kobiety. Nadal nie wiedział co i jak zrobiła. Domyślał się po co, jednak każdego dnia gdy ją widywał unieruchomioną na łóżku zastanawiał się, czy było warto. Gdy wychodził z jej sypialni snuł się po domu bez celu. Analizował zmiany kursów akcji na rynkach azjatyckich. Czytał raporty w systemie nadzorującym firmę. Między innymi dowiedział się, że James Norton wrócił do pracy. Wystosował notatkę do HR, w której poinformował, że świeżo upieczony pracownik nie powinien pracować w magazynie surowców, zwłaszcza po kilkutygodniowej rekonwalescencji. Zaproponował przesunięcie go do magazynu odpadów, żeby zajął się mniej odpowiedzialną pracą. Panie z HR kolejnego dnia wystosują notatkę do dyrektora działu logistyki, który przekaże to kierownikowi magazynu odpadów. Norton nie będzie zadowolony. Choć z drugiej strony ma legalną pracę, mieszkanie i przedszkole dla córki.

Kolejnej nocy, gdy Carolina wstała David nie chciał jej niepokoić. Nadal było za wcześnie, żeby kazać jej wracać wspomnieniami do tego wszystkiego. Bał się przyznać przed sobą, ale był bardzo związany ze swoja stwórczynią. I ta relacja raczej nie przypominała relacji między dzieckiem a rodzicem. Zszedł jej z pola widzenia po wymianie kilku uprzejmości. Choć pierwszą noc od dawna nie martwił się już tak bardzo o jej stan.
Za to zmartwił go stan jego domeny. Raport o włamaniu nie poruszyłby go nawet w połowie tak bardzo, gdyby nie fakt, że firma stała się jego domem. Domeną! Analizował raport szczegółowo, tak żeby wyciągnąć z niego jak najwięcej informacji.*

Oprócz Davida, również i ghule Caroliny zajmowali się wampirzycą. Cała trójka równie przejęta i zmartwiona jak sam młody wampir. Gerard co drugi dzień raportował, że Caracas próbuje się regularnie kontaktować i dopytuje co z Caroliną.

David otrzymał potwierdzenie z HRu o wysłaniu informacji do odpowiednich osób i nowym przydziale dla pracownika.

Wampir pamiętał nauki Caroliny mówiące o tym, że domena jest jego odpowiedzialnością. Pamiętał też działania Juliena w jego domenie. Włamanie na jego terytorium potrąciło terytorialną nutę.
Raport był bardzo suchy i telegraficzny:
Cytat:
O godzinie 22.03 zarejestrowano nieautoryzowaną próbę złamania zabezpieczeń udaremnioną przez system alarmowy oraz interwencję ochrony. Całość przeprowadzona nieudolnie, brak wskazań na profesjonalne działania.
Informacja została dostarczona przez szefa ochrony.
Wampir spojrzał na zegarek. Był środek nocy. Szef ochrony zapewne spał, ale warto dowiedzieć się czegoś od innych ochroniarzy. Wybrał telefon do dyżurki, która w końcu działała całą dobę. Po kilku sygnałach usłyszał dźwięk odbieranego połączenia:
- Ferrostaal, słucham?
- Dobry wieczór, David Whetstone z tej strony. Właśnie czytam raport z wczorajszej interwencji. Czy możecie mi to przybliżyć? - Zapytał tonem typowym dla nieznoszącego sprzeciwu prezesa.
- Dobry wieczór - głos strażnika nabrał służbowości - 3 napastników próbowało przedostać się na teren fabryki w skrzydle B. Zespół ochrony interweniował, próba została wstrzymana, ujęliśmy jednego z włamywaczy. Nagrania dostarczone na policję. Szkody minimalne.
- Proszę dokładnie opisać szkody. Chciałbym też wiedzieć kim byli napastnicy. Proszę też o wysłanie mi maila z nagraniem z monitoringu. - David zastukał palcami w blat.
- Próba sforsowania ogrodzenia w związku z tym została zamówiona usługa naprawy instalacji płotu, zniszczona jedna kamera, zewnętrzna - strażnik przeklikiwał na klawiaturze. - W zasadzie z usterek to tyle panie dyrektorze. Zatrzymany to niejaki Pedro Martinez, bezrobotny, lat 32. Obecnie zatrzymany na 48 godzin w posterunku Gran Couva. Nagrania przesyłam na maila. - strażnik zamilkł oczekując dalszych poleceń.
- Dziękuję. To wszystko.
David się rozłączył i odświeżył maila. Chwilę trwało zanim komputer pobrał zawartość. W końcu wampir uruchomił nagrania. Plik zawierał nagrania z ośmiu kamer w skrzydle B. Większość nic nie pokazywała, jednak na kilku było widać ruch. To te obrazy powiększył David.
Na nagraniu widać trzy osoby, ubrane w ciemną odzież w kapturach i nasuniętych głęboko bejsbolówkach. Dwóch z nich przecinało systematycznie ogrodzenie, trzeci celował w najbliższą kamerę w pistoletu. Ochroniarze pojawili się, gdy cała trójka szykowała się do wejścia na teren fabryki. Dwóch włamywaczy przekroczyła przez dziurę, wywiązała się krótka szamotanina, gdy dwóch ochroniarzy obezwładniało pierwszego z włamywaczy, drugi po krótkich unikach wyciągnął uzbrojoną w coś dłoń w kierunku ochroniarza, który padł w konwulsjach na ziemię. Napastnik wykorzystał sytuację i zwiał przez wyrwę. Ochroniarz rozpoczął ostrzał i trafił uciekającego włamywacza, którego trzeci kompan złapał i pociągnął za sobą. Postrzelony przestępca utykał mocno. Ochroniarze zabrali zatrzymanego włamywacza w stronę głównego wejścia.
David stał przed dylematem. Zostać z Caroliną, czy znaleźć odpowiedzialnych za atak na domenę. Jego Sire dopiero co się przebudziła. Z drugiej strony ślady krwi były jeszcze świeże. Już raz dotarł do kogoś po śladach jego krwi.
Zabrał ze sobą pistolet, który przywiózł z Caracas, wsiadł do swojego Audi i ruszył do firmy. Chciał pogadać z ochroną już na miejscu.
 
