Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 30-08-2016, 23:04   #22
Leoncoeur
 
Leoncoeur's Avatar
 
Reputacja: 1 Leoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputację
The Party




Clocwork rosebud Nightclub na Manhattanie, noc
Wytumaczyła z sobie z sobie znaną gracją i taktem przez co runner obraził się trochę.
Burknął tylko coś o bandzie pajaców gdy wchodził do środka.

W Clockwork z miejsca przywitał ich spory problem, wszak Luc nie robił rezerwacji, a wszystkie stoliki były już zajęte. Siedmioosobowa banda stała przez chwile na pustym jeszcze parkiecie, a Halo z satysfakcją wynikającą z możliwości dopieprzenia komuś kto zainicjował mu motyw sponsora, z niewinną miną komentował zmysł organizacyjny Heena. Edek nie włączał się w to, bo jego zwalista sylwetka zaraz wypełniła przestrzeń przy barze gdzie witał się z “Kirunią”. Dziewczyna zareagowała na to radośnie, ale zaraz przepędziła od siebie jak zawsze gdy była w pracy. Mazz pociągnęła Lucifera na obchód Clockwork w nadziei, że uda się jednak gdzieś wyhaczyć jakąś miejscówkę.
Wtedy to wynikła pierwsza tego wieczoru awantura.
- Woooohooo, ale sztuka! - Kyle zapatrzył się w barmankę jak w hipnohologram. - Rezerwuję ją sobie.
Dave i Hao nie byli w temacie i nawet nie zwrócili specjalnie uwagi pogrążeni w rozmowie o budżetowych przedszkolach. Temacie jakże pasującym do wyjścia do nightclubu. Jedynie runner ożywił się ledwo dostrzegalnie na słowa Kyle'a, uśmiechnął grzecznie i pokiwał głową, na znak, że w pełni akceptuje rzeczoną rezerwację. Nic ponadto w kwestii wyjaśnień relacji między ciemnowłosa pięknością, a punkiem.
Halo czasem potrafił być naprawdę wrednym sukinsynem.

- Coś podać? – Kira spytała gdy we czterech dołączyli do Edka.
- Numer telefonu moje ty szczęście – Kyle wykrzywił usta w uwodzicielskim jego zdaniem uśmiechu.
Barmanka pokręciła tylko głową i dmuchnięciem odsunęła z twarzy niesforny kosmyk. Uśmiechała się przy tym jak to zawsze ona, z tym „You are special” wypisanym na twarzy, przez co każdy klient klubu był z miejsca sprzedany. Edek tym bardziej się wpienił, ale na razie zdzierżył nie chcąc robić scysji z bratem kumpla.
- Daj nam obu po zestawie hellikaze – rzucił.
- Hell? Tak na wejściu? – Kira zdziwiła się.
- Co to jest u diabła hellikaze? – Kyle na chwile oderwał wzrok od jej piersi.
- To taki wariant kamikaze w stylu nNY street - wyjaśnił uprzejmie Halo. – Pięć szotów na raz, tylko bez curacao i soku z cytryny.
- Znaczy sama wód…
- I tak nieźle, potobno w nCat dodają nafty.
- Zwą to „strażak Sam” –
zgodził się Dave.
- Chcesz mnie spić, heheheh, niedoczekanie. Dawajcie to, obaczysz jak pijemy w Ausie.
- O Kacpereek! –
ucieszyła się Kira, która obok tej całej dyskusji zaczęła nalewać szoty do dziesięciu kieliszków. Lucifer i Mazz właśnie podchodzili po obchodzie klubu. – I moja dziewczyna. – Mrugnęła do soloski ciekawie obserwując jej kreację.
- To was się bierze w duecie? Gdzie mam się podpisać? – Kyle zdawał się być wniebowzięty.
Punk zacisnął swoją cyberłapę i poczerwieniał lekko na twarzy.
- Luc, wytłumacz swojemu bratu…
- Oooo jesteś bratem Kacperka? –
zainteresowała się barmanka.
- Kacperka? – Kyle nie bardzo wiedział o co chodzi.
- Taki żart sytuacyjny – Lucifer był dość enigmatyczny. Spojrzał przy tym z ukosa na Halo jaki zdawał się świetnie bawić.
- Kacperek, nie Kacperek, chcesz stać się częścią rodziny? Może pokażesz mi miasto jak skończysz i obgadamy to we dwoj… - Kyle nie odpuszczał Kirze.
- Łapaj się – Edek przerwał coraz bardziej wkurwiony i wskazał pięć kieliszków stojących przed Nowozelandczykiem. – Na czas. Mazz daj start.
- Start! –
krzyknęła radośnie dziewczyna opierając się o Luca. Halo wciąż jedynie obserwował Nowozelandczyka z ciekawością, a Hao i Dave dalej coś obgadywali między sobą. Niby wszystko wyglądało dość naturalnie, ale dla uważnego obserwatora ludzkich emocji widać było coś dziwnego między policjantem a barmanką. Chłopaczek tryskał ostrożna rezerwą, a Kira zdawała się być dziwnie sztywna gdy był obok. Oboje ostentacyjnie starali się omijać się wzrokiem. Do tego Rudy wyglądał jakby był o coś obrażony na Lucifera i raczej nie szło tu tylko o to, ze jego brat wziął na celownik jego ciemnowłosą nimfę.


