Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 27-08-2016, 14:53   #13
Googolplex
 
Googolplex's Avatar
 
Reputacja: 1 Googolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputację
 Akademia


Rodzeństwo kierowało kroki w stronę akademii
- Z racji iż ty nie masz oczywiście wstępu do szkoły kapłanek, zajmijmy się najpierw mężczyznami. - Filfriia mówiła szeptem w czasie drogi.
- Jak sobie życzysz, lecz jeśli nie natkniemy się na jakiś z naszych celi to myślę, że powinniśmy poszukać… mnie - dodał ze złośliwym uśmiechem.
Siostra przewróciła oczami:
- Jeśli ten śliczny mały Aleanviir się napatoczy tak jak tamto dziecko - wskazała ruchem gałek ocznych grzybowy żywopłot - to jasne. Lepiej jednak żebyś poświęcił całą swoją uwagę na młodych Beanthach braciszku. Naprawdę tak będzie dla ciebie lepiej.
Para Aleanviirów znalazła się u podnóża strzelistego gmachu szkoły czarodziejstwa. Stojący przy wejściu strażnicy, zauważyli zbliżającą się parę mrocznych elfów. Filfriia wyszła na przeciw i korzystając z tej sytuacji mignęła do brata za siebie
~ jeśli masz jakiś dobry pomysł, teraz była by świetna pora…
Lorash milczał, nie miał ani żadnego genialnego pomysłu ani nawet najprostszego. Bo też co miało by mu przyjść z wymyślania dziwnych rzeczy kiedy nie wiedział praktycznie nic o tym gdzie są ani co robią ich cele? Skupił się więc bardziej na tym by mieć umysł otwarty a zmysły wyostrzone. W pamięci zaś powtarzał sobie rozkład pomieszczeń akademii, choć dawno go tu nie było to jednak spędził w niej sporo czasu i sporo jeszcze pamiętał.
Filfriia tylko westchnęła, ale wydawała się zadowolona z milczenia mężczyzny. Siostra najwyraźniej nie spodziewała się po mężczyźnie żadnego porządnego planu, który mógłby konkurować z plastycznością jej kobiecego umysłu. Zanim rodzeństwo stanęło na schodach Fiflriia zaczęła nucić modlitwę. Strażnicy przestali spoglądać na nią bacznie, ich miny były teraz usłużne i pełne entuzjazmu.
- Studentko… - zaczął jeden z nich - Mógłbym wiedzieć czego szukasz na wydziale mistycznym i… jak mógłbym ci pomóc? - Filfriia uśmiechnęła się.
- Och mógłbyś oczywiście, że mógłbyś. widzisz szukam studenta imieniem Nadzt. Miał mi pokazać jak uformować komponent do czaru, co jest częścią mojego własnego szkolenia. - Strażnicy popatrzyli po sobie.
- Eee… Nadzt powiadasz… a nazwisko? tutaj jest pełno studentów… - Filfriia przewróciła oczami jednocześnie dając palcami znak swojemu baratu:
~ Ej? zagapiłeś się? śmigaj do środka.
- To ja wiem głuptasie, pokażcie mi spis tych waszych studentów to sobie przypomnę. - Strażnicy spojrzeli po sobie.
- Bardzo nam przykro, my tu tylko drzwi pilnuje..
- No ja myślę, po prostu zaprowadźcie mnie do kogoś kto może.
- To będzie mist…

- No ja myślę że mistrz, uważasz może, że mężczyzna, nawet jeśli jest mistrzem w akademii nie znajdzie czasu na spotkanie z kobietą, przyszłą kapłanką ósmego domu? - zapytała zupełnie retorycznie. Strażnicy popatrzyli po sobie po czym kiwnęli głowami.
- Pozwól z mani studentko. - Strażnik wykonał zapraszający gest i dopiero wtedy zerknął na mężczyznę.
- A ty kto? - Filfriia machnęła ręką.
- Weź się skup na mnie, to przecież jakiś wasz student czy coś, możemy iść? - Strażnicy w końcu pokiwali głowami.
- Oczywiście, proszę z nami.


