Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 26-08-2016, 20:51   #25
Anonim
 
Reputacja: 1 Anonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputację
Thumbs up Odpis 4

Otto, Heinrich, Franz:
[przeczytajcie Kilka podstaw i Dalszy prolog - wszyscy; nie dotyczy was "Och to towarzystwo! Część 1"]
Zgodnie z wcześniejszymi ustaleniami podjechaliście do jednej z leśnych kryjówek Ponurego Elma. Mężczyzna wyszedł do was i przywitał się. Właśnie zaczynało padać, gdy wnieśliście mu zwłoki do pierwszego pomieszczenia w ziemiance. Ponury Elmo był kimś w stylu medyka, nekromanty, nekrofila i strasznego nudziarza, ale równocześnie był naprawdę solidnym pracodawcą. Mówiło się, że niegdyś działał w branży w samym Middenheim, ale wyruchano go z interesu. Gdyby istniała jakaś gildia porywania zwłok na tereny wokół Middenheim to prawdopodobnie on by był jej szefem. Bardzo obrotna osoba, bardzo skrupulatna. Niedługo po waszym przyjeździe przyjechał drugi wóz. Była tam trójka waszych znajomych, z którymi w różnych konfiguracjach porywaliście zwłoki. Ponury Elmo zdradził wam, że od dawna tego nie robił, ale za taką kasę to wszystko:
- Jest taka opcja, że pewna osoba, która pragnęła zachować anonimowość poprosiła mnie o specjalny interes, a mianowicie porwanie konkretnych zwłok. Słyszeliście o Wielkim Skurwielu? Znaczy Alchemiku? - Otto, Heinrich i jedna z tych pozostałych trzech osób słyszała, Ponury Elmo kontynował swym monotonnym głosem - Osiemnaście stawek na głowę jak porwiemy jego zwłoki, a dodatkowo pójdę z wami, żeby dopilnować interes. - jeden z drugiej ekipy w tym momencie zrobił wielkie oczy i krzyknął:
- Ile?! To mamy go zajebać?! - na co Ponury Elmo pokręcił głową i powiedział: - No nie, tylko zabrać zwłoki. On już jest martwy. Jest w swoim domu i morderca nie działał w naszym biznesie, więc w sumie to kasa leży sobie tam i czeka, aż ruszymy dupska i ją zgarniemy. Przy okazji jak co tam zrabujecie to wasze, ja też idę na szaber.

Ukryliście jeden z wozów, a drugi wraz z dwoma dodatkowymi końmi zabraliście na wycieczkę. Sama podróż nie trwała długo, okazało się, że ta kryjówka Elma była blisko domu Wielkiego Alchemika. Elmo bez problemu otworzył bramę i wjechaliście, a następnie skręciliście w lewo do stajni / chlewu / stodołu. Po drugiej stronie od placu był jakiś tajemniczy, kamienny budynek bez okien, ale Elmo powiedział, że pozwiedzacie sobie jak już załatwicie sprawę ze zwłokami. W stajni stało wiele koni, a w chlewie były prosiaki. Jeden z waszej siódemki został pozostawiony na czatach na wypadek jakby ktoś dodatkowy podjechał to miał się z nimi rozmówić, że wszystko w porządku. Pozostali, w szóstkę, a w tym Ponury Elmo i wasza trójka, ruszyliście do budynku.


Ponury Elmo nie był z tych co by się opierdalał, więc po prostu otworzył frontowe drzwi i wparadował do środka, a wy za nim. Budynek wyglądał na lekko zaniedbany, ale używany.
- Problem polega na tym, że nie mam pojęcia, gdzie ten skurwiel wyciągnął kopyta, więc trzeba przeszukać wszystko. - zaczęliście przeszukiwać parter i w sumie było tam kilka ciekawych przedmiotów do kradzieży, ale zdecydowaliście się to zabrać na końcu. W końcu to parter! Tak czy inaczej będziecie tędy przechodzili po tym jak sprawdzicie piętra i piwnice! Od drzwi do drzwi powoli docierało do was, że będzie trzeba się pofatygować na górę po wiekowych schodach z bogatym dywanem doczepionym do nich. Mniej więcej po połowie zwiedzonych pokoi usłyszeliście taki huk dobiegający z piętra, że o mało się nie posraliście.
- Piorun? - wyszeptał jeden z was, a inny dał skargę - Te, Elmo, mówiłeś, że tu już nikogo nie ma żywego... - ścisnęliście w rękach swe uzbrojenie i ruszyliście dalej. Ostatecznie zwiedziliście niemal wszystkie pomieszczenia i dotarliście do kuchni letniej położonej tuż przy drzwiach na tyły domu.