__________________
Wszelkie podobieństwo do prawdziwych osób lub zdarzeń jest całkowicie przypadkowe.

”Ludzie nie chcą słyszeć twojej opinii. Oni chcą słyszeć swoją własną opinię wychodzącą z twoich ust” - zasłyszane od znajomej.

Ostatnio edytowane przez Mi Raaz : 30-08-2016 o 20:35.
Mi Raaz jest offline  
Stary 30-08-2016, 20:32   #18
 
Mi Raaz's Avatar
 
Reputacja: 1 Mi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputację
Śledztwo

Droga do domeny pozwoliła Davidowi nieco odprężyć się i zdystansować do zajść ze stwóczynią. Za to z każdym kilometrem, mężczyzna zaczął mocniej koncentrować się nad szczegółami incydentu. Ktoś się włamał. Po co? Dlaczego? Wampir wpadł w znajome koleiny swej analitycznej natury.
Wkrótce dojechał do Ferrostaalu, przeszedł całą procedurę akceptacji i poczuł głębokie zadowolenie gdy w końcu stanął na terenie fabryki. Pytanie: co dalej?
Z uśmiechem przy rejestracji wejścia w stróżówce zapytał czy wszystko w porządku z ludźmi, którzy uczestniczyli zatrzymaniu poprzedniej nocy. Chciał z nimi porozmawiać. Może jakieś szczegóły umknęły w raporcie. Przejdą się na miejsce zdarzenia, zrobią wizję lokalną.
Dwóch strażników miało tego wieczoru wolne, jeden był na służbie.
- Panie dyrektorze, mam dzwonić po pana Ramireza? - spytał szef ochroniarzy na służbie mając na myśli głównego szefa ochrony obiektu.
- Proszę usiąść - wskazał Davidowi fotel w biurze ochrony - Chwilę zajmie ściągnięcie Joachima i jego zmiana - stwierdził i zajął się wysyłaniem zastępstwa dla wspomnianego Joachima.
David rozsiadł się wygodnie. Przytaknął na pytanie o szefa ochrony obiektu. Mieli nieco czasu na rozmowę. Zawsze miło zasięgnąć języka u kogoś niezwiązanego ze sprawą bezpośrednio.
- Na nagraniu z monitoringu widziałem, że jeden z ochroniarzy oberwał. Czy wszystko z nim w porządku?
- Oberwał paralizatorem, nic mu nie jest. Lekarz zakładowy go zbadał, nie było konieczności hospitalizacji - pokiwał głową ochroniarz i połączył się z Ramirezem.
- Dobry wieczór, szefie. Z tej strony Kowalczyk. Jest u mnie dyrektor Whetstone, prosi o spotkanie z panem w sprawie próby włamania. - przez chwilę słuchał głosu w słuchawce - Dobrze, czekamy.
Kowalczyk zwrócił się do Davida:
Pan Ramirez będzie za 20 minut, Joachim już jedzie, kwestia paru minut.
Po kilku dłuższych chwilach do biura ochrony wszedł wysoki, szczupły latynos o ostrych rysach i czujnym spojrzeniu.
- Joachim Cortez - podszedł do Davida i przedstawił służbowo.
- David Whetstone - dyrektor mocno uścisnął dłoń ochroniarza. - dobra robota wczoraj z tymi niedoszłymi włamywaczami panie Cortez. Jakieś podejrzenia, co mogło nimi kierować?
Cortez skinął lekko głową z poważnym wyrazem twarzy na podziękowania Davida. Nie wyglądał na specjalnie “połechtanego” pochwałą. Raczej na takiego, co uważa, że robił co do niego należało. Patrzył spokojnie w oczy dyrektora Ferrostaal:
- Panie dyrektorze… - zaczął -... zakładam, że to zakład. - zawiesił głos jakby w ostatniej chwili ugryzł się w język. Lekko się wyprostował.
- Zakład? Tak po prostu? Przecież wszyscy w okolicy wiedzą, że mamy tutaj uzbrojonych strażników. Ba, w sekcji czwartej mamy strażników z długą bronią. Ktoś ryzykowałby dla zakładu? - David wydawał się szczerze zdziwiony.
- Wiek i brak technicznego przygotowania włamywaczy wskazują, że nie była to robota zawodowców. Pozbyli się zaledwie jednej kamery i to tej widocznej. - Cortez raportował beznamiętnie - To nie był włam. To była zabawa - znowu niezręcznie szybko zakończona wypowiedź.
- Tym bardziej szkoda, że są poszkodowani. Jeden z napastników został ranny, tak?
- Wolałbym, aby o tym porozmawiał pan z panem Ramirezem.
David skinął głową na znak zrozumienia. Miał przed sobą żołnierza pierwszej linii. Człowieka, który wykonywał swoją pracę i za to mu płacili. Nie potrzebne mu są dodatkowe rozkminy i komplikacje. Pozostało się zastanowić nad tym kogo może bawić włamanie do firmy chemicznej. Wsunął dłonie w kieszenie spodni i spoglądał w okno czekając na pojawienie się Ramireza.
Cortez skinął Davidowi głową i podszedł do szefa zmiany wymieniając się po cichu uwagami na temat ostatniego obchodu.
Po kolejnych kilkunastu minutach do biura wszedł Ramirez. Szpakowany latynos dobrze po czterdziestce. Rozejrzał się, skinął głową pracownikom i podszedł do Davida:
- Panie dyrektorze - wyciągnął dłoń.
- Witam - David wyciągnął dłoń. Puścił płazem fakt, że szef ochrony nie był zapoznany z etykietą. To CEO powinien jako pierwszy wyciągnąć dłoń. Nic, ważne, że jako szef ochrony był skuteczny. Pewnie nawet nie wiedział, że “witam” jest zwrotem zarezerwowanym dla gospodarza, który wita gości na swoich włościach. Uścisk dłoni wampira był pewny i mocny. - panie Ramirez, chciałbym się rozejrzeć na miejscu wczorajszego incydentu. Może też opowie mi pan co o tym powinienem myśleć?
- Oczywiście, nie ma problemów. Proszę za mną - poprowadził Davida to niewielkiego melexowatego pojazdu. Zaczekał aż dyrektor się usadowi i ruszył. Po drodze relacjonował:
- Młodzi mężczyźni, w wieku między 20 - 23 lat. Zatrzymany miał alkohol we krwi. Przecięli ogrodzenie, zniszczyli zewnętrzną kamerę. Nie zachowywali się szczególnie cicho. Skłaniam się ku teorii albo zakładu albo studenckiego żartu czy też wyzwania. Na wszelki wypadek wzmocniliśmy zmiany o dodatkowy personel - prowadził pewnie i bez wahania. Wkrótce miejsce było widoczne. Zaparkował melex i wysiadł. - Ogrodzenie zostało już wymienione jak pan widzi, kamera również - pokazywał kolejno oba miejsca Davidowi.
Wampir wysiadł. Ciepły nocny wiatr omiótł mu twarz. Rozejrzał się po okolicy. Wcześniej rzadko odwiedzał firmę. Zwłaszcza sekcje produkcyjne. Poprawił kask ochronny. Spojrzał w miejsca w których z zapamiętanych nagrań powinny znajdować się kamery. Większość nawet zauważył. Przeszedł kilka kroków w stronę, w którą uciekali “włamywacze”. Dyrektor szukał jakiegoś zaczepienia. Obejrzał pobliskie zabudowania, żeby ocenić co mogło być celem włamania.
Im dłużej patrzył na okolicę i jej zabudowę tym bardziej skłaniał się do teorii o głupim, szkolnym włamie. Nie było tutaj nic godnego uwagi. Najbardziej cenne rzeczy znajdowały się w biurach, laboratoriach i pilnie strzeżonych budynkach. Nie zaś w środku, pięknych skądinąd konstrukcji.
David podszedł do Ramireza, położył mu rękę na ramieniu.
- Martwię się, bo mamy tutaj największą fabrykę materiałów wybuchowych w Ameryce południowej. Patenty, które mamy i technologie produkcji są najwyższych lotów. Nie chciałbym, żeby władował się tutaj jakiś pijany student i doprowadził do katastrofy. Instalacje do wody amoniakalnej mogą w przypadku awarii wypuścić toksyczne chmury od San Fernando do Port of Spain. Jutro zgłoszę propozycję dodatkowych premii dla chłopaków z patrolu. Dobra robota.
Wsiadł spowrotem do melexa. Nie było sensu dalej szukać. Najwidoczniej zupełnie przypadkowy incydent. Teraz żałował, że nie został z Caroliną w willi.
Ramirez odwiózł Davida pod biuro ochrony:
- Następne kilka dni będziemy obserwować i utrzymamy zwiększoną ilość ludzi. Jak tylko otrzymam oficjalny raport policji prześle go do pana. - powiedział żegnając się z Davidem.
- Będę czekał - pożegnał się, po czym wszedł do biurowca. Nie chciał sprawiać wrażenia, że tylko włamanie ściągnęło go do firmy. Ruszył więc do biura sprawdzić czy wszystko w porządku.
Na laptopie sprawdził, czy wszystkie procesy funkcjonują zgodnie z założeniami. Sprawdził też przebieg rozstrzygnięcia przetargu na firmę usuwającą odpady.
Wszystko było jak trzeba, mimo podejrzliwości Davida, nic specjalnego nie zauważył. Przetarg zgodnie z przewidywaniami wygrała firma polecana przez Carolinę. David mógł odetchnąć z ulgą: chociaż jedno szło po ich myśli.
Wyłączył komputer i ruszył do wyjścia. Jak zwykle czynności biurowe zajęły nieproporcjonalnie dużo czasu w stosunku do ich znaczenia. Budynki biurowe opuszczał po ponad godzinie. Wsiadł do swojego samochodu i ruszył do willi Caroliny. Ostatnia myśl, która mu przyszła do głowy, to fakt, że musiałby wreszcie zamieszkać gdzieś w Point Lisas.
 
