Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 01-09-2016, 00:16   #16
Proxy
 
Reputacja: 1 Proxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputację
Wieża czarodzieja

Aurora obudziła się w wygodnym łożu, pięknie umeblowanej sypialni, przez okna wpadały na nią filetowe poświaty czarów rzuconych na okoliczne zabudowania. Czuła się wyjątkowo zrelaksowana i rześka, mimo iż ewidentnie nie była w “swoim ciele” - mogła to dokładnie stwierdzić, gdyż leżała w purpurowej pościeli zupełnie nago.
Gładka hebanowa skóra mrocznej elfki okrywała drobne ciało, jakie widziała Aurora gdy patrzyła po sobie. Dotknęła smukłą dłonią pleców, nie było skrzydeł. Pierwsza córka usiadła na brzegu łoża. Krwisto czerwone kosmyki długich falowanych włosów opadły na jej zgrabne elfie ramiona.
Na stoliku nocnym stały flakoniki, pojemniki na trucizny i magiczne mikstury. W głębi pomieszczenia leżał zgrabnie ułożony wszelki ekwipunek, jaki Aurora miała na sobie w czasie spotkania z Opiekunką.
“W nogach” łoża, leżała w pozycji embrionalnej drowka która przyniosła stalową rózgę. Kobieta była naga, jej ciało trzęsło się nerwowo. Sama rózga leżała na stoliku obok mikstur.

No i oczywiście był i on: Duagloth leżał za Aurorą, na boku. Podpierając leniwie głowę, obserwował dopiero co obudzoną Pierwszą córkę. Mężczyzna był ubrany, w te same co ostatnio szaty.

Uczucie było przyjemne a spokój wewnętrzny i zewnętrzny nie został rozbity w pierwszych sekundach. Ruchy i myśli nie były przez to śpieszne, można było powiedzieć, że nieco ospałe, nawet pomimo doznawanej energiczności. Spokojna obserwacja przyglądała się aksamitowi pościeli, którą normalnie zdołałaby zniszczyć samym położeniem się na niej. Piękne umeblowanie miało swój urok, jednak Aurora nie czułaby się z nim komfortowo. Oczywiście kunszt się jej podobał, jednak w ogóle nie przemawiał do jej uczucia praktyczności. Równie obcym doświadczeniem było jej ciało. Czystokrwiste, filigranowe jak na jej standardy, piękne. Nie było pazurów, szponów, ogonów, skrzydeł, czy rogów. W ich miejsce wplotła palce. Nie znajdując tam nic podążyła nimi do końca długości włosów. Nigdy nie miała ich tak długich. Samo obracanie głowy bez ich ciężarów było nieznanym jej uczuciem. W ten sposób mogła mieć przynajmniej pojęcie jak czuła się śmietanka Domu w innych ciałach. Tutaj wiedziała, że nie mogła zostać poddana serii szalonych operacji. Tak zza ramienia przyjrzała się drżącej drowce, a zza drugiego ramienia Dualgolthowi. Zawiesiła na nim wzrok wstrzymując obserwacje. Nie odezwała się a jej twarz nie wyraziła jeszcze nic innego poza spokojem.

