Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 25-08-2016, 17:58   #41
Dhratlach
 
Dhratlach's Avatar
 
Reputacja: 1 Dhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputację
- Cóż, przynajmniej trochę popraktykowałeś runy. - powiedział Erven podchodząc do runicznego maga po czym poklepał go po ramieniu i ruszył przed siebie podnosząc po drodze kryształ. Chowając go do torby rzucił przez ramię. - Kolejny żołnierz w sprawie nie będzie czekał.
Idąc śladem elfa, magowie dotarli do większej przestrzeni - jaskini, zakończonej kamiennymi wrotami i dwoma korytarzami odnogami.
Przed drzwiami, które zajmowały sporą część ściany, stał Erven wraz z ogarami. Między nim a ścianą siedział mężczyzna otoczony obłokiem dymu.

- Znalazłem. - zakomunikował elf - Ej ty! Byłeś w środku?
- A widzisz by wrota były otwarte?
- Otwarte czy nie masz mało czasu. - odpowiedział nekromanta podchodząc bliżej - Jutro wita tu wyższy demon, a to oznacza problemy. Duże problemy. Jestem Erven Sharsth z Unii, to Arne, a ten tutaj to mój imiennik z Lasu. Moglibyśmy Tobie pomóc nieznajomy, jeśli zgodzisz się nas wspomóc w walce. Te ziemie zostaną napadnięte przez demony. Choć moi towarzysze się pewnie nie zgodzą z tym śmiałym porównaniem, ale Unia uwija się jak pszczoły w Ulu i przyda się każdy miecz i różdżka, ale na początek ten wyższy demon, a potem zobaczymy. Umowa stoi?
Wyjął przy okazji kryształ z torby i zapytał.
- Zgaduję, że to pana? Jest nas czterech magów z tego co widzę. Być może wspólnymi siłami otworzymy te wrota.
- Nie interesuje mnie sytuacja Uni, ani demony. - doparł mag - Nie interesuje mnie nic, co nie wzbudzi mojego zainteresowania. Ale przystanę na propozycję wspólnych sił przeciwko demonowi. Zważywszy, że moja bariera zniknęła.
- Magiczne zabezpieczenia. - mówił Erven z lasu przecierając palcem po hieroglifach. - Nieporadne, kilka zamków nałożonych na siebie, zakleszczyły się. - Czego próbowałeś?
- Otworzyć je od środka, oczywiście.... Jeszcze trochę z tym zejdzie. Przywoływanie zmarłych pradawnych to wyzwanie warte tytułu mistrza nekromancji i bardzo czasochłonny proces.
- Przywoływanie zmarłych? Drzwi? Demony? Zdaje się, że zebrało się tu doborowe towarzystwo. - zaśmiał się Arne. - Ale może by tak zacząć od początku. Kim ty u licha jesteś? Nie wydajesz się być ze świątyni wiedzy, tak samo jak elf.
- Ech. Zwę się Mefiles Arcus i jak widzisz próbuję dostać się przez te wrota. Moje domeny to Spiritisto w odłamnie Nekromancji, uroki i klątwy.
- Czarny mag? Ty też? - skierował pytanie do elfa
- W śród przybyszów jest wielu zdolnych magów których nie ciągnie do zgrupowań. - rzekł elf odwołując chowańce i przeszukując torbę - Ma to swoje wady i zalety. Ale nie każdy kto nie jest w śród was musi być od razu czarnoksiężnikiem.
- Jak to mówią, po owocach ich poznacie. - powiedział właściwy Erven wzruszając ramionami - Możesz władać magią mroku, a czynić dobrze. Możesz władać magią światła, a szerzyć chaos. Owoce Arne. Owoce, nie wiedza. Jaki jest status zabezpieczeń? Pytam, bo zastanawiam się nad siłowym rozwiązaniem. - powiedział nekromanta i demonolog w jednym podchodząc do wrót i przyglądając się im bacznie szukając wskazówek w jakże pięknym języku pradawnych. Może spróbować magii krwi? Albo przywołania pradawnych? Choć samemu wiedział, że polegnie, to jeżeli by połączyć siły i wiedzę… nawet Arne mógłby tu pomóc ofiarowując własną moc i krew, o runach nie wspominając…
- Nikt z nas samotnie nie otworzy tej bramy… - powiedział Sharsth z autorytetem - ...połączmy swoją wiedzę i umiejętności. Jeden co rzuca właściwy czar, trzech co inkantuje. Arne, ty rysujesz krąg runiczny, my zrobimy krąg przywoływania. Ofiara z krwi i inkantacje. pan Arcus zajmie się właściwym przywoływaniem. Leśny, ja i Arcus zajmiemy się kręgiem wewnątrz tego twojego. Będę musiał pomedytować nim będę miał dość mocy do tego przedsięwzięcia. To jak panowie? Odpoczywamy, czy bierzemy się do roboty?
- Bariery magiczne i klucze przestrzenne. Tak jak mówiłem... zrobione nieporadnie, w pośpiechu. Część kręgów się nałożyła, część zaklinowała. Zbyt proste by skrywały Ostrze Zamętu, zbyt pospolite dla Włóczni aniołów, brzydkie dla czegoś znaczącego... ale właściwe by nic stamtąd się nie wydostało. Tak... to właśnie te. W każdym razie... zniszczę zabezpieczenia, wam zostawię otwarcie drzwi. Postarajcie się nie zużyć za wiele mocy, czeka nas walka. - elf wyciągnął z torby zwój magiczny.
- Myślisz że od tak zdołasz zniszczyć pradawne zabezpieczenia magiczne. Ile to potrwa? Zdołałem znieść jedną czy dwie a siedzę tu już od tygodnia. Wystarczająco długo by dojść do wniosku, że otwarcie ich od środka to łatwiejsze zadnie. - odrzekł nadzorca
- Jeśli nadpisałbym pewne ciągi run i związał je z moimi inkantacjami mógłbym doprowadzić do zjawiska zapadnięcia się struktur magicznych. Tylko to potrwa, powinienem dać rade w ciągu 24 godzin. Pozostanie jeszcze otwarcie wrót.
- Yyyy. Musisz być zdolny, choć nie wyglądasz. Ale ja już rozpocząłem proces otwierania wrót. W ciągu 5 godzin drzwi będą otwarte, ale nie mogę się stąd ruszyć.
- Ech. - westchnął elf - 5 minut.
Zwój poszybował w górę tworząc skomplikowany krąg magiczny.

