Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 31-08-2016, 08:14   #72
Morri
 
Morri's Avatar
 
Reputacja: 1 Morri ma wspaniałą przyszłośćMorri ma wspaniałą przyszłośćMorri ma wspaniałą przyszłośćMorri ma wspaniałą przyszłośćMorri ma wspaniałą przyszłośćMorri ma wspaniałą przyszłośćMorri ma wspaniałą przyszłośćMorri ma wspaniałą przyszłośćMorri ma wspaniałą przyszłośćMorri ma wspaniałą przyszłośćMorri ma wspaniałą przyszłość
Barb jęknęła. To był jęk jej obolałego ciała, jęk zmęczenia, jęk rozczarowania na widok mrocznego cmentarza i kapliczki. Nie wiedziała, czy mroczność wynikała z faktu, że jest noc, czy faktu, że to tajemniczy cmentarz w środku lasu. Czuła się, jak w jednej z wiedźmińskich lokacji i naprawdę jej się to nie podobało.
- TO?! TUTAJ?! - zapytała, wskazując palcem w stronę rozpościerającego się przed nimi widoku. - I co? Mamy zakłócać spokój zmarłych, śpiąc tu?!
Nela dla odmiany nie powiedziała nic. Barb zadała według niej dość dobre pytanie, a przynajmniej jej podobne chodziło po głowie. Perspektywa spania na cmentarzu po prostu… przerażała. Dziewczyna ścisnęła mocniej uzdę konia, którego prowadziła.
- Mam nadzieje, że nie będziemy tutaj nikomu przeszkadzać - powiedział mniej więcej obojętnym tonem Jack. Zawsze lubił cmentarze, również te opuszczone, przez znaczną część życia mieszkał w sąsiedztwie cmentarza, natomiast nocleg w jakiejś nekropolii... tego jeszcze nie doświadczył.
- Większość duchów zamieszkujących to miejsce, nawet na nas uwagi nie zwróci - “pocieszyła” ich Scarlet, dodając do tego ciut złośliwy uśmieszek.
- Nie martw się, kochana, obronię cię przed nimi - dorzucił Dan, który właśnie wrócił do ludzkiej postaci i adorowania Barb. Kto jednak miał obronić ją przed nim?
Odpowiedź na to pytanie, a przynajmniej coś, co mogło ta odpowiedź stanowić, ujawniło się w chwilę później, gdy Scarlet przekroczyła linię pierwszych, w większości powalonych, nagrobków.
- Scar, śliczna, nie mów że wpadłaś z wizytą tylko po to bym mógł cię uwolnić od ciężaru tego debila, który jest twoim partnerem…
Głos należał do mężczyzny, tego można było być pewnym i nie trzeba było mieć do tego wilkołaczego słuchu. Przydał się on jednak by zlokalizować jego źródło, bowiem dźwięk słów nieznajomego, rozniósł się w sposób nienaturalny, otaczając ich ze wszystkich stron. Gdy jednak wsłuchało się w nie, można było odnaleźć punkt, z którego napływały, a była nim właśnie ta krypta, ku której skierowała swe kroki ich przewodniczka.
Scarlet zaraz też zatrzymała się, rozejrzała, a następnie odwróciła głowę do Dana, wyglądającego jakby miał ochotę z powrotem się przemienić.
- Obiecałam, że nic nie powiem - puściła mu oczko, na co odpowiedział gniewnym warknięciem i szybkim znalezieniem się przy Barb. Szybkim i nagłym, do tego stopnia, że wierzchowiec czarnowłosej szarpnął łbem, o mały włos nie wyrywając jej przy okazji barku ze stawu.
- Te spotkania po latach… Aż łezka się w oku kręci - mówił dalej ów głos z krypty, wyraźnie będąc rozbawionym zachowaniem wilkołaka. Zaraz też pozwolił by blask księżyca i gwiazd ujawnił oczom przybyszy jego sylwetkę.


