Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 27-08-2016, 11:19   #39
Hawkeye
 
Hawkeye's Avatar
 
Reputacja: 1 Hawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputację
Reaver Rest 23:00-24:00

Seathan krążył po sali mając dużą ochotę wyjść na zewnątrz, aby napić się ze swoimi ludźmi. Rozumiejąc to zarówno tych, którzy przyjechali z nim z Żelaznych Wysp, jak i ludzi, którzy byli tutaj wcześniej. Wszak teraz oficjalnie, przed oczami Namiestnika Zachodu i licznie zgromadzonych Lordów, został dziedzicem swojego dziadka. Miał być kolejnym Lordem Reaver Rest.

Przekonał się jednak, że wraz z oficjalnym uznaniem, znikła pewna część swobód, którymi mógł cieszyć się wcześniej. Cały czas chodziło za nim dwóch żołnierzy w barwach rodowych. Dwaj bracia w średnim wieku, podążali za nim jak wierny pies. Hain i Holt służyli w osobistej gwardii jego dziadka, najwyraźniej jednak otrzymali nowe rozkazy. Drugim wyraźnym znakiem jego nowego statusu, była liczna rzesza gości, która chciała z nim rozmawiać. A każdy coś od niego chciał. Widział jak beczka wytaczana na rozkaz Burgrabiego powędrowała na podwórzec, gdzie bawili się prości żołnierze. Nim jednak zdołał dotrzeć do wrót, rozpoczął się pokaz wokalny jego żony ...

Śpiewała ładnie, jej głos był czysty, dobór utworu niezwykle trafny. Oczywiście nie była bardem i nie mogła się równać z zawodowcami, a jednak można było zauważyć, że większość ludzi słuchała jej uważnie, w ich twarzach było widać, że było to coś ponad zwykłą grzecznością. Milly ze swojego miejsca widziała twarz Seathana, który patrzył na nią z wydawałoby się uwielbieniem w oczach. A pan młody zdał sobie po raz kolejny sprawę, że miał nie tylko piękną, ale niezwykle utalentowaną żonę. A w jego uszach, jej głos brzmiał jak najczystszy krzystał.

Podczas występu zerknęła jeszcze ukradkiem, w stronę podwyższenia i miejsca, w którym zasiadali Eleanor Seaver i Adden Snow. Dziewczyna wyglądała na zaskoczoną tym występem. Chyba nie spodziewała się, że jej szwagierka potrafiła nie tylko strzelać z łuku, ale również śpiewać. Choicaż było akurat widać, że ta druga umiejętność, nie wzbudza w niej specjalnego entuzjazmu.

Za to ser Snow wyglądał na osobę, która znajdowała się tysiące mil stąd. Oparł swoją głowę na ramieniu i chociaż zasadniczo obserwował występ, to Mildrith była pewna, że go nie widział. Nie wiedziała, gdzie był w tym momencie, ale nawet nie zwrócił uwagi, na mówiącego coś do niego Velaryona.

Gdy skończyła śpiewać otrzymała oklaski od zgromadzonych w sali. Nie były może burzliwe, ale wydawało się, że w większości szczerze. Zaraz też przy niej znalazł się Seathan. Po krótkiej rozmowie poprowadził ją wzdłuż ław, na zewnątrz, aby wraz z nim mogła pokazać się żołnierzom.

Atmosfera panująca na podwórzu, była poniekąd inna niż w środku. Większość z wojaków. Widać było więcej swobody, gdzieniegdzie można było dostrzec ślady drobnych sporów, ale wszędzie słychać było śmiechy i śpiewy. Seathan i Milly przewędrowali do odpoczywających po służbie żołnierzy z Reaver Rest, za nimi podążał Valryiański miecz i w pewnej odległości Hain i Holt.

