Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Inne > Archiwum sesji z działu Inne
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 25-08-2016, 17:58   #41
 
Dhratlach's Avatar
 
Reputacja: 1 Dhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputację
- Cóż, przynajmniej trochę popraktykowałeś runy. - powiedział Erven podchodząc do runicznego maga po czym poklepał go po ramieniu i ruszył przed siebie podnosząc po drodze kryształ. Chowając go do torby rzucił przez ramię. - Kolejny żołnierz w sprawie nie będzie czekał.
Idąc śladem elfa, magowie dotarli do większej przestrzeni - jaskini, zakończonej kamiennymi wrotami i dwoma korytarzami odnogami.
Przed drzwiami, które zajmowały sporą część ściany, stał Erven wraz z ogarami. Między nim a ścianą siedział mężczyzna otoczony obłokiem dymu.

- Znalazłem. - zakomunikował elf - Ej ty! Byłeś w środku?
- A widzisz by wrota były otwarte?
- Otwarte czy nie masz mało czasu. - odpowiedział nekromanta podchodząc bliżej - Jutro wita tu wyższy demon, a to oznacza problemy. Duże problemy. Jestem Erven Sharsth z Unii, to Arne, a ten tutaj to mój imiennik z Lasu. Moglibyśmy Tobie pomóc nieznajomy, jeśli zgodzisz się nas wspomóc w walce. Te ziemie zostaną napadnięte przez demony. Choć moi towarzysze się pewnie nie zgodzą z tym śmiałym porównaniem, ale Unia uwija się jak pszczoły w Ulu i przyda się każdy miecz i różdżka, ale na początek ten wyższy demon, a potem zobaczymy. Umowa stoi?
Wyjął przy okazji kryształ z torby i zapytał.
- Zgaduję, że to pana? Jest nas czterech magów z tego co widzę. Być może wspólnymi siłami otworzymy te wrota.
- Nie interesuje mnie sytuacja Uni, ani demony. - doparł mag - Nie interesuje mnie nic, co nie wzbudzi mojego zainteresowania. Ale przystanę na propozycję wspólnych sił przeciwko demonowi. Zważywszy, że moja bariera zniknęła.
- Magiczne zabezpieczenia. - mówił Erven z lasu przecierając palcem po hieroglifach. - Nieporadne, kilka zamków nałożonych na siebie, zakleszczyły się. - Czego próbowałeś?
- Otworzyć je od środka, oczywiście.... Jeszcze trochę z tym zejdzie. Przywoływanie zmarłych pradawnych to wyzwanie warte tytułu mistrza nekromancji i bardzo czasochłonny proces.
- Przywoływanie zmarłych? Drzwi? Demony? Zdaje się, że zebrało się tu doborowe towarzystwo. - zaśmiał się Arne. - Ale może by tak zacząć od początku. Kim ty u licha jesteś? Nie wydajesz się być ze świątyni wiedzy, tak samo jak elf.
- Ech. Zwę się Mefiles Arcus i jak widzisz próbuję dostać się przez te wrota. Moje domeny to Spiritisto w odłamnie Nekromancji, uroki i klątwy.
- Czarny mag? Ty też? - skierował pytanie do elfa
- W śród przybyszów jest wielu zdolnych magów których nie ciągnie do zgrupowań. - rzekł elf odwołując chowańce i przeszukując torbę - Ma to swoje wady i zalety. Ale nie każdy kto nie jest w śród was musi być od razu czarnoksiężnikiem.
- Jak to mówią, po owocach ich poznacie. - powiedział właściwy Erven wzruszając ramionami - Możesz władać magią mroku, a czynić dobrze. Możesz władać magią światła, a szerzyć chaos. Owoce Arne. Owoce, nie wiedza. Jaki jest status zabezpieczeń? Pytam, bo zastanawiam się nad siłowym rozwiązaniem. - powiedział nekromanta i demonolog w jednym podchodząc do wrót i przyglądając się im bacznie szukając wskazówek w jakże pięknym języku pradawnych. Może spróbować magii krwi? Albo przywołania pradawnych? Choć samemu wiedział, że polegnie, to jeżeli by połączyć siły i wiedzę… nawet Arne mógłby tu pomóc ofiarowując własną moc i krew, o runach nie wspominając…
- Nikt z nas samotnie nie otworzy tej bramy… - powiedział Sharsth z autorytetem - ...połączmy swoją wiedzę i umiejętności. Jeden co rzuca właściwy czar, trzech co inkantuje. Arne, ty rysujesz krąg runiczny, my zrobimy krąg przywoływania. Ofiara z krwi i inkantacje. pan Arcus zajmie się właściwym przywoływaniem. Leśny, ja i Arcus zajmiemy się kręgiem wewnątrz tego twojego. Będę musiał pomedytować nim będę miał dość mocy do tego przedsięwzięcia. To jak panowie? Odpoczywamy, czy bierzemy się do roboty?
- Bariery magiczne i klucze przestrzenne. Tak jak mówiłem... zrobione nieporadnie, w pośpiechu. Część kręgów się nałożyła, część zaklinowała. Zbyt proste by skrywały Ostrze Zamętu, zbyt pospolite dla Włóczni aniołów, brzydkie dla czegoś znaczącego... ale właściwe by nic stamtąd się nie wydostało. Tak... to właśnie te. W każdym razie... zniszczę zabezpieczenia, wam zostawię otwarcie drzwi. Postarajcie się nie zużyć za wiele mocy, czeka nas walka. - elf wyciągnął z torby zwój magiczny.
- Myślisz że od tak zdołasz zniszczyć pradawne zabezpieczenia magiczne. Ile to potrwa? Zdołałem znieść jedną czy dwie a siedzę tu już od tygodnia. Wystarczająco długo by dojść do wniosku, że otwarcie ich od środka to łatwiejsze zadnie. - odrzekł nadzorca
- Jeśli nadpisałbym pewne ciągi run i związał je z moimi inkantacjami mógłbym doprowadzić do zjawiska zapadnięcia się struktur magicznych. Tylko to potrwa, powinienem dać rade w ciągu 24 godzin. Pozostanie jeszcze otwarcie wrót.
- Yyyy. Musisz być zdolny, choć nie wyglądasz. Ale ja już rozpocząłem proces otwierania wrót. W ciągu 5 godzin drzwi będą otwarte, ale nie mogę się stąd ruszyć.
- Ech. - westchnął elf - 5 minut.
Zwój poszybował w górę tworząc skomplikowany krąg magiczny.

Do okola maga pojawiło się kilka mniejszych kręgów, które obracał jednocześnie przekręcając kręgi składowe głównego kręgu.
“Niemożliwe”, takie stwierdzenie pojawiło się na twarzach pozostałych magów.
- Znalezisko w jednych z ruin. Krąg magiczny tworzący zabezpieczenia magiczne. A do tego zasada znoszenia się przeciwieństw. - drzwi zabłysły oświadczając zniesienie jednego z zabezpieczeń.
- Marnować dobry zwój, kiedy wysiłek grupowy dałby radę… Nielogiczne. - powiedział Erven kręcąc głową na boki niedowierzając w pochopne działanie elfa - Tak czy inaczej, ja potrzebuję pomedytować, bo ściągnięcie ostatniego wyższego demona trochę mnie osłabiło.
I to powiedziawszy usiadł ze skrzyżowanymi nogami na ziemi.
- Jakieś obiekcje?
- Żadnych.
- Ale faktycznie ludzki Erven ma rację. Przecież tym zwojem mógł byś otworzyć zapewne wiele bardziej wartościowych ruin. - stwierdził Arne rozglądając się po jaskini. Po chwili odszedł do jednego z korytarzy i zaczął skrobać coś przy nim, na podłożu.
- Widocznie, żaden z was nie trafił na ruiny z magią jako nagrodą. - mruknął Erven z lasu - Zwój stworzyłem sam. To krąg - zaklęcie było nagrodą. Ale jest strasznie magio-chłonne. W sumie zdobyłem je przez pomyłkę.
- Pomyłkę? - zapytał nadzorca
- Tak. Szukaliśmy innych ruin. A trafiliśmy an kompletnie puste z jedną ukrytą salą - pracownią. To tam znalazłem zaklęcie. Mały zysk jak na w pełni przygotowaną eksplorację. Piąte już jeszcze trzy.
- To się bawcie dobrze. Tylko nie otwierajcie jeszcze wrót, a ja odzyskam siły. - powiedział prawdziwy Erven i zamknął oczy. Po paru głębszych oddechach wprowadził się w trans. Proces szybkiego odzyskiwania energii się rozpoczął.
“Przebudził” się jakiś czas później leniwie otwierając oczy z pytaniem.
- Minęło mnie coś?
- Niewiele. Jesteśmy gotowi. - odparł Arne szturchając Ervena z lasu kosturem.
Elf widocznie też uciął sobie krótką medytację.
- Podłożyłem runy pod wejścia więc gdyby coś tu przyszło będę o tym wiedzieć.
- To co wkraczamy? - zapytał Arcus - Zmęczyło mnie już to miejsce, dobrze było by je w końcu zbadać.
- Mną się nie przejmujcie - pomachał dłonią elf - Dołączę do was gdy odzyskam energię i moc. Rudra idź z nimi.
Znakiem krzyża przywołał swojego ogara.
- Zatem panowie, otwieramy te wrota. - powiedział z uśmiechem Erven. - Skupcie się, bo będzie to wymagać wspólnego wysiłku. Zaczynamy na trzy.
Wzniósł ręce ku sklepieniu
- Raz… dwa… trzy! - i po odliczaniu zaczął skandować inkantacje mające na celu otwarcie w stopniu dającym możliwość przejścia przez wrota. Nie było sensu ich całkowicie otwierać na oścież. Przejście dla dwóch osób powinno być całkowicie wystarczające.
Wrota otwarły się z mocnym zgrzytem. Fala zduszonego powietrza buchnęła w nich z mocą świeżej zgnilizny. Z oczu pociekły łzy, odebrało oddech i zapiszczało w uszach.
Raz poruszone wrota zaczęły się mechanicznie otwierać na oścież.
- Eche... Eche. Ale jedzie.... - wykaszlał Arne.
Podłogę zaczął spowijać delikatny obłok mgły. Wnętrze korytarza za wrotami nie przypominało już jaskini. Murowane, przyozdobione runami ściany, delikatny odblask błękitnych kryształów i złowieszcza aura.
Za wrotami stała martwa postać, otoczona czarno-zielonym całunem. Przyzwany pradawny.
Arcus odwołał go gestem dłoni, a ten rozpadł się w pył.

Gdzieś w głębi coś zazgrzytało. Słychać było powolne stąpanie.
- O... widzę twój sposób Panie Arcus... przyciągnął strażnika aż pod same wrota. - skomentował Elf Erven.
Nakładając na siebie drobne zaklęcie skupiające mgłę z podłogi wokół ciała. Najwidoczniej wolał się ukryć, z powodu wciąż małej ilości odzyskanej mocy.
Z głębi zaczęła wyłaniać się kształty, wspomnianego strażnika.
http://vignette1.wikia.nocookie.net/...20150902044825
- E... Czy to aby nie... Necromancer Dragon? - zapytał retorycznie Nadzorca ula.
- Czy ta groźna nazwa ma swoje realne odwzorowanie? - zapytał runik kreśląc na podłodze jakiś z magicznych symboli.
- Nie chcesz wiedzieć…
Erven wymamrotał krótką wiązankę przekleńst w pradawnym. Strażnik był potężny, zapewne potężniejszy niż wcześniejsze stworzenia z którymi miał do czynienia. Wątpił by jego asy z rękawa zdały egzamin. Był za słabym nekromantą i demonologiem by tu zdziałać cuda, ale ogólnie to był całkiem potężnym magiem mroku i miał zamiar z tego czerpać garściami. Szybkie szeptane zaklęcia i najpierw zamienił się w dym za pomocą Tarczy zza Zasłony, następnie już się scalił z mrokiem ich otaczającym.
Kolejnym krokiem było inkantowanie skomplikowanej i zawiłej wiązanki czarów przygotowując grunt pod zaklęcia które miały nastąpić jedno po drugim. W sali robiło się cieplej, a włos stawał dęba na skórze. Podobnie jak mrok w ruinach zdawał się być bardziej mroczny. Zmiany zachodziły stopniowo jedna po drugim, a Mistrz Mroku szykował serię która miała na celu osłabienie bytu, gdyż nie wierzył w automatyczne unicestwienie go zaledwie kilkoma zaklęciami, czy w pojedynkę.
- Runa błysku, runa dźwięku, runa kierunku. Inwokacja - Arne zakręcił młynka swoim kosturem aktywując pieczęcie.
W stronę Smoka wyleciała świetlista membrana.
- ...il gra e’vor.
Z ciemności korytarzy wystrzeliły równie czarne macki oplatając się wokoło kościanej istoty
- Musimy uciekać. - zakrzyknął Mefiles. - Jedynie pokonując jego mistrza damy radę się go pozbyć.
Membrana rozbiła się o pysk istoty wywołując potężny błysk i huk.
Gdy tylko światłość zanikła na głowie smoka stał już chowaniec elfa. Choć widocznie ten demoniczny byt nie do końca był pewien jak zaatakować coś w całości wykonanego ze smoczych kości.
Wtedy kiedy przebrzmiały słowa Mefilesa rozległo się delikatne trzęsienie ziemi, a podłoże pod kościstym smokiem zaczęło pękać tworząc szczeliny które zdawały się sięgać głębin ziemi. Następnie z tych szczelin buchnęły, aż po sufit jadowicie zielone jęzory Stygijskich ognii złowrogo rozświetlając mrok korytarza otulając bestię, lecz omijając macki i demonicznego sługę leśnego, a ściany pokryły pełzające jadowicie zielone wyładowania energetyczne które uderzyły w kościsty twór wdzierając się do środka stworzenia i tam rykoszetując.
Kropla potu spłynęła po skroni Ervena, teraz trzeba było utrzymać zaklęcie, ale uważać by za mocno nie osłabić rdzenia magicznego. Czekała ich jeszcze jedna walka… najpewniej równie zajadła.
- Rudra! Do mnie. - Na wołanie swojego pana bestia zeskoczyła ze smoka zostawiając miejsce dla płomieni i macek.
Z mroku wyskoczył Erven jadąc na swoim drugim chowańcu. Kierował się w głąb korytarza.
- Erven Ruchy! - Zakrzyknął nadzorca wzmacniając magię mrocznych więzów.
Korpus smoka zaczął się kruszyć pod wpływem szalejących wewnątrz niego błyskawic.
- Ostatnie runy gotowe - zakrzyknął Arne - Ruszam przodem. - dodał wbiegając do korytarza.
- Nie marnuj mocy! Ta istota się odbuduje. - Arcus krok po kroku wycofywał się w głąb.
Smok pomimo, zdawać się mogło, złej sytuacji zaczynał gromadzić w sobie energię. Płomienie stygii zamiast okalać jego ciało zaczynały się w nie wchłaniać.
- Zaraz zionie!
Erven widział przegraną sprawę kiedy miał ją przed sobą. Akurat przemieszczał się w głąb korytarza anulując płomienie przerywając połączenie i rzucił jedno zaklęcie. Jedno słowo. “Uluashi” trzymając się w tak blisko ściany jak tylko da radę. Sens był prosty. Osłabić wyziew smoka i przy okazji odbudowywać manę za jednym zamachem, a kiedy kościsty smok zionie “wejść” w ścianę i po chwili się z niej wyłonić bez szwanku. Po czym planował dalej kontynuować wędrówkę w nieznane za resztą. Odpychając się przy tym od podłoża za pomocą magii by kluczowo zwiększyć szybkość i wpasować się w środek pochodu.
Smok zionął zielonymi płomieniami stygii. Nawet chowając się w ścianie Erven wciąż czół energię bijącą z tego ataku. Faktycznie. Starcie z tym tworem jest niebezpieczne.
Na szczęście stwór nie grzeszył zwinnością ani szybkością, pomimo stawiania wielkich kroków.
I tak Erven mając zmagazynowaną część energii dołączył do oddalającej się grupy.
- Nie traćcie czujności może być ich tu więcej. - zakrzyknął Erven z lasu. - Gdy odzyskam swoją moc będzie łatwiej, ale na razie musimy ich unikać.
- Twierdzisz że dasz sobie z nimi radę? - zagadnął Arne - Nie za pewnyś aby?
- Dam radę? Głupota. Spiritisto może działa na nie lepiej niż zwykła magia zaraz za magią światła. Gdybym się postaram to może, ale kosztem prawie całej swoje siły i nie liczac obrażeń. Miałem na myśli więzy.
- Ach. - mruknał nadzorca. - Faktycznie gdyby go związać duchowymi więzami.
- Teraz na to wpadłeś?
- No co! Normalnie więzy mroku są skuteczniejsze.
- Prowadź skoro też korzystasz z tej mocy. Tak będzie bezpieczniej.
- Czujność panowie. - powiedział Erven - Na przekomarzanie przyjdzie czas potem. Teraz zamieńcie się w uszy. - I taki miał plan, milczeć i słuchać czy aby inne niebezpieczeństwo się nie zbliża, i kontynuować wędrówkę.
Pierwsze skrzyżowanie przecięli w mgnieniu oka, później schody dół.
- Z lewej - zakomunikował Arne
Na końcu korytarza poruszał się spory cień. Kolejny ożywieniec.
- Przed nami tez jest. - dodał nadzorca
- Więc w prawo. - powiedział Erven, wyprzedzajac swojego leśnego odpowiednika.
Po kolejnych minutach lawirowania po poziomach i korytarzach. W końcu cała czwórka zmęczyła się.
- Gdzie jesteśmy? - zapytał Runik schodząc powoli po schodach.
- Nie liczyłem ale zdaje się to być 4 poziom. Arne tak?
- To ja.
- Znasz się na pułapkach?
- Tylko magicznych.
- To teraz pójdziesz przodem. Zamień się z Ervenem.
- Tak mnie to ciekawi, a że jest właściwa okazja to zapytam. Znasz to miejsce? - Mefiles zadał pytanie które nurtowało już chyba wszystkich od jakiegoś czasu.
- Tych nie. Ale byłem już w identycznych. A to oznacza, że w dużym przybliżeniu wiem co nasz może czekać.
- A że tak zapytam... wiesz czy warto?
- Zależy od skarbca, chociaż mnie on akurat najmniej obchodzi. Skoro wrota były zamknięte to demony się tu nie dostały. Hermetyczność tej budowli jest gorsza od poprzedniej, więc ksiąg i zwojów raczej nie znajdziemy. Co najwyżej trochę bogactwa. Jeżeli nam dopisze szczęście powinno być tu wartościowe z naszego punktu widzenia pomieszczenie laboratoryjne. Niestety czeka nas jeszcze spotkanie z gospodarzem.
- Ciesze się, że się poznajecie panowie, ale czas działa na naszą niekorzyść. Wróg może uderzyć w każdej chwili. - powiedział białowłosy człowiek - Przygotujcie się, bo będzie gorąco i ruszajmy dalej. Im szybciej zakończymy naszą wędrówkę tym wcześniej odpoczniemy. Czeka nas jeszcze wyższy demon i raczej nie uda się nam skończyć tu przed jego przybyciem.
- Obyśmy przetrwali spotkanie z gospodarzem... - zamruczał elf - Ale faktycznie masz rację. Cokolwiek się zbliża też będzie trudnym przeciwnikiem.
Gdzieś z głębi korytarza słychać było chrzęst.
- Hmm. Zdaje się że musimy się zbierać. - zauważył Arne - Za mną.

Kolejne piętra w dół, drobna walka z robactwem, kilka pułapek i mała zadyszka.
Ale w końcu wrota.

- Sala główna. Wreszcie. - skomentował zmęczony i lekko już znudzony elf.
- Wrota czyste, bez zabezpieczeń.
- Jak wchodzimy?
- Ja z tyłu - zaczął elf. - Jeszcze nie odzyskałem swojej mocy, a tam będzie cholernie konieczna. Wasze cele?
- Musimy zdjąć szybko gospodarza. Jak on padnie moc podtrzymująca jego sługi osłabnie, aż w końcu rozpuści się w eter. - Stwierdził wynalazca Erven - Skupiając się na jego sługach tylko przedłużymy własną agonię, a walka będzie długa i męcząca. Wchodzę pierwszy i kieruje się na gospodarza, wy czyścicie mi drogę, a potem zmasowany atak na niego. Dużo ryzykuję, więc mnie nie zawiedźcie.
- Postaramy się - rzekł Arne rysując jakąś runę za wyciągniętej z torebki kartce.
- O, Postaci cienia co okrywasz ciała swych dzieci. O, Mroku nieprzenikniony co w sercach ich się skrywasz. O, Nocy matrono swych wiar. Do mnie moje sługi. - Z cieni wyłoniły się rozmyte kształty przypominające duchy - pomniejsze widma.
Gdzieś w zapiskach była wzmianka o przyzywaniu duchów, choć widma zwykle były w tej dziedzinie pomijane. Widocznie nadzorca zasłynął z tej trudnej sztuki i dlatego jest teraz tak ustawiony (pozycja nadzorcy).
- Agni i Rudra idą z tobą. Gdy tylko odzyskam siły dołączę do was. A w razie problemów mam plan awaryjny.|


Wrota otwarły się ze skrzypieniem. Chłód. To było najlepsze określenie panującej atmosfery. Lecz to nie było zimno. To napięcie i presja. Olbrzymia siła wywoływała niepokój lecz nie nie dusiła w swej intensywności.
Sala była obszerna 10 x 30m na środku stał owalny stół z 5 tronami. Obok stołu stały 2 rzeźby... nie! 2 nieumarłe smoki. Siedziały w pozycja podobnej do psiej i spoglądały na intruzów. Na ostatnim z tronów, na jego szczycie zawieszona była obręcz stylizowana na cierniową.
Dziwny dreszcz przebiegł po plecach Ervena. Był tu już kiedyś, nie był w podobnym miejscu. Tron, nieumarły, buława którą teraz posiadał. (albo trzymał) “King of the Fallen Throne”.|
- Tak. - szept elfa - To jest to miejsce. Za tamtą ścianą jest skarbiec lub pracownia, zależnie od gospodarza. Teraz mamy szansę. Gdy wejdziemy zaatakują. Il’ke ravan telli ver sumarte riste gate.
Na ciałach magów pojawiły się pojedyncze znaki runiczne delikatnie świecące.
- To ochroni wasze rdzenie i dusze, przy najmniej częściowo. Dołączę gdy będę gotów.
- Zatem jednak przyjdzie nam wpierw pokonać straże. Panowie niech bal się rozpocznie.- powiedział lekko zawiedzionym głosem Erven po czym z szelmowskim uśmiechem stwierdził - Gotowy kiedy wy jesteście gotowi. - po czym rozpłynął się w cień i zaczął cicho skandować inkantacje przygotowawcze, a kiedy był w finalnej fazie spojrzał na swoich towarzyszy gotowy wkroczyć do środka.
Arne miał już gotowe 2 kartki papieru z runami oraz swój kostur połyskujący delikatnym blaskiem. Arcus także gotował się do starcia. Chowańce elfiego Ervena raczej zachowywały się dość po psiemu, ale gdy wyczuły gotowość do starcia jaki pierwsze ruszyły. Jako najszybsze z grupy zaatakowały jako pierwsze rzucając się na strażników.
W ślad za nim ruszył Arne wykorzystując pierwszy symbol - stagnacja. Unieruchamiając dolne kończyny strażnika po lewej. Mefiles działał wolniej wysyłając pomniejsze widma pojedynczo. Badając możliwości i działania smoków. Trzeba zauważyć że dla Necromancer Dragon jedno chapniecie wystarczyło by widma odchodziły w niepamieć.
Ludzki Erven ciągle się przemieszczając w cieniach komnaty sprawił, że ziemia pod prawym strażnikiem popękała i zapadła się w sobie niczym ciecz by zastygnąć w kamień kiedy kończyny kościstego giganta ugrzęzły w magicznym błocie. Trzymał się ściany szeptając kolejne zaklęcia. Walka się rozpoczęła.
Ogólnie ataki magiczne skierowane bezpośrednio na smoki nie dawały prawie żadnego efektu, ale efektny wywołane przez magię jako tako działały. Prawy smok został unieruchomiony. Lewy z kolei nie najgorzej radził sobie z zastępami widm, jedynie psi chowaniec zdawał się go ranić, stosując taktykę partyzancką.
Lecz na pomoc przybył Arne mocno zamachując się swoim kosturem i rzucając go w stronę smoka.
Efekt był do przewidzenia... no jak widać nie do końca.
Lekkie opadniecie szczęki było widoczne gdy smok wbił się w ścianę razem z kosturem. Ręka uniesiona w górze przyzwała kostur do jego właściciela. Szansy nie pominął Arcus posyłając 2 widma z samobójczym ataku. Widma wykorzystując całą posiadaną energie swojego istnienia przemieniały się w małe wyrwy pochłaniające w zastraszającym czasie energię. A że nie były połączone mocą z ich wywoływaczem nie stanowiły dla niego zagrożenia.
Ludzki Erven widząc to co się dzieje z lewym strażnikiem dokończył inkantacje i uderzył buławą w posadzkę. Fala, nadpękającej podłogi puszyła w stronę smoka, a kiedy znalazła pod nim w górę wystrzeliły kamienne kolce raniąc smoka i sklepienie nad nim. Które to w następnych sekundach runęło całym swym ciężarem w dół na kościstego.
Jednak nie było końca tych zmagań. Już zmieniał swoją pozycję w cieniach i szeptał kolejne zaklęcia przygotowujące czerpiąc energię z pomieszczenia, jak zawsze, bo po co marnować własnych zapasów?
Wtedy poczuł dziwny obieg energii w pomieszczeniu. Coś się materializowało dokładnie na końcu sali. Powstało kłębowisko mrocznej energii które powoli zanikało ujawniając postać gospodarza.
Prawy smok zaczął się wyrywać ze sowjego uwięzienia. A odgłos pomruku świadczył że ten po lewej wciąż ma siłę walczyć.

W pomieszczeniu... nie w umysłach zebranych dało się słyszeć doniosłe słowa.
“I am King of the Fallen Throne. I am path between magic and death. I am yours END”.
- Lisz... - mruknął jakby z piskiem Arne.
Gdy tylko słowa skończyły rozbrzmeiwać. W ciało gospodarza wbiła się strzała. Najzwyklejsza strzała, wbiła się dokładnie w pierś.

... bez większego efektu.
- Toya. To tak nie działa. - zagadnął elf podchodząc bliżej stołu. - Mamy wsparcie i moja moc wróciła. - Wyjaśnił po krótce wykonując gest zaciskania pięści obiema dłońmi. Wokół unieruchomionych smoków pojawiły się duchowe łańcuchy całkiem je oplatając. - Nie możemy tracić już na nie czasu. Zatrzymam je.

Gdy smok starał się wyrwać, elf mocniej zacisnął pięść i zmienił pozycję.
Nie będzie mógł się w stanie ruszyć.
Smoki były unieruchomine, a na horyzoncie pojawił się nowy, potężniejszy wróg. Licz. Istota w którą Erven nie miał najmniejszego zamiaru się przemieniać na swojej ścieżce ku nieśmiertelności. Dokończył inkantacje i rzucił zwielokrotnione mocą zaklęcie wysysające energię magiczną na licza. Każdy byt miał ograniczoną pulę energetyczną, a ten tutaj samą swoją obcenością część z niej marnował na podtrzymywanie swoich nieumarłych sług. Zaczął go zachodzić od tyłu skryty w cieniu. NIemalże niedosłyszalne szepty, nieme poruszenia ust skandowały kolejne zaklęcia. Trzeba było pozbyć się go szybko, a szanse w tym upatrywał w zajściu gospodarza od tyłu i wciągnięcie go w walkę kontaktową. Dystansowo, magicznie ich niewielka grupa przeciwko nieumarłemu miała w oczach Ervena podobne szanse i moce. Kontaktowo natomiast licz powinien być słabszym przeciwnikiem…
- Irqus ersan pure... erte enkante... materus sete ike - trzy szepty nakładały się na siebie rezonując w pomieszczeniu. Czary nie zwykły się łączyć bez logicznego powiązania, a skandować je trzy na raz to już cud. To mogło jedynie świadczyć dlaczego ten osobnik nie umarł po śmierci.
Pierwsza, eksplozja strefy. Dwa czary starły się ze sobą niwelując się wzajemnie w wybuchowej mieszance. I choć wybuch nie był efektywny w swej widowiskowości, był złowieszczy. Wybuch przybrał formę fali uderzeniowej otoczonej, nastrojowo, czarną aurą lisza. Jako że on stanowił centrum eksplozji, jako jedyny był bezpieczny.
Fala zerwała magię z Ervena, rzucając go na ścianę. Był o krok za blisko. Zerwała także czar rzucony na gospodarza i rozwiała pomniejsze widma. Smoki nie wyrwały się z uwięzi tylko dlatego, że nowo przybyłe wsparcie stanowiło mur zaporowy dla elfiego Ervena.
Trzecie zaklęcie pojawiło się nagle. Czarna włócznia, z czystej magii wycelowana była w Ervena.

I gdyby nie rzucony w ostatnim momencie, zwój z runą Arne, Erven był by teraz przyszpilony do ściany. Mając zdruzgotane co najmniej 2 organy. Zwój po aktywacji stał się magiczną barierą o określonej grubości. A trzeba zauważyć, że blisko 0.5 m grubość, o wielkości 0.3x0.3m, mogąca się doliczyć 5 warstw, zatrzymała włócznię dokładnie w połowie. (połowa włóczni przeszła przez barierę.)
- ...esante ente. - czwarty szept został pominięty w całym zamieszaniu, a dał o sobie znać dopiero chwilę po nim. Błyskawica o barwach czerwieni i błękitu trafiła kostur Arne wyrzucając go, razem z właścicielem, na zewnąrz.
Tylko lekki odblask run na kosturze, świadczył o tym, że runik wyszedł z tego “cało”.
Na twarzach Nadzorcy i elfa malowało się symboliczne “Cholera”.
Erven podniósł się ze ściany czując drętwy ból. Skoro jego pierwszego nieumarły obrał za cel szybkiej eliminacji to musiał być powód. Był dla niego zagrożeniem i je wyczuwał. Dosyć zabawy, najwyższa była pora zacząć traktować przeciwnika poważniej. Rozwiał się w cień i wyjął słoik z krwią demona który to otworzył i wykorzystał… całą… zawartość by przybrać swoją demoniczną formę. Kiedy to się stało zaczął skandować zaklęcie. “Samozapłon Stygijski”. Trawiący od środka na zewnątrz osobę pod wpływem tego zaklęcia. Zaklęcie z pogranicza ognia, wiatru i mroku w dziedzinie nekromancji. Kiedy zaklęcie było gotowe rzucił je na licza. Stare przepruchniałe ubranie, wysuszone mięso i skóra… powinno zjawiskowo zająć się jadeitowym ogniem żywiącym się nie tylko cielesną powłoką Licza, ale i magiczną mocą, gdyż wplótł w zaklęcie również elementy dobrze mu znane z jednego z jego zaklęć, a dokładniej “Uluashi”. Był wściekły i pałał chłodną nienawiścią. Wiedział, że te uczucia przeleją się na zaklęcie sprawiając, że będzie bardziej zajadłe. Nadszedł czas zapłaty za urażoną dumę i jawny zamach na życie zgodnie z zasadą... “Nie wybaczaj… i nie zapominaj”.
Licz zajął się chorobliwie zielonymi płomieniami. Ale nie zaczął znikać od tak. Widocznie wszelka mroczna magia działała na niego w dużo mniejszym stopniu, prawie znikomym. Jedynie pochłanianie i wypalania magii dało o sobie znać jako że było wykonane na demonicznej formie. Mroczna aura przestała być taka intensywna.
Widmo nie ruszyło się z miejsca, za to jego chowańce zaczęły się rozpadać.
- Sku**** - stęknął Erven z lasu gdy rozpadające się części obu smoków, utworzyły 3 byt.

- Zajmę się nim! - Zakrzyknął Arcus. - Septima Recordia.

