Wątek: Cienie [+18]
Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 23-08-2016, 01:06   #17
Vesca
 
Vesca's Avatar
 
Reputacja: 1 Vesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputację
Dawno nie słyszała komarów. Ostatni raz chyba w domu letniskowym Anne… Odpędzała natrętne żyjątko, aż w końcu przy kolejnym machnięciu ręką, jej ‘łóżko’ zahuśtało się niezwykle niebezpiecznie i niemal spadła. Zablokowała upadek ręką. W jej mieszkaniu stanowczo nie było hamaków - to ją zdecydowanie szybko przywróciło do pełnej przytomności. Dopiero teraz wszystkie inne bodźce dołączyły do świadomości obecności dwóch czynników, których być tu nie powinno. A potem Sam wyprostowała się i rozejrzała dookoła. Miała lekko rozchylone usta. Nawet wtedy, gdy przed jej oczami pojawił się wąż. Kiedy zrozumiała co widzi, w całkiem normalnym odruchu, cofnęła się o krok. Czyżby usnęła? Czytała niegdyś bardzo dużo o snach, w końcu interesowała się nieco tematami paranormalnymi. Ponoć sny rzadko bywają pełne doznań, a przede wszystkim tak realistyczne. A ona wyraźnie czuła zapachy i niemalże smak tego ciężkiego, parnego powietrza. Do tego szum liści, wody i śpiewy ptaków. Zupełnie jakby była w rzeczywistym świecie. Pokręciła głową, uznając to za kompletnie niemożliwe. W pierwszej kolejności spojrzała na wnętrze swych dłoni. Było całkiem normalne. Dostrzegła jednak, że ma na sobie jasną, lnianą koszulę i krótkie, wygodne zielone spodnie… To nie był jej typowy strój. W zasadzie nigdy nie była tak ubrana. Tak to się ubierali ludzie w dżungli, albo jacyś poszukiwacze przygód… Ah! No tak! Już pamiętała. Przed snem oglądała Indianę Jonesa. I wszystko stało się jasne…
- Pamiętniki? - mruknęła pod nosem, słysząc męski głos i zerknęła w stronę hamaka-mordercy.
Dostrzegła tam niewielki stos książeczek, oprawionych elegancką, postarzoną przez czas skórą. Odruchowo zacisnęła palce w powietrzu. Już chciała poczuć ich fakturę w rękach. Podeszła i uklęknęła przy nich. Nie rozpoznawała tych pamiętników, zdecydowanie natomiast przywodziły jej na myśl różnego rodzaju stare dokumenty, których około sześciuset osiemnastu sztukom przyglądała się w muzeum. Sam wciągając powoli powietrze do płuc i zaraz podniosła jeden z pamiętników. Przesunęła dłonią po skórzanej oprawie, zachwycając się jej szorstkością, a następnie otworzyła pamiętnik, gdzieś na środkowych stronach.
Ponoć we śnie nie można czytać, bo litery się zmieniają, czyż nie?


Dostrzegła zapisane drobnym pismem karty. Zdecydowała, że są opisane w języku staroangielskim, a na brzegach tekstu widniały dopiski, we współczesnym języku, należące do co najmniej jednej osoby. Zaczęła przerzucać strony, widziała zawarte tam szkice i rysunki fragmentów map, jakichś kompletnie nieznanych jej rzeźb i broni. Wszystko wyglądało tak autentycznie… A treść na stronach nie zmieniała się, jak to ponoć miało następować we snach. Pokręciła znów głową i z zachwytem podziękowała swojemu umysłowi za wygenerowanie tak wspaniałego marzenia. Przecież to były zupełnie jak autentyczne fragmenty historii, a nie podróbki. Uśmiechała się, patrząc dalej na dziennik, w końcu jednak strony przekręciły się na jedną, którą najwyraźniej ktoś celowo oznaczył. Treść na stronie dotyczyła amazońskiej dżungli i znajdującej się, gdzieś na jej terenie jaskini. Miała ona być wejściem, jednakże nikt nie mógł jej znaleźć. Na marginesach było sporo znaków zapytania i strzałek do kolejnych adnotacji. Były tu również wetknięte luźne kartki. Gdy im się przyjrzała, oscylowały wokół jednego ze zdań w staroangielskim języku, zawartego w tekście. Jakby ktoś próbował doszukiwać się w nim głębszego sensu…
Samantha odnotowała, że jest jej jakoś ciężko na głowie.
Dopiero po sekundzie dotarło do niej, że od dłuższej chwili z ekscytacji wstrzymuje oddech. Sekundkę, ponoć gwałtowne emocje też budzą. Czy ten sen miał jakiś cel, że nie mogła się wybudzić standardowymi punktami? A może to było podchwytliwe i jej podświadomość celowo działała w tle, by jej nie puszczać. Nieważne! Wypuszczając powietrze z płuc przejrzała po raz kolejny pamiętnik, potem zerknęła jeszcze na następne. Ponownie się rozejrzała po otaczającej ją ze wszystkich stron wspaniałej zieleni. No nie była botanikiem, ale sądząc po tym co wskazała jej zaznaczona strona, to musiała być amazońska dżungla. No jak wyjęta z National Geographic. Czyżby naoglądała się za dużo filmów o Indianie i jej umysł robił jej taki zmyślny prezent? Podniosła się, zbierając wszystkie dzienniki i zaraz ruszyła pędem w stronę wejścia do chatki, bo w końcu siedziała na jakimś tarasie, czy balkonie. Była zupełnie jak pijana z fascynacji. Ściskając pamiętniki przy piersi z entuzjazmem wpadła za zasłonę z koralików, które zabrzęczały specyficznie i prawie spadła ze schodów. W ostatnim momencie zorientowała się, że źle stawia nogę i już się zachłysnęła powietrzem, kiedy dopadł ją mini zawał w momencie gdy jej stopa zamiast na twardą powierzchnię, trafiła w nicość.
Zbiegła na niższy poziom czegoś, co można było spokojnie nazwać 'chatką'.