Gdy pozostający na służbie Seaverów zobaczyli ich, wznieśli okrzyk radości. Widać była, że ta wizyta niezmiernie przypadła im do gustu. A dodatkowe beczki z winem przyniesione na rozkaz dziedzica, dodatkowo zaskarbiły ich przychylność. Mężczyźni o twarzach zabijaków pokazywali ich palcami i z uznaniem kiwali głową, tak jakby chcieli powiedzieć: "Patrz, to nasi przyszli władcy. My to mamy szczęście".

Seathan dumny jak paw, trzymał się blisko Milly. Gdy otworzono i rozlano zawartość jednej z beczek, wzniósł swój kielich wysoko w górę i patrząc na żonę, powiedział, tak aby wszyscy mogli usłyszeć
-Za największy mój skarb i klejnot Zachodu!- żołnierze z uśmiechem na ustach spełnili ten toast.

Po dłuższej chwili rozmów, gdy nadchodził czas powrotu, Seathan wzniósł drugi toast. Tym razem obejrzał zebanych wokół niego wojaków, nim ryknął
-Za dzielnych wojowników Reaver Rest! Postrach na Zachodzie! - ten pożegnalny toast wzbudził prawdziwy entuzjazm, wśród wszystkich żołnierzy. Powtarzali go głośno, z dumą wypisaną na twarzach. A państwo młodzi, mogli w spokoju powrócić na wesele.

Uroczystość powoli dobiegała końca. Tańce powoli zamierały i nadszedł ten moment. Na znak dany przez Septona młoda para, miała udać się do komnat. Wstali, ze swojego miejsca, a ktoś ze śmiechem ryknął
-Pokładziny!- nie dane im było samemu ruszyć z miejsca, kobiety złapały Mildrith pod rękę, ze śmiechem prowadząc ją w stronę komnat, a liczni rycerze i lordowie niemalże wynieśli Seathana, rzucając przy tym liczne rubaszne żarty.

W ciągu kilku minut sala niemalże opustoszała. Część szlachetniejszych gości, ruszyła aby być świadkiem pokładzin, większość zaś, dla których i tak nie miało być wszakże miejsca w komnacie, oczekiwaliby na zewnątrz, tam kontynując picie i zabawę, w znacznie już swobodnej atmosferze.

Po chwili większość z tych, która pozostała na sali, również zaczęła się podnosić i wychodzić. Wesele oficjalnie dobiegło końca, można więc było spokojnie udać się na spoczynek.

Na podwyższeniu siedzieli jeszcze Manfryd i Norbert Farman, pochłonięci po części rozmową między sobą, a po części pewnie chcąc dokończyć jedzenie.
Pijani w sztok Greyson Clifton, Jedren Manderly i Adrian Marband, którzy najwyraźniej postanowili wysuszyć każdą butelkę, która stała jeszcze otwarta w ich zasięgu.

Przy drugiej stronie stołu siedzieli zaś jeszcze Gareth Kenning, Ser Adden wraz z giermkiem i Eleanor.

Z reszty domowników, pozostał Lord Simon, który zaprosił Meastra Trevyra i kręcący się gdzieś po sali bard Vaenor. W ciszy jaka niemalże zapanowała w sali, jak dzwon przebił się nagle głos Kenninga.

