Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 01-09-2016, 19:07   #59
Aiko
 
Aiko's Avatar
 
Reputacja: 1 Aiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputację
Noc rozpoczęła jak zwykle od sprawdzenia maili. Bret odpisal jej krótko - “kochanka”. Natomiast rzemieślnik sprawił, że ta noc zaczęła zapowiadać się poytywnie - “Chciałbym poinformować Panią że zamówione elementy repliki jest już dostępna do odbioru w godzinach 7-15 w warsztacie”. Szybko odpisała, że niebawem ktoś się zgłosi po odbiór. Spakowała swoje rzeczy. Załadowała się do samochodu i ruszyła w stronę wioski o rzeczonej nazwie. W sumie to nie wiedziała jak Noles wygląda i czym się zajmuje. Postanowiła rozglądać się za najpaskudniejszą mordą w okolicy która tylko czeka by kogoś sprać.

Rzeczoną mordę znalazła bardzo szybko. Nawet dwie. Małżeństwo motocyklistów - bo jak inaczej zinterpretować komplet kurtek sucz-> <chuj; właśnie prowadziło zażartą dysputę na temat ceny naprawy swoich motocykli z chudziutkim właścicielem w upaćkanym skafandrze. Latało mięso, powoływano się na więzi krwi, grożono spaleniem warsztatu - robiło się coraz goręcej. Evelyn zaparkowała przecznicę dalej w obawie o swoje wypożyczone auto i przystanęła na tyle daleko by nie zwrócić ich uwagi, po czym zafascynowana obserwowała rozwój sytuacji poszerzając swój zasób słownictwa. Właściciel bezdyskusyjnie potwierdził swoje włoskie dziedzictwo - akcent prawie go nie zdradzał, ale kiedy obrażono jego mamusię, zamilkł. Groźna cisza trwała kilka sekund.

- Przepraszam, że przeszkadzam. - Evelyn stanęła między właścicielem sklepu a parką. - Wiem, ze pewnie maja tu państwo ważne sprawy do rozstrzygnięcia, ale mam mały problem z autem. - Brytyjka wyostrzyła zmysły. Motocykliści śmierdzą, sapią, serducha walą. Za to u właściciela...z serduchem słabo. Bo śmierdzi i sapie jak należy... nawet bardziej.

- Ależ skąd - chudzina wycedził przez zęby, uśmiechając się wymuszenie - Państwo kuzynostwo właśnie wychodziło - odwrócił się, dorzucił dwa zdania po maltańsku, sugestywnie dotykając kluczem wyglancowanych motorów.

Percepcja + Awareness, ST6, 2 sukcesy - przyszalał z prezencją. Chwilę po tym jak poczułaś nagły przypływ sympatii do niego ( w końcu interesy z rodziną, najgorzej ) zdałaś sobie sprawę że...coś takiego już czułaś. Sympatię czujesz dalej - ale masz uzasadnione obawy co do jej pochodzenia.
No i motocykliści zmyli się cholernie szybko po tym jak zdjął białe rękawiczki - to też jakaś informacja



Małżeństwo nawet nie odpyskowało, tylko rzucili portfel na stojący obok stolik i odpalili motory. Chwila ryku i zostali już tylko sami.

- Intresy z rodziną - mruknął niby do siebie, ale jednak po angielsku - Jak mogę Pani pomóc o tak później porze?

- To zależy. - Evelyn uśmiechnęła się do wampira. - Czy mam przyjemność z Nolesem?

- Kurrrwa - czar nie prysł, ale zdecydowanie nie wyglądał na zadowolonego - Niech ta noc się skończy.

- Spokojnie… ja byłam tylko ciekawa kim właściwie jesteś.

- Ciekawa, my ass - wyburczał. Rozejrzał się nerwowo po okolicy

- Evely..

- Cicho- warknął - Wjeżdżaj pani na podnośnik, zobaczymy co to się tak naprawdę stało - dodał już dużo głośniej

Brytyjka wzruszyła ramionami i ruszyła po swoje auto. Po chwili wjeżdżała już na podnośnik.