__________________
Wszelkie podobieństwo do prawdziwych osób lub zdarzeń jest całkowicie przypadkowe.

”Ludzie nie chcą słyszeć twojej opinii. Oni chcą słyszeć swoją własną opinię wychodzącą z twoich ust” - zasłyszane od znajomej.

Ostatnio edytowane przez Mi Raaz : 30-08-2016 o 20:34.
Mi Raaz jest offline  
Stary 30-08-2016, 20:58   #19
 
Mi Raaz's Avatar
 
Reputacja: 1 Mi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputację
Rozliczenia Caracas


Było już kilka godzin po północy gdy David podjechał do willi. Choć zazwyczaj w ciągu nocy tętniła życiem, to od kilku dni wszyscy mieszkańcy chodzili i zamartwiali się stanem właścicielki. David nie był wyjątkiem w tej kwestii. Nieco żałował wyjazdu do Point Lisas, bo okazał się zupełnie niepotrzebny. Z drugiej jednak strony droga pozwoliła mu na przemyślenie wielu spraw. Przed jego wyjazdem wampirzyca czuła się znacząco lepiej. Może już czas na szczerą rozmowę.
Sporządził dwa drinki, z krwi z paczki i dodał do nich kilka kropel słodkiego wina. Z kielichami ruszył do pokojów Caroliny. Miał nadzieję, że ghule go dopuszczą. W końcu dość dobrze wiedzieli gdzie ich miejsce.

