Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 28-08-2016, 20:05   #105
Balzamoon
 
Balzamoon's Avatar
 
Reputacja: 1 Balzamoon ma wspaniałą reputacjęBalzamoon ma wspaniałą reputacjęBalzamoon ma wspaniałą reputacjęBalzamoon ma wspaniałą reputacjęBalzamoon ma wspaniałą reputacjęBalzamoon ma wspaniałą reputacjęBalzamoon ma wspaniałą reputacjęBalzamoon ma wspaniałą reputacjęBalzamoon ma wspaniałą reputacjęBalzamoon ma wspaniałą reputacjęBalzamoon ma wspaniałą reputację
Tura 21 - Smok zaczyna rozmyślania.

Mkulu został na dach wyniesiony w lektyce, dźwiganej przez czterech owonda'chikumba, gdzie powitał ich niecodzienny widok. Kilku smoczych szamanów przyglądało się ostatnim przygotowaniom do lotu potężnego chokwawa-zouluka. Stworzenie było zdenerwowane i syczało gniewnie na krzątające się dookoła niego sługi wiążące rzemienie mocujące siodło, Mkulu skupił się na stworzeniu, niespiesznie dając mu znać o swojej obecności. Skrzydła rozpostarły się szeroko i rozległo się zadziwiająco melodyjne gulgotanie, gdy wywern pochylił łeb i obwąchał swego pana. Jego język śmignął w powietrzu i musnął dłoń Tiamat-etha-valasha, po czym stworzenie syknęło na wszystkich groźnie najwyraźniej gotowe bronić do upadłego swego jeźdźca. Pomimo wielu niedogodności Mkulu brał od początku udział w jego szkoleniu i teraz jaszczur okazywał niezwykłe wręcz przywiązanie.
- Spokojnie Samun, spokojnie. Już zaraz polecimy i zostawimy wszystkich ich w dole. - powiedział bełkotliwie Prorok, uspokajając wierzchowca. Słudzy pomogli mu zasiąść w siodle i przypięli do niego pasami, starając się zrobić wszystko by było mu wygodnie. Odpędził ich ruchem dłoni i już po chwili potężna istota na której siedział rzuciła się z krawędzi dachu a po chwili rozłożyła skrzydła i uniosła się na gorących, wznoszących prądach nad miasto. Mkulu odetchnął głęboko, dopiero tutaj z dala od natłoku wszystkich ważnych spraw, urzędników, pochlebców i petentów czuł się prawdziwie wolny i szczęśliwy. Nagle poczuł jak robi mu się zimno, gdyż skryli się w cieniu, którego nie miało prawa tu być. Spojrzał w górę i zamarł porażony pięknem i majestatem istoty która przesłoniła słońce.

Awatar Powietrza
Samun zacharczał dziwnie i zaczął rzucać głową na boki i dopiero gwałtowna interwencja Mkulu nieco go uspokoiła. Biała smoczyca spojrzała w dół i zmieniła trasę swego lotu tak, żeby lecieć obok. Tiamat-etha-valasha spojrzał w jej oczy i usłyszał.
- Witaj mój Wybrańcze, najmilszy mi spośród wszystkich mych dzieci. Widzę że dobrze wykorzystałeś mój dar który umieściłam specjalnie dla ciebie w górach i unosisz się teraz w powietrzu jak na smokowatego przystało. Nie oszczędzam ci prób i cierpień, musisz jednak je przetrwać i dowieść mi że jesteś godny by odrodzić się w ciele smoka i polecieć ze mną w małżeński lot. - słysząc te słowa Tiamat-etha-valasha jęknął przeciągle, a smoczyca kontynuowała, teraz jednak już nieco surowszym głosem. - Twoje próby się jeszcze nie zakończyły, a ty pobłądziłeś oddalając się ode mnie. Najważniejsze jest dobro państwa, a ty przedłożyłeś swe własne ponad nie, a co gorsza przedłożyłeś słowa wysłannika Chaosu nad wiarę w mą moc. Jednak dałeś słowo i nie wymagam od ciebie byś je łamał, ale na przyszłość uważaj z kim dobijasz targów. Musisz teraz to naprawić, to twoja pokuta. Teraz niech lud się raduje z moich odwiedzin. - powiedziawszy to uderzyła potężnie skrzydłami i uderzył piorun oślepiając na chwilę Tiamat-etha-valasha. Gdy odzyskał wzrok bogini już nie było, ale niebo zasłaniały gwałtownie kłębiące się chmury. Po chwili spadły pierwsze krople deszczu a pod niebiosa wzniosły się dziękczynne śpiewy wiernych dziękujących Tiamat za niepodziewane błogosławieństwo.