Do okola maga pojawiło się kilka mniejszych kręgów, które obracał jednocześnie przekręcając kręgi składowe głównego kręgu.
“Niemożliwe”, takie stwierdzenie pojawiło się na twarzach pozostałych magów.
- Znalezisko w jednych z ruin. Krąg magiczny tworzący zabezpieczenia magiczne. A do tego zasada znoszenia się przeciwieństw. - drzwi zabłysły oświadczając zniesienie jednego z zabezpieczeń.
- Marnować dobry zwój, kiedy wysiłek grupowy dałby radę… Nielogiczne. - powiedział Erven kręcąc głową na boki niedowierzając w pochopne działanie elfa - Tak czy inaczej, ja potrzebuję pomedytować, bo ściągnięcie ostatniego wyższego demona trochę mnie osłabiło.
I to powiedziawszy usiadł ze skrzyżowanymi nogami na ziemi.
- Jakieś obiekcje?
- Żadnych.
- Ale faktycznie ludzki Erven ma rację. Przecież tym zwojem mógł byś otworzyć zapewne wiele bardziej wartościowych ruin. - stwierdził Arne rozglądając się po jaskini. Po chwili odszedł do jednego z korytarzy i zaczął skrobać coś przy nim, na podłożu.
- Widocznie, żaden z was nie trafił na ruiny z magią jako nagrodą. - mruknął Erven z lasu - Zwój stworzyłem sam. To krąg - zaklęcie było nagrodą. Ale jest strasznie magio-chłonne. W sumie zdobyłem je przez pomyłkę.
- Pomyłkę? - zapytał nadzorca
- Tak. Szukaliśmy innych ruin. A trafiliśmy an kompletnie puste z jedną ukrytą salą - pracownią. To tam znalazłem zaklęcie. Mały zysk jak na w pełni przygotowaną eksplorację. Piąte już jeszcze trzy.
- To się bawcie dobrze. Tylko nie otwierajcie jeszcze wrót, a ja odzyskam siły. - powiedział prawdziwy Erven i zamknął oczy. Po paru głębszych oddechach wprowadził się w trans. Proces szybkiego odzyskiwania energii się rozpoczął.
“Przebudził” się jakiś czas później leniwie otwierając oczy z pytaniem.
- Minęło mnie coś?
- Niewiele. Jesteśmy gotowi. - odparł Arne szturchając Ervena z lasu kosturem.
Elf widocznie też uciął sobie krótką medytację.
- Podłożyłem runy pod wejścia więc gdyby coś tu przyszło będę o tym wiedzieć.
- To co wkraczamy? - zapytał Arcus - Zmęczyło mnie już to miejsce, dobrze było by je w końcu zbadać.
- Mną się nie przejmujcie - pomachał dłonią elf - Dołączę do was gdy odzyskam energię i moc. Rudra idź z nimi.
Znakiem krzyża przywołał swojego ogara.
- Zatem panowie, otwieramy te wrota. - powiedział z uśmiechem Erven. - Skupcie się, bo będzie to wymagać wspólnego wysiłku. Zaczynamy na trzy.
Wzniósł ręce ku sklepieniu
- Raz… dwa… trzy! - i po odliczaniu zaczął skandować inkantacje mające na celu otwarcie w stopniu dającym możliwość przejścia przez wrota. Nie było sensu ich całkowicie otwierać na oścież. Przejście dla dwóch osób powinno być całkowicie wystarczające.
Wrota otwarły się z mocnym zgrzytem. Fala zduszonego powietrza buchnęła w nich z mocą świeżej zgnilizny. Z oczu pociekły łzy, odebrało oddech i zapiszczało w uszach.
Raz poruszone wrota zaczęły się mechanicznie otwierać na oścież.
- Eche... Eche. Ale jedzie.... - wykaszlał Arne.
Podłogę zaczął spowijać delikatny obłok mgły. Wnętrze korytarza za wrotami nie przypominało już jaskini. Murowane, przyozdobione runami ściany, delikatny odblask błękitnych kryształów i złowieszcza aura.
Za wrotami stała martwa postać, otoczona czarno-zielonym całunem. Przyzwany pradawny.
Arcus odwołał go gestem dłoni, a ten rozpadł się w pył.