Dla przybyszy z innego świata, widok ów był nader znajomy, widziany w dość licznych produkcjach pokazywanych na srebrnym ekranie. Czyżby słowa Barb, rzucone jeszcze w chacie Taminy, po skończonej kolacji, wywołały wilka z lasu?
Kiedy Barb opanowała konia i zobaczyła sylwetkę, która się pojawiła, wydęła policzki i powoli wypuściła powietrze.
- Doooobra, odwaliło nam. Albo mi. Widzicie to, co ja?! - zapytała, odwracając się w stronę Neli i Jacka - WIDZICIE - znowu podniosła palec, niekulturalnie kierując go wprost w przybysza.
- Widzicie - potwierdził Jack. - Albo mamy zbiorowe omamy, albo widzimy kogoś bardzo podobnego. Jeśli to duch, to wolałbym mieć omamy, chociaż bez wątpienia nie jest to moja najulubieńsza postać z obu ekranów.
Barb podała powoli, niemal mechanicznie wodze, które miała w ręku, Jackowi, odwróciła się na pięcie i powoli zaczęła odchodzić w zupełnie innym kierunku.
Jack odruchowo chwycił wodze wierzchowca i przeniósł wzrok z sobowtóra idola milionów pań w różnym wieku na odchodzącą dziewczynę.
- Barb! Dokąd?! Wracaj!
Barb dalej powoli szła w przeciwnym kierunku.
Dan także odwrócił się, mając wyraźnie zamiar ruszyć za Barb, jednak wstrzymał go kolejny głos, tym razem kobiecy i wyjątkowo zmysłowy, dobiegający dokładnie z kierunku, w którym zmierzała czarnowłosa.
- Gdzież to umykasz, suczko? Nieładnie tak czmychać, nie dając okazji na odrobinę zabawy.
Kobieta, do której ów głos należał wyłoniła się zza drzewa, zastępując drogę Barb.


Ponownie, osoba ta była jak najbardziej znana zarówno czarnowłosej, jak i trójce jej towarzyszy. Uśmiechała się tym swoim półuśmieszkiem, tak często widzianym w filmach. Odziana zaś była w długą, czarną suknię odsłaniającą jej prawe ramie, ozdobioną kroplą krwi w postaci rubinu umieszczonego w złotej oprawie i zawleczonego na długim, złotym łańcuchu obejmującym jej szyję.
Barb stanęła jak wryta. I wyglądała, jakby nieco… oklapła.
- Nieee - oznajmiła powoli, siadając na środku ścieżki.
Nela stała kilka chwil wpatrzona ze zdziwieniem… w Barb. Widać wrażenia nie zrobił na niej wygląd napotkanych osób, a właśnie irracjonalne zachowanie czarnowłosej. Po krótkim wzruszeniu ramionami z ciekawością popatrzyła na Scarlet. Cokolwiek się tu działo, miało zaraz samo się wyjaśnić.
- Wy sobie z nas żartujecie? - Jack spojrzał na Scarlet. Od Dana nigdy w życiu nie spodziewałby się jakiejś odpowiedzi. - To ma być sprawdzian naszej odporności psychicznej, czy też macie po prostu takich interesujących znajomych?
- Raczcie im wybaczyć - odezwał się kolejny głos, młody i przyjazny, o przyjemnym dla ucha brzmieniu. - Niekiedy lubią się bawić kosztem innych, jednak z zasady są nader przyjaźni.


Głos należał do młodej dziewczyny, która wyłoniła się zza pleców Brada Pitta. W przeciwieństwie do poprzedniej dwójki, jej wygląd był znajomy tylko jednej osobie, a mianowicie Jack’owi. Bardzo, bardzo znajomy… Tak bardzo, że Jack zamrugał oczami, nie wierząc w to, co widzi.
Jej usta układały się w lekki uśmiech, a głowa pochyliła się lekko, by przywitać zgromadzonych na cmentarzu. Ubrana była w białą szatę z czarną obwódką zahaczającą częściowo o jej piersi. Także i pas jej był czarny, za który zatknięty był zdobny sztylet. W dłoni trzymała kostur zakończony kryształem, który zaczął świecić, rozjaśniając mrok nocy i wyganiając cienie.
