Wreszcie wolność!
Smród kanałów wciąż jeszcze wiercił w nosie i miał czas jakiś powiercić, ale był już na powierzchni i mógł pełną piersią zaczerpnąć... cóż, nie tak znowu świeżego powietrza, bo jak świat światem, porty zawsze były jednymi z bardziej śmierdzących części miasta i Nuln nie było tu wyjątkiem.
Niemniej sama odmiana wachlarza aromatów niosła ulgę, a w ogóle to wyścig jeszcze nie był skończony i wciąż istniały bardziej naglące problemy, niż olfaktoryczne nieprzyjemności, o czym przypomniał mu, szturchnąwszy, Malcolm.
Karl podążył śladem towarzysza niedoli, mniej jednak skocznie i zdecydowanie miej elegancko, studenckie lata miał już bowiem za sobą i trudy życia zaczęły już odciskać na nim swe piętno, a i przyjęte w piwnicy substancje nie stosowane były do poprawiania zwinności oraz koordynacji ruchowej.
Niemniej dogonił w końcu Malcolma, sapiąc i chwiejąc się nieco. - Warto by się gdzieś zaszyć, na dzień czy dwa - splunął - poczekać, aż się nieco uspokoi. Najlepszy byłby dziedziniec cudów, pod warunkiem, że nie masz tam z nikim kosy. No, przynajmniej z nikim ważnym. - dodał po chwili zastanowienia.
_________
92, 77, 25
__________________ Now I'm hiding in Honduras
I'm a desperate man
Send lawyers, guns and money
The shit has hit the fan - Warren Zevon, "Lawyers, Guns and Money" |