W uszach Ajeja słowa pedała wybrzmiały jak "dajmie picę", ale koledzy z dzielnicy już byli w trakcie procedur wpierdolospustowych. Nie było rady,
koko dżambo i do przodu. Wyposażony ponad wcześniejsze oczekiwania celnik minął furtkę, zasłaniając twarz bejsbolówką. W uniesionej ręce niósł karton z pizzerii "Placuch". To chyba gdzieś za granicami, chyba od Pana Aleksandra.
- Ja tu żarcie niesem, przepraszam, kurwa, z drogi. Nie bić, gorące! - Tak zakamuflowany Andrzej przemieścił się szybko szerokim łukiem za plecy baletcwela, gdzie rzucił w jego głowę kartonowe pudełko. Dopiero w połowie drogi z jego wnętrza wypadła płyta chodnikowa, zabrana z palety po drodze. Na Flotanach niemieckiej progeniturze pochodzącej w większości z gwałtów i probówek remontowano drogi i chodniki niemal co roku. Za czyje pieniądze spytacie? Na pewno nie Ajeja.