Jestem... jestem. - Odparł, tępo rozglądając się po tawernie. Południowe królestwa. Przyjemne ciepełko i znajomy klimat. Ale jakoś tak dziwnie w żołądku. Za stołem ten zabawny murzyn, Frelio jemu jest, jeśli mnie pamięć nie myli.
- Coś tam kojarzę, niby paru alchemików znałem. - Odpowiedział życzliwie Tankred zdejmując kapelusz i odkładając go na ławę. Wyciągnął sakwę i powoli zaczął wyliczać monety na mały dzbanek tutejszego wina. Dziwnie tak przed oczami... spojrzał po sali. Czemu oni stoją na leżakach? Cały boży dzień po gównie stąpają, a teraz biednemu karczmarzowi z buciorami na leżaki. Chamstwo! Zwrócił uwagę na fiolkę z różowym specyfikiem. - Co tam masz Frelio? - zapytał widocznie zaintrygowany, lecz nie przestawał liczyć złotych monet. Suszyło go niemiłosiernie, a zimne wino... to będzie to! - Od kiedy to interesujesz się miksturami, hm? - zaśmiał się przyjacielsko i beztrosko kontynuował przebieranie drobnych monet. Zamierzał kupić coś droższego. W końcu stara z niego "hiena" i sławny włóczykij, należy mu się coś od życia. |