Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Fantasy > Archiwum sesji z działu Fantasy
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 30-08-2016, 19:23   #71
 
Wila's Avatar
 
Reputacja: 1 Wila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputację
W drodze - wioska - pokój w domu wójta

Dziewczyna z ulgą opadła z powrotem na łóżko przekręcając się na brzuch. Koszula odsłoniła znane już Jackowi czarne majteczki. Nie powiedziała “co teraz” najwyraźniej uznając, że zmiana pozycji będzie wystarczająco wymowna.
Majteczki były znane, ale pozycja na tyle ciekawa, że Jack na moment się zawahał. Po chwili jednak doszedł do wniosku, że Nela wie, co robi.
- Już, już - powiedział. Nabrał ponownie nieco maści i zaczął rozsmarowywać preparat w miejscu, które zdało mu się nieco zaczerwienione.
- Tutaj? - upewnił się.
Nela zadrżała gdy Jack ponownie zaczął rozsmarowywać preparat.
- Tutaj też… - powiedziała lekko przymykając oczy - mam nadzieję, że to jest tak jak z jazdą na rowerze… - dodała, poruszając przy tym lekko nogami i zaraz przestając, by pozostać w bezruchu.
- Że druga jazda będzie łatwiejsza? - spytał Jack. - Wyżej też? - spytał.
Nela odpowiedziała mu skinięciem głową.
- Tylko wiesz... zaraz ci się nogi kończą. - Jack wolał się upewnić, jak daleko może się posunąć.
Barb przewróciła oczami i przewróciła się na plecy.
- Weźcie się gdzieś przepieprzcie, bo atmosfera robi się ciężka - roześmiała się przy tym, wyginając nogi pod dziwnym kątem - Aua.
- Będziesz następna - obiecał Jack, czekając na odpowiedź Neli.
- Jak nie chcesz, to zrobię to sama - odparła ostrożnie Nela. - Czuję, że zaczyna działać.
- Po co masz się gimnastykować - powiedział Jack. - Mi nie przeszkadza oglądanie twojej gołej pupy.
Szarowłosa zaśmiała się. Otworzyła oczy by spojrzeć przed siebie na Barb.
- Mocne słowa... Przeszkadza ci to, czy chcesz żebyśmy cie przytulili? - zapytała na końcu żartobliwym tonem.
- Oj nooo, macie napięcie, nie można temu zaprzeczyć. A Jack zachowuje się jak normalny, zdrowy facet. Oni zwykle lubią gołe pupy - zauważyła oczywistość Barb, zsuwając ze stóp buty. - I ja nie chce nic mieć smarowane! Dam radę, najwyżej będziecie mi nakładać wieczorem. Tylko, o tu, na dłonie możecie - zademonstrowała otarcie na palcach od wodzy.
- I oglądać, i obmacywać, i nie tylko - zażartował Jack. - Poczekasz chwilę?
Nie czekając na odpowiedź zabrał się za to, co również lubiła większość facetów - delikatnie zsunął majteczki Neli, odsłaniając zaczerwienione w paru miejscach pośladki. Nie wyglądało to źle, ale sugerowało nieco gorszy w skutkach ciąg dalszy.
Nela wolała tym razem przemilczeć słowa Barb, z lekkim zaciekawieniem spojrzała tylko na Jacka, zwłaszcza gdy poczuła, że jej majteczki zsuwają się z pupy.
- Nie jest źle - zapewnił ją, usiłując zachowywać się tak, jakby to, co robił, nie było niczym specjalnym. - Jakby co, to powiedz - dodał, zabierając się za rozsmarowywanie maści w najbardziej czerwonym z miejsc.
- Nie jest źle, czyli że moja pupa wygląda niczego sobie, czy nie jest źle, czyli trochę maści i powinno przestać boleć?
- To drugie - odparł Jack. - A jeśli chodzi o to pierwsze, to uważam, ze nie masz na co narzekać - dodał. - Ale nie jestem znawcą.
Potraktował maścią większy obszar, potem kolejny.
- I jak?
Nelka mruknęła z zadowoleniem przymrużając przy tym oczy i uśmiechając się.
- Chyba musisz lepiej ją rozsmarować - zażartowała.
Jack nabrał kolejną porcję maści i rozsmarował, obejmując działalnością nie tylko te zaczerwienione fragmenty.
- Jaszcze gdzieś? - spytał po chwili?
- Niech się wchłonie - odparła teraz nieco poważniejszym tonem. - I kolej na was - dodała z uśmiechem. - Pomóc ci?
- Z chęcią - odparł Jack, po czym zaczął ściągać buty i spodnie. - Mam się położyć, czy lepiej, żebym stał?
Z pewnych, dość oczywistych przyczyn, wolał stać tyłem do dziewczyn. Miał co prawda narzeczoną, ale to nie znaczyło, że inne kobiety na niego nie działały, nawet jeśli był obolały po kilku godzinach konnej jazdy.
- Połóż się obok - Nela poklepała miejsce obok siebie.
- Barb, zamknij oczy - zażartował Jack, po czym zajął wskazane miejsce.
Nela zaśmiała się krótko.
- Wyrwałeś mi to z ust - oznajmiła odbierając maść od Jacka. Powoli ułożyła swoje majtki na miejscu i wraz z głośnym “uhh” uniosła się na klęczki. - Nie pisało na tej maści “błyskawiczna”? - zapytała, a Jack mógł poczuć jej palce z chłodną mazią na początek na swoim przedramieniu.
- Ani słowa na ten temat nie było - zapewnił Jack. - Świetnie ci idzie.
Ułożył się wygodniej.
Nela zerknęła na Barb.
- Jeździłaś już konno? - zapytała ją, nie przestając przy tym pochylać się nad Jackiem, którego drugie ramie poszło w obroty. Starała się smarować tak by nie sprawić mu bólu, ale też dodać do swoich ruchów lekki ucisk przypominający delikatny masaż.
- Jeździłam. Ale dawno. - ucięła krótko Barb.
Nela przesunęła dłonie od ramienia Jacka, przez jego plecy aż po gumkę jego majtek, które powoli zaczęła zsuwać w dół.
Jack poruszył się, ale nic nie powiedział. Nie stawił również oporu.
Dziewczyna przystąpiła do powolnego smarowania połączonego z delikatnym masażem, omijając “masaż” w czerwonych miejscach.
- Boli? - zapytała.
- W zasadzie nie - odparł. - Ze spokojem możesz kontynuować.
Wobec czego dziewczyna ewidentnie nieśpiesznie kontynuowała. Po jakimś czasie przesuwając ręce na nogi Jacka. Zaczynając od prawej posmarowała najpierw jej tył, by później śladami chłopaka wsunąć dłoń na wewnętrzną stronę ud.
- Mhmmm... Całkiem nieźle - mruknął Jack. W tonie można było wyczuć aprobatę.
Dłonie przesunęły się na drugą nogę w tym samym momencie kiedy Nela zaśmiała się cicho ze słów Jacka.
- Aż mnie dziwi, że Barb nam odmówiła… - Szarowłosa przeniosła spojrzenie na rzeczoną - o, i w dodatku zaraz zacznie chrapać.
- Może się krępuje - odparł cicho Jack. - Albo... nie lubi masażu - powiedział, w ostatniej chwili przemilczając słowa 'woli kogoś innego'.
Pozbawione już maści dłonie ułożyła na dolnej części pleców Jacka delikatnie ugniatając je w masażu.
- Masz ochotę na bonus? - zapytała szeptem.
- Bonus? - Jack spojrzał przez ramię. Nie był pewien, czy dobrze usłyszał.
Z uśmiechem na ustach Nela skinęła głową potwierdzając, że dobrze usłyszał. Po chwili trzymania Jacka w niepewności o jaki bonus jej może chodzić wskazała brodą jego plecy, które i tak już powoli zaczynała masować.
- Trwaj, chwilo, jesteś piękna. - Jack zrewanżował się znanym cytatem.
- To coś jak carpe diem? - zapytała Nela marszcząc przy tym brwi. Oczytanie w literaturze pięknej itp. nie było przecież jej mocną stroną. Masować nie przestała.
- Może nie do końca - odparł Jack. - Wtedy mogłoby się nie skończyć na masowaniu.
Nela kontynuowała masaż posuwając ręce powoli w górę tak długo aż znalazły się na ramionach. Te również nieśpiesznie zaczęła rozmasowywać. Milczała jednak nie komentując jego słów.
- Zrewanżuję się przy najbliższej okazji - obiecał Jack. - Ale chyba powinniśmy już skończyć to wylegiwanie się, bo nigdy stąd nie ruszymy. Za dobrze się leży.
- Zawołaliby nas gdyby był już czas ruszać. Nie wątpię w to - odparła Nela, ale posłusznie przestała masować i naciągnęła majtki Jacka powoli na miejsce. Zamiast jednak zacząć wstawać opadła obok niego.
- Niech ci bogowie odpłacą - powiedział Jack, pomijając tradycyjną końcówkę. - To miłe móc powylegiwać się w miłym towarzystwie.
- Ja też się cieszę Jack, że w tej całej głupiej sytuacji trafienia do dziwnego magicznego świata trafiłam akurat na kogoś takiego jak ty - powiedziała Nela przymykając przy tym leniwie oczy. - Serio myślisz, że już powinniśmy wstawać?
- Mam cichą nadzieję, że prócz miłych słów dadzą nam coś do zjedzenia - odparł. - Powinniśmy nabrać sił do dalszej jazdy. A ja mam wrażenie, że, dziwnym jakimś trafem, zgłodniałem.
Dziewczyna otworzyła jedno oko, którym spojrzała na Jacka.
- Dwie minuty? - poprosiła z lekkim uśmiechem.
- Policzę do dwustu - obiecał - potem cię obudzę. Ale nie baw się w śpiącą królewnę - zasugerował.
Nie odpowiedziała nic, zamknęła tylko wcześniej otworzone oko. Lekki uśmiech powiększył się, a zaczął zanikać dopiero gdy Nela powoli zapadała w drzemkę.
 
__________________
To nie ja, to moja postać.
Wila jest offline  
Stary 31-08-2016, 08:14   #72
 
Morri's Avatar
 
Reputacja: 1 Morri ma wspaniałą przyszłośćMorri ma wspaniałą przyszłośćMorri ma wspaniałą przyszłośćMorri ma wspaniałą przyszłośćMorri ma wspaniałą przyszłośćMorri ma wspaniałą przyszłośćMorri ma wspaniałą przyszłośćMorri ma wspaniałą przyszłośćMorri ma wspaniałą przyszłośćMorri ma wspaniałą przyszłośćMorri ma wspaniałą przyszłość
Barb jęknęła. To był jęk jej obolałego ciała, jęk zmęczenia, jęk rozczarowania na widok mrocznego cmentarza i kapliczki. Nie wiedziała, czy mroczność wynikała z faktu, że jest noc, czy faktu, że to tajemniczy cmentarz w środku lasu. Czuła się, jak w jednej z wiedźmińskich lokacji i naprawdę jej się to nie podobało.
- TO?! TUTAJ?! - zapytała, wskazując palcem w stronę rozpościerającego się przed nimi widoku. - I co? Mamy zakłócać spokój zmarłych, śpiąc tu?!
Nela dla odmiany nie powiedziała nic. Barb zadała według niej dość dobre pytanie, a przynajmniej jej podobne chodziło po głowie. Perspektywa spania na cmentarzu po prostu… przerażała. Dziewczyna ścisnęła mocniej uzdę konia, którego prowadziła.
- Mam nadzieje, że nie będziemy tutaj nikomu przeszkadzać - powiedział mniej więcej obojętnym tonem Jack. Zawsze lubił cmentarze, również te opuszczone, przez znaczną część życia mieszkał w sąsiedztwie cmentarza, natomiast nocleg w jakiejś nekropolii... tego jeszcze nie doświadczył.
- Większość duchów zamieszkujących to miejsce, nawet na nas uwagi nie zwróci - “pocieszyła” ich Scarlet, dodając do tego ciut złośliwy uśmieszek.
- Nie martw się, kochana, obronię cię przed nimi - dorzucił Dan, który właśnie wrócił do ludzkiej postaci i adorowania Barb. Kto jednak miał obronić ją przed nim?
Odpowiedź na to pytanie, a przynajmniej coś, co mogło ta odpowiedź stanowić, ujawniło się w chwilę później, gdy Scarlet przekroczyła linię pierwszych, w większości powalonych, nagrobków.
- Scar, śliczna, nie mów że wpadłaś z wizytą tylko po to bym mógł cię uwolnić od ciężaru tego debila, który jest twoim partnerem…
Głos należał do mężczyzny, tego można było być pewnym i nie trzeba było mieć do tego wilkołaczego słuchu. Przydał się on jednak by zlokalizować jego źródło, bowiem dźwięk słów nieznajomego, rozniósł się w sposób nienaturalny, otaczając ich ze wszystkich stron. Gdy jednak wsłuchało się w nie, można było odnaleźć punkt, z którego napływały, a była nim właśnie ta krypta, ku której skierowała swe kroki ich przewodniczka.
Scarlet zaraz też zatrzymała się, rozejrzała, a następnie odwróciła głowę do Dana, wyglądającego jakby miał ochotę z powrotem się przemienić.
- Obiecałam, że nic nie powiem - puściła mu oczko, na co odpowiedział gniewnym warknięciem i szybkim znalezieniem się przy Barb. Szybkim i nagłym, do tego stopnia, że wierzchowiec czarnowłosej szarpnął łbem, o mały włos nie wyrywając jej przy okazji barku ze stawu.
- Te spotkania po latach… Aż łezka się w oku kręci - mówił dalej ów głos z krypty, wyraźnie będąc rozbawionym zachowaniem wilkołaka. Zaraz też pozwolił by blask księżyca i gwiazd ujawnił oczom przybyszy jego sylwetkę.


Dla przybyszy z innego świata, widok ów był nader znajomy, widziany w dość licznych produkcjach pokazywanych na srebrnym ekranie. Czyżby słowa Barb, rzucone jeszcze w chacie Taminy, po skończonej kolacji, wywołały wilka z lasu?
Kiedy Barb opanowała konia i zobaczyła sylwetkę, która się pojawiła, wydęła policzki i powoli wypuściła powietrze.
- Doooobra, odwaliło nam. Albo mi. Widzicie to, co ja?! - zapytała, odwracając się w stronę Neli i Jacka - WIDZICIE - znowu podniosła palec, niekulturalnie kierując go wprost w przybysza.
- Widzicie - potwierdził Jack. - Albo mamy zbiorowe omamy, albo widzimy kogoś bardzo podobnego. Jeśli to duch, to wolałbym mieć omamy, chociaż bez wątpienia nie jest to moja najulubieńsza postać z obu ekranów.
Barb podała powoli, niemal mechanicznie wodze, które miała w ręku, Jackowi, odwróciła się na pięcie i powoli zaczęła odchodzić w zupełnie innym kierunku.
Jack odruchowo chwycił wodze wierzchowca i przeniósł wzrok z sobowtóra idola milionów pań w różnym wieku na odchodzącą dziewczynę.
- Barb! Dokąd?! Wracaj!
Barb dalej powoli szła w przeciwnym kierunku.
Dan także odwrócił się, mając wyraźnie zamiar ruszyć za Barb, jednak wstrzymał go kolejny głos, tym razem kobiecy i wyjątkowo zmysłowy, dobiegający dokładnie z kierunku, w którym zmierzała czarnowłosa.
- Gdzież to umykasz, suczko? Nieładnie tak czmychać, nie dając okazji na odrobinę zabawy.
Kobieta, do której ów głos należał wyłoniła się zza drzewa, zastępując drogę Barb.


Ponownie, osoba ta była jak najbardziej znana zarówno czarnowłosej, jak i trójce jej towarzyszy. Uśmiechała się tym swoim półuśmieszkiem, tak często widzianym w filmach. Odziana zaś była w długą, czarną suknię odsłaniającą jej prawe ramie, ozdobioną kroplą krwi w postaci rubinu umieszczonego w złotej oprawie i zawleczonego na długim, złotym łańcuchu obejmującym jej szyję.
Barb stanęła jak wryta. I wyglądała, jakby nieco… oklapła.
- Nieee - oznajmiła powoli, siadając na środku ścieżki.
Nela stała kilka chwil wpatrzona ze zdziwieniem… w Barb. Widać wrażenia nie zrobił na niej wygląd napotkanych osób, a właśnie irracjonalne zachowanie czarnowłosej. Po krótkim wzruszeniu ramionami z ciekawością popatrzyła na Scarlet. Cokolwiek się tu działo, miało zaraz samo się wyjaśnić.
- Wy sobie z nas żartujecie? - Jack spojrzał na Scarlet. Od Dana nigdy w życiu nie spodziewałby się jakiejś odpowiedzi. - To ma być sprawdzian naszej odporności psychicznej, czy też macie po prostu takich interesujących znajomych?
- Raczcie im wybaczyć - odezwał się kolejny głos, młody i przyjazny, o przyjemnym dla ucha brzmieniu. - Niekiedy lubią się bawić kosztem innych, jednak z zasady są nader przyjaźni.


Głos należał do młodej dziewczyny, która wyłoniła się zza pleców Brada Pitta. W przeciwieństwie do poprzedniej dwójki, jej wygląd był znajomy tylko jednej osobie, a mianowicie Jack’owi. Bardzo, bardzo znajomy… Tak bardzo, że Jack zamrugał oczami, nie wierząc w to, co widzi.
Jej usta układały się w lekki uśmiech, a głowa pochyliła się lekko, by przywitać zgromadzonych na cmentarzu. Ubrana była w białą szatę z czarną obwódką zahaczającą częściowo o jej piersi. Także i pas jej był czarny, za który zatknięty był zdobny sztylet. W dłoni trzymała kostur zakończony kryształem, który zaczął świecić, rozjaśniając mrok nocy i wyganiając cienie.
- Rast, Crof, zostawcie ich. Scarlet, Dan, witajcie. Kim są wasi towarzysze?
- To podopieczni Taminy, którzy ruszyli z nami z misją od królowej - wyjaśniła Scarlet, ignorując przy tym pytanie Jack’a. - Są nowi w Avalonie.
- Rozumiem - odparła nieznajoma. - Witajcie zatem. Zwą mnie Liliel. Pozwólcie zaprosić się do mojej siedziby, gdzie w spokoju zjecie kolację i odpoczniecie po trudach podróży. Czy wasza towarzyszka potrzebuje pomocy? - Zainteresowała się stanem Barb, spoglądając na nią z niepokojem.
- Witaj, Liliel - wydusił z siebie Jack, po dość długiej chwili, potrzebnej mu na odzyskanie oddechu. - Zaskoczyła nas obecność kogoś, kto przypomina ludzi znanych nam z naszej ziemi.
Dziękował wszystkim tutejszym bogom, że dziewczyna się przedstawiła. Gdyby nie to, to doszedłby do wniosku, że ma sto razy większe kłopoty, niż sądził.
Zostawił rumaki na pastwę losu i podszedł do Barb, chcąc pomóc jej w podniesieniu się z ziemi.
- Nela, Barb. Ja jestem Jack - przedstawił całą trójkę. - Od dawna tu mieszkasz, ...Liliel? - Przed imieniem zrobił przerwę, całkiem jakby się zawahał.
Cały czas zastanawiał się, kiedy nowo przybyła zdejmie 'maskę' i pokaże swoje prawdziwe oblicze.
Nela złapała uzdy pozostawionych wierzchowców. Było jej nieco głupio, że nie przeszło jej przez myśl by pomóc Barb. Nadal jednak nie pojmowała, dlaczego ktoś miałby się przejmować tym, że w magicznym świecie w którym istnieją wilkołaki i latają noże zobaczył twarze znanych filmowych gwiazd. Właściwie cała sytuacja była dziwna… zaczynając nie od znanych twarzy a od zachowania Dana. Nie to jednak zajmowało teraz najważniejszą część umysłu Neli. Odkąd pojawiła się ta cała Liliel, Jack wydawał się - o ile to dobre słowo - niespokojny. Szarowłosa zahaczyła pośpiesznie uzdy o pobliski nagrobek, po czym skierowała kroki w stronę przyjaciół.
Barb podniosła się, tak, zgadliście - powoli, ze znaczną pomocą Jacka, który za łokieć i nadgarstek ciągnął ją do góry. Nie odzywała się i była po prostu blado-zielona, co najmniej jakby zjadła coś mocno niestrawnego, gapiła się po twarzach zgromadzonych.
Liliel skinęła głową w odpowiedzi Jack’owi. W międzyczasie Dan także dołączył do Barb, chociaż głównie po to by oddzielić ją od Avalońskiej wersji Angeliny Jolie. Widać było po nim wyraźnie, że nie pała do niej sympatią, obronę czarnowłosej zdecydowanie stawiając wyżej niż zasady dobrego wychowania. Nie stanął też do Crof tyłem, a bokiem, mając na oku zarówno ją, jak i Rast’a. Jedyne co, to skinął głową Liliel.
Scarlet z kolei podeszła do Rasta i przywitała się z nim w sposób nader wylewny, wpadając w jego ramiona. Zaraz też tak samo przywitała się ze stojąca obok mężczyzny kobietą.
- Zdecydowanie nie widzieliśmy się przez zbyt długi czas - rzuciła, wyglądając na tak radosną, jak Dan na markotnego.
- Krótki, chciałaś powiedzieć - poprawił ją, dodając zaraz. - To jak zwykle nie tyczy się ciebie, Liliel.
- Psinka się stroszy, jakie to słodziutkie. I spójrz Rast, znalazł sobie sukę do stada. Dorasta nam pchlarz, nie ma co. - Głos Crof był przesadnie rozczulony, a i jej postawa aż promieniowała szyderstwem, gdy ruszyła w stronę krypty, niby przypadkiem ocierając się o ramię Jack’a, który poczuł wyraźny, wyjątkowo kuszący zapach. Czując go miał ochotę ruszyć za nią, spełnić każde jej życzenie, paść do stóp… I nie był w tym jedyny, bowiem to samo poczuła także Nela, a sądząc po gniewnym warknięciu, Dan nie pozostawał poza działaniem owej woni. Jedynie Barb ominęły owe atrakcje. Może była w zbyt ciężkim szoku by zareagować?
- Wystarczy - stanowczy głos Liliel przedarł się do umysłów trójki poddanych działaniu owego zapachu, którzy w jednej chwili odzyskali władze nad sobą. Towarzyszył temu śmiech Crof.
- To ja skoczę załatwić jakąś kolację - oświadczyła, nie wyglądając na szczególnie przejętą zepsuciem jej zabawy, po czym rozpłynęła się we mgle.
- Skoro temat kolacji ponownie został poruszony - Liliel musiała nieco podnieść swój głos, by przebić się przez nader gniewne warczenie Dana i głośny śmiech Rast’a. - Zapraszam - wskazała na mroczne wejście do krypty.
- Może tak ktoś mi łaskawie powiedzieć, dlaczego tu trafiliśmy - powiedział Jack - i dlaczego mielibyśmy tu zostać? Mam wrażenie, że jazda przez las, w środku nocy, byłaby czymś... przyjemniejszym.
Może powinien powiedzieć 'bezpieczniejszym', ale może by przesadził...
- Czy to tradycyjny tutaj zwyczaj witania przyjezdnych? - dodał.
Niech to szlag... Mógł się wybrać zbierać roślinki.
Pomyśleć, że przez moment uważał, że Scarlet jest rozsądna.
Barb rozejrzała się ponownie, niejako dochodząc do siebie. Skoro nikt więcej nie protestował, nie wyrażał zdziwienia i nie wpadał w szok, któremu chętnie sama by się oddała, czarnowłosa postanowiła się ogarnąć i stawić czoła temu wszystkiemu. Wróżki, krasnoludki, wilkołaki, magia, dlaczego by i nie Brangelina? Może będzie irytująca i spyta potem o ich stopień zażyłości oraz liczbę dzieci. W końcu musieli mieć jakieś wspólnego potomstwo. A za nazywanie ją “suką” wszyscy trafili na czarną listę panny Morgan. Nie, Barb nie była głupia, i nie chciała angażować się w konflikt z niewątpliwie potężniejszymi istotami, ale nie zamierzała również zupełnie puścić tego płazem.
- Dan - zaczęła, kiedy Jack skończył swoją wypowiedź - jako, że nie przepadasz za tutejszymi… lokatorami tego… przybytku, uważasz, że rzeczywiście możemy tu nocować? Nie lepiej rozbić jakiś obóz w lesie? Jack w zasadzie głośno wyraził dokładnie to, co sama myślę. A Scarlet wydaje się być nieco stronnicza. Rozumiem, że jesteście w zażyłych stosunkach, skoro może cię traktować, jak wierzchowca. Dlatego tym bardziej zależy mi na twojej opinii - zakończyła Barb, średnio zwracając uwagę na resztę towarzystwa. W tym wypadku wolała trzymać się znanego jej szaleństwa w postaci napalonego wilkołaka. Nie podobało jej się również to, że ewidentnie pewne niuanse w dynamice tej… kliki umykały jej.
Nela zdecydowanie miała ochotę przyłączyć się do warczenia Dana, a chociaż nie zrobiła tego to w swojej głowie postawiła wilkołakowi dużego plusa. Bądź co bądź był zainteresowany obroną Barb i jako pierwszy pokazał, że jest przed czym, czy raczej przed kim, bo jakby nie patrzyć, napotkane na ich drodze osoby sympatii nie wzbudzały. A nawet jeśli to tylko takie droczenie się z nowymi, szpan dla pierwszego wrażenia to Nela w 100% podzielała zdanie Jacka.
- Kolacja i odpoczynek bardzo by nam się przydały, jednak nie wygląda na to byśmy byli tu mile widziani - Szarowłosa zwróciła się do Liliel.
- Jesteście jak najbardziej mile widzianymi gośćmi - zaprzeczyła Liliel. - Przyjaciele Scarlet są także naszymi przyjaciółmi. Proszę nie zwracać uwagi na Crof, to jej zwyczajowy sposób testowania nowo poznanych osób, który oczywiście nie przysparza jej znajomych, jednak niejednokrotnie sprawił, że uniknęliśmy problemów. Jestem pewna, że gdy wróci, załagodzi ów konflikt, który między wami powstał.
Dan, słysząc słowa Liliel, parsknął tylko i pokręcił głową. Zaraz też zwrócił się do Barb, podchodząc do niej bliżej i kładąc dłoń na ramieniu w geście który miał w sobie wiele oznak troski, ale nie pozbawiony był także wyraźnego zaznaczenia, że jest ona jego. Możliwe że pokaz ten był tylko na potrzeby sytuacji, zdecydowanie jednak nie był pozbawiony przebijających przez niego pragnień, które kierowały wilkołakiem.
- Wbrew pozorom, miejsce to jest bezpieczne - wyjaśnił czarnowłosej. - Gdyby chodziło jedynie o nas - przy tych słowach rzucił spojrzenie na Scar, która skinęła mu głową - to zatrzymalibyśmy się w innym miejscu. Tu jednak chodzi także o was i informacje, które może dla nas zdobyć Liliel i jej ochrona oraz szpiedzy. To jedna ze starszych kultu Arawna i jako taka posiada wiedzę i możliwości, których my nie mamy. Jeżeli ona weźmie was pod swą opiekę, to każdy z jej podwładnych zostanie zmuszony do udzielenia wam pomocy, co jest kurewsko przydatne. Gdyby nie to…
Widać było, ze nie darzy młodej kobiety oraz jej towarzyszy szczególną miłością, chociaż w przeciwieństwie do Rast’a, do niej prócz niechęci żywił także szacunek.
Barb westchnęła ciężko.
- No to trudno, oddajmy się temu szaleństwu - i skierowała się prosto ku drzwiom prowadzącym do środka, obojętnie pozwalając zsunąć się z jej ramienia ręce Dana.
Jack nie wierzył ani w słowa Liliel, ani w słowa Dana. Co prawda ostatnio nie wierzył nikomu, ale Liliel znajdowała się zdecydowanie na czele tej listy. Między innymi z powodu wyglądu... Prędzej by sądził, że wesoła kompania postanowiła zażartować sobie kosztem naiwnych przybyszów, a przy okazji pokazać, jak bardzo 'nowi' są od nich zależni.
Czy jednak miał wybór? Pozostawało im robić dobrą minę do złej gry. I uważać, chociaż Jack był pewien, że gdyby nie ochrona Taminy, już dawno byłoby po nich.
- Wdzięczni jesteśmy za udzieloną nam gościnę - powiedział.
Podszedł do swego rumaka, pogłaskał po szyi, poczęstował wyciągniętym z kieszeni kurtki kawałkiem suchego chleba, po czym zabrał się za ściągnięcie siodła.
Nela nie skomentowała słów Liliel. Skinęła tylko głową, co równie dobrze mogło oznaczać przyjęcie informacji do wiadomości, jak i podziękowania, po czym poszła w ślady Jacka i zajęła się swoim wierzchowcem.
Barb cofnęła się nieco zawstydzona, że zapomniała o własnym koniu. Zwykle ktoś zajmował się jej wierzchowcem za nią, ale to nie był Londyn, czy jego okolice. Ze skruchą, że zapomniała o wdzięcznym zwierzaku, zaczęła oporządzać go.
 