- No, mów czego chcesz. Nie fatygowałaś się tutaj z ciekawości - zapytał, włażąc pod samochód. Chyba faktycznie zabierał się do przeglądu.

- To wypożyczone auto nie rozczulaj się nad nim.

- Przecież widzę nalepkę. Po prostu mnie to uspokaja jak mam słuchać pierdolenia o “ciekawości”, “współpracy” i “dobrej woli” - zagrzechotały potrząsane elementy.

- Kiedyś miałeś się mną zajmować, a przynajmniej tyle mi powiedziano. Mojemu Sire z jakiegoś powodu zależało na tym bym cię znalazła. Więc na serio jestem tu z ciekawości.

- No to twój papa zrobił cię w ciula, bo ja nic o tym nie wiem. Kimkolwiek był. Zresztą, to akurat nie jest wyjątek.

- Bret Stryker. Czemu to nie jest wyjątek?

- O, stary Bret - głos mu złagodniał - Bo, jeżeli nie zauważyłaś, jesteś w świecie gdzie każdy cię w końcu wyrucha - wyjechał spod samochodu i spojrzał z podłogi na Evelyn - Jak zginął?

- Nic mi nie wiadomo o tym by nie żył. W sensie nie licząc tego że jest od dłuższego czasu trupem. Ale już nie wiem czy jestem z czymkolwiek na bieżąco.

- No to po co tu jesteś? Przecież jak żyje to potrafi się tobą zająć. Tak?

- Najwyraźniej nie może, jak widać.

- No dobra - przez chwilę kalkulował coś w głowie - Powiedział ci że się tobą zajmę, tak?

- To stare dzieje, powiedział że powinnam się z tobą zaprzyjaźnić. - Zerknęła na drzwi warsztatu. - Ale to złe czasy na odnajdywanie przyjaciół. Przyjechałam bo nie wiem co mam robić.

- Mówi ci “zaprzyjaźnij się”, a ty posłusznie biegniesz? - zakaszlał rozbawiony - Nie wiem co namieszał, ale pewnie coś dużego jak przysłał cię akurat do mnie.

- No cóż jestem głupim dzieckiem które robi co każe mu tata. Niestety nie mam pojęcia co namieszał.

- Domyślasz się dlaczego przysłał cię akurat do mnie?

- Podobno masz szczególne umiejętności i tu znów moja ciekawość. Chciałam się dowiedzieć jakie.
- Szczególne umiejętności - skrzywił się jakby zeżarł zaolejoną szmatę - To ci dopiero określenie

- Przyznam się, że gdy usłyszałam do jakiego klanu należysz bardziej spodziewałam się kogoś takiego jak ci motocykliści.

- A ja, gdybym usłyszał że jesteś z Torreadorów spodziewałbym się cycatej blondyny w kusej sukience. I co? Mam ciebie.

Wampirzyca uśmiechnęła się. - Jak na razie wszystkie znane mi różyczki są rude. Ale nie znam wielu.

- Gorąco na dachu, wilgotno w piwnicy - wjechał z powrotem pod samochód - Możesz nie poznać, niedługo zostanę ostatni na Malcie.

- Wielu brujah? Wiesz, nie żeby mnie ciągnęło do poznawania wampirów. - Evelyn rozejrzała się po warsztacie. - Jak na razie nasz mały światek raczej stara się mnie wykorzystać, a i ja jestem mało towarzyska jak na klan róży. Opowiesz mi o tych zdolnościach?

Noles wybuchnął śmiechem. Przez dobre pół minuty brechtał pod samochodem. W końcu z trudem wydusił - Jak mnie tu znalazłaś?

- Pomęczyłam pewnego starego magika, a wcześniej bardzo sympatycznego nekromantę.

- I nie wspomnieli o niczym? Nie rzucili żadnej kąśliwej uwagi?

- Jeśli jakieś były to idealnie pasowały do stereotypów twojego klanu. Czytaj nie zwróciłam na nie uwagi.