Kyle i Edek tymczasem polecieli w hellikaze. Wygrał punk kreując żądania rewanżu ze strony starszego z Heenów, choć ten zaraz znów skupił się na….
- …to o której kończysz? – zwrócił się do Kiry.
Rudego jakby szlag jasny trafił.
- To moja dziewczyna! – zgrzytnął.
- Eeeee… - serio? Bo ten typek się o nią co chwila ociera i co chwila patrzy na tyłek, myślałem że jego. – Wskazał barmana pomagającego brunetce za barem i pochylającego się akurat za nią po coś do lodówki.
- Kto? Seth? – zdziwiła się na słowa Kyle’a.
- Tak Kirunia? – odpowiedział Seth myśląc, że brunetka zwraca się do niego.
Wstał uśmiechając się do niej szeroko tuż obok, że prawie muskał jej biodro.
Widać nie rejestrował prowadzonej przed chwilą rozmowy.

A powinien.

Edek już dostatecznie wpieniony, na słowo „Kirunia” i aluzje Kyle’a zareagował soczystym prawym prostym wymierzonym w twarz barmana. Punk dysponował pokaźnym zasięgiem ramion, a blat nie był szeroki więc choć Seth odruchowo cofnął się przed lecącą pięścią, to swoje wyłapał. Trafiony prosto w pysk ustał chyba tylko cudem, bo jego głowa odskoczyła jak piłka. To było jednak jedynie preludium, bo Ed już szykował się do przeskoczenia przez bar i dokończenia dzieła, lecz przeszkodziła mu w tym Mazz uwieszając się na jego cyberłapie.
- Uspokój się debilu!!! – poprosiła grzecznie podniesionym głosem.
Drugim co zareagował natychmiastowo był Hao, który stojąc dość blisko wyprowadził błyskawiczne uderzenie pięścią o dość nietypowym zgięciu palców. Trafił Rudego pod obojczyk, na co wielki punk oklapł zupełnie jedynie dzięki Mazz i oparciu się o blat drugą ręką nie lądując na podłodze.
- Ty jesteś nienormalny!!!?? – Kira była wściekła.
W pierwszej chwili sprawdziła czy z Sethem wszystko w porządku, w drugiej odwróciła się do Edka gromiąc go nie wiadomo czy bardziej wzrokiem czy soczystymi wiązankami.
- Marsz na zaplecze, już ja ci… - syknęła zdenerwowana. – Seth, ogarniesz?
Barman tylko kiwnął głową masując policzek, nie bardzo rozumiał za co oberwał ale wolał się nie wychylać i nie drążyć. Instynkt samozachowawczy zadziałał tu prawidłowo. Edek za to wciąż oszołomiony jakimś wymyślnym obezwładnieniem przez policjanta, powlókł się za dziewczyną.

- Jest tak… - Mazz zmieniła temat robiąc minę chomika i zerkając gdzieś w głąb klubu. – Tam w kacie siedzą dwa korpo, mogę ich urobić by pozwolili mi i trzem koleżankom dołączyć.
- Luc będzie jedną koleżanką, no ok. A pozostałe? –
Kyle spojrzał na brata.
- Nie no powiem, że mają zaraz dojść, a zamiast nich przyjdziecie Wy.
- Dobra, za pięć minut podejdziemy –
Lucifer kiwnął głową.
- A nie dasz mi z nimi chociaż kwadransika Ropuszku? – Ruda (choć faktycznie białowłosa) przeciągnęła się zmysłowo i przejechała językiem po wardze.
- Ropuszek, Kacperek, masz jeszcze jakieś ksywy? – Kyle rozdziawił się wesoło. – Chcecie wiedzieć jak go nazywaliśmy w domu?
- Jak? –
zainteresowali się jednocześnie Dave i Halo.
- Dobra, Ty się zamknij, a ty kotek urób ich. Za pięć minut wparujemy. – nReporter nie skomentował „kwadransika”. – Piwo dla mnie – zwrócił się do Setha. – Myślicie, że będzie słychać, jak Kira go opierdala.
- Dobrze, że tak się skończyło, ochrona by ruszyła dupy i nara
– Halo dał znać barmanowi, że też chce kufel nBuda.
- Tak, a Lady J. wyglądała mi na taką co nie daje taryfę ulgową dla bandy rozpraszającej jej najlepszą barmankę.
- Lady J. –
Kyle znów spojrzał na brata.
Tym razem z ciekawością
- Właścicielka.
- Aha. A ładna?
- … ja pierdolę, Kyle…


