Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 29-08-2016, 13:40   #22
Rainrir
 
Rainrir's Avatar
 
Reputacja: 1 Rainrir ma wspaniałą reputacjęRainrir ma wspaniałą reputacjęRainrir ma wspaniałą reputacjęRainrir ma wspaniałą reputacjęRainrir ma wspaniałą reputacjęRainrir ma wspaniałą reputacjęRainrir ma wspaniałą reputacjęRainrir ma wspaniałą reputacjęRainrir ma wspaniałą reputacjęRainrir ma wspaniałą reputacjęRainrir ma wspaniałą reputację
Jedynym z obecnych na pokładzie, którym podróż na Omegę minęła spokojnie, był z pewnością Quin. Zawsze cenił sobie prywatność oraz tak zwany czas dla siebie, szczególnie latając po kosmosie. Ze swojego pomieszczenia wychodził jedynie, żeby zgarnąć dla siebie jakieś jedzenie, z załogą i drużyną kontakt zminimalizował. Potrzebował czasu, aby zaaklimatyzować się do Andromedy, dopiero później ludzi. No i był jeszcze on. KEI-9. Z jakiegoś powodu robot upodobał sobie pokój Quina i wykorzystywał każdą okazję, jaka się nadarzyła, aby doń wejść. A jak się nie udawało, skamlał pod drzwiami jak zranione zwierze. A miał dobrej jakości oprogramowanie. Ile razy robot wchodził do pokoju, tyle razy Quin go wyrzucał, aż za którymś razem dał sobie z tym spokój. Dopóki leży spokojnie i cicho, może zostać. Przynajmniej nie pogryzie mebli, pomyślał turianin.
Pies zachowywał się spokojnie, chociaż od czasu do czasu zawracał Quinowi głowę, przerywając mu w ćwiczeniach, czytaniu klasycznych książek na tematy wojskowe czy po prostu gdy ten odpoczywał. Nie to dokładnie Quin miał na myśli, kiedy postanowił odprężyć się przed Omegą.

Quin: Czego ty ode mnie chcesz, robocie?

Pies usiadł, spojrzał się na turianina i przekręcił głowę w bok.

Quin: Siedzisz tutaj, przeszkadzasz mi, ale jak cię stąd wyrzucam, to od razu wpadasz w lament. Zgubiłeś tutaj swoją zabawkę, czy co?

KEI-9 przekręcił głowę w drugą stronę.

Quin: Ktoś, kto cię programował, mógł przynajmniej pominąć część, w której psy są głupie.

Robot wstał i warknął groźnie, a diody które imitowały oczy zmieniły kolor z niebieskiego na czerwony. Quin się zdziwił, i sam wstał z łóżka.

Quin: Nie będziesz na mnie warczał w moim pokoju. Jak chcesz tutaj siedzieć, to masz się mnie słuchać, łapiesz?

Pies powrócił do poprzedniego trybu i usiadł na tyłku, co dało specyficzny dźwięk metalu uderzającego w metal. Quin pokręcił głową.

Quin: No dobra, skoro już się słuchasz... masz zachowywać się cicho i mi nie przeszkadzać. Jeśli się na to zgodzisz, to odblokuję dla ciebie drzwi i będziesz mógł wchodzić i wychodzić, kiedy chcesz.

Na wyświetlaczu pojawił się kształt, przypominający wystawiony jęzor, i KEI-9 wydał z siebie dźwięk radośnie sapiącego psa.

Quin: I nie mogę do ciebie wołać Psie czy Robocie, potrzebujesz imienia... już wiem, nazwę cię Kot.

Pies zamarł, po czym położył się płasko na ziemi i zaskomlał smutno.

Quin: Tylko żartowałem, co powiesz na Cabal?

Pies podniósł głowę i raz szczeknął.

Quin: Ehh...

Na omniklucz Quina przyszła wiadomość. Przybycie na Omegę, 20 minut.

Quin: Muszę się przygotować do wyjścia, nie przeszkadzaj i niczego nie zniszcz jak mnie nie będzie.