- Dobra - wyjechał spod samochodu i swoją rzucił deskorolkę w kąt warsztatu - Mam jedną “szczególną umiejętność”

Evelyn przy gwałtownym ruchu od razu spięła się i wyostrzyła zmysły. Ledwo powstrzymała się by nie wyrwać biegiem.

- Oho - rozluźnił się, widząc że Evelyn wcale nie chciała się na niego rzucić - Chyba tą potrzebną.

- Trochę ostatnio przeszłam. - Odetchnęła i oparła głowę o ścianę warsztatu. - Co tam ciekawego masz Noles?

- Absolutnie nic. - zaczął odkładać narzędzia na miejsce - W 2003 spierdoliłem straszliwie. Poniosło mnie, zrobiłem burdę na dwie ulice. Maskarada, te sprawy, wyglądało że będzie krucho.

- Tak jak dziecko Burnsa? - Nie potrafiła uspokoić zmysłów. Z kąta pokoju dotarło do niej syczenie. - Nie ważne. Nie było “krucho”?

- Mało ważne. W każdym razie - “specjalna zdolność”. Od tego czasu jesteś druga. Nikogo innego nie spotkałem. Posadziłem dupę w cieniu i siedzę. Aż ktoś spierdoli bardziej i zapomną.

- Podobno miała tu przyjść walizeczka i uprzedzić cię o tym co się dzieje.

- Walizeczka?

- Juliette.

- To ta stara Ventrue? Grandma-mam-kasę?

- Nie przypominam sobie by Vetrue przebierali się za gangsterów. Nie ma problemu mogła się tu nie pojawić. Jak się nazywała ta stara Ventrue?

- Jakbym pamiętał, to bym nie pytał.

- Pani Bonnet? Kiedy tu była?

- Nigdy. Na tym polega siedzenie cicho.

Brytyjka uśmiechnęła się. - A wracając do meritum sprawy. Ta zdolność to?

- Siedzenie na dupie. Cicho. Unikanie kłopotów - rozbawiony patrzył na Evelyn - Nie tego ci teraz trzeba?

- Na pewno mogłoby na tym zależeć mojemu ojczulkowi i chyba paru innym starszym. Myślisz że już zapomnieli o twoim wybryku?

- Jak spłynie ten syf który właśnie zrobił Burns...być może. Zależnie od tego czy szeryf też za to poleci.

- Może się okazać, że nie przeżyje. Skoro nie było tu walizeczki to przekazuję newsy. Łowcy chodzą i na nas polują. Miała ci przekazać byś się przyczaił. Ale to i tak dobrze ci wychodzi.

- Nosferatu już to przekazali. Jak bardzo dupiacie tam jest? - zakręcił ręką, jakby chodziło mu o wszystko dookoła.

- Trochę musiałam się wycofać z uwagi na własne kłopoty, ale z tego co się orientuję jest źle. Wszyscy się pozaszywali, elizja zamknięte, przynajmniej te mi znane. Ale wiesz jestem młodzikiem.

- A ja jestem już pradziadkiem i mam dwa tuziny wnuków.

- Miałeś potomstwo zanim cię przemieniono?- Evelyn czuła, że się uspokaja. Miło było przez sekundkę nie myśleć o tej cholernej szkatułce.

- Nie, po prostu żartuje.

- Jak stary jesteś Noles?

- Mam z 40 lat? Cholera wie, po śmierci przestałem obchodzić urodziny. Głupio jakoś.

- Ja jestem po tej stronie miesiąc… coś koło tego. Mam wrażenie, że każdy kto chodzi teraz po Malcie chce mnie zabić, a kolejny wampir na którego liczyłam. - Podrapała się po głowie. - Nie jestem w stanie się przyczaić. - Oderwała się od ściany. - Chyba czas na mnie, mam nadzieję, że udało mi się zaprzyjaźnić i tatuś będzie ze mnie dumny.

- Tjaaa…- zastanowił się chwilę. Z sekundy na sekundę pogarszał mu się nastrój - Wiesz jak mnie załatwiłaś?

- Jak to załatwiłam?

- Łowcy, mówisz. A ty wiesz gdzie mieszkam.