Czar o którym informacje pozostały szczątkowe. Coś na wzór Uluashi choć pochłaniający duszę, a nie energię.
Tylko czy twór stworzony przez nieumarłego... ma dusze?
Erven rzucił na siebie Tarczę zza Zasłony i zaczął skandować zaklęcie. Chwilę później wiązki mrocznych błyskawic ruszyły w kierunku licza mając tylko jeden cel rozbić magię wroga i spopielenie źródła jego magii. Wszak magia gromu była elementem pary z czystym elementem Energii stanowiącym jej przeciwność. Było to skuteczne zaklęcie w swojej prostocie. Zniszczenie, lub wypaczenie rdzenia magicznego przeciwnika, gdyż doszedł do wniosku, że cielesna powłoka jest dla licza nieistotna i ataki na nią niewiele się przydadzą. Nie mniej był ciągle w ruchu okrążając swojego adwersarza gotowy w każdej chwili na uniknięcie wymierzonego w niego ataku.
Mroczne błyskawice przeszyły ciało nieumarłego, omijając rdzeń i ponownie je przeszywając z drugiej strony. Co dziwne, błyskawice zakręciły za ciałem licza i trafiły w miejsce Ervena. Dobrze że tarcza zza zasłony była aktywna. Z teorii czaru nie można przejąć, wiec to wątpliwe by pradawni to umieli. Jedyne wyjaśnienie. Sprawowanie ich innym czarem, lub mocą pozwalającą na oddziaływanie przy braku integracji z samym czarem. Grawitacja lub magnetyzm.
Gdy zagadka była bliska rozwiązania przez ciało Ervena przeleciało inne ciało. Mefiles uderzył o ścianę przelatując przez Ervena.
Kościany twór widocznie nie miał duszy.
Gdy przywołany zaczął nastawiać się na dobicie maga, zza pleców zaatakował go Arne.
- Runa Wektor! Zdjęcie runy, waga!
Kostur przebił się przez ciało szkieletu i wbił się w ścianę za liczem. Leciał po prostej i praktycznie nie zostawił ukruszeń i pęknięć. Otwory były równe i okrągłe. Wektor, to zrozumiałe. Ale waga? Ile ten kostur musiał ważyć skoro wywarł taką siłę na kamienną ścianę.
Niestety chwila zastanowienia minęła bardzo szybko, wraz z kolejną runą. Arne był już przy ciele szkieletu i właśnie odlatywał uderzony ogonem. Gdy...
- Runa Bariera, Sfera, Odbicie. - Złożona runa została aktywowana, a znajdowała się... na ciele szkieletu.
Magiczny bąbel stworzył otwór w połowie ciała przyzwanej istoty.
- Nie traćcie czujności!! - zakrzyknął rozgniewany Erven z lasu. - Zaczyna kolejną turę.
Szepty magicznego głosu znów rozbrzmiały w sali.
Ekate ihte runer (eis iwagant lore) [haki haku osate mente] {iiil aaar katar}
Ludzki Erven nie marnował czasu na podziwianie widoków. Kiedy tylko przeleciał przez niego nadzorca już nakładał zaklęcie na buławę, a kiedy to się stało wyszeptał kilka słów i zapadł się w kamień… by wyłonić się za liczem kiedy ten szeptał. Wyprowadził potężny cios w nieumarłego. Teraz kiedy czerpał siłę na zaklęcia jego rdzeń był otwarty i pracujący. Idealna okazja do jego uszkodzenia, gdyż jakakolwiek osłona była na niego nałożona musiała być uchylona by zaklęcie nie odbijało się rykoszetem wewnątrz niej. To była ta szansa której nie miał zamiaru zmarnotrawić!
Cios trafił w samo sedno. Prawie.
Rdzeń zdawał się być osłonięty czymś na zwór tarczy zza zasłony. A raczej mógł być niematerialny.
Duchowy rdzeń, to nie możliwe.
Pierwsze zaklęcie zakończyło się chwilę po tym. Strumień zgniatającej enegii zaczął napierać na Ervena z góry.
A osłabł na moment gdy rozbłyskująca strzała trafiała prosto w licza. Moc światła zawsze rani mrok. Łucznik z Familli chwilę po wystrzale przestał się ruszać. Erven z lasu właśnie kończył go oplatać swoją magią.
Walczący kontaktowo z liczem Erven wyszeptał jedno gniewne słowo i czar został rzucony na buławę. Drugie zaklęcie. “Ostrze zza zasłony”. Korzystając z chwili wyprowadził drugi cios. Teraz powinien sięgnąć celu.
Drugie zaklęcie zakończyło się w tej samej chwili gdy buława miała przebić się przez rdzeń. Ciało ervena oplotła mroczna moc jakby wymuszając... nie zostało na niego nałożone zaklęcie które działano jak tarcza zza zasłony. Dodatkowo nacisk grawitacyjny, sprawiły że Erven zaczął się zapadać pod ziemię.
Trzecie zaklęcie, zakończyło się słowami Septima Recordia.
Ale gdy pochłanianie duszy miało sięgnąć maga, ten zalśnił błękitem i czernią. Runa Ervena z lasu zadziałała. Ciekawe, wspominał coś o pochłonięciu duszy i właśnie miało to miejsce. Widocznie cholerny elf wie dużo więcej niż powiedział. Blask odrzucił Ervena i Licza od siebie.
Czwarte zaklęcie zostało przerwane. Erven wylądował u stup elfa.
- Był blisko co? - zagadnął arogancko - Rdzeń jest duchowy, tak też coś czułem. Brakowało ci tylko jednego. - rzekł kończąc oplatać łucznika duchowymi łańcuchami.
Było to mało przyjacielskie rozwiązanie, ale zamiast samemu trzymać smoki na uwięzi przywiązał je do swojego druha.
- Wyrwę rdzeń do rzeczywistości, a ty zrób to co zrobiłeś przed momentem. Wtedy, powinno się udać. - powiedział przybierając duchową formę. Ciekawe czy był w podobnej sytuacji co Erven, Wyglądał jakby przyjął 1 poziom demonicznego przejęcia ale nie demona a widma lub raczej ducha
[img]https://s-media-cache-ak0.pinimg.com/236x/30/17/c9/3017c96fa0e1d8313cef4de96a1943b0.jpg[/i]
- W zamian chcę jednego. Gdy uszkodzisz jego rdzeń, chcę mu zadać ostateczny cios.
- Dużo gadasz. - skwitował nekromanta-interlokutor - Pamiętaj, duma kroczy przed upadkiem. Wiem po co Ci to, ale mi to obojętne.
Po tych słowach ponownie rzucił zaklęcia i szykował się do przemieszczenia się magicznego by zadać cios. Czas grał rolę, a on zamierzał wyczuć moment.
- Brzmisz jak ten łysy mag co się nie dawno pojawił w Lofar. Prawie jakbym słyszał jego. Może rodzina? - odparł z drwiną, znikajac.
Wokół widma pojawiły się duchowe łańcuchy, tworząc wokół niego krąg. Elf pojawił się wewnątrz niego jakby chcąc wbić rękę w ciało licza. Zapomniał o grawitacji i padł na jedno kolano, nie sięgając rdzenia.
“Typowe.” pomyślał Erven, wyczekał chwili i już za pomocą magii był za liczem wyprowadzając dodatkowo wzmacniany magią cios w nieumarłego lorda który oszukał śmierć. Przy odrobinie szczęścia ten cios zakończy jego istnienie… i wieczne cierpienie.
Grawitacja zaczęła wbijać obu Ervenów w ziemie, jednak tym razem ludzki mag był przygotowany. Atak wyprowadzony zastał wyżej, a resztę załatwiła grawitacja.
Oczywiście nie obyło się bez pomocy elfa. Rdzeń magiczny w tej otoczonej łańcuchem strefie był już materialny.
Gdy rdzeń został uszkodzony, elf nie szczędził czasu. Jednym zaklęciem z dziedziny ziemi strała się go zniszczyć, prawie trafiając Ervena.
- Korona jest moja... - ledwo słyszalne mrukniecie wyrwało się z ust Elfa. Gdy kryształ pękł pod naporem mocy.
Kryształ, a raczej kula stanowiąca rdzeń magiczny Licza.
Umierajcie widmo wydało z siebie ostatni odgłos i eksplodowało mroczną falą.
Gdy magia zaczęła się rozpraszać, w miejscu starcia leżał już tylko szkielet dawnej istoty.
- Uch. Udało się. - mruknął Arne zbierając się z podłogi.
- Tak. Można było się tego spodziewać. - odpowiedział chłodno ten Erven który uszkodził rdzeń licza. Nieszczęśliwie było to za mało by go zniszczyć i cała gloria przypadła podłemu elfowi. - Jednak to nie koniec naszej przygody. Czeka nas jeszcze jedna przeprawa.
- Erven. - zagadnął Toya, lecz gdy zareagowało obu magów, uniósł przepraszająco dłoń i wskazał palcem elfa - Co to Venitas?
- Trzeba będzie to sprawdzić. - Odparł Elf.
Ostatni odgłos widma brzmiał właśnie “Venitas...”
Ludzki Erven uklęknął przy trucle licza i wydobył z z niego dwie całe kości prawego przedramienia i schował je do torby. Jeszcze tylko pobierznie przeleciał wzrokiem czy nieumarły trup miał coś przy sobie. Nie zdziwił się, że jedyne co z niego pozostało to resztki ubrania, pył, kości i zniszczoną nic nie wartą sferę.
- Zbierzcie się w jedno miejsce. Sprawdźcie czy wszystko w porządku i ruszajmy dalej.
Arne ruszał się trochę ociężale, Ervena bolała reka, a Arcus miał rozciętą brew, guza i prawdopodobnie kilka złamań. Toya wciąż był związany.
- Nie najgorzej wyszliśmy - skomentował Arne przyzywając swój kostur.
- Potrafi ktoś magię światła? - zapytał Mefiles.
- Może nie tyle światła, co znam parę innych sztuczek medycznych. Usiądź, a ja się Tobą zajmę. - zakomunikował demonolog w ukryciu którego miano było Erven, Erven Sharsth.
I to była prawda. Mógł scalić kości, opatrzyć rany, ale daleko mu było do władania dziedziną magii światła. Można powiedzieć, że “miał inne talenty” które w tej sytuacji powinny równie dobrze się sprawdzić.
Po chwili Mefiles był już jako tako opatrzony, Toya rozwiązany i wszyscy szykowali się do dalszej drogi.
Nad ich głowami dało się wyczuć potężną moc.
Toya spoglądał na sklepienie i zamruczał coś, co dla reszty było już oczywiste.
- Coś się zbliża.
- Pośpieszmy się, może uda nam się z tym minąć. - przytaknął Arne.
- Imoshi, wezwij Toyę, póki co nie będzie już tutaj dłużej potrzebny. Trzymaj Sorena i Hikari w pogotowiu. - elf mówil do siebie i w tym samym momencie łucznik zniknął z pomieszczenia.
- Wiesz leśny, zaczynam się o Ciebie martwić… mówienie do siebie nie jest zdrową oznaką. - zauważył Erven. - No chyba, że to jakaś wasza zdolność komunikacji, lub urządzenie na to pozwalające... Więc które to?
- To pierwsze. Nie wynika to ode mnie, to raczej pewne udogodnienie związane z towarzystwem Imoshiego.
Erven tylko skinął głową. Brzmiało to jak zdolność rodziny… czyżby byli ich odpowiednikiem z innego świata? Być może...

Sala skarbca miała drobny przedsionek, później były magiczne kraty i niewielkie pomieszczenie z bogactwami.
Przedsionek zdawał się być niepotrzebny w takiej konstrukcji budowli.
- Pamiętajcie, że Arcus był tu pierwszy. Do niego należy decyzja kto co dostanie. Jeśli dostanie. - powiedział ludzki Erven nie zbliżając się do krat podejrzewając pułapkę. Uśmiechnął się delitkatnie po czym zaczął szeptać zaklęcie “Erozji kamienia”, a kiedy skończył uderzył buławą w posadzkę. Zaklęcie było proste. Obrócić w pył kamień w którym były mocowane magiczne kraty. Po co męczyć się z nimi gdy można je “wyjąć” po usunięciu tego do czego były mocowane? Choć może i to nie będzie potrzebne… w końcu pozbawiona oparcia krata powinna runąć na podłogę!
- Tak się zastanawiam po ch**** tu przedsionek? - zapytał na głos Arne.
- Podejrzewam ukryte pomieszczenie z pracownią. Jesteś runkiem, weź to rozpracuj. A my pójdziemy pozwiedzać skarbiec.
- Oj!... Nie tak prędko też chcę.
- To pośpieszmy się pomogę ci. Idźcie przodem, dogonimy was.
 
__________________
Rozmowy przy kawie są mhroczne... dlatego niektórzy rozjaśniają je mlekiem!
Dhratlach jest offline  
Stary 25-08-2016, 18:00   #42
 
Dhratlach's Avatar
 
Reputacja: 1 Dhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputację
Skarbiec nie był zbyt okazały. Poza hałdą złota i klejnotów, sporą iloścą różnych ozdobnych pierdów jedynie 2 obiekty wydawały się być czymś więcej.
Brązowa płyta w kształcie comma (eng.) z błękitnym klejnotem pełniącym rolę oka.

oraz księga

Dodatkowo na jednym z pustych piedestałów wyryty był symbol
Erven szepnął kilka słów. “Widzenie przestrzeni pustych”, a raczej forma magicznego poznania otoczenia. Interesowały go puste piedestały ze szczególnością ten ze znakiem, choć go nie znał, ale wiedział, że musiał oznaczać coś ważnego. Wiedział, że minie chwila nim zmysły nabiorą magicznej mocy, więc w międzyczasie zdając się na swój kupiecki zmysł zbierał co cenniejsze bogactwa do torby. Niech będzie pełna, ale nie do końca. poza tym miał jeszcze sporo kieszeni i podwiązanych sakiewek w płaszczu… jak jakiś paser… zabawne.
Wartościowych artefaktów było pięć, tyle miejsc ich spoczynku. Podłużny wiszący piedestał, raczej artystyczny herb na którym miał się znajdować jeden z trzech zaginionych, był już stary.
Pewnie pamiętał czasy świetności, a może zawisł tu jako pierwszy. W każdym razie ślady magii już dawno wygasły ale z pewnością było to miejsce spoczynku jakiejś broni. Artefakt musiał zostać stąd zabrany z jakiegoś powodu.
Drugi piedestał miał ślady czegoś stojącego. Szkatułka? Albo był to obiekt magiczny albo pojemnik na jakiś drobiazg związany z magią. Ślad magii był jeszcze odczuwalny. Element - Mrok. Ostatni piedestał z pozostawionym symbolem emanował dziwną aurą. Coś pojawiło się bezpośrednio wewnątrz skarbca i zabrało spoczywający tu artefakt. Ślad magiczny był gęsty jak mgła. Musiało być to coś potężnego. Ale nie tylko to budziło obawy.
- “Ervenie nie zbliżaj się do symbolu. Czuję demoniczną moc ale inną niż typowa demoniczna. Może to właśnie osnowa? “ - w umyśle maga odezwał się jego mistrz - “Może źle oddziaływać na twoją przemianę, albo też przyzwać to coś z powrotem.”
- Uważaj na ten dziwny symbol - powiedział Erven Mefilesowi - Lepiej do niego się nie zbliżać. Przeczuwam Osnowę...
Piedestały nie miały nic wartego uwagi… za wyjątkiem trzeciego, ale doceniał fachową opinię swojego demonicznego mistrza. Spojrzał na Arcusa pytająco. Jego torba, plecak i płaszcz były pełne. Choć torba zawierała całą gamę dobroci… to musiał pozbyć się kilku nie przydatnych rzeczy by zrobić więcej miejsca. To w płaszczu trzymał perełki warte więcej niż ta sama objętość w monetach.
- Ide sprawdzić co u reszty. - zakomunikował i ruszył w stronę przedsionka.
- Tą łzę może ktoś wziąć. Wydaje się być częścią czegoś większego, albo kluczem. Zapytam się pozostałych gdy się zbierzemy. - mruknął Arcus zabierajac się za czytanie księgi.
- Skoro jest tobie zbyteczna przygarnę ją do celów eksperymentalnych. - odpowiedział Erven w przejściu odwracając ku nadzorcy głowę.

W tym czasie dwójce pozostałych magów udało się już otworzyć wrota do pracowni.

Małe pomieszczenie zagracone było starością. Sporo książek już dawno się rozpadło, półki i drewniane obiekty połamały i przegniły. W dobrym stanie była aparatura alchemiczna i obiekty metalowe. Najwidoczniej ktoś je zabezpieczył przed korozją.
- ...a jak myślisz co mógł tu tworzyć?
- Zapewne to co każdy w dawnych wielkich. Kamienie filozoficzne, runy, nowe zaklęcie. A propo’s run. Łap.
Przez całe pomieszczenie przeleciał mały zwój. Dwójka magów siedziała w przeciwnych częściach pomieszczenia przetrząsając sterty śmieci.

- Ho hou! Takiej nie widziałem. Zdaje się pochodzić z Selvan. Humu humu. Taaaaak. Rozumiem ją choć wymaga dopasowanie do “nowego” świata.
- Powodzenia. - mruknął elf. - Mi się na wiele nie zda.
- A chcesz kryształy, znalazłem w tej szafce?
- Mogę wziąć. Wszelkie zasobniki magii, bardzo sobie cenię.
- Łap. O! Co to jest Ultimate Magic?
- Co! Która to sterta?
- Tu mam szczątki jakiejś księgi, strony mają niebieskie ozdobienia po krawędziach.
- To coś bardzo cennego i zapomnianego w czasie. Jak znajdziesz coś więcej daj mi znać, też będę szukał.
- Soczewki i garnek alchemiczny?
- Zbędne.
- Tak samo. - garnek poleciał na środek pomieszczenia tworząc odgłos dzwonu. Był mosiężny.
Erven stał oparty o “framugę” wejścia z niezadowoloną miną.
- Pamiętajcie o prawie pierwszeństwa. Arcus pierwszy namierzył ruiny. - powiedział z wyraźnym niezadowoleniem i karcącą nutą w głosie - Fanty i wiedza jest jego. Co z nimi zrobi to jego sprawa, ale jeśli chcecie się obłowić to sugeruję udać się do skarbca. Złoto i klejnoty nie są mu potrzebne z tego co wiem.
Kiedy skończył reprymendę wyszeptał proste zaklęcie “Widzenie minerałów i kryształów”. Kryształy miały to do siebie, że były idealnym przewodnikiem mocy magicznej i niejednokrotnie wchodziły w skład wielu konstruktów. Miał nadzieję znaleźć coś czego ta dwójka chciwych idiotów jeszcze nie znalazła…*
- Tak tak. - zamruczeli obaj pochłonięci dalszymi poszukiwaniami.
W Framudze otaczającej wejście znalazł się niewielki schowek, podłóżmy i wąski. Wewnątrz niego znajdowała się różdżka z kryształem.

- Jest mam jedną stronicę... - prawie że zakrzyknąl Elf - Fumu... Faktycznie Ultimate Magic... Luxari. Znaczy światło. teraz gdzie są stronice ze specyfikacją.
- A nie lepiej całą inkantację - zapytał arne nie odwracając się do neigo. Aktualnie trzymał w dłoni grawerowanę, srebrną łyżkę
- Te zaklęcia nie posiadają inkantacji. A przy najmniej była by za długa do spisania. W specyfikacji jest opis i sposób wykonania.
Erven widząc, że Arne i elf byli zajęci schował sprawnie różdżkę w poły płaszcza i zamknął skrytkę. W samą porę, albowiem...

- Skończyłem - ogłosił Arcus wkraczając do pracowni - Coś ciekawego?
- Ultimate Magic - ogłosił Arne
- I jakaś eksperymentalna runa - dodał z przekąsem Erven.
- W skarbcu był jakiś fragment... klucza. Mniejsza. Poza tym - to! - uniósł księgę - Dragons Dogma.
- Smocze dogmaty? Zdaje się że jest poszukiwana i to za nie małą sumkę.
- Osoba która jej szuka musi umieć pradawny smoczy... ba jeżeli to nie jakiś wysoki Dragon to zapewne tylko Prawdziwy smok da radę to odczytać. Nie wiem w sumie co z tym zrobić. Zdaje się że to co mogło byćinteresujace zostało już zabrane.
- A na co liczyłeś?
- Z moich głębokich poszukiwań i badań miały tu być: Ostrze zamętu, Pierścień Nergula i Rękawica Dawnego przymierza.
- Łoł. - mruknęli obaj magowie odrywając się od poszukiwań
- Ostrza raczej byś tu nie znalazł. Często w szczątkowych informacjach mówione jest że ich pierwsze miejsca spoczynku zostały szybko odrzucone.
- Tak wiem... ale pierścień i rękawica wciąż powinny tu być.
- W takim przypadku trzeba przeczesać to miejsce. - zakomunikował białowłosy mag - Mamy mało czasu więc pośpieszmy się lepiej. Wiadomo coś więcej o tych artefaktach?
Wyszeptał kilka słów inkantacji i jego umysł połączył się cienką, niewidzialną linią z umysłem Arcusa. Po czym mentalnie przekazał mu wiadomość.
- “Jeśli nie interesuje Ciebie, ani księga, ni nagroda, mogę mieć propozycję i służyć za pośrednika. Dostarczę to co znajduje się w Twoich aktualnych zapotrzebowaniach. Z tego co pamiętam nagroda jest nie mała, więc powinna pokryć Twoje potrzeby. Jeśli się zgodzisz, porozmawiamy o moim wynagrodzeniu w innym czasie i miejscu.”
- Raczej miałem nadzieję że artefakty tu będą, ale ktoś już mnie uprzedził. Chodzi o te dwa puste piedestały - “Księgę chwilowo zachowam. Chciałbym ją wpierw zbadać. Jeżeli nie będzie mi już potrzeba możesz służyć za pośrednika” - dodał w myślach. - Jeśli to była rzeczywiście osnowa, to albo chcą się dostać do piekła, albo szykuje się coś dużego.
- Dostać do piekła? W sęsie rękawica jest tak potężna?
- Rękawica zapewne tak, ale miałem na myśli pierścień. Nie jest zbyt potężny ale należy do tej nikłej grupy artefaktów pozwalających się tak dostać. Ale nie licz na wiele, z zapisków wynika że tylko do 2 kręgu.
- Właśnie coś mi nie pasowało. Droga przez piekło, z wielu informacjii pokrywa się tylko w sprawach artefaktu klasy fantomowej lub byciu wysokim demonem.
- To tylko te oficjal....
- Mam! - zakrzyknął Arne przerywając rozmowę - Karta specyfikacji! Cholera, przypalona. A to pewnie resztki tej księgi.
- Wezmę ją. - zakomunikował elf - Istnieje nikła szansa że zdołam ją odtworzyć, ale wiem jak dowiedzieć się więcej o jej zawartości. Lecz wpierw zobaczmy kartę.
Po krótkiej chwili wczytywania się w treść.
- Hypernova.
- Czytaj, co tam piszą. - nakazał Mefiles
- Pokrótce, bo niestety jedynie opis się ostał i fragment kulinarny. To zaklęcie zwiększające zdolności fizyczne i prawdopodobnie, magiczne. Oddziałuje bezpośrednio na ciało. Więc podejrzewam że to czar zarówno personalny jak i wsparcia. Taka jakby ostateczna forma czaru Limit Breaker. Zwiększa potencjał... 10 krotnie.
- Uuu.
- Nie spodziewaj się cudów. Zapewne czas trwania nie jest zbyt długi, a koszt energetyczny olbrzymi. W każdym razie chcę to jako swoją dolę.
- Nie mam sprzeciwów. - Powiedział Arcus - I tak nikt stąd raczej nie posługuje się zaawansowaną magią światła.
- Jak odzyskam zawartość dam ci znać. - zakomunikował wyciągając z torby mały zeszycik. - Światło. Hypernova. Jeden krok bliżej.

Złowieszcza aura zaczęła nabierać na sile.
- Demon przeszedł moje zabezpieczenia - ogłosił Arne spoglądając na strop pomieszczenia.
- W takim przypadku ruchy panowie… - rozpoczął Erven - ... pora przygotować pole bitwy. Mamy mało czasu.
Po czym wyszedł z przedsionka i stanął po jego prawej stronie rozglądając się po pomieszczeniu. Oceniając i szacując jego limity i możliwości które mogłyby się przydać w nadchodzącej walce.
Przedsionek całkowicie nie nadawał się do walki, tak samo skarbiec i pracownia. Jedyne sala tronowa miała wystarczająco dużo miejsca by pomieścić starcie. Zawsze byłą też opcja walki w korytarzach całej konstrukcji.
Sala była jedynym logicznym wyjściem. O ile walka tutaj dawała pole manewru, to walka w korytarzach skończyłaby się zawaleniem konstrukcji i odcięciem ich od wyjścia… co nie było problemem dla Ervena. Musiał jednak myśleć o innych. Szybko szacował wytrzymałość konstrukcji ich słabe punkty. Nie znał dobrze swoich towarzyszy by wiedzieć jak dokładnie rozlokować ich siły. Nie mniej były pewne przesłanki....
Westchnął z pomrukiem niezadowolenia. Trzeba było ubić demona. Arne mógł zatrzymać wszystko na co składał się ten adwersarz. Go interesowały zaledwie dwie proste rzeczy, tak mało znaczące i bezsensowne, że runik nie powinien mieć żadnych przeciwwskazań, ale o tym później… po walce.
Erven przymknął na chwilę oczy i wziął parę głębszych oddechów po czym je otworzył. Znowu będzie na czele potyczki ryzykując więcej niż pozostali, ale tak to było. Jego styl nie należał do nadmiernie ostrożnych. Można powiedzieć nawet, że był agresywny, ale tylko ryzykując można zyskać. Wiedział to dobrze, a jego towarzysze? Szkoda słów…
Myśl która nie zawitała do jego umysłu, ale unosiła się w eterze zbiorowej świadomości istot żywych była prosta. Białowłosy był jednym z tych typów dowódców. Tym który nie boi się śmierci, krzywdy i konsekwencji. Tym który prowadzi przykładem. Może kiedyś, jeśli dane mu będzie dostatecznie długo żyć nim się stanie, lecz była to przyszłość, a przyszłość… jest ciągle w ruchu.
- Jesteśmy gotowi - ogłosił Mefiles.
Arne przytaknął, a elf Erven...
- Chyba jesteśmy spóźnieni - zakomunikował raczej beznamiętnie wskazując palcem na wejście do komnaty.


Demon lewitował delikatnie w powietrzu, a jej kościane skrzydła, rozpięte były wzdłuż ścian, aż do połowy pomieszczenia.
Niczego nie było od niej czuć. Ani wrogości, ani emocji, ani siły. Dziwne zjawisko które zdawało się być niczym sen.
Arne przetarł delikatnie oczy. Mógł by przysiąc że przed chwilą niczego tam nie było.
W powietrzu przy niej unosiły się złoty miecz i waga.
W panującej ciszy demon wyciągnął swą dłoń, a na wierzchu przedramienia pojawiło się znamię.

W tym samym momencie ból przeszył przedramię Ervena. A raczej obu Ervenów. To samo znamię znajdowało się w identycznym miejscu.
- A więc ty również... - mruknął elf.
- Dopiero teraz się zorientowałeś...? - mruknął człowiek. Dla niego było to oczywiste kiedy zobaczył formę którą obrał elf. Widać ten potrzebował więcej czasu… i sposobności, by się zorientować.
- Wygląda na to, że nie ma co się powstrzymywać tym razem. - powiedział cicho białowłosy z westchnięciem. Lewa dłoń dobyła różdżki, prawa sięgnęła po miecz.
- O koronie mówię! - poprawił się elf, lecz dalsze wyjaśnienia musiały poczekać, bo głos zabrała właśnie demonica
- ... pięć kluczy uśpionych... z grobowców wydobyte... u tronu spotkać się musi... by ścieżkę odkryć.. do świadectwa władzy... Klucze... w rękach swych zdobywców... spoczywać muszą... inaczej cykl musi przeminąć... by znów świadectwo odkryć...
- O czym ona bredzi? - zapytał profilaktycznie Arne
- Zamknij się na moment. - wyszeptał Mefiles - I użycz mi mocy.
- ... trzech pretendentów się zebrało... 2 klucze pozostały... Ostatni wszystkim-
- Tron wskaże?- zapytał elf idąc za logiką
- .. i pretendentów zjednoczy. - dodała demonica
- A więc tak to zostało przemyślane. Dziękuję za informacje... zapewne nie jesteś skora się przedstawić. W każdym razie, jeśli szukamy tego samego. Nie możemy się nawzajem pozabijać. - uśmiechnął się pod nosem - W końcu nie chcemy czekać kolejnych wieków.- Ervenie, nic nam nie grozi.. ale nie mogę tego samego powiedzieć o pozostałej dwójce. - elf poruszał bezdźwięcznie ustami, ale jego głos jakoś dosięgnął Ervena. Czyżby był to szept duszy.
Erven wyszeptał, a właściwie poruszył niemalże bezszelestnie ustami.
- Tak, widzę. - powiedział w umyśle swojemu elfiemu odpowiednikowi chowając swoją broń, by nie siać napięcia - Nie mniej, tych dwoje jest mi potrzebnych.
- Ten człowiek zamierza stać się godnym pretendentem. - powiedział po czym spojrzał na Arcusa. - Ten jest asystentem. - tu spojrzał na Arne.
- Dziękujemy za twoje słowa wiedzy Siostro. Kiedy czas nastanie zjednoczymy się przed Tronem tak jak zostało pisane odkrywając ścieżkę do Świadectwa.
Na twarzy demonicy pojawił się dziwny grymas.
- ... świadectwo tylko jednemu przynależy...
- Jesteśmy wrogami. Ale nie możemy siebie zabić. - przetłumaczył zwięźle elf. - Hmm... ale czegoś nie rozumiem. Czy pretendent, nie może mieć więcej niż jedno znamię? - zapytał
Na twarzy demona namalował się szeroki uśmiech.
- Ups...
Atak pojawił się prawie natychmiast. Kościane szpony minęły obu Ervenów i przeszyły... miejsce w którym jeszcze przed momentem znajdowała się dwójka pozostałych magów.
Pozostał po nich tylko obłok kurzu i aura biegnąca gdzieś w górnych warstwach kompleksu.
- Co teraz? - zapytał przyzywając obu chowańców.
- Potrzebujemy siebie do czasu ujawnienia się drogi. - powiedział z żelaznym spojrzeniem białowłosy demonicy - Kiedy droga się ujawni, będziemy walczyć o Koronę jak zostało pisane. Wygra jeden, bo tylko jeden będzie godny.
- ...Gremmory nie może się doczekać... - odparła - ...Jeszcze tylko... 2 klucze... Zaafiel będzie rad.
- To może my już pójdziemy. - powiedział elf podchodząc aż pod same skrzydła demona.
Po krótkiej chwili, skrzydło się rozsunęło pozwalając mu przejść.
Może i był pewny siebie, ale nie obyło się bez zimnego potu na karku.
Erven stał jeszcze sekundę przyglądając się żelaźnie demonicy po czym ruszył przed siebie w kierunku wyjścia bez słowa. Nie czuł strachu, tylko determinację. Oto bowiem miał nowy cel, nowe wytyczne i nową siłę by walczyć. Zostanie tylko jeden i nikt mu nie wejdzie w drogę. Nikt!

Jakiś czas później. Wyjście z popielnej doliny.
- Uch. Mało brakowało. - zakomunikował ostentacyjne Arcus, na widok dołączającej do nich. pozostawionej z tyłu, dwójki magów/Ervenów.
Arne leżał na ziemi i ciężko oddychał.
- Magia przemieszczenia przestrzennego jest niezwykle energo-chłonna. Wybacz. - zwrócił się do dychającego - A ty! - wskazał palcem na Elfa - Może, małe jakieś wyjaśnienia?
- Nie koniecznie. - odparł wzruszając ramionami - Walczyliśmy razem, bo wymagała tego sytuacja. Nie oczekuj od tak będę ci przyjacielem. Jesteś magiem, sam poszukaj tej wiedzy. Agni, Rudra, idziemy. - zakomunikował kierując się w kierunku “Rozstaju dróg”.
- Nie tak prędko. - powiedział do elfa Erven - Dałem ci coś co mogłem wziąć dla siebie. Pora, żebyś i ty dał mi coś w zamian. Powiedzmy... zwoje wiedzy którą wyszarpałeś z ruin. Trzy sztuki.
- Hipernova? I tak ci się nie przyda. Z resztą... - rzucił zwoje przez ramie - Mnie również. Ultimate Magic, nie są ze sobą połączone. Więc i tak te zwoje mi nic nie dadzą. Ale nie licz, że następnym razem, nie dojdzie do walki. Imoshi!
Elf zniknął.
- Te zwoje należą do Mefilesa, a nie są twoje, durniu. - warknął groźnie Erven do pustego miejsca gdzie stał jego odpowiednik. Miał na myśli inne zwoje, zwoje z zaklęciem zabezpieczeń magicznych. Elf trafił na jego czarną listę. Zgodnie z zasadą nie wybaczać i nie zapominać. Korona mogła poczekać kolejne wieki. Śmierć elfa miała większy priorytet. W końcu i tak planował osiągnięcie nieśmiertelności.
- Arne, zdasz raport w Świątyni, ja mam jeszcze coś do załatwienia w terenie. Jak wrócę do Stolicy uzupełnię raport. - powiedział runikowi po czym spojrzał na Arcusa.
- Jeśli nikt nie ma wniosku do mnie to będę już ruszał. Czas mnie nagli. Oczywiście te zwoje należą się Tobie.
- Trzymaj się. A zwoje… możesz zachować. Raczej nikt kogo znam nie był by wstanie użyć tej magii. Ale w zamian możesz się podzielić inną “Ostateczną Magią” gdy taką znajdziesz.
- Jak znajdę. Co do tych dwóch, też nie znam nikogo. - potwierdził Erven z delikatnym uśmiechem i podniósł bezużyteczne zwoje. Po czym zaklął swoje ciało magią wiatru i mroku i już pędził niczym rączy wiatr w stronę Donowan.
Tam też miał pełen wóz żywności do zakupienia z kilkoma beczułkami wina. Pora była zrobić zapasy w Ulu, oraz zdać raport o Mefilesie. Kto wie, może uda się zdobyć Ikonę…

Ul, jak się okazało, posiadał własny wjazd dla pojazdów. Tak więc plan przenoszenia wszystkiego przez teleport partiami był, na szczęście, nie realizowany.
Odrobina charyzmy, odrobina narzekania w kwestiach wspomnianego planu oraz raport dotyczący Mefilesa zapewnił otrzymanie prywatnej ikony.
 
__________________
Rozmowy przy kawie są mhroczne... dlatego niektórzy rozjaśniają je mlekiem!

Ostatnio edytowane przez Dhratlach : 25-08-2016 o 18:02.
Dhratlach jest offline  
Stary 30-08-2016, 12:25   #43
 
Miczo's Avatar
 
Reputacja: 1 Miczo nie jest za bardzo znanyMiczo nie jest za bardzo znanyMiczo nie jest za bardzo znanyMiczo nie jest za bardzo znanyMiczo nie jest za bardzo znany
Nowy dzień
Poranek kolejnego dnia...
Ze stogu siana wygrzebała się Yoshiko. Włosy potargane we wszystkie strony przyozdobione złotymi łodygami zbóż.
Zaspany wzrok przeleciał po miejscu w jakim się znalazła. Stajnia, stóg siana, dzięki bogu stanowiący zapas jako wyściółka pod zagrody. Zawsze mogła trafić do zagrody z jakimś koniem i złapać kilka pcheł. Blaszak spał pod ścianą tuż przy wrotach. A właściwie nie wiadomo czy spał czy po prostu się wyłączył. Siedział po turecku oparty o ścianę i wyglądał jak robot lub futurystyczny kombinezon czekający na założenie.
Nigdzie nie było śladu po pozostałej dwójce więc zapewne włóczyli się całą noc lub odeszli w dalszą podróż. Z resztą dla Yoshiko nie było to teraz ważne. Wczorajsze rozmowy i plany na niewiele się zdały i skończyła tutaj, tak jak i troskliwy Sigma, który postanowił zostać, na razie, przy niej.
Chwila zamyślenia, próba przypomnienia sobie wczorajszego dnia w pełni ogółu i drobnych szczegółach. Oj, wiele się działo. Jeszcze raz obejrzał miejsca zranienia i ciało pozbawione blizny.
Ostatnią czynnością przed wstaniem z nadzwyczaj wygodnego legowiska było spojrzenie szukające stajennego.
Starszy jegomość w płaszczu, który wskazał jej miejsce do spania. Jego słowa zapadły jej w pamięć.
“W tym świecie możesz być kim tylko chcesz, robić co tylko chcesz i żyć jak ci się tylko podoba. A gdy czegoś będziesz potrzebować będziesz musiała wymyślić i znaleźć sposób by to sobie zapewnić. W tym świecie każdy podąża własną drogą...” - niby proste i oczywiste, a jednak pozwoliło to na w miarę spokojny sen.
O świcie do stajni wszedł Su. Do nogi goblina przywiązanej u pasa (której zapach zaczynał dość mocno dawać się we znaki) dołączyły dwa koty. Zmiennokształtny zasnął co prawda jeszcze na krześle w karczmie, ale obudził się w zaułku. Otoczony ciemnościami nocy postanowił wykorzystać okoliczności by zapolować. Zmodyfikował więc swój zmysł węchu, by ten doprowadził go do ulubionego posiłku - a gdy było już po wszystkim, by odnaleźć po zapachu swoich towarzyszy.
Mężczyzna przyglądał się z trudem budzącej się Yoshiko. Jemu nie przeszkadzał sen w żadnych warunkach, dziwił się więc reakcji dziewczyny. Po chwili spytał się łagodnie, odwiązując rudzielca od pasa i wyciągając go do przodu:
- Chcesz trochę?
-Podziękuję- odparła dziewczyna krzywiąc się nieznacznie. Nie przepadała za kotami, ale mimo wszystko widok nie należał do najprzyjemniejszych- A gdzie Buu?- zapytała po chwili- myślałam że został z Tobą.
- Nie wiem. Gdy zasnąłem, wszyscy byliście ze mną, ale gdy się obudziłem, byłem już zupełnie sam.
-Mam nadzieje że nie rozpłynął się jak Kasad.. Co chciałbyś robić Su? Masz jakieś plany w tym świecie?- zapytała, chodź poniekąd spodziewała się co usłyszy w odpowiedzi.
- Koty! - zmiennokształtny wyrzucił ręce przed siebie z entuzjazmem, który byłby bardziej na miejscu u dziewczynki, którą był wcześniej. - Choć właściwie… Su nigdy przedtem z nikim nie rozmawiał. Ani nigdy nie opuszczał swojego zaułka. Tutaj Su spróbował nowego jedzenia… widział nowe zwierzęta… poznał nowe słowa… nauczył się robić nowe rzeczy ze swoim ciałem. Myślę, że cokolwiek Su będzie teraz robić, będzie dla niego dobre.
Dla zmiennokształtnego, takiego jak Su, zmiana kompozycji swojego ciała jest błahostką. Ciężko to jednak robić bez żadnego planu. Na przykład, gdyby próbował zwiększyć swoją siłę nie mając pojęcia, jak działają jego mięśnie, zapewne po prostu zwiększyłby ich masę. I gdy następnie spróbowałby się poruszyć, zerwałby sobie ścięgna, które nie wytrzymały by nowego, wyższego obciążenia.
Żeby zmienić jakąś część ciała w taki sposób, by była ona funkcjonalna, trzeba z niej jednocześnie korzystać. A teraz Su po raz pierwszy w życiu intensywnie wykorzystywał swój intelekt. I choć nadal wypowiadał się dość infantylnie, uważny obserwator zdziwiłby się, jak wielkiego postępu dokonał raptem w dwa dni od przybycia do Międzyświata.
-To może pomożemy Sigmie?- zapytała dziewczyna- ja też nie mam konkretnych celów w tym świecie, a może uda mu się przypomnieć swoją przeszłość?
- W porządku. Wiesz, gdzie on jest? On nie pachnie, więc nie dam rady go znaleźć. Chyba, że był tutaj, wtedy będzie miał na sobie zapach tego… - zmiennokształtny zrobił krótką pauzę, nie mogąc znaleźć słowa - tej ściętej, wysuszonej trawy.
-Spieszył się i nie wiem gdzie wyszedł, ale spał więc powinien pachnąć sianem- wyjaśniła podając przy okazji nowe słowo.
- W takim razie chodźmy. Zobaczymy, gdzie nas doprowadzi ten zapach.
(to teraz już pod nagłówkiem sigmy. Co można trzeba by wstawić na forum
Jak sa gdzieś u góry luki czy trzeba by coś poprawić to dajcie znać co konkretnie)

PORANEK SIGMY, Karczma
Po wybudzeniu Sigma popędził czym prędzej do karczmy, mając w nadziei, że zastanie tam dziewczynkę z krzyżem, nazywaną przez barmana Kilione. Poprzedniej nocy nie spał on nic, tylko siedział w bezruchu, bał się snu, koszmaru czy cokolwiek to było kiedy to został wyłączony. Pamięć o tym motywowała go do dotarcia do karczmy jak najszybciej.
W karczmie przebywał akurat Lion, zajmujący miejsce właściciela. Wspomniany udał się po zapasy.
- Panienka Kilione powiadasz? - zapytał, spoglądając zdziwiony na dziewczę siedzące po prawicy Sigmy.