Cabal podskoczył z ziemi wprost na łóżko, na którym się położył. Quin zabrał się za jedyną torbę, której nie rozpakował. Tą ze sprzętem bojowym.
Gotów do wyjścia był dopiero po tym, jak już przycumowali do astroportu i do drużyny wychodzącej na Omegę dołączył w ostatniej chwili.

Quin, od momentu spotkania z drużyną spoglądał to na Widmo, to na volusa. Ich zachowanie zdawało mu się dziwne, jakby się unikali. Obojętna twarz Liri również nie pomagała odkryć, co jest nie tak.

Quin: To… kto mi powie, co takiego się działo pod moją nieobecność? Ktoś zaklepał sobie większy pokój?

Barrus popatrzył na volusa po czym powiedział.

Barrus Maurinius: Jahleed uznał, że świetnym pomysłem będzie podanie na powitalnej kolacji zwierzaka byłej kapitan, Agany. Nie miałem innego wyjścia jak zamknięcie go w kabinie.

Chwila, byłej kapitan Agany?, pomyślał Quin.

Jahleed Von: … Na miłość wszystkich bogów … i demonów! … Miesiąc izolatki za jedną … cholerną … ościstą … rybę?! … Bez obrazy, panie Quin, … ale nie sądziłem, że słynne turiańskie … opanowanie wyraża się w aktach … terroru i despotyzmu! Ale cóż … Przynajmniej wszystkim smakowało! … Sir ...

Lirithea D'riais: Jahleed, przyznaj - przesoliłeś rybę. Nie wiedziałeś, że turiańskie Widma mają BARDZO delikatne podniebienia?

Lirithea uśmiechnęła się do volusa. Ale Quin wiedział, że L próbowała załagodzić sytuację, ale sam uznał że czyn Jahleeda był... przesadą.

Lirithea D'riais: Szczypta soli za dużo i już wpadają w dziki szał. Zupełnie jak kroganie. Chociaż ci to przynajmniej mają bardziej przemawiający ku takim aktom agresji powód. Tacy po prostu są.

Wzruszyła ramionami. Quin postanowił wykorzystać chwilę ciszy, aby zadać nurtujące go pytanie.

Quin: Chwila, Jahleed, skąd wytrzasnąłeś na tym statku rybę Temi?

Jahleed Von: … Cóż … no akurat pływała w akwarium … panie Quin … ale o przynależności do Agany … pokładowa WI poinformowała mnie … chwilę po jej sprawieniu i obłożeniu … warzywami. … Pomyślałem: … “Chrzanić to, nikt nie zauważy…” … No bo jak, do cholery, gotować … na konserwach pokładowych?! … Ale spokojnie … czas odosobnienia pozwolił mi przemyśleć swoje … zachowanie … i opracować nowe receptury … Quin, potrzebujesz tego psa…? … No dobrze… żarty na bok … Kapitanie, pozwolenie na porządne zaaprowizowanie statku?

Volus żartował, że lepiej zjeść pokładowego zwierzaka niż konserwę, a później zapytał o psa. Metalowego. Czy volusi nie muszą czasem zażywać narkotyków, aby utrzymywać biotyczne moce? To by tłumaczyło jego zachowanie... , pomyślał Quin, żałując że zgodził się na tą misję bez sprawdzenia, z kim przyjdzie mu pracować.

Quin: Zamierzasz zjeść metalowego psa... i chcesz zdobyć składniki do posiłków na Omedze. Barrus, na obiady zapraszam do siebie, mam też porządne turiańskie trunki, głównie to było w moich torbach. I wiesz co, Jahleed, od dziś to mój pies, pogniewam się jeśli nawet astmatycznie na niego westchniesz…

Nie po to nadał psu imię, żeby później patrzeć, jak Jahleed próbuje go ugotować. Poza tym, to metalowy pies... Quin odpuścił sobie dalszą rozmowę i rozejrzał się po porcie. Omega od samych drzwi wyglądała tak, jak ją sobie zapamiętał. Brud, smród, hałas. Ciemno, czerwone neony, śmieci. A propo śmieci, krzątało się tu pełno kosmitów różnych ras, głównie batarian, ale uwagę przykuwał kroganin napastujący drobnego salarianina. Czyli na Omedze, norma.
Quin obrócił się. Poza Andromedą, astroport był niemal pusty, za wyjątkiem kilku małych statków i fregaty turiańskiej dokującej nieopodal. Fregaty, która była bardzo podobna do Nieugiętego.