I wtedy to się stało.

Czerwone światło. Dużo czerwonego światła!

Zarżnęliście kogoś! Krew lała się na wszystkie strony!

Mrok.

Dźwięk tłuczonego szkła.

Otworzyliście oczy... jesteście zapakowani w czarne worki! Macie na sobie jakiś strój, ale nie macie żadnego ekwipunku! Za to jest wam ciepło i w pobliżu słyszycie, że pali się w kominku. Używając rąk zdołaliście się uwolnić. Znajdujecie się w niewielkiej sypialni, czy też saloniku z kominkiem. W pomieszczeniu jest jeden mały stolik, dwa fotele, dywan i kilka szaf, a w tym jedna biblioteczka. Głównym meblem pomieszczenia jest dość bogato zdobione łóżko. Strój, który macie na sobie to biała, luźna koszula z przyjemnego materiału i białe, luźne spodnie z tego samego materiału. Jesteście zdziwieni, że pas spodni sam przylega do waszej skóry - można go z łatwością ściągnąć, a równocześnie... no tak jakby ten pas zmniejszał się. Jakbyście zdjęli kompletnie spodnie to zauważyć, że najmniejsza średnica pasa to tak mniej więcej głowy. Na podłodze leży kamień i kawałki szkła - wyjrzeliście przez jedyne w tym pomieszczeniu okno (częściowo wybite, uwaga na szkło, bo jesteście na bosaka) i zauważyliście, że Słońce właśnie zachodzi za drzewami. Jak tu przyjechaliście to było na pewno popołudniu, ale to jeszcze mnóstwo było czasu do zmroku... pytanie tylko, czy to jest nadal ten sam dzień. Drzwi zamknięte są na klucz. Wyglądając przez okno na zewnątrz widzicie jakiegoś faceta opatulonego w kaptur, siedzi na ławie na patio. To Svein, którego znacie, bo to też Porywacz Trupów. Krzyki do niego nic nie dadzą, nie usłyszy.

Na niebie nie ma żadnych chmur, a więc i nie pada deszcz. Na patio nie widać, żeby było mokro.

Svein:
Siedząc tak przez moment zdawało ci się, że nie pada. Twoje zmysły słuchu, dotyku, węchu i nawet smaku powiadały ci co innego, ale wzrok nie widział deszczu, chmur, a nawet tego, żeby było mokro na stole, przy którym siedziałeś i na patio. Widziałeś, że Słońce zachodzi za drzewami. Dokładnie na wprost od tylnych drzwi domostwa Wielkiego Alchemika. Powoli docierała do ciebie prawda o tym co widziałeś... nie chciałbyś tak skończyć. To był trup, ale to nie było normalne. To nie było nawet nienormalne, a zwyczajnie popierdolone. I tak szybko poruszało się, a równocześnie było nieruchome. Co to było? Już możesz wstać, ale wciąż czujesz wstręt do tego czegoś. Zwykły trup to to nie był, ani nawet zombie, duch, czy jakiegokolwiek inne gówno, które zwyczajonowo można było spodziewać się po nekromantach. To było jakieś poważne gówno!

Kirstin, Edgar, Awerroes:
Zostaliście na zewnątrz, przy samych drzwiach wyczekując z zapartym tchem co też zaatakuje Dmytka, Edytę i Tankreda w środku... widzieli również czerwoną poświatę za centralną wyspą z szafek, nisko, na podłodze[cd niżej]

Edyta, Dmytko, Tankred:
Opanowanie!