- To jest dopiero sprytne wykorzystanie Sztuki - Duagloth powiedział z satysfakcją, nie zmieniając swojej własnej pozycji. - Twoja matka nie chciała ryzykować nawet w przypadku akcji daleko poza miastem. Niestety, z racji twojego planarnego pochodzenia, sztuczka ze zdjęciem skóry nie wchodziła w rachubę. Zresztą… - wzrok Plugawca zogniskował się twarzy kambionki - nawet jeśli mógłbym cię po prostu oskórować, usunięcie skrzydeł i połamanie, ściśnięcie tylu kości, sprawiło by iż została byś raczej kaleką. - Spojrzenie mężczyzny przenosiło się kolejno jej ramiona, piersi, uda, by znowu wrócić do góry. - Wiem, że nie miałaś nigdy poznać okazji swojego ojca. Ale ja miałem. Inkubus posiada naturalną zdolność polimorfii. Nie jakiejś tam czasowej, ale stałej, zależnej w zasadzie jedynie od jego woli. Myślałem nad tym… jakiś czas. Udało mi się opracować sposób by wyzwolić w tobie tą zdolność, przynajmniej tymczasowo, co… - uśmiechnął się podle - było interesujące samo w sobie, Pierwsza córko. - Dłoń Duaglotha powędrowała w stronę szyi kambionki i objęła ją zaciskając się wokół obroży, z której obecności kobieta zdała sobie sprawę dopiero w tym momencie.
- Nie martw się, księżniczko, twoja forma nie zmieni się, póki ta obroża nie zostanie zdjęta z twojej ślicznej szyjki i tak się składa, że jestem jedyną osobą, która mogła by to kiedykolwiek zrobić. - Mężczyzna ściągnął z kobiety dłoń równie delikatnie i szybko jak ją położył.
- Myślę też, że mimo wyglądu śmiertelnej elfki, zachowałaś całe dziedzictwo swojego planarnego rodzica.

Szybko zabrana ręka została odprowadzona skupionym wzrokiem. Z ust Aurory dalej nie padło żadne słowo komentarza, czy odpowiedzi. Kobieta spokojnie obróciła drobne ciało wchodząc kolanami na szkarłatną pościel. Na czworaka ruszyła w stronę maga przypatrując się mu. Krwiste włosy zsunęły się z pleców na jedną ze stron. Materiał po którym się poruszała nie doznawał ani jednego zadrapania od gładkiego ciała, sam też nadmiernie się nie uginał pod nieznacznym ciężarem. Gdy naga drowka dotarła do Duaglotha sięgnęła jego obojczyka, by popchnąć go do pozycji leżącej. Zawisnęła nad jego głową. Kuszące możliwości zostały szybko ukrócone przez gwałtowne zaciśnięcie się obu jej dłoni na szyi maga. Drobna dłoń była za mała by zrobić to samotnie. Dziedzictwo jej ojca nie tylko pozostało w jej sile, a także we wściekłości, która zaczęła wylewać na wyraz jej twarzy, z każdą chwilą coraz bardziej. Była niezmiernie wkur*iona a powód znajdował się między jej dłońmi.
Aurora doskonale wiedziała, że nie trzeba było wiele, by brak powietrza skutecznie zatrzymał w śmiertelniku stan zwany życiem. Oczy Plugawca rozszerzyły się, tak jak można się tego było spodziewać. Mężczyzna mimo iż został wzięty z zaskoczenia, potrafił jednak zachować się racjonalnie. Chwycił oburącz głowę kobiety, już sam jego uchwyt, uświadomił Aurorze, że znalezienie się między jego dłońmi to to samo co znalezienie się między brzegami imadła. Różnica polegała na tym, iż imadło nie posiadało dziesięciu ostrych jak sztylety palców. Pozostając na bezdechu, Duagloth przyłożył brzytwiaste kciuki do oczodołów kambionki.
Pokaz siły trwał a motywacja demonicy, coraz mocniej wymalowana na twarzy, stawała się jaśniejsza. Paskuda weszła w jej strefę osobistą bez krzty ostrzeżenia. W połączeniu wcześniejszą, dość sporą dezaprobatą wymogu zaszlachtowania jej ludzi, na co sobie nie mogła pozwolić, a w konsekwencji bardzo mocnego ograniczenia jej możliwości, łatwym było wyobrazić sobie jaka mogła być reakcja na kolejne ograniczenie. Obrana przez maga forma przekazania tej wieści okazała się najgorszą z możliwych. Połączenie wszystkich składników okazało się całkiem przewidywalnym przepisem. Dłonie jeszcze chwilę ściskały jego szyję, by następnie w jednym ruchu przeskoczyły na kciuki przy głowie wraz z gołym kolanem niebezpiecznie opartym o jego lędźwia.
Plugawiec natychmiast chwycił powietrze krztusząc się przy tym. Ściągnięcie jego dłoni, z głowy okazało się dla kambionki sporym wysiłkiem, mężczyzna co prawda nie starał się jej oślepić, gdyż nie posuwał swoich pazurów głębiej. Ale i nie zamierzał jej puścić. Pierwsza córka była doświadczoną wojowniczką i nawet w stanie pierwotnej złości potrafiła analizować zachowanie przeciwnika. Duagloth się bronił, nie starał się jednak zaogniać sytuacji. Przynajmniej nic na to nie wskazywało.
- R...cz… - krztusił się jeszcze - czy to jest ten moment kiedy się zabijamy? - wydusił wreszcie.