Lirithea D'riais: Turianie ewidentnie nie posiadają poczucia humoru…

Quin to zignorował, obszedł Liri i poszedł w stronę fregaty, żeby lepiej się jej przyjrzeć. Lirithea westchnęła, wzruszając ramionami. Potem z czystej ciekawości również odłączyła się od drużyny i ruszyła za Quinem. Gdy do niego dołączyła, ten wychylał się, aby móc zobaczyć jak największą powierzchnię statku. Ciemny pancerz, brak oznaczenia wojskowego, niestandardowe uzbrojenie, lecz dobrze zamaskowane, mające na celu imitacje starych dział. Do pewnego czasu wyłącznie eksperymentalne frontowe działo Thanix, jedna z pierwszych wersji. To był Nieugięty!
Do Quina i L dołączył Barrus, który zostawiając za sobą volusa rzekł

Barrus Maurinius: Jahleed, oczywiście, że pozwalam, tylko nie gotuj więcej niczyich zwierzątek.

Quin przyglądał się dalej, dokładnie badając otoczenie. Przed śluzą stały jakieś pakunki poukładane symetrycznie, a pośród nich krzątali się ludzcy tragarze, raczej niemający wiele wspólnego z załogą statku.

Quin: Hmm…

Lirithea D'riais: Oj, skądś znam to “hmm”. Co jest?

Quin przypomniał sobie, że nie jest sam. Zastanawiało go, co statek ojca robi na Omedze. Normalnie, zaopatrzenie zdobywali oficjalnymi źródłami, wracając od czasu do czasu do stacji i kolonii turiańskich. Problemy z samym statkiem też odpadały, musiałoby się stać coś poważnego, żeby Quintus szukał pomocy w tym miejscu. Jedyne opcje, jakie pozostawały, to albo zbieranie informacji, albo polowanie na kogoś groźnego. Nieważne która wersja była prawdziwa, Quinowi nie podobała się obecność Nieugiętego na Omedze.

Quin: Skąd możesz wiedzieć co oznacza moje “hmm”, hmm?

Lirithea D'riais: Widzisz, chyba wszyscy turianie bardzo podobnie akcentują swoje “hmm”, a z turianami miałam bardzo dużo wspólnych interesów w przeszłości, więc co nieco o was wiem.

Asari uśmiechnęła się do Quina. Ponieważ każdy turianin jest taki sam, pomyślał patrząc na nią.

Barrus Maurinius: Znasz te statek Quin?

Barrus zapytał nagle, przypominając Quinowi, że chwilę temu do nich dołączył. Quin nie zdążył odpowiedzieć, gdy Barrus dodał.

Barrus Maurinius: Kłopoty?

Quin: Zależy co masz na myśli mówiąc kłopoty. Raczej żadne z Was nie powinno się tym przejmować. Rzecz prywatna, nie zakłóci przebiegu misji.

Tego ostatniego, Quin nie był do końca pewny. Musiał się jakoś dowiedzieć, co Nieugięty tutaj robi i czemu ojciec o niczym mu nie wspomniał. To mogło oznaczać kłopoty.

Barrus Maurinius: Niemniej obecność turiańskiego statku w tym miejscu może oznaczać kłopoty. To nie przestrzeń rady. Być może kapitan tej jednostki będzie miał jakieś informacje o okolicy jeśli przebywają dłużej w Terminusie. To jednak może poczekać.

Quin jako pierwszy odwrócił się od fregaty i wrócił do stojącego samotnie volusa, którego lepiej było nie pozostawiać samemu sobie. Kolejną chwilę, kiedy Barrus, Liri i Jahleed się prztykali, spędził w zadumie, nie myśląć o niczym szczególnym. Dopóki na scenę nie wszedł wcześniej wspomniany kroganin.
 
Rainrir jest offline