- W jakim celu mnie szukasz, nieznajomy? - zapytała powijając kawę nad otwartą księgą.
- Wpierw chciałbym przestać być nieznajomym, nazywam się Sigma, a przynajmniej tak myślę, że się nazywam…
- Kilione Faust.
- Jak pewnie się domyśliłaś, mam problemy z pamięcią, i słyszałem od barmana, że jesteś w stanie mi pomóc.
- To mogło być niedopowiedzenie. Nie zajmuję się czyimiś problemami. Jestem wszak wiedźmą, ale magia nie jest w stanie zdziałać wszystkiego. - Gdy odpowiadała, wciąż nie przestawała czytać księgi. Nie obdarzyła Sigmy nawet drobnym spojrzeniem. - Co innego gdybyś był duszą. Je jestem w stanie uświadomić o swej egzystencji.
- To może być problem, ostatnio cały czas o nich słyszę, i nie zrozum mnie źle, może nic nie pamiętam ze swojej przeszłości, ale na pewno nie było tam żadnych dusz, dlatego podchodzę do nich trochę sceptycznie. - Sigma, lekko zawiedziony nie poddał się i po chwili dodał. - Nie da się nic zrobić? To znaczy Kilione, zostałaś polecona przez barmana, możesz chociaż spróbować?
- Skoro Barman tak twierdzi. Zamknij oczy, zobaczę co da się zrobić. - zamknęła księgę i spojrzała na stalowego.
Jeszcze nim zamknął oczy widział że kładzie rękę na jego torsie. - A teraz postaraj się spojrzeć w przeszłość wszystkie urywki wspomnień mogą się przydać.
Stalowy po prostu podążał za instrukcjami, nie wiedział czego się spodziewać, czy za chwilę dowie się wszystkiego, czy może nadal będzie w niewiedzy. Pierwsze co niechętnie sobie przypomniał to wczorajszy sen, o ile to tak można nazwać, było to coś do czego nie chętnie wracał myślami.

Biały pokój, a może w pokoju coś było, jednak ten nie zwracał na to uwagi? Jedyna rzecz wyróżniająca się w pokoju to telewizor. Wyświetlał on jedynie szary szum, jednak poza charakterystycznym dźwiękiem towarzyszącym temu zjawisku było słychać jakby niewyraźny, może nie dostrojony głos. Jedyne słowa które dało się wychwycić to: - [...] koniec jest bliski [...]
- Fumu. Spróbuj przypomnieć sobie twarze, osoby, wydarzenia. - Mówił kobiecy głos - spróbuj jeszcze raz przypomnieć sobie emocje jakie czułeś.
-Niestety na tą chwilę sam jestem w stanie sobie przypomnieć tylko tyle, żadnych znajomych twarzy, nawet głosów, nie wiem jak to interpretować, może ten koniec właśnie nadszedł, i dlatego trafiłem tutaj?
- Prawdopodobnie. - Odparła obojętnie.
Gdy sigma otworzył oczy dłoń czarodziejki wciąż spoczywała na jego torsie.
- Wiem jedno. Jako że nie wiem jak ci to wytłumaczyć dokładniej, powiem w prost. Jesteś duszą... A konkretniej w tym świecie jesteś duszą. - pomimo konkretów ponownie powtórzyła coś niepojętego.
Klepnęła go w stalową pierś i dodała.
- To tyle z mojej strony. Na pamięć nic nie zdziałam, ale z czasem sama powinna wrócić. Może gdy trochę oswoisz się z tym światem znajdziesz jakieś poszlaki.
Stalowy nie wiedział jak zareagować na tą nowinę, od początku, przynajmniej w tym świecie był duszą? Istotą której się bał. W jego głowie panował chaos, ale próbował to jakoś sobie uporządkować, najlepszym rozwiązaniem będzie czekać, jednak w między czasie zawsze może odwiedzić Rose oraz Akasje, były one wcześniej polecone przez Barmana, tak samo jak Kilione, która jakby nie patrzeć pomogła mu. - Zostały też dusze... - powiedział cichym głosem, po czym od razu przypomniał sobie, że zapomniał zapytać wiedźmy co to zmienia. Czy będąc duszą w tym świecie czeka go coś czego będąc człowiekiem nie doświadczy? Uzbrojony w te pytania, wyszedł z karczmy, w końcu wcześniej zostawił swoich towarzyszy i nie powiedział i m gdzie idzie.

Ponowne zjednoczenie
W swoim zaułku Su miał styczność z niewielką ilością zwierząt. Nie licząc owadów i pajęczaków, były to głównie szczury, koty, psy i gołębie. Okazjonalnie trafił się kruk, wrona lub lis. Tym niemniej jednak budowę tychże zwierząt zmiennokształtny znał na wyrost. I to właśnie psi zmysł węchu pozwolił mu oraz podążającej za nim Yoshiko odnaleźć Sigmę pod karczmą.
- Hej, Sigma! - powitał go. - Chcesz trochę? - zapytał, wskazując na przywiązane u pasa koty. Widać było, że ani trochę nie zraził się wcześniejszą odmową dziewczyny.
- Hej, Su! - odpowiedział ochoczo Sigma, jednak odmówił na pytanie machając zarówno ręką jak i głową.
- Wiadomo coś na temat Buu? Nie widziałem go od wczoraj - dodał
- Ja też nie. On też nie ma zapachu, więc ciężko będzie go znaleźć.
W mieście trwała wrzawa. zebrało się sporo osób chcących zapolować na smoka. A w śród całego zgiełku dało się słyszeć uderzenia kowalskiego młota.
-Ale się zawzięli na tego smoka- skomentowała dziewczyna- Sigma? I jak dowiedziałeś się czegoś ciekawego?
-Tak, otóż według miejscowej wiedźmy jestem duszą… nie wiem czy mam się cieszyć czy może płakać - odpowiedział
-Nie wyglądasz- odparła- ale skoro jesteś pośród nas i Cię widzimy to chyba nie jest tak źle?
-W rzeczy samej - odpowiedział.
Między zbiorowiskiem różnej maści wojowników, w których Yoshiko mogła rozpoznać co najmniej tuzin postaci z różnych uniwersów stworzonych w jej świecie, dało się dostrzec 2 kupców zaprzęgających konie do wozów. Wyruszali w podróż i prawdopodobnie, bo mogło być to mylne wrażenie, zmierzali do innego miasta. A jak to w staromodnych RPG bywa, to dobry moment dla najemników na znalezienie pracy i... zmianę otoczenia. Oczywiście jest jeszcze kwestia smoka, niedawnego przybycia do tego świata i miasta, jak także inne drobniejsze zadania z którymi zapewne ich drobna grupa poradziła by sobie lepiej.
Również i Su ich spostrzegła, choć może bardziej zwracała uwagę na konie niż na samych kupców.
To co mogło zaskoczyć obie dziewczyny była postać przyłączająca się do tamtej dwójki - Kasad.
Sigma rozważając słowa wiedźmy nie zwracał uwagi na otoczenie. Jego myśli poruszały się wokoło możliwości pogłębienia wiedzy o duszach i jego własnej osoby.
-Może się z kimś zabierzemy?- zaproponowała dziewczyna- nie znamy okolic, a chyba nie wiele mamy po co zagrzewać tu miejsca.
-Hej, to nie Kasad, tam w oddali? - głowiąc się nad tym wszystkim Sigma dostrzegł go mimowolnie, w końcu podróżowali nie dawno razem po czym ten zaginął.
-Faktycznie- stwierdziła Yoshiko usiłując wyjrzeć ponad tłum, w czym cale nie pomagał jej nieduży wzrost -ciekawe dokąd jedzie. Może do stolicy? Też bym musiała się tam wybrać.
Su ignorując resztę otoczenia podszedł miękko do jednego z koni tak, by nie spłoszyć zwierzęcia. Twarz mu się rozpromieniła.
- Łaaaaaa… - dał wyraz swojemu zachwytowi. - Mogę go mieć? Mogę mogę mogęmogęmogęmogęmogę? - rozejrzał się w poszukiwaniu kogokolwiek skłonnego odpowiedzieć.
- Nie. - odparł woźnica kręcąc głową.
- Dlaczego? Jest twój? Gdzie mogę je znaleźć na dziko? - zmiennokształtny zasypał go gradem pytań. - Zamierzasz go zjeść?
- Bo tych użytkowych się nie jada. Tak. Tego raczej nie wiem. Nie. - Odpowiedział Kasad, dopiero po zadaniu wszystkich pytań przez Su. - Jak mówiłem panie, nie każdy przybysz grzeszy umysłem. - skierował słowa do woźnicy. - Skoczyłem przygotowania. Możemy ruszać.
Teraz to Kasad spostrzegł pozostałą dwójkę i skinął głową na powitanie.
- Też uciekacie, czy na polowanie? - zagadnął z uśmiechem.
- Uciekać? Czemu? - zapytał stalowy.
- Czeeekaj! - zawołał Su za próbującym go spławić mężczyzną. - Jak to nie jada? - wyraził swoje najszczersze zdziwienie. - “Użytkowych?” Do czego go w takim razie używacie? A jeśli ja zrobię to, do czego chcecie go użyć, to mogę go mieć?
- Wiesz dużo słyszałem o przybyszach. Ale nie mam tak wielkiego zaufania do nich, by wierzyć że pokonają smoka. I jak widzisz stalowy, ci którzy mogą udają się do stolicy, przy najmniej na jakiś czas. - Odparł Kasad - Poza tym mam tam interes.
-Stolica?- zapytała dziewczyna- też chciałam tam jechać. Mogę spytać czemu akurat tak się udajesz?
- Korzystam z okazji że staruszek tam jedzie. Gdy wy bawiliście się poza miastem, ja poznałem parę osób. - przetarł podbródek - I dowiedziałem się o czymś co mnie zainteresowało. Wydaje się, że ten świat ściąga do siebie inne światy. Takie jak mój. Z jednej strony to dobrze. - wykonując ruch palcami stworzył mały świetlisty klucz - z drugiej biada temu kto miał wrogów.
- To po prostu. Poco zabijać coś co może być użyte w inny sposób. Gdy zdechnie to go sprzedam rzeźnikowi, ale na razie to dobra kobyła jest. Aktualnie służy na siłę pociągowa i transport. A to ciężka rzecz jest. Nie sądzę byś sam jeden był w stanie ją zastąpić. A i nie tylko ten jeden raz będzie mi potrzebna.
- Ale to proste. Oczywiście, że mogę zrobić to samo. - Su ocenił wzrokiem zwierzę. - Przynajmniej pięć razy szybciej.
- Hmm kuszące... a siano i pasze ty zje? - zapytał zainteresowany ofertą.
- Ja jem wszystko. Ale najbardziej lubię koty - powiedział Su, co zresztą można było zobaczyć, bo u jego pasa dalej wisiały dwa futrzaki.
- Hmm. Zgoda, ale za godzinę chcę już wyruszyć. Nie przeszkadza ci to? - zapytał Kasada
- Jestem od mistrza zależny, więc kiedy mistrz chce wyruszyć tak i ja.
- To pomożesz mi. Skoro mamy mieć większą siłę pociągową, to może wezmę jeszcze szafę.
- Jestem trochę zdziwiony że chce się pan pozbyć takiej dobrej szkapy.
- Hmm. Nie planuję już tu wracać. Nad tym miastem wisi sporo kłopotów. Może osiedlę w którejś z okolicznych wsi.
- Rozumiem. A ty pamiętaj by odczepić wodze, przecież do czegoś musimy cię podczepić. I pośpiesz się.
Su zabrał konia i poprowadził go w ustronne miejsce. Nie było go całkiem sporo i dopiero, gdy karawana miała już ruszać, a woźnica zaczął podejrzewać, że został oszukany, na plac wkroczył - a raczej wkroczyła - dorodna centaurka.

- E... Ano... - machnął rękę - Przybysze.
- Interesujące. - skomentował Kasad. - Potrafisz zamienić się we wszystko?

- Dobra nowi. Później se pogadacie. Kobyła do woza i jedziemy. Bo jak tak dalej bedziemy czekać to się do stolicy w ten tydzień nie dostaniemy. Wsiadać kto jedzie.
Yoshiko pełna entuzjazmu wspięła się na wóz i zajęła wygodne miejsce. Lubiła podróżować i nawet fakt pobytu w zupełnie innym świecie, zdawał się jej w tym nie przeszkadzać.
-Jedźmy- zaproponowała z uśmiechem gdy wszyscy byli już gotowi.
Woźnica strzepnął lejcami w zad małej centaurki dając znak by ruszać w drogę.
-Sigma..? Wybacz ciekawość, ale nie jest Ci w jakiś sposób gorąco w słońcu?- zagadnęła siedzącego najbliżej- jesteś w całości mechaniczny? czy masz elementy organiczne?
- Czuje ciepło, ale nie czuje jakiegoś dyskomfortu związanego z nim, co do części to nie wiem, mogę mieć tylko nadzieje, że pod tą dziwną zbroją jest człowiek.
-Myślisz, że dobrze robimy uciekają z Lofar? -dodał zbrojny.
-Nie sądzę by nasz wyjazd miał jakiekolwiek znaczenie. Po wczorajszym pokazie, jestem przekonana, że Lofar sobie poradzi, a my i tak nie jesteśmy w stanie pomóc- odparła- przynajmniej mamy szanse na zwiedzenie tego świata- dodała z widocznym podekscytowaniem.
-Mam nadzieje, że Buu sobie poradzi i wkrótce do nas dołączy, chociaż w sumie to on najlepiej nadawał by się do walki ze smokiem.
-Ano, w najgorszym wypadku zamieni smoka w czekoladkę.
Drobnym problemem o którym zapomniano przed wyruszeniem był zapas jedzenia. Ale Kasad zaoferował swoją pomoc przy najbliższym postoju.
Miejsce w którym on przypadł wyglądało raczej na podejrzane. W znacznej odległości od Lofar tak że miasto zniknęło już horyzontu, droga skręcała na zachód, by mogło by się zdawać, ominąć naturalną barierę jaką był mur światów. Tam też znajdował się pusty plac, jakby kiedyś coś się tutaj znajdowało. Puste, jeszcze nie zarośnięte fragmenty ziemi o idealnych prostokątnych kształtach - ślady budowli. Kilkadziesiąt metrów dalej zawalisko kamieni i jakiś wąwóz, na tyle wąski by wóz nie dał rady przejechać. W tym właśnie miejscu mieli spędzić swoją kolejną noc.
***
Kolejne 2 dni w drodze. Na horyzoncie z jednej strony ciągnąca się w nieskończoność góra, z drugiej puste polany. Niekiedy szlak się rozwidlał. Jak twierdził woźnica, tam właśnie kreowały się nowe osady.
Gdy po obu stronach drogi zaczęły pojawiać się drzewa. Koń... Su wyczuła nieprzyjemny zapach. Krew.
Yoshiko coś nie pasowało w okolicy, ptaki nie śpiewały, było zdecydowanie zbyt cicho. Nerwowe zachowanie Su zdawało się potwierdzać jej podejrzenia. Chwilę później poczuła dziwnie znajomy zapach.
-Coś jest nie tak- ostrzegła, ostrożnie spoglądając w zarośla.
-Wiem, że to nie w porę, ale macie może mapę tego miejsca? - zapytał Sigma zaniepokojony podejrzaną atmosferą.
- Niby mam - stwierdził Kasad, w dłoni którego pojawił się niebieski sztylet.
Niebieski to mało powiedziane, wyglądał jakby pojawił się znikąd i za chwile miał zniknąć.

- Ale z tego co mi mówiono to raczej zostałem naciągnięty. Mam na myśli... że raczej się nie przyda.
Krzaki zaszeleściły.

- Hej tam! - zawołał mężczyzna - Jużem myślał żem nikogo nie spotkam na tym odludziu.
- Ktoś ty? - zawołał woźnica
- Wędrowiec. Zgubił się ja. Pomocy szuka.
- Zwiadowca. - wyszeptał Kasad - Niedobrze.
Japonka schowała się za bokiem wozu, modląc się by w gęstwinie nie kryli się kusznicy. Zastanawiała się jak może pomóc w ewentualnej konfrontacji.
- A Gdzie zmierza? - zagadną Kasad gwarą.
- Gdziekolwiek. Byle by miejsce znaleźć. Takiem już życie wędrowca.
- Szefie. Coś mi się zdaje że szykują się kłopoty.
- Też tak myślę. Bo tu tylko jedna droga. Tak czy inaczej się gdzieś trafi. Gdyby wędrował, to by o miejsce na wozie prosił a nie się zgubił.
- Wskazać drogę możemy. Ale miejsca na wozie już brak.
- A toć szkoda. Zmęczonym już ja. Możem choć coś do pomocy macie. Wody tudzież jedzenia?
- Męczy mnie już to. Przygotujcie się. - zagadał Kasad. - A kosztowności może to nie chcecie? Ilu was tam w krzakach siedzi? Co?!
Yoshiko złapała najbliżej leżący twardy przedmiot, który okazał się solidną drewnianą szprychą od koła. Czekała, nie mogąc zbyt wiele zrobić.
- Ech... Cóż chciałem to zrobić polubownie. Wyskakujcie ze złota i kosztowności. Albo... oddajcie wszystko. Wtedy nic wam się nie stanie. Co wy na to?
-Sk*****wiel! - sapną Kasad. Spoglądając uważnie na wychodzących z krzaków jego 4 towarzyszy. - Mistrzu schowaj się. Ostrza w rękach Kasada nieznacznie się wydłużyły, na kształt krótkich mieczy, a raczej szpad.
-Blaszak bierzesz dwóch, kobyła tego po prawej, młoda broń mistrza, ja zabawię się z naszym włóczęgą.
Zbrojny zrozumiał komendę Kasada i rozpędził się biegnąc z wystawionymi rękami na 2 opryszków
Dziewczyna, widząc brak broni miotanej, zeskoczyła z wozu. Z dziwną pewnością jak na jej aparycje, przyjęła postawę Gedan no kamae.
Kasad również zeskoczył z wozu w pędzie raniąc jednego z oprychów i ścierając się z ich przywódcą.
Su dość sprawnie przemieniła się w swój męski odpowiednik ze szponami i zajęła pominiętą przez Kasada dwójką.
Sigma nie zdołał zatrzymać obu bandytów. Jeden po prostu się wywinął obierając za cel dziewczę i starca. Ale ten który pozostał zamachnął się buławą trafiając w pierś stalowego.
Stalowy, po nie udanym ataku postanowił zmienić technikę z szarży, na kontratak i teraz bacznie przyglądał się swojemu oprawcy czekając na jego uderzenie. Planował on zrobić unik i przechwycić jego buławę.
Ponowny cios przyszedł z prawej. Widocznie Bandyta zdawał sobie sprawę, że bez broni raczej nie zdziała za wiele przeciw metalowej zbroi.
Po przechwyceniu maczugi złoczyńcy postanowił podrzucić ją w stronę Kasada i Yoshiko, ponieważ uznał, że im się bardziej przyda, sam natomiast postanowił wykonać mocny podbródkowy w szczękę bandyty.
Chrzęst kości obwieścił, że cios mógł być zbyt mocny.
W tym samym czasie, dziewczyna o dziwo nie zeszła z drogi biegnącego na nią bandyty. W momencie gdy ten zamachnął się na nią pałką (?) wykonała Harai Waza, zbijając broń przeciwnika na swoją prawą stronę. Następnie obróciła się do mężczyzny plecami i wykonała Tai Otoshi, posyłając go siłą rozpędu, prosto na stojący obok bok wozu.
Zaskoczenie i szybkość, zadziałało na jego niekorzyść. Ewidentnie nie docenił możliwości dziewczęcia, i choć starał się odzyskać równowagę, zderzył się z wozem. Krótki moment po tym w jego oczach zapłonął gniew. Szykował się do ponownego ataku, lecz w tym momencie otrzymał swojski cios patelnią od woźnicy. Dlaczego tak? Kto wie może staruszek nie chciał go zabijać.
Gdy przeciwnik został unieszkodliwiony, walka zbliżała się do końca. Su bez większych problemów poradziła sobie ze swoimi oprawcami, Sigma również. Kasad przez pewien czas nie wychodził z lasu, ale gdy już się pojawił… był sam.
Wniosek z tego starcia nasuwał się sam. Wszyscy, włącznie z Yoshiko są w stanie poradzić sobie z bandytami. Dziewczę nie jest bezradne w tym świecie, ale co by było gdyby równowaga sił była zachwiana?
***
4 dnia zjechali z wyżyn. I pomimo że pejzaż okolic wciąż się nie zmienił, góra jakby się oddaliła. W oddali zaczęły pojawiać się nowe elementy jak odległe lasy, rzeki i jezioro z zamkiem. Wzrok Yoshiko przykuł także przesmyk na murze światów. Między dwoma filarami

przez które płynęła rzeka majaczyło się coś białego.
-Co przedstawiają te posągi?- zapytała zaciekawiona dziewczyna przyglądając się widokom.
- Szczerze powiedziawszy dziewczynko. Pierwszy raz je widzę.
- Pierwszy raz w stolicy? - zapytał Kasad.
- Nie... Oczywiście że nie. Wcześniej ich tu nie było.
- Znaczy nie były skończone?
- Nie! Wcześniej ich tu nie było. Tak jak mówię. Nie słyszeliście pewnie o “wstrząsach”. Otóż co jakiś czas ten świat nawiedzają trzęsienia po których świat ulega zmianie. Ostatnie było ponad miesiąc temu, więc może to jest efekt.
-Bardzo ciekawe zjawisko- skomentowała Azjatka- chodź współczuję kartografom.. A ta góra tam w oddali?
-Ach. Stara stolica. Kiedyś piękne miasto wykonane z białego marmuru. Skryte we wnęce muru światów. Bardzo odległe dzieje. Teraz została opuszczona. Ale proszę spojrzeć tam, nad głowami posągów.
Choć woźnica zdawał się wiedzieć że coś tam jest, niestety z tej odległości, nie dane było tego zobaczyć.
- Może was to zaskoczy, ale miedzy nimi jest powinna być cienka skalna linia. Most skazańców. Jedyne przejście do Orlego Gniazda. O którym się nie mówi otwarcie. Jak się tam dostać, wiedzą chyba tylko straże stolicy.
-Orlego Gniazda?- zaciekawiła się dziewczyna-czemu jest ono unikanym tematem?
- To więzienie. Karcer. O bardzo złych warunkach i w nieprzystępnym terenie. A co więcej nigdy nie słyszałem by ktoś stamtąd wrócił. A nie mówi się o tym dlatego... pewne sprawy powinno wmiatać się pod dywan. Jeśli możecie, nie rozpowiadajcie o tym.
“Chaos... Orle Gniazdo... Astaroth... Luk... Nadzieja...” - przebiegło przez myśli Yoshiko. Dziewczyna nie chciała być nazbyt nachalna z pytaniami, postanowiła więc porzucić temat. Najlepszym źródłem informacji i tak zdawali się strażnicy w stolicy
***
Poranek dnia 5.
- Zaraz za wzniesieniem-Zakrzyknął woźnica- To już stolica, San Serandinas. Mamy szczęście, droga dopisała. Dotrzemy tam na wieczór.
Kawashima nie zareagowała na słowa woźnicy, zbyt pochłonięta była podziwianiem widoku stolicy. Poza zdjęciami i rysunkami w internecie, nigdy nie widziała czegoś takiego. Miasto było imponujące, przy czym zupełnie inne niż znane jej japońskie, a nawet europejskie zamki.
-Łał- podsumowała krótko.
- Fiu fiu... No niczego sobie... Będzie gdzie kra... echem. Gdzie miejsce zagrzać.
***
I tak jak orzekł woźnica, dotarli pod bramy miasta wraz ze zmierzchem. Miasto z odległości wydawało się duże, a z bliska można było spokojnie założyć że jest 10 razy większe od Lofar. Choć daleko temu było do Metropolii tokijskiej.
Przez bramę przeszli bez większych problemów, widocznie koncepcja przepustek czy sprawdzania kto przybywa nie była tak istotną kwestią, jak mogło by się zdawać. Bo chociażby przed nim, do miasta wkroczyła kobieta z 2 olbrzymimi mieczami. Jedyne o co pytano to cel wizyty, ale i on nie miał też większego znaczenia. Zapewne była to ciekawość, rutyna, a może po prostu wymóg odgórny.
Zaraz za bramą grupa rozstała się z woźnicą.
- Dziękuję staruszku. - rzekł Kasad.
- Nie. To ja wam dziękuję. Szerokiej drogi.
-Dziękujemy- odparła grzecznie japonka, kłaniając się tradycyjnie.
-Miło się podróżowało- dodał na pożegnanie.
- To ja się zbieram dzieciaki. Chcę się rozejrzeć po tutejszych barach. - orzekł Kasad
-Zatem co teraz, jesteśmy w nowym nie znanym mieście, masz jakieś konkretne plany co do niego Kawashima?
-Muszę dostać się do tego Orlego Gniazda o którym mówił woźnica- odpowiedziała cicho- ale najpierw muszę zdobyć trochę informacji od straży. A Ty? Masz tu jakieś plany?
-Gdy rozmawiałem z barmanem, powiedział mi, że z zanikiem pamięci może mi pomóc nie jaka Rose z tego miasta, moim priorytetem jest spotkanie się z nią, ale w sumie nie wiem gdzie ją znaleźć, dlatego chyba też popytam tutejszych ludzi.
-...To chyba najszybciej byłoby się rozdzielić na chwilę- stwierdziła niechętnie azjatka- średnio mi to odpowiada, ale pójdzie nam szybciej.
-Ok, zatem spotkajmy się za parę godzin w tym miejscu i po uzyskaniu potrzebnych informacji ustalimy co dalej- zaproponował.

Kawashima
Yoshiko, kierując się poruszaniem i ilością innych ludzi trafiła do okolicy która zdawała jej się centrum miasta lub dzielnicy. Namierzyła straż stojącą nieopodal i westchnąwszy podeszła.
-Dzień dobry, muszę porozmawiać z osobą decyzyjną- zaczęła poważnym, ale uprzejmym tonem.
Oczywiście wyjaśniając kogo miała na myśli, bo jak można było przypuszczać pewne zwroty zmieniły się z czasem.
Dziewczę zostało skierowane do koszar.
- Witaj. Jestem Gimbei. Kwatermistrz straży miejskiej i rycerstwa. Z tego co mi powiedziano, poszukujesz osób stojących nade mną. Pozwól więc, że wyjaśnię dlaczego zostałaś skierowana do mnie. - powiedział stosunkowo młody jegomość, wskazując krzesło przy biurku. - Biały Generał Agaun, najwyższy dowódca zaraz po królewskiej rodzinie przyjmuje tylko osoby umówione, zarekomendowane i z ważnymi sprawami. Podobnie sytuacja wygląda z rodziną królewską... z tym że podczas takiego spotkania jest się w sali tronowej i obecny jest ktoś z oddziałów królewskich. Dlatego jestem prawie, najwyżej postawiona osobą z którą możesz mieć kontakt, bez większego wysiłku. - uśmiechnął się przyjaźnie. - A więc w czym rzecz?
-Jestem przybyszem- zaczęła dziewczyna starając się utrzymać pewny ton głosu, chodź wcale nie czuła się pewnie- odkąd tu trafiłam dzieją się bardzo dziwne rzeczy. Miałam jakby wizję, co wcześniej nigdy mi się nie zdarzało, i nie daje mi ona spokoju. Według niej “..zbliża się koniec- zacytowała jakby czytała z kartki- Chaos rozpoczyna swe podboje. - Jesteś nadzieją... na Orlim Gnieździe, Astaroth w czarnych kratach spoczywa. Odnajdź Luka. Muszą się spotkać..”. Muszę więc dostać się do Orlego gniazda, lub chociaż znaleźć Luka.
Gdy skoczyła spojrzała na Kwatermistrza, nie pewna jego reakcji.
- Luk to raczej rzadkie imię, ale nie niespotykane. Oczywiście zakładając że to imię... prawda? Jeśli chcesz mogę zgłosić by straż poszukiwała osoby o takim mianie. Ale zapewne rozumiesz... że musiał by on przybyć do stolicy by taka informacja została do mnie dostarczona. Co do pierwszego. Wybacz, jestem nie upoważniony by udzielić takich informacji. A może dokładniej... Ty jesteś nie upoważniona by je otrzymać. Wiesz czym jest Orle Gniazdo?
-Z plotek. Będę wdzięczna jeśli go poszukacie. A Astaroth? Jest panu znany?
- To więzienie, do którego nie wielu ma dostęp. W mniejszym stopniu go znam. Słyszałem to imię i wiem do kogo należy. Nie widzę jednak sensu dlaczego on miał by być komukolwiek potrzebny. Astaroth to demon.
-Według przepowiedni może być ważny- odparła.
- Ech. Nie zaprzątaj sobie tym głowy. Przekażę informacje dalej. Jako osoba nie odpowiednia raczej sama nie wiele byś zdziałała. Zapomnij o całej sprawie, pójdź do karczmy odpocznij. - wstał zbierając się do wyjścia - Mamy tu przyjazne otoczenie do pewnego stopnia, szybko powinnaś się tu zadomowić. Jestem pewny że jeśli ładnie poprosisz jakiś blondyn w szemranych żuczku postawi ci coś do picia. Masz tu parę pirytów za informacje. Nie myśl sobie że to coś niezwykłego. Stolica ma przeznaczony budżet dla informatorów. Wystarczy to na nocleg czy dwa.
Dziewczyna przyjęła pieniądze i podziękowała. Pożegnawszy się opuściła budynek nie wiedząc co robić. Coś mówiło jej, że lepiej wziąć sprawę we własne ręce, ale świadomość z czym może mieć doczynienia w tym świecie, skutecznie ją zniechęcała. Nie bardzo wiedząc co ze sobą zrobić, a mając sporo czasu do spotkania z Sigmą, wypytała o drogę do wspomnianego szemranego żuczka. Wypadało zjeść kolację, a może zorganizować nocleg.
Karczma wyglądała trochę bardziej okazale niż ta z Lofar, ale nadal była to stylizacja zachodnioeuropejskiego średniowiecza. Z wnętrza wydobywał się gwar. Już o tej porze karczma była pełna przelkiej maści istot. Głównie ludzkich, ale widoczne były też osoby ze skrzydłami pierzastymi i gadzimi, gdzie nie gdzie nawet przemykały kocie uszka. No w sumie kelnerka je miała, ale była w takim pośpiechu, że nawet gdyby Kwashima chciała ja zatrzymać, nie zdołała by. Z odrobiną trudu udało jej się zasiąść przy ladzie karczmy, między masywnym mężczyzną ze stalową ręką (gramon) a

Pozostałe osoby w karczmie.



Przy osobnym stoliku siedziały osoby ubrane na biało: elfka (Illuar), kotka (Charpa) i piękny młodzieniec - bishounen (Yue). Ta grupka wydawała się taka wyrwana z kontekstu otoczenia i choć budziła zainteresowanie, nikt ich nie nachodził.
-Przepraszam?- Yoshiko zagadneła przechodzącego karczmarza- kim oni są?- zapytała wskazując na dziwną grupę.
- Jesteś tu nowa. - odparł z uśmiechem - To królewscy rycerze. Ta bardziej lubiana szlachta. - mrugnął porozumiewawczo - Zapewne nie znasz też tutejszej hierarchii. Pokrótce odpowiadają oni tylko przed rodziną królewską i generałem oddziałów. Więc można powiedzieć że to grube szychy.
W czasie wyjaśnień do baru wkroczyła kolejna postać ubrana w biel Zero, od razu udając się do wspomnianego stolika
-I nie przeszkadza im przebywanie w towarzystwie niższych stanów?
-...to ta bardziej lubiana szlachta, jak rzekł mistrz. - skomentował mężczyzna siedzący obok Jenny - Gramon.- Oni nie uznają takich granic, tak jak i my. Ale tyczy się to tylko królewskich oddziałów. Kupiecka część szlachty bywa mniej taktowna, ale na szczęście rzadko bywają na dolnym dziedzińcu. Barman jeszcze jedną kolejkę. Pijesz? - zapytał dziewczecia.
Mężczyzna choć mógł z pozoru wyglądać podejrzanie, raczej zdawał się pogodną osobą.
Nie umknęły jej uwadze także spojrzenia ze “szlacheckiego” stołu skierowane w jego stronę.
-Nie, podziękuję- odparła uprzejmie- ale jeśli można chciałabym coś zjeść- zwróciła się do barmana- może danie dnia?
- Strogonof, raz!
-Jest Pan jednym z nich? Znaczy rycerzem?- zapytała dziewczyna zwracając się do Gramona, gdy barman zniknął na zapleczu.
- Tak. Gramon “Stalowa Pięść”. Wszyscy mnie tu znają więc pewnie byś nie długo o mnie usłyszała. - rzekł z pogodnym uśmiechem. - Zastanawiasz się pewnie dlaczego do nich nie dołączę?
-Owszem, chętnie- odparłą uprzejmie.
- Cóż. Nie mam dla nich złe wiadomości. Chcę by jeszcze chwilę, niczym się nie przejmowali. -
Barman przyniósł zamówienia.
3 kufle piwa i wielki talerz pachnącej potrawki. Dla Yoshiko była to pewnie nowość, bo kuchnia do której przywykła sporo różniła się od tej europejskiej.

- Z drugiej strony. Chcę się najpierw dobrze napić, nim do nich dołączę. Mogę wtedy stracić apetyt. - uśmeichnął się pogodnie. - Chcesz się do nich dosiąść? Może poprawi to twój humor, bo wyglądasz jakbyś miała sporo zmartwień.
-Powinnam się zbierać zaraz po posiłku, muszę dołączyć do mojego znajomego. Faktycznie, ciężko być tym który przynosi złe wieści- wróciła do tematu- skoro przy tym jesteśmy…- zaczęła. Gramon wydawał się być sympatyczny i wpływowy. Dziewczyna postanowiła więc przekazać mu mniej więcej to samo, o czym rozmawiała z kwatermistrzem straży, z nadzieją że przyniesie to większy skutek.
- Orle gniazdo mówisz... heh, ciekawe czy jeszcze most między tymi dwiema kolumnami się trzyma. To chyba była jedyna droga by dostać się do więzienia. - powiedział kończąc drugi kufel piwa. - No co tak patrzysz, jakbyś nie wiedziała. Most tam jest, a schody do niego są przy prawym filarze, tak by przejść przez nigo. Bo jakby były przy lewym to most był by zbędny. A dalej to już ścieżka prowadzi, kredą żeśmy wysypywali by była widoczna jak deszcz przejdzie. Ile żeśmy się namęczyli by tam wleźć, nie wiem kto te schody ciosał, ale są niewygodne i ciągną się i ciągną. A! Tylko ciiiii. - palec przy ustach - Tylko straż o tym wie. I co najlepsze nie potrzeba klucza by tam wejść. Choć raczej bez kluczy nikogo się nie wypuści. Ale kto by chciał wypuszczać przestępców. - machnął dłonią i się roześmiał jakby właśnie opowiadał jakiś dobry dowcip lub podrywał paneinkę.
-Dziękuję- odpowiedziała z uśmiechem, wiedząc że dostała cenne informacje- mam nadzieję że jeszcze pana spotkam, niestety muszę już iść. Dziękuję za pomoc.
- Nie ma sprawy dziewczynko. Tylko uważaj na siebie
Dziewczyna pożegnawszy się udała się w miejsce wyznaczonego spotkania.
 
Miczo jest offline  
Stary 01-09-2016, 19:13   #44
 
Asderuki's Avatar
 
Reputacja: 1 Asderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputację
Kryjówka ruchu oporu

Anthrilien wkrótce po opuszczeniu karczmy skierował się do kryjówki ruchu oporu. Po wykonaniu ustalonego znaku przeszedł przez stragan i zszedł do podziemia. Rozejrzał się szukając kogoś dobrze poinformowanego o ostatnich wysarzeniach.
W kryjówce znalazło się kilka nieznanych twarzy



Ale byli tez stali bywalcy


Gdzieś między stoiskami przemknęła też Aje i Echoes.
W każdym razie atmosfera w tym miejscu zdawała się lekko pobudzona.
Eldar skierował się bezpośrednio w stronę dowództwa, po drodze odpowiadając tylko skinieniem głowy na powitania znanych osób.
Wewnątrz jak zwykle Sahir. Do tego Asila, ze srogim spojrzeniem przywitała eldara, Aje i nieznane dziewczę.