Pozostali też zamówili po piwie, a Dave zaczął coś wystukiwać na telefonie noszonym na nadgarstku.
- Co, Mo się trzeba meldować? – Lucifer wyszczerzył się patrząc na mechanika.
- A tak tylko pytam jej co tam mały…
- Świeżo po porodzie? –
zainteresował się Hao.
- No osiem dni będzie, a skąd wiesz?
- Przy moim pierwszym też tak miałem.
- Masz dzieci? –
Luc zrobił wielkie oczy, myśl o tym, że policjant o fizjonomii nastolatka mógł mieć normalną rodzinę i być ojcem już więcej niż jednego bachora odbijała się od ściany w jego mózgu.
- Dwójkę, Roe i Lee.
- Hao, Roe, Lee, nie lubicie długich imion co? –
Pokiwał głową Kyle. – A żona, jak się…
- Sue.
- Ach, no tak. -
Starszy Heen zdawał się nie podejrzewać nawet, że mogło być inaczej.
- A Ty masz jakieś?
Nowozelandczyk na pytanie policjanta zakrztusił się piwem, brat przyszedł mu z pomocą waląc z całej siły w plecy.
- Z pewnością ma, pewnie tylko nie wie ile. Słyszałeś o tym, że udało się laboratoryjnie skrzyżować człowieka z szympansem? No to cicho sza, ale to fake, to nie sztuczna hodowla, to potomstwo Kyle’a z jedyną lalą jaką udało mu się poderwać.
- Odwal się Kiwaczku.
- Kiwaczku? –
Dave zainteresował się, Hao tez uniósł brwi.
- Nasza siostra tak go nazywała i przyjęło się. W domu było nas parę osób, a jedna łazienka. Problem jak się chce lać, a ktoś bierze długi prysznic. No a młody wtedy tak fajnie drobił nóżkami jak mu się chciało i latał po domu. Wiecie, jak…
- … jak Kiwi –
dokończył Halo uprzejmie patrząc na solosa z udawanym zaciekawieniem. – Słuchaj Luc, jak będziesz na tej swojej terapii, to może pogadaj z psychologiem o wyborze awatarów w VR. To może być ważne Kiwacz…
- Spierdalaj… A tego, kto powie o tym któremuś z Rudych nakarmię jego własnymi jajami. Chodźmy do Mazz.



W pięciu skierowali się do stolika, gdzie soloska drażniła się z dwoma typami o fizjonomiach korpo chyba uwarunkowanych genami. Mieszanina śmiałości i urody dziewczyny, oraz tego, że bezceremonialnie się z nimi drażniła niby to zachęcając do flirtu, a niby spuszczając w kiblu ironii ich nieporadne próby, nie dodawały im pewności siebie. Co innego wybrać się do nightclub by być panem sytuacji wobec tancerek oferujących nawet i full service za kredyty, a co innego zetknąć się z pełną temperamentu dziewczyną jaką trzeba było zdobyć.
Ich nieporadność rozczulała.
Być może mieli nadzieje, że jej koleżanki będą trochę łatwiejsze do urobienia.
Czekał ich lekki szok w tym zakresie, bo „koleżanki” właśnie pojawiły się obok.
- Luuuc, Halooo, Dave, co za niespodzianka!! – Mazzy udała zdziwienie na widok nadchodzących.
- Cześć śliczna – solos klapnął obok niej kreując gesty protestu:
- Zajęte! – Korpożuczek nr 1 uniósł się lekko.
- Tak?
- Tak, czekamy na kogoś, mają być jeszcze trzy dziewczyny. -
Korpożuczek nr 2 poparł kolegę.
- To zróbmy tak – zaproponował Halo: - przyjdą to im ustąpimy. Bez słowa sprzeciwu zrobimy wypad by miały gdzie posadzić kształtne tyłeczki. A na razie póki wolne…
Dwaj korpo spojrzeli na siebie i dali za wygraną.
Towarzystwo rozsiadło się i pogrążyło w rozmowach. Kyle z Davem weszli na temat samochodów, wsiąkli konkretnie i widać było, że mogą tak cały wieczór. Po drugiej stronie na swojej kanapie Halo i Hao cichcem zaczęli wymieniać uwagi na temat planowanej ugody z policją. Tu nie zanosiło się na zbyt długie rozmowy, obaj byli do bólu konkretni, ustalali szczegóły.
Jeżeli dwóch ‘gospodarzy’ stolika miało nadzieję na pociągnięcie interakcji z Mazz, to wnet ją stracili. Przykleiła się do Lucifera znacząc teren.
Dziewczyn na lap dance tez zamówić nie mogli, bo zrobiło się trochę ciasno, a i poziom prywatności spadł o kilkanaście poziomów.