Wyszła do sporego pomieszczenia, w którego centralnej części stały dwa, osłonięte specjalnie zamontowanymi moskitierami łóżka. Dodatkowo pod ścianą stała ogromna szafa. Podłogę zaścielały plecione dywany. Jakby ktoś pieczołowicie przygotował sobie to miejsce, by zastępowało mu przestrzeń mieszkalną. Kiedy rozglądała się dalej, doszła do wniosku, że byłaby to standardowa baza wypadowa poszukiwaczy przygód. Kiedy przeszła kawałek dalej, odnotowała, że wychodzą stąd jeszcze trzy drogi wyjścia, z czego jedna zasłonięta jest drzwiami, więc nie mogła od razu określić co się tam kryło. Przyglądała się z uwagą całej widocznej dla niej przestrzeni, pragnąc wszystko zapamiętać. Już się nauczyła, że hamak-morderca jest w konspiracji ze schodami-sabotażystami. Zerknęła jednak w stronę przestrzeni otwartej. Stał tam stół, który łączył tę część ‘pokojowo-sypialną’ z ‘kuchenno-jadalną’, która rozciągała się kawałek dalej. Siedział przy nim mężczyzna, którego Sam widziała pierwszy raz w życiu. Czarnowłosa osłupiała patrząc na niego. No tak, to był zapewne jego głos, ten który wcześniej zawołał ją z dołu. Nie raczył nawet na nią spojrzeć znad tego, co aktualnie robił.
- Mhm, wiedziałem że zasnęłaś… - oznajmił. Zdanie brzmiało tak, jakby w ogóle nie oczekiwał na zaprzeczenie, lub potwierdzenie.
- Wiesz, że nocą mogło cię coś zeżreć? - zapytał i dopiero teraz podniósł na nią wzrok.


