Liska biegła przez przydrożny las czując, jak liście smagają jej twarz a gałęzie szarpią ubranie. Wiedziała, że powinna uciekać, bo z wyszkoloną drużyną przestępców nie mają szans, że ucieczka z księgą do Candlekeep jest jedynym rozwiązaniem. Mimo to zatrzymała się. Tylko zerknąć jak radzą sobie towarzysze... Tylko mały zerk...
Zgodnie z przewidywaniami szło im fatalnie - Orianna, biedna, piękna Orianna, która po prostu chciała im pomóc leżała na trawie, krwawiąc obficie. Kord, Lilius, Colin, Gnorst... Wiedziała, nie mają szans! Mimo to została, tracąc cenne sekundy na bezużyteczną magię i nieco lepszy strzał, który żadną miarą nie zmienił wyniku walki. Gdy zobaczyła padającego Korda przewiesiła łuk przez ramię i co tchu pognała w kierunku Candlekeep. A przynajmniej tak jej się wydawało, bo przez łzy widziała niewiele.
Nie wiedzieć kiedy dołączył do niej zziajany Tofik. Jej samej też w końcu zaczęło brakować tchu. To biegła, to szła, byleby tylko się poruszać, bo wiedziała, że jeśli się zatrzyma to koniec. Nie dlatego, że nie miała już siły; dni wędrówki - choć nie było ich znowu tak wiele - znacznie poprawiły jej i tak już niezłą kondycję. Po prostu gdyby przestała skupiać się na kolejnych przebytych metrach musiałaby zacząć myśleć o tym, co zostawiła za sobą. Wiedziała, że żałość za - w jakimś sensie - zdradzonymi przez nią towarzyszami byłaby tak wielka, że nie pozwoliła by uczynić jej ani jednego kroku więcej.
Więc szła. |