Gdzieś w głębi coś zazgrzytało. Słychać było powolne stąpanie.
- O... widzę twój sposób Panie Arcus... przyciągnął strażnika aż pod same wrota. - skomentował Elf Erven.
Nakładając na siebie drobne zaklęcie skupiające mgłę z podłogi wokół ciała. Najwidoczniej wolał się ukryć, z powodu wciąż małej ilości odzyskanej mocy.
Z głębi zaczęła wyłaniać się kształty, wspomnianego strażnika.
http://vignette1.wikia.nocookie.net/...20150902044825
- E... Czy to aby nie... Necromancer Dragon? - zapytał retorycznie Nadzorca ula.
- Czy ta groźna nazwa ma swoje realne odwzorowanie? - zapytał runik kreśląc na podłodze jakiś z magicznych symboli.
- Nie chcesz wiedzieć…
Erven wymamrotał krótką wiązankę przekleńst w pradawnym. Strażnik był potężny, zapewne potężniejszy niż wcześniejsze stworzenia z którymi miał do czynienia. Wątpił by jego asy z rękawa zdały egzamin. Był za słabym nekromantą i demonologiem by tu zdziałać cuda, ale ogólnie to był całkiem potężnym magiem mroku i miał zamiar z tego czerpać garściami. Szybkie szeptane zaklęcia i najpierw zamienił się w dym za pomocą Tarczy zza Zasłony, następnie już się scalił z mrokiem ich otaczającym.
Kolejnym krokiem było inkantowanie skomplikowanej i zawiłej wiązanki czarów przygotowując grunt pod zaklęcia które miały nastąpić jedno po drugim. W sali robiło się cieplej, a włos stawał dęba na skórze. Podobnie jak mrok w ruinach zdawał się być bardziej mroczny. Zmiany zachodziły stopniowo jedna po drugim, a Mistrz Mroku szykował serię która miała na celu osłabienie bytu, gdyż nie wierzył w automatyczne unicestwienie go zaledwie kilkoma zaklęciami, czy w pojedynkę.
- Runa błysku, runa dźwięku, runa kierunku. Inwokacja - Arne zakręcił młynka swoim kosturem aktywując pieczęcie.
W stronę Smoka wyleciała świetlista membrana.
- ...il gra e’vor.
Z ciemności korytarzy wystrzeliły równie czarne macki oplatając się wokoło kościanej istoty
- Musimy uciekać. - zakrzyknął Mefiles. - Jedynie pokonując jego mistrza damy radę się go pozbyć.
Membrana rozbiła się o pysk istoty wywołując potężny błysk i huk.
Gdy tylko światłość zanikła na głowie smoka stał już chowaniec elfa. Choć widocznie ten demoniczny byt nie do końca był pewien jak zaatakować coś w całości wykonanego ze smoczych kości.
Wtedy kiedy przebrzmiały słowa Mefilesa rozległo się delikatne trzęsienie ziemi, a podłoże pod kościstym smokiem zaczęło pękać tworząc szczeliny które zdawały się sięgać głębin ziemi. Następnie z tych szczelin buchnęły, aż po sufit jadowicie zielone jęzory Stygijskich ognii złowrogo rozświetlając mrok korytarza otulając bestię, lecz omijając macki i demonicznego sługę leśnego, a ściany pokryły pełzające jadowicie zielone wyładowania energetyczne które uderzyły w kościsty twór wdzierając się do środka stworzenia i tam rykoszetując.
Kropla potu spłynęła po skroni Ervena, teraz trzeba było utrzymać zaklęcie, ale uważać by za mocno nie osłabić rdzenia magicznego. Czekała ich jeszcze jedna walka… najpewniej równie zajadła.
- Rudra! Do mnie. - Na wołanie swojego pana bestia zeskoczyła ze smoka zostawiając miejsce dla płomieni i macek.
Z mroku wyskoczył Erven jadąc na swoim drugim chowańcu. Kierował się w głąb korytarza.
- Erven Ruchy! - Zakrzyknął nadzorca wzmacniając magię mrocznych więzów.
Korpus smoka zaczął się kruszyć pod wpływem szalejących wewnątrz niego błyskawic.
- Ostatnie runy gotowe - zakrzyknął Arne - Ruszam przodem. - dodał wbiegając do korytarza.
- Nie marnuj mocy! Ta istota się odbuduje. - Arcus krok po kroku wycofywał się w głąb.
Smok pomimo, zdawać się mogło, złej sytuacji zaczynał gromadzić w sobie energię. Płomienie stygii zamiast okalać jego ciało zaczynały się w nie wchłaniać.
- Zaraz zionie!
Erven widział przegraną sprawę kiedy miał ją przed sobą. Akurat przemieszczał się w głąb korytarza anulując płomienie przerywając połączenie i rzucił jedno zaklęcie. Jedno słowo. “Uluashi” trzymając się w tak blisko ściany jak tylko da radę. Sens był prosty. Osłabić wyziew smoka i przy okazji odbudowywać manę za jednym zamachem, a kiedy kościsty smok zionie “wejść” w ścianę i po chwili się z niej wyłonić bez szwanku. Po czym planował dalej kontynuować wędrówkę w nieznane za resztą. Odpychając się przy tym od podłoża za pomocą magii by kluczowo zwiększyć szybkość i wpasować się w środek pochodu.
Smok zionął zielonymi płomieniami stygii. Nawet chowając się w ścianie Erven wciąż czół energię bijącą z tego ataku. Faktycznie. Starcie z tym tworem jest niebezpieczne.
Na szczęście stwór nie grzeszył zwinnością ani szybkością, pomimo stawiania wielkich kroków.
I tak Erven mając zmagazynowaną część energii dołączył do oddalającej się grupy.
- Nie traćcie czujności może być ich tu więcej. - zakrzyknął Erven z lasu. - Gdy odzyskam swoją moc będzie łatwiej, ale na razie musimy ich unikać.
- Twierdzisz że dasz sobie z nimi radę? - zagadnął Arne - Nie za pewnyś aby?
- Dam radę? Głupota. Spiritisto może działa na nie lepiej niż zwykła magia zaraz za magią światła. Gdybym się postaram to może, ale kosztem prawie całej swoje siły i nie liczac obrażeń. Miałem na myśli więzy.
- Ach. - mruknał nadzorca. - Faktycznie gdyby go związać duchowymi więzami.
- Teraz na to wpadłeś?
- No co! Normalnie więzy mroku są skuteczniejsze.
- Prowadź skoro też korzystasz z tej mocy. Tak będzie bezpieczniej.
- Czujność panowie. - powiedział Erven - Na przekomarzanie przyjdzie czas potem. Teraz zamieńcie się w uszy. - I taki miał plan, milczeć i słuchać czy aby inne niebezpieczeństwo się nie zbliża, i kontynuować wędrówkę.
Pierwsze skrzyżowanie przecięli w mgnieniu oka, później schody dół.
- Z lewej - zakomunikował Arne
Na końcu korytarza poruszał się spory cień. Kolejny ożywieniec.
- Przed nami tez jest. - dodał nadzorca
- Więc w prawo. - powiedział Erven, wyprzedzajac swojego leśnego odpowiednika.
Po kolejnych minutach lawirowania po poziomach i korytarzach. W końcu cała czwórka zmęczyła się.
- Gdzie jesteśmy? - zapytał Runik schodząc powoli po schodach.
- Nie liczyłem ale zdaje się to być 4 poziom. Arne tak?
- To ja.
- Znasz się na pułapkach?
- Tylko magicznych.
- To teraz pójdziesz przodem. Zamień się z Ervenem.
- Tak mnie to ciekawi, a że jest właściwa okazja to zapytam. Znasz to miejsce? - Mefiles zadał pytanie które nurtowało już chyba wszystkich od jakiegoś czasu.
- Tych nie. Ale byłem już w identycznych. A to oznacza, że w dużym przybliżeniu wiem co nasz może czekać.
- A że tak zapytam... wiesz czy warto?
- Zależy od skarbca, chociaż mnie on akurat najmniej obchodzi. Skoro wrota były zamknięte to demony się tu nie dostały. Hermetyczność tej budowli jest gorsza od poprzedniej, więc ksiąg i zwojów raczej nie znajdziemy. Co najwyżej trochę bogactwa. Jeżeli nam dopisze szczęście powinno być tu wartościowe z naszego punktu widzenia pomieszczenie laboratoryjne. Niestety czeka nas jeszcze spotkanie z gospodarzem.
- Ciesze się, że się poznajecie panowie, ale czas działa na naszą niekorzyść. Wróg może uderzyć w każdej chwili. - powiedział białowłosy człowiek - Przygotujcie się, bo będzie gorąco i ruszajmy dalej. Im szybciej zakończymy naszą wędrówkę tym wcześniej odpoczniemy. Czeka nas jeszcze wyższy demon i raczej nie uda się nam skończyć tu przed jego przybyciem.
- Obyśmy przetrwali spotkanie z gospodarzem... - zamruczał elf - Ale faktycznie masz rację. Cokolwiek się zbliża też będzie trudnym przeciwnikiem.
Gdzieś z głębi korytarza słychać było chrzęst.
- Hmm. Zdaje się że musimy się zbierać. - zauważył Arne - Za mną.

