Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 26-08-2016, 07:41   #4
Pipboy79
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Jayson "Godzilla" Atkinson - Pomiot Godzilli



- A macie coś w moim rozmiarze? - spytał Jayson go operatora podręcznego miniguna w kontenerze. Przez jedną krótką chwilę odczuł uczucie niepokoju. Przez jedną krótką chwilę dał się nabrać na ten żarcik Guerrero i Alfy, że ich wystawili i chcą ich sprzątnąć. Bo co jak co ale widok obracającego się miniguna był dość wymowny i dawał do myślenia. Ale sprawa się prawie od razu wyjaśniła więc potraktował to jak żarcik. Całkiem udany, musiał przyznać. Choć obiecał sobie, że jak tylko się da zrewanżuje się krukowi i wilkowi podobnym dowcipasem.

Na razie ubrał rękawice tak jak polecił im młodszy Price. Potem rozejrzał się po kontenerze. - Ładniusie zabawki. Może wpadniemy po wszystkim do mnie? Można by się nimi trochę zabawić. - powiedział kiwając głową na te wszystkie pachnące olejem i metalem zabaweczki. Czuł to. Jak Godzilla w jego trzewiach przeciągnęła się budząc z letargu. Poczuła podniecenie, ekscytację oraz obietnicę smakowania krwi, mięsa, flaków, strachu i zniszczenia. Mieszanka która zawsze przyciągała bestię krążącą w żyłach Atkinsona. Zmieniającą go całkowicie. Tak rzadko. Ale efekty były zawsze...

- Słuchajcie, jak można powiedzieć jakoś inaczej jak się coś całkwocie rozwala? Ale wiecie, taki mega rozpierdol jaki zawsze Godzilla robi na filmach. - spytał bo zabrakło mu jakiegoś kozackiego słowa. Widział w umyśle scenerię zniszczenia, płonące budynki, zrujnowane budynki, leżace ciała, mięso, rozszarpane mięso, mięso z rozciągniętymi flakami, uciekające i jeszcze wrzeszczące, zostawiające wabiący, gorący, krwisty szlak, odgłosy broni, wybuchów, smak i zapach dymu, i tego w nozdrzach i tego osiadającego się na języku, gardle i przełyku. Ziemia trzesąca się w rytm kroków, wzburzająca wodę w rytmie dudniących tąpnięć. Tak. Właśnie to nadchodziło. Godzilla. Czuli to oboje i Atkinson i gadzia krew Godzilli w jego żyłach. Czuł mrowienie ekscytacji na karku. Bestia była co raz bardziej pobudzona i żwawsza. Czekała. Niecierpliwiła się kiedy będzie mogła znów wyrwać się na wolność. I robić to do czego została stworzona.

- Ee... Ja mam coś lepszego. Widzieliście jaki kozacki prezent dostałem od Angie? Zajebiste nie? I widzicie jak podkreśla moją sylwetkę? Widać, że zrobina z miłością i czułością, delikatnymi, kobiecymi rączkami no nie? - uśmiechnął się wesoło i łobuzersko wielgachny mokol wciągając na siebie prezent jaki niedawno dostał w torbie od Angie. Trochę ich oczywiście podpuszczał ale chciał się pochwalić zarówno tym jaką ma świetną relację z kumpelą jak i jaki świetny prezent mu sprezentowała ostatnio. Cholernie trafny. Zamiast więc SWATowskiego pancerza założył na siebie skórzaną kurtkę. Wyglądała kozacko i zdanem Atkinsona już za sam wygląd powinien dawać mu odpowiedni szacun na dzielni. Bo kurtka wygladała jak zrobiona ze skóry aligatora czyli pasowała do niego wybitnie no i była właśnie stylowa. Jednak poza tym umiejętności blond Muszkieterki wplotły w nią dodatkowe bajery które sprawiały, że zwykły kevlar czy SAPI używanych przez mortali wyglądał i był dość siermiężnym rozwiązaniem. Zdołał odprawić na niej rytuał przywiązania więc teraz nie musiał obawiać się przemiany by nie stracić tak cennego daru.

