Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 31-08-2016, 20:28   #197
Slan
 
Reputacja: 1 Slan ma wspaniałą reputacjęSlan ma wspaniałą reputacjęSlan ma wspaniałą reputacjęSlan ma wspaniałą reputacjęSlan ma wspaniałą reputacjęSlan ma wspaniałą reputacjęSlan ma wspaniałą reputacjęSlan ma wspaniałą reputacjęSlan ma wspaniałą reputacjęSlan ma wspaniałą reputacjęSlan ma wspaniałą reputację
Arabel piła, ale tym razem położyła się spać względnie trzeźwa. Nie miała też żadnych typowych dla niej snów, za co tylko mogła dziękować Serenae. Rano wstała rześka. Kupiła słonecznik i maś na klescz dla wszystkich, a potem wędrowała wesoło podśpiewując i częstując wszystkich słonecznikiem.

Potem Arabel zobaczyła włochate nogi. Podrapała się po głowie I zawołała

- Pani Kozo, przysyła nas tu Shalelu. - zawołała Składając dłonie w krzyk.

Widoczna za obeliskiem noga na chwilę drgnęła chrapanie ustało… by wkrótce powrócić do swego specyficznego rytmu, wyglądało na to że nawet wrzask paladynki nie był wystarczający do przebudzenia.

- Chyba trzeba ostrzej. - poszukała patyka i jeśli go znalazła podeszła i szturchnęła stworaka w nogę.

- Co ty robisz?! - Sykną na paladynkę chwytając dłoń z kijem - Tu trzeba sposobu Pijany Szczęściarzu ześlij trunek na frasunek nowo poznanego bo potrzeba wina na klina. - Zmówił krótką modlitwę a pusty bukłak w dłoni fauna cudownym sposobem wypełnił się.

Gdy okrążyli głaz mogli ujrzeć satyra w pełnej jego “chwale” to znaczy ledwie opierającego się plecami o kamień wciąż jakimś sposobem trzymającego w drugiej dłoni całkiem ładny drewniany kubek który był jednak dość suchy. Dosyć głośnio chrapał, a z kącika ust wydobywała się stróża śliny dość leniwie skapująca po jego bujnej brodzie, na daną chwilę jego twarz “przyozdabiał” sporych rozmiarów siniak wokół lewego oka. Gdy modlitwa kapłana wypełniła bukłak trunkiem ten pociągnął parę razy nosem wyczuwając woń wylewającego się z niedomkniętego pojemnika wina. Powoli odzyskując przytomność zachichotał paskudnie potrząsając ponownie pełnym bukłakiem po czym nie zdarzając na ich obecność napił się.

- Przynajmniej znów mi se śni że mam wina pod dostatkiem choć to nie elfia księżycówka ehehe… - chichot został przerwany przez głośne beknięcie gdzie wreszcie zauważył kapłana i paladynkę - Nawet ładna dupeczka mi się śni… tylko czemu ten dandys tu jest ? Będzie kibicować ? Bo faceci mnie nie kręcą. - zaczął znowu rechotać, wyglądało na to że nie był jeszcze na tyle przytomny b uświadomić sobie ze nie był to pijacki sen.

- W końcu patron pana Lajosa wykazał swoją przydatność. Tylko, czy takie stwarzanie alkoholu nie narusza prawa?

- To Elfy robią księżycówkę. - zapytała Arabel i dodała - To miło nam pana poznać, ale nie jest pan w moim typie i w ogóle to chyba jesteśmy naprawdę. - uśmiechała się szeroko.

Lajos uśmiechną się na widok reakcji koźlaka -Nie gdy się go nie nadużywa. - Odpowiedział Harutobi mimo uszu puszczając słowa o przydatności nie czas aby jej wyliczać ponownie błogosławieństwa użyte na bagnach.


Skłonił się przed Faunem - Ja też wolę niewiasty, nie śni waszmość Pan a wino w bukłaku to mój dar dla was zapewniony mocą mojego patrona Caydena Caileana którego jestem kapłanem. Przysyła nas Shalelu abyśmy przepędzili Garagana co wam spokój zakłóca! - Wyjaśnił.