Wściekłość zadrżała na twarzy demonicy, a z jej gardła wydobył się niski ryk. Czy było to zabijaniem się? Nie brały w tym udział żadne bronie. Żadna ze stron niewiele by zyskała na śmierci przeciwnika. Nie było w tym żadnej nagrody, a gdyby się nad tym zastanowić to same komplikacje. Wszystko wprawdzie było spowodowane, że jedna ze stron nie uszanowała zasad drugiej. Był winny. Jednak wcale się do winy nie poczuwał. Należało mu to odpowiednio przekazać, a jako że mord nie miał zbytnich walorów edukacyjnych... W takiej sytuacji pozostawał wpier*ol. Drugi ryk wydobył się z gardła, które nie było przyzwyczajone do takich to ów. Wraz z nim kolano uderzyło w obrany wcześniej cel.
Duagloth mimo iż był nad wyraz silny, nie był przecież wojownikiem. Uderzenie w “czułe miejsce” podziałało na niego tak samo jak podziałało by na każdego mężczyznę. Z tą różnicą, że Plugawiec błyskawicznie puścił głowę kobiety i odruchowo zjechał dłońmi w stronę źródła bólu. I nie było by w tym nic nadzwyczajnego, gdyby nie użył przy tym całej swojej nadnaturalnej siły, tnąc głęboko plecy drowki swoimi ostrymi jak brzytwy pazurami.
Rany jeszcze bardziej napięły mięśnie wściekłej kobiety. Śliczne ząbki wysunęły w mściwym grymasie a uwolnione ze swego zadania ręce zajęły się doprowadzeniem Paskudy do pozycji bardziej przystępnej nauce jaka go czekała. Tym samym kolanem przycisnęła brzuch przenosząc w ten sposób większość swojego niewielkiego ciężaru na niego. Wolne ręce rzuciły się z miejsca do okładania go po brzydkim pysku. Ile wlezie, lub póki do niego nie dotarło. Nie szczędziły niczego i wiedziały gdzie uderzyć, by wywrzeć wrażenie. Obudzone na plecach rozcięcia poczęły broczyć krwią, która w ruchu rozlewała się co rusz na inną stronę.
Mimo całej swojej siły, Aurora wciąż posiadała śmiertelne ciało, czego nie można było powiedzieć o Plugawcu. Skóra Duaglotha była twarda jak ta, którą kobieta sama posiadała jeszcze jakiś czas temu, a może i twardsza. Mężczyzna na pewno doskonale czuł razy jakie zbierał, gdyż zasłaniał się jak mógł, uchylał i jęczał. Jednak ceną za to były coraz to bardziej zdarte knykcie Aurory.
- P...w...a c..ko - starał się wydobyć z gardła Patron w przerwach między ciosami czy własnymi wrzaskami - zd...esz sob..e spraA! - jęknął - ...wę, że w ka...dym mom...cie mogę użżż… - zasłonił twarz - czaru?
Ilości ciosów, które spadły na maga, były wystarczająco liczne, by zapotrzebowanie na powietrze wzrosło. Jej oddech był szybki i głęboki. Krew z pleców zdołała zbierać się już na szkarłatnej pościeli jak i na nogach maga, a zaciśnięte pięści były przekrwione. Nauka trwała wystarczająco długo, by część wściekłości odpowiedzialna za rękoczyny została wylana na zewnątrz. Ten miał wystarczająco dużo czasu, by zreflektować się nad