- Rast, Crof, zostawcie ich. Scarlet, Dan, witajcie. Kim są wasi towarzysze?
- To podopieczni Taminy, którzy ruszyli z nami z misją od królowej - wyjaśniła Scarlet, ignorując przy tym pytanie Jack’a. - Są nowi w Avalonie.
- Rozumiem - odparła nieznajoma. - Witajcie zatem. Zwą mnie Liliel. Pozwólcie zaprosić się do mojej siedziby, gdzie w spokoju zjecie kolację i odpoczniecie po trudach podróży. Czy wasza towarzyszka potrzebuje pomocy? - Zainteresowała się stanem Barb, spoglądając na nią z niepokojem.
- Witaj, Liliel - wydusił z siebie Jack, po dość długiej chwili, potrzebnej mu na odzyskanie oddechu. - Zaskoczyła nas obecność kogoś, kto przypomina ludzi znanych nam z naszej ziemi.
Dziękował wszystkim tutejszym bogom, że dziewczyna się przedstawiła. Gdyby nie to, to doszedłby do wniosku, że ma sto razy większe kłopoty, niż sądził.
Zostawił rumaki na pastwę losu i podszedł do Barb, chcąc pomóc jej w podniesieniu się z ziemi.
- Nela, Barb. Ja jestem Jack - przedstawił całą trójkę. - Od dawna tu mieszkasz, ...Liliel? - Przed imieniem zrobił przerwę, całkiem jakby się zawahał.
Cały czas zastanawiał się, kiedy nowo przybyła zdejmie 'maskę' i pokaże swoje prawdziwe oblicze.
Nela złapała uzdy pozostawionych wierzchowców. Było jej nieco głupio, że nie przeszło jej przez myśl by pomóc Barb. Nadal jednak nie pojmowała, dlaczego ktoś miałby się przejmować tym, że w magicznym świecie w którym istnieją wilkołaki i latają noże zobaczył twarze znanych filmowych gwiazd. Właściwie cała sytuacja była dziwna… zaczynając nie od znanych twarzy a od zachowania Dana. Nie to jednak zajmowało teraz najważniejszą część umysłu Neli. Odkąd pojawiła się ta cała Liliel, Jack wydawał się - o ile to dobre słowo - niespokojny. Szarowłosa zahaczyła pośpiesznie uzdy o pobliski nagrobek, po czym skierowała kroki w stronę przyjaciół.
Barb podniosła się, tak, zgadliście - powoli, ze znaczną pomocą Jacka, który za łokieć i nadgarstek ciągnął ją do góry. Nie odzywała się i była po prostu blado-zielona, co najmniej jakby zjadła coś mocno niestrawnego, gapiła się po twarzach zgromadzonych.
Liliel skinęła głową w odpowiedzi Jack’owi. W międzyczasie Dan także dołączył do Barb, chociaż głównie po to by oddzielić ją od Avalońskiej wersji Angeliny Jolie. Widać było po nim wyraźnie, że nie pała do niej sympatią, obronę czarnowłosej zdecydowanie stawiając wyżej niż zasady dobrego wychowania. Nie stanął też do Crof tyłem, a bokiem, mając na oku zarówno ją, jak i Rast’a. Jedyne co, to skinął głową Liliel.
Scarlet z kolei podeszła do Rasta i przywitała się z nim w sposób nader wylewny, wpadając w jego ramiona. Zaraz też tak samo przywitała się ze stojąca obok mężczyzny kobietą.
- Zdecydowanie nie widzieliśmy się przez zbyt długi czas - rzuciła, wyglądając na tak radosną, jak Dan na markotnego.
- Krótki, chciałaś powiedzieć - poprawił ją, dodając zaraz. - To jak zwykle nie tyczy się ciebie, Liliel.