Satyr popatrzył się jeszcze przez chwilę aż w końcu odzyskał na tyle przytomności by wypowiedziane słowa mogły wreszcie do niego dotrzeć. Przestał się śmiać wciągając naglę powietrze jak by mu nagle zabrakło tchu po czym zerwał się na równe nogi, całkiem zwinnie zdarzając na swój stan po czym szybko przetarł twarz ścierając ślinę.

- Że jak ? Shalelu ? - wybełkotał lecz dostrzegając podarowany im przez elfkę przedmiot uspokoił się po czym już bardziej przytomnie kontynuował - Shalelu was przysyła ? Miło poznać jej przyjaciół, zwą mnie Dubhagan. Więc macie zamiar pogonić tego wariata ? No i dobrze tylko się pałęta taki i nawet zabalować w spokoju nie można… choć dziewczyny ma ładne. Więc mogę wam jakoś pomóc ?

- Tak panie, przysyła nas pani Shalelu. Przyjaźnię się z nią. - Hotarubi lekko się skłoniła.

- Ładne ale wredne…Tak tylko mi się wydaje. - paladyn czerwieniąc się mocno. - A tak w ogóle to miło było pana spotkać. Może przed wyjazdem do Brinewall pogadamy trochę i może osuszymy bukłaczek albo dwa, a teraz idziemy do znajomej Shalelu. bo ktoś ponoć porwał podwładną Gałgana.

- No to zdrowie. - rzucił, pół losowo, Caldwen do satyra i sam chlustnął z butelki.

- Klin klinem mówią, nie? Od rana próbuję mojego i już podziałał, ale fajno jest. Ha hue… zaśmiał się lekko bełkotliwie. Stan wczorajszy wciąż go trzymał. - Dobra. Mamy kamień. Gdzie mieliśmy przesyłkę zanieść? - zapytał nie pamiętając.


- Porwał ? To dopiero łotrostwo by ważyć się na coś takiego wobec tak uroczych dam i mówicie że dokąd zmierzacie ? Bo Shalelu ma tu trochę znajomych i nie wiem o kim mowa.- satyr wyraźnie się oburzył wspomnieniem o porwanej jednak Lajos miał pewne dziwne wrażenie jak by nie był tym faktem aż tak zaskoczony, choć mogło mu się tylko zdawać.

- Nie wiem kto u was szefuje podobno wzięliście w jasyr jakąś ludzką kobietę? Można by ją wykorzystać żeby zastawić na wariata pułapkę! Podobno Gałgan jest pomylony i rządzą nim Skittrrfoot ex chowaniec wiedźmy z bagien i ta sexy elfka która jest podobno straszną rasistowską murwą która manipuluje wojownikiem ciemności dla zysku. Sumując przydało by się pogadać z kimś kto byłby wstanie pomóc nam w organizacji pułapki wtedy można było by oddzielić Garagana od tych co mają na niego zły wpływ i sprawdzić na ile jest groźny dla otoczenia solo- Wyjaśnił swój plan działania.


- Pan Panie kolego zdaje się coś wiedzieć o zaginionej Shopie bo coś za mocno was to porwanie oburzyło. Nie winie ani was ani Pana świerszcza który nas obserwował gdy tu zamierzaliśmy nie jestem wprawdzie pijaną inkwizycją ale mało co mi umyka a chcę wam pomóc wypędzić stąd przeklętego sługusa Asmodeo i jego chciwych towarzystwo stąd upraszam o szczerość i współpracę-
Dodał tym samym lekkim tonem.

- Ja tu nie widzę żadnych świerszczy… I raczej nie obserwują nas… Może trochę odpoczniesz panie Lajosie. - uśmiechając się przepraszająco odciągała kapłana.