- A Nosferatu nie wiedzą gdzie mieszkasz? Ta Ventrue nie wie gdzie mieszkasz? Tamta walizeczka też wiedziała gdzie cię szukać, a gdzieś najwyraźniej przepadła. - Evelyn posmutniała. Szybko wyostrzyła zmysły i zerknęła czy jest w stanie sprawnie opuścić garaż - najlepiej autem. I tyle jeśli chodzi o zaprzyjaźnianie się. - Nie martw się wampiry zabiją mnie zanim łowcy dobiorą się do mojej główki. Daj mi samochód i pozwól robić to co mam do zrobienia, a tobie polecam zmień na chwilę lokalizację, bo jeśli dopadną kogokolwiek z nas to cię znajdą.

- Oby tak było - wyraźnie ciężko nad czymś myślał kiedy powolnym krokiem ruszył wgłąb garażu - w stronę konsoli która opuszczała podnośnik...ale i większości z szafek - Obyś nie dożyła złapania.

- Wiesz, że jeśli tutaj zginę na pewno nici z zapominania o twoim poprzednim wybryku. Może nawet obarczą cię moim zadaniem. - W jakiś sposób nawet ta myśl wydała się jej pozytywna. Evelyn podeszła do podnośnika, tak by w razie czego mieć choć trochę osłony. Skupiła swoją uwagę na wampirze starając się wyczuć jego aurę. - Na pewno chętnie znalazłbyś się w centrum tego bałaganu, co?

widzenie aury - 7 2 1 1 7 = 0 sukcesów.



Kiedy tylko spróbowała się skupić w samochód poleciał klucz. Metalowe narzędzie z łomotem wyrżnęło w karoserię, a oburzony Brujah walnął z całej siły w panel. Spadający z metra samochód głucho tąpnął o posadzkę.

- Nie mierz mnie waszą miarą - wywarczał, ciężko opierając się o panel - To nie Brujah są potworami w ludzkiej skórze.

- Jaką “naszą miarą”?!

- WON Z MOJEGO WARSZTATU ZDRADZIECKIE STWORZENIE

- Jak sobie chcesz. - Brytyjka wsiadła do auta i wyjechała z warsztatu. W tylnym lusterku Eveleyn mogła jeszcze zobaczyć jak Noles opada na krzesło i aż do momentu kiedy minęła zakręt odprowadzał ją wzrokiem. Dziewczyna poirytowana rusza w stronę Valetty. Zdała auto jak zwykle bez kaucji i postanowiła poszukać sobie hotelu. Po drodze postanawia przysiąść w jakiejś kafejce internetowej.

- Pani - nachalnie zaczepił ją jakiś menel stojący pod kafejką - Daj pani euro - nachylił się poufale do Evelyn, szczerząc żółte zęby. Ale zdradziło go coś innego niż przerysowany wygląd.

Nie śmierdział. Pod całym brudem który starannie nałożono na ubrania, nie był tego stęchłego, odrzucającego zapachu. Wręcz przeciwnie - brytyjka mogłaby powiedzieć że pachnie… piżmem?

Wampirzyca sięgnęła do kieszeni, starając się jednocześnie przyjrzeć menelowi, po czym podała mu monetę. - Dużo Pan za to nie kupi.

- Dobre serduszko zawsze w cenie, dobre serduszko przyjaciół...kurrrwa - kloszard przerwał teatralny występ kiedy zorientował się że Evelyn złapała go z ręką w nocniku.- a dokładniej z ręką w kieszeni...której sraczkowaty sweter nie miał. Wyszarpnął z niego związany sznurkiem liścik - Nie dotykaj mnie, weź tylko list, bo iluzja pryśnie.

Brytyjka chwyciła liścik. - Udanej nocy. - Minęła menela i weszła do kawiarenki. Dopiero gdy rozsiadła się z laptopem zajrzała do liściku z ciekawości obserwując jego aurę. Była słaba - to nie jest przedmiot do którego twórca przywiązywał większą wagę albo miał go ze sobą dłużej. Szybko przeleciała wzrokiem po treści.