__________________
"First in, last out."
Bridgeburners
Morri jest offline  
Stary 31-08-2016, 08:28   #73
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Scarlet skinęła im głową i bez słowa, jako pierwsza, zniknęła w mroku krypty. Za nią podążyli Liliel i Rast, zostawiając trójkę przybyszy pod opieką Dan’a, który ruszył z pomocą Barb. Wciąż widać było, że jest daleki od bycia zadowolonym, jednak uspokoił się już na tyle by nie warczeć.
- Za kryptą jest miejsce, w którym możecie zostawić konie - poinformował ich, wyręczając swoją wybrankę w ściągnięciu siodła. Widać uznał, że było ono dla niej za ciężkie.
Dla odmiany Jack skinął głową. Przerzucił siodło przez ramię, poczekał chwilę, aż Nela poradzi sobie z uprzężą, po czym wraz z nią ruszył we wskazanym przez Dana kierunku, prowadząc wierzchowca za uzdę.
- Mam nadzieję, że znajdziemy tam dla ciebie coś do zjedzenia - powiedział cicho.
- Dzięki - oznajmiła Barb, jednak lekko wzruszając ramionami na pomoc Dana. Ten niósł siodła, a ona wziąwszy konia za wodze poszła za Jackiem zaprowadzić konia. Odwróciła się, idąc z koniem, znów w stronę Dana i rzuciła:
- Wiesz, mógłbyś iść z nami i odpowiedzieć na parę pytań.
- Przecież idę - zdziwił się Dan, obrzucając Barb zaniepokojonym spojrzeniem, w którym jednak zaraz pojawiły się wesołe błyski. - Chociaż bez wątpienia wolałbym iść tylko z tobą. Liliel ma w tej swojej fortecy całkiem wygodne łóżka i kilka ciekawych komnat. Co powiesz na to by je wypróbować, moja piękna?
Wyraźnie unikał fragmentu tyczącego się pytań, przeskakując na tematy, które wedle jego mniemania, było o wiele lepsze na rozmowę wieczorową porą, w blasku sierpa księżyca.
- Może po kilku randkach - odpowiedziała, idąc powoli za Jackiem. - A powiedz, tak w ogóle to ci Rast, Crof i Liliel… co to za jedni? Oni mogą sobie wyglądać jak chcą? Bo zasadniczo nieco mi odbiło, bo wyglądają jak dwie nasze filmowe gwiazdy. To para tak w ogóle? Mamy na nich bardzo uważać? A ten wasz Arawn, to co to za bóstwo? - Barb zasypała Dana gradem pytań.
Zanim odpowiedział, Dan roześmiał się, jakby pytania Barb były wyjątkowo dobrym żartem.
- Nie są i nigdy nie będą parą - oświadczył, gdy tylko odzyskał panowanie nad sobą. - Na bogów, to by dopiero było… Prędzej by się pozabijali niż wylądowali w łóżku. To zaciekli wrogowie, którzy mają tego pecha, że oboje służą Liliel, więc nie mogą się radośnie chlastać. Nasza mała kapłaneczka to nie lada ziółko, chociaż na taką nie wygląda. Wampir pierwszej krwi. Potężne to, trzeba jej przyznać, a co za tym idzie, posiadające wielu wrogów. Crof też jest wampirem, chociaż niższego rzędu. Genialna skrytobójczyni, która ma za zadanie chronić kapłankę w nocy. Rast to półwampir, ma ją chronić w dzień. Moja Scar to jego córka, dlatego tu jesteśmy. I dlatego, że gdy chodzi o zabijanie wilkołaków nie znajdziesz lepszych nad tą dwójkę. W końcu to my jesteśmy głównymi wrogami ich rodzaju.
Wzruszył ramionami, lekko, jakby siodło nic nie ważyło.
- Arawn zaś to nie kto inny jak bóg śmierci - wyjaśnił. - I życia, tak na dobrą sprawę, chociaż to ostatnie odnosi się bardziej do takich jak oni - ruchem głowy wskazał kryptę. - Liliel jest jego kapłanką, bodajże główną, ale aż tak głęboko w te sprawy nie wchodzę. Scar mogłaby dokładniej wyjaśnić tą sprawę, tyle że pewnie jej się nie będzie chciało. A właśnie - dodał po krótkiej pauzie. - Nie zapraszajcie żadnego ze spotkanych tam na dole wampirów do swoich komnat ani nie łaźcie nigdzie z nimi. Niby zaproszenie Liliel będzie was chronić ale lepiej nie ryzykować.
- Łatwo powiedzieć 'nie łaźcie' - mruknął Jack, u którego wampiry znajdowały się na pierwszym miejscu na liście stworzeń nielubianych i w grach, i w książka czy filmach. - Jak to nazwać? Wampirzy zew? Nie ma na to jakichś środków, sposobów?
- Na co? Jaki zew?
Nela, podobnie jak i Jack, spojrzała z zaskoczeniem na Barb, jednak to on udzielił odpowiedzi..
- Nie wiem, jak to określić dokładniej. Miałem ochotę zostawić wszystko i iść do niej, nie oglądając się na nic i na nikogo.
- Nie poczułam nic takiego - oznajmiła cicho czarnowłosa. - Niestety podejrzewam, że nie z powodu wrodzonej odporności, ale raczej intensywnej próby ignorowania tego, co się wokół mnie działo. - Spojrzała ze skruchą na Nelę i Jacka.
- Wiesz o tym zjawisku coś więcej? Bo fajnie tak mówić “nie łaźcie”, a co jak oni ZROBIĄ, że pójdziemy? I w zasadzie dlaczego Scarlet zmusza cię do przebywania w towarzystwie wroga twojego, ehm, gatunku? To tak rozrywkowo? - Barb umilkła, zastanawiając się i analizując jeszcze raz słowa Dana.
- I moment. Ona jest CÓRKĄ wampira? Ale przed przemienieniem? Czy jak to tu działa? Ona też jest? - Czarnowłosa przystanęła, patrząc pytająco na wilkołaczego towarzysza.
- Do niczego mnie nie zmusza - zaprzeczył od razu, stając w obronie dziewczyny. - I tak, jest jego córką. Nie, po przemianie.
Zdawkowe odpowiedzi sugerowały, że nie chce rozmawiać o prywatnych sprawach swej towarzyszki. W międzyczasie dotarli do owej stajni, czy raczej konstrukcji zbudowanej z desek, która ewentualnie mogła za taką uchodzić. W środku znajdowało się jednak siano, były prowizoryczne żłoby, a na haku wisiał worek z owsem. Pod ścianą stało wiadro z wodą i kosz z jabłkami. Widać spodziewano się gości bowiem wszystko wyglądało świeżo i nawet apetycznie. O ile ktoś lubił owies…
- Poproszę Liliel żeby zadbała o dodatkową osłonę, skoro tak się boicie zostania uwiedzionymi. - Dan łaskawie zaoferował swoją pomoc, zakładając siodło na żerdź przy jednym z pięciu boksów.
- To będzie miłe z twojej strony - odpowiedział Jack. Podobnie jak Dan pozbył się siodła, po czym zabrał się za rozczesywanie grzywy swego wierzchowca. Miał cichą nadzieję, że koń przeżyje jakoś brak wprawy swego 'stajennego'.
Barb wprowadziła swojego konia do jednej z takich konstrukcji, zamykając prowizoryczne drzwiczki.
- Gdzie tu jest woda? - zapytała, smętnie spoglądając na jedno wiadro. - Każdemu przydałoby się jedno takie. I Jack, widziałeś jakąś szczotkę może? Zgrzebło? Chociaż trochę trzeba by je poczyścić - uaktywniła się czarnowłosa, przypominając sobie resztki swojej wiedzy dotyczącej opieki nad końmi.
- A co, uważasz, że to spoko, że jakieś wampiryczne istoty dobrałyby się do naszej.. krwi.. czy no, czegoś? - zapytała, spoglądając na Dana i z radością odnajdując na półeczce na wysokości swojego wzroku zgrzebło, które wzięła do ręki i wpakowała się do boksu swojego wierzchowca. - No no, nastąp się - powiedziała cicho do konia, poklepując go lekko i pieszczotliwie w bok i zabierając do czyszczenia. - Damy ci na na imię… Funt. Znakomicie. Będziesz Funtem.
- To wiadro im wystarczy. - Dan odpowiedział najpierw o pytanie o wodę. - Nie dobiorą się do was, o ile będziecie ostrożni. Każdy wie, że jak ofiara sama pcha się w łapy, to nie jest winą łowcy, że ją zabija. Jak będziecie trzymać się podstawowych zasad, to nic się wam nie stanie. Zostaniemy tu jedną, może dwie noce i ruszamy dalej. To niedługo, więc problemu nie widzę. Szczególnie dla ciebie, piękna. Tobą zajmę się osobiście - zapewnił, stając za nią zdecydowanie bliżej, niż była ku temu potrzeba.
Noc, dwie... Może po tylu godzinach odpoczynku tyłek będzie mnie mniej bolał, niż w tej chwili, pomyślał Jack, nie przerywając zajmowania się wierzchowcem. Nie sądził, by Akwilin potrzebował zaplecenia grzywy w warkoczyki, ale potraktowanie grzbietu porządną szczotką powinno zostać dobrze przyjęte. No i, jak pamiętał, trzeba było jeszcze sprawdzić kopyta.
Kiedy ci wszyscy książkowi i filmowi jeźdźcy mieli na to czas?
- A co jest z tym przyjmowaniem przez wampiry wyglądu innych postaci? - spytał.
- I jak oni wyglądają normalnie? Jak ludzie też? Czy są jakieś udziwnienia? I czemu Liliel potrzebuje takiej ochrony, skoro zapewne jest potężna? - zapytała Barb, zajmując się intensywnie koniem, ignorując nieco obecność Dana.
- I dlaczego aż dwie noce? - Nela dorzuciła swoje pytanie do sterty już zadanych. - Ja nazwę swojego Płotka - dodała lekko rozbawionym tonem.
- Żaden nie wygląda tak pięknie jak ty. - Dan zapewnił Barb, szepcząc jej te słowa do ucha, przy okazji podrażniając skórę swym oddechem. - To trochę naiwne stwierdzenie - dodał w chwilę później, gdy już przestał obwąchiwać szyję czarnowłosej. - Nawet Tamina ma swych ochroniarzy, a Liliel nie jest nawet w połowie tak potężna. No, może przesadzam ale na jedno wychodzi. Potężni tej krainy mają swoich wrogów.
- Dwie - tu odwrócił się do Neli - ponieważ nie wiemy jeszcze, jakie informacje zdobyła dla nas kapłanka i jej ludzie. Może się okazać, że dalsza droga wymagać będzie dodatkowych przygotowań. Wtedy zostaniemy dłużej.
- Na ile dni oceniasz naszą podróż? - Jack zadał kolejne pytanie. - Gdyby nic nie stanęło nam na drodze, co, oczywiście, nie jest bardzo prawdopodobne.
- Dodatkowych przygotowań? - zapytała Nela, najwyraźniej mając nadzieję, że Dan rozwinie swoją myśl. Miała szczerą nadzieję, że obejmują one nauczenie ich czegoś przydatnego do przeżycia.
Barb skończyła zajmować się Funtem i podała zgrzebło Neli.
- Dan, czy w waszym świecie uwodzenie kobiety polega na ciągłym zawracaniu jej głowy jakimś dychnięciami w kark, naprzykrzaniu się i tym podobne? I to działa? - czarnowłosa odwróciła się w końcu stronę przystojnego wilkołaka i zaczęła intensywnie gestykulować rękami. - W ogóle skąd ty oryginalnie jesteś? Kto cię takich manier nauczył? Nawet, jakbym chciała czegoś od ciebie, bo nie wiem, jestem ciekawa, czy coś, to się naprawdę odechciewa!
Wilkołak, który wydawał się mieć zamiar odpowiedzieć na pytania pozostałej dwójki, po wybuchu Barb zrezygnował i zwyczajnie wybuchnął śmiechem.
- Kapral Thomas Dante Harrison, z trzeciego pułku dragonów, proszę pani - uniósł dłoń do nieistniejącego kapelusza i skłonił jej głową. - Urodzony w 1820 roku, w Bostonie. Szanowna pani wybaczy moje maniery, zdziczałem - i rozwiał czar dawnej galanterii ponownie wybuchając śmiechem.
- W najlepszym razie zajmie nam tydzień - odpowiedział Jack’owi, poważniejąc. - Sprzęt, odpowiednie mikstury, trening - dodał, zwracając się do Neli. - Pospieszcie się, wolałbym nie sterczeć na zewnątrz zbyt długo. Wbrew pozorom pod ziemią jest w tej okolicy bezpieczniej - zakończył, skupiając wzrok na Barb i przyglądając się jej przez dłuższą chwilę, bez słowa. Gdy skończył, a poznać można to było po tym, że uniósł dłoń i odgarnął jej kosmyk włosów za ucho, odwrócił się i wyszedł ze stajni, rzucając krótkie :
- Poczekam na was na zewnątrz.
- Może i zdziczał - odparła Nela patrząc na Barb - ale sama widziałaś jak chciał cie bronić. Podoba ci się, więc co, nie chcesz mu dać szansy? - zapytała dodając do tonu wypowiedzi lekkie zdziwienie.
Jack wolał nie wtrącać się do tej rozmowy. Chwycił wiadro, by napoić Akwilina.
Barb stała z nieco otwartymi ustami, zaskoczona i zdumiona.
- Jest od nas! - oznajmiła odkrywczo, nieco podnosząc głos. - DRAGON. - Widać było, że ta prezentacja zrobiła na niej wrażenie. Czarnowłosa spojrzała na Nelę, wzruszając ramionami. - Wiesz, nie tylko on mi się podoba. Poza tym mogłabym dawać szansę, jakby nie zachowywał się jak stalker z jakiegoś thrillera. Widać, że ma przebłyski i w ogóle, ale muszę… no więcej zrozumieć. Znam takich facetów, czasem bywa, że po prostu ktoś mu ostro dokopał, inna kobieta, może dziewczyna, może ma złamane serce. Nie chcę nikomu zrobić krzywdy do tego. - Tak, Barb zdawała sobie sprawę, że brzmi nieco głupio, mówiąc o krzywdzie w kontekście wilkołaka, jednak nie chodziło tylko o fizyczność albo twardą i być może pozorną powierzchowność Dana.
- Nie tylko on ci się podoba. Nie chcesz zrobić mu krzywdy. Okeeeej… to zmienia postać rzeczy - odparła nieco ironicznie Nela, kiwając przy tym na boki głową. Wróciła do czesania swojego wierzchowca, ale tylko na chwile gdyż zaraz utkwiła spojrzenie w Jacku, a było w nim coś jakby troska.
Barb przewróciła oczami na słowa Neli. Znowu zamachała rękami, uważając, żeby nie uderzyć Jacka, jakby miało jej to w czymś pomóc.
- Jesteśmy w MAGICZNYM świecie Nel. Czy to nie miesza już wystarczająco? - z tymi słowy, sypnęła Funtowi owsa do prowizorycznego żłobu.
- Barb, to TWOJA sprawa, ja tylko… - Nela urwała i prychnęła cicho pod nosem - Albo daj mu szansę, albo od razu mu powiedz, że ma się odwalić. To, co teraz robisz, to takie “sama nie wiem, męcz się”. - Szarowłosa wzruszyła ramionami. - Nie uważasz?
- Sama nie wiem - prychnęła stłumionym śmiechem. - Zobaczymy.
- Niech zacznie przynosić kwiaty - powiedział Jack, tłumiąc uśmiech. Dodałby 'czekoladki', ale wtedy zapewne dostałby zgrzebłem po głowie.
Barbara wzruszyła ramionami.
- Zobaczymy - powtórzyła i wyszła ze stajni, mając nadzieję, że koń poczuł się wystarczająco zadbany.
Nela odczekała chwilę patrząc za wychodzącą Barb. Gdy ta zniknęła za drzwiami podeszła do Jacka. Położyła chłopakowi rękę na ramieniu przyglądając mu się czujnie.
- O co chodzi? - spytał.
- To ty mi powiedz, o co chodzi - odparła Szarowłosa.
- Ale z czym? - Jack spojrzał na wierzchowce. Wyglądały na nakarmione i napojone.
Nela wywróciła oczami. Zabrała rękę z ramienia Jacka zamiast tego krzyżując dłonie na piersi.
- Liliel?
Jack odruchowo powiódł wzrokiem za ruchem jej dłoni, po czym skrzywił się, co nie było bynajmniej spowodowane tym, co widział.
- A, to... - Westchnął. - Wygląda dokładnie tak, jak Lucy. Moja narzeczona - wyjaśnił. - Odrobinę zmienić uczesanie i byłyby nie do odróżnienia.
Nela ze zdziwieniem otworzyła szeroko oczy. Spodziewała się, że coś było nie tak, jednak nie spodziewała się, że aż tak bardzo “nie tak”. Milczała chwilę, a zdziwienie przeradzało się na jej twarzy powoli w zaniepokojenie.
- Jack… wiesz, że… tylko nie bądź zły… powinieneś się upewnić, że ona tylko wygląda tak podobnie. Wiesz…? - Zapytała ostrożnie Nela. Sama nie wiedziała jak to powiedzieć, bo faktycznie za nic w świecie nie chciała by Jack był na nią za coś zły.
- Widziałaś Brada i Angelinę? - pytaniem na pytanie odpowiedział Jack. - No i jak, niby, mam się upewnić? Wziąć na spytki? Zaciągnąć do łóżka i sprawdzić znaki szczególne? Dowiedzieć się, jak często bywa w normalnym świecie? Znam Lucy odkąd sięgam pamięcią, a wampiry ponoć się nie starzeją, prawda?
Nela skinęła głową z zamyśloną miną. Jakoś to, że ktoś w magicznym świecie wyglądał jak dla nich znane gwiazdy kina nie robiło na niej wrażenia tak, jak fakt, że ktoś wyglądał identycznie jak osoba którą znało dobrze jedno z nich.
- Prawda - powiedziała w końcu. - Skończmy z tymi końmi i odpocznijmy - dodała smutnym tonem głosu.
- Nie powinniśmy zostawiać Barb sam na sam z napalonym wilkołakiem - powiedział Jack. - A one chyba wszystko już mają.
Poklepał Akwilina po szyi.
- Chodźmy.
Nela odłożyła na miejsce szczotkę. Poklepała na pożegnanie Płotkę i ruszyła razem z Jackiem do wyjścia, tylko raz zerkając na niego jakby chciała jeszcze o coś zapytać, ale ugryzła się w język.
Jack nie spytał, o co tym razem chodzi, pozostawiając wypytywanie na czas późniejszy.
- Fajnie, ze na nas poczekałaś - powiedział na widok stojącej przed wejściem do krypty Barb.
- Nie będę włazić w przygodę bez was - odpowiedziała, uśmiechając się.
- Ahoj przygodo - odparła ponuro Nela, próbując tylko lekko odwzajemnić uśmiech, a zaraz po tym kierując wzrok na kryptę. - Mam nadzieję, że będzie tam światło… - dodała po cichu.
- Zaraz zobaczymy - powiedział Jack. - Pozwolicie, że pójdę przodem?
Barb zrobiła zapraszający gest, podążając przy tym za Jackiem.
Nela skinęła głową i również ruszyła w stronę wejścia.
 
Kerm jest offline  
Stary 01-11-2016, 00:33   #74
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Post wspólny z Grave.