swoim zachowaniem. Mimo wszystko trwał w swojej postawie nie mogącej jawnie przyznać się do błędu. Aurora zawarczała i zakończyła fizyczne wyżywanie się. Obliczę Duaglotha wciąż nie było czymś, co chciała mieć przed swoimi oczami, tak więc cofnęła się trochę, kolano spoczywające na nim wyprostowała a stopę postawiła między jego nogami. Ręce raz jeszcze sięgnęły jego osoby, tym razem by chwycić jego szaty. Naprężyła mięśnie i wraz z rykiem ruchem całego ciała szarpnęła w bok wyrzucając maga z jego własnego łóżka.
Duagloth zawisł w powietrzu dosłownie cal nad ziemią. Następnie jego ciało uniosło się w powietrzu aż czar lewitacji postawił go na jego własnych stopach. Mężczyzna trzymał się jedną ręką za obitą szczękę, fukał wściekle, niemal warczał.
- Ubierz się - rzucił za siebie, ale oczywiście nie do Pierwszej córki. Skulona cały czas na brzegu łóżka kobieta spełzła na podłogę i ze spuszczoną głową podeszła do jednej z szaf. Duagloth w tym czasie chwycił za krzesło i opadł ciężko na nie. Opierając się łokciami o blat biurka wyszeptał inkantację i widmowa dłoń pofrunęła w stronę jednej z półek. Magiczna dłoń maga uniosła małą blaszaną skrzyneczkę i przywiodła ją przed oblicze Plugawca. Patron otworzył ją i wyciągnął strzykawkę. Pozwolił swojej szacie opaść na oparcie krzesła odsłaniając swój nagi tors. Ciało Duaglotha było czarne jak smoła, i pokryte w wielu miejscach ostrymi kolcami, podobnymi do cierni. Było przy tym diabelsko proporcjonalne i wyrzeźbione. Mężczyzna przyłożył igłę do swojej żyły i zaaplikował sobie płyn sycząc przy tym. Chwilę później przestał masować obite części ciała, ale jego nastrój wciąż był podły. Patrzył nienawistnie na wylęknioną straumatyzowaną drowkę która właśnie kończyła się ubierać.
Kiedy w Duagloth w końcu wstał, wypowiedział półszeptem z tuzin klątw. Mogły to być inkantacje lub po prostu przekleństwa w jakimś otchłannym języku. Albo jedno i drugie. Narzucił na siebie swój szkarłatny płaszcz i podszedł kilka kroków w stronę Aurory.
- Wybacz moją nieuwagę Pierwsza córko - wymownie spojrzał na plecy kobiety - czy życzysz sobie zastrzyk ze środkiem leczniczym? - spytał beznamiętnie.
Naszyjnik, z którym się przebudziła, faktycznie był nie do ruszenia. Poczuły to wnętrza dłoni, na których się odbiły krwiste linie. Przełożenie siły nic nie dawało przez co wychodziło na to, iż wypowiedź paskudy o monopolu przywrócenia jej do prawdziwego ciała mogła być wiarygodna. Wściekłość, która ją owładnęła wcale nie zniknęła. Jedynie ulała się jej destruktywna część. Mocowanie się z magiczną obrożą trwało, gdy mag doprowadzał się do porządku. Spotkanie nie poszło po myśli żadnej z obecnych osób. Zaczepiona demonica w innym ciele zabrała jedną dłoń od szyi i palcem prostej ręki wycelowała w Dualgotha.