Kolejne piętra w dół, drobna walka z robactwem, kilka pułapek i mała zadyszka.
Ale w końcu wrota.

- Sala główna. Wreszcie. - skomentował zmęczony i lekko już znudzony elf.
- Wrota czyste, bez zabezpieczeń.
- Jak wchodzimy?
- Ja z tyłu - zaczął elf. - Jeszcze nie odzyskałem swojej mocy, a tam będzie cholernie konieczna. Wasze cele?
- Musimy zdjąć szybko gospodarza. Jak on padnie moc podtrzymująca jego sługi osłabnie, aż w końcu rozpuści się w eter. - Stwierdził wynalazca Erven - Skupiając się na jego sługach tylko przedłużymy własną agonię, a walka będzie długa i męcząca. Wchodzę pierwszy i kieruje się na gospodarza, wy czyścicie mi drogę, a potem zmasowany atak na niego. Dużo ryzykuję, więc mnie nie zawiedźcie.
- Postaramy się - rzekł Arne rysując jakąś runę za wyciągniętej z torebki kartce.
- O, Postaci cienia co okrywasz ciała swych dzieci. O, Mroku nieprzenikniony co w sercach ich się skrywasz. O, Nocy matrono swych wiar. Do mnie moje sługi. - Z cieni wyłoniły się rozmyte kształty przypominające duchy - pomniejsze widma.
Gdzieś w zapiskach była wzmianka o przyzywaniu duchów, choć widma zwykle były w tej dziedzinie pomijane. Widocznie nadzorca zasłynął z tej trudnej sztuki i dlatego jest teraz tak ustawiony (pozycja nadzorcy).
- Agni i Rudra idą z tobą. Gdy tylko odzyskam siły dołączę do was. A w razie problemów mam plan awaryjny.|