I wtedy to właśnie nadszedł Edek.
- Co to za dwa miętusy? – spytał spoglądając na korpo.
- Na dziewczyny czekają – zarechotał Kyle.
- W nightclub? Serio?
- Coś jeszcze podać? –
wtrąciła się kelnerka, która widocznie obsługiwała ten stolik i na widok nowych gości przy nim podeszła w końcu mimo braku wywołania panelem.
Korpo spojrzeli po sobie.
- My będziemy już kończyć.
- A my zaczynać! –
Wyszczerzył się punk. – Daj nam słoneczko cztery wódki, whiskey... Kto piwo?
Dave i Halo podnieśli ręce.
- Coś jeszcze?
- Ciebie skarbie, na miejscu i na wynos –
Kyle postanowił dziś chyba nie odpuszczać żadnej. – Jak masz na imię?
- Natasha. –
Dziewczę błysnęło zębami wyczuwając lepsze zamówienia i napiwki niż przy poprzednich, właśnie zmywających się rezydentach kącika.
- Kyle. No więc co robisz po pracy…? – Nowozelandczyk wstał i udał się się za nią gdy ruszyła po zamówienie. Nie opędzała się zbytnio choć i nie kokietowała specjalnie. Reagowała raczej ciekawym uśmiechem.



Dave straciwszy partnera w rozmowach o furach zainicjował coś co jego, Edka i Halo męczyło od startu tego wieczora. Fryzura Mazz i jak to skomentował panczur do Luca: „coś Ty jej chłopie zrobił, że osiwiała. Ruda nie komentowała czemu jest siwa, przekomarzała się, śmiała – konkretów zero. Dawe przeniósł się zatem na opowieść o Alistairze i tym co sześciolatek wyprawiał w warsztacie. Jego zdaniem chłopiec miał dryg i zacięcie, co w ustach kurdupla znaczyło wiele.
- Będzie miał okazję jeszcze pobuszować, skoro nasz kolega wsadził jego matkę do czubków – Mazz odezwała się z pozoru słodkim i niewinnym tonem jaki zwykle znamionował nadchodzące tsunami.
- Kto?
- A nasz wspaniały stróż porządku.
- Ja? –
Policjant słuchał tylko kącikiem ucha wciąż debatując o czymś z runnerem, jednak wnet wyłapał, że chodzi o niego.
- Nie kurwa, armia zbawienia. Jakim trzeba być skurwielem, by wystawić ją rzeźnikowi. Jesteś z siebie dumny? Taki miałeś plan? – Ciężko było szukać w Mazzy fanki czy przyjaciółki Kiry, szczególnie, że podświadomie w żonie Lucifera wyczuwała rywalkę. Mimo wszystko jej wybuch był szczery. - Za same takie pomysły powinno się wam fundować braindance. - Uniosła głos, było blisko by zaczęła krzyczeć.
- To nie był mój pomysł.
- Ale realizacja z chęcią i w podskokach. „Co tam, że pojeb zarżnie jakąś dziewczynę. Może go złapiemy”?!
- Siostra… -
Halo chciał to przerwać być może wiedząc o nastawieniu Hao do pomysłu akcji i tym, że chłopak sam teraz pomagał udupić autorów.
Lucifer nie reagował czując się w ciemnej dupie.
Z jednej strony nie chciał aby Hao odebrał zaproszenie na wypad jako możliwość wystawienia go na publiczną zjebkę… ale gdyby wziął go teraz w obronę naprzeciw dziewczynie, Mazz chyba dostałaby ostrego pierdolca.
- Co siostra?! A jakby to mnie tak rzucili na ulice pojebowi, to też byłoby: „siostra”?
- Ona sama się zgłosiła, nikt jej nie kazał… -
policjant nie zdradzał emocji choć daleki był od sfery komfortu.
- I kurwa co z tego?! Waszym psim obowiązkiem jest chyba chronić ludzi. Mogliście ją odesłać w cholerę.
- Ktoś może mógł, ja nie. Wszyscy mamy szefów.
- Nie wszyscy.
- Zazdroszczę.
- Pierdolenie, skurwiłeś się gościu. -
Komitywa Edka i Mazz była powszechnie znana, rudzielce trzymali się razem nawet jak dosrywali sobie po przyjacielsku ile się da. Panczur wykorzystał okazję by ją wesprzeć, choć Luc postawiłby wszystko, że pod jego stosunkiem do policjanta kryje się coś więcej. Wspomniał reakcję Hao i Kiry względem siebie, tu było coś głębszego. – Wszyscyście tacy sami, trzeba mieć sporo nasrane w głowie by dobrowolnie wkładać mundur, już lepiej kombinezon służb oczyszczania. Pieprzona mafia.
- Ed, daj spokój… -
Dave przejął na siebie role rozjemcy. – Są różni ludzie, czy w policji, czy gdzie indziej.
- Ta, jasne.
- Bo to szefowie są Ci źli, prawda? –
Cynizm Mazz ociekał pogardą i wkurwieniem. – Dziewczyna porżnięta, siedzi u czubków, ale to szefostwo kazało. Rozkaz jest rozkaz. Ja jestem niewinny.
- Ty byś się postawiła, co?
- A żebyś wiedział że tak! Bo się postawiłam, na Filipinach jak nam kazali… AUUUU!

