Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 02-09-2016, 01:04   #25
MrKroffin
 
MrKroffin's Avatar
 
Reputacja: 1 MrKroffin ma wspaniałą reputacjęMrKroffin ma wspaniałą reputacjęMrKroffin ma wspaniałą reputacjęMrKroffin ma wspaniałą reputacjęMrKroffin ma wspaniałą reputacjęMrKroffin ma wspaniałą reputacjęMrKroffin ma wspaniałą reputacjęMrKroffin ma wspaniałą reputacjęMrKroffin ma wspaniałą reputacjęMrKroffin ma wspaniałą reputacjęMrKroffin ma wspaniałą reputację

Mgławica Omega
Sahrabarik
Omega
Targ Omegi
13.34 lokalnego czasu


Drużyna Widma skierowała swoje kroki ku targowisku, wysłuchując po drodze niesamowitej opowieści Jahleeda o jego wcześniejszych perypetiach powiązanych z osobą napotkanego kroganina i jego równie milutkiego brata. Każdy z opowieści tej wysnuł inne wnioski, jasne jednak było dla wszystkich, że lepiej aby volus nie eksponował zanadto swojego przybycia na Omegę, bo mogłoby to źle się dla niego skończyć. Niewątpliwie Jahleed znał jeszcze inne osoby z tej asteroidy, których z całą stanowczością nie chciałby spotkać, a zetknięcie się z jedną mogło poskutkować efektem domina.

Brnąc przez śmierdzące uryną, brudne i ciasne uliczki niższych okręgów Omegi drużyna zauważyła, że zaczyna zwracać uwagę tutejszej ludności. Nic to dziwnego – kroczyli profesjonalnie uzbrojeni i pewni siebie, bez emblematów żadnej z grup najemniczych, pośród tłumu biedoty przymierającej nie raz głodem. Biedota ta z nadzieją spoglądała na połyskujące, zadbane karabiny i pancerze. Za takie cacko można było dostać od Błękitnych Słońc tyle, by wylecieć pierwszym promem z tej paskudnej stacji i nigdy na nią nie wrócić. Albo przynajmniej nakupić chleba dla siebie i swojej rodziny.

Nie szli długo, lecz ten spacer nie zaliczał się na pewno do przyjemnych. Nie dość, że tak w połowie drogi zgasła większość lamp oświetlających korytarz, to nagle weszli w uliczkę zamieszkaną przez vorche, chrumkające dziwacznie i wymieniające głośne uwagi na temat przechodzących. Bardzo niewyszukane uwagi. Nic się jednak nie stało – pewnie tylko przez fakt, że podróżujący byli uzbrojeni, i Widmo wraz ze swymi towarzyszami dotarło na targ.

Każdy skierował się do innego stoiska. Aż dziwne było, jak w miejscu tak przesiąkniętym biedą i beznadzieją, tak intensywnie rozwijać się może handel. Stoisk było wiele i oferowały wszystko – od jedzenia po broń, choć tej drugiej zdecydowanie więcej. Poza tym było to jedno z nielicznych miejsc w galaktyce, gdzie jawnie i bez kłopotu można było zakupić nielegalne mody do broni czy eksperymentalne wzmacniacze biotyczne.

Towary, które zwróciły uwagę drużyny:

Cytat:
Strzelba Executioner VII – 200 (obrażenia), 4 (strzały do przegrzania), 66 (bonus do celności) – 2400 kredytów
Amunicja chemiczna I - +30% (dodatkowe obrażenia toksyczne), 5 (dodatkowe obrażenia na turę) – 500 kredytów
Amunicja antyorganiczna I -15% (bonus do obrażeń zadawanych organikom) – 500 kredytów
Podpalające ulepszenie granatów II – 19 ( dodatkowe obrażenia na turę) – 250 kredytów
Wzmacniacz biotyczny Synx – 50 (bonus do trwania), 0 (bonus do mocy), 30 (bonus do cooldownu) – 1200 kredytów
Dodatkowy pojemnik na medi-żel - (+1 do posiadanej podstawy) – 300 kredytów
Po zakończeniu zakupów, drużyna rozeszła się, by rozpocząć pierwszy etap poszukiwań Agany Temi.


Po rozstaniu Barrus skierował swe kroki z powrotem na górę, aby udać się do największego i najbardziej prestiżowego klubu na Omedze – klubu Arii T’Loak – Afterlife. Idąc samotnie uliczkami dolnej Omegi przynajmniej kilkukrotnie przyłapał mieszkańców tego rejonu na tęsknych spojrzeniach w kierunku jego ekwipunku. Znacznie częstych niż gdy podróżował z grupą. Na ogół wystarczało jednak szybkie chwycenie za pistolet, by ugasić narodzone nadzieje i zmyć z twarz szelmowski uśmieszek.