Wrota otwarły się ze skrzypieniem. Chłód. To było najlepsze określenie panującej atmosfery. Lecz to nie było zimno. To napięcie i presja. Olbrzymia siła wywoływała niepokój lecz nie nie dusiła w swej intensywności.
Sala była obszerna 10 x 30m na środku stał owalny stół z 5 tronami. Obok stołu stały 2 rzeźby... nie! 2 nieumarłe smoki. Siedziały w pozycja podobnej do psiej i spoglądały na intruzów. Na ostatnim z tronów, na jego szczycie zawieszona była obręcz stylizowana na cierniową.
Dziwny dreszcz przebiegł po plecach Ervena. Był tu już kiedyś, nie był w podobnym miejscu. Tron, nieumarły, buława którą teraz posiadał. (albo trzymał) “King of the Fallen Throne”.|
- Tak. - szept elfa - To jest to miejsce. Za tamtą ścianą jest skarbiec lub pracownia, zależnie od gospodarza. Teraz mamy szansę. Gdy wejdziemy zaatakują. Il’ke ravan telli ver sumarte riste gate.
Na ciałach magów pojawiły się pojedyncze znaki runiczne delikatnie świecące.
- To ochroni wasze rdzenie i dusze, przy najmniej częściowo. Dołączę gdy będę gotów.
- Zatem jednak przyjdzie nam wpierw pokonać straże. Panowie niech bal się rozpocznie.- powiedział lekko zawiedzionym głosem Erven po czym z szelmowskim uśmiechem stwierdził - Gotowy kiedy wy jesteście gotowi. - po czym rozpłynął się w cień i zaczął cicho skandować inkantacje przygotowawcze, a kiedy był w finalnej fazie spojrzał na swoich towarzyszy gotowy wkroczyć do środka.
Arne miał już gotowe 2 kartki papieru z runami oraz swój kostur połyskujący delikatnym blaskiem. Arcus także gotował się do starcia. Chowańce elfiego Ervena raczej zachowywały się dość po psiemu, ale gdy wyczuły gotowość do starcia jaki pierwsze ruszyły. Jako najszybsze z grupy zaatakowały jako pierwsze rzucając się na strażników.
W ślad za nim ruszył Arne wykorzystując pierwszy symbol - stagnacja. Unieruchamiając dolne kończyny strażnika po lewej. Mefiles działał wolniej wysyłając pomniejsze widma pojedynczo. Badając możliwości i działania smoków. Trzeba zauważyć że dla Necromancer Dragon jedno chapniecie wystarczyło by widma odchodziły w niepamieć.
Ludzki Erven ciągle się przemieszczając w cieniach komnaty sprawił, że ziemia pod prawym strażnikiem popękała i zapadła się w sobie niczym ciecz by zastygnąć w kamień kiedy kończyny kościstego giganta ugrzęzły w magicznym błocie. Trzymał się ściany szeptając kolejne zaklęcia. Walka się rozpoczęła.
Ogólnie ataki magiczne skierowane bezpośrednio na smoki nie dawały prawie żadnego efektu, ale efektny wywołane przez magię jako tako działały. Prawy smok został unieruchomiony. Lewy z kolei nie najgorzej radził sobie z zastępami widm, jedynie psi chowaniec zdawał się go ranić, stosując taktykę partyzancką.
Lecz na pomoc przybył Arne mocno zamachując się swoim kosturem i rzucając go w stronę smoka.
Efekt był do przewidzenia... no jak widać nie do końca.
Lekkie opadniecie szczęki było widoczne gdy smok wbił się w ścianę razem z kosturem. Ręka uniesiona w górze przyzwała kostur do jego właściciela. Szansy nie pominął Arcus posyłając 2 widma z samobójczym ataku. Widma wykorzystując całą posiadaną energie swojego istnienia przemieniały się w małe wyrwy pochłaniające w zastraszającym czasie energię. A że nie były połączone mocą z ich wywoływaczem nie stanowiły dla niego zagrożenia.
Ludzki Erven widząc to co się dzieje z lewym strażnikiem dokończył inkantacje i uderzył buławą w posadzkę. Fala, nadpękającej podłogi puszyła w stronę smoka, a kiedy znalazła pod nim w górę wystrzeliły kamienne kolce raniąc smoka i sklepienie nad nim. Które to w następnych sekundach runęło całym swym ciężarem w dół na kościstego.
Jednak nie było końca tych zmagań. Już zmieniał swoją pozycję w cieniach i szeptał kolejne zaklęcia przygotowujące czerpiąc energię z pomieszczenia, jak zawsze, bo po co marnować własnych zapasów?
Wtedy poczuł dziwny obieg energii w pomieszczeniu. Coś się materializowało dokładnie na końcu sali. Powstało kłębowisko mrocznej energii które powoli zanikało ujawniając postać gospodarza.
Prawy smok zaczął się wyrywać ze sowjego uwięzienia. A odgłos pomruku świadczył że ten po lewej wciąż ma siłę walczyć.

W pomieszczeniu... nie w umysłach zebranych dało się słyszeć doniosłe słowa.
“I am King of the Fallen Throne. I am path between magic and death. I am yours END”.
- Lisz... - mruknął jakby z piskiem Arne.
Gdy tylko słowa skończyły rozbrzmeiwać. W ciało gospodarza wbiła się strzała. Najzwyklejsza strzała, wbiła się dokładnie w pierś.

... bez większego efektu.
- Toya. To tak nie działa. - zagadnął elf podchodząc bliżej stołu. - Mamy wsparcie i moja moc wróciła. - Wyjaśnił po krótce wykonując gest zaciskania pięści obiema dłońmi. Wokół unieruchomionych smoków pojawiły się duchowe łańcuchy całkiem je oplatając. - Nie możemy tracić już na nie czasu. Zatrzymam je.

Gdy smok starał się wyrwać, elf mocniej zacisnął pięść i zmienił pozycję.
Nie będzie mógł się w stanie ruszyć.
Smoki były unieruchomine, a na horyzoncie pojawił się nowy, potężniejszy wróg. Licz. Istota w którą Erven nie miał najmniejszego zamiaru się przemieniać na swojej ścieżce ku nieśmiertelności. Dokończył inkantacje i rzucił zwielokrotnione mocą zaklęcie wysysające energię magiczną na licza. Każdy byt miał ograniczoną pulę energetyczną, a ten tutaj samą swoją obcenością część z niej marnował na podtrzymywanie swoich nieumarłych sług. Zaczął go zachodzić od tyłu skryty w cieniu. NIemalże niedosłyszalne szepty, nieme poruszenia ust skandowały kolejne zaklęcia. Trzeba było pozbyć się go szybko, a szanse w tym upatrywał w zajściu gospodarza od tyłu i wciągnięcie go w walkę kontaktową. Dystansowo, magicznie ich niewielka grupa przeciwko nieumarłemu miała w oczach Ervena podobne szanse i moce. Kontaktowo natomiast licz powinien być słabszym przeciwnikiem…
- Irqus ersan pure... erte enkante... materus sete ike - trzy szepty nakładały się na siebie rezonując w pomieszczeniu. Czary nie zwykły się łączyć bez logicznego powiązania, a skandować je trzy na raz to już cud. To mogło jedynie świadczyć dlaczego ten osobnik nie umarł po śmierci.
Pierwsza, eksplozja strefy. Dwa czary starły się ze sobą niwelując się wzajemnie w wybuchowej mieszance. I choć wybuch nie był efektywny w swej widowiskowości, był złowieszczy. Wybuch przybrał formę fali uderzeniowej otoczonej, nastrojowo, czarną aurą lisza. Jako że on stanowił centrum eksplozji, jako jedyny był bezpieczny.
Fala zerwała magię z Ervena, rzucając go na ścianę. Był o krok za blisko. Zerwała także czar rzucony na gospodarza i rozwiała pomniejsze widma. Smoki nie wyrwały się z uwięzi tylko dlatego, że nowo przybyłe wsparcie stanowiło mur zaporowy dla elfiego Ervena.
Trzecie zaklęcie pojawiło się nagle. Czarna włócznia, z czystej magii wycelowana była w Ervena.