Dawid "Dave" Nowakowski - optymistyczny Europolak



Gadki wieczorne



Siedział gapiąc się w trzaskający ogień i trawił zebrane dzisiaj informacje które teraz miał czas posortować w swojej głowie. Gdy tak je układał, przekładał, oglądał zmrużył oczy gdy przypomniało mu się jedno stwierdzenie kolorowłosej które dotąd jakoś mu umknęło. - Poczekaj Summer. O czym mówiłaś z tymi dwoma tygodniami? Jak to dwa tygodnie? Dlaczego tak uważasz? Sądzisz, że jesteśmy tu już dwa tygodnie? - spytał siedzącą obok dziewczynę, nawiązując do tego co powiedziała na początku rozmowy w obozie. Jakoś dziwnie komponowało się to z uwagami domowników, że już tyle czasu minęło od ukąszenia i jest późnawo na jakieś przeciwdziałanie czy jakoś tak. Dziwne bo był prawie pewny, że leżeli góra parę godzin na tej trawie w kamieniach i mniej więcej pasowało mu to do zasobów własnej pamięci czyli, że to co w “Pełni” stało się zeszłej nocy. Tyle, że nie wiedział gdzie i jak długo leżakowali wcześniej a to już rodziło dość niepokojące skojarzenia i podejrzenia.

- Lub dłużej - rzuciła spokojnie, nie odrywając wzroku od nieba. Leżała na plecach, wygodnie rozwalona i z zadowoloną miną. Co jak co, ale pełny brzuch każdemu był w stanie poprawić humor. Gdy zaś dodało się do tego butelkę jabłecznika, która co prawda wypili na spółkę, ale który był dobrej produkcji, kopiący jak należy, ów wesoły uśmiech na ustach Summer nie powinien szczególnie dziwić.

- Jest tuż po nowiu - wskazała na wąski sierp księżyca, który lśnił na czarnym niebie. - Gdy wybierałam się na spotkanie do klubu, była pełnia. Fakt, tu może być nieco inaczej, jednak nasze gospodynie potwierdziły ten przeskok czasowy.

- Aha. No nie zwróciłem na to uwagi szczerze mówiąc. - mruknął Dave po chwili zastanowienia. Zerknął na prześwitujący pomiędzy koronami drzew nad nimi obiekt firnamentu niebieskiego. No faktycznie chyba miała rację. Znowu okazała się bardziej spostrzegawcza od niego. Postanowił na razie na wszelki wypadek nie uwydatniać tej jej przewagi na tym polu. Jeszcze by sie poczuła, że jest nie wiadomo kim czy co… A w sumie dobrze im na razie się gadało, knuło i leżało. Zwłaszcza ten ostatni aspekt całkiem przypadł mu do gustu. Leżeli sobie w poblasku i cieple ogniska, on leżał oparty o pieniek na jakim dotąd siedział a ona miała głowę na jego piersiach rozwalona nieco pod skosem do niego. Miał dzięki temu do dyspozycji jej twarz i włosy z czego korzystał leniwie jeżdząc dłonią i palcami po tej części jej anatomii. W ogóle był dość błogi i rozleniwiony przez ten ogień, pełny żołądek i całkiem domową i sielską atmosferę jaką tu we dwójkę zbudowali. Właściwie więc niezbyt mu się chciało rozważać i kombinować w tej chwili. No ale umysł raz nakierowany zaczął podążać wskazanym tropem. W końcu więc po dłuższej chwili milczenia gdy już wyglądało, że więcej nic nie powie odezwał się jednak ponownie.

- No dobra. To by się nawet zgadzało. O ile te maguśki którym tak mieliśmy niedowierzać w tym akurat mówiłyby prawdę. - zwrócił jej trochę złośliwym tonem uwagę na tę nieco sprzeczność. A po cichu liczył, że może wyjaśni czemu uważa, że tu siostrzyczki akurat mówią prawdę.

- Ale powiedzmy dla dobra dyskusji, że mówią prawdę. I faktycznie fazy Księżyca są na tyle zbliżone do naszych, że można by je uznać wręcz za bliźniacze. - dodał po chwili unosząc nieco palec do góry by podkreślić, że to tylko wstępne założenie dalszej dyskusji. No ale by jakaś dyskusja na sensownym poziomie była musieli mieć jakąś wspólna płaszczyznę do niej.

- To by znaczyło, że oba światy są wręcz identyczne i synchroniczne. Astronomicznie to prawie, że niemożliwe. Więc któryś z tych światów jest odwzorowaniem pierwszego. Może przemawia przeze mnie naturalny antropocentryzm ale zakładałbym, że ten świat został stworzony na podstawie naszego. Czyli ten kto to zrobił musiałby mieć cholernie dobrą orientację jak wygląda nasz świat. Albo nawet pochodzić z niego. - zaczął od właściwie czystej abstrakcji na ten astronomiczny temat. Ale skoro przyszło mu to do głowy to podzielił się tym ze swoim partnerem w planach i póki co zesłańcem skazanym na ten świat. Choć konkretnie na razie ten detal był tylko ciekawostką i zabawą logiczno - słowną a jakoś diametralnie na razie nie zmieniał ich sytuacji.

- No a tak dla nas konkretnie no to ciekawe. Widzę dwie opcje. Pierwsza to transfer i jego kalibracja. Czyli nawet przy najlepszych chęciach i optymalnej sytuacji nie da się przerzucić nikogo w dokładny punkt czasoprzestrzeni i powstaje jakiś rozrzut. Na przykład dwutygodniowy. Chyba, że to celowe działanie. Wówczas nic nam nie jest, naszym ciałom też to nijak nie wpływa na ten czas od ugryzienia a nasze magiczne superlaski albo szacują albo ściemniają z tym czasem ugryzienia. - powiedział mówiąc jej o pierwszej opcji. Pasowała mu. Sprawa transferu międzywymiarowego czy innego “między” wydawała mu sie trudna i skomplikowana. Więc takie poślizgi trafiały mu do przekonania. No a jak nie była jeszcze opcja celowego “wrzucenia” ich w czas +2 tyg. Nie wiedział po co by to zrobiono no ale mogło tak być. A Tamina nawet jeśli zakładać, że nie łgała non stop mogła na podstawie ich zeznań czy jakichś innych sposobów też wysnuć wniosek o tej dwutygodniowej różnicy w ich wymiarach.

- Druga opcja to taka, że to co zaczęło się w “Pełni” to jednak było dwa tygodnie temu. I wówczas przetrzymano nas gdzieś dwa tygodnie. Prawdopodobnie w naszym świecie. Bo w tym jak się obudziliśmy nie było odleżyn w trawie czy co, że tam kwitniemy od dwóch tygodni. Nie byliśmy zaszczani czy odwodnieni po dwutygodniowej śpiączce i w ogóle wyglądało jakby nas tak ktoś zostawił góra ostatniej nocy. - wysnuł kolejną hipotezę jakby mówił o jakiejś scenie z oglądanego filmu a nie o tym co się im przydarzyło niecałą dobę temu.

- Ale nasz stan jest całkiem dobry. Był. Jak się obudziliśmy. Przez dwa tygodnie już bym nieźle zarósł na gębie. A nie widzę różnicy innej niż jaka powinna być gdyby noc w “Pełni” była wczoraj. Więc oznaczałoby, że nas jakoś zamrożono, zahibernowano, przetrzymano w stazie czy coś w ten deseń. Cały czas w nieprzytomności. Wkurwia mnie jak sobie pomyślę, ze tak gdzieś leżeliśmy przez dwa tygodnie zdani na czyjąś łaskę. - dodał twardszym i pobrzmiewającym już gniewem i złością głosem. Tak samo mięśnie brzucha mu się napięły a wolna dłoń zwinęła w pięść. - No chyba, że nas przerzucono do jakiegoś magicznego laba tutaj nawet i dwa tygodnie temu a potem jakis latacz czy teleport wywalił nas ostatniego poranka w tej kupie kamieni. Wielu znasz w tej krainie supermagów, zdolnych do obsługi międzywymiarowego teleportera mającego magiczny lab w częściach dostępnych dla personelu z odpowiednim poziomem kodu dostępu? - zapytał unosząc pytająco brwi. Myślał na gorąco i w miarę jak mówił ale jakoś dziwnie miła, ładna i chętna Tamina znów jakoś wtarabaniła się na główne miejsce w kregu podejrzanych. Choć miał tylko poszlaki i zgadywanki. I w sumie mogła to zrobić Morgi albo jakikolwiek maguś z tego świata. No ale jakoś ona pierwsza przyszła mu na myśl choćby dlatego, że ją poznał. Z całkiem ciekawej strony nawet. No ale jak tak teraz poukładał porozsypywane puzzle no to jednak nie miał zbyt radosnej miny w tej chwili.

- Nie mam pojęcia co się z nami działo - wyznała z westchnieniem, przenosząc wzrok na swojego rozmówcę. - Pamiętasz jednak stan, w którym się znajdowaliśmy? Co jak co ale to przypominało mi bardziej ofiary zgubienia się w gęstym lesie, pełnym kolczastych krzewów niż bywalców klubu nocnego. I ta krew? Czułam ją w ustach. Sprawdziłam je później dokładnie i nie było żadnego pęknięcia, nic. Więc skąd się wzięła? Pogryźliśmy się nawzajem? Lizaliśmy swoje rany? Sam pomyśl, Dave - wbiła w niego wzrok. - Może teoria z opóźnieniem w trakcie przechodzenia między wymiarami, czy jak to nazwać, jest prawdziwa, nie tłumaczy jednak stanu w którym byliśmy. A że siostrzyczki mówią prawdę - poprawiła się, żeby wygodniej ułożyć swoje ciało. - Diabli je wiedzą, na dobrą sprawę. Mogą kłamać, mogę się mylić co do tego księżyca. Ba! Możliwe nawet że to wszystko się nam tylko śni. Jak na tą chwilę to wszystko jest możliwe. Po co jednak miałyby kłamać? Wkrótce i tak się wszystkiego dowiemy w ten czy inny sposób. Patrząc na sierp widać gołym okiem, że zostało nam ledwie dwa tygodnie. No, mniej więcej tyle. Podczas kolejnej pełni wszystko się wyjaśni. A może to nawet nie będzie nasza pierwsza pełnia? Może już jesteśmy po przemianie, a one to przed nami ukrywają żeby wykorzystać naiwnych do pozbycia się paru osób i zdobycia tego co potrzebują? Na dobrą sprawę może się okazać, że siedzimy w tej krainie parę miesięcy.

- Nie sądze by to był sen. Jakoś nie wierzę by parę osób synchronicznie było w tym śnie a jeśli to jakoś zwykły sen no to na przykład mój i wówczas to wszystko jest senną marą. - mruknął nieśpiesznie wodząc palcami po jej obojczykach. - Wiesz, jakby to był mój sen to bym sobie wyśnił jakąś mniej wadliwą partnerkę. A na pewno skąpiej odzianą. - kciuk zawędrował za krawędź jej swetra unosząc go tak, że powstawała szczelina pozwalająca puścić żurawia za jej dekolt. Uśmiechnął się i z powodu tego drobnego psikusa i do jej pełnych oczu skrytych dotąd pod swetrem.

- I nie sądzę byśmy się nawzajem pogryźli. Nie wiem jak ty ale ja nie mam na sobie żadnych śladów zębów. Poza tym co mi na łopatce Tamina znalazła. A ty? I wiesz jak masz miejsca gdzie nie możesz popatrzeć sama mogę ci pomóc poszukać. - popatrzył na nią znów nabierając na koniec hiperpoważnego tonu jak wcześniej gdy informował ją o liście zawad jakie w niej odkrył.

- No ale w sumie masz rację. Jeśli nas jakoś zastopowano w stazie czy czymś to tak naprawdę nie wiadomo ile tak trwaliśmy w tym stanie. I może już jesteśmy wilkami bez możliwości odwrotu. Ale wtedy powinniśmy chyba móc przemienić się w każdej chwili tak jak Dan to robi. A ja jakoś nie czuję ani nie wiem jak miałbym to w tej chwili zrobić. Choć w takiej wersji po to mógł być ten napój magiczny. Bloker mający nas utrzymać w zbliżonej do ludzkiej formy. Wówczas chyba ty byłabyś o schodek do przodu skoro go nie piłaś. - skrzywił się nieco. Znowu szacowania, zgadywanki i dumania po omacku. Mieli garść faktów do których można było dorobić całkiem sporo hipotez. Znów pożałował, że bardziej nie dogadał się z tubylcami o tym całym wilkołactwie. Ale znowu właśnie jak doszli do wniosku razem, że nie było pewne co im powiedzą i czy w ogóle coś. Znaczy coś prawdziwego. Bez sensu było jednak zakładać, że ściemniają we wszystkim bo to z góry właściwie przekreślało każdą komunikację.

- A smak krwi też czułem jak się obudziłem. Nie zwróciłem na to większej uwagi. - przyznał szczerze. - Znaczy wiesz, w całej tej sytuacji po przebudzeniu. - doprecyzował nieco dokładniej. - Ale faktycznie dość nietypowe. Rany mieliśmy niezbyt poważne. I za cholerę nie wiem czemu mielibyśmy je lizać. Bez sensu. A na zabawy, że sobie nawzajem to chyba coś za bardzo ubrani byliśmy. - uśmiechnął się krótko muskając palcami jej szyję. Zabawy z lizaniem drugiej osoby płci odmiennej kojarzyły mu się raczej dość jednoznacznie. - No chyba, że byliśmy wilkami. W wilczej postaci. Bo u wilków i zwierząt to chyba naturalne. A jak widziałaś po Danie mogą się zmieniać razem z ubraniem. Więc może padaliśmy czy co i gdy byliśmy nieprzytomni wróciliśmy do ludzkiej formy. - mruknął już znacznie mniej wesołym głosem. Lizanie po ranach wydało mu się teraz nawet prawdopodobnym scenariuszem zdarzeń. Ale było jakieś takie zwierzęce i uwłaczające jego ludzkiemu punktowi widzenia. Serio to ma go tu czekać w tym świecie? Lizanie się po jajkach i wygryzanie pcheł z sierści? Ta cała zwierzęca strona tego wilkołactwa jakoś w ogóle go nie pociągała. Właściwie był jej niechętny. Może szło się do tego przyzwyczaić jak to chyba zrobił Dan ale pewnie też trzeba było chcieć się przyzwyczaić. Była jeszcze szansa na odkręcenie tego? Zastanawiał się znów powoli przeczesując palcami różnobarwne włosy dziewczyny. Znów zaczął go ogarniać raczej fatalistyczny nastrój gdy wersja, że nic nie zdoła zdziałać nieważne co by kombinował zaczęła brać górę wśród garści faktów jakie się przed nim rysowały.

- No teoretycznie, gdyby przyjąć że jesteśmy już po przemianie to faktycznie powinniśmy mieć ochotę na przybranie formy wilka, a przynajmniej ja powinnam - zgodziła się z nim, skupiając na zagadnieniu, a nie na błądzącej po jej ciele dłoni. - Tyle, że do tej pory nie próbowałam. Chyba się za bardzo boję rezultatu takiej próby. Nie żeby mi jakoś szczególnie zależało na tym żeby pozostać człowiekiem, to jednak…

Westchnęła i podkuliła nogi. Gdzieś nad nimi zahuczała sowa, a w pobliskich krzakach przemknął jakiś mały gryzoń, hałasując na suchej ściółce. Gałęzie w ognisku ugięły się pod naporem żywiołu i z trzaskiem zapadły, wzbijając w niebo snop iskier.

- Nie ważne, zobaczymy jak to będzie bo teraz jedyne co możemy to dywagować nad problemem. Sami, mając tylko tyle informacji ile mamy, nic nie wskóramy. Musimy zdobyć więcej, najlepiej z pewnych źródeł. Cześć zdobędziemy jutro gdy sprawdzimy tą całą barierę. Reszta będzie musiała czekać na swoją kolej. Trzeba jednak będzie być ostrożnym i to piekielnie. Grać w tą ich grę, partnerze, aż się nam rzygać będzie chciało kolejnymi słodkimi słówkami - wyszczerzyła zęby w nieco wilczym uśmiechu, unosząc ciut wyżej górną wargę. - A później zaatakować gdy się tego nie będą spodziewać.

- Noo… Chyba tak… Też bym się trochę bał… No wiesz jak skok na bandżi… Niby wiesz jak to ma wyglądać, coś tam ci mówią no ale jednak nie wiesz jak to wyjdzie jak to właśnie ty będziesz skakał… No to tak, jak tak o tym myślę to też czuję obawę… - przyznał się do swoich lęków na temat przemiany. Czy byli wilkami już na stałe czy nie myślał o tym odkąd się rano o tym dowiedział. I w dość naturalny sposób zastanawiał się jak to będzie wyglądać. Co będzie czuł? Będzie wiedział, że nadal jest Dawidem Nowakowskim z Polski? Że jest człowiekiem? Będzie w stanie się kontrolować? Po Danie widział, że chyba da się. Powinno. Choć on miał pewnie o niebo więcej wprawy od nich no i wiedział co i jak. Ale dawał nadzieję Polakowi, że jakoś powinno się to dać kontrolować. Poza tym te plotki o instynkcie stadnym i zewie watahy też jakoś niezbyt go uspakajały. No i co z powrotem do ludzkiej formy? Dany robił to bez jakichś większych przeszkód no ale znowu, on miał wprawę. A jak to jest z nowymi? Będą mogli wrócić kiedy chcą czy zostaną jakoś tak uwięzieni w tym zwierzęcym ciele?

- Ja mogę pograć w tę grę. Ale no chyba słyszałaś mnie i widziałaś w akcji z deptaniem odcisków. - Uśmiechnął się do niej nawiązując do określenia jakim go sam poczęstowała gdy jeszcze wieczór był młody a chatka czarownicy o wiele bliższa. - Nie nadaję się do słodkich słówek. Ty zresztą chyba też niezbyt. A gdybyśmy zmienili postawę pewnie rzuciłoby sie w oczy. - prychnął trochę rozbawionym tonem przypominając sobie pokrótce zdarzenia z całego dnia i licznych rozmów. Chyba oboje najmniej nadawali się na potakiwaczy z wkodowanym wzorem pingwiniego karku.

- No ale poza tym detalem to oczywiście pełna konspira i szaa tajemnica mój patnerze w spisku i zbrodni. - szturchnął ją lekko w ramię i wyszczerzył się do niej wesoło tak samo jak ona do niego. Odpadł z powrotem na swoja drewnianą poduszkę zmiękczajac ją nieco podłożoną pod głowę ramieniem. Obejrzał się na ognisko gdy strzeliło snopem iskier. Odgłosy leśnego życia nakłoniły go do sprawdzenia swojego węchu i słuchu. Porównywał czy jest jakaś zmiana w odbieraniu świata w stosunku do tego co pamiętał z rana i południa, dwóch chyba skrajnych amplitud swoich możliwości w tym zakresie.

- A co chciałaś powiedzieć o tej przemianie? - zapytał po chwili wciąż wpatrzony w ognisko. Nie był pewny czy powinien pytać. Ale skoro już tyle sobie powiedzieli. No i byli partnerami. No i była może ostatnia okazja pogadać we dwoje bez świadków nie wiadomo na jak długo. No to wolał spytać. By nie gryzła się z czymś sama.

Wilczenie







Nie odpowiadała mu przez dłuższą chwilę. Jego czuły słuch był w stanie wychwycić szybsze bicie jej serca, które mogło być powiązane ze strachem, jednak nie miał wystarczającej wprawy w posługiwaniu się wyostrzonymi zmysłami na tyle by to stwierdzić. W dodatku mógł przy tym zauważyć, że węch też go nieco zawodzi, w porówaniu z tym, co odczuwał rankiem.
- Boję się, że się całkiem zatracę - wyznała w końcu, najwyraźniej szczerze, potwierdzając przy tym że owe bicie serca faktycznie było strachem spowodowane. - Że zapomnę co jest moim priorytetem i zacznę być jednym z mieszkańców tej krainy zanim dopnę celu. Że zostawię swoją misję na rzecz nowego życia. Nie ukrywam, możliwości które z tym idą są wyjątkowo kuszące. Siła, szybkość, zmysły i ta cała magia czy moc, zwał jak zwał…


Westchnęła i podniosła się do pozycji siedzącej, a następnie odwróciła do niego podpierając brodę kolanem i sadowiąc się wygodniej na trawie.
- Myślisz że powinnam spróbować? No wiesz, zmienić postać, przybrać tą całą formę wilka i zdobyć kolejne informacje.


Przyglądała się mu z uwagą, nie kryjąc przy tym niepokoju, który nią targał ale i lśniącego w oczach pragnienia. Zupełnie jakby bardzo, ale to bardzo chciała, jednak wstrzymywała się chwytając tej wątłej tratwy w postaci jego pozwolenia, zanim rzuci się w otchłań.


Leżał na trawie wsłuchany w ciszę ich myśli gdy ona leżała z głową na jego torsie. Był pod wrażeniem swoich nowych umiejętności. Słyszał bicie jej serca jakby miał ucho tuż przy jej piersi! A jednak to co słyszał niepokoiło go trochę. Szybki rytm serca u osoby nie będącej w trakcie wysiłku fizycznego oznaczał silny stan emocjonalny. Biorąc pod uwagę to o czym rozmawiali o euforię i radość jej w tej chwili nie posądzał. Głaskał jej ramię w uspokajającym geście mając nadzieję, że doda to jej nadziei i otuchy. Jednak gdy podniosła się i słowa potwierdziły jakby to co sam u niej zauważał swoimi wzmocnionymi zmysłami mimowolnie pokiwał głową. A więc miała tak samo jak on. Te same strachy i wątpliwości. Przy tak małej ilości faktów jakie znali pozostawał ocean domysłów i niedomówień które łatwo stały się źródłem frustracji i niepokoju. Albo właśnie nawet strachu.


- Hej, hej, hej, spoko partnerze. - uśmiechnął się na tyle promiennie na ile zdołał też podnosząc się do pionu. Usiadł na trawie i obrócił się tak, że znalazł się za jej plecami. Właściwie byli w podobnej pozycji jak niedawno trochę dla jaj a trochę dla poszpanowania usiadł za nią by pokazać jej ten trik z duszeniem. Teraz jednak miał inny cel i motyw. Usiadł za nią tak, że właściwie znalazła się wewnątrz jego nóg i ramion siedząc przed nim.


- Nie jesteś sama. Siedzimy w tym razem. - rzekł cicho rozcierając nieco jej ramiona jakby chciał ją ogrzać. - I jesteś przecież optymistyczną wariatką no to przecież do czegoś zobowiązuje no nie? - wychylił się nieco do przodu i w bok ją trochę przechylając w drugi tak że zdołał spojrzeć na jej twarz kosym i trochę niepoważnym wzrokiem. No to tak. Powiedział tą w miarę łatwą część. Teraz główkował co jej odpowiedzieć. Pytała się go o zdanie. Skoro mieli być wobec siebie fair nie wypadało jej zbyć jakimiś dyrdymałami. Czuł jednak ciężar słów które ważył w głowie. Zwłaszcza jakby posłuchała a okazało się to błędem. No ale przecież nie mógł zostawić jej samej z tymi wątpliwościami. Tak jak ona nie zostawiła go sama z tymi pszczołami.


- Wiem Summer. Nie wiem jak z nami będzie. Ale nie myśl o tym. Bo to cię zeżre. - odparł poważniejszym tonem przytulając swój bok głowy do jej. Znów czuł zapach kobiecych włosów. I ciepło jej ciała przenikające przez jej i jego ubranie. Tak kontrastujące z nocnym chłodem jaki ich otaczał. - Potraktuj to jak walkę. No wiesz, obawiasz się ale tylko na początku. Jak stoicie naprzeciw siebie. A potem jest ruch i chaos i w ogóle o tym nie myślisz. Po prostu walczysz. Zróbmy to samo Summer. Przyjmy do przodu. Tak daleko i głęboko jak się da. Determinacja i pomysłowość potrafią człowieka bardzo daleko zaprowadzić. Skupmy sie jak dorwać patafiana a nie co może nam stanąć na drodze i nas zatrzymać. Wtedy jeśli nawet nie pójdzie po naszej myśli to odejdziemy walcząc. Plując krwią swoją i naszych przeciwników. Zostawiając za sobą szlak jaki mało kto potrafi zostawić. Zostawiając po sobie pamięć. Historię. Legendę. I to po nas zostanie wtedy Summer. Nawet jeśli nam się nie uda. To zostanie zapamiętane, że próbowaliśmy. Tak jak nikt inny. Jak Bonny i Clayde. Jak w tej piosence. - gdy w końcu zaczął mówić mówił cichymi krótkimi zdaniami prawie szepcząc bo w końcu byli właściwie twarzą w twarz. Dotąd niezbyt się nad tym zastanawiał ale gdy w końcu poruszyła ten temat dotąd niesprecyzowane myśli ubrane w słowa pokazały mu raczej małą optymistyczną drogę. Mieli polować na potwora który potrafił rozrywać i szlachtować ludzi. W formach których byli niepewni i w których mogli ulec zezwierzęceniu. W świecie którego właściwie nie znali. Z nasłanym przez enigmatyczną królową magii i nie tylko ogonem który będzie ich kapował i pilnował. Sami we dwójkę wśród obcych. No nie. Nie zapowiadało się to zbyt różowo.