Bez większych trudności dotarł nareszcie do przedsionka Afterlife. To tutaj przed wielkimi drzwiami z równie wielkim napisem ogłaszającym, jakie to miejsce, ustawiała się ogromna kolejka, chcąca dostać się do tego elitarnego klubu. Kolejka była doprawdy imponujących rozmiarów i zawijała aż do hangaru statków, w międzyczasie rozchodząc się jeszcze na dwie odnogi. Koniec wężyka znaczył potężny elkor pilnujący wejścia i przerzedzający grono potencjalnych klientów Afterlife. Barrus widział, jak zabrania wejścia niemalże wszystkim do niego podchodzącym i już wiedział, że będzie potrzebował dobrego argumentu, by się dostać do środka.

W tej chwili poczuł, jak coś delikatnie chwyciło go za nogę. Odruchowo spojrzał w dół.


Batariańske dziecko. Tak na ludzką miarę mieć mogło najwyżej pięć lat. Spoglądało wesoło swoimi czterema oczami na Widmo i, okazawszy sympatię, ujawniło swoje rażące braki stomatologiczne. Dziecko zaśmiało się cicho, by następnie powiedzieć:

Dziecko: Kilka kledytów, plose, kilka kledytów.


Jahleed postanowił wykorzystać alternatywne źródła wiadomości o ich celu. Musiał odnaleźć kilkoro ze swoich byłych kontaktów na Omedze, a nuż któryś byłby w stanie powiedzieć mu coś ciekawego. Byli to w końcu ludzie rozeznani w lokalnych sprawach – gdyby nie byli, najpewniej wypadliby z interesu. Omega nie wybaczała. Poza tym volus znał też kilku handlarzy informacją (co swoją drogą zawsze było to chodliwe), a ci już musieli coś wiedzieć, o ile Agana faktycznie działała na Omedze ostatnimi laty.

Najwięcej nachodził się Jahleed – był i w dolnych częściach Omegi, i w tych wyższych. Wszędzie tam, gdzie mógł coś załatwić, kogoś spotkać i jakieś informacje odnaleźć. Odświeżył też niesamowitą ilość dawnych znajomości – niektóre chętniej, inne mniej. Najczęstszą reakcją jego znajomych było „sądziłem, że nie żyjesz” lub w wariancie „a to żyjesz jednak?”. Jahleed z pewną satysfakcja oznajmić mógł, że owszem, żyje i że ma się dobrze.

Informacje, jakie otrzymał były cokolwiek mętne, a niekiedy sprzeczne. Zapytał o obie fałszywe tożsamości Agany – Irarise Meveni i Baies Ditrire. O ile o pierwszej posiadali dosyć skąpe informacje, to druga była już poważnie znaną personą Omegi. Przynajmniej kiedyś.

Okazało się więc, że Irarise Meveni widnieje w niektórych danych handlarzy informacją jako najemniczka Błękitnych Słońc, a następnie Zaćmienia, gdzie jej życiorys drastycznie się urywa. Po prostu zniknęła nagle, nie pozostawiając żadnej wiadomości. Nikt ze znajomych volusa nie potrafił powiedzieć nic więcej na ten temat.

Natomiast Baies Ditrire osiągnęła swego czasu na Omedze, szczególnie wśród biedoty, status kobiety sukcesu. Co interesujące, Jahleed potwierdził fakt, że awansowała społecznie od roli ochroniarz w Afterlife aż do kochanki Arii – a to znaczyło naprawdę wiele na Omedze. Wtedy znała ją cała stacja. Niedługo potem stało się coś dziwnego, padły strzały, oszczerstwa. Wyszła z tego jakaś haratanina w Afterlife, padło kilka trupów, po czym Baies zniknęła i nikt więcej o niej nie usłyszał. Aria natomiast za pytania na jej temat zwykła nakazywać swoim gorylom pouczenie ciekawskiego strzałem w stopę.

Przy okazji Jahleed zebrał też informacje na temat pierwszego znajomego, jakiego miał nieprzyjemność spotkać już w dokach. Wielu handlarzy informacją stwierdziło, że Targat stał się hegemonem Krwawej Hordy na Omedze, dzierżąc w swym ręku władzę prawie dyktatorską. Przez to zyskał nie tylko on, ale również Horda, która stała się tym samym najpotężniejszą (po Arii, rzecz jasna) siłą na Omedze. Na kilkanaście dni przed ich przybyciem, ktoś rozpuścił plotkę, że Targat chce doprowadzić do przewrotu na stacji – tak jak przed laty Aria – i przejąć nad nią kontrolę. Tymczasem wczoraj huknęła niespodziewanie wieść, że Targat zrezygnował z posady bossa Krwawej Hordy i przekazawszy ją swemu bratu, zakupił za bajońską sumę wielki statek kosmiczny i rozpoczął przygotowania do odlotu. Ile było w tym prawda, ciężko stwierdzić. Faktem jest natomiast, że olbrzymi statek transportowy przybił właśnie wczoraj do doku B i rozpoczął załadunek. Czego? Tego też nie było wiadomo, bo statku non stop pilnowali ochroniarze-vorche.