***

Leżący na posadzce mbalame’anthu ze strachem podniósł oczy tak żeby spojrzeć na władcę którego wojska zniszczyły miasto w którym mieszkał. Za sobą słyszał jak trzech najlepszych mistrzów-rzemieślników łucznictwa, którzy mu towarzyszyli, szepcze pomiędzy sobą. Widzieli jedynie postać odzianą w bogate szaty, w masce przedstawiającej pysk smoka, otoczoną potężnymi magami i wojownikami w metalowych zbrojach. Jeden z niebieskołuskich magów wysłuchał swego władcy mówiącego cicho. Widać było że ktoś tak potężny nie zniża się do bezpośrednich rozmów z plebsem. Niebieskołuski zwrócił się do rzemieślników, kalecząc mocno ich język, ale mówiąc zrozumiale.
- Tiamat-etha-valasha, Pan Pustyni, Samun na Wrogów, Wybraniec i Prorok Tiamat dotrzyma swego słowa. Zostało ogłoszone że jeżeli pokażecie jak robić dziwną broń której używacie to zostanie wam i waszym rodzinom darowana wolność. Wasza decyzja zbiegła się w czasie z błogosławieństwem którego udzieliła nam bogini, więc władca zdecydował okazać wam większą łaskę. Zostaniecie wcieleni do kasty zielonołuskich, na prawach wolnych obywateli, otrzymacie miejsce na otworzenie warsztatów i całe wyposażenie potrzebne do rozpoczęcia prac w waszym zawodzie. Pod jednym warunkiem jednakże - nawrócicie się na jedyną prawdziwą wiarę. Cóż rzekniecie? - mag spojrzał na nich surowo. Kenku nie byli głupcami, już dawno zdali sobie sprawę jak wielką wagę przywiązują ci obcy do religii.
- Ja, moi towarzysze i nasze rodziny poddamy się oczyszczeniu i odrzucimy starych bogów przyjmując prawdziwą wiarę w Tiamat. Nasza wiedza jest do waszej dyspozycji. - zakrakał przedstawiciel rzemieślników.


Łucznictwo

***

Tiamat-etha-valasha siedział na specjalnie ukształtowanej poduszce i mówił. Wybraniec miał swoje przemyślenia na tematy religijne i magiczne, co było w większości jednym i tym samym, chciał też przekazać je swemu ludowi. Dlatego też teraz dyktował zaufanym skrybom, a ci pisali na mokrym piasku umieszczonym w drewnianych ramkach. Po zapełnieniu całej wolnej powierzchni przekazywali je smoczym szamanom którzy przemieniali je w piaskowcowe tabliczki. Pomimo całej swej potęgi magicznej ankhanding'ono nie zdołali osiągnąć większej biegłości w manipulowaniu materią niż niegdyś. Szaman mógł utrwalić piasek z zapiskami w piaskowcową tabliczkę, czy nawet stworzyć solidnych rozmiarów cegłę, ale wiadomo było że tylko niesamowite zdolności Starca i jego wydatna pomoc dała kształt pierwszemu Kutentcha Mchenga. Na całe szczęście opanowanie sztuki stawiania budynków z cegieł i kamiennych bloków uniezależniało Imperium od jego pomocy w rozbudowie.
- Niech wiadomym będzie że choć Tiamat jest jedna to może istnieć w wielu postaciach, które objawia według swej woli. Zaszczyciła mnie łaską i pokazała postacie mające swe korzenie w mocy czystej magii, ognia i powietrza. Są zatem także te związane z wodą i ziemią. Skoro zatem Tiamat jest jedna a składa się z wielu żywiołów, to tak jest z każdą rzeczą którą stworzyła. W każdym kamieniu, roślinie czy istocie są wszystkie cztery żywioły - ogień, powietrze, woda i ziemia połączone żywiołem magii który je skupia i nie pozwala im się rozdzielić czy wystąpić przeciwko sobie. Są one utrzymywane w kruchej równowadze, ale nie znaczy to że w równych częściach składają się na daną rzecz. Kamień ma wiele żywiołu ziemi i mało całej reszty, zwierzęta mają w sobie mało ognia, a dużo wody. Ważnym jest że poprzez manipulowanie tymi żywiołami można zmienić stan i cechy danej rzeczy. Roślina wysuszona, i pozbawiona tym samym większości żywiołu wody staje się łatwopalna poprzez zaburzenie jej wewnętrznej równowagi pomiędzy żywiołem wody i ognia. Popatrzmy na błyskawicę która uderza w piasek. Jest ona złożona w większości z ognia i powietrza, które przekazuje piaskowi zaburzając jego równowagę. Po takim uderzeniu pozostają dziwne ślady i materiał nie przypominający już piasku. Ten nowy materiał ma inne proporcje żywiołów w sobie niż piasek z którego powstał. Jednocześnie gdy błyskawica uderzy w granitowy głaz na górskim zboczu może go rozbić na kawałki, ale nie powstaje żaden nowy materiał. Zatem magia wiążąca żywioły w granicie jest mocniejsza niż ta w piasku i nie dopuszcza do zaburzenia jego wewnętrznej równowagi. Jednak zawsze jest granica po przekroczeniu której da się doprowadzić do zmian, wiadomo że płomień który zapali gałąź nie zdoła roztopić metalu. Ważnym jest byśmy poznali które żywioły dominują w danej rzeczy i jak silna magia je wiąże. Poznanie bowiem dzieł Tiamat przybliży nas do poznania jej samej i pozwoli tym samym zbliżyć się do doskonałości. - zakończył dyktowanie Mkulu. Skinął na czarnołuskiego siedzącego w pobliżu.
- Niech tabliczki zostaną skopiowane i przesłane do wszystkich miast. Wydajcie polecenie by smoczy szamani zaczęli sprawdzać jakie materiały da się zmienić i jaka jest ich równowaga żywiołów. Zacznijmy do czegoś prostego jak sprawdzenie czy wrzucenie do ognia zmieni jakoś dany materiał. Nie żałujcie też mocy na wspomożenie mocy ognia tak żeby był gorętszy. Wszystkie informacje zapisujcie na tabliczkach i przesyłajcie do Kłów Tiamat gdzie zostaną sprawdzone. - mówił powoli i jak na niego bardzo wyraźnie. Potem kazał się usadzić przy stole do pisania i nakazał wszystkim opuszczenie komnaty. Miał teraz inny problem - co począć z wiedzą którą osiągnął w trakcie swego żywota? Nie wiedział czy uda mu się przekazać ją następcy, a z własnego doświadczenia wiedział jak ciężko dorasta się bez wiedzy ojców. Dlatego też pochylił się nad stołem i zaczął na piasku zapisywać rady, ostrzeżenia i mądrości które chciał przekazać tym którzy będą po nim władali Ankhandwe Ufumu.