-Jak wygląda sytuacja?- zapytał po przywitaniu się.
- Jak zapewne zdołałeś zauważyć mieście. Siły gromadzą się. To jest Ties Erena - wskazał dziewczę - Łowczyni wampirów. Kilku przedstawicieli tejże kasty już jest w mieście. Dołączyło do nasz także kilku przybyszów. Więc to pierwszy krok. Kolejny, informacje. Znamy już kilka celów które przydało by się wcześniej zlikwidować. Ale o szczegółach później. Niestety nie wszystko idzie zgodnie z planem. Transport zaopatrzenia spóźnia się. Miał być wczoraj przed zmierzchem. Albo wpadli w kłopoty, albo ugrzęźli na przejściu z Rockviel. Nie zapominając także o waszej ostatniej gwieździe. Ten młody, dał Lordom do myślenia. Teraz noce przestaną być tak przystępne.
-Co takiego zrobił?- zapytał eldar przypominając sobie chłopca, za którym prawdę powiedziawszy, średnio przepadał.
- Atakował i zabijał ich. Czegoś szukał, najprostszą z dróg. Aż w końcu doszło do niemałego zamieszania.
- To o tej burdzie wszyscy mówią? - zapytała Erena.
- O tej. Choć szło mu dzielnie nie dał rady wszystkim. Złapali go i przesiaduje w więzieniu. A przy najmniej nie na długo... Chcemy zaatakować więzienie. Z tego co słyszałem to nie był by już pierwszy raz. Więc może być ciężko. Ale poza nim siedzi tam kilku naszych.
-Kiedy planujecie zaatakować?
- Plany się skomplikowały. Jeżeli zaczniemy w pośpiechu to więcej stracimy niż zyskamy. Nie pozwolą na coś takiego, ale nie zamierzam was pilnować. Wpierw chcę zaopatrzenia, ludzi i osłabienia wroga. Pierwsze trzeba sprowadzić, drugie już jest w trakcie, a trzecie... Na nie też przyjdzie czas.
- Jeśli chcesz mogę się już jakimś zająć. - zagadnęła Erena
- Już cię lubię. - zaśmiała się Asila
- Jest ich trochę. Najbardziej słyszałem o trójce. Wladymir, chemik. Tyler Jacobson, hodowca bestii. Ortiz Kalar, mistyk, jeden z trzech. To powiedzmy taka najgorsza trójka. Ale nie zapominajmy o przybyszach. Maja Sisuwana, oddział zabójców, oraz parę mniej lub bardziej znaczących person.
- Innymi słowy, najbardziej obszerny punkt programu to właśnie osłabianie wroga. - zagadnął wchodzący do namiotu Eagelis.
- Gdyby istniał szybszy sposób...
- Może istnieje, ale będzie zapewne obusiecznym ostrzem. - przytaknął. - Kto na pierwszy ogień?
- Hodowca. Ale gdybyście mieli na oku jakieś sytuowane wampiry...
- Rozpuszczę swoją sieć. - przytaknął zamaskowany i opuścił namiot.
-W takim razie zajmę się zaopatrzeniem- orzekł eldar- potrzebne mi są informacje i transport.
- Zależy nam na zaopatrzeniu więc mogę ci powierzyć Mos-a. Będzie czekał pod miastem, gotowy do lotu. Lokalizacja to kopalnia klejnotów, na Południowy wschód od miasta jakiś dwa-trzy dni drogi lądowej. Lecąc powinno ci się udać w ciągu jednego dnia. Przy kopalni jest obóz wydobywczy. Tak jest większosc niewolników i tamtędy powinien przebić się nasz transport. To jedyna bezpośrednia droga z Rockviel do Sanderfall. Jaskinie i tunele rozciągają się pod całym górskim stopniem. Pełno tam różnego rodzaju istot i łatwo zabłądzić. Jako że transport miał się przebić prawdopodobnie musieli jechać tunelami.
- Tunele wydobywcze mają ustawione szyny dla wózków z minerałami. Zapewne idąc w zdłóż nich nie powinieneś się zgubić - dodała Aje - Ale trasy te nie prowadzą do Rockviel.
- Nasz oddział ma mapę i powinien dotrzeć bez problemu do tunelów, chyba ze nie przebili się przez którąś z jaskiń. Jeśli potrzebujesz kogoś do pomocy, rozejrzyj się po obozie.
-Odbiorę racje na podróż i wyruszę jak tylko skontaktuje się z obecnymi towarzyszami. Potrzebny nam jeszcze pilot. Jeszcze coś przy czym jestem potrzebny?
- Aje poleci z tobą. Leciał już tym statkiem. Jeśli znajdziesz czas i chęci, bo sprawa nie jest pilna ani szczególnie ważna, mamy szpiegów w mieście. Przez szpiegów mam na myśli z poza Sanderfall. Trzeba się z nimi skontaktować, wymiana informacji może być przydatna.
-Zajmę się tym po powrocie- skomentował krótko- skoro to wszystko, przygotuje się na drogę.
W tym momencie do namiotu weszła Jenny wraz z uszatą dziewczyną. Susanoo dreptał za nimi.
- Czyżbym znów miała się z tobą minąć? - rzuciła piosenkarka luźno zaraz zwracając się do mężczyzny, który zdawał się być przywódcą. - Jenny jestem. Chcę pomóc w odbijaniu więźniów. Wśród nich jest też… er... mój człowiek.
- Doprawdy. Diamone?
- Znajoma Antha.
- Jenny. Tylko Jenny? - zapytał spoglądając na nią poważnie.
Jenny odczuła jakby ten mężczyzna widział ją nago. Widząc wszystko czego nie powiedziała i o czym starała się nie mówić.
- Ych, no. Jakoś przydomek Scarlet Star nie bardzo mi już pasuje. Nieco pigmentu mi brakuje - zaśmiała się pocierając włosy. Nikt niestety w pokoju nie mógł mieć pojęcia o co jej chodzi. - Przestałam go używać jak zobaczyłam, że niewiele mi pomoże imię sceniczne...
Jenny odrobinę się zarumieniła czując te przeszywające spojrzenie na sobie. Było niepokojące i zawstydzające.
- Acha... - odparł beznamiętnie.
- Rozrabiaka to jej znajomy. - dodała mysio-ucha.
Wzrok młodzieńca spoczął na Susanoo. Rogacz nieznacznie się ukłonił. I to by było tyle z ich interakcji.
- Powiedz Jenny. Co masz do zaoferowania w sprawie więzienia? Co sama masz do zaoferowania? Rozumiesz że zależnie od odpowiedzi mogę cię traktować jako członka oddziału ratunkowego, przynętę, mięso armatnie lub wroga.
- Ja potrafię śpiewać. Jestem charyzmatyczna i lubię zwracać na siebie uwagę. Mogę zrobić niewinne zamieszanie aby odwrócić uwagę od czegoś na co strażnicy i inni nie powinni widzieć. Eeewentualnie. Mam dobry słuch i mogę nasłuchiwać czy ktoś nadchodzi. Do tego… to tego potrafię skakać. Gdybym się znalazła wewnątrz więzienia mogła bym przeskoczyć tutaj. Z kimś. Do tego znam kilka słów w smoczym, potrafię wywołać silna falę uderzeniową. Errr… normalnie jeszcze mogę przy pomocy muzyki zdziałać kilka rzeczy… ale przy obronie puszczy nieco przesadziłam i chwilowo nie mogę. Ale! Znam nieco sztuk walki wręcz jeśli do czegokolwiek się to przyda.
Jenny rozgadała się prezentując siebie jakby szukała pracy.
- Zapytał bym jeszcze o cel... ale raczej nie ma ku temu potrzeby. Posłuchaj, dziewczę. Twój cel będzie prosty. Twój kompan i wszyscy z jego piętra. - ruchem dłoni obrócił, zapisane dziwnymi znakami, papiery leżące na blacie.
Znajdowały się na nich także rysunki i szkice techniczne budynku. - Tu. Przedostatnie piętro, na górze. Piętro niżej mędrzec (Susano), piętrem wyżej i dachem zajmie się już ktoś inny. Zapewne to z nim przyjdzie ci uciekać. Nie skacz, przydasz się jako przynęta. Już ja się o to postaram by ściągnąć ci na głowę całe miasto. - Złowieszczy uśmiech - Raisheele, ty w przeciwną stronę, ku piwnicom. Weźmiesz Asilę. Fang, ty piętra na środku, rogacz ci pomoże. Reszta robi zamieszanie, zabezpiecza siły i robi za wsparcie. I najważniejsze. Akcję rozpoczynamy późnym południem. Kiedy czas sprzyja wampirom, wtedy są najmniej czujne.
- Ale wy będziecie mieć ograniczenie czasowe. Jeśli się wam nie uda... nie zdołacie się uratować. - zwróciła uwagę białowłosa, w całym tym wywodzie, postać Jenny jakby została zapomniana - Poza tym gdzie moje miejsce w tym planie?
- Twoje miejsce zacznie się wraz z zachodem słońca. Gdy my zrobimy swoje, wy będziecie mogli wyjść na żer. Sprawimy, że lordowie zapamiętają ten “poranek”. Powiedziałaś że polegniemy... ja nie widzę takiej opcji.
Spojrzał wymownie na Jenny, oczekując jej ruchu. Patrzyli na siebie przez dłuższą chwilę. Sahir jest od niej młodszy, może nie wiele, ale jest. Z kolei jego zachowanie, aparycja emanowały dorosłością, doświadczeniem i zdecydowaniem. Tak, z pewnością, jest on przywódcą. Może, nie wprost, ale pod pewnymi względami przypominał on trochę Lucila.
- Mój człowiek to chłopak o białych włosach i niebieskich oczach. Nazywa się Lucile. To on ostatnio posiekał kilka wampirów pod moją nieobecność tutaj… - Jenny skrzynia się na tę myśl. Mówiła jednak, że to jej człowiek więc zamierzała brać za niego odpowiedzialność.
Susano przyglądał się Jenny i choć nie dane było jej tego zobaczyć... czyżby się u uśmiechnął?
- Wiem o tym. Zdaje się, że może on wiedzieć coś więcej o wampirach, jak także stanowić znaczącą pomoc. I choć nie stanowi on, naszego głównego celu. Tak czy inaczej trzeba by go wydostać. - odparł
- Jeżeli ja zaopiekuję się drogą, Jenny zdoła uwolnić jego i pozostałych. - powiedział rogacz kładąc jej dłoń na ramieniu.
- To ważna akcja i wielki hazard. Więc chcę to usłyszeć od niej osobiście. - wskazał palce na Jenny.
Jenny uśmiechnęła się na jedną stronę. Jej oczy zalśniły błyskiem.
- Nie w takich akcjach brałam udział. Poza tym nie zostawiłam bym swojego człowieka na pastwę losu niezależnie od tego co zrobił. Obiema rękoma pisze się na tę akcję.
- Zuch dziewczyna. - mruknęła Asila
- W takim razie. Witaj w Opozycji Jeny. - ogłosił donoście Sahir.
Raisheele wystawiła dłoń na znak ugody, a może życzyła powodzenia. Jenny oczywiście ujęła ją i... stała się rzecz niesłychana. Przez dotknięcie przeszedł dreszcz. Jenny, momentalnie, zrobiło się gorąco i duszno. A plecy zajęły się żywym ogniem. Choć tylko w poetyckim brzmieniu. Dwa punkty na plecach Jenny stanowiły ogniska bólu i gorąca. Łopatka i kark.
Piosenkarka zakrzyknęła zwijając się z bólu. Odruchowo sięgnęła do okolic pleców. Oddech jej przyspieszył, a nogi ugięły się pod nią.
Rogacz przyklęknął przy Jenny odsłaniając kawałek jej pleców. W tym samym momencie jej włosy zaczęły się zmieniać. Poczynając od cebulek, aż po same końce zrobiły się brązowo-rude skręcając się lekko na końcach.
Na plecach wypalał się nowy znak.

Drugim ogniskiem bólu była pieczęć na karku. W głowie piosenkarki zapanował chaos, przez myśl przelatywały jej słowa, które aż chciało by się wykrzyczeć i wygarnąć nie jednej osobie, a które nie do końca pasowały do natury Jenny. Widocznie tym razem, nowa moc wnosiła ze sobą coś więcej.
Piosenkarka podniosła się z ziemi. Spojrzała na Susano z ukosa obdarzając go za chwilę krótkim uśmiechem. Zaraz jednak spojrzała na Raisheele ze ściągniętymi brwiami.
- Ej, co zrobiłaś? - zapytała ostro podpierając boki dłońmi. Z mimiki dało się wyczytać, że piosenkarka nie jest zadowolona. Pomimo tonu jednak nie była agresywna.
- T… Twoje… włosy? - zapytała wskazując na nie palcem.
- Nowa pieczęć. - oświadczył rogacz. - Hmm… Czy poprzednim razem nie było podobnie?
- Co moje włosy? O super, są rude! - Jenny wyrzuciła ręce do góry jakby to wcale nie była wielka sprawa. - Jak skacze są niebieskie. Teraz się kręcą… Anubis mówił, że coś zrobił z tymi pieczęciami! Co ja? Mam mieć całe plecy w tych bohomazach? Arrgh!
Jenny wyraźnie inaczej się zachowywała. Nawet inaczej intonowała zdania. Nie zauważała jednak tego.
- No i co teraz? Jest pieczęć, są zmienione włosy i co w związku z tym? Hej ty! Ktokolwiek mi daje te pieczęcie co niby ma się teraz zadziać? Że niby coś nowego potrafię? Hę?!
-Twoje pieczęcie mogą działać w podobny sposób jak moje runy- wtrącił się nagle Anthrilien, który od chwili stał w cieniu tylko przysłuchując się rozmowie- choć w Twym przypadku zdaje się być to dość akcydentalne. Kolejne wzory rozwijają Twe zdolności, ale jak widać na przykładzie zdaje się to dziać poza Twoją kontrolą, co notabene może może potencjalnie przynieść w przyszłości fatalne efekty…
- Może, może nie. Skąd mam wiedzieć? Przecież to nie tak, że prosiłam o to. Samo się stało! Anubis coś tam patrzył, ale widać niewiele to dało. Pft! No ale może ty spojrzysz skoro takie podobne? Może bym w końcu wiedziała jak nad tym zapanować? - w Jenny buzowało. Czułą nadchodzącą eksplozje i nie wiedziała co mogło by ją powstrzymać.
Nim jednak to się stało, susano:
- Zgadzam się z Anthrilenem. Cokolwiek dają te pieczęcie, ten przypadek, zdaje się być inny. Popatrz. - palcem dotknął karku Jenny. Choć słowo popatrz raczej nie tyczyło się jej samej. - Ten symbol na karku, zdaje się być uszkodzony. Macie czarny atrament? - zapytał z lekkim żartem
- Ani mi się waż! - warknęła Jenny machając rękoma przy karku. - Taki powinien być, a jakby zniknął zupełnie to w ogóle byłoby super!. Ugh… Nie mniej. Jak ja w ogóle mam się dostać do więzienia? I czym otworzyć zamki? Będzie tam jakiś debilny strażnik którego dam radę pokonać aby zabrać mu klucze? Śpiewać teraz nie mogę a wampiry są chyba silniejsze od ludzi nie?? - piosenkarka skierowała swoje słowa do szefa. Miała ściągnięte brwi i ostre spojrzenie.
- Hmm. Trzeba będzie zniszczyć zamki. Echoes, udaj się do Meteiiasa i zdobądź dla Jenny trochę bomb. - nakazał Sahir - Mogło uciec to mojej uwadze. Wkroczymy wszyscy do więzienia, ale nie pędźcie jak glupi. Pietra zostały wam przydzielone więc kierujcie się od razu na nie. Gdyby jednak, zdarzyło się tak, że będą starali się was zatrzymać, możecie spróbować przebić się przez strop. Tylko ostrożnie, nie chcemy by budynek się nam zawalił na głowę.
- To i instrukcję obsługi dorzućcie, abym Ja tego nie zrobiła. Szkoda by było naszego wysiłku abym wybuchła je sobie w twarz. - odpowiedziała sarkastycznie Jenny.
-Przed wykonaniem waszego planu sugerowałbym skontaktowanie się ze znajomym tu obecnej Jenny. Nie wiem gdzie teraz jest, ale miał zinfiltrować pałac Mortresa, może dostarczy jakichś przydatnych informacji. Tymczasem bywajcie, powinienem już wyruszyć.
- Ano pa - mruknęłą Jenny pod nosem czekając chwilę aż eldar wyjdzie. - No i poszedł. Ale ma racje skubany jeden. Sorena warto by było znaleźć. Poszukam go. Jak mam się tutaj wrócić? Na razie mnie tutaj prowadzono.
- Skok? - zasugerował Rogacz.
- Powiesz że sokoły mają subtelne cienie. - rzekła myszo-ucha. - Kto zrozumie, ten z podziemia i zabierze cię tutaj. W tunelach można się zgubić, dodatkowo są zabezpieczone przeciwko wampirom za pomocą mocy umysłu.
- Błędnik szaleje - wyjaśniła Aje.
- Sprytnie. To ja tu wrócę po te bomby, a teraz idę. Ktoś nas wyprowadzi?
Gdy Jenny została zaprowadzona na zewnątrz spojrzała na rogacza.
- Może zacznijmy od karczmy gdzie spotkaliśmy go za pierwszym razem. Nie wiem gdzie indziej mógłby się szlajać. Szkoda, że Anth tak lubi od nas uciekać. Jego umiejętności bardzo by pomogły. Chodźmy!
W drodze na miejsce Jenny zaczęła śpiewać jakąś marszową piosenkę pod nosem. Nadawała rytm pochodu jednocześnie mając ostre nuty. W pewnym momencie piosenkarka przestała śpiewać i zwróciła się do Susanoo.
- No to ten, kto cię stworzył? Bo mówiłeś, że jesteś bronią nie? Ja tam mam swoich rodziców a ciebie ktoś stworzył, wiesz kto to?
- Nie wiem, Jenny. Gdy się obudziłem byłem już taki. W około był las, a w duszy wiedza o istnieniu. Zastanawiałem się nad tym wiele razy, ale nie widziałem sensu swego stworzenia. - Powiedział pogodnie - Wtedy to, tak... właśnie wtedy spotkałem pierwszego mędrca. Wędrując po bezdrożach i lasach spotkałem Endena. Mędrca natury. Dowiedziałem się jak żyć w zgodzie z otaczającym mnie światem. Wciąż jednak nie wiedziałem celu swego życia, choć Enden był dla mnie wzorem. Choć nie określił bym go mianem rodzica. Mogło by to być dziwne. - rogacz przybrał dziwny grymas - Później poznałem Tantago. To on rzekł: “Nauczaj”. Od tamtej pory podążałem za tą ideą jako jeden z mędrców :Ja, Tantago, Enden, Hotoradama Hidachi [Hidaczi] oraz Aia.
Zrobił chwilową pauzę.
- Jacy byli, są twoi rodzice?
- Dość standardowi jak na mój świat. Dwójka osób nadzorujący mój właściwy rozwój. Niewyróżniający się pracownicy fabryk. Przeżyłam moment kiedy ich kochałam najbardziej na świecie, znienawidziłam i ostatecznie pogodziłam się z tym jacy są. Niestety rodzina nie jest mocnym aspektem mojego miasta. Za dużo propagandy, za mało uczuć. Trochę tam tego było, ale można powiedzieć, że wpasowywało się w standard tego jak powinna wyglądać rodzina. Mam też młodszego brata. Rzadki przypadek. To dzięki niemu dostrzegłam, że jednak rodzice się nieco starają nas wychować na cokolwiek więcej niż zwykłych robotników. Kiedy jednak zlazłam do podziemi walczyć z rządem straciłam z nimi kontakt. Niespecjalnie żałuję. Byli w porządku, ale nic ponad to. - Jenny wzruszyła ramionami pokazując, że faktycznie niespecjalnie się tym przejmuje.
- A ty mi powiedz. Mówiłeś, że nie starałeś się mieć nigdy na dłużej kogoś blisko siebie. Naprawdę nigdy wcześniej nie zdarzyło się aby zależało ci na czyimś towarzystwie?
- Ludzie przychodzili i odchodzili. Jedynie stały kontakt utrzymywałem z innymi mędrcami i kilkoma osobami typu kupcy, transport i informacje. Ale ta ostatnia grupa to raczej osoby bez których samotna podróż była by niemożliwa. Jedynie z mędrcami lubiłem przebywać. Tak... Ich otoczenie zawsze napawało mnie radością i spokojem. Tak. Może dlatego właśnie to z nimi spędziłem najwięcej czasu. Pozostali wędrowcy. Cóż... wiele lat minęło, pewnie już nie żyją. Chociaż czekaj! - chwilę się zastanowił gładząc się po rogu. Jakiś dziwny i wcześniej nie widziany u niego gest zastanowienia - Ciekawe co u Niej słychać, powinna wciąż żyć. - zamruczał po nosem, przekrzywiając głowę w głębokim namyśle - Faktycznie była jeszcze pewna drobna istotka którą polubiłem. Ale przez pewne zdarzenia, kolej rzeczy i z racji bytu, nie dane nam było podróżować. A spędziliśmy razem, bodajże, pół roku... może trochę więcej. Wracają jednak do sedna pytania. Samotność nigdy nie była dla mnie przeszkodą, a tęsknota - smutkiem. Jeśli chciałem kogoś spotkać po prostu wyruszałem na spotkanie.
- Rozumiem… to co? Chciałbyś się po tym wszystkim przejść do Tej osoby? Nie mam zielonego pojęcia o kim mówisz, ale z chęcią poznam osobę, która zwróciła twoją uwagę - zaproponowała Jenny.
- I tak będziemy zmierzać w tamte strony. Do Selvan. Ciekawe czy ją znajdziemy, w końcu minęło parę lat. - zamruczał - Na pewno rozpoznam ją, gdy się spotkamy.
- A podasz chociaż jej imię? Bo tak gadasz i nie wiem nawet jak określać ją - mruknęła Jenny.
- Nie pamiętam. - powiedział gładząc się po brodzie. - Nazywałem ją po prostu dziewczynką. Zdaje się że jej imie zaczynało się na “I” lub “N”. Z resztą… nie ma powodu by wytężać pamięć, skoro zamierzamy się z nią spotkać.
- Racja. To mamy umowę. Po tym tutaj odwiedzimy twoją znajomą. - Jenny zamachała palcem w powietrzu. - A teraz gdzie ten Soren?? Uch, żebym ja miała normalnie z nim jakiś kontakt no. Bez technologii tak badziewnie się szuka ludzi!
-Jenny?- usłyszała nagle głos po swojej prawej. Z bocznej uliczki wyszedł właśnie poszukiwany mężczyzna - szukałem was właśnie.
- No ja ciebie też - kobieta podparła rękoma boki. Wyglądała na poirytowaną. Jej włosy były pokręcone i rudobrązowe. - Gdzieś się szlajał?
-Mam złe wieści- podjął po chwili jak narazie ignorując humor dziewczyny- Dostatnie się do pałacu jest trudne. NIe znalazłem korytarzy prowadzących z podziemi w prost poza pałac. Jeśłi chcecie się do nich dostać, musielibyście kopać. Mają też dobrą ochronę, ciężko pozostać nie wykrytym, a i strażnicy są czujni.
- O no zajebiście. Nic nie może być zbyt łatwe - piosenkarka wyrzuciła ręce do góry w frustracji. - Ej ale tak w ogóle to co cię porąbało aby rozmawiać o tym na środku ulicy?! Chodź zanim mi dalej będziesz gadał!
Jenny zaciągnęła Susanoo i Wampira do znanej im Karczmy z ludźmi z ruchu oporu.
<zmiana lokalizacji: karczma>
- Teraz możesz mówić dalej.
-Udało mi się zdobyć nieco informacji i nie wygląda to najlepiej. Wampiry zdają się wiedzieć o waszym planie ataku na więzienie. Zakładam że możecie trafić w pułapkę.
- Duh! Trzeba będzie to przekazać. Szczęściem mamy czas.
-To nie wszystko. Spotkałem Twoich starych znajomych. Zakładam że imie Dawid coś ci powie. Szukają Cie i wcale nie mają pokojowych zamiarów.
Jenny, która do tej pory wyglądała na zniechęconą i niezadowoloną pobladła (nawet bardziej niż zwykle). Oczy jej się rozszerzyły. Przypadek? Ale jak niby? To musiał być on, nie nikt inny. Kompletnie nie wiedziała co ma zrobić. Powinna powiedzieć o tym ruchowi oporu. Z drugiej strony miałby wycofać się z misji? Nie było dobrze. Piosenkarka nie odpowiedziała Sorenowi wyraźnie pogrążona w swoich myślach. Przerażonych myślach.
-Wszystko w porządku?- zapytał mężczyzna, bardziej z ciekawości niż z troski- Domyślam się że faktycznie jest Ci on znany.
Jak dziewczyna bladła zarówno jej włosy wyblakły, a umysł zalała panika.
- To… mój były. Khm. P-pracuje dla rządu. T-to przez niego w sumie wylądowałam w międzyświecie. Nieee jest dobrze. Technologia niespecjalnie idzie w parze z magią… i-i tym podobnym… no i mają silną broń, czujniki, systemy do wykrywania i-i w ogóle dużo niedobrych dla nas rzeczy…!
-Faktycznie brzmi źle. Wasi znajomi z podziemia raczej powinni się o tym dowiedzieć. Mogłabyś mniej więcej sprecyzować czym dysponują ludzie z Twojego świata? Zwykła broń palna czy jakieś bardziej rozwinięte wersje? Mógłbym pomóc rozwiązać ten problem.
- Mają broń energetyczną, pulsacyjną, dźwiękową. Cholera nie wiem. Możliwości jest wiele, a ja nie znam wszystkich dostępnych broni. To mimo wszystko rządowe jednostki. Trzymają swoje tajemnice dla siebie. Ale masz rację, trzeba poinformować ruch oporu. Chodź, zaprowadzę cię.
Jenny poderwała się z siedziska. Zdenerwowana cała chodziła, nakręcając się jeszcze bardziej.
-Mógłbym spróbować złapać jednego z nich i wyciągnąć nieco informacji- kontynuował wampir podążając za dziewczyną- może dowiemy się gdzie mają bazy w tym świecie, albo chociaż ilu ich jest.
- Eee… nie wiem czy dałbyś radę - Jenny powiedziała wolno. - Jeśli są tutaj to zapewne sami profesjonaliści więc… to nie jest robota dla człowieka bez przynajmniej ich technologii. Wolałabym aby nic ci się nie stało mimo… mimo twojej profesji.
Jenny nie ukrywała, że bycie mordercą nie przemawia do niej.
-Nie myślałem o bezpośrednim starciu, raczej o porwaniu lub czymś w tym stylu. Udało mi się dostać do pałacu, myślę że byłbym w stanie zakraść się do jednego z nich i zabrać w ustronne miejsce. Wspominałaś coś o czujnikach, którymi mogą dysponować, to może utrudnić sprawę, ale raczej nie powinno nie być czymś niemożliwym do obejścia.
- Mogę wymyślić kilka, które ciężko ominąć. Jak chociażby czujnik ruchu. Podczerwień pokazująca obszary ciepła, sensory dźwiękowe… no nie wiem. Dużo tego…
-Hmm.. rozumiem, to może trochę namieszać, ale wydaje mi się że warto spróbować.
- Będziesz mógł opowiedzieć o tym na miejscu… a teraz chodź - Jenny zaczęła szukać w tłumie kogoś z ruchu oporu, jakiejkolwiek znajomej twarzy. Gdy w końcu znalazła go powiedziałą, że sokoły mają subtelne cienie mając nadzieję, że nie robi z siebie totalnej idiotki. Człowiek powinien ich zaprowadzić do szefa poprzez kręte korytarze.
Po krótkiej chwili byli już w drodze do kryjówki ruchu oporu... no nie tak krótkiej. O dziwo pierwszym który zwrócił uwagę na pewien problem był Susano.
- Kręcimy się w koło.
- To znaczy? - zapytał członek ruchu oporu.
- Porównując ślad naszej obecności w przestrzeni , kręcimy się w koło. Mniej więcej jest to już 5 okrążenie i prawie za każdym razem skręcamy w prawo...
- Jeżeli pamięć mnie nie myli, prawo, prawo, lewo.... - zaczął wyliczać - ... i na drugim skrzyżowaniu w lewo.
- Hmm... Mówię co widzę i czuję. - dodał wzruszając ramionami
- Czyżby jakiś wampir zapuścił się do kanałów? Zaczekajcie tutaj, pójdę do kryjówki i to sprawdzę.
Jenny odczekała chwilę aż człowiek zniknie.
- Myślicie że ktoś nas śledził? Nie chciałabym, aby przeze mnie ruch oporu został zagrożony… - piosenkarka spojrzała nerwowo na Sorena i Susanoo.
- Nie czułem i nie czuje innej obecności w naszym otoczeniu. - Odparł rogacz. - Ale z tego co mówił przywódca ruchu oporu, nie mam wątpliwości że to sprawka (skutek obecności) wampira. - rzekł spokojnie.
Kątem oka zerknął na Sorena, niestety Jenny nie dane było tego dojrzeć.
-Nie każda istotę da się wykryć, tak samo jak nie wszystkie zabezpieczenia, bo domyślam się że tu takowe są, są bezbłędne-odparl Soren nie dając niczego po sobie poznać, choć wiedział w jakiej sytuacji się znajduje - szansa że jest tu ktoś kogo nie możesz wyczuć jest równie duża jak możliwość awarii ich systemu.
- Jak dotąd magia zdawała się nie być czymś co daje się oszukać jak technologia. Może… Susano wyczuwa żywe istoty, może jak się przysłucham to go usłyszę - Jenny przymknęła oczy aby zrobić co powiedziała. Wsłuchała się w przestrzeń dookoła nich. Dosłyszała jeszcze niknące daleko kroki ich przewodnika, ale nic poza ich oddechami… a w zasadzie nie ich, a jej własnym. Tak samo słyszała tylko swoje serce, co nie zgadzało jej sie kompletnie. Wiedziała, że Su nie jest per se żywą osobą, ale powinno być jeszcze jedno bicie serca.
- Soren… dlaczego nie słyszę bicia twojego serca? - piosenkarka spojrzała nieco spłoszona na mężczyznę.
-I?- zapytał przymrużając oczy?
- Khm… ty… nie jesteś czlowiekiem? - Jenny zapytała z wolna.
Mogło być to tylko złudzenie, ale już marne światło w korytarzu zdawało się jeszcze przygasnąć.
-Hmmmm...średnio mam ochotę to dalej ciągnąć. Nie, nie mogę nazwać się człowiekiem- odpowiedział i uśmiechnął się, pierwszy raz w towarzystwie odsłaniając zęby, które przypominały paszczę rekina.

Piosenkarka otworzyła szerzej oczy widząc uśmiech. Choć nie grzeszyła najbystrzejszym umysłem na świecie nie mogła nie połączyć bardzo jasnych faktów. Magia korytarzy zadziałała, zęby i bycie mordercą jakoś w końcu dotarło do Jenny.
- Jesteś wampirem! - powiedziała niemal natychmiast cofając się pod ścianę jakby to miało coś dać. Gardło ścisnęło jej się, a serce niemal stanęło.
-W zasadzie tak, nawet jeśli wbrew swojej woli- odparł swobodnym tonem i wzruszył ramionami- Ale nie musisz się martwić o ruch oporu, nie trzymam z wampirami z tego świata, z tymi ze swojego z resztą również się nie dogaduje. Tak po prawdzie nie przepadam za innymi przedstawicielami mojego gatunku.
Jenny nie wyglądała na przekonana ani trochę. Stała wciskając się w ścianę. Bała się ruszyć. W zasadzie mogła skoczyć, ale nie zostawiłaby Susanoo pomimo strachu. Uciec w głąb korytarzy tez było bez sensu. Jeszcze by się zgubiła.
- D-dlaczego nic nie powiedz-działeś? - wypaliła w końcu.
-Ponieważ spodziewałem się podobnej reakcji. Nie jesteś ani pierwszą ani zapewne ostatnią osobą, która reaguje w ten sposób- stwierdził po prostu.
- Pijasz krew? - kolejne pytanie padło z ust Jenny jeszcze gorsze od poprzedniego.
Wampir westchnął zauważalnie i spojrzał na dziewczynę swoimi dziwnymi czerwonymi oczami.
-Jenny, jestem czym jestem, poza tą dziwną rośliną którą mają tutejsi, nie za bardzo mam wybór- odparł starając się załagodzić sytuację- o siebie się nie martw. Z reguły nie piję ludzi których lubię.
Twarz Jenny przyozdobił krzywy uśmiech a z jej ust wyrwał się krótki nerwowy śmiech.
- Aha - pokiwała głową - aaaha.. no to fajnie… super. Cieszę się i w ogóle… Ugh
Jenny osunęła się o ścianę kucając. Nie patrzyła już na wampira, szukała w podłodze czegoś co jej pomoże. Pech bo podłoga była gadka.
- A-ale zabijasz t-tak? Czy-czy… może. Nie no mówiłeś, że zabijasz… - Jenny ostatecznie podkurczyła nogi obejmując je rękoma. Milczała przed dłuższą chwilę.
- To… ty. Ty zabiłeś tamtą parkę w Lofar?
Przez dłuższą chwilę nie było żadnej odpowiedzi. Castel nie był pewien co powiedzieć.
-Tak- mruknął w końcu- nie jadłem wtedy od ponad trzech miesięcy.
Tym razem Jenny milczała dłuższą chwilę. Podniosła nieco głowę chcąc coś powiedzieć, ale bezdźwięcznie coś zaczęło się zmieniać. Reakcja Susano który dobył broni, a wciąż nie odzyskał jeszcze pełni sił była złowróżbna.
Ściany korytarzy zaczynały pokrywać się czarny symbolami. Jakby ruchomymi napisami.Czarne niczym namalowane atramentem znaki, jak węże pełzły po ścianach w stronę grupy.
- Ktoś się zbliża - zakomunikował Susano.
Na szczęście nie było to zaskakujące oświadczenie. Jenny słyszała już zbliżające się kroki, nim ktokolwiek zdołał by je usłyszeć a Soren wyczuł dwie żywe istoty.
Castel położył dłoń na rękojeści miecza czekając w bezruchu.
Jenny podniosła się czując, że sytuacja zaraz może się diametralnie zmienić. Miała zaciśnięte usta i rozterkę wyraźnie wypisana na twarzy. Spojrzała w korytarz z którego dochodziły kroki, a potem na Sorena.
- Zaufam ci - powiedziała w końcu w nieco obronnym geście wyciągając do niego rękę. Stanęła tak aby odgraniczać sobą Sorena od idących osób. Wampir uśmiechnął się tylko niemal niezauważalnie i postanowił poczekać, ciekaw dalszego rozwoju zdarzeń.
Z mroku, w blasku pozostawionej przez przewodnika pochodni, wyłonił się młodzieniec o białych włosach - Sahir oraz
- H-hej - pierwsza odezwała się Jenny stojąc bokiem do nadchodzących mężczyzn. Obie ręce miała uniesione jakby chciała powstrzymać obie strony przed atakiem. Jasnym było, że nie była w stanie. Mimo to starała się, choć drżały jej nogi, a serce łomotało jak szalone.
- Hej. - Odparł ironicznicznie młodzieniec - I? To wszystko co macie do powiedzenia? - Zapytał przystając opartym o ścianę.
Jego dłonie były czarne. Nie. Jego ręce pokryte były falującymi runami które niczym czarne wstążki spadały na posadzkę korytarza i rozpełzały się po ścianach.
Mag stojący obok niego wciąż był w pozycji bojowej, ale najwidoczniej bez jasnego rozkazu nie zamierzał atakować.
-Nie, to nie wszystko- wtrącił się Soren wymijając dziewczynę- zachowajmy jednak choć pozory etykiety. Nazywam się Soren, miło Cię poznać Sahirze i ciebie…?- dodał zwracając się do nieznanego z wchłoniętych wspomnień maga.
Jenny sapnęła. Soren wyszedł do przodu wybijając ją z rytmu całej sytuacji. Nie żeby w ogóle miała nad nią jakąś kontrolę. Chciała powstrzymać wampira, ale nie odważyła się go dotknąć jak ją mijał.
- J-ja nie wiedziałam - jęknęła próbując opanować swój głos. - A-ale znam go… trochę. On też jest przybyszem… nie działa z-z wampirami stąd.
- O! Jestem już tak znany w wampirycznych kręgach. No no.
- Pozazdrościć. - mruknął mag - Salamen, się zowię. Salamen, “Brzask Poranka”. - Odparł grzecznie.
- Wiedzieliście, nie wiedzieliście. - machał dłonią - Fakt jest jeden, wampir jest wśród was. I to w tunelach prowadzących do naszej ostoji. Coś trzeba z tym zrobić. Propozycje? Mędrcze?
- Nie rasa czyni osobę, to osoba daje świadectwo o sobie samej. - odparł rozluźniając pozycję.
- A miałeś odczynienia z krasnoludami? - zapytał z uśmiechem.
- Oni to oni. Każdy wyjątek potwierdza regułę.
- Prawda. Więc?
-Jestem po waszej stronie- odpowiedział Castell spokojnym tonem- i tak się składa, że zdobyłem przez noc kilka informacji które mogą uratować życie waszych ludzi.
Jenny energicznie pokiwała głową.
- Wybacz gościnę, ale zmuszony jestem cię wysłuchać tutaj. Chyba, że usilnie chcesz się dostać do środka?
- Bez różnicy. Wczorajszego dnia udało mi sie dostać do pałacu Mortresa. Znalazłem kilka tuneli prowadzących do podziemia, ale jeśli wasi ludzi mieliby dostać się do środka nie obyło by się bez kopania. Następnym utrudnieniem jest jakieś dziwne pole, które wykrywa przechodzących intruzów i umożliwia odnalezienie ich po biciu serca. Kolejną sprawą jest wasz plan ataku na więzienie. Oni o tym wiedzą. Spodziewam się pułapki.
- Wykrywają bicie serca powiadasz. - Sahir spojrzał na maga. Wymieniali się spojrzeniami, jakby się nad czymś zastanawiając.
- Znalazłeś może plantację winorośli? - zapytał mag.
-Mowa o tym czymś co piją? Nie, nie wydaje mi się, ale mogę się za tym rozejrzeć w przyszłości.
- Hmm.
- A pułapka jak rozumiem wliczona w ryzyko. Nie chciał bym byście posyłali Jenny prosto na wroga. - oświadczył rogacz.
- Spodziewaliśmy się oporu, ale jeśli o tym wiedzą i coś szykują... po prostu musimy zmienić odrobinę rozkład sił. Nie zmieni to jednak waszego przydziału.
- A co z... - mag wskazał skinieniem głowy na Sorena
- Ach tak. Mógł bym powiedzieć że jestem wdzięczny za pomoc i cię tu zgładzić. - Uśmiechnął się złowrogo - Ale nie widzę sensu w robieniu rabanu. Twoje informacje są cenne, ale nie na tyle bym mógł pozwolić ci wejść do naszej ostoji. Uznajmy, że są wystarczające bym mógł puścić cię wolno.
Na ścianach pojawił się błękitne linie biegnące w głąb korytarza.
- Idąc tędy traficie do wyjścia. - Oznajmił. - Powiem to ponownie. Wampiry nie mają wstępu do naszej kryjówki. Przeszłość nam świadkiem, poprzednich błędów. Jednak, jeśli chcesz się przyczynić do naszej sprawy, w razie kontaktu, ktoś zawsze stacjonuje w karczmie wampirów. W każdym razie będziemy mieć cię na oku. I was też. - odwrócił się do Jenny i Susanoo. - Potraktujcie to jako ostrzeżenie.
-Oni nie mają z tym wiele wspólnego- wtrącił się wampir- dowiedzieli się o wszystkim na chwilę przed waszym przybyciem. Wasza kryjówka mało mnie interesuje, ale chętnie uprzykrzę życie tutejszej miernocie, która śmie nazywać siebie wampirami.
Słysząc ostatni komentarz Sorena Jenny zacisnęła usta w kreskę. Zaraz się jednak opamiętała.
- W porządku Sorenie. Nie przeszkadza nam to. Będę patrzeć kogo staram się zaprowadzić do waszej kryjówki.
Piosenkarka potrafiła zrozumieć przywódcę ruchu oporu. Cieszyła się też, że nie skończyło się walką.
- Dajcie nam znać jak zmieniliście plan. Nie wycofuje się.
- Nawet nie brałem takiej możliwości pod uwagę. Atakujemy pojutrze, wieczorem. Gdy będzie czas ktoś po was przybędzie. A tym czasem, laruya! [Do zobaczenia!].
 