“ Evelyn, pojutrze będzie już za późno. Najpóźniej w piątek rano twoje odkrycie musi zostać ogłoszone “

Pismo Smitha - a przynajmniej takie samo jakie było na umowie. Oczywiście zero wyjaśnień, co jak dlaczego ani nawet jak wiedział gdzie ją znajdzie.

- No tak… - Złożyła liścik i wsunęła go do kieszeni. Nadszedł czas, że będzie musiała trochę przyspieszyć z pracą. Szybko napisała maila do Samuela z prośbą by odebrał szkatułkę, od razu na wszelki wypadek wykonała do niego przelew i umówiła się na spotkanie. Po chwili namysłu zerknęła na spamowego maila. Pusto. Wyłączyła laptop i ruszyła na poszukiwanie hotelu, do dalszej pracy będzie potrzebowała ciszy.

W końcu zdecydowała się na miejsce, które oferowało ze swoich pokoi widok na Saint Angelo i zarezerwowała pokój z jak największą łazienką na dwa dni. Zamknęła balkon mimo fajnej morskiej bryzy.

Zerknęła na zegar 22:00. Jest szansa, że jeszcze jej nie zabiją za wydzwanianie. Sięgnęła po telefon i zadzwoniła do kilka antykwariuszy.

manipulacja + etykieta, ST7, 9874 -



Szybko dowiedziała się, że po za nią jeszcze ktoś pytał o ten obiekt - 5 innych - z czego jedno z tego miesiąca, nawet wcześniejsze niż twoje. A ostatnie wczoraj. Evelyn podziękowała i sięgnęła po swój notatnik. Szybko przekartkowała swoje zapiski.

- No dobrze… co ja właściwie wiem. - Postukała długopisem po pustej kartce jak zwykle nic nie zapisując. - Jest spora szansa, że osóbka, na którą poluje Smith to Ghufran zwany uroczo Miłosierdziem Nocy. Jedynie 500 letni assamita. - Odłożyła notatnik i zaczęła się kręcić po pokoju. Szybko sięgnęła po telefon. - Cześć Samuelu, nie obudziłam?

- Ostatnio sypiam raczej w dzień. - Wydawał się być zmęczony. - Co się stało? Już umówiłem się na odbiór tej szkatułki. - Czy pomógłbyś mi w organizacji spotkania, na którym potwierdzę znalezienie XVI wiecznej szkatułki.

Czułam, że chce zaprzeczyć. Przez telefon usłyszałam dźwięk wyłączanego i włączanego długopisu. - Niech będzie, na kiedy?

- Na następną środę, chyba wtedy odbywają się wykłady otwarte na Malcie.

- Dobra, mam pomysł, która sala może być wolna.

- Gadałeś na uczelni? - To ją zaskoczyło.

- Toż mi kazałaś.

To juz całkowicie zbiło ją z tropu. Toż Sam nie jest jej ghulem… Szybko ustalili kilak szczegółów i umówili się na obejrzenie szkatułki u Samuela. - A, Sam. Czy mógłbyś mi wobec tego, wypożyczyć kilka sprzętów do badań. Chciałabym jeszcze sprawdzić kilka rzeczy, a wolałabym unikać laboratoriów.

Po rozmowie szybko odpaliła komputer i zabrała się za pisanie artykułu.

Inteligencja + Wykształcenie, ST8, 96161360 = 1 sukces - wielkiego odezwu z tej strony nie będzie, ale jak ktoś sprawdzi to dostanie podstawkę że to nie jakiś przekręt tylko faktycznie ktoś to bada