I gdyby nie rzucony w ostatnim momencie, zwój z runą Arne, Erven był by teraz przyszpilony do ściany. Mając zdruzgotane co najmniej 2 organy. Zwój po aktywacji stał się magiczną barierą o określonej grubości. A trzeba zauważyć, że blisko 0.5 m grubość, o wielkości 0.3x0.3m, mogąca się doliczyć 5 warstw, zatrzymała włócznię dokładnie w połowie. (połowa włóczni przeszła przez barierę.)
- ...esante ente. - czwarty szept został pominięty w całym zamieszaniu, a dał o sobie znać dopiero chwilę po nim. Błyskawica o barwach czerwieni i błękitu trafiła kostur Arne wyrzucając go, razem z właścicielem, na zewnąrz.
Tylko lekki odblask run na kosturze, świadczył o tym, że runik wyszedł z tego “cało”.
Na twarzach Nadzorcy i elfa malowało się symboliczne “Cholera”.
Erven podniósł się ze ściany czując drętwy ból. Skoro jego pierwszego nieumarły obrał za cel szybkiej eliminacji to musiał być powód. Był dla niego zagrożeniem i je wyczuwał. Dosyć zabawy, najwyższa była pora zacząć traktować przeciwnika poważniej. Rozwiał się w cień i wyjął słoik z krwią demona który to otworzył i wykorzystał… całą… zawartość by przybrać swoją demoniczną formę. Kiedy to się stało zaczął skandować zaklęcie. “Samozapłon Stygijski”. Trawiący od środka na zewnątrz osobę pod wpływem tego zaklęcia. Zaklęcie z pogranicza ognia, wiatru i mroku w dziedzinie nekromancji. Kiedy zaklęcie było gotowe rzucił je na licza. Stare przepruchniałe ubranie, wysuszone mięso i skóra… powinno zjawiskowo zająć się jadeitowym ogniem żywiącym się nie tylko cielesną powłoką Licza, ale i magiczną mocą, gdyż wplótł w zaklęcie również elementy dobrze mu znane z jednego z jego zaklęć, a dokładniej “Uluashi”. Był wściekły i pałał chłodną nienawiścią. Wiedział, że te uczucia przeleją się na zaklęcie sprawiając, że będzie bardziej zajadłe. Nadszedł czas zapłaty za urażoną dumę i jawny zamach na życie zgodnie z zasadą... “Nie wybaczaj… i nie zapominaj”.
Licz zajął się chorobliwie zielonymi płomieniami. Ale nie zaczął znikać od tak. Widocznie wszelka mroczna magia działała na niego w dużo mniejszym stopniu, prawie znikomym. Jedynie pochłanianie i wypalania magii dało o sobie znać jako że było wykonane na demonicznej formie. Mroczna aura przestała być taka intensywna.
Widmo nie ruszyło się z miejsca, za to jego chowańce zaczęły się rozpadać.
- Sku**** - stęknął Erven z lasu gdy rozpadające się części obu smoków, utworzyły 3 byt.

- Zajmę się nim! - Zakrzyknął Arcus. - Septima Recordia.