Mieli nie sprecyzowany limit czasu, swobody i nawet nie wiedzieli kogo właściwie szukają. Mógł to być ktokolwiek poczynając od Taminy i Morgi a na tych nie spotkanych jeszcze elfach czy wilkołakach skończywszy. Właściwie to jak się nad tym teraz zastanawiał to nie wróżył im zbyt wielkich szans powodzenia ich misji. Jakby ktoś miał obstawiać całkiem rozsądnie by zrobił jakby obstawiał ich klęskę. I dokładnie dlatego postanowił na przekór wszystkiemu zrobić ją. Dokonać niemożliwego. Sięgnąć tam gdzie nikt nie sięga. Poza tym co? Ja nie dam rady?!


No szykowało się nerwowo. Podejrzliwie. Stresująco. I, że pewnie będą mogli liczyć głównie na siebie nawzajem. Zupełnie jak tamta parka legendarnych gangsterów sprzed lat. Co prawda oni zamierzali zacząć bardziej dyskretnie. Ale zgadywał, że pewnie w końcu będą musieli porzucić przykrywkę albo ich przejżą po prostu. A wtedy… No wtedy się zacznie. Przypomniał sobie jeden z ulubionych kawałków i choć nie uważał by miał głos do śpiewania zaczął jednak z cicha śpiewać trochę przerywanym głosem gdy improwizował tłumaczenie na angielski bu cokolwiek skumała a jeszcze pod oryginalną melodię. W głowie jednak pobrzemiewała mu zapamiętana oryginałka.




https://www.youtube.com/watch?v=d_RYnF3u99g




- No. Lubię ten kawałek. I wiem, nie mam głosu i nie nadaje się nawet do kwalifikacji X Factor. Ale na szczęście do punka każdy ma głos bo wystarczy drzeć ryja. - odezwał się gdy skończył się muzycznie wydurniać. Miał nadzieję, że choć trochę poprawiło jej to humor. Jemu na pewno. I pospołu z przemyśleniami wprawiło go w całkiem agresywny nastrój. Choć nie skierowany przeciw niej tylko temu co ich czeka.


- A przemiana w wilka. Tak. Uważam, że powinnaś spróbować. I tak raczej cię to czeka. Możesz więc spróbować zrobić to na własnych warunkach. Spróbować zapanować nad tym. Zanim strach przed tym co jest w tobie zapanuje nad tobą. Spróbuj. Nie wiem co ze mną i resztą ale no jak właśnie gadaliśmy może i tak nas to czeka. - teraz gdy zdecydował, że wyrusza na wojenną ścieżkę decyzje jakoś podejmowało mu się klarowniej. Nie ściemniał, że nie lubił walczyć tak naprawdę a nie na treningu. Nie lubił walczyć. I starał się tego unikać. Jednak jeśli już musiał to był bezwzględny i wykorzystywał każdy atut i możliwość by przeżyć i zwyciężyć. Dotąd wahał się i nie był zdecydowany. Ale skoro szli na wojnę i łowy musieli wiedzieć na czym stoją. I wziać ten cholerny problem za rogi. Zwłaszcza jeśli zdecydowali sami zdobywać maksimum informacji na bazie własnych doświadczeń. Zwłaszcza Summer która zdecydowała być wilkiem. On się wahał choć nie był pewny czy sprawa i tak nie jest już przesądzona. Nie miał pojęcia jakby taka przemiana wyglądała w ich przypadku ale widok przemieniającego się bez większych ceregieli i sensacji Dan’a dawał nadzieję, że to im też powinno dać się powtórzyć.


- I spoko. Będę przy tobie. Nie zostawię cię. Jak będę mógł ci jakoś pomóc no to zrobię to. - zapewnił ją obejmując ją dość mocno ramionami zamykając w uścisku i całując ją tam gdzie sięgnął czyli gdzieś w okolice kości policzkowej.


- Nie jest z tobą tak źle - zapewniła, wyaźnie jednak będąc myślami gdzieś indziej. Oparła się nieco mocniej o niego, obejmując dłońmi jego ręce i pozwalając sobie na chwilę wyraźnej słabości, czerpiąc siłę z jego uścisku.
- Dobrze więc, zrobię to - zdecydowała w końcu, odwracając głowę tak daleko do tyłu jak była w stanie, wystarczająco jednak by połączyć swoje usta z jego, w lekkim pocałunku. Zaraz też urwała to połączenie, wychylając się nieco do przodu i sięgając dłonią do butów. - Gdyby coś poszło nie tak… - rzuciła, wyciągając nóż i mu go podając. - Nie wahaj się, celuj w lewy bok, między żebra lub w kark, jeżeli zdołasz.


Odczekała, aż uwolni ją z objęć i weźmie od niej ostrze, po czym odsunęła się od niego i przeszła na drugą stronę ogniska.
- Pamiętaj - uśmiechnęła się do niego wesoło - zabij mnie jeżeli zaatakuję.
Uniosła głowę by spojrzeć w niebo. Dave mógł usłyszeć jak bierze głęboki wdech. Jej serce biło nawet szybciej niż wcześniej. Przymknęła oczy, wypuszczając powoli powietrze.
- Mam nadzieję, że metoda którą stosuję przy okazji tych moich czarów wystarczy - mruknęła, biorąc kolejny oddech.
Nic się jednak nie działo. Sekundy mijały, a ona stała wciąż w ludzkiej postaci, chociaż bez wątpienia powoli się uspokajała. Oddechy były wolniejsze, płytsze. Serce nie waliło już młotem, zdobyła się nawet na uśmiech i otwarcie oczu. Dwóch, lśniących złotem punktów.
- O cholera - zaklęła, jednak jej głos nie brzmiał jak jej własny. Było w nim wyraźnie słychać nowe nuty, głębokie, chrapliwe, niemalże zwierzęce. Zaraz też jej sylwetka zamigotała, jednak nie tak jak w przypadku Dan’a. Nie, proces był wolniejszy. Nogi i ręce zaczęły się kurczyć. Twarz wydłużać i oblekać w futro. Włosy skracać, uszy wydłużać. Tułów dopasował się do tych zmian, a ubranie zatraciło swą formę przeobrażając się w sierść.




 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić

Ostatnio edytowane przez Pipboy79 : 01-11-2016 o 00:36.
Pipboy79 jest offline  
Stary 01-11-2016, 00:43   #75
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Dawid "Dave" Nowakowski - optymistyczny Europolak



Po mniej więcej minucie, w miejscu gdzie stała Summer, znalazło się zwierzę. Duży, znacznie większy niż normalny, biały wilk. Jedyną oznaką, że to naprawdę była kolorowłosa dziewczyna, była sierść na pysku i łbie.









Tak jak włosy Summer, była wielokolorowa, niczym pastelowa tęcza. Wilczyca trzęsła się, sprawiając wrażenie zbyt słabej by móc utrzymać się na własnych, wyglądających całkiem potężnie, łapach. Mimo tego zrobiła pierwszy, chwiejny krok w stronę człowieka.
~ Dave ~ jego własne imię rozbrzmiało w jego umyśle. Niosło ze sobą niepewność, strach i niepokój. Wilczyca zrobiła kolejny krok, nie wykazując przy tym szczególnej niechęci do ognia, która jak nic powinna się pojawić, gdyby to było zwyczajne zwierzę. Jej spojrzenie tkwiło uparcie w jego oczach. Zadziwiająco ludzkie, mimo iż zdecydowanie odmiennego koloru niż błękitne oczy kobiety.


- Hej, hej, hej, spokojnie! Będzie git, zobaczysz. - musiał przyznać, że jednak obawiał się tego co się właśnie stało. Przed chwilą przed nim stała na leśnej trawie bosa kobieta w długiej spódnicy. A teraz miał przed sobą wielkiego wilka. Zmieniła się! Naprawdę się zmieniła! Byli wilkołakami! Autentycznymi wilkołakami! Więc trochę go to ruszyło. Stał trzymając jej nóż w opuszczonej dłoni. Nie chciał go używać. Nawet jakby zaatakowała. Wierzył, że nie zrobi tego. A jeśli nawet to… No jakoś się wywinie. Jakoś to będzie. Nie chciał jej dźgać. A co dopiero zabijać. Choć w obronie własnego życia nie miał pojęcia co by zrobił. I tego tak naprawdę się bał w tej chwili. Samego siebie i własnych reakcji.


Stupor i niepewność minęły gdy usłyszał jej głos w swojej głowie. To też było zaskakujące. Nie spodziewał się tego. Nawet nie pomyślał jak się właściwie takie wilki komunikują. A teraz już wiedział. Jednak jej głos zmusił go do działania. Zwłaszcza emocje które słyszał w jej głosie przemawiały do niego bardziej niż słowa. Zrobił więc krok do przodu pochylając się i następny gdzie właściwie już skończył klęcząc na ziemi. Przełożył nóż do lewej dłoni a prawą wyciągnął powoli w jej stronę. Tak jak psu czy kotu daje się dłoń do sprawdzenia niuchem by się oswoiło z człowiekiem.


- Słyszę cię. Spokojnie. Nie bój się. Widzę cię. Jesteś wilkiem. Wszystko poszło ok. Udało ci się. Chodź do mnie. - mówił chyba łagodnie choć też czuł napięcie i sprzeczne emocje. Ale stłamsił je i skupił się na niej. By jej pomóc. Machnął dłonią w przyzywającym geście. Wolał by sama zrobiła ostatni krok by jej nie spłoszyć czy co. By zrobiła to po swojemu. - Chodź do mnie partnerze. - zachęcił ją zdołał wreszcie nawet się jakby uśmiechnąć. Choć raczej dość nerwowo. Też był zdenerwowany. Przyzwał ją jednak zachęcającym kiwnięciem dłoni. I czekał co się stanie.


Summer z pewnym wahaniem postąpiła kolejny krok do przodu, pochylając łeb by zbliżyć nos do jego ręki. W tej pozycji, gdy znajdował się na czworakach, był od niej mniejszy rozmiarami. Wilczyca, która przed nim stała była naprawdę duża, wręcz przerażająco potężna, a jednak w tej chwili wydawała się być kruchą i słabą, gdy drżała niczym liść osiki.
~ Słyszysz? - zapytała z niedowierzaniem. ~ Jestem wilkiem… - odwróciła łeb i zaczęła się sobie przyglądać. Machnęła ogonem, uniosła prawą łapę, a następnie lewą. W tych gestach było coś zdecydowanie ludzkiego, gdy tak obserwowała opuszki, wysuwała pazury i ponownie je chowała. W końcu usiadła i… wyszczerzyła kły, w czymś, co mogło ujść za uśmiech.
~ Jestem wilkiem - powtórzyła z jakąś dziwną radością, która promieniowała z tych słów. Przekręciła łeb na bok, przyglądając się mu z zainteresowaniem lśniacym w złotych oczach. ~ Pachniesz smakowicie, wiesz?


- Wiesz? Ta forma i tak przysparza ci kilogramów. Musisz chyba pomyśleć o jakiejś deicie czy co. - powiedział wiedząc, że wspomnienie o sylwetce i kilogramach jest w stanie podziałać trzeźwiąco na bardzo wiele kobiet. I właściwie mówił prawdę. Wilczyca wyglądała przynajmniej na oko na wiele kilogramów więcej od człowieka którym była przed chwilą. Pokiwał poważnie głową i wyciągnął ręce by ją pogłaskać i poczochrać po głowie. Nóż wbił w trawę by mieć wolne ręce. Ale teraz z bliska wydawała się duża. Naprawdę duża. Dużo większa niż wilki z ich świata choć poza tym jednak chyba się jakoś nie różniła. Poza tą plamą różnokolorowej sierści na głowie jaka została po transformacji jej kolorowych włosów.


- I nie lepiej od początku skup się na tym jaki jestem fajny i przystojny a nie smakowity. Bo to może niebezpiecznie ewoluować. Dla nas obojga. Partnerze. - rzekł czochrając ją po grzywie za łbem tak jak chyba lubiła spora ilość psów jakie znał. Czy lubiły to wilki to nie wiedział bo w sumie to był jego pierwszy tak bliski kontakt z jakimkolwiek wilkiem. Zastanawiał się jednak przy okazji co by zaradzić na ten problem co by się ludzie z jedzeniem nie kojarzyli. W sumie było parę opcji. Choć na dłuższą metę mogło się zrobić to naprawdę uciążliwe. Ale liczył, że może mówiła o pierwszych wrażeniach a nie o czymś tak na serio poważnym.


- I tak, słyszę cię w mojej głowie. To chyba jakaś telepatia czy co. - ruchy dłoni stały się nieco wolniejsze a twarz mu się zamyśliła gdy główkował nad tym. - Może być. Jeśli nie jesteś jakoś wyjątkowa pod tym względem to może wilki tak mają. Dlatego cię słyszę. Czyli by wychodziło, że ja też jestem wilkiem. - pokiwał głową. Sam nie wiedział co to zmienia ale jednak czuł, że sporo. Dotąd mimo wszystko mieli pośrednie dowody plus własną konsternację nowymi możliwościami jakie otrzymali w tym świecie. Teraz właśnie targał grzywę bezpośredniego dowodu, że naprawdę są wilkołakami. A to, że mogli mentalnie rozmawiać jakoś dobitnie potwierdzało mu, że on też jest skazany na ten los. Czeka go to prędzej czy później. Jakoś go już to nie przerażało tak jak na początku. Chyba prawda z tym, że człowiek może się przyzwyczaić chyba do wszystkiego. No ale jakoś poruszyło to coś w głębi jego duszy choć sam nie umiał tego w tej chwili sprecyzować i nazwać.


Wilczyca poderwała łeb i chwyciła zębami za jego rękę, którą ją czochrał. Nie był to bolesny uścisk, ani nawet mocny. Wręcz przeciwnie, była delikatna.
~ Jestem wilkiem, a nie kundlem - prychnęła oburzona i to bynajmniej nie tym, że wspomniał o jej obecnej wadze. ~ Nie mam też ochoty cię schrupać. To coś innego, jakiś nowy zapach. Przyjemny zapach - dodała, przymrużając ślepia i węsząc. Zaraz też puściła jego rękę i zbliżyła się o kolejny krok. Jej nos znalazł się przy szyi Dawida, badając ową nową woń, o której mówiła, a której on wcale nie wyczuwał.
~ Ciężko się mu oprzeć - dodała, przesuwając językiem po jego skórze. ~ To takie dziwne wrażenie - kontynuowała, opuszczając łeb i łasząc się do niego.


- Ciekawe rzeczy opowiadasz. - odparł gdy minęło zaskoczenie tym chwytem szczękami przy których jego ramię wydawało się jakieś takie dziwnie wątłe i gdy mówiła mu o swoich wrażeniach. No to, że bada nosem jego szyję na której czuł jej wilgotny nos czyli prawie tak samo jak jej szczęki jakoś nie nastrajało do zachowania spokoju. Postanowił jednak jej zaufać i pozwolić jej na to. Poza tym zachowanie spokoju ich obojga mogło im obojgu pomóc. - Dziwne wrażenie związane z jedzeniem? A coś możesz spróbować to jakoś doprecyzować? Bo ja jakoś nic nowego nie czuję. - spytał jej czekając na rozwój wypadków.


Potrząsnęła łbem. ~ Nie, nie z jedzeniem - wyprowadziła go z błędu. ~ To… Dziwne… - znowu zaczęła węszyć, popychając go swoim ciałem i niemal przewracając. ~ Nie mam ochoty cię zjeść. Mam ochotę…
Nagle warknęła i odskoczyła na bok. Jej pysk znalazł się w trawie. Summer tarła nim wytrwale, dokładając do tego łapy, tak iż wydawać się mogło, że chce zedrzeć sierść lub coś, co na niej osiadło. Warczała przy tym stale i wyraźnie w warczeniu tym brzmiał gniew.


Sytuacja zmieniła się o to dość zaskakująco. Summer w swojej wilczej postaci nagle odskoczyła i niejako przy okazji pokazała mu jak silna jest ta wilcza forma gdy takim “nie chcącym” ruchem prawie go przewróciła. Zachwiał się jednak ale odzyskał równowagę i w pierwszej chwili patrzył zaskoczony na to co wilczyca wyczynia. A wyglądało jakby jej coś na nos wskoczyło i chciała się tego pozbyć. Jak nagle nie oblazły go pchły czy mrówki to właściwie nie wiedział co się dzieje a więc co właściwie powinien teraz zrobić. Wierzgający nasterydowany wilk jakoś nie był czymś do czego miało się ochotę podchodzić. No ale przecież byli partnerami. No i trochę jej ostatnie słowa w połączeniu z jej obecnym zachowaniem zaintrygowały go.


- Nie mów, że nadwrażliwość na zapachy ma jakieś jednak wady. - uśmiechnął się w końcu i rozejrzał się dookoła po ich nocnym, leśnym obozowisku. ~ Nic tu nie ma! ~ przemkło mu przez myśl gdy przeskanował obóz pod tym względem. W końcu w oko wpadła mu jedynie serwetka jakiej używali po kolacji z zająca. Złapał ją. Chyba powinna się nadać. - Summer! - krzyknął do niej by zwrócić jej uwagę. - Nie wierzgaj! Pomogę ci! Ale choć na chwilę nie wierzgaj! - powtórzył tym samym mocnym głosem stając przed nią uzbrojony w serwetkę. Miał zamiar zetrzeć czy co tą serwetką z jej pyska no ale musiała przestać wierzgać. Nie miał zamiaru się z nią siłować bo i tak pewnie w tej formie to ona była od niego silniejsza. Liczył że się postara i zaufa mu tak samo jak on jej przed chwilą.


~ Nie… Podchodź - wysapała, cofając się byle dalej od niego. ~ To ty i ten twój nowy zapach. Nie wiem co to jest ale ani myślę temu ulegać. - Warknęła groźnie, szczerząc kły. Zaraz jednak potrząsnęła łbem i zaczęła oblizywać nos. Z jej gardła wydobyło się skiałczenie.


~ To niesprawiedliwe… Wredne… Tragiczne… Nie mam zamiaru się na to godzić. Głupie instynkty.
Jęczała mu w głowie w najlepsze aż w końcu umilkła, uniosła pysk i zawyła głośno, kierując swoją skargę, dla odmiany, do księżyca.
~ Nie łapiesz, co? - warknęła. ~ Jesteś cholernym alfą… ALFĄ!!! A to coś, co robi ze mnie wilka uznaje cię za mojego alfę… MOJEGO!! Znowu zaczęła warczeć i cofać się.


- Eee… Aha… - zatrzymał się wciąż nieco zdezorientowany całą sytuacją i jej kolejnymi rewelacjami. No nie, tego się też nie spodziewał. Niby coś tam o tym rozmawiali, coś tam wiedział z filmów przyrodniczych ale jednak gdy sam stał się tego świadkiem i uczestnikiem no to był w kropce. Niezbyt wiedział co teraz zrobić czy choćby powiedzieć. Stanął więc i nie ruszał się jakoś specjalnie główkując co teraz dalej robić.


- No tak, alfa… - powtórzył w końcu jej słowa nieco zasępionym głosem. Uznawała go za alfę. A przynajmniej jej wilcza część. I to pomimo, że był w ludzkiej formie. Choć nie wiedział czy to coś zmienia. - Summer. Jesteśmy wilkami. Nie sądze byśmy mogli coś na to poradzić. Tak samo jak na to, że tu jesteśmy. - rozłożył ramiona i klepnął sie nimi po bokach ud przy powracającym ruchu w geście bezradności. No to jego wina? Jej? Tak tu było. Pewnie miało coś wspólnego z tym gadaniem o hierarchii co wspominała i Tamina i Dan i reszta. Choć jednak sprawiało mu to jakąś cichą satysfakcję i napawało samczą dumą to co mu mówiła. Nie ruszając się z miejsca ukleknął z powrotem na trawę. - Chodź Summer. Tkwimy w tym razem. Nie uciekniemy od tego. Możemy spróbować sie dostosować i pogłówkować jak zachować samych siebie. No chodź partnerze. - powiedział do niej na ile dał radę na spokojnie. Nie było sensu się z nią ganiać bo nawet zwykły wilk był od niego szybszy. A nie mówiąc taki megawilk w jakie zmieniali się ona i Dan. Poza tym chciał dać jej czas i możliwość przetrawienia jego słów i tej całej w sumie jednak dziwnej dla nich sytuacji.


Summer cofnęła się jeszcze o parę kroków, nim zamarła by w tej pozycji wysłuchać jego słów. Skiałknęła jeszcze raz i drugi rzucając łbem i drapiąc trawę. ~ Nie chcę być zmuszona ulegać twoim rozkazom - jęknęła mu w głowie, jednak już nieco spokojniej. ~ Nie nadaję się do tego.


Niechętnie i bardzo powoli zaczęła się zbliżać, powarkując jeszcze i szczerząc kły. Bez wątpienia to nowe odkrycie nie było jej na rękę. Sprawiała wrażenie, jakby walczyła sama ze sobą o każdy kolejny krok.
~ Przepraszam, że na ciebie warczałam - powiedziała w końcu, przystając przed nim i pochylając łeb. ~ To mnie trochę zaskoczyło. Wiedziałam, że będzie musiał pojawić się w tej grupie jakiś alfa ale nie sądziłam, że tak od razu… I ten zapach…


Znowu warknęła, kręcąc łbem, który zaraz uniosła nieco wyżej by spojrzeć mu w oczy. Była w nich bezradność ale i spora doza uporu.
~ Jeżeli ty jesteś alfą, to ja samicą alfa. Nie ma mowy żebym zajęła niższe stanowisko w tej sforze, Dave. Nawet gdy sobie znajdziesz kolejne, zrozumiano?


- Noo… Mnie to też zaskoczyło. - kiwnął głową na jej słowa. Bo zaskoczyło. Nie dziwił się, że ja też. Właściwie to niezbyt czuł się komfortowo widząc i słysząc jej skrępowanie. Nie dziwił się bo w sumie też by budziło jego opór. Było sprzeczne z wartościami w jakie wierzył. - Spoko. Jesteśmy partnerami nie? - uśmiechnął się do niej już szczerzej i szerzej i potargał ją za uchem. - Dobra a teraz powiedz mi jak to zrobiłaś? Jak się przemieniłaś? Jak to uruchomić? Bo skoro ty możesz to ja pewnie też. Nawet jak nie dzisiaj przez ten eliksir to pewnie wkrótce jeśli nie będę go więcej pił. Też mnie to czeka. - spytał ją poważniejąc i czekając na odpowiedź. Jej się udało. Ale był w stosunku do niej trochę “do tyłu” przez ten eliksir. Nie miał żadnej mocy jak ona z tymi insektami no i w ogóle ten eliksir Taminy działał włascwie całkiem dobrze wytłumiając jego wilczą naturę. Ale raczej czasowo a nie na stałe. Chciał więc spróbować się przemienić jakby na przekór wszystkiemu i wszystkim. By złamać bariery i narzuconą mu rolę o którą się nie prosił a od ostatniego wieczora wręcz usilnie chciał uniknąć. Nawet jakby się teraz nie udało to spórbuje jutro. Albo pojutrze. I w końcu sie uda. Musi. Bo jest wilkołakiem tak samo jak Summer. Wszyscy wokół to czuli. Ba! Ona nawet wyczuwała w nim alfę. Nie mogłaby gdyby nie był wilkiem. A skoro był to chciał spróbować się przemienić. Poznać świat z obcej na razie dla siebie perspektywy.


W odpowiedzi na jego słowa wyszczerzyła kły w wilczej formie uśmiechu.
~ To mniej więcej tak jak z tą moją magią - wyjaśniła, przysiadając na tylnych łapach. ~ Trzeba się skupić na tym czymś w sobie. Znaleźć tego wilka. Brzmi szalenie, ale inaczej tego opisać nie umiem. To jak szukanie kogoś innego w sobie… Chyba można porównać z medytacją o ile się na tym znasz. No i musisz się chcieć przemienić. Ja chciałam, bardzo. Podziałało - dodała, ponownie szczerząc kły. ~ Idź za instynktem. Ja wiem że ten eliksir wszystko przytępił ale chyba nie aż tak żebyś nie mógł tego zrobić. No wiesz, raczej nie brali pod uwagę, że będziemy chcieli się przemienić, co nie? Od samego początku wszyscy nawijają tylko o cofnięciu przemiany i powrocie do domu. Spróbuj - zachęciła go, przechylając się w jego stronę i liżąc go po dłoni, zapewne dla dodania odwagi i otuchy. ~ Partnerze.


~ Medytacja? Nie no, dziewczyno, czy ja ci wyglądam na faceta który ćwiczy medytację? ~ jęknął w duchu nieco unosząc brew słysząc jej receptę na przemianę. Coś tak z opisu nie zapowiadało się na lekkie i bezproblemowe. Podrapał się nieco z zakłopotaniem po głowie. - No tak, chyba tak. Pewnie masz rację. - odparł wciąż dość niepewnie. Wahał się chwilę ale w końcu nieśpiesznie wstał na obie nogi. ~ No i co dalej? ~ zastanawiał się dobrą chwilę. Jak miał “podążyć za instynktem” czy “odkryć w sobie wilka”. Rozglądał się niewidzącym wzrokiem po otoczeniu. Ognisko. Szałas. Kości zająca. Trawa. Krzaki. Pnie drzew. Prześwitujące niebo nad koronami drzew. Ledwo trochę od nich jaśniejsze. No las. A wilk? Zastanawiał się jak ma rozpoznać tego wilka. Znaczy w sobie. Wilk kojarzył mu się z czymś dzikim. Z wolnością. Syberią. Długimi marszobiegami. No i polowaniem. Dzikością. Pewnie ten wilk to te wszystkie nowe zmysły i bodźce jakie odbierał. Te których nie miał wcześniej. Skoncentrował się na nich. Na zapachach które odczuwał choć jako człowiek nie powinien. Na dźwiękach które słyszał a były zbyt ciche lub odległe dla ludzkiego zmysłu. Czuł jednak dezorientację i niepweność. Nie miał w ogóle pomysłu czego się chwycić czy skoncentrować na tych poszukiwaniach. Umysł błądził mu niezdecydowany po zakamarkach płynących z doskonalszych niż kiedykolwiek wcześniej bodźcach. Tak samo po własnej pamięci gdy szukał wilczych charakterystyk i skojarzeń. I nagle znalazł. Obława!




https://www.youtube.com/watch?v=QlJsV4mw8-E




Tak! To było to! Nie znał chyba czegoś bardziej wilczego. Bardziej wolnego. Bardziej polskiego. Złorzeczącego narzuconej woli, roli, skupionego na przetrwaniu i walce bez względu na beznadziejną sytuację. Tak, to było to. Umysł wypełnił mu się słowami chyba najsławniejszego polskiego barda. Szarpanymi strunami gitary w tym energicznej, szalonej wręcz melodii. Tak! To było to! Nie miał zamiaru być jakimś skundlonym psem na postronku jak reszta! Miał zamiar pójść własną drogą! Na przekór im wszystkim i tego co na nich przygotowano. Włożono w odpowiednią szufladkę i przeznaczono na odpowiedni puzzel w układance. Nie! Ni chuja! I właśnie będzie z tym walczył tu i teraz! Pokaże im wszystkim przemieniając się wbrew ich sztuczkom! Jest do cholery wilkiem! Wilkiem alfa! Sam ustalał własne zasady i szlaki! Melodia i słowa napędziły go adrenaliną, testosteronem, agresją i wolą walki zlaną w jedno z wola przetrwania. Zupełnie jakby miał tuż przed sobą wroga i miał zaraz rzucić się na niego. Zaatakować. Zatłuc. Rozszarpać. Zagryźć. Poczuć jego krew na swoich zębach! Rozpruć mu gardło wyrywając tchawicę! Zabić i pożreć!


Nic się nie działo. Summer spoglądała na niego swymi złotymi oczami z wyraźnym wyczekiwaniem, które niemal z niej promieniowało. Mijały jednak sekundy, a po nich minuty i nic się nie działo. Agresja jednak narastała. W końcu nie brak jej było pożywki. Dzień, który przeminął nie był najspokojniejszym dniem w jego życiu. Tyle się wydarzyło, tyle niespodzianek, zwrotów akcji, tajemnic i kłamstw. Ogień zapłonął w nim silny, podjudzany każda kolejną myślą.


Nagle Summer wydała z siebie cichy skowyt i cofnęła się. Jej pysk opadł nisko, a ogon znalazł się pod brzuchem. Wyszczerzyła też kły, bynajmniej nie po to by się uśmiechnąć, a by ostrzec. Dave jednak nie miał czasu zastanawiać się nad jej zachowaniem. Ogień bowiem, który w sobie wzbudził, zaczął mu sprawiać ból. Bolały go kości, mięśnie, ścięgna, skóra… Ba! Bolały go nawet włosy. Zupełnie jakby jakiś sadysta zaczął się wyżywać na jego ciele. Trwało to do momentu, w którym było tego za wiele. Czerń zalała jego oczy, a on sam odpłynął w nią, zanurzając się całkiem i pozwalając jej zabrać ze sobą ten ból.


Budził się powoli. Pierwsze pojawiły się zapachy i było ich dużo. Trawa, ziemia, popiół, wiatr. Wszystko miało swój własny zapach, który teraz wnikał w jego nozdrza, powodując chaos. Gdy zaś otworzył oczy, uderzyły go obrazy. Każdy kontur, każdego źdźbła trawy był tak bardzo wyraźny. Tak samo jak każdy włosek na pysku białej wilczycy, który tkwił tuż przy nim. Jej język zamarł w połowie drogi do jego twarzy.
~ Ocknąłeś się - westchnęła z ulgą. ~ Bałam się, że zostaniesz w tym stanie całą noc. Jak się czujesz?


Pytanie było całkiem dobre. Nic go nie bolało, to było pewne. Wręcz przeciwnie, czuł się jak nowo narodzony. Był w pełni sił i czuł wyraźnie tą siłę. Jego serce biło miarowo, chociaż powoli przyspieszało. Jej tak samo i mógł stwierdzić bardzo dokładnie, że powodem szybkich uderzeń jej serca, był niepokój o niego. Nagle, zupełnie jakby iskra przeskoczyła między nimi, ujrzał przed oczami obraz.









Poczuł też uczucia, które nie były jego. Niepokój, troskę, strach, ale i oddanie. Zarówno one, jak i obraz zniknęły równie nagle jak się pojawiły.
~ Dave? - Summer odezwała się ponownie, dotykając ostrożnie jego nosa. Nosa, który zdawał się być ciut dalej od jego twarzy, niż do tego przywykł.








Wilki







~ Jestem. Słyszę cię. Jest git. - odparł w końcu gdy doszedł do siebie. Czuł się silny. Jak nigdy dotąd. Ale też zdezorientowany. Też jak nigdy dotąd. Nawet nowa perspektywa silniejszych bodźców jakie odczuwał przed wypiciem eliksiru nie mogła się z tym równać. No i ten “wstrzelony” w jego umysł obraz wraz z jej emocjami też go zaskoczył. I samym faktem i tym co oznaczał. Bała się o niego. Czyli lubiła go choć trochę. A jednak wciąż odczuwał tą agresywną energię która jakoś skatalizowała jego przemianę. A jednak był sobą. Wbrew wcześniejszym obawom był sobą. Wiedział kim jest i gdzie jest. Wciąż pobrzmiewała mu gdzieś pod czaszką melodia polskiego barda. Znał swoje imię i swoją przeszłość. Nawet swoje plany na najbliższą przyszłość. No i ona. Ją też znał i rozpoznawał. Byli wilkami. Oboje. I to w tej chwili tak jak najbardziej dosłownie wilkami - wilkami. Udało się. Udało im się. Udało się! Więc wszystko im się może udać! Wbrew wszystkiemu dadzą radę! Przytłumiona nieco przemianą agresja przekształciła się w euforię radości znajdując wreszcie ujście. Wzniósł pysk do nieba i zawył. Długo, przeciągle, agresywnie oznajmiając światu swoje przybycie. Znacząc wyciem teren. Na pohybel im wszystkim którzy stanęli lub będą mieli stanąć im na drodze. W tej chwili czuł się niepokonany. Niepowstrzymany. Jakby mógł swoja wolą i szczękami przełamać każdą przeszkodę i pokonać każdego wroga. Przepełniała go energia która musiała znaleźć swoje ujście.


~ Summer. Ścigamy się! - spojrzał na nią szczerząc się wilczo gdy opuścił już swój łeb po skończonym wyciu. Chciał sprawdzić swoje nowe ciało. Ale tak jak lubił, w akcji, w ruchu, w biegu. Musieli poznać swoje nowe możlwiości. Wokół był las pogrążony w nocnym życiu. Ale teraz ani las ani ciemność im nie przeszkadzała. Wręcz przeciwnie byli przecież parą drapieżników dostosowanych idealnie do takiego środowiska. Chciał poczuć pęd, i swoją moc. Wyładować nadmiar energii. Sprawdzić się. I ją. Poznać. Zbadać. A bieg przed siebie był do tego idealny. Bieg przez las gdzie było tyle ciekawych miejsc i zapachów. Cały nowy świat do odkrycia. Nowe ciała do zbadania.


Roześmiała się, chociaż dźwięk ów zabrzmiał jedynie w jego umyśle. Odsunęła się i stanęła wyczekująco. Jej sylwetka odcinała się wyraźnie na tle rozgwieżdżonego nieba, niemal lśniła, chociaż mogło to być tylko złudzenie.
Odczekała, aż wstanie, a gdy to uczynił przez chwilę podziwiała jego sylwetkę. Jakby na to nie spojrzeć prezentowali się razem nad wyraz okazale.









Ona biała niczym śnieg, a on czarny jak noc. Oboje silni, potężni i napędzali nowo poznanymi bodźcami. Należało przy tym nadmienić, że ona jakby nieco lepiej radziła sobie z owymi atakującymi ich wrażeniami. Być może dlatego, ze doświadczała ich w pełni ciut dłużej, a może z innego powodu. Dla niego z kolei każdy trzepot skrzydeł, każdy szmer miał własne znaczenie. Nawet bicie serc znajdujących się w pobliżu zwierząt, docierało do niego równie wyraźnie co jego własne.


~ No to się ścigajmy - rzuciła i nie czekając na niego ruszyła przodem. Biała smuga, której nie mógł zgubić nawet gdyby chciał. Tkwiła w jego umyśle. Wiedział w którym kierunku biegnie, wiedział jak się czuła, wiedział że jest bezpieczna. Czy wiedziałby gdyby jej coś groziło? To musiał dopiero sprawdzić, teraz jednak liczył się wyścig.


Las nocą miał w sobie coś magicznego bez względu na to, w którym świecie się znajdował.





Granatowe niebo nad ich głowami poznaczone było srebrnymi punktami gwiazd. Księżyc skrył się za chmurami, tylko od czasu do czasu wyzierając z owego ukrycia by spojrzeć na dwa cienie mknące po poszyciu. Zwierzęta, które właśnie o tej porze wychodziły ze swych kryjówek, przystawały przestraszone, gotowe czmychnąć w każdej chwili. Ich strach docierał do Dawida bardzo wyraźnie, niemal prosząc go by rzucił się w pogoń za zwierzyną inną niż jego partnerka. Ludzki umysł trzymał go jednak w szachu, a może była to chęć dogonienia Summer? Ta zaś mknęła przed siebie niemal nie dotykając ziemi. Trzeba było przyznać, że była szybka i zwinna. Drapieżnik doskonały, któremu nic nie mogło umknąć spod kłów i pazurów. On sam także nie mógł narzekać, chociaż już po pierwszych minutach widać było wyraźnie, że to nie szybkość miała być jego główną cechą. Nie był powolny, co to to nie, jednak wygrać z samicą nie miał szans. Co zatem miało być jego atutem? Siła? Wytrzymałość? Jedno i drugie? Skoro mieli się uzupełniać to miałoby to jakiś sens. cóż, musiał się o tym sam przekonać. Summer przystanęła dopiero gdy dotarła do zakola rzeki.









Ciężko dysząc stanęła nad jej brzegiem i pochyliła pysk by ugasić pragnienie.
Czarny wilk dopadł do strumienia nieco za białym. Wpatrywał się nieco chyżo na chłepczącego wodę drugiego wilka. Też mu się chciało pić no ale jednak musiał przełknąć pierwszy mały prztyczek w nos. Może głupie, może zaślepiła go euforia ale jakoś był pewny, że wygra. Że ją dogoni i prześcignie. Prychnął więc trochę zirytowany na to wszystko stanął obok wilczycy i bodźknął ją nieco bokiem też zanurzając pysk i gasząc pragnienie.


Mimo wszystko było wspaniale! Nowe ciało sprawdzało się świetnie! Było jakby wręcz zaprojektowane do takiego świata i życia jakie ich w tej chwili otaczało. Czuł strach i obawę innych zwierząt. Drobniejszych i słabszych. Zwierzyny. Posiłku. Łupu. Celu do dogonienia i rozszarpania. Teraz wydawało mu się, że wie o czym mówiła kolorowłosa dziewczyna wtedy przy jeszcze nie rozpalonym ognisku jak mówiła o tym zającu. Wtedy musiał uwierzyć jej na słowo. Może trafiało to do logiki jego umysłu ale zostawało raczej w sferze abstrakcyjnych pojęć. Mógł o tym dywagować równie dobrze jak o istnieniu pozaziemskich cywilizacji czy zatopieniu Atlantydy. Albo jakoś tak podobnie. Ale nie teraz. Teraz też to czuł i czuł w sobie łowcę. Zew każący rzucić mu się w pogoń za zwierzyną, ścigać ją, czuć jej strach, sycić się tym aż w końcu dopaść ją rozszarpując jej szyję czy kark i sycić się krwią i mięsem. Surowym, gorącym mięsem tak jak wtedy mu o tym mówiła.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline  
Stary 01-11-2016, 00:45   #76
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Dawid "Dave" Nowakowski - optymistyczny Europolak



Ugasił pragnienie i spojrzał po swojej nowej domenie. Zastanawiał się co dalej. Swoją prędkość i nowe możliwości już nieco poznali. Były dość oszałamiające. Zwłaszcza skala nowych bodźców. Nie był do nich nawykły. Póki pędzili i zmieniały się one błyskawicznie jakoś to szło. Teraz jednak gdy byli w miejscu a umysł nie koncentrował się na niczym szczególnym to te nowe, doskonałe zmysły dostarczały mu masę informacji do których dotąd nie był przyzwyczajony. Trochę go to oszałamiało.


~ Płyniemy. - odrzekł w końcu w jej umyśle. Chciał być w ruchu, poznać swoją siłę. Poza tym chciał wreszcie z nią wygrać. Może była szybsza. Ale pływanie wymagało nieco innego rodzaju wysiłku. Miał nadzieję, że pokona ją na tym polu gdzie sama szybkość nie była najważniejsza. Teraz on wskoczył do rzeki pierwszy rozbryzgując z niekłamaną radością wodę by zacząć ten pływacki wyścig.









Summer nie kazała na siebie długo czekać. Widać chęć rywalizacji była w niej równie silna, jak u niego. Rzeka sama w sobie, do takich wyścigów była idealna. Płytka na brzegach, dość szybko pogłębiała swe koryto. Jej nurt nie był szczególnie wartki, jednak wystarczająco by dodać nieco trudności tym zmaganiom. Trudności, z którymi Summer radziła sobie znacznie gorzej od niego. Dość szybko też została znacznie w tyle.
Dave z kolei nie miał żadnych problemów. Jego łapy rytmicznie przeszywały wodę, a ciało sunęło po jej powierzchni, jakby właśnie do tego zostało stworzone. Czuł sprzeciw nurtu, który próbował go zepchnąć z kursu, a który nie miał szans z siła wilkołaczego ciała. Może gdyby był zwykłym wilkiem, jednak bez wątpienia nie był nim.
Drugi brzeg, mimo iż na początku sprawiał wrażenie znacznie oddalonego, przywitał go w zaskakująco szybkim czasie. Wraz z nim pojawiły się nowe zapachy. Plaża, na której postawił swoje łapy, nosiła liczne ślady bytności mieszkańców lasu. Jelenie, lisy, dziki, nawet parę wilków. Był w stanie określić kiedy zostawili te ślady, ilu ich było, a nawet czy były to jednostki młode czy stare. Zupełnie jakby był w tym miejscu, w chwili ich przybycia.
Owe obserwacje przerwało mu pojawienie się Summer, która zaraz, gdy tylko opuściła rzekę, padła na piach oddychając ciężko.


Wyszedł z wody i rozchlapał wokół wodę zalegającą w jego smolistej sierści. Wokół było tyle fascynujących zapachów! Cały nowy czekający na zbadanie świat! Euforia nadal nie chciała go opuścić. Aż rwało go by popędzić to co zostawiło dany trop zapachowy. Nie był to jakiś nic nie znaczący zapach tylko sygnatura tak czytelna jakby miał projekcję stworzenia jakie je zostawiło przed swoimi oczami. Co wybrać? Zająca by go chapnąć na jeden gryz? Jelenia by walka i polowanie były wyzwaniem? Dzika by sprawdzić swoją moc w starciu? A może inne wilki? Sprawdzić jak zareagują na nich?


Rozważania przerwało mu pojawienie się na brzegu białej wilczycy. W mroku nocy który teraz kompletnie nie był taki mroczny i tajemniczy widział ją całkiem wyraźnie a panująca noc w ogóle nie maskowała zapachów. Jednak widok ledwo żywej z wysiłku partnerki jakoś go rozczulił choć i sprawił satysfakcję, że ją tak przegonił przez tą wodę i okazał się zwycięzcą. Podszedł do leżącej plackiem i robiącej bokami wilczycy. Instynktownie przystawił swoje nozdrza do jej pyska i zlizał z nich wodę. Potem przejechał jęzorem za jej uszami w zwierzęcym geście sympatii.


~ Żyjesz? Nieźle ci poszło. - nadał na tym ich nowym, telepatycznym łączu. Podobał mu się jej upór. Nawet jak już nie mogła wygrać z nim tego wyścigu pływackiego to nie jęczała i nie marudziła tylko płynęła dalej. A wolę walki doceniał zawsze i u każdego.


~ Nie cierpię pływania - odpowiedziała mu, kłapiąc zębami, próbując go odgonić, chociaż była to bardziej zabawa niż faktyczne próby. Zaraz też obróciła się na grzbiet, trącając go przy tym łapą w bark.
~ Nieźle to poszło tobie - stwierdziła, śmiejąc się, co zabrzmiało nieco jak szczekanie. ~ Wiemy już przynajmniej że to nie ja będę w tej sforze tą silną. I jak ci się podoba bycie wilkiem?
Odwróciła się bardziej, przekręcając na drugi bok i wstając, a następnie otrzepując się przez co Dave został zasypany deszczem złotych drobinek piasku. Nie zwracając na to uwagi, przeciągnęła się, machnęła ogonem, a następnie uniosła pysk w górę i zawyła. Było to wyzwanie rzucone niebu, drzewom i wszystkiemu co żywe. Oznaczało objęcie władania nad terytorium, na którym się znajdowali. Jednocześnie rzucało rękawicę w pyski tym, którzy do tej pory tą władzę sprawowali. Gdy umilkła, odwróciła łeb w jego stronę i zmniejszyła dzielącą ich odległość, kończąc trąceniem go nosem w bok, a następnie wsparciem głowy o jego kark.
~ Ucieknijmy - rzuciła propozycję, pełną tęsknoty za wolnością.


Dołączył wycia przyłączając się do wyzwania. Było zgodne z jego fajterską naturą. Mierzenia się z przeciwnościami, brania ich za rogi a nie chowania czy unikania no i z potykaniem się z oponentami na macie. Musiał wcześniej potrząsnąć nieco łbem i zmrużyć oczy by strząchany przez białą wilczycę piasek zmieszany z kroplami wody nie zasypał mu ich. Też ją trącił bokiem w odpowiedzi na tę zaczepkę i nawet go to jakoś dziwnie rozbawiło.


~ A wiesz? Chyba dałbym radę przywyknąć. Może nawet za bardzo. - uśmiechnął się w myślach do jej myśli bo w obecnej formie grymas wykrzywiania narządu mowy a właściwie warkotu i wycia bardziej kojarzyło mu się ze szczerzeniem zębów nie nie wyglądało zbyt przyjaźnie.


~ Ale uciekać? Jesteśmy wilkami Summer. Drapieżnikami. My nie uciekamy. My polujemy i ścigamy. - obrócił się do niej swoim czarnym łbem i tym razem w jego tonie i postawie dała się słyszeć jakaś złowróżbna nuta. Nie przeciw niej ale przeciw temu z czym mieliby się zmierzyć. ~ Ale biega się w obu wypadkach tak samo. Więc zapolujmy Summer. - teraz dopiero dał się słyszeć znów łagodniejszy ton i cień uśmiechu jaki nie tak rzadko gościł na jego ludzkiej twarzy. Schylił łeb do ziemi i szukał. Zastanawiał się co wybrać na cel ich polowania? Dzik? Te inne wilki? Na pierwszy raz wypadało chyba coś łatwiejszego. Dzik był silny, uparty i waleczny. Tak słyszał czy czytał. Ale był jeden. Drugą alternatywą były te zwykłe wilki. Zgadywał, że doszłoby do konfrontacji przy spotkaniu z nimi. Chyba, że jedna ze stron by ustąpiła podkulając ogony. Uważał, że umiał walczyć lepiej od ulicznej średniej. Ale w ludzkiej formie. A swoje wilcze ciało dopiero poznawał. Ale… Byli w tym świecie. Docelowo i tak szykowali się na konfrontację z Rzeźnikiem. Musieli umieć walczyć zanim do tego dojdzie. Nabrać wprawy w używaniu swoich nowych ciał. Korciło go do odnalezienia i spotkania innych wilków. Po części ze zwykłej ciekawości jak się będą zachowywać i ich odbierać. Nie wiedział co by się stało. Walczyliby? Odpuścili? Nic by się nie stało? Nie miał pojęcia. Ale zgadywał, że może być niebezpiecznie więc zależało jak liczne byłby to trop. I czy był na tyle świeży by liczyć, że ich odnajdą i dogonią w miarę szybko.


Summer parsknęła szczekliwym śmiechem odstępując nieco i unosząc pysk, łapiąc zapachy. ~ Podoba mi się ten pomysł - rzuciła, nie komentując wcześniejszych słów.
Zapachy i ślady były wyraźne, więc nie trudno było określić z iloma osobnikami miało się do czynienia i jak dawno opuściły wodopój. Wilków była piątka, w tym jeden cięższy od pozostałych, co mogło sugerować samca alfę lub ciężarną samicę. Oddalili się nie tak znowu dawno, z pewnością nie na tyle żeby nie można ich było dogonić. Świeższy trop należał do młodej łani, która musiała oddzielić się od stada. Był jeszcze i ten, należący do lisa, całkiem świeży.


Ruszyli jednym ze śladów, tym, który zostawiła wataha wilków. Był on najciekawszy i pozwalał zdobyć więcej informacji niż gonienie za lisem czy łanią. Trop był wyraźny, nawet bardzo wyraźny. Prowadził ich dalej, w głąb lasu. W pewnym momencie wilki przyspieszyły, zmuszając wilkołaki do zwiększenia tempa, jeżeli chcieli je dogonić. Do zapachów, które wdzierały się w ich nozdrza za każdym razem gdy przytykali nosy bliżej ziemi, dołączył strach. Członkowie grupy, którą ścigali, obawiali się ich. Widać to w tym właśnie miejscu zastało ich wycie, które z siebie wydali Summer i Dave. Strach sączył się także z innych śladów, tych które zostawili pozostali mieszkańcy lasu. W przeciwieństwie jednak do wodopoju, tu dołączył do nich także inny zapach. Sądząc po tym, że w jego skład wchodziła woń potu i stali, chodzić tu mogło o istotę rozumną, chociaż Dave nie był w stanie określić jaką. Nie był to człowiek, tego mógł być pewien.


Tropienie owej istoty zostało jednak odłożone. Raz złapany trop musiał być wykorzystany do dotarcia do ofiary i tak też postanowili. W końcu, po nie wiadomo jak długim polowaniu, bowiem czas w trakcie ich biegu zdawał się płynąć własnymi ścieżkami, dotarli do miejsca, w którym zatrzymała się wataha.









Była to formacja skalna łącząca las z brzegiem jeziora. W tle widać było niski wodospad, którego szum słyszeli już od jakiegoś czasu. Wilki, których ścigali, ustawiły się wachlarzem, chroniąc dwie samice. Jedna, co Dave mógł teraz wyczuć bardzo wyraźnie, była w ciąży. Druga zaś była bardzo młoda, już nie szczenię, jednak wciąż nie dorosły wilk. Z grupy wyróżniał się jeden osobnik, większy nieco od pozostałych, jednak w żadnym stopniu nie mogący się równać z wilkołakami. To on stał na przedzie formacji, warcząc groźnie z nisko pochylonym pyskiem. Podobnie zachowywały się pozostałe osobniki, podążając za swym przywódcom który co prawda warczał, ale nie atakował.


Zapach cudzego strachu oszałamiał i wywoływał stan bliski ekstazy. Strach jaki wywoływała wilkołacza czarno - biała para dodawał poczucia pewności siebie, odwagi, siły i potęgi. ~ Znają takich jak my. Znają lepiej niż my się znamy. - przesłał swoje spostrzeżenie gdzieś podczas wilczego truchtu gdzie co jakiś czas przystawiał pysk do ziemi by skorygować trop i sprawdzić czy nie pojawiło się coś nowego. I pojawiło się.


Trop oliwy, wyprawionej skóry i stali. Dość jednoznacznie kojarzył się z człowiekiem i bronią. Z myśliwym. Nocnym myśliwym. Ale to skojarzenie przyszło na myśl Dawidowi po naturalnym skojarzeniu z ich światem. U nich pewnie by tak właśnie było. Ale nie byli u siebie w swoim uniwersum. Od nie wiadomo jak dawna. A nowe zmysły co prawda potwierdzały zapach broni czy narzędzia ale nie człowieka. Przystanął na chwilę nawet zaintrygowany tym odkryciem. Nadal jednak zwyciężył myśliwski pęd i dążenie do konfrontacji z pokrewnymi wilczymi kuzynami. Sam był ciekaw co się stanie jak się spotkają. Więc ruszył ponownie wznawiając tropienie obiecując sobie, że sprawdzą ten dwunogi ślad później.


W końcu dotarli nad rzekę, przybrzeżne skałki i niewielkie stadko wilków. Nie były małe. Raczej normalne chyba. Nie widział w końcu nigdy wcześniej żadnego wilka na własne oczy poza filmami. Ale musiał sam sobie powtarzać, że one są dość naturalnych rozmiarów. To oni są tacy wielcy. Dopiero teraz do niego dotarło jak bardzo. Wcześniej przy tych samych ziemiach, rzekach, trawach, krzakach czy drzewach jakoś nie do końca to do niego docierało. A teraz widział, że po prostu są wielcy i dosłownie patrzą na tamte zwykłe wilki z góry.


Gdy nakontemplował się różnicą wielkości gdy zatrzymali się po złapaniu bezpośredniego kontaktu wzrokowego ze stadkiem wilków zwrócił uwagę na sytuację jako całość. Wilki się ich bały. To już wiedział po zapachu. Teraz jednak doszły także inne zmysły. Widok obnażonych kłów, pochylona gotowa do ataku sylwetka, charczący gardłowy warkot, ustawienie chroniące ciężarną i młodą samicę. Jakoś to wszystko było dla niego nowe. Wyczuwał, że wilki nie są agresywne i obawiają się starcia z nimi. Ale nie dadzą się bez walki przepędzić ani skrzywdzić obydwu samic. Właściwie nie chciał ich krzywdzić. Reszty wilków też nie. Ale postawa ich samca alfa, obnażone kły prowokowały go i były chyba jawnym wyzwaniem. On jednak był wilkołakiem a nie wilkiem. Czworonogiem ale ponoć rozumnym. Obawiającym się jak i jego towarzyska w zatraceniu w zwierzęcej części ich natury. Instynkt podpowiadał mu by wyszarpać gardło z trzewi tamtego drugiego, zmusić go do poddaństwa i uległości. Usłyszeć skomlenie i zobaczyć podkulony ogon. Zwyciężyć. Wygrać. Zdominować. Ale wahał się jeszcze. Na pewno był gotów walczyć gdyby zostali zaatakowani. Ale póki nie byli… Postanowił spróbować czegoś nowego.


~ Spieprzać ciule! - warknął w myślach obierając na cel tego obcego przodownika. Był ciekaw czy ze zwykłymi wilkami ta więź jaką między sobą odkryli z Summer też działa. Warknięciu w myślach towarzyszyło też warknięcie z gardła. Niskie, gulgoczące któremu towarzyszyło obnażenie kłów i zjeżenie sierści na grzbiecie. Postąpił też o krok czy dwa do przodu zatrzymując się o długość ciała przez białą wilczycą.


Summer także obnażyła kły i wydobyła z gardzieli groźny warkot. Wyraźnie jednak trzymała się z tyłu, ubezpieczając bardziej, niż idąc na pierwszą linię. Ich przeciwnik z kolei cofnął się, nie porzucając jednak pozycji wskazującej na jego gotowość do ataku, gdyby większe wilki próbowały zagrozić jego watasze. Potrząsnął łbem, zaparł łapy o skałę i zdawało się, że zaraz ruszy do ataku. Tak się jednak nie stało. Ciche skomlenie ciężarnej samicy stało się sygnałem do odwrotu. Wilczyca wyraźnie nie chciała ryzykować dobra swego potomstwa, przywołując rozsądek alfie, który wszak przede wszystkim powinien dbać o dobro swoich braci. Odpowiedzi na swój przekaz, Dave nie otrzymał, wilki jednak zaczęły się powoli wycofywać. Wpierw samice, ostrożnie okrążając wilkołaki, za nimi samce, a na końcu największy wilk. Z jego ślepi bił bunt przeciwko takiemu wynikowi spotkania. Był jednak starym i doświadczonym osobnikiem, a przynajmniej takie sprawiał wrażenie. Biła od niego aura autorytetu, podważonego nieco przez konieczność ucieczki, wciąż jednak wyraźnego. Pozostali patrzyli na niego z szacunkiem, wierząc, że pod jego przywództwem przeżyją, najedzą się i doczekają kolejnych członków watahy. Walka z silniejszym przeciwnikiem, do tego bezsensowna walka, nie miała sensu. Tak, był to zapewne jego teren, ale lasy były rozległe, w nich zaś pełno zwierzyny. Z kolei pokonanie innej grupy wydawało się być o wiele łatwiejszym wzywaniem niż te dwa stworzenia, które dotarły ich śladem do tego urokliwego miejsca. Odpuścił zatem i jako ostatni czmychnął w las, zostawiając wilkołaki i skałę, samym sobie.
Biała wilczyca postąpiła dwa kroki do przodu, trącając łbem bok czarnego wilka.
~ Całkiem nieźle - pochwaliła go, ruszając dalej, ku wodzie, z nosem nisko przy podłożu. ~ Kiedy masz zamiar wracać? Robi się późno, lub wcześnie, zależy z której strony spojrzeć - dodała, unosząc pysk znad tafli wody i kierując go ku nieco jaśniejszemu niebu na wschodzie.

~ Wracajmy. - powiedział czarny wilk do białej wilczycy i para wilków odwróciła się i specyficznym wilczotruchtem zaczęła powrót do pozostawionego obozowiska.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline  
Stary 01-11-2016, 23:52   #77
 
Grave Witch's Avatar
 
Reputacja: 1 Grave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputację
Nela, Jack, Barbara



No i zobaczyli… Pierwszy drogę w głąb krypty, ujrzał Jack.


Na dobrą sprawę, nie licząc zdobnego świeżymi kwiatami i białym marmurem przedsionka, krypta nie robiła szczególnie pozytywnego wrażenia. Zejście w dół było po prostu tunelem oświetlonym przez lśniące, białe kule. Na szczęście ktoś pomyślał o tych, których wzrok nie był dostosowany do ograniczonej ilości światła i zainstalował sznurową poręcz.
Dan szedł na końcu, wyjątkowo pozwalając na zwiększenie dystansu między sobą, a Barb. Widać uznał, że zabezpieczając tyły, będzie ją lepiej ochraniał niż wisząc nad nią niczym wygłodzony pies nad kością.


Szli w ciszy, zagłuszanej jedynie odgłosem ich kroków na kamiennych stopniach. Coraz głębiej i głębiej, zupełnie jakby korytarz ów miał się nigdy nie skończyć. Z czasem jednak i kolejnymi krokami, zaczął się rozszerzać, tworząc przedsionek wychodzący na podest.
- Witajcie w Krypcie - rzucił zza ich pleców Dan, otrząsając się niczym zmokły kundel. - Nienawidzę tego cholernego korytarza.
Jego marudzenie jednak nie było w stanie zepsuć wrażenia, jakie Krypta robiła na tych, którzy ujrzeli owe miejsce po raz pierwszy.
Stojąc na podeście spoglądali na wieżyczki i dachy pałacu wybudowanego, jakby się zdawało, w samym sercu ziemi. Jaskinia, czy to twór naturalny czy powstały przy użyciu pracy fizycznej i magii, była ogromna. Nawet ze swym wzmocnionym przez wilkołaczą klątwę wzrokiem, nie byli w stanie dojrzeć jej drugiego końca. Ponad nimi sufit niknął w ciemnościach, pod nimi zaś, spadając pionowo w dół, rozpościerała się przepaść. Pośrodku zaś, na kamiennej podstawie utrzymującej się na grubej kolumnie, stała siedziba Lilliel.


Liczne mosty łączyły kolejne budynki, tworząc pajęczą niemalże sieć przejść. Nie brakowało tu rozjaśnionych błękitnym blaskiem altan i ogrodów które lśniły niczym diamenty. Ten sam blask zdawał się otaczać całą budowlę, każde z jej licznych pięter i drogę, która prowadziła w dół. Wąskie, strome schody, z jednej strony ciasno przytulające skalną ścianę jaskini, z drugiej zaś wychodzące wprost na przepaść od której podróżnych nie chroniło żadne zabezpieczenie. Dzięki temu jednak, schodząc w dół, mogli podziwiać w pełni kunszt artystów, którzy poświęcili swój czas by stworzyć ów klejnot zwany Kryptą.


U podnóża czekał na nich, lekko się uśmiechając, Rast. Z gardła Dan’a wyrwało się, zapewne niekontrolowane, warknięcie, które tylko dodatkowo rozbawiło ojca Scarlet.
- Liliel zaprasza was na kolację - pochylił przed nimi teatralnie głowę i wskazał na wykuty w białym marmurze łuk, zdobiący wejście na środkowy z trzech mostów, które prowadziły do Krypty.
Sam ruszył jako pierwszy, nie czekając na gości, co bez wątpienia uchybiało etykiecie i zasadom dobrego wychowania.
- Tia… Doczekać się nie mogę - sarknął Dan, nad uchem Barb, które to miejsce zdawało się być jego ulubionym. - Chodź, piękna, gdy wampir zaprasza na kolację, nie wypada odmówić - mruknął jeszcze, tym razem ciut bliżej małżowiny, tak iż słowa te stały się zarówno ponagleniem jak i pieszczotą.


Wbrew oczekiwaniom, kolacja minęła całkiem normalnie. Jadalnia, do której zaprowadził wszystkich Rast, była eleganckim, aczkolwiek dość niewielkim pomieszczeniem. Kameralnym, można by wręcz rzec. Po drodze spotkali licznych przedstawicieli bladolicych, wysysających krew istot, które przyglądały się im z ciekawością. Obecność półwampira skutecznie jednak powstrzymywała wszelkie próby nawiązania kontaktu. A może chodziło tu o wyraźnie agresywną postawę Dan’a? Kto wie…
Na samą kolację podano pieczoną sarnę z warzywami, wyborną, kremową zupę z gołębia i pierwszej jakości czekoladowy suflet z idealną ilością płynnego, czarnego szczęścia w środku. Liliel, jak na dobrą gospodynię przystało, utrzymywała konwersację na neutralnym gruncie, wypytując przybyłych o ich świat, jednak zmieniając natychmiast temat, gdy tylko schodził on na cel ich wizyty. Croft nie pojawiła się, wbrew temu co zapowiedziała pani tego miejsca. Także Rast nie towarzyszył im przy stole, co bez wątpienia ucieszyło Dan’a, który jak zwykle zdawał się skupiać na niczym i nikim innym, jak tylko Barb, zostawiając pozostałą dwójkę ich gospodyni.


Po zakończonym posiłku zostali odprowadzeni do przeznaczonych im komnat. Ich przewodniczką była rudowłosa wampirzyca, która dość łakomym wzrokiem spoglądała na Jack’a.


Ten jednak, ani też towarzyszące mu kobiety, nie odczuł żadnego nacisku na umysł, przymuszającego do oddania się we władzę krwiopijczyni. Widać opieka Liliel działała niezawodnie, a przynajmniej działała tak w obecności nieodłącznego Dan’a. Ten jednak, dowiedziawszy się, że jego oczko w głowie postanowiło wraz z pozostałymi zająć jedną komnatę, a co za tym idzie będzie jej miał kto pilnować, ogłosił że musi się oddalić na czas jakiś żeby dopilnować przygotowań do dalszej drogi. Zanim jednak odszedł wręczył Barb niewielki drobiazg na srebrnym łańcuszku.


- Na wszelki wypadek - mruknął jej do ucha na odchodne, nie wyjaśniając czym jest owa błyskotka. Sądząc jednak po niezadowolonej minie wampirzycy, jej posiadanie w tym miejscu zaszkodzić nie mogło.


Komnata, która miała stać się dla nich miejscem odpoczynku tej nocy, okazała się być nad wyraz okazałym pomieszczeniem.


Nie, żeby po wyglądzie reszty siedziby Liliel można się było spodziewać czegoś skromniejszego, to jednak i tak jej przepych przytłaczał odrobinę. Szczególnie po raczej normalnych pokojach w chatce Taminy. Ich przewodniczka pożegnała się krótkim:
- Przyjemnej nocy - po czym oddaliła, posyłając Jack’owi spojrzenie wyrażające zaproszenie i obiecujące wiele, jeżeli z niego skorzysta.






Dawid



Po powrocie do obozu, do którego dotarli tuż przed świtem, oboje zlegli wymęczeni tą pierwszą przemianą i natłokiem informacji, który zalewał ich umysły. Usnęli natychmiast, gdy ich głowy dotknęły posłania. Zbudzili się także jednocześnie, sądząc po wysokości słońca, mając za sobą ledwie trzy godziny snu. Summer wyglądała blado, oddychając ciężko, niczym po długim, ciężkim biegu. Dawid nie był wcale w lepszym stanie. Jego sen… Śnił o “Pełni” ale sen ów był inny, nienaturalny, dziwny. Byli w nim wszyscy, na których mu zależało, ci żywi i ci martwi. Bawili się, tańczyli, pili… Była tam też Summer, przemykając między rodziną Polaka i jego znajomymi. Można by ów sen wziąć nawet za całkiem przyjemny, gdyby nie ból. Czuł go nawet teraz, gdy z otwartymi oczami spoglądał na swoją roztrzęsioną partnerkę. Czuł go dokładnie tam, gdzie Tamina znalazła ślad po ugryzieniu. Zupełnie jakby ponownie zadano mu tą ranę lecz tym razem uczyniono to gdy był świadomy i pozostawiono z konsekwencjami. Czy mogło to być wspomnienie?


- Zajmę się śniadaniem - kolorowłosa swym cichym głosem wdarła się w owe rozważania, zaraz po tym wymykając się z szałasu. Najwyraźniej chciała pobyć sama. Biorąc pod uwagę co o niej już wiedział, mógł się domyślić niektórych szczegółów jej snu, o ile oczywiście powodem jej pobudki był właśnie ów sen.
Wróciła po długiej chwili, niosące ze sobą kolejne truchło zająca. Najwyraźniej na zmianę w diecie nie było chwilowo co liczyć. Może gdyby się przemienili i na coś zapolowali, jednak bez tego pozostawało tylko to, co udało się złowić w sidła.







Alexander



Wyruszyli gdy tylko wszyscy byli gotowi, czyli natychmiast. Soros okazał się nie być szczególnie rozmownym towarzyszem, w przeciwieństwie do Doros, która starała się namówić oboje podopiecznych, CJ i Alexa’a do rozmowy.
Droga nie była trudna. Ścieżka, którą ruszyli, po niecałej godzinie zmieniła się w trakt. Konie przywitały ową zmianę z wyraźnym zadowoleniem, podrzucając łbami i rżąc cicho. Jakby na to nie spojrzeć, po trakcie wędrowało się o wiele lepiej niż ścieżką, która co prawda była wytyczona, ale na której nie brak było wystających korzeni i dziur. Soros poinformował ich łaskawie, że na obiad zatrzymają się w karczmie, a po obiedzie Doros wraz z CJ ruszą w innym kierunku, co zostawiało jego i Alex’a samym sobie. Nie na długo, jak wyjaśnił, bowiem wkrótce miała do nich dołączyć Meris, wraz z pozostałą dwójką, która podjęła się likwidacji alfy.


Budynek, przed którym zatrzymali się gdy słońce wspięło się już dość wysoko na niebie, a żołądki i pośladki krzyczały o swoich prawach, nie wyglądał szczególnie obiecująco. Dach wydawał się grozić zawaleniem przy byle podmuchu wiatru, podobnie jak i szczerbaty komin, z którego wydobywała się wąska, leniwa smuga dymu, znak iż ktoś nie dość że znajdował się w środku, to jeszcze właśnie przygotowywał jadło. O tym zaś poinformowały ich nosy, wypełniając się wonią pieczonego mięsa i słodkim aromatem słodkiego ciasta i… truskawek? Jak nic owoce jakieś miały w owym kuchceniu udział, bowiem wrażliwe na zapachy nosy wyłapywały wyraźną ich woń.
Jak się wkrótce okazało, miały rację. Po tym jak zasmarkany chłopak w potarganych portkach odebrał od nich cugle wierzchowców, a oni sami przekroczyli próg owego przybytku, którego nazwę skrywała mgła tajemnicy, powitani zostali pieczenią z sarny i ciastem truskawkowym. Oba te przysmaki, w przeciwieństwie do samej karczmy, nie dość że prezentowały się całkiem okazale to i smakowały wybornie. Karczmarz, poczciwy mężczyzna pod pięściesiątkę z wielkim brzuchem otoczonym pocerowanym fartuchem, powitał ich, dosłownie, czym chata bogata. Na stole znalazło się zatem nie tylko jadło, do którego dołączył wciąż parujący bochen chleba, ale także butelka domowej roboty cidru, a dla niepijących dzban mleka z miodem.


Po obiedzie, tak jak to zapowiedziane zostało, CJ wraz z elfką udały się w kierunku wschodnim, zaś Alex z Sorosem, na północny zachód. Pogoda dopisywała umilając drogę promieniami słonecznymi i buczeniem owadów. W powietrzu unosiły się wonie właściwe zbliżającemu się latu. Ciepłe, zapraszające, odurzające. Wwiercały się w nosy i umysły, w nader agresywny sposób, chociaż nie aż tak, jak pierwszego dnia pobytu w Avalonie. Najwyraźniej mikstura, którą wypili, robiła swoje.







Barry



To, czego chciał, nie było mu dane. Pozwolono mu jednak odetchnąć. Wino zaczęło działać szybko, bardzo szybko. Serce wpierw przyspieszyło swe bicie, by z każdym następnym łykiem, każdą butelką, zwalniać. Świat zaczął się kurczyć. Wpierw na brzegach, powoli nadchodziła czerń. Obraz rozmywał się, kolory i kształty zlewały ze sobą. Każdy kolejny oddech był cięższy, trudniejszy do wtłoczenia go do wnętrza klatki piersiowej. Tuż przed tym jak jak odpłynął, gdy czucie niemal całkiem zanikło, poczuł ostre ukłucie. Sprzeciw, który sztyletem wbił się w jego serce, zabierając ten ostatni oddech. Coś w nim samym nie chciało tego co on. Było to obce coś, nowa cząstka o której istnieniu nie miał pojęcia. To coś było silne, było potężne, było mądre tą specyficzną mądrością natury. I on to właśnie próbował zabić. Próbował zabić też siebie. Byli połączeni, on i to coś. Decyzja zaś, którą podjął, zabijała oboje…


Jednak nie zabiła. Klatka piersiowa unosiła się powoli. Czuł każdy oddech, który zmuszał ją do tego ruchu. Przed oczami wciąż miał czerń, jednak nie była ona cicha, bezkształtna ani bezwonna. Była… zduszona, jakby coś ciężkiego przygniotło jego zmysły. Uczucie to można było porównać do wyrwanego zęba. Niby go już nie było, a jednak wciąż bolał.
Głosy… Nie, jeden głos. Miękki, uspokajający i pachnący mlekiem oraz miodem. Oddalał się i przybliżał. To nabierał nut stanowczości, to pobrzmiewał wesołością, to troską. Kobiecy głos, doszedł w końcu do wniosku. Nie znał go, a przynajmniej nie był w stanie skojarzyć z nikim, kogo kiedykolwiek spotkał. Dźwięk ów wypełniał jego uszy, nie pozwalając dosłyszeć niczego innego. Nie wiedział gdzie był, ile czasu minęło nim czerń odcięła go od rzeczywistości. Czy jednak w ogóle była to rzeczywistość?
- Obudziłeś się - usłyszał ją ponownie, tym razem bliżej. Także jej zapach stał się wyraźny, a na twarzy poczuł dotych chłodnych dłoni. Nie zimnych, nie… Były chłodne, jakby dopiero co wróciła ze spaceru na świeżym powietrzu.
Dotyk przesunął się z czoła na coś, co nie pozwalało mu otworzyć oczu. Gruby materiał oddzielał go od dostępu do zmysłu, który mógłby mu odpowiedzieć na tak wiele pytań. Gdzie był, kim była nieznajoma, dlaczego nie był w stanie się ruszyć…
 
__________________
“Listen to the mustn'ts, child. Listen to the don'ts. Listen to the shouldn'ts, the impossibles, the won'ts. Listen to the never haves, then listen close to me... Anything can happen, child. Anything can be.”

Ostatnio edytowane przez Grave Witch : 27-12-2016 o 22:47.
Grave Witch jest offline  
Stary 12-11-2016, 23:18   #78
 
cyjanek's Avatar
 
Reputacja: 1 cyjanek ma wspaniałą reputacjęcyjanek ma wspaniałą reputacjęcyjanek ma wspaniałą reputacjęcyjanek ma wspaniałą reputacjęcyjanek ma wspaniałą reputacjęcyjanek ma wspaniałą reputacjęcyjanek ma wspaniałą reputacjęcyjanek ma wspaniałą reputacjęcyjanek ma wspaniałą reputacjęcyjanek ma wspaniałą reputacjęcyjanek ma wspaniałą reputację
Krok po kroku, z każdym stuknięciem kopyt, narastało w nim rozdrażnienie. Bezpośrednią przyczyną były niewygody jazdy konnej, bądź jak to określił Soros - nieprzyzwyczajenie. Ale niby kiedy miał wypracować odpowiednie mięśnie? Przyzwyczaić ciało do niewygodnej, nieergonomicznej pozycji? Całe życie spędził na fotelu przed ekranem monitora, lecz to w ogóle nie przygotowało jego tyłka na wielogodzinną jazdę konną. Poprawił się, wyprostował plecy i przekręcił odrobinę w lewo, by nieco ulżyć prawemu pośladkowi. Nie na wiele się to zdało, bo choć ten odczuł ulgę to lewy teraz zarywał bólem w dwójnasób. To były tortury. Ponownie spróbował zmienić pozycję na mniej bolesną i spiął mięśnie nóg by unieść się w strzemionach. Chwiejnie balansując ryzykował, że zwali się z konia, lecz i tak utrzymywał pośladki z dala od siodła tak długo jak tylko się dało. To było takie… euforyczne! Niestety nie trwało długo. Mięśnie nóg, znowu “nieprzyzwyczajone” poddały się, a on ponownie opadł na siodło. Zagryzając wargę jęknął cichutko i spojrzał błagającym wzrokiem w stronę Sorosa. Ten, nawet jeśli coś usłyszał, niczym tego nie okazał. Po prostu jechał dalej, zupełnie tak, jakby z cały świat ograniczył się mu do tylko jednego punktu - docelowego.
- Soros, zatrzymajmy się. Muszę odpocząć. - zdobył się w końcu na prośbę, wypowiedzianą tonem zdecydowanie bardziej błagalnym niż planował. Odpowiedź nie padła od razu. Konie jeszcze przez jakiś czas człapały przed siebie, z każdym krokiem coraz bardziej wydłużając nieprzyjemne milczenie.
- So... - zaczął przez zaciśnięte zęby.
- Przez ciebie mamy spóźnienie - spojrzenie przewodnika było zdecydowanie wrogie. - Odpoczniesz jak dojedziemy - konie ani myślały zwolnić tempa i jak gdyby nigdy nic poruszały się dalej.
- W takim razie dalej jedź sam. - Alex zsunął się z konia i niezdarnie stanął na ziemi. - Będziesz dużo szybciej, a ja przeżyję - Zdał sobie sprawę, że wyczuł coś w powietrzu, że jego super wilczy nos odkrył w pobliżu miejsce… miejsce mocy, takie w którym odzyska siły. Musiał działać szybko, a wtedy uda mu się przeżyć. Auć, auć… napinał się przy każdym kroku starają się trzymać skórę podudzi z dala od materiału spodni, lecz niezłomnie kuśtykał aż doszedł do swojego miejsca mocy - do strumienia. Świeża, chłodna, płynąca woda! Może zbyt płytka, ale… ściągnął spodnie i wsadził płonący tyłek w potok. Zalała go rozkosz a na twarzy rozlał się uśmiech szczęścia.
- O rany co moje piękne oczy widzą! - śmiech był perlisty, wdzięczny i co najgorsze kobiecy. Twarz Alexa momentalnie przybrała kolor czerwieni jeszcze intensywniejszej niż otartych pośladków.
- Jeśli ci się nie podoba to nie patrz! - krzyknął, rozpaczliwie próbując naciągnąć mokre nogawki, które jak na złość niczym pijawki przywarły do skóry i za nic nie chciały się przesunąć. Jednocześnie rozglądał się gorączkowo szukając podglądającej go kobiety.
- A czy ja mówię, że mi się nie podoba? Tylko czemu jesteś taki czerwony? - szczera ciekawość skłoniła go do odpowiedzi - Otarłem się na siodle - odparł z rezygnacją.
- Naprawdę? Od kiedy jeździ się na twarzy? - gdyby woda była głębsza schowałby się w niej cały. - No chyba, że… to na głowie to nie jest twarz -Nys? To była Nys? W końcu dostrzegł beczkę śmiechu, która tak brutalnie mu przeszkodziła. Kobieta liliput ze skrzydełkami nie była jednak towarzyszką Ambaruna.
- Odwróciłabyś się i dała mi wyjść z wody - zawołał rozpaczliwie. - To nieładnie tak podglądać!
- Nie podglądam. Patrzyłam w tą stronę, gdy wskoczyłeś do wody. Wlazłeś mi w oczy - westchnęła dramatycznie - A co się zobaczy to już się nie odzobaczy! - załkała dramatycznie. - Wyłaź z wody, naciągaj spodnie i miejmy to za sobą - Alex miał wrażenie, że kolejność nie była przypadkowa. - Poza tym nie bądź dzieckiem. Nie jestem nawet człowiekiem. Wstydziłbyś się swojego psa?
- Nigdy nie miałem psa. Teraz już wiem, że nigdy nie będę chciał. Odwróć się! - ku jego zaskoczeniu, drobna kobieca sylwetka wykonała jego polecenie prezentując bardzo kształtne plecy i… te.. skrzydła też.
- Dziękuję, jestem zobowiązany - z godnością, z taką ile udało mu się zebrać, naciągnął spodnie na tyłek. - Skoro już się jako tako znamy, powiesz jak ci na imię? Ja jestem Alex -
- Nicci D’Tego - pokazała mu język i zniknęła, dokładnie sekundę przed tym jak spomiędzy drzew wynurzył się Soros.
- Mokre spodnie? No pięknie, teraz to naprawdę zginiesz - ten głos nie miał nic wspólnego z radością i perłami.
 
cyjanek jest offline  
Stary 14-11-2016, 12:22   #79
 
Wila's Avatar
 
Reputacja: 1 Wila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputację
Nela, Jack, Barb...

- Nieźle, jak na kryptę - powiedział cicho Jack, kładąc plecak na podłogę. Obok położył kuszę. - Człowiek by się najwyżej spodziewał eleganckiej trumny, a tu proszę...
- Mhm - mruknęła Nela, do której chyba jeszcze nie doszło jak naprawdę wygląda pokój w którym mieli spać, bowiem wzrok miała utkwiony w drzwiach za którymi zniknęła ruda wampirzyca. I wyglądało na to, że gdyby wzrok mógł komuś źle życzyć, to jej by życzył.
- Mam nadzieję, że nie będziemy musieli chodzić po korytarzach w poszukiwaniu łazienki na przykład - stwierdził chłopak. - Czuję się jak kurczak w norze pełnej głodnych lisów.
- Może jest tu… - zaczęła Nela odwracając wzrok z drzwi na pokój. Reszta słów jakie chciała powiedzieć jakoś utknęły jej w gardle. Dziewczyna bowiem dopiero teraz uświadomiła sobie 'skromność' pokoiku w jakim byli.
- Co...? - spytał Jack, usiłując wypatrzyć zagrożenie, które odebrało dziewczynie głos.
- Nooo, miło - oznajmiła Barb, z zadowoleniem odkładając rzeczy, które niosła i okręcając się wokół własnej osi, oglądając pokój. - Nie tego się spodziewałam po tym, jak wyglądało wejście tutaj. - Przesunęła palcami po wisiorze, ofiarowanym jej przez Dana. - A patrząc po reakcji naszej szanownej… tfu… wampirzycy, tego na pewno nie ściągnę.
- Nie ściągaj - Nelka uśmiechnęła się, po czym ruszyła w głąb pokoju uważnie przyglądając się zakamarkom. Odsłoniwszy jedną z długich zasłon z pełnią radości oznajmiła:
- Jest tu coś. - I zniknęła za nią.
'Coś' mogło oznaczać wszystko, a chociaż ciekawość jest ponoć pierwszym stopniem do piekła, Jack poszedł za Nelą by sprawdzić, co takiego odkryła srebrnowłosa.
Barbara oczywiście, jak grzeczny leming, niewiele się zastanawiając poszła za dwójką przyjaciół. Jeśli miało się coś dziać - to tylko razem.
- O cholera… - usłyszeli pełen zdumienia głos Neli, nim jeszcze doszli zobaczyć, co dokładnie dziewczyna znalazła.
- Ale bajer... - Do głosu Neli dołączył równie zaskoczony głos Jacka, który zatrzymał się jak wryty, niemal wpadając na stojącą dziewczynę.
Barb jednak wpadła na stojącego Jacka, który siłą rzeczy wpadł jednak na Nelę i chwycił ją wpół.



- ZAKLEPUJĘ JAKO PIERWSZA! - wrzasnęła czarnowłosa tuż nad uchem Jacka, który odruchowo się odsunął. Ale po krótkiej chwili dodała. - No dobra, znaczy, możemy ciągnąć losy. W końcu Nela odkryła pierwsza, nie?
- Wanna jest dość duża - oczywistą oczywistość przedstawił Jack. - Nie musicie się przepychać.
- Dość się naoglądałam waszych zadnich i przednich części, dziękuję bardzo - odpowiedziała żartobliwie Barb, podchodząc do marmurowej wanny.
- Rezygnujesz z mycia pleców? - z udawanym zaskoczeniem powiedział Jack. - To takie przyjemne...
- Najwyżej poproszę Dana - pokazała język i zaczęła majstrować przy wannowych kurkach, sprawdzając jak i czy działają.
- I tak widzieliśmy cię w bieliźnie. Równie dobrze możemy zrelaksować się tu razem - dodała Nela, z której tonu głosu jeszcze nie zniknęło zaskoczenie widokiem łazienki. A w dodatku spojrzała na Barb z lekko przymrużonymi oczami, pewnie z powodu tego, co dodała o Danie.
- Jeśli chcesz się pluskać z Danem, to idź na koniec kolejki - zażartował Jack. - Przez pół nocy nie wyleziecie z łazienki.
- Co prawda, to prawda - dorzuciła Nela.
- E tam, w ogóle nie rozumiecie - rzuciła nieco bezsensownie Barb, zakręcając kurek. - Sama chcę. Będę leżeć przez godzinę! - dodała buntowniczo. - Ale dobrze, będę ostatnia.
Last but not least, Jack uśmiechnął się pod nosem.
- Uważam, że przesadzasz - odparł poważniejszym nieco tonem. - O sobie nie wspomnę, ale przecież Nela cię nie ugryzie - zażartował. - Ale jesteś dorosłą dziewczynką, więc nie będziemy cię nakłaniać do korzystania z naszych usług.
Spojrzał na Nelę by sprawdzić, czy ta czasem nie ma innych poglądów.
Nawet jeśli Nela uważała, że mogłaby jednak ugryźć Barb… to teraz wzruszyła ramionami. Nie miała zamiaru jej dalej przekonywać, skoro ta nie chciała. Zamiast tego ruszyła w stronę wanny na powrót odkręcając zakręcone przez nią kurki.
- Jak wolisz - odparła do dziewczyny. - Zostawimy otwarte drzwi, jakbyś zmieniła zdanie.
- Możecie do mnie mówić - odpowiedziała Barb. - Może zajrzę na moment.
Do Jacka dopiero po sekundzie dotarło zawoalowane zaproszenie do wspólnej kąpieli... ewentualnie do samego mycia pleców.
- Jaką lubisz wodę? - spytał.
- Byle nie była zimna - odpowiedziała Nela, jednocześnie wkładając dłoń pod kraniki by sprawdzić jaka temperatura wody się z nich wydobywa. - A ty?
- Nie przepadam za wrzątkiem - odparł Jack. - Poza tym się dostosuję. Lepsza ciepła, niż letnia. Są tu ręczniki? - rozejrzał się.
- Założę się, że jest tu wszystko - Nela rzuciła wzrokiem po pomieszczeniu. Po chwili zawieszając go na szafkach i szafeczkach, które aż prosiły się by je przeszukać.
- Jednak ci się spodobało - rzuciła spoglądając na chwilę na jeszcze będącą w łazience Barb.
- Podaj mi szlafroczek, proszę. - Barb pokazała palcem na wiszące na wieszaku bawełniane i puchate kąpielowe narzuty, które schowały się za plecami Neli.
- Ulubiony kolor? - spytał Jack, podchodząc do wskazanych okryć.
Nela uniosła tylko brwi. Całe szczęście Jack zareagował pierwszy… Postanowiła jednak zignorować to i zaczęła otwierać szafy. Tak samo jak i ona wszyscy mogli zobaczyć, że kryją się w nich zapasy ręczników i podobnie jak u Taminy rozmaite flakoniki z różnego rodzaju zawartością - od mydeł, po płyny do kąpieli, maści, perfumy,... pewnie przeglądając etykiety znalazłoby się tu o wiele więcej. Może nawet krem do depilacji?
- Pierwszy z brzegu, byle nie był zielony albo pomarańczowy - podsumowała - i już sobie idę!
- Proszę bardzo. - Jack podał Barb kusy, czarny, jedwabny szlafroczek, z wyhaftowaną na plecach ogromną różą, do tej pory wiszący skromnie, w kącie, i przesłonięty przez inne.
W tym czasie Nela wyjmowała już z szafki ręczniki a w jej dłonie wpadły jakieś flakoniki, z którymi zaczęła kierować się w stronę wanny.
- O nie nie mój drogi. TAMTEN puchaty, długi i bawełniany! - powiedziała Barb, na co szarowłosa zachichotała cicho.
Jack posłusznie sięgnął po wskazane wdzianko.
- Myślałem, że chcesz coś efektownego przed kąpielą - powiedział, może nie do końca szczerze. - Proszę bardzo, ale uważam, że powinnaś tamten też przymierzyć i się obejrzeć w lustrze. Byłoby ci do twarzy.
- Do dupy - skwitowała, ale porwała z rąk Jacka obydwa ciuszki i zniknęła w sypialni, nie opuszczając za sobą zasłony.
Sięgnie trochę dalej, niż do tyłka, pomyślał Jack, ale nie podzielił się z Barb tym spostrzeżeniem.
Nela w tym czasie ułożyła wszystko tak, by było w zasięgu dłoni dla osoby siedzącej w wannie. Sprawdziła, czy napuszczana przez nią woda jest w odpowiedniej temperaturze. I uprzednio odstawiając kilka ozdób z niskiej szafki kawałek dalej, zaczęła zdejmować z siebie płaszcz.
- Serio mówiłaś? - Jack wskazał głową prawie pełną wannę. Mówił cicho, słowa były przeznaczone tylko dla Neli. Na dodatek szum wody zagłuszał niemal wszystko.
Szarowłosa przeniosła na Jacka powoli wzrok i przez dłuższą chwilę tylko patrzyła z wyrazem twarzy kogoś, kto analizuje co powinien odpowiedzieć.
- Jaaa… - podjęła w końcu, gdy uznała, że za długo już milczy. - To znaczy… jak chcesz. - Po czym wzruszyła ramionami, by pokazać, że to nic takiego.
Jack, nie da się ukryć, nie był przyzwyczajony do kąpieli z dziewczynami jednej wannie, prócz czasów, których już prawdę mówiąc nie pamiętał, ale nie zamierzał się wycofywać. Idąc w ślady Neli powiesił na wieszaku swoją kurtkę, po czym zaczął rozpinać koszulę.
- Jak tam obolałe miejsca po maści? - zagadała Nela przerywając ciszę. Swoją drogą, dziewczyna akurat zsuwała z siebie spodnie, może dlatego o owym fakcie sobie przypomniała.
Jack z zainteresowaniem oglądał ten spektakl; nogom Neli trudno było coś zarzucić.
- Tylko bądźcie w miarę grzeczni - dobiegła ich głośna prośba Barb z sypialni.
- W każdej chwili możesz wejść! - odparł Jack równie głośno.
- Mam wrażenie, że warto będzie ponownie użyć tej maści - odpowiedział na pytanie Neli. - A ty jak się czujesz?
- Dziesięć tysięcy razy lepiej niż zanim jej użyliśmy - Nela uśmiechnęła się lekko, po czym obróciła tak by Jack mógł zobaczyć jej tyły. - Jeszcze raz i wszystko zniknie.
- Poczekaj, obejrzę... - Jack podszedł bliżej. - Wspaniale - ocenił.
Prawdę mówiąc nie sprecyzował, co ma na myśli.
Nela wygięła się do tyłu, ale nawet w takiej pozycji nie mogła ocenić tego co Jack.
- Lustro by się zdało - powiedział chłopak. - Ale tego ze ściany nie ściągnę. Gospodyni z pewnością nie byłaby szczęśliwa, gdybym jej zdewastował łazienkę. W sypialni jest większe, będziesz mogła się dokładnie obejrzeć - zapewnił.
- Może później… - odparła. - Nie wiem, czy Barb nie robi teraz czegoś, czego nie powinnam widzieć. Na przykład przymierza szlafroki. - Wzruszyła ramionami.
- Uważam, że nie ma się co tajniaczyć - powiedział cicho Jack - ale nie będę jej namawiać na paradowanie nago, publicznie, nawet jeśli publicznością byłabyś tylko ty. I tak dobrze, że nie chodzi spać do innego pokoju.
- Jak woda? - zmienił temat. Powiesił koszulę obok kurtki, po czym zabrał się za ściąganie butów. Nie da się ukryć, że czynności tej poświęcał znacznie mniej uwagi, niż temu, co robiła w tym samym czasie Nela.
Nela bowiem w tym samym czasie zajęła się rozwiązywaniem gorsetowej kamizelki. W następnej kolejności ściąganiem jej i powolnym odpinaniem guzików białej koszuli, którą nosiła pod nią…
- No nie wiem, czy namawianie jej do publiczności, którą byłabym ja, to dobry pomysł.
Jack przez moment pod nieco innym aspektem spojrzał na Nelę.
- Zawsze miałem wrażenie, że prościej... jak to powiedzieć... do spojrzenia osoby o tej samej płci łatwiej się przekonać - odparł, nieco niepewnie.
- Hmm… pewnie tak… - mruknęła Nela, tym razem ściągając koszulę i pozostając w samej czarnej, koronkowej bieliźnie. Spojrzała na Jacka.
Ten ugryzł się w język, nie chcąc w tym momencie uzyskiwać odpowiedzi na pytanie, które wczorajszego dnia sobie zadał. Nie był pewien, czy chce tę odpowiedź znać... Rozpiął pas i zaczął ściągać spodnie.
- Hmm? - zapytała, właściwie nie zadając pytania. Jakby zamyślona mina Jacka była wystarczającym powodem by nie było trzeba go zadawać. Zaraz po tym, nie spuszczając z niego oczu, usiadła na brzegu wanny, zamaczając w wodzie dłoń.
Ktoś musiał zacząć... i chociaż mówiono zawsze 'panie przodem', to wyglądało na to, że Jack powinien dać dobry (jeśli można to tak nazwać) przykład. I miał nadzieję, że nie zrobi z siebie osła.
Powiesił spodnie, po czym chwycił za górną krawędź slipów, nieco, w tym momencie, za ciasnych.
- Masz zamiar kąpać się w tym stroju? - spytał.
- W tym? - zapytała Nela, w tym samym momencie sięgając do zapięcia stanika i zgrabnym ruchem odpinając go. Dodała do tego uśmiech, a wzroku nie oderwała od Jacka.
Ten z kolei przez chwilę z uznaniem przyglądał się odsłanianym właśnie krągłościom, a potem poszedł w ślady Neli. No, mniej więcej. Stanika nie nosił, więc pozostała mu nieco inna część garderoby. Co prawda Nela nie była pierwszą dziewczyną, przy której się rozbierał, ale przez ułamek sekundy się zawahał, po czym zaczął ściągać slipki, starając się nie myśleć o tym, że dziewczyna mu się przypatruje. Co prawda widziała już jego tyłek, ale... Front i tył to jednak dwie różne rzeczy.
Nela jednak wyraźnie nie przejmowała się tym, że krępuje Jacka, bo odkładając stanik na bok, wcale nie przestała się przyglądać, jak chłopak ściąga slipki i na ile jego awers różni się od rewersu.
Dopiero po chwili sama pozbyła się koronkowych majteczek. Jak Jack mógł się spodziewać po tym co, prześwitywało przez koronki, Nela będzie niedługo tęsknić za depilacją. Ten drobiazg jednak w niczym nie psuł całości obrazu i nie przeszkadzał Jackowi.
Nie czekając dłużej Nela zaczęła przekładać nogę przez ramę wanny, by wejść do środka, równocześnie odsłaniając przed oczami Jacka całkiem nowe widoki. A Jack nie przejmował się już tym, że jego ciało w oczywisty sposób okazuje zainteresowanie przyszłą towarzyszką kąpieli. Nie odrywając wzroku od Neli przeszedł parę kroków i również wszedł do wanny, nie myśląc nawet o tym, że jego męskie atrybuty znajdą się przy tej okazji w niewielkiej odległości od oczu dziewczyny.
Usiadł, zanurzając się w cieplutkiej wodzie.
Spojrzał na Nelę, lustrując ją od stóp (widocznych w przeźroczystej wodzie) do głowy.
- Boskie - powiedział.
- Boskie? - zapytała przenosząc na niego wzrok, jakby nie do końca wiedziała, co jest takie “boskie” a może wiedziała, ale… drażniła się? W końcu to Nela…
Z cichym westchnieniem zanurzyła się w ciepłej wodzie.
Jack rozsiadł się wygodnie, rozkoszując się tak ciepłą wodą, jak i widokami. No, w odwrotnej kolejności. Jakby nie było, to nie woda była najbardziej atrakcyjnym obiektem w okolicy.
Nela zaś odkręciła jeden z flakonikówhttp://i.imgur.com/uuYGZox.jpg które wcześniej umieściła “pod ręką” i powąchała.
- Hmm…- zaczęła przysuwać się bliżej Jacka. - Może być ten?
Jack również się przesunął, skracając odległość między nimi do niezbyt wielkiej i chwycił dłoń z flakonikiem. Zamiast odebrać naczyńko, przysunął dłoń dziewczyny do swojego nosa, równocześnie się pochylając.
- Będziemy pachnieć jak łąka pełna kwiatów - powiedział. - Może coś bardziej neutralnego? - zaproponował.
- Lubię cytrusowe zapachy. Kojarzą mi się ze świeżością - powiedziała cicho Nela, powoli zabierając dłoń z flakonikiem ku sobie - Może znajdę taki, jeśli nie masz nic przeciwko?
- Nie mam - zapewnił Jack, przez moment zastanawiając się, co by powiedzieli jego szkolni koledzy, gdyby poznali kiedyś tę historię. Zapewne byliby zdziwieni, dlaczego się jeszcze nie dobrał do dziewczyny.
Uśmiechnął się lekko.
- Pomóc ci w poszukiwaniach? - spytał.
- Jasne - Nela znów uśmiechnęła się. Niepotrzebny flakonik odstawiła na ramę wanny i tym razem zaczęła odsuwać się w miejsce gdzie stały inne.
Jack przesunął się w to samo niemal miejsce, tuż przy Neli, i wziął do ręki pierwszy z brzegu flakonik. Otworzył, a w powietrzu rozniósł się delikatny zapach orchidei.
- Pudło - powiedział, zamykając i odkładając flakonik.
W tym samym czasie Nela wzięła inny flakonik.
- Truskawki? Poziomki? - przysunęła go bliżej Jacka.
- W śmietanie są idealne - Powąchał. - Nie, dziękuję. - Pokręcił głową.
Nela zaśmiała się. Odstawiła ten flakonik, by wziąć następny. Zaraz gdy go otworzyła można było poczuć świeży zapach limonki i mięty.
- Nie przepadam za miętą - przyznał się Jack. - Więc jeśli mogę prosić...
W podobny sposób w odstawkę poszły papaja i sandałowiec, ambra z szafranem, biały bez oraz cedr i wanilia.
- Jeśli nie znajdziemy nic lepszego może biały bez? - zapytała Nela nim odkręciła kolejny flakonik.
- Oczywiście - zapewnił Jack, którego zabawa w 'znajdź zapach' jeszcze nie znudziła.
W łazience tym razem rozszedł się zapach przywodzący na myśl dzwonek, cytrynę i jabłko. Nela uniosła lekko brwi. Nie musiała nic mówić by Jack widział, że zapach zrobił na niej wrażenie. Skinął głową z aprobatą.
- Świetnie - powiedział.
Dziewczyna przysunęła się do kraniku i uprzednio odkręcając go mocniej wlała odrobinę eliksiru.
- Może jeszcze kapkę - powiedziała jakby sama do siebie i jeszcze dodała kilka kropel. Woda powoli zaczęła nabierać piany.
Jack nie protestował, przyglądając się poczynaniom Neli. Miał, przynajmniej w najbliższym czasie, jedną z ostatnich okazji, by nacieszyć oczy, bowiem tempo, w jakim zwiększała się ilość piany sugerowała, że niedługo nie będzie miał co oglądać, przynajmniej jeśli chodzi o wdzięki dziewczyny.
Minęło kilka chwil nim przysłonięta już pianą Nela zakręciła kurki. Tym razem jednak to nie był czas dla Jacka by odpocząć… bo przecież mogłaby odsunąć się na drugi koniec wanny, a nie znów w jego stronę! Neli jednak za bardzo podobała się jego obecność a on miał dług do spłacenia. Znów przysunęła się w jego stronę.
- Zaraz się zderzymy - powiedział żartobliwym tonem Jack, nie odsuwając się jednak, a wprost przeciwnie - również przesuwając się w stronę dziewczyny.
- Chyba by ci to nie przeszkadzało? - zapytała równie żartobliwym tonem.
- Nic a nic - odpowiedział. - Wyglądasz na mięciutką w odpowiednich miejscach.
Nela zaśmiała się głośno, ale nie za głośno. Barb pewnie nie słyszała.
- Pamiętasz co mi obiecałeś? Czy to odpowiedni moment? - zapytała zerkając przy tym na Jacka.
- Na bonus? - zapytał żartobliwym tonem. - Które rejony wchodzą w zakres...?
- Zacznijmy od standardów - odpowiedziała, mrugając przy tym jednym okiem do chłopaka.
- W takim razie masaż stóp odłożymy na później - zaproponował Jack. - Zajmij wygodną pozycję, a ja się zajmę tobą.
Nela dostała zaproszenie… powoli zaczęła przesuwać się tak by usiąść przed Jackiem. Aby to było możliwe w pewnym momencie ten poczuł jej dłoń na swoim udzie… która delikatnie sugerowała by rozłożył nogi, no bo jak miała się tak przed niego wcisnąć.
Nie wahał się ani chwili, rozsuwajac nogi i robiąc miejsce dla dziewczyny, by ta mogła się przysunąć bliżej... tak blisko, jak chciała.
Nela zagnieździła się w końcu. Tak blisko, by krępować Jacka i na tyle nie blisko, by mógł ułożyć dłonie na jej plecach, bo przecież tego się spodziewała. I na tyle blisko, by czuła, że jej obecność stale na niego działa.
Jack najpierw przesunął włosy dziewczyny, tak, by mu nie przeszkadzały.
Gdy jego ręka przesuwająca włosy Neli byla po drugiej stronie natknęła się na moment na dłoń Neli która jakby chciała przechwycić włosy.
Jack pieszczotliwym ruchem przesunął palcami po ręce Neli, potem odsunął się odrobinę, nabrał w dłonie całą górę piany, po czym złożył ten ładunek na plecach dziewczyny. Po tym wstępie przystąpił do, może niezbyt fachowego, ale pełnego zapału masażu.
Nela cierpliwie i z zadowoleniem znosiła ów masaż, by po kilku chwilach zacząć przesuwać się tak, jakby chciała oprzeć się o Jacka.
- Delikatniej…- poprosiła przechylając głowę tak, by móc na niego zerknąć.
Jack skinął głową, równocześnie jednak spostrzegł, że pole manewru, masażu znaczy się, uległo zdecydowanemu ograniczeniu. Tak jakby Nela miała na myśli co innego, niż plecy...
Przesunął dłonie najpierw na boki dziewczyny, by po chwili przenieść je dalej i zająć się brzuchem Neli.
Zagarnął kolejną porcję piany i kolistymi, delikatnymi ruchami kontynuował masaż.
Nela powoli oparła głowę na ramieniu chłopaka. Tym razem była tak blisko, że jej plecy dotykały jego torsu…
Jack delikatnym ruchem przysunął ją jeszcze bliżej, tak, by się mogła swobodnie o niego oprzeć, po czym przesunął dłonie w dół, na biodra dziewczyny, zajmując się nimi przez parę chwil. A potem dłonie znów powędrowały w górę. Zagarnęły garść piany, lecz tym razem nie zatrzymały się na brzuchu, lecz powędrowały wyżej, docierając do biustu Neli.
Która zamiast w tej chwili protestować po pierwsze wtuliła twarz w Jacka bokiem tak, że ten poczuł teraz jak usta Neli muskają jego szyję. Po drugie odnalazła jedną z dłoni Jacka i wsunęła swoje palce między jego.
Jack położył 'zajętą' dłoń na lewej piersi dziewczyny, a druga zajęła się drugą, bliźniaczą niemal półkulą. I raczej trudno było nazwać to masażem - raczej pieszczotami.
- Bonus? - szepnęła zapytanie Nela, zaraz po tym całując kolejny raz, ale wyżej. Miała otwarte oczy i zerkała w górę na Jacka.
- I tak nie będę mógł spać przez pół nocy - powiedział cicho, rewanżując się pocałunkiem, ale w policzek. Dłoń natomiast, niezależnie od słów, kontynuowała pieszczoty.
Nela zaczęła powoli się przekręcać. Jakby chciała usiąść odwrotnie na Jacku. A jednocześnie jej usta zbliżyły się niebezpiecznie do jego.
Jack miał jednak nieco inne plany. Korzystając ze zmiany położenia pochylił się nieco i polizał różowe zwieńczenie piersi dziewczyny. Które zresztą wskazywało na to, że dotyk Jacka od dawna podoba się dziewczynie. Wolne dłonie Neli zaczęły badać tors chłopaka przesuwając się wciąż w dół.
Jack miał świadomość, że powinien się zrewanżować podobnym gestem, lecz postanowił nieco go zmodyfikować. Chwycił jedną z dłoni dziewczyny, po czym przesunął ją na jej podbrzusze, a potem skierował jeszcze bardziej w dół, czemu Nela się nie sprzeciwiła, porywając ze sobą jego dłoń. Po chwili obydwie znalazły się w miejscu, o którym Jack miał śnić całą noc, najpierw pół nie mogąc w ogóle zasnąć.
Jack czuł, jak robi mu się coraz bardziej gorąco, chociaż - teoretycznie przynajmniej - wraz z upływem czasu woda powinna stygnąć... Tak jednak nie było, a powodem z całą pewnością była obecność Neli. Świadomość tego, że paręnaście metrów stąd jest Barb, jakoś nie wpływało na temperaturę, chociaż powinno.
Czyżby jednak pomylił się co do Neli?
Nakierował palce dziewczyny na okolice najbardziej newralgicznego punktu jej ciała, równocześnie przytulając się do niej.
Nela przejechała wolną dłonią po szyi Jacka w końcu ujmując delikatnie jego podbródek i zbliżając usta do jego. Podczas tego druga dłoń dziewczyny wykorzystywała bez namysłu położenie swoje i położenie palców chłopaka prowadząc je między swoimi, chociaż wcale nie były tam niezbędne. Biodra Neli zaczęły przesuwać się bliżej Jacka. W dość jednoznacznym zamiarze. Zresztą dłoń powoli też… obydwoje w końcu byli gotowi a nie było co czekać aż Barb zauważy, że coś u nich za cicho.
Pocałunek? Czy lekkie muśnięcie warg można było nazwać nazwać pocałunkiem? Na tyle tylko zdecydował się Jack, który doszedł do wniosku, że sprawy dotarły do granicy, której nie powinien przekraczać. W tym też momencie czując dłoń Neli która ześlizguje się na jego przyrodzenie i zaczyna wykonywać oczywiste ruchy. Widocznie dziewczyna nie podzielała tych samych myśli o granicach.
- Nie... - szepnął cicho, zabierając równocześnie dłoń, która do tej pory towarzyszyła dłoni dziewczyny, współuczestnicząc w pieszczotach jej najbardziej czułego miejsca.
Do Neli to słowo dotarło z lekkim opóźnieniem. W każdym jej ruchu bowiem, było widać, czego chce… Zaskoczona spojrzała na Jacka i równie zaskoczona, zaczęła się odsuwać. Ale bez słowa. Wyglądało na to, że dziewczyna ma zamiar pośpiesznie opuścić wannę.
- Nela, nie... zostań... proszę... - powiedział cicho Jack, próbując równocześnie powstrzymać dziewczynę, nie myśląc wcale o tym, że trzyma ją za fragmenty anatomii, których raczej nie powinien dotykać.
Nela pokiwała przecząco głową i jak oparzona kontynuowała opuszczanie wanny. Prośba nie podziałała pewnie dlatego, że w głowie dziewczyny zawrzało za dużo emocji na raz.
- Nela, proszę... - powiedział raz jeszcze Jack, czując jak dziewczyna wyślizguje mu się z rąk.
Oczywiście mógłby wykorzystać to, że był silniejszy... ale to by była krańcowa głupota. Nie mówiąc o tym, że nigdy siły wobec dziewczyn nie stosował. - Nelu...
Spróbował jeszcze złapać ją za rękę.
Co też mu się udało. Dziewczyna nawet skupiła na nim na moment spojrzenie i jakby chciała coś powiedzieć. Nie wyglądała na złą, tylko smutną… Jack mógł być pewny, że w tym momencie jej oczy lekko się zaszkliły i być może to niepowstrzymanie emocji sprawiło, że jednak nie usłyszał żadnego słowa zaś Nela zabrała swoją dłoń.
Pośpiesznie ruszyła po tym w stronę szlafroków.
- Nelu... - wyszeptał jeszcze Jack, odprowadzając dziewczynę wzrokiem, i to bynajmniej nie dlatego, że dziewczyna szła nago, a na jej skórze krople wody mieniły się niczym małe diamenciki.
Czuł się jak kretyn. Jak głupiec i łobuz na dodatek. Postąpił jak nieodpowiedzialny kretyn, zaczynając sprawę, której nie zamierzał kończyć, a przynajmniej nie tak, jak by się tego spodziewali normalni ludzie. A to, że Nela zachowała się tak, jak zachowała, inaczej, niż on się tego spodziewał, nie usprawiedliwiało go w najmniejszym stopniu. Powinien być bardziej odpowiedzialny, a przede wszystkim porozmawiać z nią, zanim znaleźli się w sytuacji, w jakiej się znaleźli.
Nela tymczasem okryła się szlafrokiem i wyszła z łazienki, nie zaszczycając Jacka nawet cieniem spojrzenia.


Jack posiedział jeszcze chwilę w wannie, czekając, aż opadną buzujące w nim emocje. Co trwało dłuższą chwilę. Naprawdę długą chwilę. Nie dość, że emocje były na bardzo wysokim poziomie, to jeszcze miał dużo do przemyślenia.
A prawdę mówiąc - powinien się bardzo mocno kopnąć w tyłek.
W końcu wygrzebał się z wanny. Podszedł do wiszących szlafroków, wybrał największy i poczłapał w stronę sypialni, po drodze zawijając się w metry materiału.
 
__________________
To nie ja, to moja postać.
Wila jest offline  
Stary 14-11-2016, 13:18   #80
 
Morri's Avatar
 
Reputacja: 1 Morri ma wspaniałą przyszłośćMorri ma wspaniałą przyszłośćMorri ma wspaniałą przyszłośćMorri ma wspaniałą przyszłośćMorri ma wspaniałą przyszłośćMorri ma wspaniałą przyszłośćMorri ma wspaniałą przyszłośćMorri ma wspaniałą przyszłośćMorri ma wspaniałą przyszłośćMorri ma wspaniałą przyszłośćMorri ma wspaniałą przyszłość
A w tym samym czasie Barb...

Barb z zadowoleniem zrzuciła z siebie kurtkę oraz buty. Nie zamierzała przymierzać szlafroków na brudne ciało, bo żal było zarówno bawełnianej kąpielowej narzuty, jak i seksownego jedwabiu, który wcisnął jej Jack. Z łazienki było jeszcze przez chwilę słychać szmer rozmowy, a potem cichy plusk wody i szmer, pewnie jeszcze cichszej rozmowy.
Czarnowłosa zaczęła wydobywać ze swojego plecaka zapasową odzież i rozkładać ją na oparciu jednego z krzeseł. Po co ma się gnieść, skoro może sobie powisieć. Oraz naszykowała na skraju łóżka zmianę bielizny, w którą zamierzała wskoczyć zaraz po kąpieli.
Przysiadła powoli na miękkim materacu, biorąc w palce wisior, który otrzymała od Dana i zaczęła dokładnie mu się przyglądać. Był ładny, chyba z prawdziwego srebra i musiała przyznać, że z przyjemnością będzie czuć jego ciężar między piersiami. Dodatkowo postanowiła nie zdejmować go również podczas kąpieli. Kto wie, co może się stać… w zasadzie zawsze. W końcu kto by przypuszczał, że ze zwykłej imprezy w klubie wyląduje w jakimś pieprzonym świecie z wilkołakami, wróżkami i magią. Nadal miała wrażenie, że może po prostu ktoś jej podał jakieś rewelacyjne narkotyki. Albo, że po prostu umarła, o. A tak właśnie wygląda… nie-życie. Albo życie po śmierci.




Po jakimś czasie całkowitej ciszy jaka nastała od strony łaźni, Barb mogła usłyszeć nerwowe, pośpieszne kroki. Któreś z pozostawionych w tamtym pomieszczeniu przez nią przyjaciół wracało.
A była to Nela. Jakby zapomniała się wytrzeć, tylko owinęła się w szlafrok.
- I co, nie domył plecków, czy palnął coś głupiego? - rzuciła w stronę Neli pół-żartem.
Nela uniosła wzrok na Barb, wciąż podążając wprost w stronę łóżka. Wtedy czarnowłosa mogła zdać sobie sprawę, że jej koleżanka ma w oczach łzy. I nic jej nie odpowiada, widocznie chcąc się znaleźć jak najszybciej u celu.
- Co się stało? - Barb poderwała się z łóżka. - Mam mu iść wpierdolić?!
Zaraz po tym kiedy Barb poderwała się z łóżka, Nela na nie opadła.
- Niee… - szepnęła cicho, próbując zagarnąć jedną z poduszek i położyć ją sobie na twarz. - Zostaw go. - Brzmiało jak “to moja wina”.
- To tobie mam wpier...papier? - zasugerowała grzecznie Barb, siadając znów na łóżku i przesuwając poduszkę ku koleżance.
- Możesz…- słychać było już niewyraźnie, gdyż Nela zasłoniła twarz ów poduszką. Zresztą zaraz po tym, jej ciałem wstrząsnął lekki dreszcz, jakby bezgłośnie zapłakała.
- Co się stało? - zapytała znowu Barb, wiedząc, że musi przycisnąć.
Odpowiedziało jej głośne nabranie powietrza i kolejne dreszcze towarzyszące cichemu łkaniu Neli.
- Chcę do domu… - oznajmiła tamta przez łzy i cicho bo pod poduszką.
- Próbujemy to zrobić. Wrócić, dlatego jesteśmy w drodze. Mamy swoje zadanie i zepniemy się wszyscy tak, żeby to wyszło. NIektórym również się nie uśmiecha zostanie tutaj. A ja martwię się o mojego tatę. - Mówiąc to Barb delikatnie poklepała Nelę po ramieniu. - Nie jesteś sama w tym pragnieniu. No i tutaj też nie jesteś sama, walczymy razem.
Nela zamiast odpowiedzieć wróciła do cichego zanoszenia się płaczem pod poduszką. Ona bowiem, w tym momencie, czuła się wyjątkowo samotna.
- No już, już - Barb dalej poklepywała Nelę po ramieniu, łypiąc z wyrzutem w stronę łazienki.
Po chwili Nela powoli wyjrzała zza poduszki, patrząc na Barb ostrożnie swoimi teraz zapłakanymi zielonymi oczami.
- No nie płacz, damy radę, wyrwiemy się z tego wszystkiego. A widzisz, potem to już u nas też może będzie lepiej. Bo ja za bliskich znajomych nie miałam. Znaczy jakaś paczka niby była i lubię ich. Ale nas połączą przejścia. A za dwadzieścia lat nasze dzieci wezmą ślub. Niezależnie od płci! - Barb oznajmiła to z mocą, mając nadzieję, że trochę rozbawi koleżankę. - A tak serio to co? Miał małego, nie? - zapytała konspiracyjnym szeptem, próbując jeszcze intensywniej wywołać na twarzy Neli uśmiech.
Nela nie dziwiła się ani trochę, że Jack powiedział owe “nie”. On miał przecież narzeczoną… i to taką, którą znał od dziecka. A ona, Nela z czysto egoistycznych pobudek rozwalała tą miłość. Ciul z tym, że narzeczona Jacka nie istniała w tym świecie i jeśli w nim zostaną, nie zacznie tu istnieć. Istniała w tamtym, do którego jeśli wrócą to i tak Jack by jej w ogóle nie pamiętał… ale, czy to czyniło ich bezkarnymi?
Teraz jednak Nela czuła się samotna, pragnęła towarzystwa. I może dobrze się stało, bo akurat z Jackiem czuła nic porozumienia. Inną nić niż pragnienie. Ani przy nim, ani przy Barb nigdy nie ukrywała, kim naprawdę jest. Sytuacja w jakiej się znaleźli razem jakoś zamazała te chęci ukrywania swojego prawdziwego ja. Wiedzieli, że jest popaprana i bredzi od rzeczy o prawach fizyki czy matematyki. Mało tego, nie śmiali się z niej. Jack rozumiał co mówi… Jack często miał takie zdanie jak ona… Jack… aż do teraz, kiedy idiotka wszystko zepsuła. I sama już nie wiedziała, czy bardziej boli ją odrzucenie, czy bardziej przeczucie, że tym, do czego doszło, straciła wspaniałą przyjaźń, jakiej jeszcze nie miała.
A tymczasem Barb próbowała pocieszyć ją właśnie zyskaniem przyjaźni…
W dodatku, śluby niezależnie od płci wcale nie rozbawiły Neli. Gdyby Barb wiedziała… gdyby wiedziała… z pewnością i ona odrzuciłaby Nelę.
Nela ponownie zaniosła się płaczem po jej słowach. Tym razem nawet nie próbowała być cicho. I ledwo co zdążyła naciągnąć na twarz poduszkę.
- Eeej, no dobra, dobra, wcale nie będę cię stalkować pod domem w naszym świecie. Okeeej, obiecuję! I nasze dzieci na pewno się będą nienawidzić - zmieniła front Barbara. Boże, nigdy nie była dobra w takie klocki. Nie wiedziała co jest powodem płaczu Neli i nie wiedziała, jak może jej pomóc. Postanowiła więc po prostu ją zapytać. - Jak mogę ci pomóc, stara, no?!
- Nie wiem Barb… ja… ja przepraszam. - Nela odpowiedziała dopiero po kilku chwilach, gdy znów była w stanie się uspokoić. - Robię z siebie idiotkę tak rycząc… - “po raz drugi w ciągu ostatnich kilku minut” dodała w myślach, nie śmiąc tego powiedzieć na głos. Odsunęła lekko poduszkę, by znów móc spojrzeć na czarnowłosą.
Barb wzruszyła ramionami.
- No to co, że ryczysz? Wielkie mi halo. Widocznie potrzebujesz. Daleko jesteśmy od normalności, więc różne emocje się w nas gromadzą. Lepiej, że tak je wentylujesz, niż na przykład stwierdziłabyś, że idziesz pobiegać w las, albo nie wiem, że coś rozwalisz. Skoro płaczesz, to masz powód i nie mnie oceniać, czy ten powód jest duży, czy mały, fajny, czy niefajny. Płacz to okazanie siły - westchnęła - tak gdzieś kiedyś przeczytałam. Że wiesz, że możesz okazać słabość przy nas, to też zaufanie. No i jak silną osobą trzeba być, żeby móc zapłakać. Rozumiesz tę pokrętną logikę, nie? - Barbara miała nadzieję, że nie brzmi jak jakiś tandetny coach.
Nela skinęła krótko głową, jakby chciała przytaknąć, że rozumie tą pokrętną logikę.
- Jack na pewno zacznie mnie teraz nienawidzić, bo zrobiłam coś, czego nie powinnam - szepnęła w końcu Barb, sama zdziwiona swoim otwarciem i wypowiedzeniem tych słów na głos - i ty też zaraz zaczniesz. Bo skoro i tak wszystko wali się, to ci powiem… lepiej teraz - dodała konspiracyjnie, nadal szepcząc. - Ta osoba, przez którą uważam, że się tu znalazłam, to moja była dziewczyna. Rozumiesz? - Przyglądała się przy tym Barb, jakby czekała na kolejny cios od kolejnego z “przyjaciół”.
- No to co? Znaczy - jeśli chodzi o Jacka, to może po prostu szczerze przeproś. Pewnie wybaczy. Pogadaj. A co do dziewczyny - no cóż, to dość ciekawe, że rzekomo bliskie nam teraz, lub kiedyś, osoby nas mogły wpakować w jakąś kabałę, nie? - Barb jakoś nie przejęłą się szczególnie wyznaniem Neli. “Dziewczyna”, no i? Przecież nie uprawiała seksu z koniem, nie? To mogłoby być co najmniej… dziwne. Ale dziewczyna? Barb znowu wzruszyła ramionami.
Szarowłosa przyglądała się swojej towarzyszce z niemym zaskoczeniem. Spodziewała się innej reakcji. Że Barb ucieknie? Będzie zła? Szybko zabierze dłoń z jej ramienia, jakby powiedziała coś okropnego? Tymczasem…
Może nie miało być tak źle, jak pod wpływem emocji podpowiadała Neli jej wyobraźnia?
Dziewczyna nic nie mówiąc, naciągnęła z powrotem na twarz poduszkę. Jednak tym razem nie płakała.
- Nie bądź taka święta i oburzona. Mój ojciec by powiedział “nie bądź taka świętojebliwa”. Wszyscy tu kiedyś uprawialiśmy seks z kobietą. - Parsknęła śmiechem na to swoje podsumowanie. - I założę się, że w tym światku to już w ogóle orgie wampirze to jakaś normalna sprawa. Byleby nie byli zoofilami, albo dendrofilami. Chociaż jak roślinka lubi, to kto wie…
Nela miała szczerą ochotę tym razem się roześmiać. Uchyliła znów poduszkę, a chociaż nie śmiała się, widać było rozbawienie w jej oczach.
- Próbowałam go, emmm… pocałować… - streściła, może nawet bardzo streściła. Chociaż to chyba bolało ją najbardziej. Bowiem Jack mógł bać się seksu bez zabezpieczenia, ale on nie chciał odwzajemnić tego… pocałunku. To właśnie sprawiało, że Nela była pewna tych ponurych myśli, które wisiały jej w głowie. - Jacka - dodała, by mieć pewność, że Barb zrozumie o kogo chodzi.
- No chyba nie Dana, ten na pewno by się dał - parsknęła Bab. - No cóż. Jack jest ładnym chłopcem, nie dziwię się chęciom twoim. Dziwne, że się nie dał, no ale cóż. Może wierniejszy jest, niż wygląda. Bliskość, kąpiele, pomaganie sobie, to robi jakąś tam więź. Kto wie, czy za tydzień już się nie da pocałować.
Nela spojrzała na Barb z pewnym wyrzutem, dodając do tego jednak lekki uśmiech.
- To dobrze o nim świadczy. A o mnie… bardzo źle - dalej mówiła szeptem.
- No cóż. Święta nie jesteś. Ale nie przesadzaj, że to było bardzo złe. Nastrój, atmosfera… Ale jakby taki święty i on był, to by nie wlazł z tobą do wanny, więc bez przesady naprawdę. Nie jesteś winna samodzielnie. On też mógł sobie darować oglądanie nagiej koleżanki - celnie zauważyła czarnowłosa.
Szarowłosa przygryzła wargi. Cholera… Barb miała przecież rację… a jej słowa dudniły teraz w głowie Neli, wprawiając ją w zamyślenie.
- Skąd wiesz, że byłam naga? - zapytała nieco żartobliwym tonem Nela, po czym nagle zerwała się do pozycji siedzącej, jakby coś sobie uświadomiła, opatulając się jednocześnie mocniej szlafrokiem. Bo pod nim przecież dalej była naga…
- A co, KĄPIEL się bierze w bieliźnie? I to macanie przy smarowaniu maścią? Nie no, zero seksualnego napięcia, każdy się przecież może smarować po pośladkach maścią, nie? - Spojrzała z ukosa na Nelę, wyłuskując kolejną cenną uwagę. - Dawał znaki, że odpowie na taki pocałunek w mojej opinii. Nic nie usprawiedliwia tej jego ciągoty do smarowania koleżanek. Mogłyśmy sobie to robić nawzajem i bez emocji zajmować się nim, a dobrze wiesz, że tak nie było.
Nela lekko zarumieniona swoją głupią reakcją na uświadomienie sobie, że nie ma nic pod szlafrokiem, uśmiechnęła się do Barb.
- Porozmawiam z nim - obiecała.
 
__________________
"First in, last out."
Bridgeburners
Morri jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 11:39.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172