Asderuki jest offline  
Stary 01-09-2016, 19:14   #45
 
Asderuki's Avatar
 
Reputacja: 1 Asderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputację
Na powrót w karczmie


Jenny siedziała naprzeciwko Sorena w tej samej karczmie w której rozmawiali na początku. Kilkukrotnie starła się zacząć rozmowę, ale nie umiała odnaleźć odpowiedniego sposobu. Czuła niezręczną cisze przy stoliku. Susanoo jak zwykle niczym się nie przejmował i popijał zamówiony przez Jenny napój. W końcu podniosła głowę i spojrzała na wampira.
- Powiedziałeś, że stało się to wbrew twej woli. Co się sało?
Wampir uniósł brew, najwyraźniej zaskoczony pamięcią Jenny.
- Długa historia. O tyle ironiczna iż do tego wszystkiego doprowadziło niesłuszne posądzenie o wampiryzm… A teraz jestem czym jestem. Jak to zwykł mówić mój dawny znajomy, “życie to komedia napisana przez sadystę”.
- Być może… mamy chyba jednak nieco czasu. Jesli oczywiście chcesz opowiedzieć co się dokładnie stało.
Soren zamilkł na chwilę nie wiedząc co począć. Nigdy nikt go o to nie prosił. Z drugiej strony opowieść nie mogła mu zaszkodzić, a dziewczyna już wyjawiła mu część swojej przeszłości. Postanowił się zrewanżować.
- Jeśli chcesz..-zaczął trochę niepewnie-..czemu nie, może się nie zanudzisz. W moim świecie był okres gdy po wielu krajach przetoczyła się fala polowania na wampiry i czarownice. W zasadzie do tej pory nie wiem czemu, ale zostałem posądzony o wampiryzm. Wtedy nie miałem nic wspólnego z tym całym burdelem, byłem zwykłym podrostkiem. Jakiś chłop podobno widział mnie w nocy jak zmieniam się w “nietopyrza”- powiedział udając głos wsponianego mężczyzny- a potem poszło już z górki. Dopadła mnie Inkwizycja, co uwierz mi nigdy nie kończy się dobrze, nawet dla członków rodziny królewskiej. Po hmmm…..przesłuchaniu skończyłem w celi z jakimś podejrzanym typkiem, a następnego dnia miałem spłonąć ku chwale boskiej. W nocy doszło do dość niefortunnego rozwoju wypadków, a nad ranem obudziłem się już będąc mniej więcej tym czym jestem teraz…. Od cała historia.
Skończył i usiadł wygodniej obserwując twarz dziewczyny. Dziwnie było mu zwierzać się Jenny, ale poczuł się jakby nieco lepiej.
Dziewczyna wyglądała już bardziej na zmartwiona niż przerażoną.
- Ten… podejrzany typek w celi był wampirem? - zapytała z cicha.
- Ee..nie..- bąknął Castell odziwo zdając się być nieco speszony- raczej mężczyzną o niecodziennych upodobaniach..
- Znaczy? - dziewczyna przekrzywiła głowę starając się zrozumieć co może mieć na myśli Soren.
- Znaczy-zaczął nachylając się i ściszając głos, choć na to wspomnienie odżyła w nim złość- gwałciciel, homoseksualista czy jak inaczej go tam można określić psia jego mać. Myślał że uda mu się wykorzystać na wpół żywego, po “spowiedzi” u inkwizytorów, chłopaka zanim ten trafi na stos. Przeliczył się stary k**as.
Jenny zasłoniła usta dłońmi wstrząśnięta wyznaniem Sorena. Zaraz sięgnęła po jego dłoń w końcu nie patrząc na niego jak na potwora a ofiarę. Dłoń okazała się być całkiem zina w dotyku.
- Przepraszam… nie wiedziałam, że coś takiego cię spotkało… To straszne. - w głowie Jenny inkwizycja już została zaszufladkowana do intytucji podobnych do rządu.
- Nic się nie dzieje, to przeszłość, a i do niczego ostatecznie nie doszło- odpowiedział uspokajając się równocześnie- gorsze rzeczy się zdarzają na świecie.. światach.
- Ale i tak Inkwizycja cię skrzywdziła bez powodu… tylko ciągle ne rozumiem jak to się stało, że się zmieniłeś. Skoro… nie ten człowiek w celi, to jak?
- W pewnym sensie można powiedzieć że on. Otóż zabiłem go broniąc się, przyznaję że trochę mnie wtedy poniosło. Całość pamiętam trochę jak przez mgłę, gdy tak stałem w kałuży jego krwi usłyszałem coś. Dziwny głos. Nie pamiętam reszty, ale obudziłem się rano już poza celą, cały we krwi, ale cudownie ozdrowiony.
Przez moment Jenny starała się zrozumieć do końca, ale w końcu się poddała. Nieco rozumiała jak działają pewne sprawy w międzyświecie, ale nie wszystkie.
- Rozumiem… - postarała się zabrzmieć przekonywująco. - A co było potem? Kiedy trafiłeś do międzyświatu?
Wampir uśmiechnął się po staremu, unosząc tylko kąciki ust.
- Potem był długi okres przyzwyczajania się do nowej formy, no i diety. Z ty drugim było trochę gorzej. Ale proponuję chwilę przerwy w mojej historii, nie lubię tyle gadać. Proponuję wymianę informacji droga Jenny, może Ty coś opowiesz?
- Nie ma sprawy. A coś konkretnego chcesz usłyszeć? - zapytała.
- Hmm..Wspominałaś mnie kiedyś czemu gonią Cię ci ludzie w garniturach. Ale poprzednim razem nie przerazili cię w takim stopniu jak teraz. Kim jest ten Dawid, na dźwięk którego imienia widzę panikę w Twoich oczach?
Tym razem Jenny zrobiła zmieszana minę.
- Davida poznałam jak dołączyłam do swojego “ruchu oporu”. Był tam dość ważną osobą. Jednym w prowodyrów całego ruchu. Zwaliśmy siebie podziemiem, choć nasze miasta lewitowały wysoko ponad niebezpieczną powierzchnią. David był naprawdę inteligentnym i sprytnym człowiekiem. Uczył nas jak naprawdę zadać ciosy rządowi i nie być tylko rozwrzeszczana gówniażerią… no i w pewnym momencie zaczęliśmy też dzielić między sobą nie tylko idee… - piosenkarka zaczerwieniła się lekko wspominając przyjemne chwilę.
- Wszystko się jednak musiało skończyć. Federalni mieli wiele sposobów aby nas osłabić, pokonać. Czasem nam coś nie wyszło, czasem nie wyszło bardziej. To bardziej było kiedy i mnie i jego przeją rząd. Niewiele pamiętam z tamtych czasów. W którymś momencie jednak moi dawni towarzysze musieli mi uszkodzić elekto-tatuaż kontrolujący moje zachowanie…
Jenny wzdrygnęła się przypominając sobie pobudkę. Bez ubrań, bez niczego w jakiejś zasyfionej uliczce z ciałem wymazanym w oszczerstwach.
- To nie była najciekawsza pobudka w moim życiu, a lubiłam nadużywać alkocholu… Rodzice pomogli mi wtedy… wyobraź sobie, że przez pewien czas nawet miałam nadzieję, że rząd wciąż myśli iż jestem pod ich kontrolą, że mogę przemycać swoje wartości jako piosenkarka. Gówno prawda. Opowiadałam ci o tym, jak się naraziłam. To wtedy dowiedziałam się, że David skończył inaczej niż ja. Został odmieniony całkowicie. Stał sie idealnym narzędziem dla rządu, bez uczuć, bez litości… postanowili rozprawić się ze mną… i przez peluneum trafiłam tutaj. On… dopadnie mnie skoro mnie szuka. Skoro trafił za mną aż tutaj. Skoro nawet jest w tym samym mieście. Pewnie gdyby nie to, że mój wygląd się zmienił pewnie nie rozmawialibyśmy już.
- Hmmm. Czy w jego przypadku ta zmiana też jest efektem działania elektro-tatuażu czy może raczej już prania mózgu?
- Nie wiem. Nie miałam z nim kontaktu przez ten cały czas. Nie mam pojęcia co mu zrobili - Jenny pokręciła głową. - Wiem tylko, że osoby potrafiące korzystać z peluneum są wykorzystywane przez rząd aby kontrolować ludzi. Jednak muszą być one jakoś tam świadome bo inaczej nie dają rady używać mocy kamienia… o ile wiem David nie umiał tego robić więc… możliwe że było to i pranie mózgu.
Jenny posmutniała. Nie myślała o tym do tej pory, ale teraz sądziła, że nie uda jej się odczynić tego co zrobili Davidowi.
- Może gdyby go złapać, ktoś z tego świata byłby w stanie mu pomóc? Pośród tej bandy musi być ktoś kto zna się na tych sprawach.
- M-może… ale nie liczę na to aby ktoś dał radę go złapać… Nawet ty - dziewczyna odchrząknęła - Jeśli ma przy sobie rządowych żołnierzy to nie da rady. On sam tez potrafi wiele.
- Też co nieco umiem- odparł czując się nieco urażony- a gdy kiedyś dojdzie do starcia, warto mieć jakiś z góry założony plan.
- Uch! - Jenny złapała się za głowę. - Walczyłam przeciw rodzinie i zrobiłam śpiewem roślinnego smoka,a boję się zrobić cokolwiek przeciw rządowi! Co jest ze mną nie tak?
- Może strach Cię blokuje? Nie wiem nie jestem psychologiem- położył dziewczynie dłoń na głowie i poczochrał tak jak wiele dni temu- ale w razie co postaram Ci się pomóc, no i mamy jeszcze tego długouchego, może on też się na coś przyda.
- Hm… może… wydaje się raczej podążać za własnymi problemami. Jakoś nie widzą powodu aby zadręczać go tym. Z resztą teraz go nie ma w mieście jeśli dobrze zrozumiałam. Nie wydaje mi się z resztą aby był podczas akcji kiedy najbardziej jesteśmy… jestem narażona na pojawienie się rządowych.
- Bez niego też sobie poradzimy. Pewnie zabrzmi to źle z moich ust, ale mimo technologii to wciąż tylko ludzie.
Piosenkarka spojrzała na Sorena niepewnie.
- Pewnie masz racje… Ale głupio by było ich ie docenić a potem tego żałować… więc hm… bądź ostrożny?
- Widziałaś już jak walczę, nie tak łatwo się mnie pozbyć. No ale niech będzie, postaram się uważać.
Jenny kiwnęła głową. Wciąż ją jednak coś męczyło.
- Tak po prawdzie to bardziej się boję, że David będzie miał coś dzięki czemu będzie mógł mnie przyprowadzić do porządku.
- Masz na myśli jakiś mechanizm kontrolujący?
- Tak - dziewczyna kiwnęła głowa.
-Moglibyśmy spróbować ich przechytrzyć. Sprawić żeby zaatakowali Twojego sobowtóra..
- Ale… ja nie mam sobowtóra - odpowiedziała zdezorientowana Jen.
Dziewczyna dosłownie mrugnęła, a gdy znów spojrzała na Sorena zobaczyła samą siebie.
-Ale możesz mieć- odpowiedział jej własny głos- jak wspominałem, co nieco umiem.
Jenny siedziała przez chwilę z rozdziawioną gębą patrząc zgłupiała.
- Coooo - wydukała tylko - ależ ja fatalnie wyglądam...
-Nie jest źle- zaprzeczył Castell bawiąc się kosmykiem białych włosów- myślę że wyglądam wystarczająco autentycznie żeby Twoi znajomi nas pomylili.
- To na pewno - odparła w końcu Jenny nie mogąc się nadziwić widokowi. Chociaż Soren zaprzeczył piosenkarka była przyzwyczajona aby dbać o swój wizerunek. Jej charakterystyczny wygląd z czerwonymi włosami i granatowym płaszczem został zastąpiony przez nijaką zielona sukienkę i nierówno obcięte platynowe włosy. Było nad czym popracować, ale nie w głowie był do tej pory takie myśli. Jak nieco się uspokoi, to zajmie się tym.
- Będę ci wdzięczna za pomoc. W razie czego jestem gotowa ciebie wspomóc.
Wampir skinął głową
- Jeśli chcesz mogę zastąpić Ciebie w momencie ataku, mogę wyglądać jak Ty w momencie gdy trafiłaś do tego świata. Ty trzymałabyś sie nieco z tyłu. Może nawet udałoby nam się złapać tego Dawida. Oczywiście za Twoją zgoda.
Jenny się zamyśliła. Propozycja wampira była kusząca.
- Można spróbować… ale bez zastępowania mnie. Mam jeszcze te białe szaty na pustynię, więc powinny zasłonić moją twarz, ty wtedy będziesz faktycznie gdzieś z tyłu. Wyglądający jak ja na początku. Może dadzą się na to nabrać… Tyko jak już złapiesz Davida to upewnij się, że nie ma żadnych urządzeń przy sobie - piosenkarka czuła że ryzykują z tym planem.
- Moim priorytetem jest jednak mimo wszystko Lucile. Jeśli miałbyś wpaść w kłopoty to porzuć ten plan. Nie wiem ucieknij. David na pewno nie odpuści odnalezienia mnie.
- Skoro już o tym mowa. - wytracił się rogacz odstawiając pustą szklankę. - Mam wątpliwości czy Lucil pójdzie z nami od tak. To znaczy. Nie mam wątpliwości że chce się wydostać, ale... Powiedz Jenny jak wiele o nim wiesz. Jak bardzo jest ci towarzyszem? - zapytał jakby jego to niedotyczyło. Nie, słowa Susano zawsze były wypowiadane jako nauka lub wiedza przekazywana przez mentora. Jeżeli mówił w taki sposób, to zwykle chodziło mu o to by Jenny sama potrafiła na to odpowiedzieć. Potrafiła odnaleźć się w świecie.
- Wiem, że go nie znam. Sam chciał się jednak do mnie przyłączyć… - Jenny zrobiła dziwna minę - w razie czego postaram się go przekonać iż naprawdę jestem po jego stronie. Wolałabym nie wystawiać ruchu oporu na wiatr po tym co się stało, ale w razie czego jestem gotowa dać się wciagnąć w kłopoty Lucila… i tak już mam ich dużo. No chyba że uznam iż naprawdę trzeba zwiewać i skoczę wraz z nim.
Jenny westchnęła. Zaufała wampirowi to czemu ma nie zaufać temu chłopakowi? Cholera przecież zawsze może znaleźć wyjście z takiej opresji. Improwizacja przedewszystkim.
- Co wy na to? Czy wolicie zagrać bezpiecznie?
- Kłopotów z nim związanych może być dość sporo. Zeszłej nocy dowiedziałem się że sam Lord Mortres miałby wykonać egzekucję, oraz poznać sekrety tego chłopca. Może to oznaczać że wasz znajomy posiada cenne lub poufne informacje, a Wampirzy Lord najwyraźniej nie chce by ktokolwiek poza nim się o nich dowiedział.
- Tym bardziej musimy go wyciągnąć i przekonać, że faktycznie jesteśmy po jego stronie - powiedziała ostatecznie Jenny.
Susanoo przytaknął z aprobatą.
- Sahri dobrze zrobił, że to ciebie oddelegował do ratowania jego. Tobie może uda się go przekonać, a ja postaram się kupić ci czas.
- W tym czasie Soren odwróci uwagę, łowców z mojego świata. Brzmi jak plan, który nawet może zadziałać - Jenny się wyszczerzyła widocznie zadowolona z ich pomyślunku.
-Brzmi całkiem nieźle- skomentował wampir- Dawno nie współpracowaliśmy, a Susanoo prawie nie znam, więc pozwólcie że zapytam żebym wiedział na czym stoję. Jak wgląda wasza sytuacja jeśli chodzi o zdolności bojowe?
- Errr… no w zasadzie… chwilowo jest słabo. Ale mam nadzieję, że chociaż Suu do akcji wydobrzeje. Regeneruje się po ostatniej bitwie. Z reszta ja też - Jenny chrząknęła. - Jeśli jednak wszystko wróci do normy to dalej gram podobne melodie. Jakoś tak wyszło, że bardziej poświęciłam czas na wzmocnienie ciała. Trochę lepiej walczę wręcz.
- Moja siła fizyczna i kontrola energii są już na przyzwoitym poziomie. Jeszcze mam problem z zasięgiem wykrywania i rozpoznawania istot. Także dystrybucja energii jest wciąż tłumiona. Ale i tak mówię tu o wartościach znacznie przekraczających wasze. Poza tym odrobinę zastałe mięśnie i ich trwałość. Odbudowa całego organizmu do pełni funkcjonalności zawsze jest taka... niewygodna. - zrobił grymas niezadowolenia, który niczym nie różnił się od jego naturalnej twarzy - Tobie Jenny przydała by się większa liczba możliwości. Mam na myśli ruchy i czynności wykorzystujące większy potencjał twoich zdolności. Przydał by się także sprzęt. Najlepiej jakaś podręczna ochrona i coś do pomocy doraźnej. Chociaż w kwestiach pieniężnych jesteśmy dość ubodzy. Jak z tobą, Sorenie?
-Mam doświadczenie i środki do walki z lykanami i wampirami. Z tymi drugimi miałem już styczność w tym świecie, z pierwszymi nie miałem okazji walczyć. Poradzę sobie.
- Na razie słowa muszą mi wystarczyć.- pokiwał twierdząco rogacz. - Mamy cały dzień przed sobą by się przygotować. Sądzę, że w sprawie zaopatrzenia możemy się skontaktować z podziemiem. A... w sumie. Jenny pamiętasz tą dwójkę dziewcząt... - zapytał jakby sięgając gdzieś pamięcią. - Może one też by mogły nam jakoś pomóc.
- Mówisz o tej mysiej? No pamiętam. Warto spróbować. Z reszta mają się jeszcze z nami skontaktować co zmienili.
- Nie. Akurat nie o niej. Ale też tam była. Takie... dwie podejrzane osóbki.
- Znajdźmy je… no i w sumie poszłabym na jakieś zakupy. Eee znaczy takie zwykłe. Potrzebuje nieco odświeżyć image - Jenny wstała i ręką odgarnęła włosy zawadiacko się uśmiechając. - Mam kilka pomysłów co mogłoby mi się przydać. Su czy ty czegoś byś nie potrzebował?
- Raczej nie. Wszystko czego potrzebuję mam przy sobie. - Chodźmy.
Jenny miała kilka pomysłów, oj miała. Zastanawiała się mocno nad tym co chce ze sobą zrobić i jak dopomóc sobie w walce. Coś jeszcze jednak chciała osiągnąć. Zrobić z siebie symbol walki z wampirami. Oczywiście to przemilczała panom nie chcąc im zdradzać tych dziecinnych zachcianek. Bycie bohaterem było pociągające i Jenny zamarzyło się stać się jednym z nich. Takim nieco tajemniczym… Szczęściem eldara nie było w pobliżu aby mógł wyczuć myśli dziewczyny.
Ponieważ nie mieli z Susanoo zbyt dużo pieniędzy przy sobie, Jenny postanowiła wykorzystać posiadane już ubrania. A dokładniej zielonej sukienki i szmaty na pustynie. Umyśliła sobie do tego pończochy w biało-jasno zielone paski. Do tego na kolanach brązowe, skórzane ochraniacze z ciemniejszymi obszyciami i dodatkowo jasnożółtą gwiazda na środku. Swoje czerwone trampki zostawia jakie były pozwalając tylko na ich lekkie odświeżenia. Miała w planach dla nich coś jeszcze. Do swojej sukienki Jenny dobrała biały pasek ze złotawymi wykończeniami, również z gwiazdą na klamrze. Na rękach zastosowała podobny pomysł co na nogach. Bezpalczaste rękawiczki do łokci w takie same paski, do tego skórzane nałokietniki z gwiazdą i kolejna para rękawic. Jej starych czerwonych przerobionych pod walkę wręcz. Dodatkowe zabezpieczające naszywki na wierzch i knykcie. Ramiona i szyję okryła swoją jasną szmata podróżną. Uformowała ją tak, aby miała także kaptur głęboko zakrywający twarz, gdyby nagle zachciało jej się ukryć swoją twarz.


- O. Znalazłem jedną. - oznajmił rogacz. - Tamta alejka.
W wąskiej nie używanej alejce, miała miejsce pewna transakcja. Jednak gdy tylko dwójka zakupowiczów dotarła na miejsce, tajemniczy handlarz znikał już za rogiem. Pozostała jedynie fioletowo włosa dziewczyna.

- W czym mogę wam pomóc? - zapytała nie odwracając się. Musiała wiedzieć że się zbliżają.
- Hej, spotkałyśmy się jakiś czas temu. Szukam, czegoś co pozwoliłoby mi nieco… efektywniej walczyć.
- A nie mieliśmy zapytać o informacje w sprawie lokalizacji Lucila? Nie chwila, faktycznie tego nie sprecyzowałem. Tak więc zacznijmy od tego.
- He he... - zaśmiał się pod nosem dziewczyna - Zabawna z was parka~ija. Nie za bardzo rozumiem waszej logiki, za którą podążaliście. - mówiła z dziwnym dialektem (Kansai) - Dobrze, pomogę wam, o ile zdołam. Chciała bym w zamian byście przychylili się do mojej poprzedniej prośby. Samotne poszukiwania często prowadzą do bładzenia~ne.
- Racja wspominałaś o wyciągnięciu i dla ciebie kogoś jeśli by był w więzieniu. Czy też dowiedzeniu się czy tam będzie. Morze, południe. Nie pasujący tutaj, dobrze pamiętam? Rozejrzę się na tyle na ile mi się uda podczas tej akcji. Co ty możesz mi powiedzieć o Lucilu?
- Tak. Mówiąc w prost, bo jesteśmy tu sami. Szukam piratów. Korsarzy, ludzi typowo z morskim charkterem. Pewne informacje wskazują na to miasto, z niewiadomych przyczyn. - Odparła chowając zakup do kieszeni (niewielki drobiazg) - O twoim przyjacielu... pewnie tyle ile już wiesz. Mam złe przeczucia co do jego położenia. No bo pomyślmy przez chwilę~ija. Dlaczego, miejskie więzienie a nie pałacowe? O nim powinnaś porozmawiać z nim samym.
-Heh… jak się uda, to porozmawiam. Co do piratów to miałam okazję poznać niejakiego Ryuu, smoka. Tylko to nie było w ogóle w tym mieście. Czy podzieliłabyś się informacją czemu poszukujesz pi… marynarzy?
- Rzekomo do tego świata trafiła duża ich liczba~ija. I nie mówię tu o 100 -200, a raczej w okolicach 2000. Nie mniej… na morzach ich nie spotkano. Oczywiście wody są “bezkresne” - dała znak cudzysłowie - Zebrane informacje wykluczyły pozostałe kraje, poza tym jednym. Choć może to tylko czcze mrzonki, ale… ktoś tu coś ukrywa, i oboje wiemy kto.
Wzrok Jenny się wyostrzył.
- Ano. Poszukam, przekażę… Ryuu jak rozumiem cię nie interesuje?
- Osobiście jestem nim zainteresowana. Ale w ramach tego “zadania”, “Smok” mnie nie interesuje. Z resztą widziałam go w okolicach zatoki Chou, gdy tu wyruszałam.
- Dobra. Popatrzę. A teraz możemy przejść już chyba do kwestii pomocy w walce… - Jenny wyszczerzyła się.
- Może zacznijmy od tego co potrafisz i w jaki sposób walczysz. Może będę w stanie znaleźć coś pomocnego. A z pomocą Sage Ojisan (mędrca staruszka) - wskazała palcem na Susanoo - Nawet coś powinno z tego wyjść.
- Walczę wręcz i używam muzyki jako swej broni. Ale raczej potrzebuję czegoś do walki… czegoś co może odrobinę wyrównało by szanse. Coś co pozwoliło by mi się szybciej ruszać? Może poprawiło refleks? Jest to możliwe?
- Myślisz o czymś dobitnym, rzeczowym?- zapytała - Bo w sprawie dźwięku nie jestem może znawczynią... ale co nie co potrafię. - uśmiechnęła się zagadkowo.
- Mam wrażenie, że posiadasz podobny charakter zdolności co Rezoner, tylko w mniejszej skali. - przytaknął Susanoo
- Nie znam, ale skoro Sage tak mówi. Tylko czy to będzie refleks?
- Jenny potrafi walczyć wręcz i to dość zdolnie, choć może bez jakiegoś konkretnego stylu. “Wolna walka”. Przewidywanie ataku przeciwnika też jej się udaje. Brakuje moim zdaniem siły, czegoś dobitniejszego, albo właśnie szybkości i refleksu, by zrobić więcej w krótszym czasie. Domena ścieżki rozwojowej to raczej działka innego mędrca.- mruknął z uśmiechem.
- Dzięki Su - Jenny uśmiechnęła się do mędrca - raczej myślałam o szybkości. Coś niewielkiego bo i niewiele mam pieniędzy. Coś się uda znaleźć?
- Jutro z rana coś dostarczę. Ishi’val słynie ze strojów jak także ich zaklinania. I choć nie mam tu zbyt wielu znajomości, wiem gdzie zasięgnąć wiedzy. Na pewno coś znajdę. Słyszałam też że Skarabeusz potrafi po zażyciu wpłynąć na zdolności narko... użytkownika.
- Ten specyfik?
- To tylko plotka... ale jego sprawę też badam. Interesuje mnie jego pochodzenie i działanie na ludzi. Jak na razie, udało mi się odkryć, że to dokładnie ta sama tabletka której używają wampiry by powstrzymać głód. Prawda, że ciekawe. Aż coś tu śmierdzi…
- Będę czujna. Chociaż przyznam, że intrygi to nie jest moja mocna strona… wiesz może jednak kto rozprowadza ten... hm… specyfik?
- Dilerzy? - zapytała ironicznie, i niezbyt inteligentnie. - Problem leży raczej skąd biorą środki. Nie sądzę by Wampiry oddawały coś takiego bez odpowiedniej zapłaty. Chyba że, w jakiś sposób dystrybucja powiązana była by z produkcją… bezstratna wymiana. - ostatnie zdanie zostało już raczej wymruczane pod nosem. - Będę musiała zbadać tą ścieżkę pozyskiwania... Swoją drogą słyszałam dziwne plotki na temat jego działania. Jedni powiadają że p
ozwala obudzić w sobie nieznane dotąd zdolności, inni twierdzili że widzieli sceny z życia, których nigdy nie doświadczyli. Inni mówili że przez jeden dzień byli kimś innym. Niestety ja tego nie sprawdzę. - powiedziała spoglądając z urazą na małą białą tabletkę.
- To jest to? Ten narkotyk? - Jenny wskazała palcem - mogę zobaczyć jak to działa. Eee znaczy znaleźć kogoś chętnego…
- Proszę. - przekazała tabletkę - mam jeszcze dwie do badań.
- Zgłoszę się jak już czegoś się dowiem… po jakim imieniu cię szukać?
- Po Anastasia. Powinno wystarczyć by mnie znaleźć.
- W takim razie do zobaczenia - Jenny pożegnała się z tajemniczą dziewczyną i wraz z Susanoo odeszła.
 
Asderuki jest offline  
Stary 11-10-2016, 17:21   #46
 
Asderuki's Avatar
 
Reputacja: 1 Asderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputację
Jenny wyskubywała właśnie resztki pieniędzy z sakiewki podając je Anastazji. Chyba właśnie tak dziewczyna kazała się nazywać. Piosenkarka nie była już pewna. Ale dostała to o co prosiła.Dwie złote naszywki z ozdobnymi piórkami, zaklęte aby dawać szybkość ruchom. Były już jej. Teraz pozostało tylko oddać buty Susanoo aby się tym zajął.
***
Jenny siedziała przed karczmą bez butów na ziemi podpierając głowę dłońmi. Musiała poczekać. Chodzenie bez butów było kiepskim pomysłem jednak. Chociaż dziewczyna widziała takich co im to nie przeszkadzało. W zasadzie mogła sobie umilić czekanie. Zdjęła pończochy i ruszyła przed siebie. Gorący piasek parzył ją nieco, ale dało się przyzwyczaić… szczególnie jak szła w cieniu. Znów idąc niewiadomo gdzie kobieta zauważyła kogoś. Nieprzyzwoicie wysokiego, czarnowłosego mężczyznę o dziwnym uśmieszku.
- Soreeen! - pomachała do niego ręką.
-Hej- odparł wampir unosząc dłoń w powitaniu- jak tam zakupy?
- Drogie - odpowiedziała ze skwaszoną miną Jenny. - a ty? Coś… hm, em… upolowałeś?
-Wolę polować w nocy- odparł bez skrępowania- byłem się przejść po okolicy. Przy okazji przyjrzałem się miejscu które jutro mamy odwiedzić.
- Ano tak… coś ciekawego jeszcze zobaczyłeś?
-Kilka tuneli które mogą się przydać, przekażę później tą informację. Poza tym przygotowywałem się do swojej jutrzejszej “roli”.
- A tak… hmm - piosenkarka bardzo się starała rozluźnić przy Sorenie ale szło jej to nijak.
- Słuchaj muszę się ciebie o coś zapytać - rozejrzała się nagle dookoła - tylko może nie tutaj. Wolę aby nikt nas nie usłyszał przez przypadek.
-Nie ma problemu. Prowadź.
Jenny zaczęła kluczyć pomiędzy ludźmi i pomiędzy uliczkami. W końcu po dłuższym wsłuchaniu się uznała, że nie słyszy nikogo, kto mógłby ich podsłuchać.
- Bo… mam pytanie. Czy hm jest opcja abyś nigdy nie musiał zabijać z powodu głodu? Z-znaczy wiem, że roślinka odpada, ale jak się żywisz mhg… to no wiesz…
-To nie takie proste. Jeśli wypiję tylko odrobinę krwi ofiara zmieni się w ghula. Coś trochę jak zombie jeśli je kojarzysz. Musiałbym mieć krew w jakimś naczyniu, a mało kto dzieli się nią z własnej woli.
Jenny milczała przez kilka chwil.
- A gdyby ktoś ci ją dawał? - wypaliła w końcu.
-Pojedyncza osoba raczej nie wyrabiałaby z produkowaniem krwi w organizmie. Ale jest to jakaś opcja.
- Ale… to ile ty tego potrzebujesz w sumie? I jak często?
-Różnie, tak jak u was zależy to od zużycia energii. Ale zazwyczaj raz na kilka dni.
- O ile wiem normalny człowiek może raz na miesiąc oddać 450 mililitrów krwi aby jakoś żył… hmmm - Jenny się zamyśliła i zaraz westchnęła.
- To bez sensu. Tylu chętnych raczej nie znajdę…
-Potrzebne by również było coś w rodzaju chłodni, a z tym może być ciężko. Poza tym jeśli pamiętasz, mnie też szukają, a jedzenie w pewnym sensie mnie wzmacnia.
- No wiem! Ale… ale nie chcę abyś musiał zabijać… Nie powiem, że byłoby mi też łatwiej jakoś przyswoić ten fakt, że w ogóle musisz to robić…
-Kwestia przyzwyczajenia- odparł wzruszając ramionami- postaraj się o tym nie myśleć.
- Ugh! To nie takie proste! Nie podobało mi się, że Erven czaruje kośćmi i nawet zrobił karocę z kości! Tym bardziej nie lubię myśli, że ktoś jak musi pić to musi zabić - dziewczyna zaczęła gestykulować żywo. Nagle zacięła palec o coś. Odruchowo wsadziła palec do ust.
- Może jest jakiś sposób, pomyśl. Przecież musi coś być abyś mógł żyć i nie zabijać.
-Próbowałem przez pierwsze miesiące- odparł wpatrując się w Jenny, szczęściem był najedzony- mogę pić krew tak jak Ty teraz, ale jak wspomniałem, chętnych na to nie znajdziemy.
Jenny aż kaszlnęła z zaskoczenia. Spojrzała na swój palec i na Sorena. Zrobiła nietęga minę.
- Cholera. Khm. Sorry. Zaraz jak to? Móiłęś, że niewielka ilość wystarczy aby zamienić w ghoula.
-Musiałbym ugryźć żeby zmienić w ghula. Dlatego picie krwi z rany lub naczynia nie szkodzi właścicielowi.
- Ooooo… to wiesz, to może właśnie tak? Zamiast się wgryzać naciąć im skórę? Nie pić do końca? - Jenny popatrzyła w zasadzie błagalnie na wampira.
-Żywej, świadomej osobie? Powiedz szczerze, Ty byś się na to zgodziła?
- Erm. Nie wiem. Może? Nikt mnie nigdy o to nie pytał. M-może gdybym wiedziała, że mnie to nie zabije -Piosenkarka pomasowała się po karku nie wiedząc, czy nie za szybko odpowiedziała.
-Nie, takie coś nie zabija. Mówiłem już z resztą, nie zrobiłbym Ci krzywdy.
Jenny popatrzyła dłużej nic nie mówiąc. Wyciągnęła skaleczoną dłoń w stronę Sorena z totalnie dziwną miną. Wydawało się jakby była jednocześnie zdeterminowana i niezdecydowana.
Wampir przyglądając się dziewczynie ukrył rozbawienie. Ostrożnie wziął jej dłoń i przyciągnął do ust, po czym spojrzał na piosenkarkę.
Jenny tylko wyglądała jakby stawała się burakiem i kartką papieru na zmianę.
Soren wysunął język, zauważalnie dłuższy niż ludzki i oblizał skaleczenie kilkakrotnie, aż krew przestała płynąć.
-Nie było chyba tak źle?- zapytał chcąc uspokoić dziewczynę.
Ta zaś miała uniesione wysoko brwi.
- Jestem nieco zdezorientowana - stwierdziła dopiero po chwili zabierając rękę. - Nie wiem czy wiesz, czy miałeś w sumie okazję, ale to co właśnie zrobiłeś można odebrać… Nie. Nieważne. Nieważne. Żyje. He he. Khm. Chodźmy. Tak.
Jenny jednak stała w miejscu z na wpół zgiętą ręką i wysuniętym palcem jakby nie wiedziała co z nim zrobić.
-Wiem- odpowiedział wampir, również nie zmieniając pozycji. Reakcja dziewczyny bawiła go, a jego wrodzona ciekawość kazała przeciągnąć sytuację.
Jenny zamrugała kilkukrotnie wciągając głośno powietrze. Potrząsnęłą głową.
- Nie pomagasz.
Castell zgodnie z wychowaniem, szarmancko pocałował dziewczynę w wciąż trzymaną dłoń, po czym ją puścił.
-Lepiej?
- Tak? Nie? Nie wiem. Musze się uspokoić. Zdecydowanie - Jenny zaczęła kiwać głową - choć.
Dziewczyna tym razem w końcu oderwała wzrok od Sorena czując się ciągle zmieszaną.
- Kurwa zaczynam zrozumieć czemu zmierzch był taki popularny… - mruknęła pod nosem wychodząc z zaułka w jakim byli.
-Dzięki za porównanie- mruknął szlachcic, gdy przywołał obraz wspomnianego tytułu z wchłoniętych wspomnień. Po czym ruszył w ślad za dziewczyną- ja przynajmniej nie błyszczę w słońcu..
Gdyby Jenny coś piła pewnie opluła by się.
- Skąd..? - spojrzała zaskoczona na wampira.
-Tajemnica- odparł tylko.
- Aha… - dziewczyna postanowiła odpuścić i zostawić te pytanie na później. Zdecydowanie i tak za dużo się stało.