- NIGDY... - zaczęła po chwili - nie waż się mnie dotykać bez mojego pozwolenia - wycisnęła delikatnym wysokim głosem, który tak bardzo do niej nie należał. Również wcześniejsze ryki i warczenia, do których to gardło nie było przyzwyczajone, sprawiło, że głos był zachrypiały i nieco zdarty.

Duagloth uniósł ręce w pokazowym geście zaprzeczenia.
- Oczywiście Pierwsza córko, nie było by takiej potrzeby, jestem już całkowicie zaznajomiony z twoim ciałem, nie ma najmniejszego powodu bym naruszał twoją prywatność… znowu - skłonił głowę chowając wyraz swojej twarzy.

Spojrzenie świdrowało oblicze osoby, której łowczyni nie miała ochoty oglądać. Wyciągnięta dłoń, zabrana od tłuczenia po pysku, była również pozdzierana i przekrwiona. Podobnie zresztą druga. Rany z pleców sączyły posokę. Czerwony ślad skąpał ciało pionowo w dół. Na pośladkach rozchodziły się stróżki, niektóre brnęły dalej po udach, niektóre skapywały na podłogę znajdując sobie w ten sposób najkrótszą drogę. Przerwanie walk sprawiło, że rany zaczęły mrowić i nieprzyjemnie tępo pulsować. Interwencja medyczna była potrzebna. Po paru oddechach, potrzebnych na przetrawienie sytuacji i zduszenie dalszej chęci rozszarpania Paskudy, Aurora nie odezwała się ani nie przyjęła oferty maga, za to usiadła na skraju łóżka przyklejając się do posłania tyłkiem mokrym od krwi. Opuściła głowę a na twarz opadły niesklejone pasma włosów. Sięgnęła dłonią swojego boku i poczęła mamrotać przez zęby inkantacje czaru. Święta energia wlała się w ciało służki bogini pająków. Rany na nadgarstkach znikły zupełnie. Szramy na plecach zasklepiły się i choć miejsce wciąż było obolałe pod dotykiem, nie wymagało już jakiegokolwiek zewnętrznego opatrunku.
- Pomyślałeś o jakimś ubraniu, czy mam wyjść stąd nago? - warknęła Pierwsza Córka wpatrując się we własne stopy. Duagloth uniósł brew.
- Jeśli taka twoja wola księżniczko… choć przypominam iż dla kamuflażu lepiej było by gdybyś okryła to sprawiające wiele radości ciało.
- Daruj sobie - wycisnęła spoglądając na niego wściekle.
Mag pstryknął palcami powodując natychmiastowe wyprostowanie się stojącej przy szafie drowki.
- Posprzątaj łóżko, przynieś kobiecie szaty - warknął wydając rozporządzenia. Drowka posłusznie pościągała ubrania z wieszaków i trzymając je oburącz przeniosła na brzeg łoża. Wypowiedziała magiczną frazę i z pościeli znikły wszelkie ślady krwi. Aurora wychwyciła, kątem oka, iż jedna z run na stalowej rózdze (lezącej na stoliku) mignęła czerwonym światłem. Drowka stanęła kilka kroków przed Aurorą ze wzrokiem jak zwykle wbitym w podłogę.
Pierwsza warstwa ubrania została założona, po niej dochodziła część wierzchnia a na końcu część zapewniająca ochronę trudów życia w Podmroku poza miastami. Całość przylegała do ciała, dodawała nieco sztywności i była skrojona z materiałów, które nie zużywały się po jednorazowym wypadzie. Porządny zestaw zwiadowczy wraz z insygniami ósmego domu był w komplecie. Plugawiec nie starał się nawet udawać, że nie przygląda się całemu procesowi ubierania się Pierwszej córki. Gdy Aurora była gotowa spojrzał wymownie na zastawiony flakonami stolik, oraz żelazną rózgę.
- W szufladzie jest jeszcze torba na mikstury, ufam iż kolekcja trafi w twoje gusta, Pierwsza córko - wyjaśnił.
Ta poirytowana podeszła do wspomnianej szuflady i otworzyła ją nie drocząc się z delikatnościami. Szybkie przesunięcie wprawiło w ruch parę dodatkowych przedmiotów w środku. Torbę pochwyciła i nie patrząc na poszczególne mikstury zgarnęła je ręką zsuwając je do środka. Przy próbie zamknięcia szuflady (a bardziej trzaśnięcia ją) wstrzymała się dostrzegając blask ze środka. Wolną ręką sięgnęła do środka wyciągając lusterko, które przystawiła je przed twarzą.