Żaden z ghuli nie robił problemów Davidowi. Carolina zaś siedziała w swoim gabinecie, w za dużej koszuli i zmierzwionymi włosami. Stukała coś niezbyt szybko na klawiaturze. Słysząc wchodzącego Davida podniosła głowę i uśmiechnęła się lekko:
- Jesteś, mi amado.
- Tak, kochana. - Przysiadł na brzegu biurka podając jej zdobiony kielich. - Proszę. Już bierzesz się za pracę?
- Sprawdzam maile… - rzuciła Davidowi spłoszone spojrzenie odbierając kielich - … jest kilka z Caracas - zamoczyła usta w kielichu unikając spojrzenia mężczyzny.
- Caracas - zdawał sie smakować ten wyraz - co tam się właściwie stało?
Carolina odwróciła laptopa w stronę Davida. Na ekranie widniał otwarty mail:
Cytat:
Carolino
Musimy porozmawiać. Przyjedź lub ja przyjadę. Pilne.
J.
- Juliena poniosło - dodała cicho.
- Poniosło powiadasz - upił nieco krwi z kielicha. - A zazwyczaj to przepraszam bardzo jest miłym i kulturalnego starszym panem? Bo jakoś po tym co widziałem średnio go sobie wyobrażam jako stonowanego szlachcica.
Carolina przez chwilę nic nie mówiła a potem zachichotała:
- No tak… - pokiwała głową - normalnie… normalnie jest wymagający i temperamentny, ale rzadko do takiego stopnia. Coś się musiało stać, co go sprowokowało - na jej twarzy wystąpił zamyślony wyraz - I to raczej nie byłam ja. Miałbyś coś przeciw, żeby on przyjechał? Wolałabym… nie jechać tam przez jakiś czas.
- Miło, że pytasz - odstawił kielich na biurko. - Tak, miałbym coś przeciwko. Jego obecność mnie przytłacza, a jego działania zmierzają do podporządkowania sobie innych. - Uśmiechnął się do Caroliny i dodał - nie lubię konkurencji na tym polu.
- Rozumiem - kiwnęła głową i uśmiechnęła się lekko. - Zorganizuję zatem coś innego. - odwróciła się na fotelu do Davida. - Wiesz… on … - po czym zreflektowała się i przerwała - Dziękuję - widać było po wampirzycy, że niełatwo jej mówić o zajściach. - I przepraszam, że musiałeś być tego świadkiem. Julien zawsze próbował przekonać mnie do pewnych kwestii, ale… - potarła czoło. - W każdym razie, lekcja dla Ciebie to to, że należy ćwiczyć silną wolę - popatrzyła na Davida z troską.
- Nie jestem typem, który uczy się na cudzych błędach. Dlatego proszę, nie narażaj się jeżeli chcesz mnie czegoś nauczyć - wstał z biurka i usiadł na przeciwko niej, na krześle przewidzianym dla gości - Co chciałaś u niego osiągnąć?
- Przede wszystkim móc omówić kwestię broni oraz przedstawić Ciebie. Nie udało mi się dowiedzieć co go tak rozsierdziło. Julien nie był nastawiony tej nocy na rozmowy. Miałam wrażenie, że to nawet nie chodziło o mnie. Chciał kontroli za wszelką cenę - pokręciła lekko głową.
David uniósł brwi.
- Tak, chyba znam ten typ. Podziwiam, że tak długo nie wypiłaś jego krwi. Zdaje się, że dobrze się stało, że stamtąd wyjechaliśmy w takim pośpiechu.
- Zapłaciłam za to… - Carolina zamknęła laptopa i wstała zza biurka, kierując się do lodówki po krew. Jednym haustem opróżniła kielich.
- No, nie da się ukryć, że wyglądałaś jak warzywko.
- Tak się wygląda, gdy tracisz wolę życia - Carolina odwróciła się plecami do Davida popijając krew, którą metodycznie przelewała z torebki do kielicha. - A wolę do życia tracisz gdy brak Ci siły woli by walczyć dalej - wyjaśniała dalej beznamiętnym tonem.
- To książę jest siłą sprawczą takiego zatracenia? A może ja powinienem się bać takiego wpływu mojej Sire - podkreślił niedawno poznane słowo - na mnie.
Carolina raptownie się odwróciła, podeszła do Davida i zamachnęła by wymierzyć policzek, jednak Davidowi udało się uniknąć uderzenia. Z łatwością. Wampir złapał jej rękę, podniósł się z krzesła i stanął za nią:
- Jeszcze nie jesteś w formie, żeby mnie bić. Chyba, że to rodzaj gry wstępnej - rzucił zadziornym tonem. - Jesteśmy partnerami w tym biznesie i chcę żebyś była ze mną absolutnie szczera w tym z kim robimy interesy i co nimi kieruje. Podejście księcia bardzo mi się nie podobało. Nie lubię niestabilnych psychicznie partnerów handlowych.
Przysunął się bliżej do kobiety i pochylił tuż przy jej uchu:
- Piłaś z niego wcześniej? - powiedział ściszonym głosem.
W oczach Caroliny błysnęły iskierki buntu gdy próbowała wyszarpać dłoń z uścisku Davida:
- Nie lubię jak się mną dyryguje - zaczęła ostro - z tego co pamiętam ja Cię do picia z siebie odstręczałam. - wtuliła się lekko w stojącego za nią Davida i dodała:
- Normalnie Julien jest rzetelny w interesach. Nie sądziłam, że jakiekolwiek animozje między nami aż tak wpłyną na niego - odwróciła lekko twarz do Davida, unosząc na wampira oczy: - raz… dawno temu… na początku - jej oczy błądziły po twarzy mężczyzny. - Jesteś zazdrosny? - spytała znienacka.
Tak, był zazdrosny. Ściskało go w żołądku gdy przypominał sobie Carolinę klęczącą przed otwartą raną Juliena. Chyba właśnie ten strach przed jej utratą pozwolił mu zachować świadomość tamtej nocy. Pewnie inaczej osobowość Juliena by go przytłoczyła i David pełzałby po podłodze, błagając o możliwość zlizywania błota z podeszew jego butów. Tak się nie stało. Ciężko powiedzieć, czy młody wampir miał tak silną wolę, czy raczej właśnie troska o Carolinę go uratowały.
- Nie, czemu? Możesz pić z kogo chcesz przecież. - Objął ją mocniej - tylko nie chciałbym, żebyś została po tym warzywkiem, które nie będzie podejmować świadomych decyzji.
- Rozumiem - pokiwała głową kilka razy i położyła swe dłonie na dłoniach Davida - i dlatego nie chcesz by Julien przyjeżdżał tutaj. Gdzie byłeś? - ułożyła głowę na ramieniu mężczyzny, wciąż wtulona.
 