Piaskowcowa tabliczka z zapiskami

***

Strażnicy z dużej odległości obserwowali jak przy specjalnie wykopanej dla nich studni koczuje niewielkie plemię ludzi, teraz wzbogacone o kilkunastu osobników z każdej rasy zamieszkującej Imperium. Tych kilku szamanów którzy zdecydowali się na podjęcie prób ich leczenia w świetle uzyskanych wyników zostało straconych dla społeczności, ale dzięki tabliczkom zostawianym przez nich w widocznych miejscach Imperium wiedziało że nikt z tego obozu nie może się wydostać. Dlatego też dzień i noc po pustyni krążyły patrole złożone z szamanów i strzelców które dbały o całkowite odosobnienie obozu. Choć zazwyczaj szamani nie tłumaczyli swoim podkomendnym dlaczego rozkazy są takie a nie inne, to tym razem wszyscy dokładnie zdawali sobie sprawę jak wielkie brzemię leży na ich barkach. Gdyby choć jeden chory dostał się do miasta spowodowałoby to niewyobrażalny pogrom wśród ludności. Wielu zastanawiało się dlaczego Mkulu nie nakaże po prostu wytłuc chorych, ale przyjmowali do wiadomości że widocznie ma swoje powody i dostarczali żywność i podstawowe przedmioty umożliwiające przetrwanie. Jak na razie nie było poważniejszych prób przerwania odosobnienia, wystarczyło obwołać uciekinierów i sami wracali do obozowiska, ale ile jeszcze to mogło trwać? Lepiej żeby Mkulu coś szybko wymyślił.

Obóz zarażonych

***

Wiele, wiele lat później...

