- Zdaje się, że mamy - odparł glewia z uśmiechem i wszedł do karczmy. Nie przepuścił Saskii przodem, wszak odgrywali rodzeństwo. Francesco chciał wejść do środka ostatni, cały czas obserwując czy poharatany lubieżnik nie zrobi nic głupiego.
W "Słonecznym łóżku", jak zdążył już nazwać tawernę, porozmawiał chwilę z karczmarką, opłacił pokój na jedną noc i kolację na potem. Potem miał zamiar wybrać się na targ i rozeznać głównie w plotkach i pracy. Głównie w pracy, bo korpulentna kobieta zapewne zażyczyła sobie wszystkich jego oszczędności.