Dzień akcji
Poranek.
Dzień akcji.
O poranku, w karczmie w której stacjonowała Jenny, pojawiła się Diamone. Przekazała ostatnie ustalenia dotyczące miejsca spotkania czasu rozpoczęcia akcji.
Późne południe.
Słońce minęło już swój zenit i powoli, nieubłaganie chyliło się ku zachodowi.
Lokalizacja - dom na przeciwko więzienia.
Susano wciąż nie mógł uwierzyć że między gotowymi do akcji rebeliantami a więzieniem znajduje się tylko mały placyk.
- Dzięki informacjom od Sorena mamy przygotowany tunel prowadząc pod samo więzienie. trzeba się tylko przebić przez posadzkę. - rzekł jeden z rebeliantów

- Po małych zmianach. Mamy 2 grupy odciągające uwagę. Pierwsza próbuje się przebić przez wejście, druga robi zamieszania przy samym pałacu. Grupa inwazyjna przejdzie tunelami. - Orzekł oficjalnie Sahir stając obok okna z widokiem na cel. - Bastylla upadnie dziś dzień. Odzyskamy naszych druhów i … będzie to pierwszy krok ku wyzwoleniu. Niech każdy z was wyryje sobie ten dzień w pamięci. Dziś rozpoczynamy nasz kontratak.
- Za rodziny. - Rzekł jeden
- Za wolność
- Ku zwycięstwu. - W tym momencie rozległ się donośny huk. - Ruszamy.

***
- Uwaga. Przebijam. - orzekł rogacz szykując się do uderzenia w strop tunelu.
To była krótka chwila, ledwie mgnienie w całej zawierusze która już się rozpoczęła. Przed bastyllą doszło do otwartego starcia z najemnikami, lykanami i znikomą ilością wampirów.
Rzecz miał się inaczej wewnątrz budynku. Tutaj, było mniej miejsca, a światło słoneczne nie przeszkadzało “ żyjącym nocy”.
Huk.
Buława Susanoo potargała włosy piosenkarce, ścierając się z ostrzem 2 metrowego olbrzyma w złotej zbroi.

Jenny zdołała przedostać się pod ciałem golema mając otwartą drogę na kolejne piętro.
Niestety wciąż była o jedno za nisko. Opór okazał się zbyt uparty.
- Ruszaj! - Krzyknął Susanoo przygotowując kolejne uderzenie.
- Uważaj na siebie! - krzyknęła odbiegając od walki. Bardzo nie chciała ponownie zobaczyć Susanoo w małej formie. Sama też musiała uważać. Potrzeba było jej znaleźć strażnika z kluczami i same cele. Dlatego też biegła w poszukiwaniu kolejnego przejścia do góry. Nim wybiegała zza zakrętów zawsze sprawdzała czy nie wbiegnie na masę przeciwników.
Jak na złość musiała minąć kilku więźniów zamkniętych w celach, czekających bezradnie na pomoc. Wszyscy wyglądali na wychudzonych i osłabionych. A najgorsze, że sprawdzając co jest za narożnikiem, natrafiła bezpośrednio na strażnika przy schodach. No może to złe określanie. Ona go widziała, na szczęście on jej nie. Ale nie wyglądał jakby miał się ruszyć z miejsca.
Wampir, tak jeden z nielicznych, spoglądał przez okiennicę oblizując wargi. Na plecach miał 2 czarne szramy biegnące od łopatek aż po lędźwie. W ręku trzymał miecz o czarnym ostrzu.

Rękojeść broni wydawała się być wykonana ze srebra.
Jeny ściągnęła usta w kreskę. Była sama i jakoś walka z wampirem wydawała jej się niemożliwa. Na swoje nieszczęście nigdy nie nauczyła się skradać. Poświęciła jeszcze chwilę aby upewnić się, czy przeciwnik nie posiadał przypadkiem kluczy. Miała pomysł co zrobić aby uniknąć walki. Miała nadzieję skoczyć za wampira i wypchnąć go okrzykiem przez okno. Nie chciała jednak w ten sposób stracić kluczy.
Przy strażniku nie widać było żadnych drobnych metalowych obiektów, a tym bardziej czegoś co mogło by być podobne do klucza. Problemy były jednak z goła inne. Okno nie wskazywało możliwości wyrzucania wampira, a nawet jeśli spróbować by to usilnie, zapewne wyrwało by ścianę. Co przy skutecznej awangardzie opozycji mogło by nieporządanie, skupić wzrok wszystkich na bastylli.
Jenny miała poważny problem z wymyśleniem tego co zrobić. Wolała nie walczyć z wampierem, ale będzie musiała wrócić po więźniów. A gdyby spróbowała ich uwolnić teraz? Istniała szansa, że jej piorunowa technika będzie mogła zniszczyć zamek w celi. Gorzej jak więźniowie byli jeszcze przykuci do ścian. Czasu nie było wiele na zastanawianie. Hałas rozwalanych drzwi na pewno ściągnie przeciwnika do niej. trzeba było coś innego zrobić. Jenny spojrzała na schody.To byłaby jednorazowa akcja, po której musiała by przyjąć wszystkie konsekwencje. Zaryzykowała. Przykucnęła aby dojrzeć schody jak najdalej i wykonała skok.
Udało się. Była na schodach.
A gdy ostrożnie sprawdziła czy nie została zauważona…
..ich oczy się spotkały.
- Co!
Wampir zareagował prawie natychmiast skacząc ku schodom, lecz w tym samym momencie przez podłogę przebiła się ręka.

Pochwyciła jego nogę i z odgłosem pełnego zaskoczenia, a może to było stęknięcie, zabrała go piętro niżej.
- Co do..? - piosenkarka była nie mniej zaskoczona co sam wampir. Jedne tylko odpowiedź jej przychodziła do głowy.
- Dzięki Suu. Uważaj na siebie - i pobiegła do góry.
Ostatnie piętro było skromniejsze od pozostałych. Znajdowało się tam wyjście na dach, 3 cele na jeden ze ścian i poszerzony korytarz ze stołem i krzesłami. Zapewne rodzaj kanciapy dla strażników.
Ostatni strażnik czekał już w pogotowiu siedząc z bronią w rekach i spoglądając na kogoś w środkowej celi. (od strony schodów nie widać zawartości cel)

Strażnik wyglądał na zaprawionego w woju. Jego blada skóra mogła świadczyć o innej rasie i możliwym powiązaniu z wampiryzmem, ale nie było to pewne. Pewnym było natomiast, że jego nie uda się minąć.
Jenny wciągnęła powietrze. Nie ma odwrotu. Sama też sobie musi poradzić. ściągnęła gitarę z pleców i stanęła w rozkroku. Pomachałą do strażnika.
- FUS! - zaczęła na przywitanie.
Fala uderzeniowa przetoczyła się przez korytarz. Rozrzucając wszystko.
Strażnik zdołał jednak zareagować. Ta reakcja z pewnością nie była ludzka.
Podskoczył z miejsca (z pozycji siedzącej), a obracając się w powietrzu, wytworzył prąd nośny, który złagodził uderzenie.
Wylądował w przysiadzie trzymając w dłoni swoją broń.

- Udało ci się tu dostać... hymm. Jestem pod wrażeniem. Nie wiem jak tego dokonałaś, ale w porównaniu do tego kundla pod nami... tu nie masz żadnych szans.
- Hmm… może, ale mam powód tutaj być. Nie zostawia się swoich w potrzebie - zaczęła nieco pewniej Jenny czując przypływ adrenaliny. - Cholera, co jest że wszystkie wampiry są takie przystojne?
Dziewczyna zamruczała melodię pod nosem aktywując peluneum w gitarze i swoim ciele. Spojrzała uważniej na swojego przeciwnika i zagrała nuty. Muzyka popłynęła łącząc obojga zielona pięciolinią. Teraz Jenny i wampir mogli jakby wyczuć swoje intencje. Jenny jednak się nie zatrzymała na tym. Pięciolinia zmieniła się w tubę zbierającą emocje. Ponownie piosenkarka zamierzała spróbować zniechęcić przeciwnika do walki. Miała nadzieję, że zdąży nim ten wykaże się ponownie swoim niezwykłym refleksem.
Ich starcie przybrało nieco inny obrót. Oboje spoglądali na siebie w bezruchu. Oboje wiedzieli co zameirza dróga strona. Delikatny ruch ręką, odgłos poruszanych stawów.
“On zaatakuje, z pól obrotu, celując ostrzem w nogę”
“To nie zadziała, ona zdąży uniknąć. A gdyby więc w tę stronę.”
Delikatny skręt tułowia.
“Zamierza zaatakować na odległość.”
Wampir zrobił delikatny wykrok , rozkręcając oręż w ręku i zamachując się nim wprost w dziewczynę.
Jenny odchyliła się lekko na bok i wrzasnęła zdmuchując ostrze w locie na tyle aby ją minęło. Ostrze delikatnie zacięło ramię. Jenny skrzywiła się tylko. Szarpała regularnie struny gitary w tak dziwny sposób, że mimo charakterystyki instrumentu atmosfera była jakoś taka… zamulona.
Wampir, gdy tylko wyrzucił broń był już w doskoku, mierząc kopnięcie w pierś Jenny. Był zbyt blisko by zdążyć wykonać unik, ale może dało by radę go zblokować.
Jenny w ułamku sekundy pomyślała jak łatwo dała się przechytrzyć. Pozwoliła się odepchnąć kopniakiem nie zasłaniając się. Naturalnie przerwała przez to melodie, która rozwiała się w mgnieniu oka.
- FUS RO DAH! - ryknęła z ziemi, nie dając wampirowi do siebie podejść.
Wstrząs ogłuszył wszystkich w pomieszczeniu, wyrywając dziurę w ścianie i wzniecając kurzawę pyłu.
Coś ciepłego zaczęło spływać po ramieniu Jenny. To krew z rany zaczynała wypływać i unisic się w powietrzu znikając we “mgle”.
- Chyba nie wiesz… czym jest prawdziwy… wampir. - głos dochodził jakby zewsząd.
Jenny złapała się za ranę. Zamruczała melodię leczącą, która szybko zamknęła niewielką ranę. Skrzywiła się brzydko patrząc w kierunku mgły. Jak miała walczyć z czymś niematerialnym? Przed chwilą pomimo silnego podmuchu jaki zrobił smoczy okrzyk jego nie wywiało. Jenny odskoczyła od mgły dalej mrucząc pod nosem tym razem co innego. Wraz z gitarą Jenny zaczęła ładować elektryczność.Póki nie uzbiera odpowiedniego ładunku postanowiła skoncentrować się na obronie.
Wedy silny uścisk chwycił ją za gardło. Wampir wyłonił się z mgły jak duch. Dopiero wtedy pojawiły się jego odgłosy. Niematerialna forma nie wywoływała żadnych odgłosów.
Nie miał jednaj ręki, zapewne podmuch poderwał z pomieszczenia coś ostrego. Wątpliwym jest by było inaczej. Z brakującego kikuta, krew uformowała ptasią nóżkę o ostrych szponach.
Całą ręką trzymał piosenkarkę za gardło podnosząc ją nad podłogę. Uśmiechał się przy tym groźnie, spoglądając na jej niedoszłą ranę.
Jenny przerażona nie na żarty uderzyła w struny wyzwalając niewielkie wyładowanie elektryczne. Zaraz też zaczęła się szarpać i machać gitara na lewo i prawo starając się uwolnić z uścisku.
Porażenie przeszło po ciele vampira sprawiając mu ból. A przy najmniej tak się zdawało. Wygiął się do tyłu, jakby w agonii, lecz chwilę później na jego twarzy pojawił się uśmiech. Z całej siły uderzył czołem w twarz Jenny łamiąc jej nos.
W impulsie rzucił dziewczyną o ścianę, tak że aż pociemniało jej przed oczami. Powolnym krokiem zaczął się do niej zbliżać, trzymając w dłoni, podniesioną broń. Oblizał krew spływającą z jego czoła, tą samą która spływała z jej twarzy. Jego ręka zregenerował się już do przedramienia.
Jenny na nowo zaczęło łapać przerażenie. Panicznie rozejrzała się po pomieszczeniu szukając czegokolwiek co mogło jej pomóc. Spojrzała w cele szukając odwagi do tego aby wyzwolić jeńców.
Nigdzie nie było pomocy. W takich chwilach często przypominają się nawet błache sprawy...

“- Jenny co zrobisz… jeżeli nie będzie mnie przy tobie? - zapytał Su. - Nie mam na myśli dalekiej przyszłości, ale niej też chcę usłyszeć. Pytam raczej o sytuację w której przyjdzie ci stanąć z wielkim zagrożeniem, twarzą w twarz?
- Powinnam uciekać? - zapytała retorycznie szczerząc się. - No… będę walczyć tym co mam.
- Walka z całych sił, ucieczka, wykorzystanie otoczenia, pertraktacje, błagania. - wymruczał pod nosem listę - Czasem zdarza się że każde z tych rozwiązań zawodzi, lub nie przyniesie efektu. Pomoc nie pojawi się znikąd. Bóstwa nie ześlą swego błogosławieństwa... a mimo to ludzie od wieków stają w szranki nawet z niemożliwymi zadaniami. Co ich pcha na przód? Co pozwala im pokonywać te trudności? - choć zdawać by się mogło, że rogacz ma jakieś głębokie rozważania, tudzież problem, który go nurtuje. Nic bardziej mylnego. Jenny wiedziała, że to nie pytania retoryczne, a skierowane do niej. Nauka, która ma na celu jej dobro. Cóż, będąc z kimś przez długi czas zaczynasz rozumieć go, bez dodatkowych pytań.
- Motywacja, chęć przetrwania… no ostatecznie walka za kogoś, dla innych, aby przeżyli ci na których ci zależy - Odpowiedziała nieco mniej pewnie Jenny.
- Choć brak ci pewności, twe odpowiedzi się nie mylą. - odparł z pogodnym uśmiechem - Użył bym jednak ogólniejszych słów. Uczucia, miłość i najpotężniejsze z nich... nadzieja.
- Powiedz co teraz czujesz...

“...co czujesz do swojego przeciwnika”.
Głos Su zabrzmiał w jej głowie. Nie to na pewno było złudzenie. Jej wzrok znów się skupił na wampirze który powoli zbliżał swe szpony do jej twarzy.
- Gniew - Piosenkarka powiedziała na głos. Czując przypływ sił. Oni ciemiężyli ludzi. Krzywdzili ich. Jenny machnięciem ręki zbiła szponiastą dłoń na bok. Wykorzystując chwilowe odsłonięcie kopnęła wampira. Odskoczyła na bok zwiększając dystans.
- Wygląda na to, że tak ci skopie tyłek - powiedziała podnosząc gardę. Emocje zaczęły w niej wzbierać. A kolor włosów stracił swą bladość na rzecz czerni.
“Zuch dziewczyna”. Słowa tak znajome, a jednak tak odległe. Su? Może...
- Marna próba. CZŁOWIEK nie pokona wampira. - Zawarczał wampir, który miał już całą swoja rękę. Część jego krwi pozostała na ręce, tworząc krwawe szpony.
Tym razem był pewny swego. Nie uciekał, prosto podbiegł do dziewczyny celując kopniecie prosto w brzuch. Ruch stawów sugerował dodatkowy zamach ręką po obrocie.
Jenny obniżyła pozę aby złapać nogę w locie i ją odepchnąć na bok jednocześnie usuwając głowę z toru szponów. Czas było sprawdzić czy naszywki działają.
Sparowany cios, okazał się nie mieć tyle mocy, na ile wskazywał. Nie, było całkiem inaczej. Cios został sparowany w w chwili gdy jego wykonanie dawało najmniej mocy. Co skutkowało także bardzo szybkim unikiem szponów i sytuacją, w której jenny znalazła się tuż za jego odsłoniętymi plecami.
“Czy pragniesz go zniszczyć? Czy pragniesz destrukcji?”. Kolejne pytania napływały w jej myślach. Dokładnie w momencie, w którym miała czyste pole do ataku.
- Tak - Jenny jak w transie uśmiechnęła się dostrzegając wyrwę w odsłonie. Zaciskając mocniej pięść wycelowała w nerkę. Nie zastanawiała się czy u wampirów jest to również wrażliwe miejsce. Chciała uderzyć i najmocniej jak mogła.
Piosenkarka nie była świadoma, że jej czarne włosy zmieniły barwę na rudą. Nie zwróciła nawet uwagi na pieczenie w okolicach karku i ramienia.
Na moment przed uderzeniem plecy wampira zaczynały pokrywać się czerwoną łuską, lecz...
Pięść trafiła w ciało, tak jakby uderzała w galaretowatą masę. W momencie impetu Jenny przeszła na wylot, rozrywając ciało od miejsca uderzenia w kierunku zamachu. Ręka tylko odrobinę pokryta była krwią. Włosy wróciły do swojej czarnej barwy, pochłaniając sporo energii.
Jenny zamrugała po tym jak odzyskała równowagę. Cofnęła rękę i siebie patrząc na to co się stało. Jej oddech był cięższy jakby biegła przez długi czas. Zaraz jednak podniosła gardę nie wiedząc czy wampir nie postanowi jednak dalej się ruszać.
- Ty suko.... CO ZROBIŁAŚ! MOJE CIAŁO!!! - biały kolec wbił mu się w środek czoła.
A gdy oczy powędrowały w jego stronę... Puff. Tam gdzie powinna być głowa, pozostała kupka popiołu.
- Ech... - odgłos zmęczenia dobiegł z jednej z cel.
Swoją drogą... biały kolec wyglądał jak wykonany ze światła. Światła, które Jenny już wcześniej widziała.
- Czy każdy w obliczu porażki... musi się tak drzeć. - złowroga aura biła z jego celi.
W celi po lewej, przy samych kratach siedziała zielono-włosa dziewczyna

- Łał! Naprawdę go załatwiłaś. - wielkimi oczami, pełnymi zachwytu spoglądała na piosenkarkę.
W celi po lewej leżał w ciszy, zawinięty w płaszcz osobnik. Sądząc po posturze, był to starszy (ok 30l) mężczyzna.
Na w samym środku, siedząc w dość wygodnej pozie, pomijając ręce związane w kaftan i nogi skute u kostek. Siedział sobie Lucil. Wyglądał groźnie.
Jenny uśmiechnęła się do dziewczyny, ale jej wzrok przeniósł się na Lucila. Na jej twarzy pojawił się grymas zmartwienia. Nim się jednak do niego odezwała poszukała kluczy.
Te na nieszczęście albo wyleciały razem ze ścianą albo... zostały starannie ukryte. Była też możliwość, że przetrzymywał je ktoś wyżej postawiony, lub w całkiem innym miejscu. Co w sumie było bardzo prawdopodobne zważywszy że na tym poziomie były tylko 3 cele. Przeszukując zrujnowane pomieszczenie piosenkarka znalazła kilka ciekawych przedmiotów. Poczynając od złotego oręża wampira, przez srebrne ostrze z wygrawerowanym wężem; flakoniki z, zapewne, magicznym płynem; kilka sakiewek z klejnotami i niecodzienny zbiór kulek

- To moje. - zakomunikowała zielono-włosa - Jeśli mi je podasz, może będę w stanie nas uwolnić.
Jenny się uśmiechnęła podając pokeballe zielonowłosej.
- Red ma takie same. Trzymaj. Lucil… - urwała widząc gniewnego towarzysza. - Przyszłam po ciebie. Możemy wyjść z resztą, albo zupełnie inną drogą. Jeśli chcesz.
~W tle~
- Lafeon, Glaceon zniszczcie te kraty. - dziewczę otworzyło pokebole wewnątrz celi.


Po chwili czarne pręty pokryły się lodem i zostały rozcięte

~~
- Dlaczego? - zapytał krótko białowłosy.
- Jestem tu z ruchem oporu Lucil. Nie było mnie jednak jak dostałeś się do więzienia. Nie wiem co ty chcesz osiągnąć. A chce ci pomóc. Chciałęś do mnie dołączyć więc odpowiadam za ciebie - piosenkarka pozwoliła sobie na niewielki uśmiech. Spojrzała na dziewczynę i jej pokemony.
- Na dole są jeszcze więźniowie. Powinno tam być pusto. Możesz ich cele też otworzyć? Wszyscy potem powinni pójść na dach.
Wróciła spojrzeniem do Lucila. Podeszłą do niego i zaczęła rozwiązywać jego kaftan.
Lucil odezwał się ponownie, po chwili spoglądania na mocującą się z wiązaniem Jenny.
- Nie rozumiem, twojego toku rozumowania Jenny. Twojego celu w całym tym zamieszaniu. Celu związanego ze mną. Zdajesz sobie sprawę, że nie wiele o mnie wiesz? Chcesz mi pomóc... a co jeżeli zamierzam zabić większą część miasta? Nadal myślisz że mi pomożesz? Nadal jesteś pewna że chcesz mnie uwolnić?
Młodzieniec powiedział dość dużo, ale każde słowo wypowiadał polowi, a między kolejnymi zdaniami robił krótkie przerwy. Nie brzmiało to jak potok słów. A raczej pojedyncze zdania wypowiadane w chwili, gdy Jenny właśnie miała je rozważać.
- Jestem za ciebie odpowiedzialna Lucil. Jeśli chcesz zabić większą część miasta to wipierw zapytam się którą, a potem w jakim celu - piosenkarka starała się być spokojna i poważna. Poczuła niepokój z powodu słów chłopaka. Spojrzała na niego oczekując odpowiedzi.
- To był żart. - powiedział z wyrazem powagi, widocznie kwestia ta została przez niego gdzieś zasłyszana. - Zdajesz się do mnie przywiązana. I nie rozumiem dlaczego, i dlaczego tak bardzo. Wcześniej nie interesowała cię moja osoba. Nie myśl, że to słowa dziecka, któremu brakuje uwagi innych. Śmiem twierdzić, dziewczę...echem... Jenny, że nie do końca wiesz jaka powinnaś w stosunku do mnie być. - tym razem zdania nie miały dłuższej przerwy - Z twojej perspektywy może wyglądać, to jak oczywistość. Z mojej... całe to zajście wygląda jakbyś mnie potrzebowała.
Jenny podniosła spojrzenie. Uporała się z kaftanem.
- Być może jak się poznaliśmy i nie wiedziałam. Ale wiesz co? Podczas tych kilku dni co mnie nie było zdążyłam zmienić swoje podejście. Ot, każdy się uczy nie? A teraz nie biadol. Chcę wiedzieć czy pójdziesz ze mną czy nie? Poza tobą są tutaj też inni i od tego co zrobię zależy ich życie i zdrowie - piosenkarka zaczęła ściągać kaftan z chłopaka.
- Heh. - delikatny uśmiech pojawił się na jego puszczonej twarzy - Grreta byłą by zazdrosna - mruknął niesłyszalnie pod nosem. - Jestem ciekaw co z tego wyniknie. - Powiedział nagradzając ją pięknym chłopięcym uśmiechem

A następnie pstryknięciem zerwał z nóg okowy.
- Od razu lepiej. Choć my siostrzyczko. Rogacz pewnie wylewa tam dla ciebie siódme poty.
- Tak. Nie mogę znów pozwolić aby coś mu się stało - dziewczyna wstała i wyciągnęła rękę do Lucila. Jej uśmiech był pełen werwy i nadziei.
- O! Zaciekawiłaś mnie. Chętnie się z niego poś.... chętnie o tym posłucham. - powiedział z uśmiechem wstając z jej pomocą.
Jenny tylko pokręciła głową.
- Hoal hola! A gdzie to nasi więźniowie uciekają. - rzekł męski wampir, stając przed wyrwą w ścianie
- Czy to nie nasz mały łowca? - zapytała wampirzyca

W tej samej chwili do sali, po schodach wpadła zielono-włosa dziewczyna
- Jest źle, widział dwa wampiry wspinające się po ścianie... więzienia... - zamilkła spoglądając z wyrazem twarzy “o wilku mowa”
Jenny ściągnęła brwi i zaraz przyjęła postawę bojową.
- Hej Lucil… masz ochotę nieco się rozgrzać? - rzuciła.
- Jak najbardziej - odparł tworząc w dłoniach 2 świetliste szpady.
W tej samej chwili jakiś wielki cień zakrył otwór w ścianie.

Potężny pysk, w jednej chwili, pochwycił wampira i wyrzucił go na zewnątrz, a ogon zmiótł część pomieszczenia przed stojącą dwójką razem z drugim wampirem.
Po chwili oniemienia i wraz z opadnięciem kurzu przybyło wsparcie

- Odsiecz przybyła
- Sensei? - zapytała z niedowierzaniem zielono-włosa
- I tyle z zabawy... - mruknął Lucil.
 
Asderuki jest offline  
Stary 11-10-2016, 20:11   #47
 
Asuryan's Avatar
 
Reputacja: 1 Asuryan ma wspaniałą reputacjęAsuryan ma wspaniałą reputacjęAsuryan ma wspaniałą reputacjęAsuryan ma wspaniałą reputacjęAsuryan ma wspaniałą reputacjęAsuryan ma wspaniałą reputacjęAsuryan ma wspaniałą reputacjęAsuryan ma wspaniałą reputacjęAsuryan ma wspaniałą reputacjęAsuryan ma wspaniałą reputacjęAsuryan ma wspaniałą reputację
Sigma w poszukiwaniu
Sigma w poszukiwaniu informacji popędził w stronę targowiska, w końcu chyba tam, według niego, znajdowało się największe skupisko ludzi, które może potencjalnie wiedzieć gdzie jest Rose.
Faktycznie targowisko było wypchane ludźmi ale zdawać by się mogło że więcej znajdowało się an głównej ulicy. Widocznie jakoś wyrobów z cechów była wyższa niż wśród obwoźnych sprzedawców.
Kilku zaczepionych przechodniów i sprzedawców, ale wciąż brak informacji o Rose. Widocznie dziewczę było albo mało znane albo bardziej tajemnicze niż mogło się zdawać.
Po nieudanych próbach dowiedzenia się czegokolwiek o Rose udało się w stronę baru, w końcu poprzednio dowiedział się o niej od barmana, może była związana z pracą w barze?
- Rose? Wieść mogę posłać żelazny, ale czy ktoś taki w tym mieście będzie... O! Czekaj, wiem kto może wiedzieć!
Stalowy!!!
- Do tam mistrzu?
- Chono na moment. Ktoś tu kogoś szuka.

- O kim mowa?
- Kojarzysz jakąś Rose w stolicy?
- Nie koniecznie... ale wiem gdzie sięgnąć słowa. Zależy w czym rzecz?
-Witam, jestem Sigma i aktualnie potrzebuje pomocy, mam amnestie i słyszałem od barmana z Lofar, że niejaka Rose może mi pomóc z tym problemem. Przedstawił się i opisał swoją sytuację licząc na pomoc.
- Nie wiem w jaki sposób miała by ci pomóc... ale nawet gdyby... chwilowo jest niedostępna. I to tak dosadnie. - słowa te podparł potwierdzającym kiwaniem głową - Nie sądzę by była w stanie ci teraz pomóc, a przy najmniej nie bez pomocy w jej problemach..
- Co to znaczy? Jest niedostępna? Jakie ma problemy? Może jestem niedoświadczony, ale jestem pewien, że da się jej jakoś, chociaż w minimalnym sposób pomóc. - odpowiedział Sigma nie spodziewając się takiej wiadomości.
- A więc chcesz się tego podjąć? - zapytał podejrzliwie.
-Tak, to chyba naturalne pomagać innym w potrzebie.
- Powiedzmy, że sytuacja nie należy do najzwyczajniejszych. Rose śpi.
-I rozumiem, że nie da się jej obudzić normalnymi środkami?
- No niestety. - mruknął - Środki pobudzające nie działają, tak jak magia.
-W takim razie jak można ją wybudzić?
- Potrzebujemy czegoś co działa silnie pobudzająco, silniej niż iryt czy kawa. Tak swoją drogą - ściszył głos - mój plan polegał na sprowadzeniu pewnego niezwykłego dziewczęcia z Selvan... ale po ostatniej jej nieobecności, zrobiło się spore zamieszanie. - I znów zaczął mówić normalnie. - Możliwe że będzie nam potrzeba pomoc ludzi z lasu albo jakichś przybyszów z platformy. Szczerze mówiąc nie wiemy... nie wiem jak ją wybudzić. Od co! Zasnęła od tak i śpi już szmat czasu.
-Platformy? Wybacz moje pytanie, ale czy to ma jakiś związek z polityką?
- Nie. Ludzie z platformy są po prostu bardziej rozwinięci technicznie - Odparł wzbraniają cię rękoma.
-Jak ludzie z lasu, albo z platformy moją jej pomóc?
- Platforma technicznie a las naturalnie. Druidzi, elfy i alchemicy znają różne tajniki medycyny. Może istnieje coś o czym nie wiem, a może pomóc?
-Czy jest jakaś przyczyna tego, że teraz tak śpi, czy po prostu pewnego dnia bez przyczyna się do dziś nie wybudziła?
- Dokładnie tak. No może przyczyna jest w pewien sposób wiadoma. Wstrząs. To było zdaje się miesiąc temu... Doszło do wstrząsu i od tamtej pory się nie obudziła. I nie zrozum mnie źle, ona nie miała nic wspólnego ze wstrząsem, ani on z nią. Najlepiej wstrząs określić jako zjawisko naturalne podobne do klęski. Też coś dzieje, nie wiadomo jak, a jest po tym sporo zamieszania.
-Tylko ona zareagowała tak na ten wstrząs, czy jeszcze ktoś poza nią zapadł w śpiączkę?
- Z tego co mi wiadomo to tylko ona.
-Wracając, czym dokładniej jest ten wstrząs? Klęski kojarzą mi się z anomaliami pogodowymi, trochę trudno jest mi to przyrównać do człowieka.
- Bo to nie tyczy się ludzi. Zdaje się podobne do trzęsienia ziemi, z tym że świat ulega zmianie. Poprzednim razem: wszyscy przybysze zapadli w 3 miesięczny sen, a na Lofar spadł blok skalny większy od miasta. Oj mieliśmy wtedy stracha... Tym razem trochę świat się rozszerzył no i Rose - tutejsza, zapadła w sen. Przez rozszerzenie świata mam na myśli... dosłownie. Poprzednio by dostać się pod platformę trzeba było 2 dni, teraz około czterech pięciu. Z lofar do stolicy były 3-4 dni drogi. A teraz! Spokojnym marszem zajmie to w okolicach tygodnia.
-Czy przed wszystkim mogę ja zobaczyć? Pewnie nic nie zdziałam, ale da to mi lepsze wyobrażenie całej sytuacji.
- Wybacz jest to niemożliwe. Ale wiedz że jest w najlepszych rękach.
- Najlepszych? Skoro “najlepsze” ręce nie były jej w stanie pomóc przez tyle czasu, to jak ja mam? Z początku naszej rozmowy zasugerowałeś, że mogę jej pomóc, ale teraz zwątpiłem w to trochę.
- Najlepsze ręce stąd. Problem jednak leży w położeniu. Te “ręce” nie mogą się zbytnio oddalić, a wszystko co zdąży uczynić tu i za pomocą tutejszych możliwości nie pomogło. Ogólnie nie koniecznie Ty jesteś w stanie pomóc. Chodziło mi o to że każdy kto jest chętny i może podróżować. I nie mówię tego każdemu ze względu na ten sam problem który ty miałeś, by w ogóle dowiedzieć się o Rose.
- Chętny na pomoc jestem zawsze, co do podróży to jeszcze nie wiem, przybyłem tutaj ze swoją ekipą i kto wie, może nawet oni przyłączą się do udzielenia Rose pomocy. Wracając, skoro tak, to czy istnieje możliwość, że to ja zbliżę się do tych rąk? Rozumiem, że trochę trudno musi Ci być zdradzać tyle na raz podejrzanej osobie w zbroi, którą przed chwilą poznałeś, ale brak wiedzy kim się jest, ba nawet czy jest się człowiekiem, chociaż podobno jestem duszą - dodał cicho, tak jakby w to nie wierzył - jest trochę ciężki do zaakceptowania.
- Z rękami raczej nie będzie problemu. Musisz jedynie znaleźć osoby o imionach Tallawen lub Herbia. Jest jeszcze Yue ale z pewnych względów raczej się z nim nie dogadasz. To magowie zajmujący się tą sprawą. Może oni zdołają cię na coś nakierować w sprawie Rose.
- Dziękuje za pomoc, na pewno też zapytam o te osoby, rozglądając się po okolicy zapewne najlepiej będzie pytać w świątyni wiedzy, tak? - dodał na zakończenie.
- Owszem. - przytaknął Gramon.
Według ustaleń z Kawashimą, Stalowemu zostało jeszcze trochę czasu, dlatego postanowił wybrać się pod wskazane miejsce w celu poszukiwania owych magów.

Świątynia wiedzy zachwycała rozmachem. Wyglądała niczym najprawdziwsza świątynia dawnych bóstw, albo bazylika. Ale tym co zachwycało jeszcze bardziej było wnętrze. Przestronniejsze blisko 4 razy od zewnątrz. Latający na miotłach i szybujący w powietrzy magowie. Młodzież robiąca sztuczki z ogniem sterująca kamiennymi figurkami i rozmawiająca w nieznanym języku. No dobra bez przesady język był rozumiały tylko to o czym rozmawiali było niezrozumiałe. Czym jest “porcjowanie objętości rdzenia” czy “proces obiegowy jego wypełniania”?
Świątynia dla Sigmy wyglądała jak coś z nie tego świata, biorąc nawet pod uwagę to, że znajdował się w innym świecie. W głowie do działania motywowało go już tylko jedno, pomoc Rose, w tym celu przełamał się i zaczął pytać magów o to gdzie może znaleźć Tallawana lub Herbia, miał nadzieje, że mimo skomplikowanych słów, których nigdy wcześniej nie słyszał, ktoś go zrozumie i wskaże mu drogę.
- Mistrz Tallawen jest na zamku. Jakieś ważne sprawy nie pozwoliły mu się tutaj pojawić, dzisiejszego dnia.
- Profesor Herbia wraz z Profesor Felicją są w jednej z pracowni.
- Choć zaprowadzę cię. - zaproponował jeden z magów. - I tak mam sprawę do Felicji.


- Nie jesteś stąd prawda? Platforma? A może kopuła gromu?
- Nie do końca sam wiem skąd jestem, mam małe problemy z pamięciom, to długa historia. Jestem za to pewien, że nie pochodzę z tego świata, wraz z paroma osobami pojawiliśmy się przy Lofar i od tamtej pory podróżujemy razem.
- Chyba gdzieś już to słyszałem - odparł z uśmiechem.