- Psinka się stroszy, jakie to słodziutkie. I spójrz Rast, znalazł sobie sukę do stada. Dorasta nam pchlarz, nie ma co. - Głos Crof był przesadnie rozczulony, a i jej postawa aż promieniowała szyderstwem, gdy ruszyła w stronę krypty, niby przypadkiem ocierając się o ramię Jack’a, który poczuł wyraźny, wyjątkowo kuszący zapach. Czując go miał ochotę ruszyć za nią, spełnić każde jej życzenie, paść do stóp… I nie był w tym jedyny, bowiem to samo poczuła także Nela, a sądząc po gniewnym warknięciu, Dan nie pozostawał poza działaniem owej woni. Jedynie Barb ominęły owe atrakcje. Może była w zbyt ciężkim szoku by zareagować?
- Wystarczy - stanowczy głos Liliel przedarł się do umysłów trójki poddanych działaniu owego zapachu, którzy w jednej chwili odzyskali władze nad sobą. Towarzyszył temu śmiech Crof.
- To ja skoczę załatwić jakąś kolację - oświadczyła, nie wyglądając na szczególnie przejętą zepsuciem jej zabawy, po czym rozpłynęła się we mgle.
- Skoro temat kolacji ponownie został poruszony - Liliel musiała nieco podnieść swój głos, by przebić się przez nader gniewne warczenie Dana i głośny śmiech Rast’a. - Zapraszam - wskazała na mroczne wejście do krypty.
- Może tak ktoś mi łaskawie powiedzieć, dlaczego tu trafiliśmy - powiedział Jack - i dlaczego mielibyśmy tu zostać? Mam wrażenie, że jazda przez las, w środku nocy, byłaby czymś... przyjemniejszym.
Może powinien powiedzieć 'bezpieczniejszym', ale może by przesadził...
- Czy to tradycyjny tutaj zwyczaj witania przyjezdnych? - dodał.
Niech to szlag... Mógł się wybrać zbierać roślinki.
Pomyśleć, że przez moment uważał, że Scarlet jest rozsądna.
Barb rozejrzała się ponownie, niejako dochodząc do siebie. Skoro nikt więcej nie protestował, nie wyrażał zdziwienia i nie wpadał w szok, któremu chętnie sama by się oddała, czarnowłosa postanowiła się ogarnąć i stawić czoła temu wszystkiemu. Wróżki, krasnoludki, wilkołaki, magia, dlaczego by i nie Brangelina? Może będzie irytująca i spyta potem o ich stopień zażyłości oraz liczbę dzieci. W końcu musieli mieć jakieś wspólnego potomstwo. A za nazywanie ją “suką” wszyscy trafili na czarną listę panny Morgan. Nie, Barb nie była głupia, i nie chciała angażować się w konflikt z niewątpliwie potężniejszymi istotami, ale nie zamierzała również zupełnie puścić tego płazem.
- Dan - zaczęła, kiedy Jack skończył swoją wypowiedź - jako, że nie przepadasz za tutejszymi… lokatorami tego… przybytku, uważasz, że rzeczywiście możemy tu nocować? Nie lepiej rozbić jakiś obóz w lesie? Jack w zasadzie głośno wyraził dokładnie to, co sama myślę. A Scarlet wydaje się być nieco stronnicza. Rozumiem, że jesteście w zażyłych stosunkach, skoro może cię traktować, jak wierzchowca. Dlatego tym bardziej zależy mi na twojej opinii - zakończyła Barb, średnio zwracając uwagę na resztę towarzystwa. W tym wypadku wolała trzymać się znanego jej szaleństwa w postaci napalonego wilkołaka. Nie podobało jej się również to, że ewidentnie pewne niuanse w dynamice tej… kliki umykały jej.
Nela zdecydowanie miała ochotę przyłączyć się do warczenia Dana, a chociaż nie zrobiła tego to w swojej głowie postawiła wilkołakowi dużego plusa. Bądź co bądź był zainteresowany obroną Barb i jako pierwszy pokazał, że jest przed czym, czy raczej przed kim, bo jakby nie patrzyć, napotkane na ich drodze osoby sympatii nie wzbudzały. A nawet jeśli to tylko takie droczenie się z nowymi, szpan dla pierwszego wrażenia to Nela w 100% podzielała zdanie Jacka.