Urwała patrząc na Lucifera z zaskoczeniem i bólem.
- Oj, przepraszam kochanie! – Odsunął papierosa, którym ją lekko oparzył.
Wyglądało to na nieświadome, bo tak miało wyglądać.
Mimo, że Hao zdawał się traktować go z coraz większą sympatią, solos wolał nie ujawniać za wiele ze swojej przeszłości, a dziewczyna się mocno nakręciła.
Zaraz mogła puścić farbę, że na Fili była z nim.
Policjant wykorzystał przerwę w tyradzie Mazz:
- To nie my, nie policja obstawialiśmy akcję. Góra podjęła decyzję, ktoś to robił, my mogliśmy tylko patrzeć. Choć wielu chłopaków bierze to tak jak Ty Mazzy – mówił spokojnie. – Jest tylko jedna różnica, Ty możesz się denerwować i kontestować do woli, my musimy siedzieć cicho, a jesteśmy odbierani jako sprawcy. Nie jest to okey, ale cóż trzeba brać na klatę.
- Odpowiedzialni dostaną po dupie, zejdź z niego siostra. –
Runner spojrzał porozumiewawczo na Lucifera i na Hao.
Mazz machnęła tylko ręką rozglądając się za czymś do picia.

Edek za to nie zamierzał kapitulować tak łatwo. Zaczął podjeżdżać Azjatę za pracę w policji już samotnie, ten zaś odcinał się spokojnie starając się włożyć w kłótnię trochę logicznej argumentacji. Trwało to chwilę, aż wrócił Kyle z Natashą i alkoholem, co zmieniło priorytety panczura. Wzburzony awanturą zaproponował kolejne hellikaze starszemu z Heenów, a Hao wykorzystał to zmywając się do łazienki. Mazz trawiła coś nad kieliszkiem wódki, Dave poszedł zadzwonić do Mo, na co zaraz zareagował Edek zmieniając mu stojące piwo w u-bota z kieliszkiem w środku. Wzbudziło to ogólną wesołość, tym większą, że po powrocie Dave nie zauważył wkładki zaaferowany wciąż maluchem, sączył zaprawione piwo budząc chichoty, gdy sam nie wiedział o co chodzi. Lekko zdeprymowany wdał się w rozmowę z Edkiem na temat muzyki, co wykreowało kolejną kłótnię na temat kierunku rozwoju nRocka. Panczur był tu orthodoxem i radykalnym tradycjonalistą, więc posprzeczali się o nowe nurty. Sprzeczkę zakończyła kolejna kolejka hell’ w jaką Kyle z Edkiem starali się bez powodzenia namówić Lucifera, a Mazz wyrwała Dave’a na parkiet co punk wykorzystał aby zamówić kurduplowi nowe piwo nim ten w resztkach poprzedniego odnalazłby plastikowy kieliszek.
Oczywiście nowe też zaprawił, choć trzeba było przyznać wielkoludowi styl.
Nie dolewał wódki do piwa ot tak po prostu, poleciał kolejny u-bot.