- Co-to-do-kur*y-jest... - wycisnęła pod nosem mrużąc oczy na widok odbicia. Drobna dłoń zacisnęła się na trzymanej torbie. Posiadane ciało wyglądało jak namalowana lekkim pędzlem kur*a. Nic nie byłoby w tym tak "strasznego", przyciąganie spojrzeń porządania nie było wartością dla łowczyni. Firfria z pewnością krztusiła się z zachwytu, a Aurora? Była ponownie rozdrażniona i jednocześnie obrzydzona mając za plecami osobę, która do tego doprowadziła bardzo umyślnie i z rozkoszą. Szkoda tylko, że nie wiedział z czym to wszystko się wiązało.
Duagloth wyszczerzył się podle.
- Tak wiem, mi też się podobało… czy ja powiedziałem “podobało”… och, chciałem powiedzieć “podoba”.
- Kto-to-kur*a-jest... - wycisnęła po raz kolejny, choć zdecydowanie bardziej do siebie.
- Uwierz mi, Pierwsza córko, nie chciała byś nic poprawiać… a może? - Plugawiec uniósł brew.
- Czy tobie do reszty odpier*olio?! - uniosła głos wciąż wpatrując się w lusterko. Następnie szybko rzuciła nim w kierunku otwartej szuflady i obróciła się wściekle do maga. - Użyłeś przy tym... - zacisnęła zęby wraz z dłońmi powstrzymując się przed kolejnym wybuchem. Powstrzymała kwestię i po chwili milczenia użyła innej. - Jak miniaturka jakieś kur*y... - druga próba była również niefortunna. Wściekłość aż buzowała, z czym Aurora walczyła przykładając do tego wiele wysiłku. - Czy myśląc h*jem wziąłeś pod uwagę, że w te je*ane dłonie, wielkości dziecka, nie obejmę nawet rękojeści swojego bicza, łuku, czy łańcuchów?! Że umiejętność latania w podmroku przy łowach nie jest bezznaczenia, a kure*nie kluczowa?! Że z taką wielkością można mnie połknąć w całości i nawet nie przegryzać?! Że wszystko ma znaczenie?! - warczała wściekle z uniesionym głosem. Po chwili przerwy, potrzebnej na samokontrolę ponowiła. - Mam do zaje*ania cztery wysokie kapłanki wraz z obstawą. To nie jest jakaś grupka łatwych czarnuchów. Tego się nie robi je*anymi flakonikami.
Duagloth w pewnym momencie schował twarz w dłoni, a po chwili po prostu wybuchł śmiechem i w tym śmiechu, nie było nic śmiertelnego. To był otchłanny rechot jakiegoś potwora. Jego płonące oczy jarzyły się jak dwa węgle kiedy spoglądał na Aurorę, która teraz, w tej postaci była od niego niższa.
- Och… Pierwsza córko… - otarł usta - “Ja” może i popierdoliłem, ale nie tak jak myślisz, choć wciąż nie tak jakbyś chciała. To nie ja odpowiadam za twój wygląd. To twoje dziedzictwo demona pożądania. Część ciebie, której może nie poświęciłaś wystarczająco czasu. A szkoda… miałem z twoją “ciotką” wiele miłych chwil. Wykonasz wolę swojej matki, Opiekunki Olorae, albo zginiesz próbując. Nabierz wprawy, przystosuj się. Uznaj to za możliwość zrozumienia samej siebie. Zawsze też możesz błagać mnie o ratunek… może pośpieszę ci z pomocą, jeśli mnie przekonasz.
- Skończyłam z tobą - zawyrokowała poważniej. - Wyjdziesz na tym lepiej jak nie wrócę, samcze - wycedziła i skierowała się do drzwi komnaty. Po drodze też nie zapomniała o porwaniu ze sobą rózgi, która była tak ważna dla Duaglotha.
Duagloth zupełnie standardowo, jak meżczyzna powinien, skłonił głowę i odpowiedział oficjalnym tonem.
- Oczywiście Księżniczko. - Po czym otworzył na oścież drzwi i usunął się na bok.
Kiedy Aurora chwyciła rózgę i ruszyła przed siebie. Milcząca drowka ruszyła za nią.

 

Ostatnio edytowane przez Proxy : 07-11-2016 o 22:35.
Proxy jest offline