- Arabellko kochana przeprowadziłem nas przez las i bagna? Przeprowadziłem! Wymodliłem dla nas czary które pomogły nam w walce oraz doprowadziły do odkrycia sekretu rodziny Pani Ameiko! Moje mowy zagrzewają was do boju nawet najmniejsze błogosławieństwa używam że znawstwem aby wspomóc naszą sprawę i grzecznie obudzić rozmówcę któregoaż ty chciała szturchać patykiem! Nie idzie mi o to żeby bić przede mną pokłony ale docenicie mój wkład w działalności tej drużyny tak ja doceniam was i dajcie ciut zaufania miast sądzić po pozorach!- Chuknął Lajos zły na to jak ostatnio go traktowano, a Arija na to parsknęła śmiechem. - Znam się na tym co robię mam oczy wokół głowy i wiem gdy ktoś kłamie. - Dodał spokojniej.

- I spiliście parę osób. - wtrąciła Hotarubi podążając za Arabelą.

- Tak, tak masz rację. Te świerszcze na pewno nas śledzą i szpiegują. Sama widziałam nieraz, jak chodziły za uczciwymi ludźmi, aby zbierać informacje dla swych władców… Może pójdziemy dalej.... Czuję się dziwnie i trochę zawstydzona. - mruknęła Rycerka.

- Ejiże dość tego! Rany pijackie to brak szczęścia zatem daj mi go uleczyć Panie a może wnet szczęśliwy potwierdzi że nie jestem wariatem? - Na szybko pomodlił się Evangelista i poklepał koźlaka delikatnie po policzku podbite oko momentalnie się zagoiło - Panie Dubhagan napoiłem Pana, wyleczyłem bolączki nawet zapewniłem odrobinę rozrywki własnym kosztem czy może pan w zamian wyświadczyć mi łaskę i potwierdź że mówię prawdę? To wtedy weźmiemy się za obronę waszego domu

- Macie mój miecz do dyspozycji przy obronie domu, o panie Dubhagan. - zadeklarowała ninja.


Satyr był dość zdezorientowany całą sprzeczką jakiej był świadkiem a gdy Lajos wziął się za jego leczenie próbował się cofnąć protestując.

- Co mnie smyra ?! Facetów nie lubię… - pomacał się po zaleczonej już twarzy sprawdzając co się stało - Przynajmniej nie będą gadać że mnie baba sprała… emm to znaczy… Cholera ! To miało wyjść inaczej, miałem jej pomóc i potem zaprosić na wino… - tutaj upił solidny łyk z bukłaka na rozwiązanie języka -Wiecie wino miła gadka i wiadomo co potem… tylko hmm nie była mną tak oczarowana jak myślałem no i jeszcze ta durna koza ciągle beczała i ją odrywała od dyskusji. Miałem nawet zamiar zgrywać bohatera i jej ją przyprowadzić ale ta mi przyłożyła, ma zamach… no i tyle rozumu by spytać się gdzie ma iść by znaleźć pomoc to jej wskazałem drogę. - tutaj wskazał na wschód.

- Aha, dzięki za wskazówkę. To czas na nas i nie martw się, że nie polubiła cię. Dla niektórych dziewczyn żaden nie będzie atrakcyjny niezależnie co uczyni lub ile ona wypije. - rzekła Arabel i ruszyła.

- A gdzie moje przeprosiny i przyznanie mi racji?! I gdzie ty w ogóle idziesz? Pań Dub będzie robił za naszego przewodnika. Co wy na to żeby ich zdezorientować butlą wiecznego dymu Pan Caldwen wykopie swoją mocą dwa doły pod pseudo paladynem i jego elfką osobno. Problem ze Skitterfootem jego kopaniem i rojem Panie Dub macie tak z tuzin wróżek które splotłby jakąś mocną siatkę i uwiesiłby w niej szczura ne drzewie? Jak się wam podoba mój plan? Najlepiej za karę zabierzmy Gałganowi i jego hałastrze cały ekwipunek i niech na golasa idą precz! - Zawołał zadowolony. W faunie i jego opowieści było coś podejrzanego, Lajos nie bardzo rozumiał o co biegało z tą kozą ale całość sprawy mało go obchodziła ważne było powstrzymanie sługi czartów i jego kompanów głupią Shopie której najwyraźniej nikt nie porwał tylko zgubiła się w lesie można znaleźć potem jeżeli będą mieć czas.