Stary archeolog wszedł do muzeum spokojnym krokiem, odpowiadając na pozdrowienie strażnika lekkim skinięciem głowy. Poprawił tweedową marynarkę i ruszył ku zamkniętej jeszcze dla zwiedzających części muzeum. Wieczorem miało być wielkie otwarcie, więc chciał osobiście dopilnować ostatnich przygotowań. Po przekroczeniu solidnych, dębowych drzwi usłyszał podniesione głosy.
- Tiamat-el-velesha to tylko mit! Nic nie wskazuje na to że kiedykolwiek istniał, tak samo jak jego ojciec! Powinniśmy wyrzucić każdą wzmiankę o nich! - starszy naukowiec wywrzaskiwał swoje zdanie wskazując na olbrzymią płytę z piaskowca na której wyryto domniemaną historię Ankhandwe Ufumu. Domniemaną gdyż piaski pustyni zazdrośnie strzegły swych sekretów i nadal nie wiadomo było zbyt wiele o początkach Imperium.
- Oni istnieli, profesor ma na to dowody! A jego imię brzmiało Tiamat-etha-valasha! - odwarknął młody magister na którego widok serce archeologa zabiło mocniej. Był jego najzdolniejszym uczniem, którego traktował jak syna, przeczuwając że ten młodzieniec kiedyś zdobędzie sławę i poważanie.
- Tak? To niech wreszcie je pokaże. Jak dotychczas to tylko jego słowa przeciw moim! I nie pouczaj mnie jak się odczytuje imiona w staro-wysoko-ankhandwem. - zapiał jego rozmówca. Akurat jego profesor nie znosił, ale dzieliła ich nie tylko wieloletnia rywalizacja, ale także kilka czysto prywatnych animozji. Czas było pokazać niedowiarkowi po czyjej stronie jest prawda.
- Proszę bardzo. Chciałem z tym poczekać aż do otwarcia, ale skoro tak bardzo nalegasz to upokorzę cię zarówno teraz jak i wieczorem gdy cały świat się dowie o twoim nieuctwie, błędnych interpretacjach i ogólnej głupocie. - powiedział starzec stając za ich plecami. Obydwaj odwrócili się i spojrzeli na niego. Jeden z podziwem, drugi z nienawiścią.
- Za mną proszę. - archeolog poprowadził ich do sali gdzie odtworzono plac targowy. Naturalnej wielkości manekiny ludzi, jaszczuroludzi, orków i ankhading'ono przedstawiono jakby handlowały i negocjowały ze sobą zawzięcie. Profesor ruszył na sam środek placu, gdzie zakryta materiałem gablota z pancernego szkła zawierała najcenniejszy artefakt znaleziony przez niego podczas wielu lat poszukiwań. Teraz zdjął materiał i wskazał rywalowi zawartość.
- Patrz i płacz niedowiarku! - zawołał. Gablota składała się z trzech części, w pierwszej spoczywała sztaba z czarnego żelaza na której wypisano kilka wersów i odciśnięto pieczęcie Imperium.

Miara umieszczana na bazarach
W drugiej umieszczono kilka żelaznych czarek o różnej wielkości, z podobnymi napisami i identycznie opieczętowane. Ale to trzecia najbardziej przyciągała wzrok.

Miara zdjęta z Tiamat-etha-valasha
Pręt ze szczerego złota ozdobiony był wizerunkami smoków i wyrytą inskrypcją.
- Nie możesz wypowiedzieć słowa, zatkało cię? Zatem ja to odczytam na głos! Na żelaznych przedmiotach napisano: "W imię Tiamat, jej Proroka Tiamat-etha-valasha, i jego ojca Wash-utha-mimshulu który założył to miasto, niech będzie znane że ten przedmiot został uznany za właściwy do pobierania miary a jego prawdziwość potwierdzają te pieczęcie. Niech każdy ostrzeżony będzie że za oszustwo na miarach karą jest chłosta, piętnowanie i wreszcie odjęcie dłoni w przypadku powtórzenia haniebnego uczynku." Ale to tylko preludium. Spójrz teraz na złoty pręt i odczytaj. "Tiamat pobłogosławiła nas Prorokiem, jego słowo jest prawdą, a jego wola spełniona będzie. Oto miara zdjęta z ciała najświętszego Wybrańca Tiamat-etha-valasha, która z jego rozkazu obowiązywać odtąd będzie w całym Ankhandwe Ufumu." I co ty na to! - profesor zakrzyknął tryumfalnie odwracając się do rywala. Tylko po to żeby zobaczyć jak ten wali się na posadzkę z rękoma przyciśniętymi do piersi. Naukowiec widział już w swym życiu czym zazwyczaj kończy się tak poważny atak serca i stwierdził że ich wieloletnia dyskusja o prawdziwość istnienia Tiamat-etha-valasha właśnie dobiegła końca.
 
__________________
"Prawdziwy mężczyzna lubi dwie rzeczy – niebezpieczeństwo i zabawę, dlatego lubi kobiety, gdyż są najniebezpieczniejszą zabawą."
Fryderyk Nietzsche

Ostatnio edytowane przez Balzamoon : 28-08-2016 o 20:10.
Balzamoon jest offline