Czar o którym informacje pozostały szczątkowe. Coś na wzór Uluashi choć pochłaniający duszę, a nie energię.
Tylko czy twór stworzony przez nieumarłego... ma dusze?
Erven rzucił na siebie Tarczę zza Zasłony i zaczął skandować zaklęcie. Chwilę później wiązki mrocznych błyskawic ruszyły w kierunku licza mając tylko jeden cel rozbić magię wroga i spopielenie źródła jego magii. Wszak magia gromu była elementem pary z czystym elementem Energii stanowiącym jej przeciwność. Było to skuteczne zaklęcie w swojej prostocie. Zniszczenie, lub wypaczenie rdzenia magicznego przeciwnika, gdyż doszedł do wniosku, że cielesna powłoka jest dla licza nieistotna i ataki na nią niewiele się przydadzą. Nie mniej był ciągle w ruchu okrążając swojego adwersarza gotowy w każdej chwili na uniknięcie wymierzonego w niego ataku.
Mroczne błyskawice przeszyły ciało nieumarłego, omijając rdzeń i ponownie je przeszywając z drugiej strony. Co dziwne, błyskawice zakręciły za ciałem licza i trafiły w miejsce Ervena. Dobrze że tarcza zza zasłony była aktywna. Z teorii czaru nie można przejąć, wiec to wątpliwe by pradawni to umieli. Jedyne wyjaśnienie. Sprawowanie ich innym czarem, lub mocą pozwalającą na oddziaływanie przy braku integracji z samym czarem. Grawitacja lub magnetyzm.
Gdy zagadka była bliska rozwiązania przez ciało Ervena przeleciało inne ciało. Mefiles uderzył o ścianę przelatując przez Ervena.
Kościany twór widocznie nie miał duszy.
Gdy przywołany zaczął nastawiać się na dobicie maga, zza pleców zaatakował go Arne.
- Runa Wektor! Zdjęcie runy, waga!
Kostur przebił się przez ciało szkieletu i wbił się w ścianę za liczem. Leciał po prostej i praktycznie nie zostawił ukruszeń i pęknięć. Otwory były równe i okrągłe. Wektor, to zrozumiałe. Ale waga? Ile ten kostur musiał ważyć skoro wywarł taką siłę na kamienną ścianę.
Niestety chwila zastanowienia minęła bardzo szybko, wraz z kolejną runą. Arne był już przy ciele szkieletu i właśnie odlatywał uderzony ogonem. Gdy...
- Runa Bariera, Sfera, Odbicie. - Złożona runa została aktywowana, a znajdowała się... na ciele szkieletu.
Magiczny bąbel stworzył otwór w połowie ciała przyzwanej istoty.
- Nie traćcie czujności!! - zakrzyknął rozgniewany Erven z lasu. - Zaczyna kolejną turę.
Szepty magicznego głosu znów rozbrzmiały w sali.
Ekate ihte runer (eis iwagant lore) [haki haku osate mente] {iiil aaar katar}
Ludzki Erven nie marnował czasu na podziwianie widoków. Kiedy tylko przeleciał przez niego nadzorca już nakładał zaklęcie na buławę, a kiedy to się stało wyszeptał kilka słów i zapadł się w kamień… by wyłonić się za liczem kiedy ten szeptał. Wyprowadził potężny cios w nieumarłego. Teraz kiedy czerpał siłę na zaklęcia jego rdzeń był otwarty i pracujący. Idealna okazja do jego uszkodzenia, gdyż jakakolwiek osłona była na niego nałożona musiała być uchylona by zaklęcie nie odbijało się rykoszetem wewnątrz niej. To była ta szansa której nie miał zamiaru zmarnotrawić!
Cios trafił w samo sedno. Prawie.
Rdzeń zdawał się być osłonięty czymś na zwór tarczy zza zasłony. A raczej mógł być niematerialny.
Duchowy rdzeń, to nie możliwe.
Pierwsze zaklęcie zakończyło się chwilę po tym. Strumień zgniatającej enegii zaczął napierać na Ervena z góry.
A osłabł na moment gdy rozbłyskująca strzała trafiała prosto w licza. Moc światła zawsze rani mrok. Łucznik z Familli chwilę po wystrzale przestał się ruszać. Erven z lasu właśnie kończył go oplatać swoją magią.
Walczący kontaktowo z liczem Erven wyszeptał jedno gniewne słowo i czar został rzucony na buławę. Drugie zaklęcie. “Ostrze zza zasłony”. Korzystając z chwili wyprowadził drugi cios. Teraz powinien sięgnąć celu.
Drugie zaklęcie zakończyło się w tej samej chwili gdy buława miała przebić się przez rdzeń. Ciało ervena oplotła mroczna moc jakby wymuszając... nie zostało na niego nałożone zaklęcie które działano jak tarcza zza zasłony. Dodatkowo nacisk grawitacyjny, sprawiły że Erven zaczął się zapadać pod ziemię.
Trzecie zaklęcie, zakończyło się słowami Septima Recordia.
Ale gdy pochłanianie duszy miało sięgnąć maga, ten zalśnił błękitem i czernią. Runa Ervena z lasu zadziałała. Ciekawe, wspominał coś o pochłonięciu duszy i właśnie miało to miejsce. Widocznie cholerny elf wie dużo więcej niż powiedział. Blask odrzucił Ervena i Licza od siebie.
Czwarte zaklęcie zostało przerwane. Erven wylądował u stup elfa.
- Był blisko co? - zagadnął arogancko - Rdzeń jest duchowy, tak też coś czułem. Brakowało ci tylko jednego. - rzekł kończąc oplatać łucznika duchowymi łańcuchami.
Było to mało przyjacielskie rozwiązanie, ale zamiast samemu trzymać smoki na uwięzi przywiązał je do swojego druha.
- Wyrwę rdzeń do rzeczywistości, a ty zrób to co zrobiłeś przed momentem. Wtedy, powinno się udać. - powiedział przybierając duchową formę. Ciekawe czy był w podobnej sytuacji co Erven, Wyglądał jakby przyjął 1 poziom demonicznego przejęcia ale nie demona a widma lub raczej ducha
[img]https://s-media-cache-ak0.pinimg.com/236x/30/17/c9/3017c96fa0e1d8313cef4de96a1943b0.jpg[/i]
- W zamian chcę jednego. Gdy uszkodzisz jego rdzeń, chcę mu zadać ostateczny cios.
- Dużo gadasz. - skwitował nekromanta-interlokutor - Pamiętaj, duma kroczy przed upadkiem. Wiem po co Ci to, ale mi to obojętne.
Po tych słowach ponownie rzucił zaklęcia i szykował się do przemieszczenia się magicznego by zadać cios. Czas grał rolę, a on zamierzał wyczuć moment.
- Brzmisz jak ten łysy mag co się nie dawno pojawił w Lofar. Prawie jakbym słyszał jego. Może rodzina? - odparł z drwiną, znikajac.
Wokół widma pojawiły się duchowe łańcuchy, tworząc wokół niego krąg. Elf pojawił się wewnątrz niego jakby chcąc wbić rękę w ciało licza. Zapomniał o grawitacji i padł na jedno kolano, nie sięgając rdzenia.
“Typowe.” pomyślał Erven, wyczekał chwili i już za pomocą magii był za liczem wyprowadzając dodatkowo wzmacniany magią cios w nieumarłego lorda który oszukał śmierć. Przy odrobinie szczęścia ten cios zakończy jego istnienie… i wieczne cierpienie.
Grawitacja zaczęła wbijać obu Ervenów w ziemie, jednak tym razem ludzki mag był przygotowany. Atak wyprowadzony zastał wyżej, a resztę załatwiła grawitacja.
Oczywiście nie obyło się bez pomocy elfa. Rdzeń magiczny w tej otoczonej łańcuchem strefie był już materialny.
Gdy rdzeń został uszkodzony, elf nie szczędził czasu. Jednym zaklęciem z dziedziny ziemi strała się go zniszczyć, prawie trafiając Ervena.
- Korona jest moja... - ledwo słyszalne mrukniecie wyrwało się z ust Elfa. Gdy kryształ pękł pod naporem mocy.
Kryształ, a raczej kula stanowiąca rdzeń magiczny Licza.
Umierajcie widmo wydało z siebie ostatni odgłos i eksplodowało mroczną falą.
Gdy magia zaczęła się rozpraszać, w miejscu starcia leżał już tylko szkielet dawnej istoty.
- Uch. Udało się. - mruknął Arne zbierając się z podłogi.
- Tak. Można było się tego spodziewać. - odpowiedział chłodno ten Erven który uszkodził rdzeń licza. Nieszczęśliwie było to za mało by go zniszczyć i cała gloria przypadła podłemu elfowi. - Jednak to nie koniec naszej przygody. Czeka nas jeszcze jedna przeprawa.
- Erven. - zagadnął Toya, lecz gdy zareagowało obu magów, uniósł przepraszająco dłoń i wskazał palcem elfa - Co to Venitas?
- Trzeba będzie to sprawdzić. - Odparł Elf.
Ostatni odgłos widma brzmiał właśnie “Venitas...”
Ludzki Erven uklęknął przy trucle licza i wydobył z z niego dwie całe kości prawego przedramienia i schował je do torby. Jeszcze tylko pobierznie przeleciał wzrokiem czy nieumarły trup miał coś przy sobie. Nie zdziwił się, że jedyne co z niego pozostało to resztki ubrania, pył, kości i zniszczoną nic nie wartą sferę.
- Zbierzcie się w jedno miejsce. Sprawdźcie czy wszystko w porządku i ruszajmy dalej.
Arne ruszał się trochę ociężale, Ervena bolała reka, a Arcus miał rozciętą brew, guza i prawdopodobnie kilka złamań. Toya wciąż był związany.
- Nie najgorzej wyszliśmy - skomentował Arne przyzywając swój kostur.
- Potrafi ktoś magię światła? - zapytał Mefiles.
- Może nie tyle światła, co znam parę innych sztuczek medycznych. Usiądź, a ja się Tobą zajmę. - zakomunikował demonolog w ukryciu którego miano było Erven, Erven Sharsth.
I to była prawda. Mógł scalić kości, opatrzyć rany, ale daleko mu było do władania dziedziną magii światła. Można powiedzieć, że “miał inne talenty” które w tej sytuacji powinny równie dobrze się sprawdzić.
Po chwili Mefiles był już jako tako opatrzony, Toya rozwiązany i wszyscy szykowali się do dalszej drogi.
Nad ich głowami dało się wyczuć potężną moc.
Toya spoglądał na sklepienie i zamruczał coś, co dla reszty było już oczywiste.
- Coś się zbliża.
- Pośpieszmy się, może uda nam się z tym minąć. - przytaknął Arne.
- Imoshi, wezwij Toyę, póki co nie będzie już tutaj dłużej potrzebny. Trzymaj Sorena i Hikari w pogotowiu. - elf mówil do siebie i w tym samym momencie łucznik zniknął z pomieszczenia.
- Wiesz leśny, zaczynam się o Ciebie martwić… mówienie do siebie nie jest zdrową oznaką. - zauważył Erven. - No chyba, że to jakaś wasza zdolność komunikacji, lub urządzenie na to pozwalające... Więc które to?
- To pierwsze. Nie wynika to ode mnie, to raczej pewne udogodnienie związane z towarzystwem Imoshiego.
Erven tylko skinął głową. Brzmiało to jak zdolność rodziny… czyżby byli ich odpowiednikiem z innego świata? Być może...

