Wszystkie leśne ścieżki wydawały się Oriannie takie same. Drzewa zlewały się ze sobą w jedną wielką, zielonoburą masę, a do tego szeleściły złowrogo, jakby zaklinaczka była jakimś nieproszonym gościem.
Objęła się rękoma i szła powoli przed siebie, mając ogromną nadzieję, że nie robi kółek, bo tylko tego jej brakowało - by przypadkiem wrócić na drogę, gdzie spotkali Gerego i jego bandę.
Wzdrygnęła się na samą myśl, bo od razu przed oczyma zobaczyła śmierć Liliusa i Korda, ich ostatnie chwile... A jeszcze nie tak dawno ich największym zmartwieniem była zmieniająca się pogoda i Urwipołeć złośliwie szarpiący wszystkich za uszy.
Orianna na wspomnienie o swoim kruku spojrzała odruchowo wysoko w korony drzew. Niebo ledwo było widoczne zza gęsto rosnących liści, co sprawiało, że las pokryty był złowróżebnym półmrokiem.
- Gdzie żeś odleciał... - mruknęła ni to do siebie, ni to w przestrzeń, mając na myśli Urwipołcia.
Po raz pierwszy w życiu była całkowicie sama, zdana tylko na siebie. Nie było przy niej przyjaciół, ojca, sióstr, nawet tego przeklętego kruka - nikogo.
Wędruję już tak w nieskończoność... Musi stąd być jakieś wyjście!
Potknęła się o jakiś wystający korzeń, choć mogłaby przysiąc, że drzewo specjalnie wysunęło go w ostatniej chwili, by ta się wywróciła. Syknęła z bólu, bo otarła sobie wierzch dłoni, ale szybko podniosła się na nogi.
Oderwała kawałek już i tak potarganej spódnicy i owinęła poranioną dłoń w prowizoryczny opatrunek.
Wtedy usłyszała w oddali jakieś odgłosy. Czy to mógł być Gery wraz z resztą rozbójników? A może były to te przeklęte Wrony? Sama nie wiedziała, co było gorsze, ale myśl o tym drugim sprawiła, że nogi trochę jej się ugięły w kolanach. Przez ostatnie dni całkowicie zdołała zapomnieć o swoich prywatnych problemach, a walka z Gerym i utrata towarzyszy tym bardziej przytłumiła sprawę Płonących Wron.
Szybko schowała się za drzewem, mając wielką nadzieję, że nie została dostrzeżona - ani też usłyszana. Serce waliło jej jak oszalałe. Bała się. Starała się nawet zminimalizować potrzebę oddychania, byleby tylko wykonywać jak najmniej niepotrzebnych ruchów i odgłosów, które mogły zdradzić jej pozycję.
Ciekawość jednak wygrała i tym razem, więc ostrożnie wychyliła się zza swojej kryjówki i wtedy poczuła czyjąś dłoń i mocny uścisk.
- Ćśśśśś - wyszeptał ktoś, zakrywając jej usta dłonią.
Orianna poddała się wtedy swojej intuicji, która podpowiadała jej, by dla własnego dobra nie opierać się tajemniczej osobie. |