- A to praworządne i dobre? - - zapytała paladyn nie zatrzymując się.

- Jak dawno temu wyruszyła. - Hotarubi próbowała przywrócić rozmowę na tory pragmatyczne zamiast filozoficzno-moralnych.

- No dobra macie rację najpierw znajdźmy tą zagubioną babkę a potem gałgan i jego ekipa. - Stwierdził Lajos niechętnie.

Satyr w międzyczasie przysłuchiwał się tej wymianie zdań uznając to za naturalny stan tej grupy popijał sobie wino z bukłaka, następnie schylił się po kubek napełniając go i wyciągając w stronę Lajosa.

- Spięty jesteś panie kolego chyba wam potrzeba by się rozluźnić. No i chyba macie dziwne wyobrażenie o mnie i innych tutejszych mieszkańcach, widzisz tu jakiś harem wróżek ? Bo ja nie i miał bym inne zajęcia gdyby tak było zamiast przesiadywanie tutaj… - zaśmiał się wyraźnie rozbawiony taką wizją - Nie pamiętam też bym zgadzał się was gdzieś prowadzić lub pomagać organizować zasadzkę na tamtą zgraję. Hmm dziewkę odprawiłem gdzieś koło późnego popołudnia gdy mi przyłożyła aż tak daleko stąd nie jest wiec zapewne doszła tam przed zmrokiem, mam nadzieję że ta wiedźma napędziła jej stracha na powitanie Ha ! - znów zarechotał ale przerwał nasłuchując w oddali gdzieś na północy dobiegło do nich dość rozpaczliwe beczenie - Hmm w sumie jeśli tak wam zależy na jakiejś klatce czy coś w tym stylu to możecie spytać Manachana i jego zgraję czy wam nie pożyczy swojej. Za cholerę nie wiem czemu ten pokurcz tak nalegał by zabrać tą cholerną kozę ale miał tą swoją klatkę to mu pozwoliłem gadzina była z siebie taka zadowolona… mały wariat. No i Sophie chyba była by zadowolona z odzyskania swego pupila… może nawet bardzo. Hmmm... - tutaj uśmiechnął sie dość obleśnie z miną jak by nad czymś wybitnie kontemplował.

- A ten Manachan to kto? I czemu ona taka do tej kozy przywiązana… Nie wnikam, musimy być tolerancyjni -- rzekła paladyn.

- To historia o kozie nie warta opowiedzenia… - przytaknęła Hotarubi. - Klatka będzie raczej zbędna.

Lajos wziął kubek z podziękowaniem i wypilił duszkiem. Poczuł się trochę lepiej ale za chwilę znów się poddenerwował - To już zapomniałaś jak kłopotliwy jest Skitterfoot? Zakopie się w ziemi i będzie nas rozpraszać a teraz ma mocarnych towarzyszy którzy to wykorzystają! Skoro nie ma wróżek to Twój fruwający pupil będzie musiał uchwycić go za chabety i wrzucić do klatki zawieszonej na wysokim drzewie. Potrzebujemy kozy żeby znaleźć Sophie,zyskać jej zaufanie i wykorzystywać w pułapce, konieczne jest także uzyskanie pozwolenia oraz pomocy miejscowych bo w otwartej walce przegramy. Czy tylko ja myślę tu taktycznie?

Caldwen przysłuchiwał się rozmowie wciąż będąc mocno wczorajszym. A nie posiadając tła tej przygody, które przespał w pijackim transie gdy tłumaczono, miał problemy ze zorientowaniem się. Więc postanowił zdać się na Lajosa który, najwyraźniej, trzymał się swego ducha “picia ale nie spijania się” i rozumiał więcej niż on… Potem dopyta…

Satyr przyjął już pusty kubek samemu upijając ponownie z bukłaku po czym zaczął nalewać ponownie do pełna dodał.