Na miejscu, w niewielkiej sali z kilkoma stołami, a raczej ławkami zasłanymi różnego rodzaju flakonikami, przesiadywały poszukiwane osoby.
Jedną była kobieta z wężami na ramionach i zajmująca się ich dojeniem.
A obok niej siedział kot, z fioletową wstążką.
- Przepraszam że przeszkadzamy - zakomunikował młodzieniec. - Ten pan szuka Profesor Herbii, a ja mam sprawę do profesor Felicji.
Kot zgrabnym płynnym ruchem zeskoczył z zajmowanego miejsca i podszedł do młodzieńca.
- Sprawa dotyczy dziedziny magicznej. Jeśli nie przeszkadzam zbytnio to chciałbym usłyszeć pani zdanie. - zwrócił się do kota.
- Posłucham co udało się się osiągnąć Lavent.
- A ty nie stój tak, tylko podejdź bliżej. - rzekła kobieta.- Nie mogę się teraz oderwać od tego, ale nie przeszkadza mi to na tyle, bym nie mogła cię wysłuchać.
W tym samym momencie słychać było odgłos eksplozji gdzieś w głębi świątyni. Wytłumiony, ale nadal donośny.
- No nie... znowu!!! Felicjo! Mogła byś się najpierw tym zająć. Zamień ich w żaby i przynieś do laboratorium.
-Emmm - Sigma nadal pozostawał pod wpływem zdziwienia, jednak po chwili przyrównał to wszystko do transformacji Suu i uznał to za normalne, po czym przeszedł do rzeczy. -Jestem Sigma, dowiedziałem się od Gramona, że jest pani jedną z osób do których najlepiej się zgłosić w celu pomocy Rose.
- Rose? Hmm… Ach. Tak. Faktycznie tak się zwała. Nie ważne. Dobrze trafiłeś. Zapewne chcesz wiedzieć co się stało? Zapewne słyszałeś, że śpi. - skupiając się na własnych badaniach, wyjaśniała dalej - Jej stan podobny jest do śpiączki, lecz bez skutków ubocznych… no może nie do końca. Ale akurat tym nie ma co się martwić, rekompensujemy skutki uboczne. Kiedyś miała miejsce podobna sytuacja. Prawie wszyscy przybysze stracili przytomność na około 3 miesiące. Od tak, nagle i tak samo ją odzyskali. Mamy więc nadzieję, że jest to ten sam przypadek. Mamy trzy teorie które mogły by naprawić tą sytuację. Pierwsza - poczekać na kolejny wstrząs. Druga - użyć wszelkich możliwych sposobów i środków by ją obudzić.
-A ta trzecia?
- Sprowadzić Xing. W pewnych strefach jest o niej głośno. To przyszła głowa Czerwonego dworu. Można powiedzieć że szlachta wśród Selvan (Przystań). Ma bardzo ciekawą umiejętność. Niweluje wszelką moc w obrębie swojej osoby. Ale jej sprowadzenie wiąże się z kilkoma “dużymi problemami”.
Sigma na słowa “duże problemy” zareagował nie chętnie, dobrze pamiętał jak ciężka była walka ze smokiem i jego przeczucie podpowiadało mu, że tym razem nie będzie łatwiej, ale mimo to zapytał: - Duże problemy, to znaczy?
- Cóż. To dość względne. Można powiedzieć że trzeba by ją porwać. Ale tak by było tylko z perspektywy jej rodu, bo ona sama raczej ochoczo przybiegła by z pomocą. Pominę fakt, że było by się ściganym przez dwór i zabójców czychających na jej życie. Bo wciąż pozostawała by sprawa najemników, porywaczy i zabójców z tego kraju. Oczywiście o ile udało by się przedostać z powrotem do tego kraju.
-Ile czasu minęło od ostatniego wstrząsu?
- Ledwie miesiąc. Nie wróży to zbyt szybkiego, “następnego razu”.
-Jak na razie obudzenie Rose jest jednym z nielicznych rzeczy jakie mogę zrobić, żeby chociaż mieć nadzieje na odzyskanie wspomnień, dlatego ta opcja odpada. Co mogę zrobić, żeby pomóc jej lokalnie, bez przyprowadzenia Xing? Nie jestem tu sam i wszelakie podróże wolałbym obgadać wpierw z moją ekipą.
-Możesz poszukać ziół lub jakichś artefaktów o działaniu przeciw magicznym lub oczyszczającym-pobudzajacym. Jest nikła szansa że to pomoże, ale nie jest to niemożliwe. Tak sądzę. Tallawen niedługo powinien wrócić z pałacu więc, pytania o to czego jeszcze nie próbowaliśmy, możesz zadać jemu. Zdaje się że to on robił notatki w tej sprawie.
-Dziękuje za informację, w takim razie, skoro i tak już tu jestem, poczekam na Tallawena. Mam tylko nadzieje, że Yoshiko nie zdenerwuje się, że mi to tyle zajmuje- pomyślał.
***
Tallawen, pogodny wiekowy elf, przywitał Sigmę z nieukrywanym zadowoleniem i zaciekawieniem.
Po krótkiej rozmowie trochę o sobie, trochę o blaszaku i odrobinę o Rose, przekazał “dokument” zawierający potrzebne informacje. Choć to za wielkie słowa. Owy dokument stanowiła kartka wyrwana ze skoroszytu na której zapisane były nazwy 6 obiektów. Pierwsze 4 były to rośliny o bardzo enigmatycznych nazwach.
- Anoun - roślina morska
- Ośmiornica wampirza - roślina morska
- Iryt (owoc) - dystrybucja z Selvan
- Planeta (owoc) - nieznane. (Notatka wskazuje tą roślinę jako nieznaną więc istnieje cień podejrzenia że może mieć właściwe własności.)
Ostatnie 2 obiekty były zdefiniowane jako:
- Ruda Deadrytu.
- Przebudzenie - artefakt. zapiski znajdują się w rockviel. Pytać Dan-a
To by było tyle ze spotkania i po niespełna 1 godzinie Sigma był już wolny.
Sigmie pozostało jedynie już tylko wrócić do miejsca gdzie umówił się z Yoshiko.
 
__________________
Once the choice is made, the rest is mere consequence
Asuryan jest offline  
Stary 11-10-2016, 20:13   #48
 
Asuryan's Avatar
 
Reputacja: 1 Asuryan ma wspaniałą reputacjęAsuryan ma wspaniałą reputacjęAsuryan ma wspaniałą reputacjęAsuryan ma wspaniałą reputacjęAsuryan ma wspaniałą reputacjęAsuryan ma wspaniałą reputacjęAsuryan ma wspaniałą reputacjęAsuryan ma wspaniałą reputacjęAsuryan ma wspaniałą reputacjęAsuryan ma wspaniałą reputacjęAsuryan ma wspaniałą reputację
Sigma wraz z Yoshiko po zjednoczeniu w ustalonym miejscu udali się do karczmy, żeby uzgodnić co dalej.
-I jak? Udało Ci się coś dowiedzieć?- zaczęła dziewczyna gdy już usiedli.
-Coś to dobrze powiedziane, nadal nie wiem za dużo, wiem jedynie co warto robić jeżeli byśmy zostali tutaj na dłużej, wiem też następny ewentualny cel naszej podróży. A jak u Ciebie, wolisz tutaj zostać czy podróżować dalej? I przy okazji nie wiem jak z naszymi funduszami, przydała by się chyba jakaś robota.
-Myślę że dobrze było by tu na chwilę zostać. Mam sprawę którą chyba powinnam się zająć, a jeśli Tobie to na rękę to wydaje się to dobrym pomysłem. Pieniądze faktycznie by nam się przydały. Udało mi się co prawda zyskać parę groszy, ale nie starczy nam to na długo, tym bardziej jeśli mielibyśmy ruszyć w dalszą drogę.
-Brzmi sensownie, z tego co pamiętam ostatnie zadania w Lofar były dostępne właśnie w karczmie, skoro tu jesteśmy rozejrzymy się, może znajdzie się jakaś robota, która da nam więcej grosza.
Tablica informacyjna znajdowała się przed karczmą. Ale zapewne karczmarz znał jej zawartość na pamięć.
-Przepraszam, chciałbym się zapytać o jakieś oferty pracy - powiedział do karczmarza.
- Zbieractwo, poszukiwania, kurierstwo czy może zlecenia? - Zapytał właściciel przybytku. - Z każdego coś się znajdzie. Pytanie tylko jak wiele wam potrzeba i jak jesteście przygotowani. Zbieractwo zwykle ma najmniejszy dochód ale jest stosunkowo bezpieczne. Podobnie z resztą kurierstwo. Pozostałe dwa wymagają już odrobiny... narażenia życia.
Zbrojny tylko spojrzał w stronę dziewczyny, mimo, że jego twarz raczej nie wyrażała żadnych emocji, widać było, że po ostatnim starciu ze smokiem nie chętnie narażałby życie.
-Woleli byśmy jakieś bezpieczniejsze zajęcie- odparła Yoshiko, mając podobne odczucia jak Sigma.
- Nie ma czegoś takiego jak bezpieczne zajęcie. Po prostu albo ma się szczęście albo go nie ma. Z pominięciem zadań które zakładają ryzyko. Poszukiwanymi przez was było by kurierstwo, a akurat jest zlecenie na zaopatrzenie dla Jenkinsa. Oczywiście zioła i drobnoustroje dla hmm nimfy i tutejszych magów. Jeszcze jest transport... - czytał z kart zleceń trzymanych pod blatem lady - ... dla zakonu sióstr. I kilka drobniejszych zleceń w mieście i poza nim. Z tym że poza nim to raczej na większą odległość.
-Czyli kurierstwo, zbieractwo albo transport, sam mam do zebrania parę roślin które mogą mi pomóc w czymś, może na pierwszy ogień weźmiemy zbieractwo? - zapytał kompankę.
-Brzmi całkiem nieźle. Jakieś szczegóły?- zapytała zwracając się już do barmana.
- Magowie potrzebują sporej ilości błękitnego ziela. To roślina z której wytwarza się mikstury odnawiające magiczną moc. Zapewne można je znaleźć w okolicznych lasach. Dodatkowo są rośliny lecznicze dla nimfy i odrobinę… świetlików? Robaków świecących… No nic Armoria pewnie wie czego chce. To także w lasach. Rośliny lecznicze można znaleźć na polach i łąkach. Zadania te, raczej poza pochłanianiem czasu, nie są wielce wymagające. Nie liczcie jednak na wielki zarobek.
-Zawsze to grosz, byle starczyło na jedzenie i nocleg- stwierdziła dziewczyna, po czym zwróciła się do Sigmy- co o tym myślisz? Może jak już rozeznamy się w tym świecie zajmiemy się czymś bardziej dochodowym.
-Brzmi rozsądnie, lepiej nie skakać z motyką na księżyc, po tym jak będziemy mieli potrzebne minimum, wtedy podejmiemy się trudniejszych wyzwań.
- Zawsze jest jeszcze hazard - uśmiechnął się Karczmarz - Na zachodzie miasta w okolicy slumsów jest szulernia. Tam można znaleźć coś z... - gest wskazujący pod ladę - no i oczywiście odrobinę zakładów i gier. Nie proponuje tego, bo to raczej szemrane towarzystwo.
-Nie jestem dobra jeśli chodzi o takie rzeczy. Raczej wolałabym zostać przy zwykłych zajęciach- stwierdziła dziewczyna- do kogo mamy się udać żeby zabrać się za to zbieractwo?
- Jeśli potrzebujecie konkretnych informacji to do tutejszego zielarza lub zleceniodawców. Jeśli chcecie się za to zabrać od razu ja mogę przyjąć to co zbierzecie potem przekazać dalej.
-Myślę, że możemy najpierw skontaktować się ze zleceniodawcą, w końcu dobrze wiedzieć, czego się szuka.
-Gdzie ich znajdziemy? - dodała jeszcze dziewczyna.
- Zielaż będzie po tamtej stronie drogi, za ratuszem. Nimfa na górnym dziedzińcu, powinniście trafić jeśli kogoś zapytacie. Ale może to być lokal nie na waszą sakiewkę. Magów jak zwykle w świątyni wiedzy.
-Jak myślisz Sigma? Gdzie najpierw?.
-Chyba najprościej będzie zacząć od zielarza.
Podziękowawszy za informację Sigma i Yoshiko udali się we wskazanym kierunku.
Zielarz a raczej tutejszy alchemik był… karłem.

Rozpoczął pracę dość niedawno, przez wzgląd na odległość od poprzedniego zaopatrzenia - Marika z Lofar.
Wytłumaczenie czego poszukuje i jak to wygląda, nie zajęło nawet 20 minut. Alchemik miał już przygotowany mały przewodnik po pospolitych ziołach wraz z ich opisem i ładnymi, odręcznymi rysunkami.
Tak więc ta dwójka gotowa była już wyruszyć w drogę.
Zgodnie z opisem znajdowania wspomnianych ziół, były rozlokowane w okolicy miasta. Więc można było udać się w każdą z bram i przeszukać pobliskie łąki. Wliczając w to najbliższą - Zachodnią. Dokładnie tą samą którą przyjechali i tą samą która prowadziła w stronę dawnej stolicy. Zielarz sam nawet zaznaczył że tam najszybciej znajdzie się te zioła, ale szansa na “utrudnienia” też jest dość spora.
***
-Jak uważasz Sigma? Powinniśmy się rozdzielić czy szukać ich razem?-zapytała dziewczyna gdy opuścili siedzibę zielarza.
-Wydaje mi się, że efektywniejsze będzie rozdzielenie się, gdyby coś się stało, krzycz. A i przy okazji… - Sigma wyjaśnił jak najlepiej jakich artefaktów i roślin szuka do zadania z obudzeniem Rose. -Gdybyś znalazła jakiś z tych przedmiotów byłbym bardzo wdzięczny. - dodał po czym ruszył w jedną stronę.
-Będę się za nimi rozglądać, powodzenia - zawołała i skierowała się w przeciwną stronę.
***
Gdy słońce zaczynało się chylić ku zachodowi, poszukiwania można było uznać za zakończone.
Po długich wędrówkach po łąkach i w okolicach pasma górskiego i kopalni, zebrano zadowalającą ilość ziół dla zielarza. Oczywiście tych pospolitych. Zbieranie czegoś szczególnego czy robaków raczej nie wchodziło w grę.
Choć trzeba zauważyć, że jeden świetlik wleciał przez szparę w zbroi Sigmy i usadowił się w okolicy nosa, mrugając co jakiś czas.


Zapłata nie była wygórowana ale wystarczyła na lokum w karczmie i wyżywienie przez 2 najbliższe dni.

-Poszło nadzwyczaj łatwo - Powiedział Sigma z niedowierzaniem.
- Myślę, że czas na kolejne zadanie, 2 dni schronienia to nadal nie dużo, nie sądzisz? - Skierował pytanie do dziewczyny
-Też tak uważam, lepiej mieć coś na zapas. Masz jakieś konkretne zadanie na myśli?
-Może poszukiwania albo to kurierstwo które zaoferował nam karczmarz? Nie brzmi to, aż tak groźnie, a czuje, że nagroda może nam zapewnić więcej niż 2 dni.
-Kurierstwo nie brzmi źle, przy okazji poznalibyśmy okolice. Tylko chciałam się zająć pewna sprawa. Nie wiem czy chciałbyś się w to mieszać ale będę musiała wkraść się do więzienia.
-Brzmi ciekawie, ale może krótko mnie w to wtajemniczyć? Nie mam dobrej pamięci, ale zdaje mi się, że we więzieniu trzyma się tych złych, po co chcesz kogoś uwalniać?
-Odkąd jestem w tym świecie dzieją się że mną bardzo dziwne rzeczy. Sam widziałeś że w dziwny sposób uleczyła się moja rana od lancy tamtego demona. Gdy opuścilismy tamto miejsce miałam dziwny sen albo wizję. Normalnie uznałabym to tylko za zły sen, ale mam wyjątkowo złe przeczucia. W skrócie, coś bardo złego grozi temu światu, a człowiek który znajduje się w tym więzieniu , może pomóc to powstrzymać.
-Hmm, brzmi poważnie. Powiedziałem Ci o moim zbieraniu artefaktów, i jeśli będziesz nadal pamiętać, żeby takie coś podnieść i mi przekazać jak Ci się rzuci w oczy to chętnie pomogę, ale wpierw wykonajmy to kurierstwo. Da nam to trochę więcej funduszy przez co będziemy mieli więcej czasu na planowanie tego włamu.
 
__________________
Once the choice is made, the rest is mere consequence
Asuryan jest offline  
Stary 25-10-2016, 17:30   #49
 
Asuryan's Avatar
 
Reputacja: 1 Asuryan ma wspaniałą reputacjęAsuryan ma wspaniałą reputacjęAsuryan ma wspaniałą reputacjęAsuryan ma wspaniałą reputacjęAsuryan ma wspaniałą reputacjęAsuryan ma wspaniałą reputacjęAsuryan ma wspaniałą reputacjęAsuryan ma wspaniałą reputacjęAsuryan ma wspaniałą reputacjęAsuryan ma wspaniałą reputacjęAsuryan ma wspaniałą reputację
Po zebraniu niezbędnych rzeczy i opuszczeniu kryjówki ruchu oporu, eldar udał się w miejsce gdzie według udzielonych informacji miała oczekiwać Aje razem z transportem.
- Tutaj. - zakrzyknęła przed bramą miasta machając energicznie dłonią.

- Ma być sporo sprzętu wiec dostaliśmy Mos-a
-Ruszajmy więc, szkoda czasu. Jak długo potrwa podróż?
- Jeżeli wyruszymy teraz... dotrzemy tam w nocy. O ile pogoda będzie sprzyjająca. - wyjaśniła mając zmartwioną minę.
-Mogę częściowo osłonić statek przed wiatrem, a czas nagli.
- Póki co zachowuj siły. Mogą się przydać na miejscu.
- Zobaczymy- odpowiedział tylko, wchodząc już na pokład.


Mniej więcej w połowie drogi, wewnątrz Anthrilena odezwał się głos. A raczej odczucia wiadomego pochodzenia. Wzrok niepokoju, skierował w kierunku odległych ruin. Tam gdzie miało rzekomo spoczywać ostrze zamętu i demon osnowy. Zbierał on siły. Ale to nie wszystko daleko na południu, nad krajami Unii wisiały ciężkie chmury. Tam też działo się coś niedobrego.


- Lądujemy. Resztę przejdziemy pieszo. - orzekła Aje gdy dzień chylił się ku końcowi. - Twoja peleryna - podała materiał w barwach piasku. - Do obozu mamy godzinę drogi. Na pewno są tam najemnicy, może jakiś wampir i handlarze niewolników. Transport miał się przebić przez obóz więc, albo zostali zatrzymani, albo ugrzęźli w tunelach. W każdym razie, ty decydujesz jak do tego podejdziemy.
-Najpierw sprawdźmy jak wygląda sytuacja- stwierdził eldar, w tej samej chwili przeczesując umysłem wskazany kierunek.
Obozowisko było półkolem skupionym wokoło jaskini. Prawdopodobnie kopalni jaskiniowej. Obraz utworzony w umyśle Anthrilena był raczej makietą przestrzenną tamtej strefy.
Niewielka palisada dookoła obozu, 3 bramy, sporo mniejszych skupisk ludności. Sporo pojazdów różnej maści. 2 wierze strażnicze. Liczba osób w obrębie obozowiska co najmniej 80. Widocznie kopalnia stała się punktem wymiany kulturalnej i handlowej.
- I jak? - zapytała kobieta.
-Około osiemdziesięciu osób i palisada. Jaka jest szansa by wszyscy byli wrodzy?- zapytał nie znając tutejszych realiów.
- 40 na 40 - odparła - Nie sadzę żebyśmy mieli problem z dostaniem się tam, jeżeli damy jasne świadectwo że czegoś chcemy. Jeżeli rozpoznają w nas wrogów lub spowodujemy konflikt, zapewne większość będzie przeciwko nam. Chyba. - Dodała podkreślając niepewność. - Pierw musimy znaleźć naszą dostawę.
-Ukryje nas przed ich zmysłami i dostaniemy się po cichu do środka. Wtedy jeśli zajdzie potrzeba rozdzielimy się i poszukamy waszej dostawy. Jeśli będzie trzeba wytniemy drogę do wyjścia.
***
Wejście do Jaskini.
- Ej! Słyszałeś coś?
- Tylko twój burczący żołądek.
- Ych. Ty pajacu. Z jaksini!
- Ach. Pewnie znowu jakiś stwór chce się przebić.
Niewidoczny cień przeszedł miedzy obojgiem strażników.


- Mamy szczęście. Wampiry zdawały się być zajęte, a staż przygłupia. Dzięki pani losu że nie ma tutaj Lykan. Widziałeś tamte wozy, to są handlarzy niewolników. Nigdzie nie widziałam transportu naszych ludzi.
-Powinniśmy zejść głębiej. Może postanowili nie wyciągać transportu na powierzchnię, a może to nawet nie oni odpowiadają za zniknięcie. W każdym razie warto sprawdzić tunele .
- Dobry pomysł. Zdaje się, że gdzieś mam mapę tuneli, choć nie aktualna powinna nam pomóc. - Przeszukała podręczny tobołek wyciągając zwój. - Dobrze więc. Tędy.

Poruszanie się po kopalni nie było trudne. Skoro miały tędy przejechać wozy, musiały to był dostosowane do tego tunele.
- Hmm to chyba skrót. Choć nie mam go na mapie. Próbujemy?
Z wnętrza tunelu dało się wyczuć sporą ilość żyć. Dodatkowo gdzieś wewnątrz tej kopalni dało się odczóć ślady osnowy.
-Trzymajmy się się głównej ścieżki. Coś tam wyczuwam a strażnicy mówili o jakichś stworzeniach, a na te czasu nie mamy.


15 minut później
- Dobrze. Tutaj powinno być przejście - powiedziała stając przed listą ścianą. - A to znaczy... że nasz transport jeszcze się nie przebił.
- ... jop twojo mać.... ędożone...
- Słyszysz? - zapytała stukając w ściankę wywołując stłumiony odgłos.
- ... ki. h***...
- Nasi?-zapytał eldar, przyglądając się stanowi sklepienia, by w razie co moc spróbować pomóc przebić się przez ścianę.
Odgłos nie był zbyt stłumiony więc pewnie w grubości to około 20 centymetrów litej skały.
- Zapewne. Ładunki odpadają. Poszukam kilofa.
Anthrilien nie czekając na towarzyszke dobył miecza, który powinien sprawić się lepiej niż kilof. Naładowane energia psioniczna ostrze zdawało się lekko lśnić. Eldar pachnął ścianę na próbę.
Przeszło z lekkim oporem. Widocznie w ścaenie znajdowały się materiały bardzo gęste.
Za ścianą, wraz z odpływem ciężkiego powietrza i dostępem światła, dało się dostrzec maskę jakiegoś pojazdu.

Za pojazdem znajdowały się 3 wozy zakryte płachtami, a przy nich leżała grupka krasnoludów.
-Odsunąć się -ostrzegł eldar, a następnie wbił ostrze i przesunął nim kilka razy, tworząc dość spory prostokąt. Następnie cofnąwszy się, pociągnął płytę w swoją stronę za pomocą telekinezy, delikatnie, by nie halasowac.

-Ugo! - zawołała Aje na widok jednego z leżących
- A-han? Toż moja broda zaczęła już pleśnieć że mam zwidy?
- Co się stało?
- Mieliśmy problem z przebiciem się, a potem to robactwo wylazło. Jak widzisz tylko my się ostaliśmy, ponad połowę zabrali.
- Nie dobrze. Może być ciężko się przebić.
- Ugo. A co ze skrzynią? -zapytał jeden z brodachy

- Srał na nią. Jedna to nie strata.
- Psi mać. Żeśmy ją pół miesiąca zbierali.
- Jedna z waszych. Krystaliczna rtęć. - dodał ugo.
- A druga? - zapytała zaniepokojona dziewczyna
- Ostała się. Bron najwyżej się powlecze niż wykuje.
- I tak jesteśmy już opóźnieni.

- Wiem Mera! Dobrze o tym wiem. Kompania, przepchnąć te wagony do tunelu.
W śród ocalałem grupy była tylko jedna, nie krasnoludzka, osoba.
Mężczyzna w czarnym stroju, siedział za wozem i spał.

- A co z czarnym?
- Na wóz go. Należy mu się.
- Kto to? - zapytała Aje
- Hei-boy~a (taki przegłos w japońskiej wymowie, odnosi się do chłopca). Przylazł za nami, nie wiadomo poco, i pomógł walczyć.
- To mało powiedziane. Ostatni atak sam odparł, ale potem zasnął i śpi tak już bite 5 godzin.
- Mówicie że nazywa się Hei?- zapytał eldar, który kojarzył imię, którym określono mężczyznę podobnego do Sorena - kiedy do was dołączył?
- Przed 20 godzinami. Podczas trzeciej fali robactwa wcześniej. Podobno do tuneli wszedł dzień po nas. Ale pomógł gdy najbardziej tego potrzebowaliśmy.
- Hmm. Uczynny i niezły - mruknęła pod nosem Aje.
- Na powierzchni mają obóz łowcy niewolników i wampiry, wątpię byśmy byli w stanie przedostać się niezauważenie, a ja nie dam rady ukryć takiej ilości ludzi i sprzętu - oznajmił eldar - sugeruje by kilkoro z nas wyszło z tuneli jako awangarda i narobiła możliwie największego zamieszania, a reszta w tym czasie spróbuję przemknąć się w stronę transportu.
- Zaczekamy? -zapytała dziewczyna - Popatrz tylko na nich.
- Co tacy brzydcy? - zapytał z uśmiechem Ugo.
- Są zmęczeni. Godzinka, czy dwie nas nie zabiją.
- Oj nie był bym taki pewny Aje. Każda godzina to czas w którym robactwo może znów zaatakować. - już miał splunąć gdy ziemia zatrzęsła się w posadach. Krasnolud popluł sobie brodę.
- Ki H**** / Ki czort / Co za cholerstwo.
- O tym żem właśnie mówił.
Hej podniósł się jak zmarły i z lekko przymkniętymi oczami spoglądając w przeciwną stronę do wszsytkich obecnych (siedzi na wozie odwrócony tyłem) powiedział tylko jedno słowo:
- Ruchy. - po czym znów zasnął.
-Zasypać za wami tunel?-spytał szpiczasto-uchy.
- Kupi nam to trochę czasu - przytaknęła Aje.
- A skąd! - mruknął krasnolud - To druga droga do kraju ziemi. Bez niej to tylko dookoła przez unię i góry. Wiesz ile żeśmy to g**** przekuwali!
- W takim razie pospieszmy się zanim wspomniane robactwo nas dogoni- rzekł eldar ignorując wulgaryzmy krasnoludów.
Pociąg ruszył, z początku ospale przebijając się przez zbyt mały otwór, lecz gdy trafił na tory dla wózków kopalnianych, przyspieszył.
W samą porę po za nim przelewała się właśnie fala robactwa.

Olbrzymie żuki, zdawały się być jakby zarażone. Fragmenty ich pancerzy odpadały, oczy i żuwaczki ociekały czarną mazią, a od samych ich istnień emanowała znikoma ilość osnowy.
Musiały być w kontakcie z jakimś jej przedstawicielem.
- Te uchaty! Zmieniłem zdanie. Zawalaj!!! - rzucił przez ramie krasnolud rozkręcając działko obrotowe.
Seria pocisków położyła pierwszą linię robaków.
Eldar obejrzał się, po czym ponownie uniósł wcześniej wycięty fragment skały i umieścił go w otworze, na wszelki wypadek blokując go jeszcze belkami wspornymi i głazami leżącymi nieopodal.
-Szybko, na górę. Upewnię się że nie przejdą, dogonię was.
Pociąg przyśpieszył oddalając się od przejścia. Krasnolud widocznie zatroskany o długouchego rzucił mu podarunek.
- Moja żoneczka Betty. Ma do mnie wrócić.

3 lufowa strzelba “Betty” i pas 30 naboi typu breneka. I choć dla zaawansowanej rasy eldarów taka broń mogła zdawać się zacofana, w przeciwieństwie nowoczesnych zabawek redukujących siłę odrzutu, od tej czuć było siłę.
Anthrilien złapał broń w locie i podziękował skinięciem. Przyjrzał się “Betty” przypominała mu strzelby używane przez Imperium Człowieka i zdawała się działać na podobnej zasadzie. Na podstawie kalibru mniej więcej określił odrzut. Przewiesił strzelbę przez ramie, mogła się przydać. Tymczasem złapał kostur oburącz i oczekiwał na rozwój wydarzeń.
Skała zaczynała pękać pod naporem wroga. I choć Eldar nie był w stanie określić całkowitej liczby wrogich stworzeń, mógł kalkulować 100-200 jednostek. Nie było czasu zbytnio się zastanawiać co robić.
Eldar cofał się powoli, skupił swoje siły by zawalić tunel po stronie gdzie znajdowały się robaki.
Po krótkiej chwili pojawiły się wstrząsy. Strop zaczął się zawalać w momencie w którym robactwo zaczęło przełazić przez otwór.
Zapanowała cisza.
Którą przerwały szmer i zgrzytanie. W opadającym kurzu dało się dostrzec splugawioną istotę.

Potężne cielsko zatrzymało na sobie spadające skały i zrobiło niewielki prześwit dla mniejszego robactwa.
Nie zatrzymało to fali ale ograniczyło jej przepływ prawie 10 krotnie. Tylko pomniejsze istoty zdołały się przedostać pod cielskiem olbrzyma. (3-3.5 m x 3.5 m prawie tak duży jak szeroki.)
Nie czekając aż stworzenie przedostanie się przez prześwit, Anthrilien wysunął kostur w jego stronę i wspierając się zawartą w nim mocą, wystrzelił wiązkę niszczyciela, pokrywając nią całą szerokość korytarza.
Pomniejsze stworzonka pozostawiły po sobie jedynie popiół. Olbrzym choć mocno przedziurawiony i zapewne martwy, pozostał w niezmienionej pozycji. Widocznie taka była jego fizjologia.
Kolejne robaki znów zaczęły napływać. Z wnętrza tuneli dało się usłysześ dudnienie. Coś się zbliżało, ale wciąż nie było to źródło osnowy. To zdawało się skrywać gdzieś w głębi jedynie nieznacznie kontrolując wszystko na odległość.
Prorok obrócił się w miejscu i wykonał szybki ruch rękami, przypominający pchnięcie. Gwałtowna fala porwała małe stworzenie z powrotem w głąb tunelu, równocześnie bombardując je kamieniami, które porwał ze sobą impuls. Spojrzał na martwego olbrzyma stojącego w przejściu. Powyżej kolan kończyny były wyraźnie cieńsze, urwanie choć przednich mogło potencjalnie przewrócić korpus i zablokować tunel. Psionik raz jeszcze wyciągnął przed siebie kostur, by porazić właśnie te miejsca.
Truchło opadło ciężko a razem z nim cała sterta głazów.
Kolejny wstrząs.
Tunel zaczął pękać po stropie. Widocznie zawalenie przejścia naruszyło jego konstrukcję.
Anthrilien nie czekając aż tunel zacznie się zapadać pobiegł w stronę wyjścia, na wszelki wypadek wzmacniając otaczającą go tarcze.
Przed wyjściem słychać było zawieruchę. Transport zasobów zatrzymał się w poprzek wyjścia, doszło do strzelaniny. Aje przysiadła za lokomotywą trzymając przy sobie Hei-a.
- Wybacz długouchy, za dużo zamieszania zrobiliśmy w środku. - zakrzyknął jeden z krasnoludów gdy spostrzegł zbliżającego się Anthrilena.
Prorok nie odpowiedział, zakładał że nie będzie łatwo. Zbliżył się do transportera i obejrzał okolice. Kilka pocisków zrykoszetowało o tarcze psioniczna.
-Na moją komendę ognia- nim ktokolwiek zdążył zapytać wyciągnął przed siebie kostur i wolna dłoń. Po zlokalizowaniu większości wrogów skupił się by unieść osłony za którymi chwali się przeciwnicy.
- Ognia -Rozkazał krótko.
Seria z działka obrotowego i wsparcie pozostałych broni oczyściło doszczętnie jedną ze stron obozu.
Niestety przy dalszej strzelaninie, druga połowa obozu odpowiedziała kontr ostrzałem.
Rozległ się trzask pękających skał, zawalanie jaskini postępowało... Energia osnowy zaczynała wzrastać. Widocznie demon poczuł się zagrożony i postanowił się wydostać.
-Coś gorszego niż robaki wkrótce może tu dotrzeć. Ruszać w poprzek obozu, transport robi za osłonę przed największym ostrzałem, ja osłaniam drugą flankę, kierować się w tamtą stronę- rozkazał eldar wskazując kierunek do statku. Otworzył sakwę, runy które z niej wyleciały zaczęły orbitować w okół jego głowy. Założył hełm i udał się na swoją pozycję i utworzył kinetyczną ścianę chroniącą krasnoludy przed ostrzałem.
-Na przód i zachować otwarte umysły, nie możemy tu zostać- dodał wypatrując już wrogów po swojej stronie.
Eldar idąc w stronę przeciwników wbił kostur w ziemię i dobył oburącz miecza, którego ostrze lśniło od zgromadzonej w nim energii. Na widok wojownika bandyci zareagowali ogniem ze swojej prostackiej broni. Anthrilien nie zatrzymując się wystawił przed siebie dłoń. Pociski zatrzymały się, tylko po to by po chwili zawrócić i zmienić jednego ze strzelców w czerwoną chmurę. Czworo zbiorów sięgnęło po broń biała i, udowadniając brak instynktu samozachowawczego, zaszarżowało. Pierwszy z nich, pokonawszy dystans, zamachnął mieczem celując w głowę proroka. Ten trzymając miecz oburącz ustalił go w skośny bloku, tak by wrogie ostrze zsunęło się niegroźnie po płazie broni. Następnie z wprawa zakręcił nim w powietrzu krótki łuk i ciął odsłoniętego przeciwnika w bark. Mimo skórzanego pancerza ostrze przeszło przez ciało jak przez masło, wychodząc dopiero przy przeciwnym biodrze, rozcinając przeciwnika po skosie na pół. Na ten widok pozostała trójka wyraźnie zwatpiła. Tym razem to eldar zaatakował. W kilku szybkich krokach znalazł się przy najbliższym przeciwniku ciął na odlew trzymając miecz tylko prawą ręką. Zaskoczony szybkością ataku przeciwnik, z trudem zdołał zablokować cios który rozciął by mu brzuch. Uderzenie znacznie silniejsze niż można by się spodziewać, wytrąciło go z równowagi. Anthrilien idąc z siłą rozpędu wykonał szybki obrót w miejscu i wolną ręką błyskawicznie dobywając sztyletu wbił go w skroń przeciwnika. Opadające bezwładnie ciało uwolniło ostrze sztyletu. Pozostała dwójka spróbowała wykorzystać fakt że eldar zajęty był ich towarzyszem i postanowili zaatakować. Pierwsza z nich, kobieta, zaatakowała z boku tnąc poziomo w tułów. Prorok zblokował trzymając miecz pionowo, po czym wykonał niski obrót z jedną nogą wyprostowaną podcinając nogi atakującej. Z gracją akrobaty przekoziołkował na bok, unikając cięcia w ramie. Mężczyzna nie zamierzał dać mu czasu na wytchnienie. Skoczył na proroka zamachując się ciężkim dwuręcznym mieczem. Anthrilen zanurkował pod ostrzem i nim mężczyzna zdążył zareagować eldar był już za nim. Pionowe, chirurgicznie wręcz precyzyjne cięcie po całej długości kręgosłupa posłało go na ziemię. Prorok machnął mieczem by strzepnąć z niego krew, tworząc czerwony łuk. Ostatnia z czwórki zaszarżowała na niego desperacko, krzykiem dodając sobie odwagi. Ciął ją w biegu nim zdążyła zadać cios. Przeszła jeszcze parę kroków nim osunęła się na ziemię obficie brocząc krwią z rozciętej tętnicy szyjnej.


Dwójka wampirów wyłoniła się u wylotu jaskini. Jeden z nich skandował już jakieś złowieszcze zaklęcie gdy jego głowa eksplodowała w błękitnym strumieniu.
Hei siedział no wozie spoglądając na wylot jaskini. Strumień dymu unosił się z trzymanej przez niego broni.

- Kuru [jp. nadchodzi] - powiedział z ciężkim brzmieniem.
Drugi wampir nagle zniknął w zielonym strumieniu wydobywającym się z jaskini. Lecz jego śmierci pewnie nikt nie dostrzegł bo chwilę później eksplodowało samo wejście.