Domyśliła się, że według realiów tego snu on ją znał, a ona najwyraźniej znała jego… Więc zamiast odpowiadać głupim zapytaniem ‘Kim jesteś?’, postanowiła pobawić się trochę i poczekać, aby może jej senny umysł sam podsunął jej kto to jest. Uśmiechnęła się póki co trochę zadziornie i odpowiedziała
- Najwidoczniej żadna bestia nie uznała mnie za wystarczająco apetyczny posiłek. - Lubiła tak żartować, a nie sądziła by jej wyimaginowany towarzysz konwersacji zareagował negatywnie. Faceci lubili z nią nawet tak dowcipkować… Przy okazji Sam zerknęła na stół, ale z miejsca gdzie stała niewiele dostrzegła.
- Aż dziwne, bo dla mnie jesteś wyjątkowo apetyczna. - odpowiedział jej ciemnowłosy, tajemniczy samiec tonem co najmniej takim, jakby mówił o pogodzie i z powrotem pochylił się nad rzeczą, przy której pracował. Bardzo dobrze się złożyło, bo przez kilka następnych sekund Sam wyglądała jak któryś z gatunków ryby. Zaraz jednak się zreflektowała i podeszła do stołu, gdyż ciekawość wygrała. Położyła tam dzienniki i oparła dłonie na blacie, zerkając na to, nad czym tak ślęczał mężczyzna. Leżała tam spora mapa, jedna wyraźnie całkiem aktualna, druga natomiast przypominała Samanthcie te rysunki z pamiętników. Zupełnie jakby ktoś posklejał je w spójną całość. Kiedy badała i porównywała je wzrokiem, niespodziewanie ciemnowłosy położył lewą dłoń na jej dłoni. Zaczął ją pieszczotliwie głaskać po kostkach palców, prawą ręką nadal zapisując coś na kartce, na której to właśnie zawieszony był jego wzrok. Sammy tymczasem patrzyła na ich dłonie. Była tam. Zdecydowanie większa dłoń niż jej. Niezaprzeczalnie na jej ręce spoczywała męska dłoń. Nie tylko spoczywała, wykonywała ruchy.
- Dobry Boże, jeśli zaraz zadzwoni budzik, to się rozpłaczę… - pomyślała i przełknęła głośno ślinę, co jednak nie zwróciło uwagi, wyraźnie skupionego mężczyzny. Odepchnęła od siebie ochotę zabrania ręki, a tym bardziej wydania nielogicznego dźwięku zaskoczonej kobietki. Wlepiła wzrok ponownie w mapy, ale poczuła się jakby powietrze stało się jeszcze trudniejsze do oddychania. Takich snów, gdzie pojawiał się mężczyzna, okazujący jej w jakiś sposób zainteresowanie nie miała zbyt wielu, praktycznie tyle samo, co rzeczywistych takich sytuacji w życiu.
- Hm… - mruknęła, żeby tylko sprawdzić, czy jej gardło nadal funkcjonuje, a nie że mieszka w nim piłka tenisowa. Ostrożnie podniosła wzrok na ciemnowłosego
- Dziś chcesz ruszyć, czy będziemy czekać na dostawę prowiantu i amunicji najpierw? - zapytał mężczyzna, chyba zupełnie inaczej interpretując chrząknięcie Sam.
- Te mapy też nie są chyba tym, czego oczekiwaliśmy… - dodał po chwili, wyraźnie marszcząc brwi i pukając kilka razy długopisem o papier. Sam tymczasem zaczęła rozważać, czy została jakimś Indianą Jonesem w spódnicy? A może to on był Indianą, a ona jakąś główną rolą żeńską?
- A za ile ma być dostawa? - zapytała. Uznała, że jeśli wyjdzie, że ‘powinna to wiedzieć’, to zawsze może udać, że to wina zaspania. Jednak ciemnowłosy odpowiedział jej bez żadnych ‘ale’
- Jak dotrą, o ile dotrą, to dziś jakoś wczesnym popołudniem. Miejmy nadzieję, że przed deszczem. - Wstał i zaczął mozolnie zbierać mapy i swoje notatki. Sam zabrała swoje ręce do siebie, krzyżując je pod biustem i również się prostując. Spojrzała mu w oczy, gdy on podniósł na nią wzrok
- Możemy w sumie siąść nad pamiętnikami i może jeszcze raz poszukać jakiś wskazówek. - zaproponował. Samantha patrzyła na niego chwilę półprzytomnie, po czym uniosła wyżej brwi i kiwnęła szybko głową. Mężczyzna patrzył na nią chwilę w ciszy, po czym uśmiechnął się, kręcąc głową. Mruknął coś o zaspaniu, po czym przeszedł na jej stronę stołu.

~*~

- Czyli uważasz, że ma to jednak jakiś związek z tym wodospadem? - zapytał ją w końcu, kiedy oboje po długim czasie rozmów i wymiany informacji wisieli nad jednym z pamiętników razem. Sam wskazała mu palcem śmieszny znaczek, dorysowany obok tekstu
- No, jeśli chcesz się dalej upierać, że to jest kleks, to nie. Wcale tego nie uważam. - zauważyła i uniosła brew spojrzała w górę i zawiesiła się, bo chwilę patrzyli sobie znów prosto w oczy. Drgnęła i znów spuściła wzrok, wskazując palcem pamiętnik
- No zdecydowanie. Popatrz. Nawet by pasowało do tekstu. - kontynuowała, ale on milczał. Ta cisza przedłużała się chwilę, aż w końcu nastąpiło ciche sapnięcie
- Mhm, no dobra. To można to sprawdzić. - odpowiedział w końcu i wyprostował się, przeciągając. Sam też poczuła, że od tego pochylania rozbolały ją plecy.
Rozbolały ją plecy.
We śnie?
A tak swoją drogą ile oni już nad tym ślęczeli? Rozejrzała się po oknach, by zorientować, że słońce się przesunęło o spory kawałek. To było naprawdę dziwne
- … ze mną? - dopiero do niej dotarło, że ten ciemnowłosy facet coś mówił.
- Hm? - zapytała kompletnie machinalnie, prostując się i spoglądając na niego
- Nie słuchałaś? Pytałem, czy nie chcesz iść pod prysznic ze mną. - zapanowała cisza. Sam patrzyła na niego, a w duchu starała się nie dać zwieść na pokuszenie, choć druga storna mająca naprawdę tony argumentów za darła się na nią ‘Czemu nie?!’. Uśmiechnęła się trochę krzywo
- Nie, wykąpię się potem… Teraz pozbieram to wszystko zanim coś wyleci mi z głowy. - powiedziała niemal mechanicznie, a mężczyzna wyglądał na trochę zaskoczonego, ale kiwnął głową i poszedł do jednego z wyjść, gdzie zniknął. Sam wypuściła z płuc powietrze przeciągle niczym wrzący czajnik z wodą. Potrząsnęła głową i zaraz zrobiła co powiedziała, że zrobi. Potem zaczęła trochę myszkować. Doszła w końcu do zamkniętych drzwi i otworzyła je. Było tam dodatkowe pomieszczenie sypialniane.