Sala skarbca miała drobny przedsionek, później były magiczne kraty i niewielkie pomieszczenie z bogactwami.
Przedsionek zdawał się być niepotrzebny w takiej konstrukcji budowli.
- Pamiętajcie, że Arcus był tu pierwszy. Do niego należy decyzja kto co dostanie. Jeśli dostanie. - powiedział ludzki Erven nie zbliżając się do krat podejrzewając pułapkę. Uśmiechnął się delitkatnie po czym zaczął szeptać zaklęcie “Erozji kamienia”, a kiedy skończył uderzył buławą w posadzkę. Zaklęcie było proste. Obrócić w pył kamień w którym były mocowane magiczne kraty. Po co męczyć się z nimi gdy można je “wyjąć” po usunięciu tego do czego były mocowane? Choć może i to nie będzie potrzebne… w końcu pozbawiona oparcia krata powinna runąć na podłogę!
- Tak się zastanawiam po ch**** tu przedsionek? - zapytał na głos Arne.
- Podejrzewam ukryte pomieszczenie z pracownią. Jesteś runkiem, weź to rozpracuj. A my pójdziemy pozwiedzać skarbiec.
- Oj!... Nie tak prędko też chcę.
- To pośpieszmy się pomogę ci. Idźcie przodem, dogonimy was.
 
__________________
Rozmowy przy kawie są mhroczne... dlatego niektórzy rozjaśniają je mlekiem!
Dhratlach jest offline