- Dajcie coś do picia – Mazz dopadła do stolika po wywijaniu z Davem, który też ciężko opadł na kanapę.
- Gdzie moje piwo? - spytał.
- Halo rozlał, wiesz jaki on jest, nie ogarnia reala. Wziąłem Ci drugie – Rudy odrzekł niby to mimochodem, a runner wykrzywił się tylko.
- Dzięki stary – odpowiedział mechanik, kreując parsknięcie Kyle’a i Lucifera.
Dave miał słabą głowę, zapowiadało się ciekawie.
- Oooo, Kirunia! Chodź, chodź! - Panczur pierwszy zareagował na zgrabną sylwetkę dziewczyny jaka stanęła nad nimi.
- Mam krótką przerwę, można się dołączyć? - spytała ze zniewalającym uśmiechem, na co Rudy poklepał się po kolanie. Kyle zresztą dyskretnie też, mrugając przy tym do barmanki. Kira wciąż lekko wściekła na Edka zignorowała go siadając na kolanach Mazz.
- W porządku lokal - zagaił ją Dave rozochocony już nieco alkoholem.
- W wielu bywasz?
- Nie w takich, raczej z alter neoRock, niewielkie koncerty.
- O…! Znasz jakieś dobre knajpy z takim graniem?
- Kilka by się znalazło, „The Pitt”, „Velvet station”, „Old Harbour”, ale to raczej trzeba śledzić kto gdzie gra w dany wieczór.
- Na przykład ten festiwal underground jaki się szykuje? -
Barmanka spojrzała czujnie na mechanika.
- Wiesz o nim? No to do zobaczyska na evencie.
- Bierzesz udział?
- Ja nie, Mo ma zamiar grać.
- Świetnie –
ucieszyła się Mazzy – dawno jej nie słyszałam.
- Wpadnijcie, Mo się ucieszy. Lubi Was widzieć. Śmieje się, że takie podchody jakie wy względem siebie urządzaliście to dobry temat na płytę. Ale fajnie że w końcu…
- Podchody? Że Wy dwoje?
- Kira spojrzała z zaciekawieniem.
- Kiwaczek i baby –[/i] Kyle udał zatroskanie - za rączkę go prowadzić to mało. Pamiętam jak z Kirą...
- Kyle, weź spierd…
- Kiwaczek? -
zainteresowali się równocześnie Mazz, Kira i Edek.
- Nie chce Ci się siusiu Luc? Hao, w kiblu duża była kolejka? - spytał niewinnie Halo
Tym razem nawet policjant parsknął śmiechem.
- Wspomnę to jak znowu wpadnę do D. Pozdrowić? - Luc wkurzony odciął się runnerowi.
- Jak to do D…
- A bo wiesz brat? Ali był u niej dziś, coś tam tworzyli. Nie jesteś o niego zazdrosny? Co tam w ogóle jest między Tobą i tą dziewuszką? -
Mazzy już lekko podchmielona pochyliła się z zaciekawieniem ku runnerowi. Ten spojrzał na nią z mordem w oczach i taki sam wzrok przeniósł na Lucifera.
Nie odpowiedział tylko polał sobie wódki.
Kira spojrzała na niego z jakimś takim rozczuleniem.
- Dobra ekipa, wracam za bar, wpadnę jeszcze później. Grzecznie mi tu! – Spojrzała znacząco na Edka, który zrobił minę wcielonej niewinności.
- Kira, a zatańczymy potem, co? - Mazz zrobiła minę chomika i przejechała barmance po plecach.
- Tak jak ostatnio to chyba nie tu, J. Mogłaby się wkurzyć. – Czarnowłosa roześmiała się, puściła Edkowi całusa i wstała by udać się z powrotem za bar.
- W sensie… że jak? - Kyle zainteresował się tym tańcem.
- Ostatnio jak byliśmy na wyskoku, to zrobiły sobie wzajemny lap. Na środku parkietu, skończyło się mordobiciem z ochroną – wyjaśnił bratu Lucifer. - My to mamy takie hobby, kolekcjonujemy kluby gdzie mamy zakaz wstępu.
- Pokarzesz mi jak to wyglądało Mazz? -
starszy z Heenów zwrócił się do dziewczyny drążąc temat, na co tylko roześmiała się i zaczęła polewać do kieliszków. Traktowała go raczej jak wyborną maskotkę.
- Na razie chciałabym zatańczyć z Hao, skoczymy?
Policjanta lekko wysztywniło, być może pod kątem wcześniejszej awantury jaką mu zrobiła. Chyba wyczuła to.
- No dobra, sorry, przeholowałam. Jesteś w porządku. Zdrówko?
Azjata z lekką ulga ochoczo wypił jednak od parkietu grzecznie się migał. Koniecznie chciał go zastąpić Kyle, ale Lucifer postanowił go uprzedzić i sam pójść z 'Rudą' potańczyć, choć noga wciąż rwała po postrzale.
- Wieeem co zrobić z Halo, spójrzcie cały czas naburmuszony siedzi – ucieszył się nagle Edek z jakiegoś pomysłu. - Zamówmy mu lap dance!
Runner zrobił klasycznego facepalma.
- Dooobra, zostaw go – Kyle wykrzywił się. Halo coraz bardziej odbierał jako zadufanego w sobie i wymądrzającego się pajaca. - Mam lepszy pomysł. Luc, ja Ci jestem winny prezent urodzinowy, zaległy.
- Jak to będzie drugi kangur, to dzięki.
- Eeee tam. Naaaatasha, Naati! - Krzyknął machając do kelnerki, która podeszła z uśmiechem.
Coś jej chwilę tłumaczył na ucho, a ona odchyliła głowę i roześmiała się głośno.
Kiwnęła głową.