Nie było tu szaf. Tylko podobne do tamtych, ale większe i tylko jedno łóżko z moskitierą, oraz jakieś biurko i kufry. Sam podeszła do biurka. Leżały tam dokumenty i paszport. Podniosła go i przeczytała dane.
‘Andreas Goldblaum’ - a więc tak się nazywał jej tajemniczy senny samiec. Ciekawe. Niestety nie znalazła niczego, co zdradziłoby jej więcej informacji o swojej w tym miejscu roli... No cóż, trudno.
- Andreas… Skąd ja to wytrzasnęłam… - wymruczała pod nosem i odłożyła dokumenty. Wyszła z pomieszczenia i wróciła do salonu. Wyszła wyjściowymi drzwiami i tam, opierając się o balustradę, znów zaczęła napawać się widokiem.
Za jakiś czas dołączył do niej Andreas. Szturchnął ją lekko pod żebra czymś chłodnym i chyba z metalu. Zerknęła w tę stronę, by zastać tam pistolet. Wystraszyła się, co wyraźnie go rozbawiło
- Twoje przerażenie, na widok własnej broni tym razem wyszło ci zdecydowanie bardziej realistycznie, niż ostatnio. Chodź, pomyślałem, że możemy się przejść. - zaproponował i podał jej ten pistolet. Sam miał już ze sobą sztucer. Sammy bez słowa wzięła broń i popatrzyła na nią… Tego się nie spodziewała… A może trochę tak?
Spacer nad wodospad miał trwać jakiś czas. Szli bowiem krętymi ścieżkami. Sam rozmawiała z Andreasem tylko upewniając się w tym, że ten facet jest świetny. W pewnym momencie jednak rozmowa zamilkła, kiedy dziewczyna zaczęła się zastanawiać, czy nie jest czasem w jakiejś śpiączce, bo nadal się nie budziła… Zmartwiła się. Przecież, co jeśli ona tam może umarła, albo faktycznie ze zmęczenia zasnęła i nigdy się nie obudzi? Wiedziała, że całkiem szybko by ją znaleziono, ale jednak… Nadal to było niepokojące. Anne się zasmuci… A babcia? Babcia chyba by się załamała. Aż ją serce zabolało, gdy uderzyły w nią wyrzuty sumienia, że ona ma tu jakieś złe myśli dotyczące wyimaginowanej postaci… Poczuła, że postawiła nogę na czymś kompletnie nierównym. Zmarszczyła brwi i nagle jej widnokrąg zaczął się przechylać. Straciła równowagę
- Sam?! - zawołał Andreas. Najpierw spojrzała w dół. Właśnie zaraz zjedzie z tej skarpy wprost do wody. Zdążyła spojrzeć na mężczyznę, który przyskoczył za nią do krawędzi osuwiska i wyciągnął rękę, ale na nic. Zagapiła się. A przecież jasne było, że ziemia była rozmiękła i niestabilna przy brzegu drogi. Po krótkim locie i otarciu o kilka roślin, wpadła z głośnym pluskiem i nieprzyjemnym odczuciem do wody. Tyle dobrze, że odwróciła się bardziej plecami do niej. Sieknięcie w jej zimną taflę nie zabolało więc tak, jak mogłoby, gdyby wpadła do niej przodem. Wstrzymywała powietrze już dłuższą chwilę, ale i tak wypuściła je, nienauczona skoków do wody. Oczy zacisnęła, nie chcąc by dostała się do nich woda.
 
__________________
If I had a tail
I'd own the night
If I had a tail
I'd swat the flies...

Ostatnio edytowane przez Vesca : 23-08-2016 o 02:13.
Vesca jest offline