Nie był to szczyt jej umiejętności, ale jak ktoś sprawdzi to dostanie przynajmniej informację że to nie jakiś przekręt tylko faktycznie ktoś to bada. Pozwoliła sobie na wrzucenie jeszcze informacji na kilka forów. - Fiu… no i cała moja kariera idzie się… Jest spora szansa, że nie przeżyję tej imprezy i może pośmiertnie dadzą mi chociaż tytuł magistra. - Roześmiała się i przez chwilę oglądała repertuar la Scala. - Ciekawe jak się tutaj dostałeś Panie “Miłosierny”. - Sprawdza jakie statki zawinęły do portu nocy kiedy rozmawiała z Joachimem, szczególnie patrzy czy przybyło coś z Tripolisu statki, loty - raczej ni mam czasu by to sprawdzić ale co tam. Do portu zawinęło parę transportowców - głównie dobra codziennego użytku i paliwo, dwa okręty wycieczkowe, jeden katamaran, i przynajmniej trzy jachty. Wszystko tylko tej jednej nocy - ale do różnych portów.
Zerknęła na zegarek. - Już trzecia… Boże gdybym nie była wampirem miałabym cały dzień na ogarnianie tego. - Ta myśl była niczym kopnięcie w plecy. - Gdybym nie była wampirem, w ogóle nie miałabym tego problemu. Wróciłabym do Anglii. Pewnie rozglądałabym się za kolejnymi wykopaliskami. Sięgnęła znów po telefon odpalając spamowego maila. Szybko wybrała numer go Giovaniego.

Bernardo jak zwykle jest bardzo pomocny - Lenora to u nich uniwersalne imię - takie kiedy chcą podkreślić klan, a nie osobę. Nawet chętnie zrobi Evelyn przysługę i dowie się kto to mógł być, jeżeli sobie tego życzy. Tyle że to chwilę zajmie - co najmniej 2-3 noce, jak mówi. Brytyjka podziękowała mu nrazie. Nie wiedziała czy przetrwa następną noc, a co dopiero 2-3 dni.

-*-

Na początku kolejnej nocy wykonała kilka telefonów z informacją o znalezieniu obiektu. Podała szczegółowy opis obiektu. Głównie zależało jej na tym by informacja o tym, ze ma ten obiekt. Jeśli była sposobność informowała, że planuje jeszcze jedne badania na jutro w celu dokładniejszego przebadania obiektu. Wampirzyca bierze jeszcze szybki prysznic i zgarnia kilka rzeczy. Walczy z tym, ale ostatecznie pakuje zmianę bielizny, na wypadek gdyby nie dała rady tu wrócić. Zmęczona już tymi małymi czynnościami staje przed drzwiami od pokoju. Znów wraca ten dziwny niepokój. Bierze dwa głębsze oddechy i wyostrza zmysły.
Idąc do Samuela, znów bardzo pilnuje by unikać łowców. Do tego stopnia, że gdy tylko widzi kogoś w obszerniejszej bluzie czy kurtce wchodzi do sklepu lub kafejki. Kamienica Samuela znów wita ją masą niechcianych zapachów, na szczęście samo mieszkanie jest już w lepszym stanie. Widać profesorowi pomaga powrót do pracy i częstszy kontakt z Evelyn.

- Cześć! Jak tam to cacuszko?

Profesor wyszedł z kuchni z dwoma kubkami herbaty. - Mogło być lepiej.

- Cóż lepiej nie będzie. - Evelyn przysiadła przy biurku i zaczęła oglądać skrzyneczkę. - No może krztyneczkę da się poprawić. Masz nasz sprzęt?

Samuel wyjął spory pakunek z jednej z szaf i postawił go na stole, po czym przysiadł na krześle obok tak by obserwować dziewczynę. - Jak się czujesz?

Wampirzyca sięgnęła po narzędzia i zabrała się za poprawki. - Nieźle jak na trupa.

zręczność + rzemiosło ST8, 8 kości + specjalizacja za drobne robótki + punkt siły woli. 98876111 + siła woli = 1 sukces! - czyli cośtam popucowałaś, cośtam popiaskowałaś



Profesor wzdrygnął się. - Możesz tak nie mówić?

- Nie chcę byś się łudził, że wszystko jest po staremu. - Sięgnęła po szkło powiększające by coś sprawdzić. - Jest dobrze, mamy małe zamieszanie w światku ale może uda mi się z tego wykaraskać bez większych kłopotów. Kupiłam tamto mieszkanie.

- Super i jak ci się mieszka?

- Nie mieszkam tam, nie mam czasu by je urządzić po swojemu.