- Kolacja i odpoczynek bardzo by nam się przydały, jednak nie wygląda na to byśmy byli tu mile widziani - Szarowłosa zwróciła się do Liliel.
- Jesteście jak najbardziej mile widzianymi gośćmi - zaprzeczyła Liliel. - Przyjaciele Scarlet są także naszymi przyjaciółmi. Proszę nie zwracać uwagi na Crof, to jej zwyczajowy sposób testowania nowo poznanych osób, który oczywiście nie przysparza jej znajomych, jednak niejednokrotnie sprawił, że uniknęliśmy problemów. Jestem pewna, że gdy wróci, załagodzi ów konflikt, który między wami powstał.
Dan, słysząc słowa Liliel, parsknął tylko i pokręcił głową. Zaraz też zwrócił się do Barb, podchodząc do niej bliżej i kładąc dłoń na ramieniu w geście który miał w sobie wiele oznak troski, ale nie pozbawiony był także wyraźnego zaznaczenia, że jest ona jego. Możliwe że pokaz ten był tylko na potrzeby sytuacji, zdecydowanie jednak nie był pozbawiony przebijających przez niego pragnień, które kierowały wilkołakiem.
- Wbrew pozorom, miejsce to jest bezpieczne - wyjaśnił czarnowłosej. - Gdyby chodziło jedynie o nas - przy tych słowach rzucił spojrzenie na Scar, która skinęła mu głową - to zatrzymalibyśmy się w innym miejscu. Tu jednak chodzi także o was i informacje, które może dla nas zdobyć Liliel i jej ochrona oraz szpiedzy. To jedna ze starszych kultu Arawna i jako taka posiada wiedzę i możliwości, których my nie mamy. Jeżeli ona weźmie was pod swą opiekę, to każdy z jej podwładnych zostanie zmuszony do udzielenia wam pomocy, co jest kurewsko przydatne. Gdyby nie to…
Widać było, ze nie darzy młodej kobiety oraz jej towarzyszy szczególną miłością, chociaż w przeciwieństwie do Rast’a, do niej prócz niechęci żywił także szacunek.
Barb westchnęła ciężko.
- No to trudno, oddajmy się temu szaleństwu - i skierowała się prosto ku drzwiom prowadzącym do środka, obojętnie pozwalając zsunąć się z jej ramienia ręce Dana.
Jack nie wierzył ani w słowa Liliel, ani w słowa Dana. Co prawda ostatnio nie wierzył nikomu, ale Liliel znajdowała się zdecydowanie na czele tej listy. Między innymi z powodu wyglądu... Prędzej by sądził, że wesoła kompania postanowiła zażartować sobie kosztem naiwnych przybyszów, a przy okazji pokazać, jak bardzo 'nowi' są od nich zależni.
Czy jednak miał wybór? Pozostawało im robić dobrą minę do złej gry. I uważać, chociaż Jack był pewien, że gdyby nie ochrona Taminy, już dawno byłoby po nich.
- Wdzięczni jesteśmy za udzieloną nam gościnę - powiedział.
Podszedł do swego rumaka, pogłaskał po szyi, poczęstował wyciągniętym z kieszeni kurtki kawałkiem suchego chleba, po czym zabrał się za ściągnięcie siodła.
Nela nie skomentowała słów Liliel. Skinęła tylko głową, co równie dobrze mogło oznaczać przyjęcie informacji do wiadomości, jak i podziękowania, po czym poszła w ślady Jacka i zajęła się swoim wierzchowcem.
Barb cofnęła się nieco zawstydzona, że zapomniała o własnym koniu. Zwykle ktoś zajmował się jej wierzchowcem za nią, ale to nie był Londyn, czy jego okolice. Ze skruchą, że zapomniała o wdzięcznym zwierzaku, zaczęła oporządzać go.
 
__________________
"First in, last out."
Bridgeburners
Morri jest offline