~ Ruszam, powodzenia siostro. - Przekazał Filfrii zza pleców strażnika. Kto jak kto ale ona powinna sobie poradzić śpiewająco. Przynajmniej miał taką nadzieję.
Skupił się na swoich celach, nie było ich tak wielu zaś rozumował następująco, najpierw najstarszych gdyż oni będą pewnie najtrudniejszymi i trzeba mieć pełny arsenał możliwości by sobie z nimi poradzić. Na młodszych przyjdzie kolej na końcu. Tak więc podążył znanymi korytarzami do wieży mistrza Oragolotha. Po drodze pokrył sztylet trującym smarem, wystarczyło jedno trafienie a ofiara pogrąży się w stanie paraliżu zbliżonego do śmierci.
Po drodze dorów miną kilkunastu studentów ale nikt specjalnie nie zwracał na niego uwagi. Dopiero kiedy mężczyzna wstąpił na schody prowadzący do wieży mistrza, z za pleców usłyszał głos.
- Ej ty! czego tu szukasz? nie widziałem cię tu wcześniej. - Za plecami “Aleanviira” z korytarza wyszedł młody mężczyzna w długiej czarnej szacie, który notabene odpowiadał rysopisowi jednego z celów: Narlnarowi, studentowi drugiego roku.
“Za wcześnie” pomyślał gniewnie lecz szybko uspokoił emocje i przybrał maskę służbisty.
- Wykonuję polecenia kapłanki. - Odparł zimno i wyniośle jak mógłby odpowiedzieć młodzik któremu zdaje się, że nagle zyskał na ważności. Był przy tym gotów by wsadzić Narlnarowi sztylet pod żebra gdy tylko się zbliży.
Narlnar spojrzał na mężczyznę spod oka i z wyraźnym powątpiewaniem.
- Doprawdy… ? takie gówno jak ty? co ty niby potrafił byś dla kapłanki zrobić? - zadrwił zbliżając się powoli do młodego “Aleanviira”.
Odpowiedzią był szybki, niski cios zatrutym sztyletem pod żebra. Twarz pewnego do tej pory Narlnara wykrzywiło przerażenie, chciał coś rzec, lecz dławił się tylko, Baragh czuł jak ciepła krew mężczyzny sączy się po sztylecie na trzymającą go dłoń. Konający Beanth opadał całym swoim ciężarem na atakującego.
- Jaka szkoda, że byłeś pierwszy - wyszeptał do ucha konającego gdy podtrzymywał jego ciało przed gwałtownym upadkiem. To jednak była jedyna reakcja na jaką sobie pozwolił Lorash, zbyt zajęty poszukiwaniem miejsca do ukrycia ciała. Nie omieszkał jednak pobieżnie obszukać zwłok. Wprawdzie nie liczył na to ale zawsze istniała szansa, że znajdzie coś co może mu się przydać. Następnie złapał martwe ciało jak pijanego towarzysza i “prowadził” je do miejsca w którym o ile go pamięć nie mylił był niewielki schowek. Przy odrobinie szczęścia nikt nie odkryje ciała do czasu aż Lorash będzie już daleko. Dla pewności wrócił po własnych śladach usuwając krew zaklęciem. Nie chciał zostawiać zbyt wielu śladów, jeszcze nie teraz.


Magia, choć jest jednym z najlepszych narzędzi to jej nadużywanie zawsze doprowadzało Lorasha do lekkiej migreny, zwłaszcza gdy musiał jej używać długo i monotonnie. Na szczęście dawno już nauczył się znosić niewygody i ból, miał też pewność, że ten szybko minie.
Szedł cicho niczym cień prześlizgujący się po kamieniach mrocznego korytarza. Odrobinę żałował, że nie było czasu oczyścić i naprawić tuniki Narlnara, była by świetnym kamuflażem, z drugiej strony pamiętał jak nazwała brata Raudia. Nie, jednak przebieranki nie pasowałyby do jego roli młodego wojownika.
Nasłuchiwał jednocześnie samemu pozostając niewidocznym, szukał swego celu. Dwa razy miał po prostu szczęście lecz liczyć tylko na nie było by głupotą.
 
Googolplex jest offline