- Spięci jacyś jesteście zwłaszcza ten tutaj chyba za ciężko myśli, zrobił wam coś ten Gregan czy Skitterfot że tak wam zależy ? Sophie to znajdziecie bez kozy jak pójdziecie drogą którą wam wskazałem, naszą czarownicę jest czasem aż za łatwo znaleźć. Mam nadzieję że trochę ją nastraszyła gdy się spotkały. - zaśmiał się pod nosem wyraźnie zadowolony z faktu że umknęło mu by wspomnieć gdzie ścieżka zaprowadzi dziewczynę - A co do Manachana to wy go byście nazwali gremlinem, przesiaduje na północy stąd bo mu bliżej do krawędzi lasu gdzie może się wędrowców czepiać ze swoją zgrają a przepraszam on to nazywa kultem. Szczerze nie wiem na co mu ta koza… na ofiarę ? Tak czy inaczej zgadaliśmy się że ja chcę zaprzyjaźnić się z młódką to ten od razu wypalił że bierze kozę walnięty kurdupel ale skoro nawet się nie targował bardziej to nie narzekałem. Po drodze nakradli jeszcze trochę żarcia oczywiście poza tym co Manachan napsuł choć i to też by zapewne zeżarły… opowiadał wyraźnie dumny z siebie a w chwilach przerwy na oddech brał kolejne łyki wina.

- Myślałem że chcesz żeby cię polubiła? No to trzeba wpierw jej kozę uratować a Gremlina przekonamy żeby złożył w ofierze Garagana! Nieee… Skitterfoota? Nieee, dobra coś tam mu znajdziemy - Lajos wyciągnął własny bukłaczek czegoś mocniejszego kupiony w karczmie z rana - A ta wasza wiedźma to co wyrabia? Dziewicę gwałci i dzieciaki morduje? - Sam pomysł że Gałgan może mieć w czymś rację sprawiła że Evangelista musiał się znów napić - Nie lubimy ich bo nas bardzo obrazili. - Odpowiedział na pytanie.

Przed oczyma Arabel stanął widok Kuleczki, jej czarno-białego kotka, którego miała jak była 4 - letnim brzdącem. Kochała go, aż pewnego dnia upolował go jastrząb… Na jej oczach.

- Hej, to już przesada. - Arabel stanęła przed satyrem biorąc się pod boki - Ja wiem, że ta kobieta jest przepnięta zadając się z Gałgan, ale to nie powód aby zabierać jej jej największego przyjaciela. Gdyby ktoś pozbawił cię czegoś co kochasz… eee na przykład tego bukłaka to co byś zrobił. - robiła wykład tonem pani nauczycielki.

-Pewno powiedzie że znalazł by nowy przynajmniej ja bym tak odpowiedział ale macie racje Arabello idziemy ratować kozę! Panie Dub proszę prowadzić do Pana gremlina Manachana przekonamy go jakoś! Koza pomoże nam odnaleźć właścicielkę a Sophie przepędzi dla nas gałgana i jego elfią kochanice.[/i] - Dumny z tego niezbyt logicznego ciągu myślowego Lajos wziął kolejny łyk wina.


- Nie no nasza wiedźma jest strasznie straszna i tyle. Najbardziej niegodziwa rzecz jaką zrobiła to pogonienie mej persony gdy chciałem jej dotrzymać towarzystwa w zimne noce. Jej strata…

Satyr wzruszył tylko ramionami po czym dodał.

- Niespecjalnie mi się chce no ale mogę wam pokazać gdzie Manachan zazwyczaj przesiaduje ze swą zgrają. - to mówiąc ruszył przez chaszcze dając im do zrozumienia by szli za nim. Po drodze nie omieszkał skomentować ich “niezdarności” ww poruszaniu się po zaroślach przynajmniej z jego perspektywy musieli na takich wyglądać.
 
__________________
Myśl tysiąckrotna to tysiąckroć powtórzone kłamstwo.
Myśl jednokrotna, to niewypowiedziana prawda...
Cisza nastanie.
Awatar Rilija
Slan jest offline