-Ruchy!- Krzyknął eldar, czując że znamie na piersi zaczyna boleć. Skupił moce by spróbować zakamuflować obecność grupy przed smokiem i zwrócić jego uwagę na przeciwników po drugiej stronie obozu.
“Pomniejszy” demon osnowy. Choć nie było jasnych śladów, zapewne pochodził z pod komendy Nurgla. Zdawał się być słaby, tak jakby coś wyciągnęło z niego moc. Ale wciąż pozostawał niewyobrażalnie groźny.
Demon wziął głęboki oddech i już miał wypuścić trujący gaz gdy, Hei wstrzelił kolejny pocisk.
Musiał to być silny strzał bo gaz, skupił się tylko i wyłącznie na obozie, ale nie wystarczający silny by zranić demona.
- Hayaku [jp. szybciej] - wokół czarnowłosego zaczynały się gromadzić ładunki elektryczne, a on sam założył swoją maskę.
Anthrilien uniósł dłoń, skrzynie, beczki i inne ciężkie przedmioty leżące do tej pory w okolicy wciąż żyjących przeciwników uniosły się. Następnie prorok wykonał ruch przypominający rzut, a “pociski” wystrzeliły w stronę demona.
Obiekty odbijały się od niego, nie robiąc większej krzywdy, nawet pomimo braku bariery kinetycznej. Wróg, czy było to zamierzone czy nie, stracił osłony i... nie trzeba więcej podkreślać ich losu.
Było by źle jeżeli demon za nimi podąży, ale póki co ich nie dostrzegł... ups.. właśnie spojrzał w ich stronę.
Ciekawe czy wyczuł moc Anthrilena? W każdym razie był jeszcze unieruchomiony, dopiero mniej niż połowa jego ciała wydostała się z jaskini.
- Anth~nnn - zamiułczała Aje. Dziewczę ewidentnie się bało, a o dziwo krasnoludy stały się jakby nazbyt ciche.
-Ruchy do transportu!- rozkazał eldar-osłonię was.
Po tych słowach stanął pomiędzy grupą a demonem wzmacniając swoją tarczę.
Kolejny wstrząs, demon się wydostawał.
Na ramieniu eldara spoczęła dłoń Heia
- Nie. Razem. - jak widać był dość skąpy w słowach, delikatnie pociągnął eldara za sobą biegnąc za transportem.
Gdy do Mos-a pozostało już niespełna 200 metrów demon wydostał się z jaskini.
Wciąż pozostawali zbyt daleko od transportu. Anthrilien zatrzymał się i uniósł dłoń. Statek leniwie podniósł się i poszybował w ich stronę, by spotkać się w połowie drogi.
Demon w całej okazałości był naprawdę wielki. Spokojnie mógł by dosięgnąć dachu złotego pałacu, stojąc u jego podnóża.
Istota ruszyła pędem za uciekającymi, przebierając swoimi 6 odnóżami.
Jeden z krasnoludów dał profilaktyczny ostrzał z ręcznego moździerza, ale bez większego rezultatu.
Statek zatrzymał się przed uciekającymi, tak by od razu mogli wejść na rampę. Anthrilien szybko znalazł się na pokładzie. Rozłożył ręce na bok, a jego postać i runy zaczęły emitować lekki blask gdy prorok objął pojazd polem ochronnym.
Gdy zdołali unieść się na wysokość 20 metrów, demon dotarł do nich. Zamachnął się szponami i uderzył wprost z barierę. Siła była wielka, ale nie na tyle by się przebić. Jednak statek został przesunięty w powietrzu.
- Już po nas. - płakały krasnoludy.
- Dasz radę. - kibicowała Aje
- Ile dasz radę wytrzymasz? I czy damy radę się go pozbyć? - Zapytał Hei, przeładowując rewolwer.
-Jeszcze kilka takich ciosów nim będę zdany tylko na własne siły, kilka więcej a nie będę w stanie utrzymać tarczy. Spróbujcie ostrzelać skrzydła i oczy, przepuszczę wasze pociski.
- Mam pomysł. Jak dobrze kontrolujesz swoje gromy? Jak szczegółowo możesz nimi manipulować? - zapytał przy wystrzale serii z działka obrotowego, obrzynów i podręcznego granatnika.
Samemu oddając 2 strzały ze swoich rewolwerów.
Te dwa strzały wytrąciły demona z równowagi, ale wciąż nie miały mocy by wyrządzić mu znaczące rany.
Kolejne uderzenie szarpnęło o wiele silniej. Gdyby nie interwencja Anthrilena Aje wylądowała by za burtą, z długą drogą w dół
-Zależy o co chodzi. Potrafię trafić bardzo precyzyjnie lub rozprowadzić je na dużą powierzchnię.
- Jednym słowem Railgun. Wieloma... będzie potrzeba namagnesować lufę i przyśpieszyć pociski twojej broni. Jeśli nie jesteś w stanie tego kontrolować, ja się tym zajmę, ty dasz tylko energię. Nie gwarantuję że to coś wskóra, ale moje pociski jako jedyne zdołały go odrobinę odepchnąć.
-Mogę zapewnić energię, ale nigdy nie magnesowałem metalu, zostawię to Tobie. Bierzmy się do roboty.
Kolejne uderzenie zachwiało statkiem. Demon zdołał pochwycić osłaniającą statek barierę, zatrzymując go w powietrzu. Nie do końca statek był w stanie poruszać się wewnątrz niej, ale póki bariera istniała nie mógł się wydostać poza jej obszar, a gdyby znikła, prawdopodobnie szpony zdołały by zniszczyć statek.
Hei dotknął ramienia Eldara, gdy ten zaczął uwalniać pokłady mocy elektrycznej. Cała moc skupiła się w strzelbie otrzymanej od krasnoluda.
- Moc działa kinetycznego oparta jest o stosowną ilość energii i długość szyny. Moje rewolwery mają lufy w okolicach 10-20 centymetrów, z mocą jaką wywołuję, pociski osiągają prędkość 2-3 machów. Przy twojej powinniśmy osiągnąć co najmniej dwu krotny wynik. On your mark! - Po krótkim wyjaśnieniu skupił całą swoją moc na kontroli mocy Anthrilena.
Eldar wiedział, że to prawdziwe wyzwanie dla człowieka, nawet jeżeli należy on do Uvervorldu. Pamiętając o tym, prorok generował energię szybko ale stopniowo. Demon nie odpuszczał, a Anthrilien mimo hełmu poczuł krople potu na czole gdy zarówno osłona jak i ładowanie broni wyczerpały moc zawartą w kosturze, zrzucając na niego całe obciążenie. W momencie gdy wyczuł że Hei może nie poradzić sobie z większą ilością energii, zbliżył się do burty i wycelował zapierając broń o bark jakby miał z tym już styczność. Dla bezpieczeństwa postanowił ustabilizować broń kinetycznie.
-Ognia- rzekł zmodyfikowanym przez hełm, metalicznym głosem.
Gdy pociągnął za spust, silny odrzut prawie złamał mu bark. Na pewno będzie stłuczenie, ale nic poza tym. Dawne, z perspektywy eldarów, działa kinetyczne były dość duże i zwykle nie wymagały “ręcznego” użytkowania. Prowizoryczność zawsze ma swoje wady. Ilość energii i kontrola Heia wystarczyły, by dostatecznie namagnesować lufę, ale okazała się odrobinę za duża dla samych pocisków. Trzy owalne pociski stopiły się w jeden strumień zaraz po wystrzale, przeszywając na wylot, wzdłuż, ciało demona. Strumień stopionej stali rozpadł się jeszcze w locie. Najdziwniejszym był fakt że Betty wyszła z tego strzału bez szwanku.
Demon padł, choć nie był martwy. Odrzut delikatnie zmienił trajektorię strzału, jedynie raniąc rdzeń demona. Jednak ta rana wystarczy by odwieść go od ataku i zapewnić mu co najmniej tydzień regeneracji.
Choć ciało by się zaserwować mu kolejne uderzenie... ręka zsunęła się z ramienia Anthrilena. Czarnowłosy mężczyzna padł na deski pokładu z trudną do określenia miną. Zasnął.
Eldar nie zamierzał mu przeszkadzać. Oddał krasnoludowi broń, po czym wspierając się na kosturze udał się tradycyjnie na dziób pojazdu. Tam zdjął hełm i usiadłszy po turecku korzystał z chwili wytchnienia.


Późne południe kolejnego dnia.
Statek właśnie lądował na obrzeżach miasta. Na miejscu lądowania czekały już wozy z trefnym sprzętem. Tak by właściwy towar miał trafić niespostrzeżenie do miasta. Razem z wozami czekała grupa handlarzy, Eagelis oraz:


- Za 10 minut będziemy lądować. - oznajmiła Aje i skierowała się do krasnoludów rzygających przez burtę - Jak się czujecie?
- Ch***owo. Kranso...ludy nie... latają.. ble.....
- Kac morderca. - powiedział Hei przysiadając przy Anthrilenie. Najwidoczniej dopiero co się obudził. - Broń zniszczona? Demon? - zapytał przechodząc do konkretów.
-Broń wytrzymała. Demon przeżył, ale zraniliśmy go wystarczająco mocno by przez jakiś czas wstrzymał się od jakichkolwiek działań.- Streścił eldar nie otwierając oczu- Co tu robisz? Nie spodziewałem się widoku innych członków w najbliższy czasie.
- Rozkazy się zmieniły. Dōin.[jp. Mobilizacja] Celem jest... klucz. - odparł z pełną powagą, upewniając się wpierw, że tylko ich dwójka jest w zasięgu słyszalności - Nie chcę się powtarzać, więc szczegóły... za dwa dni. Odnajdź mnie wtedy w mieście. Do tego czasu jeszcze dwie oso... - zawahał się - dwójka naszych powinna dotrzeć do miasta. Mam zapewnić finanse, wsparcie i zaopatrzenie. Jeżeli czegoś potrzebujesz - Powiedz. Mogę nawet sklonować tamtą strzelbę.
Anthrilien zmarszczył brwi i otworzył oczy. Nie pamiętał by wcześniej tak wielu członków Uverworldu gromadziło się w jednym miejscu, a mógł to być zły znak.
-Pojawię się. Nie potrzebuję broni, ale przyda mi się upioryt- stwierdził wskazując na materiał z którego zrobiony był kostur- Zazwyczaj pojawia się w tym świecie pod postacią małych drzewek tego samego koloru.
- Upioryt. - powtórzył - O ile mnie pamięć nie myli, ma silne działanie przeciwko widmom. Nie wątpię, że ile istot tyle zastosowań. Zdobędę go, jakiem kwatermistrz. Hmm czy jeszcze coś miałem przekazać? Vizard zostawił sporo na mojej głowie. Bodajże... wolno ci przyjść z kimś zaufanym. Ale miej na uwadze, że w grę wchodzą tożsamości naszych ludzi. Orokusaki mówił, że będzie któryś z jego ludzi w zastępstwie z taką osobą.
-Będę sam- stwierdził krótko- gdzie mam was szukać?
- Powinieneś odnaleźć mój umysł lub Akasji. Drugiego dnia będę już na miejscu. Tam się spotkamy. Wcześniej, szukaj mnie tylko, jeśli czegoś pilnie potrzebujesz. Nie powiem otwarcie gdzie będzie spotkanie, bo sam jeszcze nie znam tej okolicy.
Anthrilien skinął na potwierdzenie
-Jeszcze jedno. Słyszałem że w tym świecie istnieją kamienie zdolne do przejęcia duszy umierającego. Potrzebuje ich.
- Z tym będzie ciężej. Gdybym wiedział wcześniej, wziął bym jakiś ze sobą z Rockviel. Są raczej rzadkie, ale jesteśmy w posiadaniu kilku egzemplarzy. Nie sądzę by ktoś teraz zawitał to tamtej bazy, więc będziesz musiał dłużej poczekać, lub przy okazji samemu je odebrać.
-Pojawię się tam po wszystkim- odparł.
 
__________________
Once the choice is made, the rest is mere consequence

Ostatnio edytowane przez Asuryan : 25-10-2016 o 17:33.
Asuryan jest offline  
Stary 26-10-2016, 19:51   #50
 
Dhratlach's Avatar
 
Reputacja: 1 Dhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputację
Kiedy wszystko zostało zrealizowane, udał się w drogę powrotną do stolicy, gdzie planował sprzedać posiadany wóz i konia. W końcu jego przydatność na tą chwilę minęła. No i jeszcze została kwestia raportu. Trzeba było sprostować wszystkie nieścisłości Arne… ale z głową.
- Sprostować raport? - zapytała Herbia - No cóż, nie przeczę, że Arne lubi chodzić z głową w chmurach. A więc… Było was 4 i 2 przyzwane bestie. Obóz demonów był opuszczony. Pod kotliną znajdują się ruiny ze skarbcem. Po trudnej walce z ich strażnikiem pojawił się wysokiej klasy demon, który puścił was wolno. - pokrótce przybliżyła posiadaną wiedzę.
- Osobiście chciałbym usłyszeć o tym ostatnim zajściu. - przytaknął Juto, z nieznanych powodów będący w tej samej sali.
- Puściła wolno to mało powiedziane. Bardziej chciała nas ukatrupić, ale ponieważ nie mogła nas zabić ze względu na Throne of the Fallen pozwoliła nam żyć. Jednak następnym razem kiedy się spotkamy dojdzie do walki na śmierć i życie, gdyż tylko jeden może podążyć ścieżką. Tyle przynajmniej udało się od niej wyciągnąć. Czym jest Throne of the Fallen nie wiem. Czekają mnie długie godziny poszukiwań w bibliotece jeśli w ogóle ta wiedza jest dostępna. - odpowiedział Erven, po prawdzie, ale bez szczegółów. - Czy imię Gremmony coś wam mówi, za wyjątkiem tego, że to poplecznica Zaafiela?
- A więc Gremmory jest poplecznicą Zaafiela. Hmm. Gremory to 56 demon Goecji. Demon prawa, porządku i równowagi. Raczej bym liczył na to że plasuje się pod Lucyferem. Widocznie w piekle też mają niezły bałagan.
- Raczej bym rzekł że demony nie zawsze są logiczne, a dokładniej często bywają sprzeczne. - skomentował Juto
- Zapewne… w każdym razie o demonach wyższych raczej nie wiele jest wiadomo. Zebrane zbiory wiedzy o demonach zwykle opisują możliwości i zachowanie tych pomniejszych. Demoniczna rasa, sama w sobie, nie jest raczej zbyt rozpowszechnionym tematem. Zapewne wiesz Ervenie że określenie “Demony” jest ogólne i nie do końca poprawne, bo da się wyróżnić Demony - czyli monstra i Demoniczną rasę- tą bliższą naszym wyobrażeniom.
- Musimy jednak pamiętać o najwyższych z demonicznej rasy. Tych którzy niegdyś byli w zastępstwach anielskich lecz zostali strąceni za… no i tu nie wnikajmy, bo przekłady są różne. Tak czy inaczej nie wypowiadam się w sprawach w których nie mam pewności. Spekulacje nie służą nauce. - odpowiedział Erven - Tak czy inaczej, czy jest jeszcze do mnie jakaś sprawa? Mam trochę na głowie.
- To zależy czy masz ochotę na dłuższą podróż. - orzekła Herbia - Było by jeszcze jedno czy dwa zlecenia.
- Dobrze jeżeli to wszystko to ja też już pójdę. - Juto skierował swe słowa w stronę Tallawena
- Trzymaj. To zwój dla Ruby i szerokiej drogi. Zapewne nie zobaczymy się przez najbliższe tygodnie.
- Ruby? Znajdę ją w Stolicy? - zapytał Erven - Przyznam, że mam materiały do przerobienia tutaj jak i wiele innych spraw. Dalsze podróże działają na moją niekorzyść. Chyba… chyba, że wezmę kopię potrzebnych mi dokumentów ze sobą, ale wtedy przyda się pomoc Świątyni z ich przyrządzeniem. Choć to i tak wszystko zależy od tego jak potoczy się najbliższy tydzień. Tak czy inaczej, jeśli możesz, opowiedz mi o tych zadaniach. W końcu nie mówię nie.
- Jeszcze przez moment, zaraz wyruszamy. - powiedział na odchodne Juto.
- Jedno zadanie dotyczy ustabilizowani punktu końcowego naszego portalu. Magia teleportacji nie jest możliwa sama z siebie, przez fluktuacje przestrzeni wymiarowej tego świata. A przy najmniej do takiego doszliśmy wniosku: ja, Tatsuya, Yue i Dan. Była to dość wyczerpująca i długotrwała przeprawa przez wszystkie możliwe źródła danych. Pomijając wiele niuansów - jesteśmy w stanie ustabilizować magię teleportacji do połączonych ze sobą punktów końcowych. Plan zakłada ustabilizowanie dostępu do wszystkich krajów. Tak więc trzeba by się dać, wpierw, do Ishi’val i tam sprawdzić pierwszy punkt końcowy.
- Drugie zlecenie prowadzi w przeciwnym kierunku a nawet poza obręb kontynentu. Morze na południe od Selvan. Prawdopodobnie jakaś wyspa, ale nie możemy mieć pewności że nie jest to środek oceanu, lub nawet jego głębiny.
Zlecenie z górnej półki bo od samej władczyni przystani. - wyjaśniła Herbia. - Było jeszcze trzecie z Rockviel, ale... to zdążył już wziąć na siebie Arne i pomocą jak to określił “przyjaciół na miejscu”.
- Dwa zadania których wykonanie z czasem powrotnym plusują się po terminie agresji demonów na nasz świat. Jeśli bym je wziął, to nie dane by mi było go bronić. Lepiej przydam się na miejscu w końcu nie znoszę gadzin i z chęcią dam im nauczkę. - odpowiedział po szczerości Erven - Udam się do Ruby. Jak wrócę chciałbym omówić pewną dość kluczową kwestię w szerszym gremium. Czy możliwe byłoby zorganizować spotkanie? Powiedzmy za pół klepsydry?
- Zbierzemy grono profesorów i kilka dodatkowych osób. Aktualnie przechodzimy w tryb nocnych zajęć więc za dania mamy więcej czasu wolnego. A teraz pośpiesz się, drużyna Juto zamierza wyruszyć przez zachodnią bramę, w stronę Selvan.
- Nie trzeba mówić dwa razy. - odpowiedział z uśmiechem Erven i udał się pośpiesznie szukać Ruby. Obstawiał koszary.
Na szczęście spotkany po drodze Gimbei szybko sprostował ten pomysł. Bez straty większej chwili Erven złapał Ruby tuż pod bramą miasta. Na szczęście Juto jeszcze nie było, więc miał jeszcze chwilę by zamienić kilka słów. Dodatkowym słuchaczem był Lovecraft strugający jakiś patyk małym scyzorykiem.
- Słyszałem, że czeka was daleka droga. - zaczął przyjaźnie mag
- Nom. - Przytaknęła dość obojętnie - Podróż jak podróż. Czy to dalej czy bliżej.
- Będąc w oddziale akcyjnym, raczej nie zagrzeje się miejsca na dłużej. Trzeba przywyknąć. - mruknął pod nosem strzelec
- Nie zwracaj na niego uwagi. Nie zdołał zaliczyć wczoraj wieczorem. - dodała z przekąsem.
- Życie to wieczna nauka. Na sukcesach i porażkach. Najważniejsze by wyciągać wnioski. - odpowiedział Sharsth - Daleko idziecie?
- Póki co... Selvan. A potem się zobaczy.
- Celowaliśmy w Icegard - Powiedział mocnym męskim głosem Juto - Ale nie wiem czy nie zmienimy planów i nie wyruszymy w głąb przystani lub na morze. - Gdy strzelec miał wstać, rycerz powstrzymał go gestem ręki - Nie śpieszcie się. Jeszcze muszę się spotkać z wywiadem. - wskazał kciukiem w kierunku Szulerni. - Lovecraft, za chwilę przyprowadzą konie, sprawdź zaopatrzenie. Ruby, mam dla ciebie zwoje. - przekazał zawiniątka do rąk - 20 minut i wyruszamy. - to powiedziawszy oddalił się w stronę wskazanego budynku.
- Proszono mnie by to Tobie przekazać. - powiedział jeszcze Erven wręczając Ruby zwój Ruby - Jeśli nie masz nic przeciwko, mam prośbę jak mag maga. Jakby udało Ci się pozyskać księgi z dziedziny Vitael w uwspólnionym mogłabyś je dla mnie nabyć? Koszta pokryję, a nawet coś dorzucę. - Tutaj puścił jej oczko.
- Nieszczęśliwie muszę pozostać na miejscu. Przygotować siebie na nadchodzące czasy. Niestety czas nie jest moim sprzymierzeńcem - dodał jeszcze z wzruszeniem ramion.
- Rozejrzę się w wolnej chwili, ale dziedzina Vitael nie jest dla wszystkich. Ale za pewne o tym wiesz… - przytaknęła
- Podejmę to ryzyko.Nie mniej, nie puszczę Ciebie z pustymi rękoma… - powiedział białowłosy i sięgnął w poły płaszcza, i wyciągnął trzy sakiewki pełne kamieni szlachetnych. Następnie wręczył je Ruby. - ...to powinno pokryć koszty, jak wyjdzie więcej daj znać. Resztę możesz zachować.
- Będzie aż nadto. Zwrócę resztę gdy wrócimy. - schowała sakiewki do podręcznej torby - Musi ci bardzo zależeć na tej wiedzy.
- Może trochę. - odpowiedział z delikatnym uśmiechem - Ot, staram się myśleć na parę kroków w przód. Mam nadzieję, że uda mi się przyswoić tą wiedzę. Ułatwiłoby to wiele spraw. Jak nie, przekażę te tomy Świątyni Wiedzy. Choć prawdę mówiąc i tak bym przekazał po zakończeniu nauki.


Chwilę później Juto wrócił do grupy.
- Wpierw wyruszymy na granicę. Potem mamy zawitać na naradę 3 rodów. Nic wielkiego, po prostu mamy przedstawić nasze działania przedstawicielom 3 rodów. A potem zastanowimy się. Musimy to dobrze zgrać w czasie by być w stolicy przed starciem z demonami.
- Tak jest. - poparła go pozostała dwójka
- Na granicy weźmiemy ze sobą dodatkową osobę. Ktoś z gildii łowców bestii. Miejmy się na baczności.
- Przychylnych wiatrów. - powiedział na odchodne Erven z tym swoim uśmiechem i udał się w drogę powrotną do Świątyni Wiedzy. Najwyższa pora poruszyć pewne kwestie w szerszym gronie.


***


Zebrana grupa nie była wielka, ale jak zwykle stanowiła główny człon decyzyjny. Byli więc: Yue, Charpa, Herbia, Ranagor, Tallawen, Felicja, kilku dodatkowych czarodzieji 2 stopnia. Oraz Gramon i Ilia.

Wszyscy oczekiwali by poznać temat zebrania.
Erven kierował swoje kroki na podium kiwając przy tym mijanym magom w geście uznania i przywitania, a kiedy znalazł się na miejscu zwrócił się do nich z otwartymi ramionami i uśmiechem.
- Witam wszystkich szanownie tu zebranych. Pragę podziękować, że przybyli państwo w tak krótkim okresie. Mam nadzieję, że nie przeszkodziłem w pracach badawczych, czy innych kwestiach wartych państwa uwagi.
Jego uśmiech nieco zelżał wraz z następującymi słowy.
- Nieszczęśliwie zwołałem was tutaj moi przyjaciele i nauczyciele w sprawie gorobowej i dwóch mniejszych których ustalenie pomoże nam w organizacji i lepszej kooperacji. Niemniej, zacznijmy od sprawy trudnej…
Erven przymknął oczy i wziął głęboki oddech. Kiedy przemówił jego oczy były już otwarte i skupione na jego interlokutorach.
- Księga która powinna bezpiecznie spoczywać w zbiorach Świątyni Wiedzy wyszła w świat. Mówię o tej zawierającej niebezpieczną wiedzę demonologiczną. W nieodpowiednich rękach może stać się podwaliną pod działalności zagrażające nie tylko Świątyni, ale i całej Unii. Chciałbym, aby został zwiększony nadzór i ukrócony proceder wypływania potencjalnie niebezpiecznej wiedzy poza mury tego przybytku. Nie zatrzymamy kopii które już wyszły w świat. Możemy jednak ukrócić ten proceder prowadząc szczegółową indeksację nabywców, oraz zlokalizować źródło tego przecieku i podjąć działania, by więcej to się nie wydarzyło. Stąd moje pytanie. Co wiemy o tej sytuacji, czy wiemy kto jest odpowiedzialny, oraz jak wielka jest skala zagrożenia?
- Do zbiorów mają dostęp wszyscy studenci, o ile jest to wiedza ogólna i notacyjna (spisywana, dotycząca badań i spostrzeżeń). Tak jak to ma miejsce z tą. Choć ta księga do nich należy, nie powinna była wyjść poza obręb świątyni. A przy najmniej nie dalej niż do pałacu. - Wyjaśnił Tallawen pomijając kwestie tego co mogło by być nazywane “wiedzą tajemną”
- Przez wzgląd na to że raczej mieszczaństwo i chłopstwo raczej nie czyta, a tym bardzije takiej tematyki, to o powszechności raczej nie trzeba zbytnio mówić. Ale śmiem twierdzić, że chyba już w każdym większym mieście znajdzie się do niej dostęp. Problem może pojawić się w śród oczytanych i tych bratających się magią. Nie mogę wykluczyć przybyszów.
- Konklawa? - zapytał zdawkowo Ranagar.
- Tylko pogłoski. Dziwnym było by, gdyby grupa indywiduów tworzyła jakąś zorganizowaną grupę.
- Ale nie możemy tego wykluczyć. Ktoś z nich może być w śród studentów.
- Magia mroku? - kolejne zdawkowe pytanie
- To nie wyznacznik. Haverest i Rage też mają zadatki tego elementu, jedna z uczennic ma magię kości, która też częściowo pod to podlega. Ale jestem w stanie poręczyć za nich.
- Właśnie choć straszni z nich odludkowie to cenni i prawilni magowie. Ba Haverest, mógł by się starać o tytuł mistrza magi mroku, gdyby był zainteresowany. - dodała Felicja
- Zdaje się że odbiegamy od tematu. - przerwał narastającą debatę, I..(omjoni jeden z profesorów) - pytanie brzmiało kto jest za to odpowiedzialny. - zapadła cisza - A jesteśmy to jakoś w stanie sprawdzić?
- Może przez szulernię? - zaproponował Gramon
- Czarna strefa powinna też znać jakieś plotki. - Przytaknęła, siedząca w ciszy od początku spotkania, Ilia.
- Stalowy, możemy cię poprosić o kontakt?
- Nie ma sprawy.
- Tak czy inaczej, Arne wszedł w posiadanie tej księgi i studiował ją w trakcie naszej podróży. - powiedział Erven - Co prawda nie przesłuchałem go bo nie było na to czasu. Zagrożenie było realne, a w Konklawę nie wierzę. Magia mroku cechuje się indywidualnością. To niepodobne, by zbiór indywiduów zebrał się w zorganizowaną grupę.
- Nie mniej kolejna kwestia jest czysto organizacyjna. Możemy przejść do niej teraz lub potem. Namierzenie przecieku jest teraz kluczowe.
- Arne wypożyczył księgę, która była na stanie Świątyni. Nie było w tym problemu. Zdaje się że przed kolejna podróżą oddał już ją do zbioru.
- Możesz wspomnieć o kolejnej kwestii. Przeciekiem się zajmę, ale to trochę potrwa. - orzekł Gramon.
- Jak wiecie udostępniłem moje dzieło i udostępnię kolejne które mam w zamyśle z wielką przyjemnością. Wiedza powinna należeć do jego źródła i być łatwo dostępna w Świątyni której dałem wyłączne prawo na druk wewnętrzny w dowolnej ilości. - powiedział Erven - Jednakże druk zewnętrzny jest osobną kwestią. Jakieś pomysły jak to rozwiązać?
- Chwilowo, żadnych. Z resztą i tak jest za późno.
- Jak coś wymyślisz, posłuchamy. - Odparł uprzejmie aż z nutką ironii,Gramon.
- To sprawa w sumie Świętyni, więc Oddziały nie mają co się martwić. - odpowiedział uprzejmie bez ironii Erven - Nieszczęśliwie mam bardzo napięty grafik i powiem szczerze mam niewiele czasu by myśleć o sprawach drugiej kategorii. Prosiłbym, by do czasu, aż znajdziemy rozwiązanie nie rozpowszechniać ksiąg i traktatów poza mury Świątyni Wiedzy i Pałacu.
Nekromanta podniósł dłoń do skroni i delikatnie ją rozmasował palcami.
- Wygląda na to, że i mnie łapie zmęczenie… cóż, resztę spraw omówimy w innym terminie. Bardzo dziękuję państwu za obecność. Prawdę mówiąc nie spodziewałem się takiej frekwencji. Czuję się zaszczycony.
- Nie ma sprawy, w końcu cały problem wyniknął niejako przez nas.
- Zajmiemy się tym, Ervenie.
- Jeszcze raz dziękuję. - powiedział demonolog w owczej skórze po czym delikatnie się ukłonił - Życzę państwu spokojnego wieczora. Na mnie już pora.
Po tych słowach nieśpiesznie udał się Ezio. Pora była późna, ale nie aż na tyle by przełożyć wizytę na dzień kolejny.


Zamtuz Ezia otwarty była praktycznie cały czas, drobną przerwą w okolicach 3-5 ad ranem.
Gdy miał właśnie wejść do przybytku zatrzymał się w drzwiach razem z wychodzącym.

Mógł by przysiąc że to właśnie był Ezio tylko w lekko egzotycznym stroju. Lecz kolejne słowa szybko rozproszyły te myśli.
- Live di Creado fratello - rzekł pogodny głos należący do Ezia
- Tōngguò Creado gē zhù - odparł nieznajomy kłaniajac się i uderzając pięścia w pierś do Ezia. Następnie odszedł rozpływając się w powietrzu.
- Bona sera mesere Erven. Cóż sprowadza cię do mego przybytku o takiej porze. Czyżby caccia? [wł. łowy]|
- Interesy. - odpowiedział z uśmiechem Erven - Wiesz dobrze mój przyjacielu, że jestem nieśmiertelnym biznesmenem, lecz nie wykluczam rozrywki w moim krótkim życiu.
- Zapraszam. Cóż ci trzeba.- zaprosił maga do środka szerokim ruchem ręki. - Mary przygotuj lampki wina Toksana. Ach brzmi prawie rodzinnie. Zasiądźmy i opowiadaj.
Oboje odebrali lampki wina i przeszli do interesów.
- Jak zapewne wiesz, ten świat czeka wojna. - powiedział luźno Erven kiedy byli już sami bawiąc się kieliszkiem - Zastanawiałem się jak możemy obydwoje na tym zarobić. Między innymi. - Tu upił delikatnie wina delektując się bukietem. - Dobry rocznik. Jak zawsze masz wyśmienity gust mój przyjacielu.
- Włosi mają do tego nosa. - Zaśmiał się łagodnie - Ale akurat to skupuję z podobieństwa nazwy do moich rodzinnych stron. Wojna i zarobek. Co masz w planach?
- Niestety sam niewiele mogę zrobić. Reputacja to chwiejna matrona... - odpowiedział lekko Erven wzruszając ramionami - ...a i ręce mam związane, bo jestem pod zmową milczenia. Patrząc po lekkości jaką władza i magowie podchodzą do sprawy to pewnie wiedza ta już przenikła do innych sfer. Jednak nie mogę mieć pewności.
- Rozumiem. Potrzebujesz kogoś, kto się tym zajmie, a ja zdaje się być właściwą osobą. Przejdźmy jednak do sedna sprawy, nim dzień nas zastanie.
- Właśnie nie koniecznie mój przyjacielu. Jestem w stanie zainwestować w nasze małe przedsięwzięcie w zamian za procent od zysków. Jednakże jako, że wykonanie leżałoby po twojej stronie mój procent byłby stosunkowo niewielki. Powiedzmy dziesięć procent. Jak widzisz wiele możesz na tym zyskać, a masz wszelkie środki i pomyślunek by to poprowadzić z sukcesem. Nie mniej mam parę dóbr do wycenienia, a kto lepiej niż ty poda mi właściwą cenę? To jest ta druga sprawa.
- Zapewne kupcy i paserzy. Ja mogę jedynie orzec ile sam jestem w stanie z tego wyciągnąć. A więc o jakich dobrach mowa?
- W głównej mierze klejnoty i nietypowe złoto. Nie interesują mnie inne źródła niż ty mój przyjacielu. Jeśli mam komuś dać zarobić to Tobie niż komuś innemu. Chcesz zapoznać się z nimi teraz? Mam je przy sobie. Najpewniej ekspertyza trochę potrwa.... kiedy się zgłosić po wyniki?
- Bambina, która by się tym zajęła, nie pracuje w nocy. Sądze że od rana, do południa zdoła się rozeznać w temacie.
- Dobrze więc, oto nasze skarby. - powiedział Erven sięgając po sakiewki w połach płaszcze i zaczął je wykładać na stół - Jest ich trochę. Co do kryształów, chciałbym by te które mają wartość w Sanderfall były traktowane jako tamtejsza waluta bez konwersji na Unijną.
Na stole znalazło się osiem sakiewek wypełnionych klejnotami i cztery pełne sakwy złota.
- Mam jeszcze jedną delikatną sprawę za której informacje jestem skory zapłacić. Chodzi mi o ród Baronowej Elizbeth. Wszystko co możesz mi o niej i jej Dynastii powiedzieć. Plotki, fakty, stan majątkowy, źródła dochodów… wszystko. Jak bardzo da radę i kiedy zgłosić się po informacje? Rozumiem, że już późna godzina, a nie chciałbym Ciebie mój przyjacielu ciągać po nocy.
- Baronowa powiadasz. Dokładniejsze informacje zdobędę jutro przy wycenie. Na razie mogę rzec tyle. 20% udziałów baronowej przechodzi przez moich ludzi. Głównie jest to handel dobrami, medykamentami i drobnymi artefaktami. Handel na grubszą metę ma miejsce na zachodzie. Baronowa ma część udziałów w kontaktach z podwodnym ludem. Dodatkowo co najmniej jedną grupę łowców artefaktów na wyłączność. Może dokładniej, ma z nimi stały kontrakt pobory artefaktów wliczający w to skup jak i zaopatrywanie w sprzęt. Moje 20, mere [wł. morze] liczę 30, artefakty około 30%. Pozostaje więc to o czym się nie mówi i co de facto pozostaje w tajemnicy. Mogę obstawiać 2 opcje, ale to tylko domysły amico [wł.przyjacielu]. Pierwszą zapłatę pobiorę z wyceny. - mrugnął - Co do rzeczy społecznych, bardziej osobowych i historycznych możliwe, że będę musiał przeczesać jej do… ehem. znaczy się “zapytać” obiektów nieżywych.
- Ciekawe… zaiste, ciekawe… - mruknął Erven gładząc podbródek - ...choć nadal to za mało informacji bym podjął się akcji. Będę czekał z niecierpliwością na więcej informacji amico. Taka cicha gra w szachy między mną, a Baronową się szykuje.
Po czym dodał z szerokim uśmiechem
- Tylko głupiec siada do stołu nie znając swojego przeciwnika, nieprawdaż?
- Zaiste. A własnie amico. Możliwe że nie będę dostępny, przez jakiś czas począwszy od dnia kolejnego nazajutrz. W zbliżającym się kryzysie mam zamiar wziąć czynny udział, lecz wpierw muszę się zająć sprawami rodzinnymi.
Jeśli będziesz potrzebował czegoś, to Meredit wie jak się ze mną skontaktować.
- Kiedy planujesz powrócić mój przyjacielu? Przyznam, że mogę mieć sprawę, albo dwie za jakieś dwa lub trzy tygodnie, ale to nie pewne jest na ten moment. - Zapytał jeszcze Erven.
- To zależy, od wieści jakich usłyszę. Przed wojną zdążyć powinienem, choć pewnym to nie jest.
- Rozumiem, w takim razie już nie zatrzymuję. Pora późna jak by nie patrzeć, a zapewne masz wiele spraw do załatwienie przed podróżą. Nie mniej dziękuję za gościnę mój przyjacielu.
- Nie ma za co, Mesere Erven. To także i przyjemność dla mnie. A właśnie słyszałeś już wieści o Złotym Mieście?
- Jeszcze nie. Czy byłbyś tak miły przybliżyć mi ten wątek?
- Choć moje donosy na to jeszcze nie wskazują. Mówi się że spora część przybyszów zmierza na pustynię. Może coś ich tam gna, a może to intuicja. Ale... już niedługo... pierwszy klucz zostanie zdobyty.
- Ciekawe… - mruknął Erven i dopowiedział resztę w myślach “...a więc berło nie było kluczem…” - ...nie obejdzie się bez obalenia Mortresa. Wygląda na to, że Ruch Oporu pomimo zdrady we własnych szeregach nadal aktywnie działa… i werbuje nowych członków. Nie moja sprawa, nie interesują mnie klucze, ani polityka Sanderfall. Przynajmniej na tą chwilę.
- Io personalmente [wł. ja osobiście], tylko na potrzeby interesów. Nie mniej uznałem, że może cię to zainteresować.
- Każda wiedza jest cenna przyjacielu. - odpowiedział Erven - Lecz na nas już pora. Przyjdę jutro tak jak mówiliśmy.
Po załatwieniu sprawy u bankiera Erven udał się do swojej rezydencji. Było za późno by podjąć się innych działań. Kiedy odpoczął, z samego rana udał się do Świątyni Wiedzy gdzie rozpoczął przeszukiwania archiwów. Interesowało go kto z rodu Baronowej odebrał wykształcenie magiczne w tym pokoleniu i w przeszłości.
Rodzina baronowej zawsze miała niewielki potencjał magiczny. Ale zawsze, każdy członek rodu rozwijał go by móc z niego korzystać. Jednym słowem, czarodzieje z nich żadni ale drobnych zaklęć potrafi użyć każdy członek rodu. Wynikało to z zapisu o pobieraniu nauk przez okres od kilku do kilkunastu miesięcy. A jak wiadomo Ervenowi, nie trzeba mieć wielkiej mocy by korzystać z artefaktów. Zapewne dlatego baronowa, kręci się w tym biznesie.
Największy zanotowany potencjał miał Pradziadek szanownej damy. Poza notatkami o jego nauce znalazł się jedyny zapis... krótka notka, nie znajdująca się w więcej niż jednym starym raporcie. A raczej odręcznie nabazgranej ocenie ucznia.
“... a będąc w posiadaniu takiego artefaktu, właściwie dalsza nauka nie wniesie większego rozwoju.”
Podpis nie do odczytania i ocena dostateczna.
Wiedza była władzą i Erven dobrze to wiedział. Po zrobieniu co miał zrobić w Świątyni udał się do swojego domostwa opracować nowy projekt magiczny. Projekt którego sukces mógł zaważyć na losach wojny z demonami. Magiczne, specjalistyczne groty nośne, było tym co go intrygowało i napędzało w tej chwili
Projekt okazał się być zyskowny i przyjęty bez większych trudności. Oczywiście nie obyło się bez wad konstrukcyjnych. Zbyt cienkie szkło pękało przy wystrzale, zbyt grube nie pękało wewnątrz celu, dodatkowo ilość magii kontrolującej pojemnik musiał być dostosowana na tyle by nie ingerować w substancję w nim zawartą. Pomijając już kwestie różnego uzbrojenia i możliwości bojowych. Dlatego projekt dostosowano do najpopularniejszych i społecznie dostępnych rozwiązań. Werdykt: magiczne szkło nie spełniło pełnych wymagań przed nim stawianych. Należało by znaleźć lepszy materiał.
 
__________________
Rozmowy przy kawie są mhroczne... dlatego niektórzy rozjaśniają je mlekiem!
Dhratlach jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 05:48.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172