-Jesteś tylko zwykłym bękartem. Niczym, tylko bękartem! - pijany, cały czerwony i z wściekłością wypisaną na twarzy, krzyczał, a celem jego docinek był gość z północy. -Starkowie rządzą północą, a ty Snow co? Czym jesteś -
Adden podniósł się powoli ze swojego miejsca, obserwując Garetha oczami, które nagle zamieniły się w bryły lodu.
-Aye, Lordzie. Starkowie rządzą północą, ale w tym czasie, moje nazwisko ... Ja jestem północą - uśmiechnął się lekko, po czym odłożył kielich z winem.
-Przepraszam, ale wino nagle straciło smak. Życzę wam wszystkim miłej nocy. Nie jestem tu od garbowania skóry dzieciakom - mówiąc te ostatnie słowa posłał krzywy uśmieszek Kenningowi. To tylko jeszcze bardziej go rozwścieczyło, podniósł się ze swojego miejsca, chcąc sięgnąć po broń przy pasie. Snow sprawnym ruchem odskoczył od niego. Obserwując ruchy rycerza Maester był pewien, że zanim młody Gareth zdołałby wyciągnąć miecz, jego głowa toczyłaby się po posadzce. Uśmiechnięty Wilk, może wydawał się w tym momencie nonszalancki, ale był o dziwo też ... dość szybki. Na szczęście cokolwiek mogłoby się stać zostało przerwana, przez obecnego jeszcze na sali rycerza Kenningów, który dopadł do Lorda Garetha, i powstrzymał go przed zrobieniem głupoty. Adden Snow wraz ze swoim giermkiem opuścili salę. Dało się słyszeć jeszcze wściekłe syki Garetha odciągniętego przez rycerza.
-Tchórz ...-
-Lordzie, z całym szacunkiem ... ten człowiek dał szansę na załatwienie tego bez rozlewu krwi ... Lepiej go przeprosić jutro ... - Kenning został niemal na siłę wyciągnięty z sali ... Po tym incydencie kolejne osoby, zaczęły opuszczać też salę ...

Ziemie wokół Reaver Rest 23:00-24:00

Craig zauważył Cordina stojącego przy jednym z ognisk rozpalonych przez prosty lud, który również cieszył się na ślub ich przyszłego pana. Podszedł do niego sprężystym krokiem, gotów do skoku, aby wydusić z niego prawdę. Gdy ten go zauważył uśmiechnął się lekko.

-Ser Craig, spokojnie, spokojnie ... Z pewnością masz wiele pytań, ale to nie jest odpowiedni czas i miejsce. Za chwilę wszystko się wyjaśni. Proszę mi zaufać ... I nie musisz się mnie obawiać. O ile nie wierzysz w moje słowo, że nie stanie ci się krzywda, to musisz przyznać, że jeżeli miałaby to być jakaś pułapka, to byłaby niezwykle skomplikowana i głupia - wojownik uśmiechnął się lekko i zapalił dwie pochodnie, podając jedną Caldwellowi. Ten przez chwilę rozważał co zrobić, jednakże przyjął ją.
-Musimy chwilę się przejść ... Tylko tam będziesz Ser Craigu mógł poznać prawdę -
Nie wiedział co zrobić. Mimo zapewnień tego człowieka, nie był do końca pewien, czy to nie była jakaś pułapka. Jednakże był zafascynowany tym, co ten ukrywał, chciał dowiedzieć się skąd ma sygnet.

Weszli w las idąc jak mu się wydawało wzdłuż rzeki. Popatrzył pytająco na pochodnie
-Noc jest ciemna i pełna strachów ser - powiedział Cordin bez cienia sarkazmu. Po jakiś 20 minutach spaceru, dotarli na polanę, przed jaskinią. Spomiędzy drzew przebijała rzeka. Byli bardzo blisko brzegu. Jego towarzysz gwizdnął, spomiędzy drzew wyszła kobieta odkładając łuk, który przed chwilą miała jeszcze napięty. Była całkiem ładna, smukła, aczkolwiek jej wzrok zdradzał, że mogła być niebezpieczna. Zasiadła przy ognisku, nie rzucając Craigowi nawet krótkiego spojrzenia.

Po chwili z także oświetlonej jaskini wyszła trzecia postać. Wysoki, postawny mężczyzna, o twarzy oszpeconej blizną. Mimo lat ... czy to możliwe? Czy był to Connor?
-Craig ... bracie .... wiem, że dla ciebie to trudne do uwierzenia, ale to ja ... - jego głos przypominał to co zapamiętał Caldwell.
-Przepraszam za to nagłe pojawienie się, ale bracie ... potrzebuję pomocy ... Usiądź proszę ... Jeżeli zechcesz mnie wysłuchać -
 
__________________
We have done the impossible, and that makes us mighty
Hawkeye jest offline