__________________
Wszelkie podobieństwo do prawdziwych osób lub zdarzeń jest całkowicie przypadkowe.

”Ludzie nie chcą słyszeć twojej opinii. Oni chcą słyszeć swoją własną opinię wychodzącą z twoich ust” - zasłyszane od znajomej.
Mi Raaz jest offline  
Stary 05-09-2016, 12:29   #20
 
Mi Raaz's Avatar
 
Reputacja: 1 Mi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputację
Wejście w świat farmacji.

Mijał kolejny tydzień. Najwyższy czas, żeby rozwinąć drugą gałąź chemicznego imperium Caroliny. Jakiś czas temu David zdał sobie sprawę, że mentorka jest mu niezbędna żeby cokolwiek sprzedać. Musieli pozyskiwać kolejnych kupców na materiały wybuchowe. Musieli też wprowadzić na rynek nowy dopalacz, który opracował młody wampir. Toreador do tego zmagał się ze swoimi uczuciami. Dziwne relacje między nim i Caroliną były niejasne. Sam nie wiedział czego oczekuje. Była kobietą spełniającą jego najskrytsze pragnienia. Dała mu nieśmiertelność. Ale jemu było mało. Chciał ją sobie podporządkować, ale nie maił pojęcia jak się do tego zabrać.

Miał też cały szereg scieżek, w których na Carolinę nie było miejsca. Dawni Sabatnicy tyle się naopowiadali o odcięciu się od ludzkich słabości. Może to oni pozwoliliby mu szybciej rozwinąć skrzydła? Był młodym wampirem, osadzonym głęboko w strukturze Camarilli. Bez możliwości przesunięcia w górę. Nie chciał dla siebie takiej wieczności. Jego myśli były rozdarte jak nigdy wcześniej. Cokolwiek postanowi, to będzie musiał wykazać się spokojem i ostrożnością.

Stał w swoim pokoju w willi Diaz. Wpatrywał się w swoje notatki. Bardziej gotowi i tak nie będą. Carolina zorganizowała opuszczony lokal w okolicy Port of Spain. Chociaż David nalegał na Point Lisas, to Harpia nie chciała tracić kontroli nad poczynaniami swojego potomka. Może była to próba zatrzymania go w jej willi? A może sprytne zabezpieczenie interesu? Za dużo myślał. Jak wtedy, gdy Devon wyciągnął jego żal na zewnątrz. Musiał działać. Zabrał swoje notatki i ruszył do biura Caroliny. Energicznie zapukał do drzwi.

- Proszę - równie energiczne zaproszenie dobiegło zza drzwi gabinetu, które właśnie się otworzyły. Stanął w nich Gerard i ustąpił drogi Davidowi. Nie wyglądał na szczególnie zachwyconego. Miał ściągniętą twarz i mroczne spojrzenie. - Mi amado, wejdź. - dobiegło Davida, a Gerard opuścił pomieszczenie.

Ułamek sekundy wystarczył Davidowi, żeby określić, że coś jest nie tak. I nie były to jakieś drobne fochy jak z Devonem czy Leonem. Gerard był w porównaniu z nimi profesjonalistą. Doświadczonym taktykiem. Łącznikiem harpii z gangami i nielegalnymi interesami. Jeżeli był niezadowolony to albo coś złego działo się z ich małym przestępczym imperium, albo Carolina zleciła mu coś nieprzyjemnego. Żeby to określić musiał jeszcze dowiedzieć się co czuje jego Sire.
- Cześć. Chciałem pogadać o naszym małym interesie farmaceutycznym.
Jednak nie mógł sobie odmówić sprawdzenia jej samopoczucia. Spojrzał na aurę stwórczyni.
Blade kolory rozbłysły lekkim poblaskiem wokół postaci Caroliny, pomarańcz z czerwienią mieszały się płynnie.
- Tak, oczywiście - wampirzyca wskazała potomkowi fotel. - Już czas - skinęła głową i spojrzała wyczekująco.
Położył przed nią swój notatnik. Pełen był symboli chemicznych. Skrótów. Strzałek i notatek takich jak: 3 gramorównoważniki, kat H+, temp. 85.
David chciał pochwalić się swoim wielkim dziełem, ale po chwili dotarło do niego, że bez odpowiedniej wiedzy dla Caroliny są to bazgroły o wartości zbliżonej do notatek licealisty. Jego serce ukłuło uczucie, z którym pewnie wielokrotnie się spotka. Brak zrozumienia dla jego dzieła. Cóż, pora przejść do wcielenia jego Opus Magnum w życie. Rozsiadł się wygodnie w fotelu. Położył lewą stopę na prawym kolanie.
- Myślę, że jesteśmy gotowi. Bez rozpoczęcia produkcji nie jestem w stanie już niczego poprawić. W tym notatniku mam wszystko co potrzebujemy. W teorii. W praktyce powinniśmy już mieć jakieś laboratorium o ile kupiłaś wszystko z listy.
Uśmiechnął się. Cieszył się, że harpia jest w dobrym humorze.
- Hektor raportował dwa dni temu, że lokalizacja jest na ukończeniu. Więc jeśli chcesz jutro możemy podjechać i sprawdzisz czy wszystko się zgadza z Twoją specyfikacją. Do nadzoru samej produkcji będą oddelegowani dwaj ludzie, których zarządzanie zostawię Tobie. Zaś cała brudna robota będzie wykonywana przez najętą biedotę - Carolina wzruszyła ramionami beznamiętnie - Jak wyglądamy z kwestią materiałów?
Po czym sprawdzając notatki dorzuciła:
- A tak, jest jeszcze hakera. Mam człowieka. Lokację dla materiałów też, ale o magazynie chciałam porozmawiać. Chcesz mieć magazyn u siebie? - spytała mając na myśli domenę - Skoro to Twój interes to dość istotny szczegół. Jeśli nie, mam potencjalny lokal zastępczy. Hektor go zabezpieczył. - Carolina popatrzyła na Davida uważnie.
- Chcę to mieć daleko od domeny. Nie potrzebuję nalotu policji blisko domu. Nie potrzebuję jakiegoś wybuchu, pożaru czy innego kłopotliwego zdarzenia. Zdaję się na Ciebie. Powiedz mi, czy będziemy produkować sole tam gdzie materiały wybuchowe? Wolałbym rozdzielić te dwa interesy. Minimalizowanie ryzyka. Jeżeli ktoś będzie prowadził śledztwo w sprawie dopalaczy, to nie natrafi na materiały wybuchowe. No i odwrotnie.
Pochylił się w stronę mentorki.
- Jeżeli masz czas to bardzo chętnie obejrzę dziś z tobą obydwa miejsca.
- Nie no, coś Ty. Obydwie miejscówki znajdują się w różnych miejscach.