Uzbrojony w te informacje Jahleed przemierzał korytarze dolnej Omegi poważnie zamyślony i nad sprawą Agany, i nad sprawą Targata. A co jeśli go rozpoznał? Jeśli tylko udawał, że nie zauważył? Czy to możliwe, aby chciał dokończyć to, co zaczął przed laty…?

Rozmyślając, zupełnie pogrążył się w czarnych wizjach związanych z nim i byłym bossem Hordy. Pogrążył się do tego stopnia, że nie zauważył batarianina stojącego przed nim, który rozmawiał z drugim żywo.

Batarianin: Co jest?

Odwrócił się. Miał na sobie pancerz i broń. Karabin szturmowy. Stary i zużyty co prawda, ale z pewnością działający. Stojący obok niego towarzysz wyglądał identycznie, niczym jego brat bliźniak – choć to może przez fakt, że batarianie ogółem są podobnie. Ten drugi trzymał w dłonie dwie żelazne smycze, do których uwiązane były oddzielnie dwa sporych rozmiarów varreny. W oddali, dopiero do chwili, volus dojrzał też trzeciego z tej konfraterni.

Batarianin, na którego wpadł, uśmiechnął się nieładnie.

Batarianin: Co ci jest, pokurczu, nie widzisz przez ten kombinezon?





Liri i Quin udali się do miejsca, gdzie prowadził trop najświeższej z fałszywych tożsamości agentki Temi – do klubu Overmind, położonego w niższych sektorach Omegi. Znajdował się on stosunkowo blisko targu, lecz i tak aby się tam dostać, należało przebrnąć przez kolejne śmierdzące i zaciemnione korytarze pełne śliniących się vorchów. To ewidentnie musiały być ich jakaś nieformalna dzielnica.

Klub wyrósł jak z podziemi. W najbardziej obskurnym zakątku najbardziej obskurnej z ulic, jakie dziś widzieli, w korytarzu o szerokości najwyżej dwóch metrów i wysokości niewiele większej. Na jednej ze ścian bocznych pojawiły się stare, podrapane metalowe drzwi, przed którymi stał pojedynczy batariański wykidajło. Nad wejściem świecił niemrawo błękitną barwą neonowy napis „Overmind”. Batarianin nie obdarzył ich większym zainteresowaniem. Gdy się zbliżyli, zlustrował ich zmęczonym i znużonym wzrokiem, po czym pogrążył się chyba w drzemce. Quin i Liri popatrzyli na siebie, potem na strasznej jakości drzwi i zaschniętą plamę krwi tuż obok, a następnie wkroczyli do klubu.

I poczuli się zaskoczeni. Wyrosła przed nimi sala pełna ludzi, dymu i hałaśliwej muzyki techno, czego nijak nie można by zgadnąć, stojąc za ścianą. Rozochocony tłum wył, zagłuszany przez wszędobylskie głośniki, a salariański barman wydawał się lada chwilę umrzeć z przepracowania. Tymczasem po drugiej stronie ściany ledwie słychać było jakieś oznaki zabawy. Miejsce to nie było zbyt przestronne, zaś wyglądem przypominało znacznych rozmiarów piwnicę. Tłum był wszędzie i zdawało się, że przeciśnięcie się przezeń do przeciwległej ściany grozi stratowaniem. Już kilka kroków od wejścia zaczynała się niekończąca fala osobników wszystkich ras galaktyki.

Pomieszczenie było prostokątem; przy ścianie po lewej mieścił się skromny bar ze wspomnianym już barmanem, a po prawej kilka zajętych i odgrodzonych wstęgą stolików, przy których zasiadali członkowie Błękitnych Słońc. Nie tylko tam zresztą byli – stali co kilka metrów pod ścianami w absolutnym ścisku i tylko pancerze ułatwiały ich wypatrzenie w pstrokatym tłumie. Nad głowami szalejących gości wisiały cztery klatki na różnej wysokości, w których tańczyły striptizerki asari. Najwyraźniej nie tylko striptizerki, o czym świadczył fakt, że jedna z „artystek” właśnie oddawała się pod ścianą brudnemu i głośnemu kroganinowi.

A więc byli na miejscu. Mieli dane i cel. Czas rozpocząć misję o kryptonimie „Agana Temi”.
 

Ostatnio edytowane przez MrKroffin : 02-09-2016 o 01:08.
MrKroffin jest offline