Dłoń mokola jeździła po licznych lufach. kolbach, zamkach, magazynkach tych wszystkich pistoletów, automatów, strzelb i karabinów. Mania kolecjonerska sprawiała, że chciwie powinąłby ile się da i na jak długo się da. Lubił broń. Robiła dużo hałasu, dymu, fajnie rozwalała coś czy kogoś i była ze takiego strzelania kupa zabawy i frajdy. Oczywiście gdy to Jay z niej strzelał. No gdy do niego strzelano było trochę mniej zabawy. Choć oczywiście nawet nieźle podpakowana broń była właściwie zabawkami w porównaniu do jego mokolskiej formy. Nie mówiąc już o pełni bojowej formie gdzie jednoczył się ze swoim gadzim patronem z głębin oceanu w jedno oddając się dziełu szerzenia chaosu i zniszczenia. A to ich czekało wkrótce. Właściwie więc nie potrzebował broni. Ale postanowił zabrać coś na wszelki wypadek. Czasem widok wycelowanej lufy przemawiał bardziej niż wilcza czy mokolska forma. Poza tym mógł ją pożyczyć komuś ze swoich gdyby było trzeba.

- To jedziemy po młodych? Zaaa - jeee - biście! - klasnął ucieszony w dłonie. Klaśnięcie z powodu nałożonych rękawic niezbyt zgrabnie zabrzmiało ale o tym przekonał się gdy już to zrobił. Niemniej wreszcie po nich jechali! Od zerbania które było ich pierwszym w Indian Creek przecież szukali tych młodych. Tropy zaprowadziły ich do tych cholernych kropów na usługach Żmija więc niejako uznawał, że sprawa tym bardziej jest honorowa. Trzeba było ten wrzód wypalić z ich miasta i zrównać z ziemią. No znaczy jak już powinął im młodych. - Zobaczą skurwysyny jak się kończy zaczepianie nas w naszym mieście! - mruknął mściwie obiecując już sobie w myslach krwawą zemstę na tych korpowych palantach. Wreszcie mogli im pokazać, że zaczepianie nadnaturali w ich mieście nie jest dobrym pomysłem. Właściwie to jest kupieniem biletu w jedną stronę.

- A wiemy gdzie dokładnie są młodzi? Na górze? Na dole? W jakim są stanie? - zapytał skoro mieli jeszcze chwilę na pytania. Przy okazji przypiął sobie kaburę z Waltherem pod pachą. Uznał, że teraz wygląda jak jakiś agent FBI na filmach no albo na pewno kozacko. Po namyśle stwierdził, że jednak trochę głupio tak iść z pustymi łapami. Mało filmowo. Taki duży facet w czaderskiej kurtce z pustymi łapami? Spojrzał na młodego Price'a. No właśnie. Przydałaby mu się taka zabawka. Duża zabawka dla dużego faceta. Tak chociaż na wejście. Drugiego miniguna jednak nie znalazł. Po chwili dumania wziął więc i zgarnął granatnik automatyczny. Do tego przepasał się bandoletami z granatami i teraz wreszcie był zadowolony. Jeszcze ciemne okulary i kapelusz który był w komplecie z kurtką. I teraz wreszcie wyglądał jak Krokodyl Dundee na łowach.

- To ten... Uważajcie na siebie. - podszedł do pozostałych Muszkieterów i objął każde z nich swoim ramieniem przytulając do siebie. Nie lubił się z nimi rozdzielać. Ale rozumiał motywy. Wedle planu Trzecia Grupa miała najmniej niebezpieczne zadanie. Wedle planu. Ale nie wiadomo jak to wyjdzie na akcji. W razie czego był gotów pośpieszyć im z pomocą. W sumie o nich się bał a właściwie bardziej niż o coś czy o kogoś innego w tej akcji. Wolał ich mieć w pobliżu by w razie potrzeby zeżreć zagrożenie. No ale w tak grubej akcji nie było to możliwe. - KITT to gdzieś tam będzie się kręcił w pobliżu no nie? - zapytał o czwartego Muszkietera który był trochę za gabarytny by wjechać do wypełnionego sprzętem kontenera. Ale wolał jakby był. Mógłby na przykład zgarnąć młodych czy kogo tam trzeba do bezpiecznego miejsca. Albo przyjść z odsieczą gdyby było trzeba. W końću KITT był superbryką i Jay wierzył, że prawa i ograniczenia dla zwykłych bryk jego nie obowiązują.

- Gotowi na łowy? - uśmiechnął się gdy po pożegnaniu z Muszkieterami, podszedł już do Drugiej Grupy czyli Bill'a i Marcus'a. Od przedbitewnej gorączki już zmieniły mu się oczy w gadzie szparki. Nie mógł się doczekać kiedy się przemieni całkowicie. Na razie czekał.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline