- Dobrze zrobiłaś. - Karl pochwalił Zorę. Opuścił łuk i schował strzałę do kołczanu. - Nie można było pozwolić, żeby taki stwór wałęsał się po lesie i roznosił zarazę. Ale strzały raczej nie odzyskasz.
* * *
Nie tylko nieszczęsna ofiara wilka wylądowała na poboczu, w prowizorycznym grobie, oznaczonym kawałkiem wygładzonego drewienka z wyrytym słońcem, symbolem Pana Świata. Również i cielsko wściekłego wilka wylądowało w jakimś wykrocie, przysypane grubą warstwą ziemi.
Czy zaginiony kupiec również padł ofiarą szarego drapieżnika? To pozostawało zagadką.
* * *
Droga stale wiodła przez las, prosto jak strzelił. No, prawie.
W każdym razie, tak jak wcześniej mówił Karl, trudno było tu zbłądzić. W pewnej jednak chwili handlarz klejnotami zwolnił.
- Słyszałem o tym miejscu - powiedział. - Widzicie tę drogę, odchodzącą w bok?
Pytanie było z gatunku retorycznych.
- Podobno parę mil stąd jest jeziorko. Plotki głoszą, że kiedyś tam stała jedna z Czarnych Wież. Gdy się zapadła pod ziemię, to powstało właśnie to jezioro. Są tacy głupcy co wierzą, że na dnie jeziorka można znaleźć skarby. Ponoć paru znalazło. Śmierć. Najwyraźniej Czarni Magowie i po śmierci btonią swej własności.