Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 29-08-2016, 21:45   #19
TomBurgle
 
Reputacja: 1 TomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputację
Gdyby nie znali się już chwilę, Mitabu mógłby pomyśleć że Valerand czuje się winny. A tak...nie podejrzewał go o nic więcej niż urażoną dumę własną.
- W rzeczy samej, musimy; zaklęcie nie jest niczemu winne - Mitabu właśnie był poddawany opiece niebieskich dłoni. Nie ważne jak starannej, a wciąż dotkliwej - choć głównie dla sakiewki. Wciąż z łapał się na tym że ludzie tego kontynentu mieli podobną jak on, plemienną moralność...tak długo jak plemię było jednoosobowe. Ale co by nie było mówić, pęd do łupów wszyscy mieli zacny. Zginą od tego...lub kiedyś to o nich zaśpiewa. O tych co "dla dukata, co jak słońce błyszczy..."

***

- ...największe ryzyko najbardziej popłaca - rzekł Colin
- Widać to nie było jeszcze dość duże, bo zupełnie mi się nie opłaci to twoje zlecenie - szybkie przeliczenie uświadomiło Mitabu...że dopłaci do podróży. Sześć sztuk złota nie pokryje nawet leczenia - a to co mimochodem zebrał z łupów z z potyczki nijak tego nie zmieni. Ale, o dziwo, ciemnoskóry mężczyzna czekał na odpowiedź Colina z rozbawieniem - a nie ze złością. W międzyczasie, już opatrzony, podrzucał w ręku oszczep wygrzebany przez łupieżców. Próbował przypomnieć sobie właściwy sposób rzucania. Orki przywróciły mu wspomnienia - choć chyba najgorszym możliwym sposobem - tej złośliwej broni z którą jeszcze jako młodzik polował w dżungli. A przy okazji sprawdzał w jakim jest stanie. Z zaklęciami nigdy nie wiadomo, raz cię uleczą a raz zmiażdżą twoją wolę.
- Cierpliwości - odparł kupiec. - Wynagrodzę wam wasze trudy na tyle na ile potrafię, choć dużo tego nie będzie, bo bogaczem nie jestem, ale wdzięcznym jestem wam za ratunek. Poza tym nie wiadomo co jeszcze nasz czeka na drodze, a awanturnicze życie nauczyło mnie, aby liczyć na najlepsze i być gotowym na najgorsze. Los bywa kapryśny, ale czasem uśmiecha się nawet w najmniej oczekiwanych momentach. Nie wiadomo co czeka nas za następnym wzgórzem… -
- Głowa do góry! Kto nie ryzykuje, ten nic nie ma. Pieczone gołąbki nie przyjdą same do gąbki! -
- Ani miedziaka więcej niż się umówiliśmy - reakcja Mitabu była zadziwiająco gwałtowna...i dość nietypowa, nawet jak na niego samego - Ale zawsze przyjmę barwną historię czy dobre słowo we właściwe ucho -
- Wiem, ale czynię to z własnej, dobrej woli. Dużo więcej wam nie zaoferuję, bo sam muszę zachować choć jedną sztukę złota, aby dostać się do miasta. Chciwusy z Endhome żądają takowej opłaty za każdy kupiecki wóz, którzy wjeżdża do miasta. -
- Sztukę złota? Przecież niektóre porty Thurri tyle chcą za cały okręt! - opatrzony półelf cierpliwie czekał na swoją kolejkę do zagadkowej figurki. Zagadywał Colina, nadstawiał ucha co do rewelacji badaczy figurki i nieśpiesznie doprowadzał się do porządku.
- W Endhome rządzą kupcy. Mają swój senat, mają swojego gubernatora, który nieoficjalnie ma większą władzę od całego senatu, ale prawdziwym królem Endhome jest pieniądz. Przedsiębiorczość tam bardzo popłaca, ale poprzeczka zawieszona jest bardzo wysoko, aby chronić interesy najbogatszych, niestety… - westchnął Colin. - Dawniej były tylko trzy srebrniki za obładowany towarem wóz i tylko dwa miedziaki za obładowanego towarem konia, ale ostatnimi czasy to miasto coraz bardziej schodzi na psy. Można oczywiście rozłożyć swój stragan poza murami miasta i wielu tak robi, ale tam już nie chroni nas prawo Endhome, więc sami musimy bronić swojego towaru, bo jeśli coś przepadnie to tylko z naszej winy. -