Edyta, Edyta
Dmytko, Dmytko
Tankred, Tankred [99]
Edyta wpadła do kuchni i z szaleńczym wyrazem twarzy (i zamkniętymi oczami) zaczęła dźgać wszystko co znajdowało się w zasięgu jej ostrza. Ciach w blat, ciach w ścianę, ciach w marchewkę, ciach w szafkę, ciach w... trupa? Edyta nagle stanęła oniemiała. Jeszcze raz pchnęła swym ostrzem w ciało przed nią. Bo to było ciało. Żadnego dźwięku nie wydało, żadnego ruchu, cokolwiek tam było to nie żyło. To mógł być oczywiście jakiś nieumarły, ale zupełnie nie reagował. Coś było nie tak, coś było bardzo nie tak. Tankred dokładnie widział co dźgała Edyta, ale zanim cokolwiek jej powiedział to już stracił przytomność, a nie nadział się na swój własny nadziak jedynie dzięki szybkiej reakcji Dmytka. Sam Dmytko widział to coś przez jedną chwilę, ale zachował zimną krew. Coś mu to przypominało. Edyta dźgnęła po raz ostatni po czym odsunęła się porzucając ostrze zatopione w ciele... ciałach... tym czymś... ostrze powoli zanurzało się w ciele, aż zupełnie zniknęło, a to razem z rękojeścią. Edyta w lekkim szoku podeszła do rozsypanych na centralnym stole, tyłem do tego czegoś, otworzyła oczy i zjadła marchewkę leżącą na stole. Zobaczyła czerwoną poświatę po swojej lewej. [cd niżej]

Tankred [Gdzieś indziej, jakby we wspomnieniu]:

- Tankred. Jesteś tu? - zapytał głos. Rozejrzałeś się dookoła. Siedziałeś w karczmie w gorących klimatach. W odróżnieniu od tego co działo się na północy tutaj było całkiem przewiewnie, a zamiast okien były takie fikuśnie dziurawione kawałki drewna. Nie było tam wiele osób, a część z tych, która była to bezczelnie stała na leżakach. Zamrugałeś kilka razy oczami. Po drugiej stronie stołu siedzi jeden z twoich nielicznych dobrych znajomych.
- Znasz się cokolwiek na alchemii? - zapytał nagle i położył na stole przezroczystą fiolkę z jakimiś różowym płynem.

Kirstin, Edgar, Awerroes, Dmytko [i Edyta]:
Dmytko wyciągnął na zewnątrz nieprzytomnego Tankreda i powiedział do reszty:
- Widziałem to. Proponowałbym nie patrzeć na to tylko przemknąć się dalej... najwyraźniej nie atakuje... - dodał kozak i wskazał na Edytę wciąż pałaszującą warzywa przy centralnym blacie. Kobieta była tyłem odwrócona do czegoś co tam kryło się za drzwiami, a jednak najwyraźniej nie była atakowana. Edyta bardziej była skupiona na czerwonej poświacie zaraz za tym blatem patrząc od waszej strony.

Edyta:
Jedząc warzywka powoli przesuwasz się w stronę czerwonej poświaty. W końcu widzisz, że na czymś świecącym leży trup (musiałabyś się zbliżyć, żeby zobaczyć kogo to trup, ale to po prostu trup). Wygląda na to, że to świecące to jest na tyle duże, że plecy i dupsko martwiaka nie zdołały całkowicie zasłonić tej poświaty. Wygląda na to, że jeżeli ruszysz trupa to czerwone światło omiecie połowę pomieszczenia... Tym czasem stojąc tak jak stoisz masz na prawo wyjście na zewnątrz (gdzie stoi reszta, ale w tamtym kierunku to lepiej w ogóle nie patrzeć), na lewo drzwi dokądś (tylko trzeba przejść obok trupa), a wprost, za wysepką, którą dobrze by było okrążyć albo przepełznąć przez nią, kolejne drzwi. Dopiero tak lustrując całe pomieszczenie zorientowałaś się, że gdzieś zapodział ci się sztylet... ale lepiej nie myśleć gdzie.
 

Ostatnio edytowane przez Anonim : 26-08-2016 o 21:17.
Anonim jest offline