- No to prezencik, lap dla Ciebie brat! - rzucił waląc młodszego z Heenów w plecy aż ten zachłysnął się piwem.
- Akkhhh… ale ja. Khhhh…
- Nie kombinuj, prezentów się nie odrzuca –
Edek wsparł Kyle’a. - Mazz przecież nie będzie miała nic przeciw, nie?
Dziewczyna tylko wzruszyła ramionami. Niby była zazdrosna, ale szumiący w jej głowie alkohol spowodował, że w jej wzroku była nutka rozbawienia i ciekawości.
Natasha władowała się Luciferowi na kolana zaczynając się prężyć w rytm głośnej muzyki.
- To ten, żebyś nie musiała na to patrzeć skarbie… - Kyle zakręcił się porywając Mazz na parkiet.
- Oż ty pieprzony draniu… - głos Lucifera uwiązł gdy kelnerka przytuliła jego głowę do swych piersi.



Kelnerki w Clock od prawie nagich tancerek prężących boostowane kuracjami genetycznymi ciała różniło jedno: to te drugie były trudniejsze i droższe, bo się ceniły. Dziewczyny z obsługi robiły nie tylko łapy ale i po roznoszeniu drinków namawiały czasem na pięterko. Natasha nie odbiegała w tym od innych, ale nie robiła tego nachalnie i nie działała na siłę, mimo że otumaniony alkoholem mózg Lucifera nie panował już nad rekami błądzącymi tu i ówdzie. Przyjęła krótkie “nie dzięki skarbie” i całując reportera (może mając nadzieję, że rzutem na taśmę doprowadzi do zmiany zdania), zmyła się parę minut później. Luc chciał poszukać Mazz i Kyl’ea, ale gdyby szlajał się po parkiecie wyglądałby żałośnie. Zaciął się i postanowił poczekać.

Trochę to potrwało…

Kyle wrócił w końcu zmordowany strasznie chwiejąc się już trochę na nogach. Po opadnięciu na kanapę westchnął i ostentacyjnie zapiął rozporek
- No to jeden mały dzisiejszy plan zaliczony - rzucił rozanielony i sięgnął po butelkę.
Lucifer nie skomentował, choć wyglądał jak Edek tuż przed przyjebaniem Sethowi.
- Zgubiłeś w kiblu przed chwilą… - Hao pojawił się za nim podając mu portfel.
- Hao, a mózgu tam nie było obo… a nie, to zgubił już dawno. - Reporter rozluźnił się nieco.
- Dobra panowie, bo nam tu stygnie - Edek polał po raz kolejny.
- Beeezeeemniieee? - Mazz zaprotestowała podchodząc z butelka absyntu, na co prawie wszyscy zareagowali przerażeniem. Edek ten specyfik nazywał skrótowo G.F.C: “Green Fae Creator”. Halo zaś bardziej obrazowo: “End of transmission”. Wszyscy zgodnie uznali, że “za chwilę…”, choć rozochocony Kyle protestował mówiąc, że od “Rudej” to choćby i mleko laktacyjne.
Po dwóch kolejnych kolejkach zaczął głośno domagać się Natashy i już nieźle zrobiony flirtował z nią przez panel. Jedynie Halo skumał, że przez wywoływacz gada się z programem rejestrującym zamówienia i świetnie się bawił słuchając gorących wyznań Nowozelandczyka rwącego bota. Kelnerka pojawiła się jednak robiąc na prośbę Kyle’a lap dance tym razem jemu, w tym czasie Mazz wyrwała Lucifera na parkiet, gdzie okazało się, że wódka jest lepsza niż painkilery. Dave zaczynał odpływać bezlitośnie bombardowany u-botami przez Edka, choć w tajemnicy wyjawił Hao, że się zorientował, ze ostatnie piwo miał z “wkładka”. Policjant dyplomatycznie zmilczał, że było to już czwarte, nawet odprowadził kurdupla do kibla, gdy ten zaczął rzygać.