- To teraz ja, niech no zobaczę to cudo, skoro nie ma nigdzie strumienia - Mitabu właśnie skończył czyścić się z własnej krwi. Ile się dało, wytarł w trawę, co nieco spłukał wodą z manierki - ale wciąż postój byłby mile widziany. W każdym razie, skoro Valrand zaczął turlać kostką po trawie, skończył już ją badać. Półelf podniósł figurkę i uniósł wysoko, pod słońce. Teraz to on wygłosił zaklęcie - i jak zawsze kiedy to robił, było słychać jego rodzimy akcent. Ale, wbrew jego oczekiwaniom, runy na przedmiocie nie nabrały głębszego sensu. Pozostały starannie wyrzeźbionymi - jakby elfimi, ale jednak innymi - przez rzemieślnika znakami.

Arthamin, w rzeczy samej. Dawniej na terenach Varisii kwitła potężna cywilizacja - arthamin był właśnie jej językiem. Założyła liczne miasta w tych rejonach, ale po kilku wiekach rozwoju słuch o niej niespodziewanie zaginął. Z niewiadomych powodów cała cywilizacja rozmyła się jak na wietrze, większość z jej miast popadło w totalną ruinę, ale podobno jedno - tylko jedno - oparło się niszczycielskiej potędze która pogrążyła pozostałe...i, według pieśni, także upływającym bezlitośnie stuleciom. To właśnie ono było poszukiwane przez grupy żądnych przygód i stosów skarbów awanturników. Takich jak ci których śladami szedł do Endhome.


***

- Poza licznymi obelgami słanymi pod naszym adresem, wspomnieli coś o reszcie swoich pobratymców. Uznali, że nie możemy ich zobaczyć, więc nas zaatakowali... -
- Jak to będzie po orczemu? Tak gdybym zauważył kiedyś taką czujkę podczas zwiadu... - młody Zenj urwał zaczepkę na wezwanie Darriela - Coś tam zobaczył? -


***

Leżąc w wysokiej trawie, Mitabu bacznie obserwował człapiącą kolumnę. Oddalony o kilkadziesiąt stóp goblin wciąż ich nie zauważył - co było pierwszym łutem szczęścia tego dnia. Naliczył lekko ponad dwie setki orków - całe, spore plemię - które w pośpiechu opuszczało jaskinię. Nerwowi strażnicy popędzali wszystkich, a zwłaszcza dwa wypełnione po brzegi wozy. Co dziwne, uciekinierzy byli nieźle ogołoceni. Nieśli w rękach tylko niezbędne oporządzenie - w przeciwieństwie do solidnie uzbrojonych pilnujących trasy goblinów. Co...mogło być drugim uśmiechem losu.

Niejako ku swojemu zdziwieniu doszedł do wniosku że historie opowiadane w Przedlesiu- te o męstwie kapitana Braggera i jego ludzi - wcale nie musiały być aż tak bardzo przesadzone. Skoro miał pod komendą trzy i pół tysiąca wojaków i do wiosny zdążył już zabezpieczyć Królewski i Żołnierski Trakt, a wiosną wypędzić orki z Lasu Penprie, mógł ruszyć dalej. Czy nie byłoby diamentem w koronie Endhome, gdyby odzyskało także Kupiecki Trakt? Przez chwilę zabawił tą myśl. Ale nie, nie brzmiało to prawdopodobnie. Ślizgając się na brzuchu zjechał z wału po bezpiecznej stronie.

- Jeżeli nie zmienią tempa, za godzinę szlak będzie już bezpieczny - Mitabu dołączył się do rozmowy dopiero kiedy oddalili się od strażnika. Poparł faktami pomysł Darriela - w końcu to była ta sama koncepcja co jego, tyle że on najpierw przeliczył, a Darriel najpierw go ogłosił.
- Być może to kapitan Bragger i jego ludzie tak dali im w kość że się wynoszą - zerknął z ukosa na Darriela - Dalej gościńcem...a może zdążymy zajrzeć do jaskini między uciekającymi orkami, a tym przed czym uciekają? -
 
__________________
W styczniu '22 zakończyłem korzystanie z tego forum - dzięki!

Ostatnio edytowane przez TomBurgle : 29-08-2016 o 22:46.
TomBurgle jest offline