- Hm…

Evelyn odstawiła szkatułkę. Doskonale widzi że efekt nie jest za dobry. Studenciaków by zrobił w jajo, może jakiegoś magistra. No, doktora - debila. Ale to tyle. - Eh już nic się nie poradzi.

- Czy chciałabyś bym pomógł ci z mieszkaniem?

Brytyjka spojrzała na profesora i uśmiechnęła się.

- Wierzę, że możesz nie chcieć bym wiedział gdzie mieszkasz…

Przerwała mu ruchem ręki. - To dobry pomysł. - Podeszła do plecaka i wyjęła z niego jeden komplet kluczy, po czym rzuciła je profesorowi. - Myślałam o najęciu architekta wnętrz czy coś w tym stylu. Potrzebuję wygospodarować jeden ciemny pokój do spania i sam wiesz, zawsze marzyłam o wszystkich ścianach wypełnionych regałami. Tylko jeśli możesz, nie ruszaj tego do jutrzejszej nocy, a raczej możesz poszukać kogoś i powybierać meble ale tam nie idź, prześle ci dziś planiki.

- Czemu?

- Małe problemy własnościowe. - Evelyn posmutniała. Powoli wróciła do biurka i zaczęła pakować sprzęt i zabezpieczać szkatułkę. Ciekawe czy będzie mogła tam zamieszkać, czy istnieje szansa, że będzie mogła tam spędzić choć odrobinę czasy z Bretem.

- Co tam u Costy? - To imię ledwo przeszło mu przez gardło.

- Nie wiem. - Po chwili namysłu dodała.- Żyje, ale ma masę spraw do pozałatwiania. Będę się zwijać Sam. Jakbyś znalazł coś fajnego to mi podsyłaj.

- Jasne. - Odprowadził ją do drzwi. - Jaki plan teraz?

- Zjeść coś. - Mrugnęła do niego. - Take care.

Gdy tylko opuściła dzielnicę, w której znajduje się kamienica Samuela i poczuła się bezpieczniej, wydobyła z kieszeni telefon.

- Czy twoja propozycja jest nadal aktualna? - Chłopak po drugiej stronie słuchawki był bardziej niż szczęśliwy. Cóż przynajmniej, będzie miała trochę radochy z tej nocy.

Po powrocie do hotelu siadła znów do pisania maili. Wypycha z kilku maili, założonych na przestrzeni ostatniego tygodnia skrzynek z informacją, że nieoficjalne otwarcie odbędzie się jutro w forcie Saint Angelo. Jak zwykle zerka też do maila, którego podała Bretowi. Po chwili namysłu pisze do niego.

“Hej staruszku. Jak tam ty i twój kochanek? Jutro zamierzam wpaść na stare śmieci, więc fajnie jakbyście się może przenieśli do niego.”

Odstawia laptop na biurko i znów siada do szkatułki. Przysiada na podłodze i kładzie przed sobą po jednej stronie wypakowany z zabezpieczenia obiekt, a po drugiej lekko odwinięty z materiału dysk.

- 500 letni wampir, Bret ma troszkę ponad 200 lat. - Delikatnie przejechała palcem po szkatułce. - Ze staruszkiem, nie ma szans, nie mam szans nawet z dużo młodszą Cristą, a co dopiero z istotką, która jest tak stara i specjalizuje się w zabijaniu. - Ostrożnie ułożyła dysk w szkatule i wstała na chwilkę. - Wiem tylko, że są uzależnieni od naszej krwi… super. Kryją się w cieniach, specjalizują w zabijaniu i prawdopodobnie może być szybszy nawet od Smitha. - Poirytowana wyszła na taras. Saint Angelo było jasno oświetlone z zewnątrz. Wyraźnie widziała rusztowania przy głównej bramie. Wyostrzyła zmysły i nagle wydało się jej że stoi tuz obok. Czy tak się czuli obserwując mnie i Breta przy przemienieniu? Przygryzła wargę na myśl o seksie z wampirem, niechcący rozcinając ją kłem. Szybko zalizała rankę. - Co mam robić staruszku...

 
Aiko jest offline