Edek zniknął zapewne dokując przy barze, na co (po kilku kolejkach) Mazz zarządziła przenosiny tam, aby i czarnulka zaliczyła imprezę. Dave był już wtedy prowadzony przez Hao i Halo do samochodu policjanta, który zadeklarował się, że ich odwiezie.

Przy barze jednak pozostali spotkali się dwie godziny później.
Kyle, wziął Natashę na piętro, Luc odpalił wbudowany tłumik bólu i szalał z Mazz na parkiecie. Edek warował przy Kirze.
Gdy skoncentrowali się w jednym miejscu Ruda przypomniała sobie o absyncie, ale okazało się, że ze stolika zniknął.

Wkurwiła się strasznie.

Przez piętnaście minut w Clockwork Rosebud zapanowała strefa wojny gdy Mazz chodziła od stolika do stolika szukając sprawców. A że po bokach miała pijanych Edka i Kyle’a, w razie jakiejkolwiek złej reakcji mogło to przerodzić się w strefę zniszczenia. W końcu zareagowała ochrona i pewnie skończyłoby się kolejnym klubem, gdzie mieliby zakaz wstępu, gdyby nie Lucifer. Choć już lekko pijany wytłumaczył sprawę i znalazł lekką dozę zrozumienia. Nie bez powodu był tu fakt iż jednym z reagujących ochroniarzy był typ co dwa tygodnie temu donosił mu i Mazzy stroik na piętro gdy uciekli w nim (dokładniej to Mazz, bez oddawania fanta). Przyjazd następnego dnia solosa i zwrot świeżego zakupionego łaszka z sexshop urzekł typa, po krótkiej konsultacji z właścicielka dostali darmo drugą butelkę.
W tym czasie Mazz, Kira, Natasha i niejaka Chloe tańczyły już na barze kreując chyba po raz pierwszy motyw, że o czwartej nad ranem ludzie nie tylko wychodzili już z klubu, ale dowiadując się co dzieje się w środku wchodzili jeszcze na koniec imprezy.
Na której w niektórych mózgach zaczęła szaleć cyberwrózka.



Gdy lokal zamykano totalnie pijane towarzystwo było dopiero w połowie absyntu i wnet padł pomysł przeniesienia się na domówkę.
Tutaj wiele do powiedzenia miałaby Mo.
Gdyby widziała w tym momencie Edka, to uznałaby, że to nie pomysł na jedna piosenkę, czy nawet płytę, ale na całą dyskografię.
Wielki punk tak bardzo bił się ze sobą czy jechać i imprezować dalej, czy zgarnąć Kire do domu na małe jeden na jeden… że mógłby być mentorem bohaterów romantycznych XIX wieku.
W końcu zwyciężyła chuć. Wziął po prostu barmankę na ramię i wyniósł z klubu. Kira nie protestowała zbytnio zmęczona po pracy i zbyt trzeźwa na resztę towarzystwa, by bawić się na after na tym samym poziomie.
Luc, Mazz, Kyle i wyrwana przez niego z klubu Natasha zamówili taksówkę do mieszkania Rudej. Starszy z Hennów pijany jak szpadel odgrażał się czworokątem, budząc salwy śmiechów reszty. Hellikaze zafundowane przez Edzia zaczynały działać.
Luc film zaczął tracić jeszcze w taksówce.
Wprawdzie miał przebłyski i zarejestrował jakoś urywki świtu, to Zielona Wróżka wzięła go w taniec i nie pamiętał jak skończyła się impreza przywitalna Kyle’a.

 
__________________
"Soft kitty, warm kitty, little ball of fur...
Happy kitty, creepy kitty, pur, pur, pur."

"za (...) działanie na szkodę forum, trzęsienie ziemi, gradobicie i koklusz!"

Ostatnio edytowane przez Leoncoeur : 30-08-2016 o 23:15.
Leoncoeur jest offline