Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 26-08-2016, 12:49   #341
TomaszJ
 
TomaszJ's Avatar
 
Reputacja: 1 TomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputację
Ostatnie chwile Liliusa Dwukwiata

Zaczęło się.
Ledwo co Lilius zdążył zorientować się w sytuacji, już zabłysły ostrza i polała się krew. Kątem oka zobaczył Korda, ranionego przez zbójcerza Gerego, Oriannę, którą dosięgła strzała... to już koniec, przemknęło mu przez myśl. Umrzemy tutaj. Nagły ból, szarpnięcie wypalające mięśnie i nerwy wyrwało go z rozpaczy. Po jego skórzanej zbroi wciąż jeszcze pełzały fioletowe wyładowana magicznego pocisku, który zdawał się urwać mu rękę, całe szczęście to było tylko wrażenie. Wściekle bolała, ale był zdatna do użytku. I dobrze, bo chwilę później ledwo odpędził się ostrzem swojej kosy od atakującego go szermierza.
Potem już instynkty zadziałały same - atakowany zarówno przez maga, jak i wojownika, Lilius cofnął się o kilka kroków i krzyknął:
- Pomocy o Pani! Twój sługa w niebezpieczeństwie!
Głos kapłana pomknął przez wymiary, sięgając ku Zielonym Pastwiskom, domowi Matki Plonów. Tam, wśród wysokich traw żerował żuk o złotej skorupie i świecących czułkach, zjadał pozostałości złego demona zabitego przez strażników domeny. Jednak posłuszny rozkazowi, dał się pochłonąć liliusowej magii i wessać w wir, który przez wymiary rzucił go prosto na Toril, niemal w ramiona wrogiego Dwukwiatowi czarodzieja.
Wokół... śmierć. Orianna konająca, Kord dziwnie nieruchomy, Liski nigdzie nie widać, Colin, który chyba poplątał się w swoich atakach... zguba zguba! Kapłan wkładając cały autorytet, wsparty krztyną boskiej woli krzyknął do wroga, nakazując mu uciekać. Musiał ratować kogo się da! Końcówki swojej mocy przelał na Oriannę, czując Łaskę Pani, która dawała jej szansę na dalsze życie. Gdzieś tam z boku słyszał przeraźliwy krzyk bólu wrogiego maga, któremu żuk właśnie odgryzł nogę nad kolanem. Myślą skierował go ku kolejnemu napastnikowi, gdy zobaczył, że fałszywy kupiec przebija mieczem Korda niczym prosiaka, a sparaliżowany krasnolud nic nie mógł zrobić.
Tego już było zbyt wiele dla Liliusa, rzucił się ze swoim orężem na Gerego, który niemal od niechcenia odbił cios tarczą, jednocześnie nadziewając kapłana na sztych miecza. Czerwień zmieniła się w czerń, a potem w pustkę.

Chwilę później

- Trup? - zapytał Gery towarzyszy.
Z torby kapłana wypełzła bezwładne liliusowe ciało Gałązka i zasyczała groźnie na wojownika. Ten od niechcenia ciął, posyłając zielone truchełko jaszczurki w krzaki. Dwukwiat jęknął.
- Dycha jeszcze - potwierdził Garom, powstrzymując jednocześnie swojego przywódcę - Nie dobijaj. To kapłan.
I uśmiechnął się ze złośliwą satysfakcją, która mówiła że dla Liliusa nie jest to dobra wiadomość.








Świat wokół był za mgłą utkaną z bólu, żałości i majaczeń. Półelf nie wiedział co się dzieje, słyszał tylko jakieś monotonne śpiewy i czuł pobliskie ognie. Żył, ale co dalej? Próbował się poruszyć, ale nie mógł. Pęta trzymały mocno.
- Nasz gość specjalny się obudził! Doskonale, doskonale! Nie chcieliśmy zaczynać bez Ciebie.
Zbolały Dwukwiat uchylił powieki, przed nim stała postać ubrana w ceremonialną szatę z kapturem, z jakimiś symbolami, których nie mógł dostrzec.


- Wasz opór kosztował nas sporo zachodu, mieszańcu, ale na nic wasze starania. Są siły potężniejsze od Ciebie i Twojej słabej Bogini, która nie potrafiła Was obronić. Wiedz jednak, że nie umrzesz na marne, gdyż dzięki Tobie otrzymam więcej łask, a moje modły zostaną wysłuchane. Więc oszczędzaj siły, mam nadzieję że wytrzymasz jak najdłużej. Może nawet zobaczysz swoje bijące serce?
Odurzony czymś Lilius niemal nie kojarzył co do niego mówiono. A potem był ból, mnóstwo bólu. Co chwila tracił przytomność i co chwila był ocucany, nie liczył ile razy, wiele.
W końcu zobaczył w ręku celebranta przedmiot, berło, przed którym wszyscy się pokłonili, jakby nikt nie miał śmiałości patrzeć na nie bezpośrednio. Nawet otumianiony i ledwo żywy Dwukwiat poczuł fale złowrogiej mocy promieniujące od artefaktu.
Inkantacje powoli przechodziły w crescendo, narastając i stając się coraz bardziej niezrozumiałe. Berło promieniowało rubinową poświatą. Lilius zaczął szeptać, ledwie słyszalnym głosem.
Co kryją głębiny naszej ziemi, rośnie dzięki łasce Twojej.
Co czyni z tego ręka ludzka, ku Elizjum podnosim dzisiaj
w geście dziękczynienia za dar życia dla ciała i duszy...
Krótko potem nóż o falistym ostrzu rozciął trzewia półelfa.









Słońce schowało się za horyzontem a wokół zaczęły grać świerszcze. Ich jednostajna pieśń harmonizowała się z wonią wiejskich aromatów. Tych mniej przyjemnych, gdy zawiało od strony gnojnika czy chlewików, ale też tych miłych - zapach żyznej ziemi, bujnej roślinności, jadła gotowanego przez gospodynie... woń dostatniej spokojnej wsi, którą bogowie i ludzie otaczali opieką.
Lilius Dwukwiat siedział na ganku swojej chatki we własnoręcznie wyplecionym bujanym fotelu. Okrył się ciepłym kocem od powiewów wiatru. Na zydlu obok stał kufel z ostrym bulionem i miseczka pasztecików warzywnych. Na kolanach kapłana spała sobie spokojnie Gałązka, najedzona świerszczami do syta. Półelf okrył ją kocem i pociągnął z kufla rozgrzewającego płynu. Było ciemno i cicho, jedynie pojedyncza świeca w lampionie rzucała delikatne cienie na okolice. Miał wrażenie, jakby gdzieś, dawno, dawno temu wszystko to już się wydarzyło, osobliwe deja vu.
Poczuł delikatną, niemal matczyną dłoń na ramieniu i ogarnął go nieziemski spokój.
- Odpocznij, Liliusie. Jesteś w domu.



KONIEC
 
__________________
Bez podpisu.

Ostatnio edytowane przez TomaszJ : 26-08-2016 o 20:32.
TomaszJ jest offline