Uśmiechnął się.
- Czyli jak rozumiem znajdziesz dla mnie czas - stwierdził zamiast zapytać. Ostatnio stał się dużo pewniejszy siebie. Ciężko powiedzieć, co na niego tak wpłynęło.
- Znajdę, ale na jedną miejscówkę. Jutro mogę drugą. Może tak być? - spytała z uśmiechem, poprawiając włosy.
- Jak zwykle ulegam twoim wdziękom - puścił do niej oko - i oczywiście muszę zgodzić się na wszystko.
- I jak zwykle próbujesz czarować - odmrugała - to ruszymy za kwadrans. Wróć jak będziesz gotów?
Poprawił marynarkę. Przeczesał swoje krótkie włosy, a jego fryzura nie uległa żadnej zmianie, po czym powiedział:
- Już. Poczekać ten kwadrans? - Spojrzał na wielofunkcyjny zegarek.
Carolina się roześmiała.
- Co byś zrobił jakbym powiedziała “tak”? - wylogowała się i zamknęła laptopa. - Tak z ciekawości pytam.
- To zależy. W sumie poznałaś mnie już trochę, więc podam dwa przykłady mojego zagospodarowania piętnastu minut. - Pochylił się i wziął swoje notatki, wyjął długopis z kieszeni marynarki.
- Opcja pierwsza, to siedziałbym tutaj kołysząc się na krześle i wypełniał puste miejsca tego wspaniałego dzieła, które tutaj mam. - zastukał długopisem w zeszyt - Druga opcja, to wpatrywałbym się w ciebie bezczelnie myśląc jak to było fajnie ocierać się o tak wspaniałe ciało. - Na koniec wypowiedzi na jego twarzy pojawił się bezczelny uśmiech, a oczy kierowały się w dekolt Caroliny.
- Widzę, że energia cię rozsadza - Carolina uniosła jedną brew z krzywym uśmiechem - Rusz swój seksowny tyłeczek do garażu. No chyba, że wymyśliłeś również jak podróżować w czasie bez ruszania się z miejsca.
- Nadal nie mam twojej szybkości. Ale to chyba lepiej. Delektuję się każdą chwilą.
Wstał i ruszył do garażu.

*****


Carolina pokierowała go ku części Plum Mitan. Gdy wyjechali z głównej części T&T okolica ponownie zamieniła się w prawie dziewicze lasy. Żadno z nich nie przepadało specjalnie za “naturą” :
- Lokację załatwiał Hektor. W końcu to jego działka. - tłumaczyła wampirzyca lecz w jej głosie słychać było lekki przekąs.
Po około pół godzinie jazdy gps wskazał, że są w środku "nigdzie" a droga zaczęła się robić typowym off-roadem. Na szczęście komórki działały na tym zadupiu. Carolina w końcu zatrzymała auto i zadzwoniła do Hektora domagając się przewodnika. Mężczyzna po drugiej stronie telefonu tłumaczył coś przez chwilę ale w końcu umilkł.
- Poczekamy tu chwilę, przyjadą po nas. Nie będę się pchać w ciemną… - Carolina zmięła w ustach przekleństwo. - I jak? Znalazłeś już coś? - spytała wpatrując się w komórkę.
- Ja znalazłem? W jakim sensie? - David zdawał się być zdziwiony pytaniem. Prawdopodobnie wyrwała go z rozmyślań, bo nie wyglądał jakby z przyjemnością kontemplował przyrodę.
- Siedzibę… - wyjaśniła rzucając spojrzenie na wampira.
- A tak…. - zmienił minę. Był to kłopotliwy temat. Zyskał niezależność, ale wiązało się to z dużo rzadszymi spotkaniami z Caroliną. Mieszane uczucia.
- Twój ghul mi znalazł jakieś mieszkanie. Jakieś systemy alarmowe mi tam będzie montował i zabezpieczenia okien. W zasadzie to całe piętro budynku w luksusowym apartamentowcu. Wybudowany w zeszłym roku, dla najbardziej vipowskiej kadry firmy Ferrostal. Tyle, że mało kto z vipów chciał mieszkać w Point Lisas i apartamentowiec jest praktycznie niezamieszkany. Zresztą, sam wolałem mieszkanie w Port of Spain. Jeszcze trochę potrwa zanim się wyniosę. - Zastanawiał się, czy Carolina wiedziała, że od jakiegoś czasu celowo przeciągał wyprowadzkę. Apartament byłby gotowy od tygodnia, gdyby nie nowe pomysły Davida na zmiany instalacji elektrycznej, albo dodatkowy monitoring.
- Coś tam mówił, ale niespecjalnie dzielił się szczegółami. Zakładam, że na twoje polecenie moi ludzie nagle zaczęli mieć sekrety przede mną? - spytała pół żartem, pół serio. - Nie wyrzucam cię, mi amado. Przecież wiesz. - w końcu spojrzała na Davida.
- Wiem. Przecież na miejscu łatwiej mnie kontrolować - znowu na jego twarzy pojawił się ten wyzywający uśmiech.
- Oy, mi amado…. - zaśmiała się Carolina - gdybym mogła Cię kontrolować… - nie dokończyła gdy noc rozjaśniły światła nadjeżdżającego z naprzeciwka jeepa. Nowa maszyna zawróciła i Carolina poprowadziła samochód za nią by … po niecałych dziesięciu minutach znaleźć się przed zdezelowanym wielkim magazynem, gdzieniegdzie ze śladami rdzy na zewnątrz, wybitymi oknami.
- Co za rupieciarnia… - mruknęła Toreadorka rozglądając się znad kierownicy. Zaparkowała i wysiadła z auta. Z auta przewodnika wysiadł niewysoki meksykanin i machnął bezceremonialnie na nią dłonią. Otworzył magazyn, który okazał się budynkiem w stylu rosyjskich laleczek. W środku kręciło się kilku ludzi z bronią pilnując niewiele mniejszego od magazynu budynku. Ten z kolei zabezpieczony był już zgoła inaczej.
Carolina podeszła i wstukała kod na czytniku. Drzwi się otworzyły i David poczuł się zdecydowanie lepiej. Ukazały im się srebrzyste urządzenia połyskujące w jasnym świetle. Były utrzymane w czystości, chociaż było widać, że nie są one kupione wprost od producenta. David szybko przebrał się w kombinezon ochronny i zszedł na niższy poziom "laboratorium", żeby osobiście dokonać inspekcji kaskady reaktorów. Na dolnym poziomie właśnie zakończono zbiorników na surowce. Wampir zajrzał do środka upewniając się, że środowisko jest wolne od zanieczyszczeń. Sprzęt prawdopodobnie był pozyskiwany na czarnym rynku, co było dość istotne. Dużo lepiej mieć kradziony sprzęt dostosowany do produkcji farmaceutyków, niż nowy spawany w jakimś garażu. Ostatnim elementem układanki była zamrażarka niskotemperaturowa, w której miał przebiegać proces krystalizacji.
Ostatnia faza oczyszczania produktu. Najdłuższa. Limitująca wydajność. David przesuwał powoli dłonią po szybie urządzenia. W końcu zdjął maskę. W zasadzie w laboratorium nie było jeszcze żadnych chemikaliów. Kolejny raz przeszedł wzdłuż kaskady.
Gdy skończył oglądać kolejne reaktory stanął na środku pomieszczenia. Wyprostowany z wypchniętą do przodu klatka piersiową. Tak, czuł dumę i było to wyraźnie widać. Laboratorium nie było nawet ułamkiem tego co było w korporacji Ferostaal, ale tutaj wszystko było pod jego kontrolą. Nie musiał się z niczego tłumaczyć. I w całości według jego specyfikacji, jak podkreśliła Carolina. Już nie mógł doczekać się kolejnej nocy. Nagle dotarło do niego, że właśnie ta gałąź ich wspólnych zainteresowań będzie rozwijać się dużo szybciej niż materiały wybuchowe. Tutaj mógł tworzyć… a tam był tylko złodziejem, który pod śmieciami wywoził ładunki wybuchowe.

Niewiele myśląc podszedł do Caroliny, objął ją, przycisnął mocno do siebie i pocałował namiętnie w usta. Dzięki niej jego istnienie wkraczało na nowy poziom. Nie miał pojęcia jak się jej odwdzięczyć.

Carolina właśnie tłumaczyła coś ochronie, więc ten nagły gest wdzięczności całkowicie ją zaskoczył. Nie protestowała, wręcz przeciwnie, oddała pocałunek a gdy się nieco odsunęli od siebie spytała:
- Czy to znaczy, że się podoba? - usilnie tłumiąc śmiech.
- Nie - uśmiechął się i spojrzał jej głęboko w oczy - jest tak okropnie, że musiałem zająć się czymś przyjemnym i spojrzeć na kogoś pięknego.
- Nicpoń - Carolina poklepała Davida leciutko po policzku, gest, który po chwili przemienił się w delikatną pieszczotę - Czyli co, kiedy zaczynamy? Jutro?
Pokiwał głową:
- Tak, jutro. Wracamy?
- Wracamy - Carola rzuciła do obsługi kilka zdań wskazując na Davida. Ochrona kiwnęła głowami - Jesteś szefem. Pewnie jutro poznasz Hektora i będziesz mógł poustalać szczegóły - ruszyła do auta powabnie kręcąc biodrami.
Gdy ruszyli i David upewnił się, że nikt nie może ich podsłuchać zapytał w końcu:
- Co z sabatnikami? Odzywali się? Wszystko aktualne?
- Nadal są zainteresowani. - wampirzyca rzuciła Davidowi spojrzenie - ale oni są niezrzeszeni dla nas. Rozumiesz?
- Jasne. A twój Sire? Zaniechał odwiedzin?
- Nie - Carolina nieco sposępniała. - Odłożył wizytę do … do czasu Twej wyprowadzki.
- Co takiego? - David był szczerze zdziwiony. Zastanawiał się dlaczego sytuacja tak właśnie wyglądała. Dla księcia on był zapewne ledwie pomiotem, a to oznaczało, że za terminem spotkania stała Carolina. - Skąd taki właśnie pomysł? - ciągnął.
- Nie wsadzę go do hotelu przecież - wyjaśniała Carolina prowadząc pewnie auto - Poczekam po prostu aż nie będziesz musiał się przejmować jego obecnością. Co nie znaczy, że Cię wyrzucam. Powtarzam ponownie.
- Jak został księciem? - Rzucił od niechcenia niby zmieniając temat.
- Poprzez zebranie odpowiedniej ilości wpływów i dogadując się z koterami. W końcu rada primogenów wybrała jego. Czemu pytasz?
- Gdy zaczynałem pracę po studiach założyłem sobie, że będę zarabiać średnią krajową. Po roku, gdy zarabiałem średnią krajową, to założyłem, że przeskoczę do kolejnego progu podatkowego. Gdy i to się stało, to założyłem sobie, że będę zarabiać milion rocznie. I tak całe życie. Teraz jestem martwy. Pieniądze nie mają znaczenia. Zaakceptowała mnie księżna. Łapię kontakty. Jestem ambitny i szukam sobie nowego celu. W końcu każdy może zostać księciem, tak? Czy może jakieś drogi są przede mną zamknięte?
Carolina uśmiechnęła się szeroko:
- Każdy może, Davidzie. Tylko… po co? - spytała potomka.
- Dlaczego mam wrażenie, że gdy odpowiem: “dla władzy” to wybuchniesz słodkim śmiechem?
- To pomyśl, zanim tak odpowiesz - odparła Carolina wesoło zerkając na siedzącego obok potomka. - Naprawdę w to wierzysz?
- Chcesz mi powiedzieć, że Książe, albo Księżna nie mają władzy? Czyżby spora część dotychczasowych nauk wprowadzała mnie w błąd?
- Ehh… oczywiście, że ma jakieś tam… - wampirzyca machnęła dłonią powoli zbliżając auto do willi - … ale jest też na świeczniku, w samym centrum reflektorów. Ne jest to coś czym ja jestem zainteresowana. Ale jeśli jesteś Ty, to nic nie stoi Ci na przeszkodzie. Stołki mają zbyt wiele ograniczeń jak dla mnie. Zdecydowanie zbyt wiele, w porównaniu do ilości rzeczywistych benefitów.
- Stołek harpii też?
- Stołek harpii jest … przydatny i nie w centrum uwagi. - uśmiechnęła się Carolina.
- A inne funkcje? Kim jeszcze można być w tym miejscu, żeby mieć wielkie znaczenie, a nie przyciągać uwagi?
- Czy tytuł jest dla ciebie ważny czy zakres władzy?
Jego dłoń zgrabnie minęła drążek zmiany biegów i swobodnie opadła na jej nogę nieco powyżej kolana.
- Kontrola. Chcę mieć kontrolę. Najpierw nad najbliższym otoczeniem, później chcę zataczać coraz większe kręgi.
Ścisnął dłonią jej nogę po wewnętrznej stronie.
- Czyli w ogólnym rozrachunku chodzi o władzę. Aczkolwiek w świecie ludzi władzę dawały pieniądze i tytuły.
- Chcesz próbować kontrolować mnie, też? - wymruczała i rzuciła spojrzenie na dłoń wampira na swym udzie - Stwórz najbliższy sobie krąg, uzależnij od siebie lub zwiąż interesami. To będzie twoja koteria. Im mocniejsze więzy i “plecy” tym większy zakres wpływów. Rozszerzaj działania o kolejne koterie i kolejne powiązania - tłumaczyła cierpliwie, gładząc jego dłoń, pieszcząc kark i w końcu też jego kolano i udo.
- Nie. Z tobą jest inaczej. Nie chciałbym narzucać Ci swojej woli. Chciałbym, abyś wszystkie działania wobec mnie podejmowała nie mając galaretki w czaszce. - Splótł palce swojej dłoni z jej palcami. - Zresztą, cóż by to była za kontrola, gdyby kontrolowany wiedział, że ktoś inny podejmuje za niego decyzję? - Mrugnął okiem, po czym podniósł jej dłoń do swoich ust i delikatnie ucałował jej wierzch.
- Za to wolisz bym miała galaretkę między nogami? - zaśmiała się Carolina - Pamiętaj tylko, że nie każda wampirzyca będzie tak reagować. Nie rzucaj się w takie zagrania od razu. Rób zawsze wywiad na temat danej ofi...osoby. Żyj w zgodzie i dobrych układach z Nosferatu. Dobrze mieć jednego w koterii.
- Nie wszystkie wampirzyce zachęcają do podejmowania podobnych działań. Ta od cienistych macek na przykład raczej zachęcała do szybkiego opuszczenia Wenezueli.
- Nie będę Cię wiecznie prowadzić za rączkę - jakby na przekór słowom, Carolina zacisnęła nieco mocniej palce na dłoni Davida - a skoro planujesz się wyprowadzić, wolę żebyś miał pełnie informacji. Przynajmniej takich jakie mogę Ci przekazać. Jako memu potomkowi i ...kochankowi. - wjechała na podjazd willi.
Spojrzał na nią z zaciekawieniem. Zastananawiał się co się zmieniło. Stworzyła go, bo miała jasny cel. Chciała wykorzystać jego wiedzę, umiejętności i majątek. Czy coś się zmieniło? Wolał nie drążyć tematu. Postanowił cieszyć się chwilą.
- Wiesz, że nawet gdy się wyprowadzę, to będę tu częstym gościem? - przyłożył sobie jej dłoń do ust i tym razem pocałował delikatnie wewnętrzną stronę. Musnął ją językiem.
Carolina uśmiechnęła się lekko i pogładziła policzek wampira wolną dłonią. Odwróciła się lekko.
- Jako twoja mentorka i stwórczyni nie mogę zabronić ci wizyt. To byłoby wręcz strzelanie sobie w stopę. - przyciągnęła twarz Davida do swojej szybkim gestem i… ucałowała czubek nosa.
Przysunął się szybko do niej i zaczął całować po szyji. Plecami ocierał się o sufit samochodu.
- Szanuję twoją pasję jaką są samochody, ale możemy się przenieś w wygodniejsze miejsce?
Przenieśli się. Tym razem do pokoju Davida. Wybuch namiętności był krótki, pełen ognia i wciąż niezmiennie pasjonujący, jednak...Carolina nie została. Wróciła do swojej sypialni przed świtem. Zaś David został sam w łóżku pachnącym jego Sire.
 
__________________
Wszelkie podobieństwo do prawdziwych osób lub zdarzeń jest całkowicie przypadkowe.

”Ludzie nie chcą słyszeć twojej opinii. Oni chcą słyszeć swoją własną opinię wychodzącą z twoich ust” - zasłyszane od znajomej.

Ostatnio edytowane przez Mi Raaz : 05-09-2016 o 12:31.
Mi Raaz jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 12:40.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172